spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.
Watch the world burn

{mood}

Nie spodziewał się wiele po tych świętach, a na pewno nie że przebiegną w miłości, harmonii i zrozumieniu. Czemu więc postanowił zaprosić rodzeństwo na wspólny obiad świąteczny? Ostatnio działo się naprawdę wiele i nie chodziło jedynie o ucieczkę Isaaka i jego chorobę, list Viper czy jego własne problemy zdrowotne, przestawienie się na leczenie, które powodowało u niego ogólne osłabienie, bóle i czasami zawroty głowy. Leki zaczął brać kilka tygodni temu i już miał tych jebanych prochów serdecznie dosyć. Wizytę kontrolną, na której wspomni o dolegliwościach, miał dopiero po świętach, więc na całe szczęście było już bliżej, niż dalej. Chodziło mu również o to, czego ostatnio się dowiedział, a niepokojące informacje dochodziły go z wielu stron. Adam opowiedział mu o niezdrowej relacji Evy, Olivera i Saula, w której prawdziwość wierzyła narzeczona Evy 一 o której śmierci też dowiedział się od brata 一 i sam tak naprawdę nie był pewien co o tym myśleć. Może liczył na rozmowę, jednocześnie chcąc sprawdzić jak czuje się Eva po utracie bliskiej osoby. Kolejną sprawą było nagłe pojawienie się nieplanowanego dziecka Saula, co początkowo wziął za nieśmieszny żart, szczególnie że była to informacja pozyskana na rodzinnym czacie, w postaci wiadomości z załączonym zdjęcia. Halo, dzieci nie rosną na drzewach, nie szuka się ich w kapuście i nie odbiera od bocianów, kangurów ani innych zwierząt. Było co prawda wiele możliwych opcji, ale żart wydawał się najbardziej prawdopodobny w tych okolicznościach. Skoro wraz z Arthurem przełożyli ślub na przyszły rok i jednym z większych, zbliżających się wydarzeń były święta, to Samuel uznał, że zebranie wszystkich w jednym miejscu pod pretekstem spędzenia razem tego czasu, będzie ogromnie ryzykownym, ale również dosyć prostym pomysłem, a kombinować i spotykać się ze wszystkimi oddzielnie nie miał zamiaru. Prawdopodobnie miała to być ostatnia próba wyjaśnienia spraw rodzinnych, bo jego rodzeństwo było w tej kwestii niezwykle oporne. Może najlepszym pomysłem było skupienie się na sobie i na tych, których miał pod opieką. Reszta była w końcu dorosła, nawet jeżeli niektórzy zachowywali się dalej jak małe dzieci.

Odkąd wstał z łóżka miał niezbyt dobre przeczucia, co tylko pogłębiło jego zdenerwowanie. Kręcił się po domu w zasadzie nieprzydatny, bo na niczym nie potrafił się skupić. Same święta nigdy nie kojarzyły mu się zbyt dobrze, chociaż przeżył już kilka całkiem przyjemnych, w odróżnieniu od tych, które urządzili mu rodzice, kiedy był dzieckiem. Mimo, że przeprosił się z tym wydarzeniem i nawet potrafił pewnymi jego aspektami się cieszyć, to nieprzyjemne uczucia, towarzyszące złym wspomnieniom nie zniknęły i bywało, że pojawiały się znienacka, chociaż niby powinien się był ich spodziewać

Siedział na jednym z drewnianych krzeseł, na które założone były bordowe puduszki do siedzenia. Odsunął je najpierw od stołu, który właśnie nakrywał Arthur i Fabian. Nie chciał im przeszkadzać, tak jak i nie uśmiechało mu się im pomagać. Wykrzesał z siebie lekki uśmiech, który posłał Arthurowi, gdy ten poprawiał mu krawat. Mruknął coś niezrozumiale pod nosem, co było bardziej dźwiękiem, niż słowem, w odpowiedzi na zakład dotyczący tego, kto pierwszy wyjdzie. Właściwie szanse mieli chyba wszyscy dosyć wyrównane, ale nad swoim wyborem musiał chwilę pomyśleć.

Pewnie Adam, szczególnie jak wyskoczy z propozycją modlenia się 一 mruknął pod nosem i skrzywił się lekko, jakby wypił setkę czegoś naprawdę mocnego, chociaż był tak naprawdę boleśnie trzeźwy.

W pewnym momencie jego wzrok padł na Viper, która pojawiła się nagle, trochę jak ta cała Isa, czy jak jej tam było. Viper więc albo bardzo cicho się poruszała albo on tak bardzo się zamyślił, że nie zauważył kiedy nadeszła. Zmrużył lekko oczy, przyglądając się jej dzisiejszej kreacji i musiał przyznać, że miała dobry gust, aż mu się studia przypomniały. Przez chwilę chciał nawet powiedzieć coś miłego, ale rozproszył go fakt, że Viper naprawdę pomagała nakryć do stołu.

V i p e r. P o m a g a ł a.

Zmarszczył lekko brwi i założył nogę na nogę, układając dłonie na swoim kolanie. Trochę też zastanowił go fakt, że zapytała o Felixa, bo jeżeli ona nie wiedziała gdzie jest, to w zasadzie na pewno nie wiedział tego nikt inny, a to chyba nie wróżyło niczego dobrego. Nie podobało mu się to, jak większość wydarzeń. Co mu się więc podobało? Fabian wydawał się mniej przytłoczony i miał wrażenie, że czuje się tutaj coraz swobodniej. Pokręcił po prostu głową, bo nie, nie widział Felixa, a potem przeniósł spojrzenie na Zahariela, który właśnie wszedł do domu w wyjątkowo dobrym humorze. Samuel nie miał pojęcia, że jego młodszy brat już sobie wypił, więc wziął to za coś w stylu świątecznego cudu. Może Zah się na tych swoich wyjazdach nauczył cieszyć chwilą, kto wie.

Jakieś tam na pewno będą 一 przyznał odrobinę gorzko, chociaż w formie żartu. Na pewno większe prawdopodobieństwo, że święta będą jakieś tam, niż spokojne i zdrowe. 一 Siadaj gdzie chcesz 一 zachęcił go, po czym podniósł się powoli, z towarzyszącą mu coraz większą ochotą na papierosa. Obiecał, że ograniczy, co przychodziło mu z wielkim trudem. Zerknął na Arthura kątem oka i korzystając z tego, że mężczyzna był zajęty chciał wymknąć się przed dom i zapalić bez wycelowanych w niego oskarżycielsko spojrzeń, ale wtedy do domu wparował Adam i przewieszona przez jego ramię Eva. Sam nie był pewien czy jego uwagę zwrócił bardziej strój brata, niezdrowo wyglądająca cera siostry czy może sposób, w jaki się tu pojawili.

Nie był w stanie rzucić luźnego żartu, bo w głowie zadźwięczały mu słowa Adama odnośnie tego, co przed śmiercią zdradziła mu partnerka Evy. Spojrzał na siostrę badawczo, zauważając że jest nie tylko blada, ale i dużo chudsza, niż jak widział ją ostatnio. Zaczął się na poważnie obawiać, że wróciła do zażywania narkotyków. Zdjął okulary, złożył je i odłożył na stół, po czym uniósł dłoń, aby rozmasować nasadę nosa i przetrzeć oczy.

Napijecie się czegoś? 一 zapytał, po czym odwrócił głowę, aby zerknąć na Arthura. Coś mu świtało w głowie, że chyba chciał zaproponować najpierw kawę albo herbatę, więc wolał się nie wychylać z winem, na które swoją drogą sam miał największa ochotę. Zrobił nawet kilka kroków w stronę kuchni, aby w razie czego jednak się do czegoś przydać, ale wtedy usłyszał otwierające się drzwi, więc skierował tam swoje spojrzenie i zatrzymał się.

Obserwował postać brata z małym dzieckiem na rękach, jakby to była jakaś sztuka abstrakcyjna, ale to nie na nim zawiesił najdłużej wzrok, nawet nie na, rzekomo, jego córce. To w Klausa wbił spojrzenie najbardziej zaskoczone. Tak naprawdę, kiedy przeczytał w smsie od Saula o osobie towarzyszącej, był prawie pewien, że chodzi o matkę jego dziecka, nie o osobę, która jeszcze nie tak dawno dobierała się do Arthura. Był pewien, że być może Saul miał z tą osobą romans, ale że mu przeszło. Wiedział, że Arthur odwiedzał kilka razy Saula i jego córkę, ale nie mieli jeszcze okazji o tym porozmawiać i teraz pojawienie się Klausa uzmysłowiło mu, że Arthur musiał o tym wiedzieć, bo jak widać miał duży lepszy kontakt z Saulem, niż on sam. Zerknął na swojego narzeczonego, który wyrwał w stronę dziecka, jakby było co najmniej jego i zmarszczył lekko brwi.

