echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Moja matka była bardzo dumną kobietą. Odkąd pamiętam, nosiła zawsze ciężkie perfumy i perły na szyi, pociągała usta ciemnoróżową szminką i uważnie dobierała buty do torebek. Zawsze chodziła w sukienkach - przeważnie długich, jakby żyła ciągle w przekonaniu, że była arystokratką sprzed kilku wieków. Od młodości zajmowała się malarstwem - zresztą pochodziła z uznanej w stosownych kręgach rodziny artystów: jej ojciec był rysownikiem, matka rzeźbiarką. W późniejszych latach zastanawiałem się czy naprawdę lubiła to, co robiła, czy dała się zwyczajnie wtłoczyć w z góry narzuconą, społeczną rolę - zawsze liczyły się dla niej opinia, szacunek i podziw innych. Kiedy zmarła (z pomocą wisielczej pętli zaciśniętej na szyi), miałem dziesięć lat, ale wciąż pamiętam jej pogrzeb: przyszła masa ludzi, obecny był kwartet smyczkowy, a na stypie podawano szampana, którego sobie ukochała - chyba mam to po niej.
Ojciec nie nadawał się do roli rodzica - odkąd pamiętam był strasznie zapracowany, zajęty rozwojem prosperującej firmy, która parała się handlem międzynarodowym. Mało mam wspomnień z jego udziałem z okresu dzieciństwa; czasem zabierał mnie na obiady biznesowe, gdzie cholernie się nudziłem - bo jako w jedynaku, pokładał we mnie nadzieję na to, że pewnego dnia przejmę po nim biznes, w imię przelewającego się w kręgach, w których się obracaliśmy, nepotyzmu. Zawsze wypominał matce, że zbyt się nade mną trzęsie, że mam za mało zajęć dodatkowych, za wiele wizyt u lekarzy i przesadną ilość czasu spędzam w jej towarzystwie. Być może było to prawdą, bo jej śmierć przeżyłem dość dosadnie. Przez tydzień nie odzywałem się do nikogo i jadłem tylko wtedy, kiedy jedna z licznych opiekunek, które przewinęły się przez moje życie, mnie do tego zmusiła.
Najbardziej w mamie kochałem to, że pozwalała mi patrzeć, jak maluje. Fascynowały mnie nanoszone przez nią na płótna barwy i kochałem jej obrazy, nawet jeśli jej samej nigdy się one nie podobały (krzywiła się, niby nieznacznie, ale zawsze to dostrzegałem, za każdym razem, kiedy na jakimś wernisażu ktoś odważył się pochwalić którąś z jej prac). Między licznymi zajęciami, obejmującymi naukę języków, pianina, dodatkowych lekcji matematyki (z której zawsze nieco kulałem) i wielu innych, które zatarły się już w mojej pamięci, podobnie jak zdobyte na nich umiejętności, ukochałem sobie te momenty, w których mogłem po prostu siedzieć w głębokim, miękkim fotelu i ją obserwować. Czasem w tle czytałem jej książkę; bardzo to lubiła.
Ojciec przeżył żałobę po swojemu - dał się jeszcze bardziej porwać pracy i przez kolejne lata więcej czasu spędzał w podróżach służbowych niż w domu. Czasem zabierał mnie ze sobą, żebym zobaczył trochę świata, a ja w miarę dorastania stawałem się coraz bardziej zainteresowany tymi wszystkimi rzeczami, do których zdecydowanie nie powinno mnie ciągnąć. Artystyczna bohema, w którą wciągnęła mnie matka, pożerała mnie coraz bardziej i choć wciąż nosiłem tytuł jedynie syna uznanej malarki, czułem się doceniony przez starsze towarzystwo, które dostrzegało mój potencjał i pomimo wieku zapraszało na coraz to bardziej ekstrawaganckie wydarzenia. Pierwszy raz upiłem się na takiej właśnie imprezie, mając niespełna trzynaście lat, a później całowała mnie któraś z maminych koleżanek, która potem poczęstowała mnie pierwszym w życiu papierosem.
Próbowałem malować - to oczywiste, przebywając z tymi ludźmi przez większą część moich nastoletnich lat, w przerwach między uczęszczaniem do prywatnej szkoły tylko dla chłopców, tymi wszystkimi zajęciami i okazjonalnymi spotkaniami z ojcem, jeśli akurat nie był w podróży, nabrałem w sobie przekonania, że moje miejsce było między nimi - z pędzlem w jednej dłoni i lampką wina w drugiej, z pierwszą kreską wciągniętą między artystycznymi weteranami w piętnaste urodziny, pierwszym razem z gościem, który był dla mnie ewidentnie za stary i pierwszą serią miłosnych wzlotów i upadków, którymi dzieliłem się poruszony z dorosłym już towarzystwem. Widziałem w nich rodzinę - jakiś okruch matki, który pozostał przy życiu i który dawał mi wszystko to, czego nie miałem w domu.
