nie pracuje — będzie chciała iść na studia
21 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
My music warms old souls and soothes hardened hearts.
03
Amalyn Lockard & Belly Lewis
Spotkania z przyjaciółmi, wspólne spędzanie czasu, picie kawy na placu zabaw, pierwsze przypały i papierosy za muralem — czy to nie tak tworzyło się wspomnienia młodości do których będzie się wracać po latach? W Szkocji przeszła to wszystko, od pierwszego napadu kaszlu po zapaleniu papierosa do porannego kaca po wyjątkowo nieudanej imprezie. Rozpoczęcie nowego rozdziału i zamknięcie poprzedniego nie należało do najłatwiejszych, choć musiała zacząć tworzyć coś więcej, niż kolejne myśli przepełnione żalem i irytacją. Musiała dorosnąć? Być może trochę, być może za szybko... To wszystko działo się za szybko, a ona nie potrafiła zrozumieć dlaczego tak się działo, choć znała powody.
Belly znała od dawna, utrzymywały głównie kontakt telefoniczny i internetowy, lecz teraz, gdy Amalyn zamieszkała w Lorne Bay mogły tworzyć wspomnienia inne niż te z internetowych kamerek, choć czasem było zabawnie, gdy umawiały się na wspólną, dwuosobową imprezę i przysypiały przed kamerkami. Pierwsze spotkanie z Bell było najtrudniejsze, stresowała się — choć szybko okazało się, że nie miała ku temu powodu. Następne spotkania przychodziły... Łatwo, o wiele łatwiej niż to pierwsze.
Wspólny wypad na kawę, zamówienie na wynos i wyjście na plac zabaw — na placu zawsze przyjemnie się siedziało. Huśtawki były jej ulubionym miejscem, lubiła też domki przy zjeżdżalni. Doskonale sprawdzały się jako miejsce w którym można schować się przed deszczem, a w Szkocji dość często te daszki się przydawały.
— No więc... Teraz mogę wziąć Cię na przepytki... — Zaczęła, uśmiechając się niewinnie, po czym przysiadła na jednej z huśtawek, uważając by nie rozlać caramel latte, którą zakupiła w kawiarni. Przyłożyła plastikowy kubeczek do ust, patrząc na blondynkę błyszczącymi oczami. — Jak to jest być narzeczoną? Czujesz jakąś różnicę? — Zapytała, ujmując dłoń Bell i przyjrzała się uważnie pierścionkowi. Oglądała go już kilkakrotnie, ale... Wciąż trudno było jej uwierzyć w to, że jej przyjaciółka, po tylu latach związku, w końcu się zaręczyła. Wiedziała, że prędzej czy później do tego dojdzie, lecz wciąż nie do końca potrafiła w to uwierzyć. Bell miała już narzeczonego, Amy nawet chłopaka — cholera, gdzie tu sprawiedliwość?
powitalny kokos
blueberry
Studentka | Stażystka — THE CAIRNS POST
22 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
06