Arthur… 一 syknął, ale nie dokończył, bo Klaus nagle zaczął się ze wszystkimi witać. W dodatku Fell uścisnął dłoń tego człowieka jak gdyby nigdy nic, co dodatkowo podniosło ciśnienie Samuelowi. Już nawet zapomniał o tym paskudnym komplemencie, skierowanym do Adama. Nawet sexy? Serio?

Odetchnął ciężko, starając się zachować jakieś swoje resztki cierpliwości i godności, chociaż z każdą sekundą było to coraz trudniejsze. Tym bardziej, że nie-santa Klaus zbliżał się z każdą sekundą, zamiast się oddalać. Może powinien jednak wyjść na tego papierosa, zanim dotrze do niego wyciągnięte dłoń, która szarpała kilka miesięcy temu za pasek w spodniach jego partnera. Tylko, że kiedy już drgnął, aby ruszyć przez jadalnie z pełną gracją, Adam się odpalił. Czy to nie było największe zaskoczenie ze wszystkich? Przynajmniej dla Samuela, który bardzo szybko połączył kropki i już wiedział. Kurwa, wiedział!

Odprowadził brata wzrokiem, wbijając spojrzenie w jego szerokie plecy, odziane w mikołajowy, czerwony kolor. Cóż to za ironia. Sam nie do końca wiedział co ostatecznie sprawiło, że nie wytrzymał, nawet jeżeli obecność Fabiana dawała mu jeszcze jako takie hamulce. Może to, że Klaus ośmielił się jako pierwszy skomentować słowa Adama i załagodzić sytuację, którą sam sprowokował, czy może Saul, który miał czelność stawiać mu ultimatum w jego własnym domu i to jeszcze z nożem w dłoni, a wszystko na oczach młodszego rodzeństwa i dzieci.

Oczywiście, że chciał 一 warknął w odpowiedzi na słowa Klausa, posyłając mu zirytowane spojrzenie. Przechodząc obok Zahariela wyczuł woń alkoholu, a gdy mijał Amalie usłyszał kilka zdań, które wymieniła z Viper. Nic nie komentował i nie wtrącał się, bo jego celem w tej chwili był siedzący przy stole Saul. Nie będzie podnosił głosu, dlatego wyminął sugestywnie Klausa i pochylił się nad bratem, opierając jedną z dłoni na brzegu stołu, a drugą na oparciu krzesła, na którym ten siedział.

Odłóż ten jebany nóż, bo jeszcze pomyślę, że komuś grozisz, a potem wyprowadź stąd swojego chłopaka, zanim zaliczy resztę rodziny 一 syknął, głównie starając się, aby nie dotarło to do uszu Fabiana, który kręcił się po kuchni, jakby chciał udawać, że nic złego się właśnie nie działo. Był wściekły, a głos lekko mu drżał, ale nie stracił kontroli, co można było uważać za kolejny cud. Co za magiczne święta.

Nie zapomnij córki. Matka pewnie za nią tęskni 一 dodał, kiedy się prostował z beznamiętnym wyrazem twarzy. To kolejna rzecz, która go irytowała. Nie miał pojęcia co to za dzieciak i skąd się tak naprawdę wziął. Kto informuje rodzinę na czacie, że nagle, od dziś, ma dziecko? Tak po prostu, tak lekko, bez uprzedzenia i bez wyjaśnień. Rozluźnił krawat, unosząc spojrzenie na Klausa, a potem prześlizgując się nim po reszcie członków rodziny. Zdjął z szyi pętlę, powiesił na oparciu krzesła, na którym siedział Saul, po czym odpiął najwyższy guzik koszuli, wetknął sobie między usta szluga i ruszył do wyjścia.

Masz ogień? 一 zapytał, kiedy przystanął obok Adama, mierząc go z pozoru spokojnym, ale w głębi lekko nerwowym i na pewno badawczym, spojrzeniem. Od razu zauważył jak zdenerwowany był mężczyzna. Zapewne podejrzewał, że niektórzy, w tym Samuel, domyślili się że miał z Klausem do czynienia wcześniej i ich relacja na pewno nie była niewinna. Czy Samuela to zaskoczyło? Odrobinę tak, tym bardziej że wcześniej nigdy mu nie mówił o swoich preferencjach i się z tym absolutnie nie obnosił. Naturalnie pozostawał konflikt z Saulem, który zapewne się teraz zaogni. Nie uważał, aby obecnie jubiler nadawał się na ojca, tym bardziej, że zaledwie kilka miesięcy wcześniej kazał mu spuszczać prochy w kiblu, które ten ukrył w swoim mieszkaniu. Nie miał pojęcia w jaki sposób doszło do całej tej farsy, ale miał już wszystkiego serdecznie dosyć. Każdy ma swoje granice.


pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Fell nie do końca wiedział co się aktualnie działo w domu, bo działo się dość dużo i w dodatku w takim tempie, że nie sposób było za tym nadążyć. Jego uwagę od aktualnych wydarzeń próbowała odwrócić Isla, ciągnąc go za brodę i włosy, ale nie do końca jej się to udawało, bo Arthur i tak wszystko słyszał, nawet jeśli nie patrzył na zebrane w domu specyficzne towarzystwo. Westchnął ciężko, próbując poukładać sobie to wszystko w głowie i zrozumieć dlaczego właściwie Adam naskoczył na Saula (bez żadnego powodu, przynajmniej w jego ocenie, bo Saul nie zrobił niczego, żeby go sprowokować), ale nie dane mu było zbyt długo o tym rozmyślać, bo wtedy odpalił się także Samuel. Fell spojrzał w jego stronę, zaskoczony jego słowami skierowanymi do Saula, a potem z uniesionymi w zaskoczeniu brwiami odprowadził mężczyznę w stronę drzwi.

Ta rodzina nadawała się do opisania jej w jakiejś książce, z całą pewnością. Albo w serii powieści, bo tylu dziwnych postaci i skrajnych emocji nie dało się opisać w jednotomowcu.
Westchnął po chwili po raz kolejny i podniósł się z krzesła z Islą na rękach, po czym wręczył dziecko Klausowi i popatrzył poważnie na Saula.

- Ani mi się waż wychodzić - wycelował w niego palec ostrzegawczo, po czym wyszedł przed dom, uznając, że jeśli on w tej chwili nie ogarnie Samuela, to nie zrobi tego nikt inny, bo niby kto miałby to zrobić? Żaden z Monroe'ów nie byłby w stanie go uspokoić, więc cała drama spoczywała teraz na jego barkach. Cudownie po prostu, cudownie.

Na dzień dobry obrzucił zarówno Samuela jak i Adama poirytowanym spojrzeniem, po czym jakby nigdy nic sięgnął po paczkę papierosów od jednego z nich i wyciągnął sobie jednego, którego chwilę później odpalił i zaciągnął się dość mocno (tym razem na szczęście obyło się bez krztuszenia).

- Saul nigdzie nie pójdzie. Nie wyprowadzi też stąd ani swojego partnera, ani swojego dziecka. - popatrzył na Samuela ostrzegawczo. - Rozumiem, że jesteś spięty i zdenerwowany, ale zachowujesz się teraz irracjonalnie. - zmarszczył brwi, po czym przeniósł spojrzenie na Adama. - Co to właściwie było, co? Przejaw głupoty czy po prostu zwyczajna zazdrość? - zaciągnął się po raz kolejny, świdrując twarz Adama wzrokiem. - Spałeś z Klausem i wyobrażałeś sobie za dużo czy o co chodzi? - wywrócił oczami. - Wszystko jedno, cokolwiek by to nie było, uspokój się i zachowuj normalnie, jeśli planujesz zostać. Jeśli nie i jeśli po prostu przyprowadziłeś tutaj siłą Evę, to możesz już się zbierać, zanim obrazisz resztę rodzeństwa równie bezsensowną i pozbawioną polotu wiązanką. - strzepnął popiół z papierosa, po czym znów spojrzał na Samuela, teraz z niezbyt łagodnymi kurwikami w oczach. - A ty, jeśli planujesz teraz wyrzucać wszystkich po kolei z domu z jakichś niezrozumiałych dla mnie powodów, to może po prostu oszczędźmy sobie tego wszystkiego i od razu wyrzućmy wszystkich, żeby oszczędzić sobie fatygi i nerwów, hm?

