właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Stał, patrząc na Klausa z zaciśniętymi zębami, w duchu gwałtownie zaprzeczając jego słowom o tym, że rodzeństwo go kocha. Teraz był przekonany, że wcale tak nie jest, że najwyżej znosili jego obecność, ale teraz, kiedy okazało się, że Saul nie jest hetero, że związał się z młodszym od siebie chłopakiem, który z dodatku lubił seks i przespał się nie tylko z Saulem, to ich hipokryzja wybiła jak szambo i postanowili wywalić Saula ze swojego życia, bo ten śmiał próbować ułożyć sobie życie z kimś, kogo oni również ruchali. Najwyraźniej im było wolno; ewentualnie: jeśli ktoś uprawiał seks z wieloma osobami, to według nich nie zasługiwał na miłość. Hipokryzja wyższego poziomu. I to, że Sam miał syna, to było w porządku, bo on przecież był taki porządny, taki dobry, taki poukładany, ale kiedy jego brat okazał się być ojcem, to już jego dziecko jest bękartem i nie ma wstępu do jego domu. W porządku - więc Saul nie będzie się narzucał.
Spojrzał na Islę, gdy Klaus stwierdził, że trzeba ją przewinąć i zawahał się: chciał jak najszybciej wyjść z tego domu, zostawić ich wszystkich we własny sosie, niech się dobrze bawią bez niego; jego samego aż skóra piekła coraz bardziej z każdą kolejną minutą pozostawania tutaj. Z drugiej strony jednak nie dałoby się jechać samochodem z aromatami z pieluchy, więc wreszcie cmoknął z niezadowoleniem i wyszedł z łazienki jak burza. Widząc w salonie Evę przekładającą butelkę z ręki do ręki i szepczącą coś do Viper oraz Zaha, który stał ze szklanką soku i ewidentnie udawał trzeźwego, zmarszczył brwi. Miał ochotę zapytać, co tu się dzieje, bo sytuacja wydała mu się podejrzana, ale ostatecznie zrezygnował z tego, podszedł do torby z rzeczami córki i wygrzebał z niej pieluchę, z którą wrócił do łazienki.
- Ja ją przewinę, a ty pozbieraj zabawki i zaczekaj przy samochodzie. Zaraz tam przyjdę - powiedział trochę ostrzej, niż zamierzał, ale jego złość nie była skierowana na Klausa, tylko na starszych braci. Nie rozumiał, co tu się stało i czuł się niesprawiedliwie potraktowany.

klaus amadeus werner Amalia e. Monroe viper monroe Zahariel Monroe
weteran / właściciel sklepu — petbarn cairns
42 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
You go down just like Holy Mary
Mary on a, Mary on a cross
Not just another Bloody Mary
Mary on a, Mary on a cross

Cieszył się, że przynajmniej Samuel był po jego stronie. Te święta miały wyglądać inaczej - spokojniej, może w końcu jakkolwiek normalnie przez to, co działo się ostatnimi miesiącami. Adam starał się tonować swoje religijne zapędy dla rodziny, głównie dla młodszego rodzeństwa skazanego na przymusową przeprowadzkę i kompletną zmianę dotychczasowych przyzwyczajeń, gdy Bart trafił do aresztu. Dlaczego nikt wcześniej nie pomyślał o tak wspaniałym rozwiązaniu?

Wracając jednak do samej wigilii, Adam gotowy był na kontynuację intensywnej rozmowy z partnerem starszego brata, jednak ten postanowił interweniować i samodzielnie wyjaśnić Arthurowi aktualną sytuację, o której najwidoczniej nie był świadomy. Monroe do dziś nie rozumiał tej dziwnej sympatii właściciela księgarni z odklejonym po drugiej stronie bieguna moralnego Saulem. A może pan Fell trzymał w zamknięciu jakiś mroczny sekret, którym nie kwapił dzielić się z innymi? Może latami dawali w żyłę z jednej igły? Spali w tym samym rowie w okolicach studiów? Niezbadane były wyroki boskie, jednak pewna nić porozumienia łączyła tę dwójkę tak mocno, że Archie postanowił otworzyć gębę i śmiał szczekać na Adama przed domem.

Słysząc krótkie, acz wymowne polecenie z ust Sama, mężczyzna kiwnął głową w pełnym zrozumieniu i wpuszczając przed sobą psy do środka, zostawił zakochaną parę sam na sam. Szczeniaki, jak to obiekty gromadzące zatrważającą ilość energii nieodnawialnej, zaczęły biegać od miejsca do miejsca, czułym węchem ostatecznie docierając pod fotel Ewy. Jeden z nich chwilę później podreptał do rozrzuconych zabawek bękarta i przyniósł młodej monrołównie pod nogi, oczekując aportowania jak na dobrego chłopca przystało.