Naprawdę dawno nie byłam na placu zabaw. Chyba ostatni raz, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. Mało kto z moich znajomych chciał robić imprezę w takich miejscach. Przecież "takie hałaśliwe zbiegowiska powinny być zakazane". Plan zabaw nie jest dla nastolatków lub dorosłych jak w naszym przypadku. Jednak jedno mogę naprawdę przyznać, uwielbiam spędzać czas siedząc tylko na głupiej huśtawce i myśleć o niebieskich migdałach. Pozwala mi to podjąć jakieś ważniejsze lub mniejsze sprawy i odpłynąć w swoje szare myśli.
Gdyby nie Amy, pewnie siedziałabym teraz w domu i myślała co mogę zmienić lub poszłabym spać. Dzięki niej chociaż moje relacje towarzyskie, nie ograniczają się wyłącznie do spędzania czasu w domu i przy komputerze. Wystarczy, że moja połówka ma mniej więcej taki tryb życia. Zajęłam wolną huśtawkę obok, odepchnęłam się i westchnęłam, czując jak powietrze uderza w moją twarz. Przyjemny zimny wiaterek.. Zatrzymałam się, spojrzałam na brunetkę obok mnie. Raczej powinnam być gotowa na takie pytania, prawda? W końcu prędzej czy później one by były. Jednak przy niej naprawdę czułam się spokojna, na pewno lepiej niż przy babkach z mojej pracy, które wmawiają za moimi plecami o zmyślonej ciąży i chcę kogoś udupić do końca życia. Kącik ust sam uniósł się do góry.
— Szczerze? Od kiedy zaczęłam nosić publicznie pierścionek to ludzie inaczej na to patrzą? Myślą, że wpadłam i zaręczyny są robione na szybko z tego powodu.. — Zmarszczyłam czoło, kiedy to powiedziałam na głos. Leander o tym nie wiedział, nie chcę zawracać mu głowy głupimi plotkami na ten temat. Jest i tak wystarczająco zajęty swoją pracą w domu i po za nim. — Będąc teraz naprawdę szczera, nie czuję różnicy lub uwiązania na smyczy z tego powodu. Ale nie mogę powiedzieć, że się nie cieszę jak małe dziecko. Czekałam na ten dzień, dobrych parę lat. Myślałam po części, że do końca zostaniemy już tylko parą — Wzruszyłam ramionami z tego powodu. Byłabym rozczarowana z tego powodu. Wiadomo każdy ma jakieś marzenia, a moje się właśnie spełniło. Zawsze chciałam być czyjąś narzeczoną i kiedyś mieć wspólny dom. Napiłam się swojej mrożonej kawy.
— Nie czuję różnicy tak czy inaczej. Pewnie poczują ją dopiero po ślubie. A ty kiedy kogoś sobie znajdziesz? Na twoim panieńskim też chcę być! — W końcu to dopiero są wielkie zmiany, teraz to tylko pierścionek na palcu, prawda?

Amalyn Lockard
powitalny kokos
Belly
nie pracuje — będzie chciała iść na studia
21 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
My music warms old souls and soothes hardened hearts.
Place zabaw miały swój urok. Szczerze mówiąc, Amy nie czuła się na tyle staro, by nie posiedzieć na huśtawce, nie odmówiłaby sobie również zjazdu po zjeżdżalni. Lubiła place zabaw, od zawsze spotkania towarzyskie, w kręgu jej znajomych odbywały się w takich miejscach. Siedząc tutaj, myślami wracała do deszczowej Szkocji, która na zawsze pozostanie w jej sercu, nawet jeśli nie wróci do domu.