Samuel Monroe viper monroe Saul Monroe adam monroe klaus amadeus werner Zahariel Monroe

echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
To nie tak to wszystko miało wyglądać. Wiedział już dobrze, że Saul pochodził z trudnej rodziny, ale zawsze, kiedy mówił o rodzeństwie, wypowiadał się czule - nawet, kiedy wspominał o jakichś problemach. Być może Klaus za dużo uroił sobie w głowie; być może założył z góry, że natrafi na miły obrazek grupy osób, które stały za sobą murem, bo oprócz ciężkiej, wspólnej przeszłości, łączyły ich też więzy krwi. I - także być może - założył też z góry, że zostanie przyjęty serdecznie, jako osoba, którą Saul kochał i o której myślał poważnie. Nic dziwnego, że do tej pory zakładał, że stres, który odczuwał w drodze na święta, był jedynie czymś pro forma, że spłynie z niego natychmiast, kiedy tylko zasiądzie przy stole i wymieni z rodziną swojego wybranka pierwsze kilkanaście zdań.
Tylko, że przy tym stole wcale nie było dane mu zasiąść. Skulony mniej więcej w połowie drogi od prezentów pod choinką do torby z rzeczami Isli, przy której uparcie już bardziej udawał, że coś robi niż czynił to faktycznie, z całej siły próbował trzymać się w ryzach i równocześnie doprowadzić się do porządku, jak i trzymać rękę na pulsie, bo widział przecież dobrze, jak spięty był Saul, kiedy usadzał go na krześle. Miał wrażenie, że od erupcji dzieliło go kilka źle dobranych słów, parę niewybrednych komentarzy, a może tylko jedna tkliwa uwaga. Żałował w tym momencie, że nie mógł się rozdwoić i jedną cielesną formą zniknąć w łazience, żeby na dobre już wtłoczyć te cisnące się do oczu łzy z powrotem w głąb czaszki, a drugą stanąć przy Saulu i dodawać mu jakoś otuchy. Nie czując się na siłach, aby zrobić jedną z tych rzeczy, trwał tak pomiędzy, z twarzą odwróconą od wszystkich tych osób, udając, że nie dosięgają go ani żadne słowa, ani spojrzenia.
Ale to przecież zupełnie nie wychodziło. Nawet, jeśli uważał, że to nie był moment na jego wtrącanie się i Saul powinien mieć teraz przestrzeń, żeby porozmawiać z rodziną, nie potrafił zwyczajnie znieczulić się na rozmowę toczącą się przy stole, bądź co bądź ledwie metr lub dwa oddalonym od niego samego. Może to także dlatego, że w dużej mierze czuł się za tę aferę odpowiedzialny. Ba - był wręcz przekonany, że gdyby nie pojawił się w progu domu Samuela i Arthura, żadne z tych gorzkich słów (także pod adresem Isli) by nie padło; że samo jego przybycie okazało się dla Adama takim punktem zapalnym, że w zasadzie nie sposób było go za to wszystko obwiniać. Bo Klaus najbliższy był zawsze obwinianiu samego siebie, ale pomimo tego, że doszedł już do wniosku, że na każde z tych słów sobie dogłębnie zasłużył, uważał, że obrażanie Saula i jego córki nie miało żadnego uzasadnienia. Z każdą mijającą chwilą bardziej chyba bolało go to, że jego chłopak był przez niego cały w emocjach niż samo znaczenie tej obrazy. Wcisnął ją już pod skórę, zaabsorbował do organizmu i wróci do niej jeszcze wielokrotnie, tego był pewien - ale w tym momencie pragnął tylko, żeby Saul znowu był taki rozpromieniony jak w chwili, kiedy przekraczali próg tego domu.
Ale Saul od rozpromienienia był zdecydowanie daleko. Dopiero usłyszawszy, że najstarszy z braci Monroe zwraca się do jego partnera bezpośrednio, Klaus odwrócił głowę w tamtą stronę i... musiał przyznać, że zupełnie nie spodziewał się tego, co udało mu się usłyszeć albo podsłuchać - zależy od perspektywy. Poczuł jak znowu zaczyna brakować mu powietrza, ale ledwie podniósł się z podłogi, żeby podejść znowu do Saula, obok niego zjawił się Arthur, żeby podać mu Islę, a następnie ruszyć w ślad za Samuelem i Adamem, na zewnątrz. A Klaus... Klaus nagle poczuł się dziwnie wdzięcznie za to, że mężczyzna zdecydował się powierzyć dziewczynkę akurat jemu - pomimo tych wszystkich gorzkich słów i epitetów, które padły tego wieczora pod jego adresem.
- Tak, wujek zaraz wróci - szepnął cicho do małej, która zaczęła wyciągać ręce w kierunku, w który odszedł Arthur i przytulił ją mocniej, zdając sobie sprawę, że tak małemu dziecku z pewnością nie służyła zupełnie podobnie nerwowa atmosfera. Na krótki moment to jakże kontrastujące ze wszystkimi innymi emocjami, które właśnie odczuwał, uczucie, rozkojarzyło go na tyle, że zapomniał nieomal zupełnie o Saulu, ale kiedy kątem oka dostrzegł, jak ten podrywa się z krzesła, pokonał dzielący ich dystans, palce wolnej ręki zaciskając mu na ramieniu.
- Zanim o czymkolwiek zdecydujesz... - zaczął, ale przerwał na moment, żeby wysunąć nóż z jego dłoni i odłożyć go na blat. - Wyjdziemy na moment? Gdzieś... obok? Tam? Możemy? - Rozejrzał się pytająco, ale zaraz zorientował się, że w pomieszczeniu nie było już nikogo, kogo wypadało o to zapytać, więc po prostu przeprosił pozostałe na miejscu towarzystwo skinieniem głowy i ruszył przodem do przejścia wgłąb domu, ufając, że Saul podąży za nim. Cały czas przytulał do siebie Islę i nawet fakt, że ta swoim dziecięcym zwyczajem obłapiała go nieustannie swoimi małymi, lepkimi paluszkami, nie wydawał mu się teraz aż tak frapujący jak normalnie. W końcu, kiedy oddalili się od głównego miejsca zamieszania na tyle, żeby na pewno nie usłyszały ich siedzące przy stole plotkary, zatrzymał się i spojrzał na mężczyznę, w dalszym ciągu starając się udawać, że wcale nie był przez to wszystko rozbity.
- Nie wiedziałem, że to twój brat. I to było dawno, zanim zaczęliśmy być razem - oświadczył, ale każde słowo wytaczało się przez jego usta w jakby zwolnionym tempie i z trudem. Zaraz jednak pokręcił głową (co musiało spodobać się Isli, bo zaśmiała się piskliwie, jak to miała w zwyczaju, zupełnie nie rozumiejąc powagi sytuacji). - Przepraszam, to nie jest teraz najistotniejsze, ja po prostu... uważam, że Arthur ma rację. Powinieneś zostać. Wiem, że to było dla ciebie ważne i myślę, że powinieneś móc spędzić święta z rodziną. Na pewno atmosfera się rozrzedzi, jak już pójdę. Nie chciałem ci zepsuć tego dnia, przepraszam - powtórzył i poczuł znowu, że jest bliski rozpłakania się, więc przymknął na chwilę oczy, wspierając policzek o główkę dziewczynki. - Mogę... mogę zabrać też Islę, jeśli wolisz, może wtedy swobodniej porozmawiacie i wszystko sobie wyjaśnicie. Po prostu nie chciałbym, żebyś też wychodził. To się wszystko da naprawić, na pewno - starał się brzmieć przekonująco, choć każde z jego słów wciąż brzmiało nienaturalnie i kanciasto. W końcu wysunął rękę, żeby ułożyć ją na jego klatce piersiowej. - Nie winię ich za to, że mnie tu nie chcą i ty też nie powinieneś. Jestem z ciebie dumny, że nie wybuchłeś. To bardzo dojrzałe. Dasz radę na spokojnie z nimi porozmawiać i cieszyć się jeszcze tym dniem.
weteran / właściciel sklepu — petbarn cairns
42 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
You go down just like Holy Mary
Mary on a, Mary on a cross
Not just another Bloody Mary
Mary on a, Mary on a cross

Jego nadzieje na spokojnie spędzone święta legły w gruzach. Demony przeszłości odzywały się jeszcze przed dzieleniem opłatka - który prawdopodobnie musiałby zjeść sam, jak co roku - a to jedynie pogarszało jego aktualny stan. W czasie palenia papierosa nie potrafił zebrać myśli, dopiero po dłuższej chwili uświadamiając sobie zły dobór słów. Oczywiście w kontekście kopania własnego grobu, bowiem w ogólnym rozrachunku obrażenie partnera Saula było zamierzone. Jego wypowiedź musiała zostawić gawiedź z pytaniami, na które nie zdążyli poznać odpowiedzi, co otwierało furtkę niezdrowym spekulacjom odbiegającym dobrym smakiem od nauk kościoła katolickiego. Sam zainteresowany pozostawał w tępej, czarnej próżni owiniętej jasną nicią strachu i czystego gniewu. Zawołał do siebie psy, które swobodnie biegały po trawniku gospodarzy, raz po raz odpoczywając na otwartych tyłach czarnego pickupa. Ich obecność zawsze działała na Adama terapeutycznie, dlatego zabierał je ze sobą praktycznie wszędzie, mając również nadzieję, że ich energia pomoże młodszej siostrze choć trochę akceptować los porwanej na świąteczny posiłek.

