lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Pałac. Choć zamiast cegieł wzniesiony żalem, rozgoryczeniem i walką o wartości, które przecież dla żadnego z nas nic nie znaczyły. Pałac o fundamentach łez i krwi. Tej szkarłatnej, gęstej krwi uciekającej przez rany od zbyt mocnego uderzenia pasem. Tych przezroczystych, spływających po policzkach w tajemnicy przed kimkolwiek. Bo to nie przystoi. Niby pałac, choć bardziej, mimo wszystko, szopa. A my- to jedynie narzędzia potrzebne do funkcjonowania tej przeklętej szopy. Miotła, grabie, młotki, łomy i ty- w sumie nie wiadomo co. Chyba najbliżej ci było do tego siana sypanego pod końskie kopyta, niby potrzebna, ale w sumie...najmniej znacząca.

Od zawsze uwięziona. W roli córki, dziewczynki, kobiety, siostry, katoliczki. Zawsze byłaś kimś kim nie chciałaś być. Wkładana w te piękne sukienki za kolano, by nie odsłaniać zbyt wiele, sadzana w pierwszym rzędzie ławek kościelnych, ręce składane do modlitwy do Boga, który przecież był jedynie wymysłem utrapionych dusz liczących, że po ich miernym ziemskim życiu zasmakują w końcu spokoju w niebiosach. Nie wiedząc, że nad nimi jest tylko kosmos, a Bóg to jedynie figura mająca ułatwić im umieranie.

Mała skrytka pod łóżkiem, w miejscu, w które nikt nigdy nie zaglądał, powoli napełniała się wypłatami i napiwkami z pracy, do której biegałaś potajemnie. I każda kolejna moneta przyprawiała o szybsze bicie serca bo wiedziałaś, że to twój bilet w lepsze życie. Nowe życie. Bez ról, obowiązków i powinności, bez wściekłych oczu ojca i załamanych rąk matki, bez rozgoryczenia. Życie, które ułożysz sobie po swojemu, na swoich zasadach. Nie wiedząc, że "twoje zasady" ściągną cię w dół.

Australia znad ziemi wygląda stanowczo piękniej niż z lądu. Obserwowałaś jak z każdą minutą odsuwa się od ciebie miejsce Twych narodzin, jak znika za horyzontem i pod chmurami, aż w końcu jedyne co widziałaś to biel obłoków. Brzęczenie w uszach i przeskakujące w kółko ciśnienie tylko ci przypominały, że, być może na zawsze, odeszłaś. Nie zostawiając po sobie nic. Żadnej notatki, żadnego listu. Zabrałaś wszystko co miałaś i uciekłaś w pogoni za tym czym miało być to prawdziwe życie.

Ciepło Ekwadoru otuliło cię jak matczyny uścisk, którego nigdy nie doświadczyłaś, a o którym zawsze marzyłaś. Czterdzieści godzin lotów i trzy międzylądowania, ale oto byłaś. Tam, gdzie wszystko miało być inne. Tam, gdzie wszystko miało się zacząć od nowa. Tam, gdzie miałaś wszystko sobie poukładać. Pełna nadziei i tej swobody, która zawsze była poza zasięgiem twych wątłych rąk. Pocięta karta sim, tak by nikt nie mógł się z tobą skontaktować dopóki sama tego nie zapragniesz. Karteczka z numerami telefonu do rodzeństwa ukryta głęboko w plecaku. Na tyle głęboko, że czasami zapominałaś o jej istnieniu.

Od oceanu do gór. Od miast do wsi. Od plaż do pól. Z północy na południe, ze wschodu na zachód. W s z e s z. Każdy możliwy zakątek, w którym mogłaś postawić nogę nie został ominięty. Auta łapane na kciuka, bo nie było sensu pisać kartonowych tabliczek skoro i tak napisałabyś na nich "przed siebie". Wspinaczki górskie tak wysokie, że momentami brakowało tchu. Noce spędzone na szczytach, polach i plażach. Pod namiotem lub pod chmurką. W samotności lub z przypadkowo poznanymi na swojej drodze ludźmi. Bo każdy z nich to była nowa, niesamowita historia. Każda ciekawsza od twojej.

I nagle Ona. Wyłaniająca się spomiędzy drzew niczym nimfa leśna. Tak piękna, tak naturalna, tak cudowna. Niczym wyrwana ze snu. Ta, która miała zmienić tak wiele. Rozmowy od rana do rana, uśmiechy od ucha do ucha, delikatny dotyk niby przypadkiem, swoboda, której nigdy z nikim nie zaznałaś w takim stopniu. Gdzieś pośrodku Boliwii, Peru czy innej Brazylii znalazłaś dom bo zrozumiałaś, że dom to miejsce, w którym jest Ona. Mimo wad, smutków i rozgoryczeń, które z czasem musiały się pojawić. Mimo zawodu, którym się parała by mieć z czego wyżyć. Rozumiałaś, że był tu jedną z nielicznych opcji przetrwania. A jego owoc, skrzętnie zrywane liście koki, po jakimś czasie zagościł między twoimi zębami. Pomiędzy jednym liściem a drugim te kilka ukradzionych całusów, które smakowały lepiej niż jakikolwiek regionalny przysmak. Bo to Ona była twoim regionalnym przysmakiem.

Koka powoli zaczęła zbijać twoją wagę. Razem z każdym kilogramem ulatywała kondycja, która niegdyś pozwalała na zdobywanie peruwiańskich szczytów. Bladość skóry dorównywała bieli kartki, na której pisałaś list pożegnalny do Niej. Czy to kokaina czy może zwykła tęsknota, ale nadszedł moment, w którym mieszkanie na squatach, gubienie się w uliczkach i podbieranie monet od turystów przestały sprawiać radość. Moment, w którym czekało cię kolejne czterdzieści godzin lotu do miejsca, w którym absolutnie nikt na ciebie nie czekał. Znów porzucałaś swoje życie. Tym razem chociaż się pożegnałaś.
Amalia Eva Monroe
23.07.2000
Lorne Bay
barmanka
Shadow
carnelian land
Panna, biseksualna
Środek transportu
Wszędzie na nogach

Związek ze społecznością Aborygenów
Brak związku.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Bary, kluby nocne, squaty, lasy, plaże

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Saul Monroe

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak
Amalia Eva Monroe
Sasha Sloan
amalia
lachmaniara
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
ODPOWIEDZ