Rozhuśtała się lekko, odstawiając przed tym kubek na kawałek ziemi, w który wbite były słupy zrobione z twardego, mosiężnego drewna. Musiały utrzymać nie tylko dzieci, ale również nastolatków, którzy wagowo bywali ciężsi od Amalyn. Otoczyła palcami łańcuszek trzymający lewą stronę huśtawki i oparła się o niego ramieniem na którym podparła głowę. Wpatrywała się w Belly uważnym ciepłym spojrzeniem, które nie kryło iskierek ciekawości. To nie było małe wydarzenie, właściwie, powiedziałaby, że ta zmiana, która dotknęła Lewis, w pewnym stopniu wpłynęła również na Amalyn. Cieszyła się szczęściem przyjaciółki, nawet trochę jej zazdrościła. Chciałaby znaleźć osobę, z którą będzie dzielić swoje troski i chwile radości, związki przynosiły szczęście, zapewniały kalejdoskop emocji, których nie dało się doświadczyć, będąc singlem. Nie nakręcała się jednak zbytnio, zdawała sobie sprawę z tego, że znalezienie tej osoby nie było takie proste, a szukać na siłę również nie zamierzała, choć ostatnio chodziły jej po głowie randki w ciemno.
Rozszerzyła z niedowierzaniem oczy i rozchyliła usta, gdy Bell wspomniała o ciąży. Uniosła ku górze brew i pokręciła głową, śmiejąc się cicho. Przyłożyła dłoń do skroni, zerkając na Lewis z niekrytym rozbawieniem.
— Przeprasza bardzo, ale czy tutaj chodzi o wiek? Cholera, nie wszyscy zaręczają się ze względu na dziecko. To, że nasze matki w taki sposób się zaręczały i brały ślub, nie oznacza, że my również.. — Westchnęła. Mentalność osób starszych, a co najgorsze... Tak na dobrą sprawę niewiele starszych, była przezabawna. Była w stanie zrozumieć to, że dawniej patrzyło się na takie rzeczy, a według wiary chrześcijańskiej, dziecko bez ślubu było grzechem. Nie wspominając już o tym doskonale każdemu znanym stwierdzeniu; co powiedzą ludzie?.
— Cóż, w końcu wziął się do roboty. Kolejne pięć lat będziesz czekać na ślub, czy będziesz chciała wziąć go wcześniej? — Zapytała zaintrygowana. Chciała poznać opinię przyjaciółki na ten temat, jej spojrzenie na zawieranie małżeństw. Narzeczeństwo było pierwszym krokiem do wzięcia ślubu, w ten sposób było jasne, że kobieta miała mężczyznę z którym chce związać się na stałe.
Skłamałaby, gdyby nie powiedziała, że nigdy nie zastanawiała się nad tym, co będzie, gdy znajdzie tego jedynego. Podobała jej się wizja całonocnego przyjęcia, piękna ślubna suknia, bukiet i wianek we włosach. Wiedziała w jaki sposób chciałaby ten dzień świętować, lecz z drugiej strony nie bardzo wyobrażała sobie siebie przed ołtarzem. Nie chciała przysięgać przed bogiem i wiernymi miłości na całe życie, bo skąd mogła wiedzieć, że po ślubie kościelnym nic się nie zmieni? Że będzie tak samo, jak wcześniej?
— Kurde, nie wiem. Trudne zadałaś mi pytanie. Jeśli się przypałęta, to będzie. Wiesz, ja zawsze marzyłam o chłopaku z blond włosami, z nienaganną manierą. Na pewno nie chciałabym romantyka, bo bym się zanudziła, ale... Wiesz o co chodzi. Nie wiem, czy kiedykolwiek kogoś takiego znajdę — Odparła z uśmiechem. Miała marzenia, miała ambicje, miała ideały niełatwe do spełnienia, a także wysokie wymagania. Chciała mieć faceta, z którym będzie mogła spędzać wolny czas w wyjątkowy, aktywny sposób. Nie lubiła siedzieć w miejscu, nie chciała tego robić. Starała się rozwijać, wychodzić z domu i spędzać czas tak, by później go nie żałować.