Głaszcząc jednego z nich, spojrzał na otwierające się drzwi wejściowe, w których - z niemałym zdziwieniem - ujrzał starszego brata pytającego o zapalniczkę. Niezwłocznie wręczył przedmiot mężczyźnie, w pierwszej chwili milcząc jak kamienny posąg. Zacząć temat? Nie zaczynać? Czuł się coraz bardziej niezręcznie, jakby sama obecność Samuela wywoływała w nim potrzebę wytłumaczenia się, opowiadając historię ze szczegółami, co byłoby nieprzyjemnym wyjściem z bezpiecznej szafy, w której najchętniej pozostałby do śmierci.

- Zostańmy przy wersji, że byłem w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie i widziałem za dużo. Nie mam siły na rozmowy, które nigdy nie powinny się odbyć - powiedział krótko, nie wdając się w istotne detale dotyczące jego spotkania z młodym Klausem. Nie był dumny ze zbliżenia, które odbyło się w konfesjonale. Nie negował błędu, który popełnił w domu bożym, ale zdawał sobie sprawę z ciężaru grzechu, jaki przyjdzie mu nieść jeszcze przez wiele długich, okrutnych lat. Wiedział, że słabość zwiodła go na głębokie, zdradliwe wody i poddała próbie, której nie podołał. Syrena omamiła samotnego żeglarza swymi obrzydliwymi mackami, aby pod postacią człowieka zjawić się pośród jego najbliższych i wyssać resztki godności oraz pielęgnowanego dawniej honoru.

Pojawienie się Arthura było kolejnym zaskoczeniem, chociaż biorąc pod uwagę ucieczkę jednego gospodarza, mógł spodziewać się jego rzepu. Arthur palił? To była nowość, bo nigdy wcześniej Adam nie zarejestrował jego nałogu, a zdarzyło mu się zahaczać o gejowski chociaż raz w miesiącu, po zaproszeniu na popołudniową herbatkę [ a raczej wino ].

- Szczerość - odpowiedział, posyłając mężczyźnie cyniczny uśmieszek. Weteranowi wiele brakowało do jakiejkolwiek zazdrości. Miał swoje tajemnice oraz jedną osobę, dla której aktualnie oddałby całe życie. Ba, od ponad dwudziestu lat trzymał się nadziei, że pewnego pięknego dnia ich drogi zejdą się na dłużej, niż parę godzin spędzonych w piątkowe, ciepłe wieczory. Miłość potrafiła być cierpliwa oraz łaskawa, szczególnie dla idealnej istoty jaką była Charlie.

- O co chodzi? - powtórzył za mężczyzną, zrzucając papierosa na ziemię, aby przygnieść go butem. - O to, jak Saul bezczelnie pluje na mordę całej naszej rodzinie. Jeszcze parę miesięcy temu ćpał zapominając o bożym świecie, a teraz udaje przykładnego rodzica i partnera. Udaje, bo ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień. Bez terapii, bez ciężkiej pracy, bez pomyślunku, że może branie się za dzieciaka mając predyspozycje do autodestrukcji nie jest najlepszym rozwiązaniem i rozpierdoli dzieciakowi całe życie - powiedział na jednym wdechu to, co od pewnego czasu leżało mu na klatce piersiowej. Jego przemyślenia zaczęły się w dniu, w którym całe rodzeństwo otrzymało najbardziej durny sms, na jaki było stać Saula. Informacja, która zaburzyła mir niejednego domostwa, uznawana w dużej mierze za przejaw komizmu okazała się prawdą, tak jak dziecko przyniesione na rodzinną wigilię, kompletnie nieświadomie zbiorowiska prawdopodobnie wszystkich zaburzeń psychicznych spisanych kiedykolwiek przez gatunek ludzki.

- Jestem po dwóch małżeństwach i oba rozpadły się częściowo właśnie dlatego, że nie chciałem mieć dzieci. Bo tej jebanej patologii nie przeskoczyłaby żadna z moich żon. Ty też jej nie przeskoczysz, Arthurze. A już na pewno nie Saul i ten puszczalski diabeł, którego nie powinno być na rodzinnych świętach - mówił dalej, w międzyczasie odpalając kolejnego papierosa. Odpowiedzialna osoba nie pakowała się w budowanie pseudo-rodziny tylko dlatego, że wychowywanie przez "biologicznego" rodzica wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Jako dzieci państwa Monroe powinni być podwójnie świadomi cierpień, na które narażali kolejne pokolenia. Adam brał pod uwagę swoją impulsywność, dlatego nie zgadzał się na spłodzenie jakiegokolwiek potomka, pomimo wielu okazji. Choćby nauki kościoła nauczały o sensie pełnej rodziny, wolał zakończyć linię na sobie, bez zrzucania na barki córki lub syna prawdziwego armageddonu.

- Mów co chcesz, ale jestem tu dla Evy i będę jej pilnował cały wieczór. A jeśli ten zboczeniec, mój rodzony brat, spróbuje zbliżyć się do niej na pół metra, to zapierdolę go jak psa na twoich oczach - kontynuował, podchodząc bliżej Arthura. Nie kajał się przed nim, nie bał się oskarżycielskiego wzroku, a już na pewno nie pozwoliłby mu decydować o tym, czy może zostać na wigilii. Ostatnie zdanie należało do Samuela, którego Adam słuchał się bez zająknięcia.

- Bez urazy, tak się tylko mówi - rzucił, odwracając się do psów, które cicho burknęły za jego plecami. Chwilę później przeniósł wzrok na starszego brata, gryząc się w język zanim w ogóle przyszłoby mu do głowy wymyślnie obrażać Arthura.