W tym czasie Adam szukał wzrokiem młodszego brata. Nie widząc go nigdzie na horyzoncie - a nie zamierzał zagłębiać się w resztę pomieszczeń, nie był aż tak ambitny - odchrząknął, zwilżył gardło pochwyconą nieopodal szklanką wody i obwieścił podniesionym tonem:

— Sam nadal podtrzymuje, że masz wypierdalać! Ty i twoja kurwa! — po wypowiedzeniu ogłoszenia parafialnego nawet nie spojrzał na Klausa, kończąc tym samym ich epizod z konfesjonału. Czy rzeczywiście żałował podjętej tamtego dnia decyzji? Nie. Czy uznawał to za grzech ciężki? Tak. Jednak ludzie stworzeni byli z grzechu, żyli nim i sądzeni byli dopiero, kiedy przychodził czas bolesnej - lub nie - śmierci.

ambitny krab
Lumberjack
brak multikont
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Klaus nie był ślepy - dostrzegał dobrze, że jego słowa nie działają wcale w taki sposób, w jaki by sobie tego życzył. Widział, że Saul był ciągle nabuzowany, że to wszystko przypominało stąpanie po zawieszonej w powietrzu linie albo polu minowym i choć on sam do tej pory kultywował wiarę w to, że trzeba było przeć do przodu w temacie, doszedł w końcu do wniosku, że wcale nie - że można też było po prostu zawrócić. Odpuścić. Jeszcze o tym porozmawiają, na pewno, ale może tu i teraz to nie był najlepszy moment? Zwłaszcza, że ciągle znajdowali się na terytorium wroga, który te miny rozstawił.
Porzucił zatem próby wtłoczenia Monroe’owi do głowy, że rodzina z pewnością go kochała, a to był tylko jakiś głupi, pojedynczy incydent. Na szczęście (w nieszczęściu) pojawił się problem bardziej namacalny, przyziemny i niecierpiący zwłoki, który mógł trochę oderwać ich myśli od całego tego zamieszania, które przetoczyło się przez rodzinne święta, więc Klaus odprowadził Saula wzrokiem do korytarza i odetchnął (to mógł być błąd) z ulgą, zdając sobie sprawę, że ta konfrontacja przytłoczyła go o wiele bardziej niż by sobie tego życzył. Uzyskaną w ten sposób krótką chwilę samotności, przeznaczył na wpatrywanie się w lustro z poczuciem, że zaraz zwymiotuje, ale przecież na rękach wciąż trzymał Islę, więc nie miał zupełnie warunków na takie wydziwianie.
To, że w czterech ścianach tej łazienki (albo ogólniej: tego domu) czuł się nieproszony i niechciany, nie było z pewnością niczym dziwnym ani przesadzonym, skoro wprost dano mu do zrozumienia, że nie powinien był tutaj przychodzić. Ale fakt, że oprócz tego czuł się tak strasznie samotny, chociaż cały czas był z nim Saul (oraz Isla, choć ona - z oczywistych względów - nie nadawała się przesadnie do ofiarowania rozumnego wsparcia), był już z pewnością trudniejszy do wytłumaczenia. Może faktycznie potrzebowali tylko wrócić do domu. Może wystarczy, że przytulą się do siebie na kanapie i wszystko będzie w porządku? Zapomną o tym miejscu, o tej całej sytuacji, o tych ludziach, którzy wcale ich tu nie chcieli, o bolesnych słowach - o wszystkim tym, co nie zgrywało się tego wieczoru i będą dalej bawić się w swój nowoczesny model rodziny, wywołujący ogólnie naburmuszenie? Klaus z jednej strony chciał bardzo wierzyć, że to naprawdę zadziała, a z drugiej wcale tego nie wyczekiwał. Miał ochotę po prostu zamknąć się gdzieś sam i wypłakać. Ale ku temu niespecjalnie szykowała się jakaś okazja.
- Dziękuję - odparł tylko, kiedy Saul wrócił i poinformował go, że to on przewinie Islę. Ostrożnie przekazał mu dziewczynkę i ruszył zaraz w kierunku wyjścia z łazienki, ale zawahał się przy drzwiach. Nie czuł się dobrze z wizją wychodzenia samemu do tych ludzi. Starał się zrozumieć, że Monroe miał ku temu większe prawo, bo do niego ktoś z nich faktycznie mógł chcieć się odzywać, a do Klausa niekoniecznie, ale to okazało się jedynie niewielkim pocieszeniem. Przez chwilę naprawdę miał ochotę powiedzieć mu, że nie: że on tu zostanie z Islą, choćby kosztem mierzenia się z brudną pieluchą, a Saul niech idzie znowu w tę dzicz, ale oczywiście zrezygnował z tego scenariusza i po momencie zawahania, wyszedł w końcu na korytarz.
Wkraczał właśnie na powrót do salonu, gdy do jego uszu dobiegły słowa Adama i znowu miał szczerą ochotę po prostu zawrócić do tej łazienki, a potem najlepiej jeszcze sprawić, że po zamknięciu jej drzwi całe pomieszczenie przeniesie się w zupełnie inne miejsce, na inną planetę, do innego wymiaru - cokolwiek. Ale to przecież nie było możliwe. Podobnie niemożliwym jednak wydawało mu się teraz po prostu Adama wyminąć w milczeniu, po raz kolejny już tego dnia, więc - nie robiąc sobie nic z faktu, że mężczyzna nawet na niego nie patrzył - odezwał się wreszcie (możliwe, że brak Saula w pobliżu był jakimś czynnikiem zapalnym do tego).
- Spokojnie, już wychodzimy - głos zadrżał mu lekko na ostatnim słowie, za co zezłościł się na siebie. Ostrożnie, na nieco tylko drżących nogach, wyminął Adama, żeby wrócić do tych jebanych zabawek, które dopiero co powyjmował. Zauważył, że jedną z nich porwał pies, ale nie miał zamiaru teraz się z nim siłować. Kupi nową. Co za różnica. - Siebie samego też tak nazywasz? Jak patrzysz w lustro? - To nie miało być w żaden sposób obelżywe, ale po prostu musiał powiedzieć c o k o l w i e k - po to tylko, żeby potem nie denerwować się na siebie o to, że jak zwykle przemilczał głucho wszystkie niedogodności. Tak było lepiej - nawet jeśli ręce trzęsły mu się znowu, kiedy przekładał pluszaki do torby.