Belly Lewis
powitalny kokos
blueberry
pizzaman — julius pizzeria
27 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Robi najlepszą pizzę w mieście, choć od kilku lat marzy o otworzeniu własnej restauracji. W międzyczasie próbuje też rozpracować swój związek.

[akapit]

CZTERY

Nie zdążył zauważyć, jak jego własne życie powoli zaczynało wymykać mu się spod kontroli. Kiedy przed kilkoma tygodniami naprawiał kolejny mankament w mieszkaniu swojej dziewczyny, ani przez sekundę nie spodziewał się tego, że oferta dachu nad głową z kilku dni zamieni się w przedłużający pobyt w jego mieszkaniu. Początkowo nie narzekał na to, w zasadzie niemal tego nie odczuwał, ponieważ większość wolnych chwil jak dotąd i tak spędzali razem, ale chyba powoli zaczynał dostrzegać, że jego własne mieszkanie stopniowo zamieniało się w ich wspólne gniazdko. Najpierw natknął się na jakieś dziwne akcesoria do włosów, później na coraz większą ilość damskich kosmetyków, które ustawiały się w zgrabny rządek na półce pod lusterkiem, a później dostrzegł także, że jego lodówka wypełniona była produktami, których on sam nie używał. Innymi słowy, jego prywatna przestrzeń przestała być aż tak prywatna, dlatego nieśmiało przystąpił do realizacji planu, który obejmował samodzielne znalezienie Lovey jakiegoś mieszkania. Rozglądał się za nim już od pewnego czasu i raz po raz podsuwał jej coraz to nowsze propozycje, ale żadna z nich zdawała się nie spełniać jej wymagań. A szkoda, ponieważ naprawdę chciał, żeby zamieszkała w miejscu, które nie byłoby ruiną. Nie czuł się jednak gotów na to, aby to on zaczął teraz dzielić z nią mieszkanie.
Wracał z pracy późnym wieczorem, co nie było wcale zaskoczeniem, ponieważ od dłuższego czasu to właśnie on był główną podporą restauracji, dlatego wychodził stamtąd ostatni. Był przyzwyczajony do tego, że zamyka lokal, a dziś, zanim wszystko ogarnął, przygotował jeszcze pizzę na wynos. Planował rozłożyć się z nią przed telewizorem, obejrzeć jakiś program i pewnie napomknąć też swojej dziewczynie o nowych mieszkaniach, które udało mu się znaleźć. Ten plan nie zmienił się do momentu, w którym dotarł na osiedle, a jego uszu dobiegł szloch. To odrobinę go zaniepokoiło, a choć miał względem tego pewne wątpliwości, zdecydował się podejść bliżej. Dopiero wtedy, kiedy dzieliło go od brunetki kilka kroków, skojarzył jej twarz sprzed kilku dni. Zawahał się, a jednak zatrzymał się przed nią, otwierając karton z pizzą. - Słyszałem, że ciepłe jedzenie najlepiej poprawia humor - rzucił, po czym omiótł ją spojrzeniem. Prawdopodobnie nie powinien się narzucać i może powinien pójść w swoją stronę, ale to była jedna z jego słabości – nie potrafił przejść obojętnie wobec kogoś, kto najwyraźniej potrzebował pocieszenia. A on, jak mu się wydawało, w tym akurat był całkiem dobry.

misha garrard
lekarz wojskowy — na wojnie
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
I ain't worried bout it right now.
  • 03.
Życie poza kontrolą? Misha nie sądziła, że kiedykolwiek to powie, bo przecież od lat wszystko wyglądało podobnie. Praca w bazie, powrót na Norfolk, znów szpital, ponownie Norfolk. Przerwy trwały zazwyczaj krótko, a kiedy wracała do swojego prawdziwego domu, gdzieś tam zawsze kręcił się Gust. Wydawało jej się, że wszystko jest poukładane i że nic złego nie może się stać. Praca pochłaniała ją bez reszty, a pocałunki Gusta skutecznie odganiały negatywne myśli. Wtedy myślała, że tak będzie już zawsze. Nie nazywali tego, a Misha nie zastanawiała się czy ta relacja jest dla niej ważna. Dopiero, kiedy wyjeżdżał na ostatnią przepustkę, a chwilę przed zaproponował jej małżeństwo, coś się zmieniło. Misha nigdy nie myślała o ustatkowaniu się, nie brała pod uwagę ślubu i nie ekscytowała się na samą myśl, że wyjdzie za mąż. Jednak to pytanie dało jej jakieś poczucie, że coś między nimi jest. Coś zdecydowanie poważnego. Wcześniej nie zastanawiała się nad uczuciami względem Gusta, bo tak było bezpieczniej, ale tych kilka dni w Lorne Bay, gdzie zdecydowała się go odwiedzić, zmieniło naprawdę dużo. Lata na wojnie, kiedy powoli zbliżali się do siebie zaowocowały uczuciem, o którym nie miała odwagi mówić i przede wszystkim, o którym nie miała zielonego pojęcia. Szkoda, że zdała sobie sprawę, że go kocha dopiero w momencie, w którym go straciła…
Gust kochał kogoś innego, a te kilka dni, które spędziła w Lorne okazały się kłamstwem. Spakowała się i wyniosła stamtąd jak najszybciej. Zabukowała bilet, zadzwoniła do swojej ciotki i zorientowała się, z którego miejsca wyjeżdża autokar do Cairns. Musiała jakoś dotrzeć na to piekielne lotnisko. Wydawało jej się, że znów zaczęła na wszystkim panować, ale zamieszanie przy autokarze sprawiło, że nie zauważyła, w którym momencie zniknęły jej bagaże. Autokar odjechał, a Misha nadal szukała swoich toreb. Lot przepadł, dokumenty zniknęły. Został jej tylko telefon, dzięki któremu mogłaby zapłacić, gdyby nie to, że musiała zastrzec swoje karty. Została, więc bez pieniędzy, w obcym miasteczku, gdzie nie znała nikogo, prócz byłego narzeczonego, którego nie chciała prosić o pomoc. Wylądowała na placu zabaw, gdzie zajęła jedną z huśtawek. Tak, to było jej życie poza kontrolą. Nie miała pojęcia, co zrobić, dlatego jedyne, co jej pozostało to płacz.
- Wcale nie – odpowiedziała, wycierając łzy. – Jestem w obcym mieście, nie znam tu nikogo, okradli mnie, przepadł mi lot do domu i nie mam kasy – opowiedziała w skrócie historię swojego życia. – Aha, facet, którego kocham kocha kogoś innego – dodała, żeby dodać dramaturgii całej sytuacji. Nie wiedziała, dlaczego zwierza się komuś obcemu, skoro tak trudno było jej otworzyć się przed Gustem, ale teraz nie miała już nic do stracenia.