ambitny krab
Lumberjack
brak multikont
uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Czego by nie mówić o rodzinie Monroe - gównoburzę potrafili nakręcić ze wszystkiego. Viper wiedziała dobrze, że sama również posiadła tę z pewnością wyssaną z mlekiem matki umiejętność, ale mimo wszystko, nie będąc bezpośrednio uwikłaną w tę całą dramę, bawiła się równie wyśmienicie, jak gdyby świat płonął dzięki niej. A może nawet lepiej? W końcu trafiły jej się miejsca VIP w pierwszym rzędzie podczas apokalipsy, w dodatku w towarzystwie, które nie czepiało się komentowania na głos toczących się wydarzeń (nienawidziła tych ludzi w komentarzach na facebooku, którzy pisali litanie o tym, dlaczego nie należało zakłócać sobie odbioru dzieła, rozmawiając podczas filmów). Uważała, że całe to spotkanie z pewnością nadawało się do przerzucenia na ekran, bo ileż tu było niedomówień oraz miejsca na domysły!
Adam spierdolił poza kadr, Saul wyglądał, jakby miał zamiar nadziać zaraz kogoś (albo siebie) na ten nóż, Samuel już tam przemykał w jego stronę jak Batman, tylko mu peleryny na wietrze powiewającej brakowało, jego dziwna nowa siostrzenica była bliska zeżarcia brody Arthurowi, randomowa dziwka wypinała się pod choinką, Zahariel chyba nie wiedział do końca czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy jest jednym wielkim halunem, a ona z Evą miały prawdziwy ubaw życia, obserwując to wszystko w napięciu.
- Na pewno było, pokaż mi Monroe’a, który nie wsadzi we wszystko, co się rusza. Oprócz mnie - dodała jeszcze, profilaktycznie, bo przecież jej zdecydowanie daleko było od podobnie zwierzęcych odruchów. - To takie zgłębienie postaci Adama, nie uważasz? Tutaj niby klęczy na grochu co wieczór, a z drugiej strony chodzi na dziwki w niedziele, chociaż to dzień święty - podzieliła się spostrzeżeniem, zaraz jednak milknąc, bo Samuel coś tam do Saula gadał, a ona żałowała, że nie mogła ucha wyciągnąć aż na drugi koniec stołu, żeby usłyszeć wszystko dokładnie.
- Co on tam powiedział? - spytała szybko Amalii, bo czuła, że fabuła jej tutaj umyka jak żywa - zwłaszcza, że najstarszy z jej braci zaraz także ruszył za kulisy, a Arthur - w ślad za nim. No kurwa. Aż kusiło chociaż lufcik uchylić, żeby słyszeć jednak, co się na tym ganku odstawia, bo przypuszczała (niestety pewnie słusznie), że jakby wylazła za nimi albo siostrę wysłała na zwiady, to zaraz by udawali, że wcale sobie nie skaczą do gardeł. Obawiała się też realnie, że Arthur poszedł tam, żeby załagodzić sytuację, a to przecież psuło całą zabawę!
Zostali więc w kameralnym gronie: ona, Amalia, spizgany Zah, co przysypiał, Saul, jego dziwka i bachor, a poza tym Fabian, który wychylał się z kuchni jak pizda skończona, żeby sprawdzić czy teren był już bezpieczny. Coś za spokojnie się zrobiło, więc zdecydowała, że to pora na nią, żeby podburzyć trochę atmosferę.
- Saul, a ty płacisz normalnie czy zbierasz jakieś pieczątki rabatowe? - Nie był to szczyt pojazdu, no ale przecież MIAŁA BYĆ MIŁA, więc uśmiechnęła się nawet do pary z tymi jakże troskliwymi słowami, ale niestety możliwość obserwowania jak Saul wpada w furię została jej odebrana, bo ten jego fagas wyciągnął go zaraz z pomieszczenia, a ona warknęła niepocieszona, że wszyscy uparli się, żeby pozbawić ją rozrywki.
- Poszli się ruchać? Jak myślisz? - zagadnęła znowu Amalię, ale zanim ta zdążyła odpowiedzieć, zaraz ryknęła: - TYLKO NIE W MOIM POKOJU! - Wiadomo, tak profilaktycznie, bo kto wie, co by tym dwóm zaraz do głowy strzeliło. Upiła łyk wody ze szklanki i rozejrzała się po pozostałym towarzystwie. - Sugeruję taktyczne rozproszenie. Ja pójdę podsłuchiwać pod drzwi wyjściowe, ty - wskazała palcem na Amalię - idziesz za tamtymi dwoma, a ty - zwróciła się do Zaha - czatujesz tutaj i sprawiasz wrażenie, że nie jesteś uwikłany w żaden spisek - pouczyła i odgarnęła włosy za ucho, zadowolona.


Samuel Monroe adam monroe Saul Monroe Zahariel Monroe Amalia e. Monroe Arthur C. Fell
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
trigger warning
wspomnienie o kazirodztwie
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
trigger warning
wspomnienie samookaleczania
Z każdą upływającą sekundą czuł się coraz bardziej pogruchotany i miał wrażenie, że teraz, kiedy znaleźli się już sami, docierało to do niego tylko mocniej, zamiast słabnąć z czasem. Może dlatego, że przy Saulu pozwalał sobie na więcej niż przy innych - więcej emocji, więcej słabości, mniej idealności. Tylko, że teraz, to wcale nie był na to dobry moment, bo za ścianą wciąż była połowa rodziny jego partnera, z której większość i tak miała go już za największe ścierwo; nie chciał, żeby dodatkowo uważali go za ofiarę losu. Nie chciał teraz płakać, nie chciał się sypać. Nie chciał także dlatego, że Monroe wciąż był poddenerwowany, że potrzebował teraz jego wsparcia i Klaus powinien zrobić wszystko, żeby mu je dać - a czuł, że nie potrafi i przez to było mu jeszcze gorzej. Czuł też, że Isla wcale nie powinna być w epicentrum tej awantury, nie powinna słuchać tych wszystkich słów i obserwować jak wszyscy na siebie warczą, ale jej też nie sposób było przed tych uchronić. Konkluzja była taka, że Werner był wobec tego wszystkiego zwyczajnie bezsilny i to chyba porażało go najbardziej.
Ale potem Saul zaczął mówić, a kiedy zaczął mówić, Klaus poczuł się jeszcze parszywiej. Wcale tak nie powiedziałem - miał ochotę od razu sprostować, czując, że to jego niedopowiedzenie przyjęło niepostrzeżenie formę pełnoprawnego kłamstwa. Ale nie mógł przecież teraz tego zrobić - nie, kiedy Monroe był w takim stanie, nie w domu jego brata, nie podczas rodzinnej imprezy. To zwyczajnie nie był dobry moment (kiedy wreszcie będzie dobry moment, Klaus?). Przypadkiem wbił w ciebie fiuta? - Nie, ale nalegałem. Wiedział, że Saul wcale nie chciał, żeby poczuł się jeszcze gorzej, ale z każdym jego słowem, Wernerowi coraz trudniej przychodziło powstrzymywanie łez, bo konfrontowanie swoich zachowań z tym, co mówił Monroe, naprowadziło go na wniosek, że faktycznie: niepodważalnie i niezaprzeczalnie był kurwą - nie tylko w tym znaczeniu, do jakiego odniósł się Adam, ale ogólnie.
A to sprawiało, że jego myśli zbaczały na niebezpieczne tory. Przypomniał sobie w ułamku sekundy - nie tylko retrospekcją, ale wręcz fizycznym odczuwaniem - swój stan w dzień po tamtym wyjściu do klubu, kiedy złamał wszystkie dane Saulowi obietnice. Przypomniał sobie o tym, z jakim uporem wbijał paznokcie pod własną skórę, wyobrażając sobie, że mógłby to zrobić także z innymi rzeczami i sprawdzić - po raz kolejny - czy rozpłatane blizny goją się dużo gorzej niż pierwsze rany. Wiedział doskonale, że nie było mu wolno tego robić - i jedyną przyczyną, dla której faktycznie się od tego powstrzymywał był nikt inny jak właśnie Saul, który z pewnością by to zauważył. To nie był mocny kontrargument, ale jedyny, jaki do niego docierał.
Odbierał ten pocałunek tępo i bez odwzajemnienia, bo to kocham cię wprawiło go tylko w jeszcze większe wyrzuty sumienia. Nie powinieneś mnie wcale kochać. Nie jestem twoją rodziną. To nie moja córka - te myśli wryły mu się w głowę, zanim zdążył się zorientować, ale nie wypowiedział ich na głos, bo przecież chciałby, żeby okazały się fałszem. Chciał, żeby kochanie go było dla Saula dobre, chciał być jego rodziną i całkiem możliwe, że powoli docierało do niego, że chciałby móc kiedyś nazwać Islę swoją córką. Jednocześnie, wizja tego cholernie go przerażała, a w tym momencie była kroplą, która przelała czarę goryczy. Nie wybuchł - zupełnie nie - ale pojedyncza łza wypłynęła wreszcie na jeden z jego policzków i chociaż otarł ją pospiesznie, nie było opcji, żeby Monroe ją przegapił. To sprawiło, że wyrzuty sumienia szarpnęły nim jeszcze bardziej. Nie dość, że miał wrażenie, że Saul chciał dawać mu same dobre rzeczy, na które w istocie wcale nie zasługiwał ani nie był gotów, to jeszcze teraz doszła do tego świadomość, że całą tę sytuację zaraz zrobi o sobie. Nie na tym powinno polegać wsparcie.
- Przepraszam - szepnął znowu, tym razem odnosząc się do tej zdradzieckiej łzy. Wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić i jednocześnie bujając lekko Islę na boki. - Po prostu mam wrażenie, że jeśli teraz stąd wyjdziesz, to będziesz to sobie wypominać. W końcu nie przyszedłeś tu dla Adama, prawda? Jest tu też twoja siostra... albo dwie? - pozwolił sobie na postawienie pytajnika, bo nie rozumiał do końca, w jaki sposób powinien odbierać Viper. - Jest Arthur, który najwyraźniej jest po twojej stronie i zależy mu, żebyś został. Jest... bratanek, tak? I jest Zah. Ja... nie chcę cię zmuszać do niczego, ale naprawdę nie chciałem być waszą kością niezgody i... i mam wrażenie, że te słowa o Isli też by nie padły, gdyby nie ja, więc... najsensowniejsza opcja jest chyba taka, żebym ja po prostu poszedł i... To nie będzie żadna zdrada, Saul. To, że zostaniesz. Ci ludzie na pewno cię kochają, tylko... dzisiaj coś poszło... nie tak - wszystkie te słowa z trudem układały się w jego ustach w zdania, ale skoro powziął już postanowienie o tym, żeby trzymać się w garści i nie wypuszczać, miał zamiar zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby jednak Saula ugłaskać i zagonić w ten dzień do rodziny. - Proszę. Chociaż spróbuj. I jak się nie uda, to wyjdziesz. Okej?