Saul Monroe adam monroe
uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Zah, odkąd się pojawił, wydawał się jakiś rozjebany jak żaba na liściu, toteż nic dziwnego, że Viper go w swoim iście szatańskim planie nie uwzględniła. Na szczęście brat nie miał zamiaru się stawiać wobec jej zarządzeniom (i bardzo dobrze, bo ona nie zwykła przecież zmieniać zdania), tylko coś tam pod nosem pomruczał, więc razem z Amalia mogły zaraz przystąpić niezwłocznie do działań operacyjnych.
Zakradłszy się, zgodnie z zapowiedzią, pod wejście, załapała się akurat na końcówkę gadki Arthura. Ucho to prawie przykleiła do tych drzwi, bo choć wszyscy rozmawiali w sposób dość nerwowy, to jednocześnie jakby chuj bombki strzelił z dykcją i miała wielką ochotę po prostu uchylić lekko odrzwia, nakazać im wymawiać sylaby dokładniej i potem znowu za nimi zniknąć. Może Arthur i Samuel przyzwyczaili się już do nadmiernej ostrożności, po tym jak kiedyś podsłuchiwała ich (no dobra, to brzmi, jakby ostatnio jej hobby było pośrednie uczestniczenie w rozmowach, które nie powinny dosięgnąć jej uszu, ale czy to było coś znowu takiego strasznego? musiała sobie znajdować jakieś rozrywki w przerwie wakacyjnej) i przypadkiem nadziała się na jedną z t y c h rozmów, także nie mogła powstrzymać udawania odgłosów wymiotnych zza ściany?
Dobra, jebanie po Saulu, coś o patologii. W sumie mogłaby tutaj Adamowi przyklasnąć, bo ona też uważała, że żadne z rodzeństwa Monroe nie nadawało się na rodziców i już na Samuela spoglądała z powątpiewaniem, kiedy okazało się, że ten dziwny chłoptaś z zaburzeniami lękowymi (nie Felix, ten drugi na F) to jego syn. Z tą różnicą, że ona w moc żadnych terapii także nie wierzyła, więc - już niezależnie od tego, na co dogadała się z najstarszym z braci jakiś czas temu - podchodziłaby do każdego kolejnego dzieciaka równie sceptycznie, niezależnie od jakieś terapeutycznej przeszłości. Zresztą i tak niespecjalnie interesowało ją, do jakich specjalistów wybierało się jej rodzeństwo - wiedziała jednak, że pewnie przydałoby im się do wszystkich.
Zainteresowała jej natomiast kwestia ochrony Evy przed Saulem. Policzek to już miała na całej powierzchni przyklejony do drzwi, gotowa dowiedzieć się, o co właściwie chodziło, ale wtedy wydarzyły się dwie rzeczy: po pierwsze, Sam odesłał Adama do środka i po drugie, Amalia oznajmiła jej o gównianej sprawie. Niechętnie, ale dość sprawnie, odsunęła się od drzwi, żeby wrócić pospiesznie do siostry, poirytowana, że w sumie to nie dowiedziała się niczego pikantnego. Ze skupieniem wysłuchała przedstawionego jej sprawozdania, zaraz marszcząc brwi.
- Kogo? Może Sama, skoro tak się zaognił? - wysnuła teorię, bo jeśliby mierzyć wszystkich miarą Adama, to taka kolej rzeczy zdawała się dość prawdopodobna. - U mnie nic ciekawego - podjęła zaraz, odpowiednio ściszonym głosem, bo Saul akurat przemykał między nimi, pewnie po tego pampersa. Odczekała rozumnie, aż brat wróci tam, skąd go przywiało i kontynuowała. - Głównie było o tym, że Saul nie powinien tego dziecka robić, ale też Adam coś powiedział, że będzie pilnował, żeby się do ciebie nie zbliżał? I nazwał go zboczeńcem? Wiesz, o co mu chodzi? - No bo trochę była do tyłu z tymi rodzinnymi nowinkami, więc kto wie - może i Eva pokłóciła się z Saulem, pożaliła Adamowi i teraz wszyscy siedzieli tacy nabuzowani? Tak czy inaczej, jeśli ktoś miał wiedzieć, co jest grane, to przecież nikt inny, jak Amalia właśnie.
Skierowanej do Zaha propozycji wypicia wina na spółkę już nie skomentowała. Nawet nie miała specjalnie ku temu okazji, bo zaraz w salonie pojawiło się na nowo chaotyczne duo w postaci jej bogobojnego brata i całego tego Klausa, więc znowu weszła w tryb widowni na arenie gladiatorów, nawet nie udając, że jest zajęta samą sobą, a nie słuchaniem.
- Runda druga - mruknęła do Amalii.