Gaz Foggart
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Czy zabieranie psa na plac zabaw po zmroku było rozsądnym pomysłem? Niektórzy mogliby stwierdzić, że tak średnio. Place zabaw zazwyczaj pełne były dzieci. Nauka oraz życiowe doświadczenia pokazywały natomiast, że dzieci lubiły dalmatyńczyki (nic dziwnego, dalmatyńczyki były w końcu urocze, co bardzo dobitnie udowodnił Walt Disney) i bardzo chętnie je zaczepiały, próbując głaskać, tykać i sprawdzać, jak mocno uszy czy ogon są przymocowane do tułowia. Umówmy się, Billie Winfield nigdy nie była największą fanką dzieci, ale kiedy bez wyczucia (typowo po dziecięcemu) szarpały jej Olliego, sama miała ochotę wyszarpać im uszy prosto z głowy. Do tego wszystkiego dochodziły jeszcze kręcące się wokół zjeżdżali i huśtawek nerwowe matki, które z jakiegoś powodu obawiały się, że piesek na placu zabaw może wprowadzić niezdrowe zamieszanie… Cokolwiek miałoby to znaczyć. Billie nie słyszała większej bzdury i zawsze oburzała się, gdy jakaś matrona postanawiała się do niej przyczepić. Kiedy w pobliżu znajdowali się niedorozwinięci ludzie (to znaczy te nieszczęsne dzieci), Billie trzymała swojego czworonożnego dzieciaka na smyczy, a gdy zdarzyła mu się dwójeczka (pies miał swoje potrzeby, a był też na tyle dobrze wychowany, żeby nie realizować ich na placach zabaw, serio), grzecznie po nim sprzątała, wobec czego wszelkie obawy ze strony matron uważała za bezpodstawne i szczerze irytujące. Zabieranie psa na plac zabaw miało więc swoje niewątpliwe minusy…
Ale po zmroku… Po zmroku przynajmniej część z nich znikała. Dzieciaki spały, matrony gotowały kolacje (czy czymkolwiek zajmują się wieczorami szacowne posiadaczki dzieci, Billie miała nadzieję, że nigdy się tego personalnie nie dowie), panował względny spokój. Na placu zabaw niedaleko jej mieszkania na dodatek nie było aż tak totalnie ciemno, żeby mogła mieć obawy przed spoczęciem na ławce i obserwowaniu swojego czworonoga. Ollie ze względu na to, że w przeważającej części był biały, był łatwo dostrzegalny. Zresztą, był cudownym psem i na jej gwizdnięcie przybiegał bez szemrania i zbędnej opieszałości.
- Ollie… - zaczęła powoli, patrząc uważnie na psa, który znajdował się tuz przy niej. - Zdechł pies – powiedziała… I szczerze liczyła na to, że zaobserwuje jakąkolwiek reakcję. Niestety, na darmo. Ollie jak gdyby nigdy nic patrzył na nią z wielkim zadowoleniem i merdał ogonem, najwidoczniej zadowolony z samego faktu, że istniał. Nic tylko pozazdrościć podejścia do życia.

autumn goldsworthy
strażaczka wkrótce na wolnym — LORNE BAY FIRE STATION
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Thought I'd end up with Dale
But he wasn't a match
Wrote some songs about Luke
Now I listen and laugh
Even almost got married
And for Colton, I'm so thankful
43