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Saul wcale nie odbierał tego wszystkiego tak, jakby Klaus robił tę sytuację o sobie; nie wiedział też, co kotuje się w jego głowie. Nie przypuszczał, że po tamtych dwóch rozmowach o nie sypianiu z nikim innym Klaus i tak to zrobił - przyjął, że chłopak przestał, że wtedy sobie to wyjaśnili. Nie myślał też o nim jako o kurwie: uważał, że seks jest rzeczą ludzką i niektórzy może potrzebują go dużo. Nie ma w tym nic złego. Były wszak w przeszłości nawet kultury, które go gloryfikowały, to obecna, w której się wychowali, uważała go za zło i piętnowała osoby, które uprawiają go z wieloma partnerami. Saul zresztą - jako zawodowiec - nie powinien nikogo oceniać na tym polu.
Serce mu pękło, kiedy zobaczył tę łzę na policzku Klausa, a po jego przemowie objął jego i Islę i przytulił do siebie, zanurzając twarz we włosach chłopaka i gładząc kciukiem plecy córki.
- Przyszedłem dla mojej rodziny - powiedział ciszej i trochę niewyraźnie, bo wciąż z ustami przyciśniętymi do jego głowy - Dla Sama, którego cholernie kocham, dla Amalii, dla Viper i Felixa, z którymi mam nadzieję się kiedyś porozumieć. Dla Arthura, który jest moim przyjacielem. Dla Zaha, którego też bardzo kocham i się o niego martwię. O Amalię też się martwię, bo jej się życie ostatnio posypało i nie wiem, co mam zrobić, żeby jej pomóc. Dla Fabiana, którego też kocham. Chciałem też przedstawić im ciebie i nasze dziecko. Nie sądzę jednak, że te słowa by nie padły, gdyby ciebie nie było - Adam już wcześniej źle zareagował na wiadomość o jej istnieniu, a Sam... on nie zareagował w ogóle. Teraz wyprosił nas wszystkich, słyszałeś: kazał mi zabrać ciebie i małą i zamknąć drzwi za sobą. Nie chcę zostać tam, gdzie mnie nie chcą, wyraźnie pomyliłem się sądząc, że mogę spędzić miły czas z rodzeństwem. Widocznie jesteśmy wszyscy za bardzo na to popierdoleni. Chcę stąd iść. A oni... Gówno, nie kochają - gdyby kochali, to nie mówiliby takich rzeczy. Pomyliłem się. Nie powinienem przyłazić, powinienem spędzić święta tylko z wami.
Cholera, zaćpać. Chociaż trochę. Odrobinę. Malutka działka, może tylko jedna tabletka molly... Czy miał w domu jakieś dragi...? Możliwe, że jeszcze nie wszystkiego się pozbył, ale miał wrażenie, że niestety nie zostały mu już żadne zapasy. Faktycznie wyrzucił wszystko, kiedy Sam do niego przyszedł kilka miesięcy temu i od tamtej pory jedynie raz kupił trochę koki, ale zaraz pojawił się ten cały Dick i Saul odsprzedał mu swoje zapasy, nie naruszając ich własnoręcznie. A teraz cholernie potrzebował jakiegoś uspokajacza, bo cały się trząsł ze złości. Chciało mu się płakać, bo naprawdę nie spodziewał się takiego przyjęcia - gdyby się spodziewał, to w ogóle by tu nie przyszedł.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Tak naprawdę, nie miał pojęcia czy faktycznie chciał, żeby Saul został. Uważał na pewno, że powinien spróbować go do tego nakłonić, bo to byłoby najzdrowsze: porozmawiać jak ludzie, pogodzić się, skoro święta były podobno wyjątkowym czasem, spędzić ze sobą chociaż parę godzin. To z pewnością złagodziłoby choć odrobinę jego poczucie winy, wynikające z przekonania, że swoim przybyciem pozbawił Monroe’a możliwości cieszenia się rodzinnym obiadem. Z drugiej strony jednak nie wiedział czy gdyby został teraz sam, nie zrobiłby niczego głupiego. Czuł niby, że taka chwila dla siebie faktycznie mogła być mu potrzebna, żeby jakoś rozładować targające nim emocje, ale skoro ostatnio uczył się ciągle, że nie musi już przeżywać złych momentów na własną rękę, kusiła go opcja skorzystania z ramienia Saula, do którego można było się przytulić i skupić na tym, co dobre, zamiast rozpamiętywania tych wszystkich razów, kiedy zrobił coś, czego żałował.
Pozwolił mu więc na przytulenie, z nadzieją, że dzięki temu będzie mu choć odrobinę lepiej. To najwyraźniej pobudziło Islę, która zaczęła wiercić się nieposkromienie, a Klaus kilka razy musiał ją poprawiać, bo najwyraźniej zaczynały jej się nudzić te łazienkowe sentymenty - zwłaszcza, że w pomieszczeniu obok było przecież tyle ludzi! Werner był przekonany, że noszenie tego bobasa zaliczało się już do jakiegoś workoutu i czekał tylko aż wyskoczy mu od tego biceps.
Starał się słuchać Saula uważnie, ale cały czas wydawał się dość rozkojarzony, jakby trudno było mu znaleźć pomost między tym, co wyprodukował we własnym umyśle a rzeczami, z którymi konfrontował go Monroe. Po krótkim milczeniu, podczas którego próbował zdecydować, jaką taktykę należało teraz obrać: czy odpuścić, czy naciskać dalej, odezwał się wreszcie, szukając jego spojrzenia.
- Nie mam zamiaru cię zmuszać - powiedział ostrożnie. - Jeśli naprawdę chcesz wyjść, możemy to zrobić nawet teraz. Po prostu się martwię - mówiąc to wzruszył ramionami, zupełnie jakby chciał zneutralizować nadawany mu właśnie przekaz - tym, że się tak czujesz i że uważasz, że cię nie kochają, kiedy to na pewno tak nie jest. Nawet mój ojciec mnie kocha - starał się nadać tym słowom lekko rozbawiony ton, ale w kontekście tego jak obaj się czuli i o czym rozmawiali, zabrzmiało to raczej jak wyjątkowo słaby żart, w dodatku beznadziejnie opowiedziany. - Myślę, że po prostu w tym jednym pomieszczeniu zgromadziło się za dużo emocji i dlatego to się tak potoczyło. Ale dobrze, miałem nie nalegać. - Potrząsnął głową, opamiętując się gwałtownie, podczas gdy Isla włączyła się intensywnie do rozmowy, próbując naśladować wydawane przez nich dźwięki, co w naturalny sposób odrobinę rozluźniło atmosferę, bo przecież Klaus widział kątem oka strzelane przez nią miny, aż w końcu wysunął się nawet z przytulenia Saula, żeby przypatrzeć się uważniej temu zjawisku, a potem parsknął cicho, z zalążkiem uśmiechu, błądzącym po ustach.
- Widzisz, przynajmniej ona dobrze się bawi. Albo nudzi. Bawisz się czy nudzisz? - spytał, jak zwykle spoglądając na nią poważnie, zupełnie jakby oczekiwał rzetelnej odpowiedzi, ale dziewczynka tylko spróbowała znowu złapać go za nos, czego ledwo zdołał uniknąć, odchylając głowę do tyłu. - Chyba nudzisz - zawyrokował zatem, kątem oka zerkając na Monroe’a, żeby sprawdzić czy ta dziecięca niefrasobliwość zadziałała na niego jakkolwiek pozytywnie. - A ja wszystkie zabawki powyjmowałem na podłogę w salonie i teraz będziemy to zbierać przez kwadrans - rzucił do Saula, uśmiechając się przepraszająco, bo w gruncie rzeczy myślał przecież, że zabawią tutaj o wiele dłużej. Realna wizja wyjścia wreszcie z tego domu, spłynęła na niego, niosąc ze sobą nieoczekiwaną ulgę. Może faktycznie nie było żadnego sensu w ciągnięciu tego na siłę? Już miał zawyrokować o wyjściu z łazienki, ale wtedy do jego nosa dotarł nieprzyjemnie znajomy zapach. Pochylił się nad Islą, żeby upewnić się w swoim przekonaniu.
- Serio? To dlatego taka rozbawiona? - mruknął niezadowolony, przekładając ją zaraz na drugą rękę. - Przyniesiesz pampersa i chusteczki? Załatwmy to teraz, bo nie wytrzymam w aucie - zamarudził, bo chociaż przyzwyczaił się już do wszystkich wątpliwych dobrodziejstw związanych z przewijaniem, kiedy musiał mierzyć się z dziecięcymi smrodami dłużej niż było to koniecznie, miał wrażenie, że zemdleje albo dostanie uczulenia.