Amalia e. Monroe
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Rozsiadła się wygodnie na fotelu zakładając nogę na nogę i otworzyła trzymane w ręku wino. Nie przejmowała się zorganizowaniem sobie kieliszka czy nawet szklanki i pociągnęła łyk prosto z butelki kierując ją również do Zahariela, spodziewała się, że ten nie będzie się brzydził pić z jednego gwintu, w końcu kiedyś się pewnie nawet wspólnie kąpali jak Grace Monroe chciała przyoszczędzić na wodzie. Zapewne nawet kąpała ich wspólnie stanowczo dłużej niż powinno się, w końcu ta kobieta nie miała pojęcia jak postępować z dziećmi, nic dziwnego, że wyrośli na patologicznych obywateli.
Z każdym kolejnym łykiem wina coraz bardziej odczuwała skutki alkoholu, z początku zaczęła się zastanawiać czy ten trunek jest tak mocny, ale po chwili zrozumiała, że ostatni posiłek jadła z Gaią, nawet nie chciała się zastanawiać jak dawno to było. Za dawno, to z pewnością. Odstawiła na chwilę butelkę na bok chcąc się skupić na wyszeptywanych konspiracyjnie słowach Viper, nie chciała utracić ani jednego zdania, a jednocześnie wiedziała, że nie może mówić zbyt głośno, Saul z Klausem na spółę nie mogli się dowiedzieć o ich małej zabawie w gumowe ucho.
-Nie, nie Sama. - pomachała energicznie głową, aż obraz przed jej oczami na chwilę zawirował. -On jest zbyt... oddany Arthurowi. Wątpię by był w stanie go zdradzić, a ten typ ma jakieś osiemnaście lat, więc to nie mogło stać się zanim Sam był z Arthurem. Może Olliego? Albo... Ej, Zah, spałeś z tym typem?-rzuciła nie owijając w bawełnę do brata siedzącego obok niej. Nie zdziwiłoby jej to szczególnie ani nie oceniłaby Zaha jako łatwego za odpowiedź twierdzącą. W końcu sama w zakresie seksualności świętą nie była, więc nie przystoiło jej by kogokolwiek w tej materii oceniać.
Kolejne słowa Viper przyprawiły ją o szybsze bicie serca. Cholera. Viper pytała o jej relację kazirodczą i nawet nie była tego świadoma. Jednak to najmniej ją zamartwiało, była w stanie wcisnąć siostrze jakąś prostą ściemę, ale fakt, że informacja z ust Adama przeszła do uszu Sama była już bardziej martwiąca. To już kwestia czasu, aż Saul się o wszystkim dowie. Nie uważała by zrobiła coś złego dzieląc się tą informacją z Orchid, ale nie sądziła też, że dzięki swojej martwej narzeczonej dowie się połowa jej rodziny.
-Nah, Adam stał się mocno nadopiekuńczy po... po sytuacji z Orchid.- słowo śmierć nadal nie przechodziło przez jej usta. -Wiesz, Saul nie jest święty i pewnie Adam nie chce jakiegoś złego wpływu na mnie, kiedy jestem taka rozjebana. A ze zboczeńcem to, idę o zakład, chodzi o ruchanie "dziwki", a nie o coś związanego ze mną.- mówiła nie dając po sobie poznać stresu, a ostatnie zdanie przepiła kolejnym łykiem wina próbując uspokoić rozkołatane serce. Miała wielką nadzieję, że informacja o jej patologicznej relacji z bratem nie dojdzie do całej reszty rodziny. Wtedy mogłaby się oficjalnie pożegnać z każdym z braci. Jej życie rodzinne by się skończyło.
Zanim jednak zdążyła się głębiej nad tym zastanowić to Klaus postanowił odegrać się na Adamie. Eva parsknęła śmiechem nieomal opluwając się winem. Gejowskie kłótnie. Ulubione.
-On przynajmniej nie robi za niańkę, którą nawet nie chce być.- rzuciła głośno w kierunku Klausa bo siedząc i obserwując w ciszy była w stanie dostrzec, że młody chłopak nie czuł się komfortowo z dzieckiem u boku. Starał się mieć dobrą minę do złej gry, ale Eva była pewna, że to wszystko to jedynie gra.-Z resztą się nie dziwię, bycie osiemnastoletnim ojcem musi być ciężkie.- wzruszyła ramionami i upiła kolejny łyk trunku próbując sama sobie zamknąć usta by nie powiedzieć zbyt wiele.
Bawiła się przednio.