A potem przedobrzyłem. Nie wiem nawet, kiedy stało się to wszystko - szkoła w pewnym momencie okazała się tylko tłem, ale i tak miałem wystarczająco przyzwoite wyniki, żeby dostać się na wymarzoną (przez ojca) uczelnię. Potajemnie złożyłem papiery na literaturę, zamiast pożądanego biznesowego kierunku, bo byłem już na etapie, w którym zrozumiałem, że to jedyny sposób na utrzymanie się w kręgach artystycznej bohemy - malowanie nie szło mi wystarczająco perfekcyjnie, a chociaż niektórzy z moich znajomych chwalili czasem to, co z siebie wyprodukowałem, miałem wrażenie, że robili to tylko z uwagi na to, że traktowali mnie poniekąd jak swoją laleczkę. Uniwersyteckie życie dało mi popalić - poznałem więcej osób z podobnymi zajawkami i wkręciłem w swoje towarzystwo, imprezy rozciągały się na niemal każdy dzień w tygodniu, aż w końcu, po naprawdę długim staraniu się o to, doigrałem się - zostałem wyrzucony.
Dość długo zatajałem to przed ojcem, ale w końcu się dowiedział i nigdy wcześniej nie widziałem, żeby był tak wściekły - nagle, gwałtownie i niepostrzeżenie, dowiedział lub domyślił się o wszystkim, co działo się ze mną przez te lata i podjął (samodzielnie, jak zwykle nie pytając mnie o zdanie) decyzję, za którą ostatecznie go znienawidziłem - wysłał mnie do swojej siostry, na pewne australijskie zadupie. Ona i jej mąż nie mogli mieć dzieci, a że wciąż część rodziny patrzyła na mnie jak na biednego, zagubionego chłopca, który stracił matkę, podobno całkiem ucieszyli się, że będą mogli mnie gościć. Ojciec w tym skazaniu widział same zalety - przede wszystkim odcięcie mnie od wielkomiejskiego życia i toksycznych znajomości.
Po wakacjach spędzonych pod jego surową kuratelą, przysłał mnie tutaj i mam zamiar uczynić to problemem wszystkich dookoła.

- dużo pali - grube, mentolowe Marlboro, ale od biedy nie pogardzi niczym innym;
- odkąd ojciec odciął mu dostęp do nielimitowanych środków, wydzielając mu skromną część tego, czym władał poprzednio, żyje trochę ponad stan i z każdym odkryciem debetu na koncie okrutnie się frustruje;
- nie przebywa w Lorne Bay długo, ale usilnie stara się odnaleźć w tej sytuacji jakieś pozytywy - rozwinął w sobie swoistą chłopomanię i w pewnym sensie fascynuje go to "wiejskie" życie, którym trudzą się tubylcy;
- szybko się zakochuje i wolno odkochuje, na co dzień szuka niezobowiązujących uniesień, być może dla podbicia poczucia własnej wartości;
- nie porzucił zamiłowania do literatury - cieszy go, że ma teraz więcej czasu na jej analizowanie i próby stworzenia czegoś swojego;
- łatwo nawiązuje znajomości, jest urodzonym ekstrawertykiem i duszą każdej imprezy, i choć w Lorne Bay jest ich jak na lekarstwo, upewnia się, że kiedy już coś się dzieje, to na pewno go to nie ominie;
- ze swoją seksualnością jest otwarty i mówi o tym wprost, co nie do końca podoba się wujostwu, wyczulonemu na to, co ludzie powiedzą, ale szczerze mówiąc niespecjalnie go to obchodzi;
- wyhodował w sobie uwielbienie do rewolucyjnych idei, szampana, czerwonego wina i poezji Młodej Europy;
- wypowiada się z ledwie dostrzegalnym, niemieckim akcentem i znaczną dozą maniery, poza tym dużo gestykuluje oraz bez skrępowania dzieli się opowieściami ze swojego życia.
klaus amadeus werner
12.12.2002
monachium, niemcy
syn swojego ojca
na salonach
pearl lagune
wolny; homoseksualny
Środek transportu pieszo albo taksą, nic pomiędzy Związek ze społecznością Aborygenów brak Najczęściej spotkasz mnie w: bibliotece i każdym miejscu, w którym toczy się impreza Kogo powiadomić w razie wypadku postaci? wujostwo (NPC)Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG? Tak
klaus amadeus werner
charles de vilmorin
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
ODPOWIEDZ