Saul Monroe
zamiast pracować — zdziera kasę z bogatych facetów
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
You're not iconic
You are just like them all
Don't act like you don't know
Ani trochę nie przejął się oczywistą ironią w głosie Viper, bo chyba nawet niczego innego się z jej strony nie spodziewał. Ważne, że w swojej własnej ocenie wyglądał fantastycznie (może poza tą wygniecioną koszulą, ale to przecież nie jego wina, że nie miał w mieszkaniu żelazka!) i niczyja opinia bynajmniej nie była w stanie zniszczyć mu wyobrażenia na swój temat. Czy to delikatnie zakrawało już o narcyzm? Być może, choć gdyby zapytać Zahariela, odpowiedziałby zapewne, że zwyczajnie zna swoją wartość. Szkoda, że tyczyło się to tylko i wyłącznie wyglądu - ale lepsze to, niż nic.
Wolał zbytnio nie rzucać się w oczy, więc po wymienieniu mniej lub bardziej szczerych uprzejmości ze wszystkimi obecnymi, usiadł sobie gdzieś z boku. Nieśmiało przemknęło mu przez myśl, że może mógłby zaoferować pomoc z nakryciem do stołu, ale szybko uznał to za kiepski pomysł; jeszcze nie daj Boże ktoś zauważyłby, że jest nietrzeźwy a tego zdecydowanie wolałby uniknąć. Siedział więc wciśnięty w kąt kanapy, udając, że go nie ma i z bezpiecznej odległości obserwując napięcie narastające w miarę pojawiania się kolejnych osób oraz wybuch, który nastąpił wraz z przybyciem Saula ze swoim chłopakiem i dzieckiem. Poznał Klausa już wcześniej, w dosyć dziwnych okolicznościach, ale ani przez chwilę miał mu za złe, że mylnie wziął go za kochanka Saula. Chciał nawet powiedzieć coś miłego (nigdy nie był w poważnym związku, ale domyślał się, że poznawanie rodziny partnera musi być cholernie stresujące), ale Adam odpalił się, zanim Zahariel w ogóle zdążył otworzyć usta.
Jasne, bo dla ciebie każdy, kto potrafi korzystać z życia i nie ogranicza się jakimiś kretyńskimi zasadami przyzwoitości jest kurwą, no nie? Miał to zdanie na końcu języka, nie wypowiedział go na głos tylko dlatego, że Adam zdążył już wyjść na zewnątrz, więc tak czy inaczej by go nie usłyszał - a wielka szkoda, bo bardzo chciał, żeby to wybrzmiało wszem i wobec. Nawet, jeśli słowa brata nie były skierowane przeciwko niemu, Zahariel poczuł się nimi osobiście dotknięty. Prawda bolała. Sam był przecież pełnoprawną kurwą, która, zamiast iść do normalnej pracy, daje dupy każdemu facetowi, który jest gotowy za to zapłacić. Czuł się z tym źle, dlatego tak bardzo cenił sobie życie w wyparciu i nienazywanie rzeczy po imieniu... a tu przychodzi taki Adam i nieświadomie rujnuje całą tą zakrzywioną rzeczywistość, którą Zah zbudował sobie w głowie. Był tym tak wzburzony, że dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że Viper coś do niego mówi.
Bo nie jestem 一 oznajmił szybko, podnosząc przy tym ręce w obronnym geście. Wolał podkreślić, że nie ma absolutnie nic wspólnego z rozgrywającymi się właśnie na jego oczach dramatami. 一 Trzymałem się z daleka 一 (od was, od tego miejsca, od tej pierdolonej patologii) 一 przez całe sześć lat i naprawdę nie mam kurwa pojęcia jak doszło do tego... tego wszystkiego. 一 Nie potrafił nawet znaleźć odpowiedniego określenia na to, co tu się właśnie odpierdala. Im dłużej patrzył na to wszystko, tym mocniej zaczynał żałować, że zachciało mu się bawić w odbudowę rodzinnych więzi i że zamiast tego nie wrócił do Kolumbii przy pierwszej nadarzającej się okazji. Sam już nie wiedział, co byłoby dla niego lepsze i przede wszystkim - czego właściwie chciał. Poza tym, że bardzo, bardzo chciał potrzebował się napić. Najlepiej tak, żeby nikt nie zauważył, bo nie chciał, by ktokolwiek domyślił się, że cierpi na tą samą przypadłość co ich znienawidzony ojciec.
Jest tu coś do picia? 一 rzucił w eter, nawet nie oczekując, że ktokolwiek mu odpowie. Zwlekł się z kanapy, podszedł do stołu i ostentacyjnie sięgnął po sok, udając, że przecież ani przez chwilę nie chodziło mu o żaden alkohol. Przez cały czas był żałośnie nieświadomy tego, że większość towarzystwa zdążyła domyślić się, iż przed przyjściem tutaj zrobił sobie małe before party i z całą pewnością nie jest trzeźwy. Póki co wydawało mu się, że ukrywa się doskonale, dlatego, kiedy sądził, że nikt akurat nie patrzy, ukradkiem wyjął z kieszeni setkę i dolał do szklanki z sokiem. Istny szczyt dyskrecji!
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Rozrywka.
Upragniona, stęskniona i choć niosąca za sobą znamiona bólu, cierpienia i gorzkich słów to jakże rozkoszna dla zmęczonego umysłu Amalii. Powoli dosięgały ją wyrzuty sumienia bo nie powinna myśleć źle o Adamie, który łożył na jej utrzymanie, gdy ta nie była w stanie pracować, ani o Saulu, który rzucił wszystko, gdy tylko odczytał jej indonezyjską wiadomość na czacie grupowym, ani o Klausie bo przecież człowieka nie znała, ani nawet o tej gówniarze bo była bezbronną i nieskalaną niczym istotą.
Zatraciła się w poczuciu zacieśnienia więzi z Viper od kiedy ich wspólny plan, o którym na szczęście nikt ze zgromadzonych nie miał pojęcia, i nie potrafiła zrozumieć, że nawiązały ze sobą nić porozumienia w najbardziej szkodliwy i toksyczny sposób z możliwych. Niszczyły siebie same, siebie nawzajem i relacje rodzinne. Ale czy nie było to warte by doczekać momentu, w którym Viper poprosi Amalię o ponowne pomalowanie jej oczu? Było to warte starania, zwłaszcza teraz, kiedy Viper po trudach została wyoutowana i nie kryła już swojej tożsamości płciowej. Eva nie potrafiła zrozumieć, że nie widziała sygnałów wcześniej. Niby widziała, że ktoś jej sporadycznie podbierał szminki, że po powrocie z Kolumbii nie widziała ani jednego swojego kosmetyku ani części sukienek, ale nie podejrzewała o to siostry. Właściwie nikogo nie podejrzewała. Zwyczajnie to zignorowała zbyt zatracona w kokainowym ciągu.
-Dzień święty trzeba święcić, a co to dla kogo oznacza już chyba nie trzeba się domyślać- skwitowała przytyk o Adamie, mimo że naprawdę nie powinna go teraz obgadywać patrząc na to jak wiele zrobił dla niej i Orchid, choć przecież nigdy nie miał o Amalii dobrego zdania. Miał ją za łatwą ćpunkę, która da się pochlastać za grama. Czy bardzo się mylił? Prawdopodobnie nie.
-W skrócie, że ma wypierdalać razem z kochasiem i bękartem-skwitowała szeptem, tak by Saul z całą pewnością nie usłyszał. W końcu to nie były jej słowa tylko Samuela, prawda? To nie znaczyło, że ona uważała podobnie.
Nie skomentowała przytyku Vipera do Saula, mimo że nieironicznie ją rozbawił. Spojrzała jedynie na siostrę wymownie dając jej znać, że śmiać się nie powinna, choć ją to rozbawiło.
-Ruchać?-chciała powiedzieć, że w takiej sytuacji ciężko o nastrój na ruchanie, ale wnet przypomniała sobie co sama robiła z Saulem na grillu zaraz po tym jak wytoczyła aferę stulecia Jean. -W sumie, kto go tam wie.- wzruszyła ramionami.
Nie musiała długo czekać na powzięcie decyzji o taktycznym rozproszeniu, dopiła sok czekając, aż Saul i Klaus oddalą się na bezpieczną odległość. Gdy zamknęli za sobą drzwi łazienkowe ruszyła w ich kierunku kręcąc się niedaleko to niby oglądając kieliszki, to szukając czegoś po szafkach, a tak naprawdę przysłuchując się ich rozmowie.
Kolejnego mojego brata. Ile osób spokrewnionych z Evą Klaus wyruchał?
Bla, bla, bla, gejowskie pierdolenie o kochaniu się. Chciało jej się rzygać, gdy o tym słuchała, bo wiedziała, że jej już nikt nie wyzna miłości, jej nikt nie przytuli, jej nikt nie okaże wsparcia, które teraz Klaus starał się dać jej starszemu bratu. Była cholernie zazdrosna.
Nagle usłyszała swoje imię i coś o posypanym życiu. Nie pomożesz, Saul, nie próbuj bo już jest za późno. Choć jej próbę samobójczą ujarzmił zerwany karnisz, a bilety do Indonezji nadal nie były kupione, to żadna z tych rzeczy nie znaczyła, że w pełni stanęła na nogi. Było jej do tego daleko, a jej podróż do spokoju pewnie potrwa jeszcze miesiącami. Kiedy usłyszała prośbę o wyjście po pampersy szzybko się ewakuowała zanim jeszcze Saul zdążył wyjrzeć przez drzwi, pochwyciła po drodze jakiś sok czy wino, nawet nie wiedziała, tylko po to by mieć argument po co była tak blisko łazienki. Trzymając swoją zdobycz w rękach ruszyła w kierunku Vipera stojącego przy drzwiach wejściowych.
-Siostra, Saul będzie szedł po pampersa, ewakuacja. - zarządziła i czekając aż Viper odejdzie na bezpieczną od drzwi odległość, tak by nie wydało się, że oboje podsłuchiwali, przekładała z ręki do ręki butelkę. W końcu stojąc gdzieś z boku streściła siostrze co usłyszała:-Głównie pedalskie pierdolenie o miłości, coś tam o miłości do rodziny i próbie pomocy wszystkim na około. A, i Klaus ruchał jeszcze kogoś z naszego rodzeństwa poza Adamem, ale nie wiem kogo. I Isla się zesrała. - wzruszyła ramionami i wróciła na swój fotel. Spojrzała na Zaha szukającego napitku i zdała sobie sprawę, że trzyma w ręku wino, a nie sok.
-Zah, chcesz wypić na spółę?