viper monroe klaus amadeus werner adam monroe
amalia
lachmaniara
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Wziął małą od Klausa, widząc, że ten chciałby protestować i stawiać na pozostanie tutaj z Islą, byle tylko nie wychodzić do tamtych. Wcale mu się nie dziwił, ale sądził, że lepiej, żeby to Klaus do nich wyszedł: nie musiałby próbować z nimi rozmawiać, tylko pozbierać szybko zabawki i wyjść w cholerę, poczekać przy tym pieprzonym samochodzie i nie musieć więcej narażać się na towarzystwo tej patologii zwanej jego rodziną. Saul zaś miał wrażenie, że nie wytrzymałby i jednak powiedział parę słów siostrom - zwłaszcza Evie, która zdawała się dobrze bawić w całej tej sytuacji. Saul sam nie wiedział, czy gorzej czuje się przez to, że najstarszy brat własnie wyrzucił go z domu, że jego córka została nazwana bękartem, że jego chłopak jest nazywany przez jego rodzeństwo "kurwą", czy dlatego, że od Amalii raczej spodziewałby się jakiegoś wsparcia albo przynajmniej neutralności, zamiast dobrej zabawy jego kosztem. Na szczęście nie wiedział, co dziewczyny tam plotkują, ale widział po ich minach, że są zachwycone jak pięciolatki i mają prawdziwe show. O ile u Viper to nie było nic dziwnego, o tyle sądził wcześniej, że Amalia jest trochę dojrzalsza, a ich relacja jest na tyle głęboka, że przynajmniej nie cieszyłaby się z takiej sytuacji. Cóż: widać się pomylił i całe jego rodzeństwo jest gówno warte. Jedynie do Zaha nie miał pretensji, bo ten rzeczywiście był neutralny i poza tym najwyraźniej pijany, więc chyba nie bardzo wiedział, co się wokół dzieje. W każdym razie nie bawiła go chyba ta cała sytuacja ani nie był wrogo nastawiony do niego i jego rodziny.
Przewinął małą szybko, zaciskając zęby, gdy usłyszał słowa Adama i starając się nie reagować na jego słowa. Słyszał, że Klaus mu się coś odszczeknął, ale miał nadzieję, że sytuacja nie eskaluje, zanim on zdąży pozbyć się bomby biologicznej. Wyrzucił ją do kosza w łazience, szybko wyczyścił małą, ubrał w nową pieluszkę i czym prędzej wziął ją na ręce. Gdy wyszedł z łazienki, Klaus właśnie kończył zbierać zabawki. Saul wyminął Adama, nie patrząc na niego, zerknął tylko na trójkę najmłodszego rodzeństwa, piorunując Amalię wzrokiem: zdążył usłyszeć jej komentarz o wieku Klausa i o tym, że jest niechcianą niańką.
- Dziękuję, Eva - powiedział chłodno, tuląc do siebie Islę, która zaczęła pochlipywać, najwyraźniej wyczuwając atmosferę - bardzo był ten komentarz potrzebny.
Podszedł do Klausa, pogładził go po głowie, a gdy ostatnia zabawka wylądowała w torbie, chwycił ją, objął chłopaka ramieniem i wyprowadził z domu. Wpakował go do samochodu, małą posadził w foteliku i szybko usiadł za kierownicą, zatrzaskując za sobą drzwi. Ruszył z piskiem opon, a dopiero na pierwszych światłach zauważył, że ręce drżą mu na kierownicy.
- Przepraszam - powiedział cicho - nie miałem pojęcia, że to będzie tak wyglądało. Gdybym wiedział, to nigdy bym ci tego nie proponował, sam też bym nie przyszedł. Nie rozumiem, dlaczego Sam najpierw mnie zaprosił, zgodził się na przyprowadzenie kogoś, po czym tak mnie potraktował - skoro nie chciał mnie widzieć, to trzeba było mi to powiedzieć i tyle, nie byłoby kłopotu. Banda skurwysynów.

/zt.
klaus amadeus werner Samuel Monroe adam monroe Amalia e. Monroe viper monroe Arthur C. Fell Zahariel Monroe
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Arthur ostatnimi czasy zauważył u siebie problem z panowaniem nad emocjami - nie tylko dzisiaj dał tego pokaz, ale już wcześniej, choćby podczas rozmowy w samochodzie na temat choroby Samuela. Najpierw mówił i działał, a potem myślał - to było do niego szalenie niepodobne, kompletnie nie w jego stylu. Ostatnio jednak działo się wiele rzeczy, na które wcześniej nie był narażony; z jednej strony mieszkał z kilkorgiem ciężkich w obsłudze nastolatków, z drugiej dochodziła do tego jeszcze ucieczka Isaaca i umieszczenie go w ośrodku, potem informacja o chorobie Samuela, którą ten przez jakiś czas przed nim ukrywał... teraz jeszcze awantura Adama, Samuela i Saula na obiedzie, który przecież miał być świątecznym czasem z rodziną.

Chyba do Arthura powoli docierało to, że wszystko nie było takie piękne i proste i życie rodzinne nie ograniczało się wyłącznie do niego i Samuela. Mimo że starał się być dobrym opiekunem dla Fabiana, starał się też rozumieć potrzeby Isaaca, Viper i Felixa, to wciąż tego wszystkiego było za mało. Wciąż wychodziło na to, że cokolwiek by nie robił i jak bardzo by się nie starał, to były rzeczy, których nie był w stanie przeskoczyć. Adam miał rację, najwyraźniej, choć Arthur przyznał to przed samym sobą z ciężkim sercem. Do tego wszystkiego dochodziło jeszcze coś, o czym Samuelowi nie powiedział, a przecież powinien - o swoim problemie z hazardem czy jak to inaczej nazwać i o przegranych w kasynie pieniądzach, a nie były to przecież małe kwoty. I choć nie uważał, żeby faktycznie miał "problem", bo przecież ostatnio praktycznie w kasynie nie bywał, to jednak najwyraźniej świadomość tego, że nie był do końca szczery ze swoim partnerem coraz bardziej mu ciążyła. Więc tak, Arthur ostatnio miał problem z emocjami, było to coraz wyraźniejsze i chyba dzisiaj miało swoje apogeum.

Pozwolił chwycić się pod ramię i ruszył posłusznie na tyły domu, starając się uspokoić głębszymi oddechami. Chłodne spojrzenie, które rzucił mu Samuel, było chyba dla niego czymś w rodzaju kubła zimnej wody, którego najwyraźniej potrzebował, żeby się uspokoić. Przełknął ślinę, słysząc, że "to nie jest takie proste" i popatrzył na niego, odruchowo obejmując palcami przedramię mężczyzny; potrzebował go dotknąć, żeby poczuć się nieco bardziej "realnie".

- Więc mi to wyjaśnij - odezwał się w końcu cicho, już na tyłach domu, na chwilę opierając też czoło o ramię Samuela. Znów oddychał nieco głębiej, czując nieprzyjemne zawroty głowy, których nie do końca rozumiał, a które chyba znaczyły tyle, że stresów i emocji nagromadziło się w księgarzu już tak wiele, że jego organizm nie do końca sobie z tym radził. Bliskość Samuela zwykle go uspokajała i łagodziła nerwy, miał więc nadzieję, że tak też będzie i w tym przypadku.

Samuel Monroe

spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.

On też nie tak wyobrażał sobie rodzinne święta, chociaż zważywszy na jego poddenerwowanie może czuł pod skórą, że coś pójdzie nie tak. Może miał to już zakodowane od dziecka - jeżeli co roku dzieje się coś złego, to czemu po trzydziestym i każdym kolejnym razie miałoby nagle iść gładko? Rodzina Monroe wywodziła się z patologicznego środowiska i każdy z jej członków miał jakieś swoje problemy, które nie należały do lekkich, zwyczajnych, z którymi borykały się osoby pochodzące ze zwyczajnych, zdrowych rodzin. Arthur wiedział doskonale z kim miał do czynienia i wiedział to od wielu lat. Saul na przykład sam należał do tej patologii i był jej wyjątkowo aktywną częścią, można nawet powiedzieć, że należał do samej elity patologii, chociaż nie był to absolutnie powód do dumy. Ani dla niego, ani dla jego znajomych i rodziny, a tym bardziej niewinnego dziecka.

Arthur był w tym wszystkim całkowicie z własnej woli. Nie łączyło go z tą rodziną tak naprawdę nic oprócz tego, że po prostu poznał jej członków. Gdyby nagle chciał się odciąć od tego bagna, które powoli wciągało każdego, kto się zbliżył, to mógł to zrobić. Tak po prostu. To prawda, że nikt tego nie przeskoczy, a Samuel nie da rady chronić ani Arthura, ani Fabiana, tak jak jeszcze niedawno sądził, że może mu się uda. Miał też nadzieję, że nie będzie musiał tłumaczyć Fellowi co wydarzyło się pomiędzy Saulem, Oliverem i Evą, bo sprawa zostanie wyjaśniona i załatwiona w mniejszym gronie, skoro temat był niezwykle delikatny, ale dzisiejsza eskalacja zmuszała go do podjęcia innych kroków.

Powierzchnia wody w basenie mieniła się lekko, odbijając światło, które dawały promienie słońca, przebijające się przez niewielkie, białe chmury. Zerknął na to światło i doszedł do szybkiego wniosku, że było tak fałszywe, jak pobudki niektórych członków jego rodziny, kiedy chodziło o rzeczy, które nigdy nie powinny się były wydarzyć.

Wsunął dłoń na plecy mężczyzny, gdy ten oparł się o niego i westchnął ciężko, przykładając policzek do boku jego głowy. Wyczuł przyspieszony puls, szybsze bicie serca i domyślił się, że Arthur nie czuł się najlepiej, co zatrzymało słowa które zawisły na końcu jego języka, chętne do opuszczenia ust.

Chcesz usiąść? Może jednak wejść do środka? Mógłbyś się położyć. Możemy porozmawiać później, jeżeli nie czujesz się na siłach 一 powiedział w końcu, uznając że jeżeli Arthur się źle poczuł, to jego zdrowie było dużo ważniejsze od wyjaśnienia mu nieprzyjemnej sprawy, co tak czy siak się wydarzy, jeżeli nie teraz, to później. Usłyszał pisk opon, kiedy auto Saula odjechało z podjazdu. Co prawda pewności nie miał, równie dobrze mógł to być Adam. Niezależnie jednak od tego kiedyś musieli wrócić do środka - byli gospodarzami.