Zahariel Monroe viper monroe
amalia
lachmaniara
spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.

Powiódł spojrzeniem po wiernych psach, które kręciły się przy swoim panu, gdy ten próbował zapewne ochłonąć po konfrontacji, której chyba nikt się nie spodziewał. Może oprócz Klausa, który wydawał się podejrzanie spokojny. Wziął od brata zapalniczkę, wsunął papierosa między wargi i podpalił jego końcówkę, a dym wciągnął w swoje płuca, przymykając na moment oczy, gdy do nozdrzy dotarł znajomy, uspokajający zapach. Miał nadzieję na chwilę sam na sam z Adamem, na spokojną rozmowę, bo absolutnie nie miał zamiaru robić mu wyrzutów, krytykować go czy rzucać gradem pytań, z których większość byłaby zapewne kłopotliwa. Potrzebował też chwili na ostudzenie emocji i zatrzymanie chaotycznego biegu myśli.

Kiedy już oddał ogień właścicielowi i usłyszał jego słowa, wpadł z lekką zadumę. Adam był chyba jedyną osobą z całego rodzeństwa, która wzięła do serca nauki Jezusa i szczerze wierzyła w Boga, a przynajmniej tak myślał. Samuel nie był religijny, ale głównie dlatego że religijność kojarzyła mu się z rodzicami, o których pragnął zapomnieć. Znał jednak zasady panujące w chrześcijaństwie i chcąc czy nie chcąc czasami to do niego wracało.

Być może nie masz racji. Z jakiegoś powodu do tego wszystkiego doszło i może nadszedł czas na zmierzenie się z pewnymi tajemnicami 一 odparł jedynie, po czym ponownie zaciągnął się dymem. Samuel od dawna nie miał problemu ze swoimi upodobaniami seksualnymi i romantycznymi, ale nie zawsze tak było i zdawał sobie sprawę jak wielkim ciężarem musiało to być dla młodszego brata.

Nie spodziewał się, że do rozmowy z Arthurem dojdzie tak szybko i w taki sposób. Poczuł się wręcz zaskoczony jego reakcją i brakiem szacunku do podjętych przez siebie decyzji, niezależnie od tego czy partner rozumiał powody jakie nim kierowały, czy nie. Uniósł jedną z brwi, przyglądając się jak Fell częstuje się papierosem. Nie był pewien po co ta manifestacja i czemu nagle mężczyzna robił i mówił rzeczy, które do niego nie pasowały, ale nie miał zamiaru tego komentować. Na pewno nie teraz.

Bezsensowne oskarżenia sprowokowały nutkę irytacji, która znowu zdradliwe wkradła się do jego umysłu. Nie tylko sugerował Adamowi uprawianie seksu z Klausem, czy zazdrość, ale i to że przyprowadził Evę siłą. Tą samą Evę, która ani razu nie zgłosiła protestu co do przebywania w domu Samuela, nie próbowała uciekać i siedziała sobie w salonie, w najlepsze plotkując z Viper.

Posłał mężczyźnie chłodne spojrzenie, a ostatnim razem, kiedy wyraził podobną niechęć, miało to miejsce na uczelni, gdy mijali się na korytarzu jeszcze jako ledwo znajomi. Nie odezwał się jednak, bo wolał milczeć, niż powiedzieć coś, czego będzie żałował. Z resztą Arthur znał go na tyle, że na pewno wiedział, co podobna reakcja może oznaczać. Czy naprawdę musiał mówić to wprost?

Pozwolił za to mówić Adamowi, nie przerywając mu, nie zaprzeczając. Zgadzał się z nim i wszystko co mówił miało sens. Gdyby nie śmierć jego byłej partnerki i trudności w odnalezieniu bliskiej jej rodziny, nie zdecydowałby się wziąć pod opiekę Fabiana, chociaż chłopak na pewno potrzebował ojca. Dzisiejsza awantura była kolejnym dowodem na to, że życie Fabiana nie będzie nigdy usłane różami, chociaż Samuel miał zamiar postarać się, aby było chociaż trochę lepsze, niż miał on sam, Adam i reszta jego rodzeństwa.

Powoli przeniósł wzrok na Arthura, gdy padła pierwsza wskazówka, odnośnie relacji Evy z Saulem, chociaż jeszcze na tyle oddalona od konkretów, że Arthurowi na pewno trudno było odczytać o co tak naprawdę chodziło. Nie oznaczało to jednak, że Samuel będzie omijał ten temat.

Musimy porozmawiać 一 odezwał się w końcu, westchnął ciężko, zaciągnął się papierosem po raz ostatni i rzucił go na ziemię, po czym zgniótł i zgasił podeszwą buta. Nie miał zamiaru zmieniać swojej decyzji co do obecności Saula, a przede wszystkim Klausa, u siebie w domu w tej chwili. Miał zamiar poruszyć niewygodne tematy po obiedzie, ale nie sądził, że sytuacja eskaluje jeszcze zanim wszyscy usiądą do stołu. Spodziewał się, że Saul zrozumie, że w tej sytuacji zostanie nie jest dobrym pomysłem, ale minuty mijały, a ten nie pojawiał się przed domem.

Pożegnaj Saula i jego gościa 一 zwrócił się w pewnym momencie do Adama, akurat wciskając się w przerwę w jego rozmowie z Arthurem. Tego drugiego za to chwycił delikatnie, ale ze zdecydowaniem, pod ramię i poprowadził ścieżką, prowadzącą na tyły domu, gdzie znajdował się też basen.

To nie jest takie proste, jak ci się wydaje 一 zaczął, rzucając mu z ukosa uważne spojrzenie. Chciał mu wszystko wytłumaczyć, bo ostatnie czego potrzebował, to jeszcze awantura z Arthurem.


ODPOWIEDZ