Nie chodzi tylko o tego młodego chłopaka 一 dodał po prostu, aby uzmysłowić partnerowi, że chodzi o coś jeszcze, coś poważniejszego. 一 Chociaż Adam nie nazywałby go kurwą bez powodu, a ja po tym, co o nim wiem inaczej o nim nie myślę 一 przyznał bez bicia. Opinie o Klausie miał już wyrobioną i o ile nie robiłby awantur o to, że Saul spotyka się z nim w wolnym czasie, to robienie burdelu z ich domu i to podczas świąt było dla niego nie do pomyślenia. W dodatku nie chciał go w pobliżu Arthur - irytowało go choćby spojrzenie Klausa, kierowane na partnera, a co dopiero dotykanie go.

Wyszła na jaw sprawa, która dotyczy Saula, Olivera i Evy. Delikatna i kontrowersyjna. Coś dużo gorszego od wpadki i dziecka nieznanego pochodzenia, o którym informuje się przez smsa 一 mruknął po chwili, ostatecznie przechodząc do rzeczy. Nie musiał mówić całości teraz, wszystko zależało od tego, czy Arthur w ogóle miał siłę tego teraz wysłuchiwać.


weteran / właściciel sklepu — petbarn cairns
42 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
You go down just like Holy Mary
Mary on a, Mary on a cross
Not just another Bloody Mary
Mary on a, Mary on a cross

Czuł się wygranym, co widać było po jego rzadko spotykanym uśmiechu. Idealny obraz wigilijny miał wrócić do normy, gdy z domu starszego brata usuną się nieczystości sprowadzane na ziemię przez samego pana piekieł - Lucyfera. Adam nigdy nie wypowiedziałby jego imienia głośno, bo to wiązałoby się z potencjalnymi klątwami, ale przeklinał tego skurwysyna za zasianie ziarna niepewności w postaci Klausa, który nawiedził go w drewnianej, kościelnej ławie pewnego felernego popołudnia. Czuł się słaby i zrezygnowany, a kłamliwe kazanie proboszcza dobijało Monroe na tyle, że zamiast trzymać się wiary w czystość Jezusa, poddał się mowie edeńskiego węża.

A teraz ten sam, obślizgły gad zbierał dziecięce zabawki z podłogi, ośmielając się rzucać wyzwanie silniejszemu psychicznie, przekonanemu o dobru własnych wartości katolikowi. Adam zmarszczył brwi, słysząc niewybredny komentarz chłopaka i podszedł do niego, łapiąc za kark. Wyprostował go jednym, szybkim ruchem, a następnie obrócił w swoją stronę, bo nie miał zamiaru rozmawiać z chudymi plecami.

— Siebie? — powtórzył za Klausem, nijak przejmując się młodszą gawiedzią przyglądającą się scenie rodem z czyśćca. — Oh, ja nie mam sobie nic do zarzucenia — dodał, po chwili uwalniając spomiędzy warg cichy, cyniczny śmiech. Po atrakcjach w konfesjonale wrócił następnego dnia, spowiadając się z grzechów ostatnich tygodni. Dostał odpowiednią pokutę, którą pogłębił w czterech ścianach własnego domu, biczując się - dosłownie - za przewinienie. Pamiętał drżenie rozgrzanych warg Wernera, jego smukłe palce przesuwające się po zmęczonym, obolałym ciele.

I czuł się wykorzystany, bo co tu dużo mówić, nie poznał nawet jego imienia. Byli sobie obcy do wigilijnego wieczoru, gdy bezczelny demon pojawił się w drzwiach u boku Saula. Tego, który nie zasługiwał na rozgrzeszenie, bo będąc ostatnim ćpunem i degeneratem próbował wmuszać w resztę rodziny własną iluzję szczęścia. Po co? Dlaczego? Monroe nie pasowali do sielankowości.

— Nie ja przeruchałem pół rodziny, nawet nie pytając swojego chłopa o jakiekolwiek zdjęcia rodzeństwa — powiedział szeptem, zbliżając wargi do ucha chłopaka. Dopiero później poklepał jego policzek i odepchnął go od siebie z widocznym obrzydzeniem. Viper czy Ewa nie musiały wiedzieć, co zadziało się jesiennym popołudniem. Już teraz insynuowały najgorsze i niestety, ale miały rację. Jednak głupim byłoby przyznanie się do homoseksualnych ciągot komuś, kogo latami unikało się na zagranicznych wyjazdach do Afryki.


klaus amadeus werner
ambitny krab
Lumberjack
brak multikont
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Gdyby Klaus wiedział, że te święta zupełnie nie będą wyglądać tak, jak to sobie wyobrażał (a wyobrażał sobie, że przynajmniej zasiądą razem przy stole i ewentualne problemy zaczną się pojawiać dopiero wtedy), uparłby się na zostanie w domu albo na to, żeby Saul pojechał do brata sam z Islą. Miał wrażenie, że młoda też zostałaby przyjęta zupełnie inaczej, gdyby nie jego obecność, a tak najprawdopodobniej zafundował jej właśnie wyjątkowo napięte relacje z rodziną, przynajmniej przez pierwsze kilka miesięcy życia - a to nie było dobre. Nie przypuszczał nawet, że nie odzywając się przesadnie, był w stanie wywołać u ludzi tak skrajne emocje. Wiedział, że z całą swoją manierą i stylem bycia, mógł okazywać się dla niektórych osób czymś, co można by podsumować jako zbyt wiele, ale tak naprawdę w tej sytuacji, która właśnie się rozegrała (czy raczej - rozgrywała nadal), mało było samego Klausa. Tak bardzo wziął sobie do serca, żeby nie wychylać się przesadnie i po prostu znaleźć jakiś wspólny język z krewnymi Saula, że nawet kiedy sytuacja zaogniona była z jego powodu, starał się trzymać na boku. Do czasu.
Zdecydowanie nie spodziewał się po Evie podobnego tekstu - jego partner zawsze wypowiadał się o siostrze ciepło, choć przecież przyznał mu, że ostatnio miała sporo problemów. Werner nie miał zamiaru w to wnikać, uznając, że gdyby Monroe uważał rozmawianie o tym za coś, co było w porządku, z pewnością sam rozwinąłby myśl. Teraz poczuł w środku ukłucie paniki na myśl o tym, że to, jak czuł się w stosunku do Isli, faktycznie było aż tak widoczne. Spojrzał na dziewczynę tylko kątem oka znad zabawek i - wypuściwszy wcześniej głośno powietrze z ust - zaczął mówić:
- Nie mam wcale osiemnastu...
Nie skończył, bo w tym momencie stały się dwie rzeczy: Saul także postanowił skomentować zachowanie siostry, to po pierwsze. Po drugie i bardziej znaczące, poczuł nagle jak ktoś chwyta go za kark i ciągnie ku górze, a krótka fala przerażenia prześlizgnęła mu się wzdłuż kręgosłupa, blokując powietrze w płucach. Nie skrzywdzi cię przecież. Nie, na pewno nie - nie mógłby; nie otoczony swoją rodziną, nie z dziećmi dookoła, na pewno nie. Tylko, że cała ta rodzina najwyraźniej z całego serca Klausa nienawidziła - ze szlachetnym wyjątkiem w postaci Saula, do którego zaraz powędrowało jego spanikowane spojrzenie.
Chciał szarpnął się i wyrwać z tego uścisku, ale z jakiegoś powodu całe jego ciało odmówiło nagle posłuszeństwa, więc słuchał tylko śmiechu Adama, znosił gęsią skórkę, która wykwitła na jego ramionach, kiedy mężczyzna przysunął usta do jego ucha i chociaż bardzo chciał zaprotestować - powiedzieć, że to, co stało się w konfesjonale, było z a n i m jego i Saula połączyło cokolwiek poważnego, powtórzyć słowa swojego partnera o tym, że do tego potrzeba było ich dwóch, a nie tylko jego, wytknąć mu jakoś hipokryzję - zamiast tego po prostu tkwił nieruchomo, z trudem w ogóle oddychając, w pełnym napięcia oczekiwaniu aż Adam puści go wreszcie, co finalnie się stało.
Odepchnięty przez mężczyznę, zatoczył się lekko, nieomal wpadając na choinkę, ale jakoś udało mu się utrzymać równowagę. Dopiero wtedy udało mu się zaczerpnąć normalnie powietrza i choć do oczu znowu cisnęły mu się łzy, trwał w hardym postanowieniu, że nie mógł się popłakać. To tylko dałoby im wszystkim więcej satysfakcji. Z zaciśniętymi mocno ustami wrzucił więc do torby kilka ostatnich zabawek, próbując skupić się na pocieszającym dotyku Saula na swoich włosach, ale tak naprawdę niewiele mu to pomagało.
Dopiero kiedy jego chłopak podniósł torbę i objął go ramieniem, dotarło do niego, że naprawdę wychodzili. Nie odezwał się ani słowem - nie spojrzał na żadne ze zgromadzonych, nie pożegnał nawet, za co ojciec, gdyby miał tylko okazję się o tym dowiedzieć, z pewnością urządziłby mu niezłą pogadankę. W milczeniu zajął miejsce pasażera, czekając aż samochód wreszcie ruszy z podjazdu. Powinien powiedzieć coś Saulowi, jakoś go wesprzeć, ale chyba skończyły mu się wreszcie słowa. Cisza, w której jechali nie była dobra, ale dawała mu przynajmniej tyle przestrzeni, że mógł odwrócić twarz w stronę świata za szybą i pozwolić kilku kolejnym łzom wypłynąć na policzki.
Kiedy Monroe odezwał się wreszcie, on wciąż nie miał w sobie żadnych konkretnych myśli - a raczej żadnych przydatnych, bo wszystkie kręciły się tylko wokół tego, jaką opinię miała o nim rodzina jego partnera. Był przyzwyczajony do przytyków od ludzi, którzy zupełnie nic dla niego nie znaczyli - zrzucał je na zazdrość, złośliwość albo zwyczajne ograniczenie agresorów. A jednak, to nie były przecież przypadkowe osoby, tylko osoby, na których chciał wywrzeć jak najlepsze wrażenie. Może dlatego to wszystko przeciskało mu się przez umysł tak t o p o r n i e.
- Jest w porządku - powiedział w końcu, choć przecież wcale nie było. Chciał tylko jak najszybciej znaleźć się w domu i móc udawać, że nic z wydarzeń tego wieczoru nie miało nigdy miejsca.

/zt

Amalia e. Monroe Saul Monroe adam monroe
ODPOWIEDZ