U Autumn w ostatnim czasie było dość spokojnie. Właściwie, można by powiedzieć, że było aż za spokojnie i kobieta po części zastanawiała się czy aby przypadkiem nie jest to przysłowiowa cisza przed burzą. Nie chciała w żadnym wypadku wywołać czegoś złego, ale nie wiedziała, co jeszcze ewentualnie mogłoby się zepsuć w jej życiu. Dale zniknął z jej radaru, co przyjęła z dość mieszanymi uczuciami, Dicka w pracy starała się za wszelką cenę unikać i schodzić mu z drogi, chociaż zmiany, które jej przydzielał pozostawiały wiele do życzenia, Saskia przez jakiś czas koczowała u niej na kanapie, a garderoba w pokoju Autumn… chyba miała wreszcie dojść do skutku i być może, gdy wreszcie jej plan co do remontu się ziści, pozbędzie się raz na zawsze każdego Remingtona ze swojego życia. Poza tym nic ciekawego się u niej nie działo i pozornie nie było też nikogo, kto mógłby zmienić ową sytuację w jej życiu. Choć jedno w jej życiu faktycznie się zmieniło – a mianowicie to, że teraz późnymi wieczorami Autumn najczęściej biegała lub jeździła na rowerze, lub szła na siłownię w zależności od humoru i nastawienia do życia w ogóle. Nie miało to związku z żadną szaloną dietą czy próbą uzyskania konkretnej sylwetki – raczej za przesłankami kryły się kwestie czysto zdrowotne. I tego późnego wieczora padło na bieg jej stałymi trasami. Akurat przebiegała przez plac zabaw, kiedy spostrzegła swoją sąsiadkę Billie, z którą chyba widziała się być może dwa razy, odkąd uratowała jej mieszkanko przed zatonięciem. Natychmiast więc skręciła w jej stronę i już z oddali dostrzegła jej towarzysza.
W temacie dzieciaków i dotykania piesków – Autumn nie cierpiała tego nieodpowiedzialnego zachowania ze strony rodziców, którzy pozwalali dzieciom dotykać obce psy. Nigdy przecież nie wiadomo jak dany pies się zachowa i Autumn uważała, że wypadałoby przecież zawsze pytać właściciela o zgodę. A piesków, które miały specjalne kamizelki z nalepkami informującymi, iż są to psy pracujące, nie należało głaskać wcale. I pewnie, gdyby miała dzieciaki to zawsze by ich przed tym przestrzegała.
Akurat usłyszała komendę Billie i tylko parsknęła śmiechem, widząc reakcję, a raczej jej brak ze strony białego czworonoga. — Wow. Co za tresura — zażartowała i podeszła bliżej. — Cześc, Billie — rzuciła w stronę sąsiadki i z zaciekawieniem przyjrzała się pieskowi w oczekiwaniu na jego reakcję na jej widok.
billie winfield
starsza sierżant — police station
37 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
I've got a pain in my neck
Because I keep looking up
I'm searching what's coming next
But it won't come from above
And there's a hole in my chest
Like there's a hole in the sun
So tell me, what's coming next?
I'm searching what's coming next
009.

Słońce przyjemnie łaskotało skórę. Wysokie temperatury dawały się we znaki, ale Lara przyzwyczajona była do podobnej pogody. I chciała z niej skorzystać, szczególnie, że miała dzisiaj dzień wolny i - jak zawsze w takim czasie - spędzała go ze swoją córką. Allie również była zadowolona - czuła się lepiej i nie mogła się doczekać wspólnego wyjścia. Zjadły dzisiaj na mieście, po obiedzie czas był oczywiście na ich ulubiony deser, czyli lody. A na sam koniec musiały zaczepić o plac zabaw.
Uśmiechała się przez cały czas - próbowała zamaskować strach o jej zdrowie, ponieważ kolejne zlecane badania nie napawały optymizmem, chociaż na razie starała się nie dawać swoim lękom ujrzeć światła dziennego. Póki co napawała się widokiem zdrowo zarumienionych policzków siedmiolatki, która już w połowie drogi zaczęła biec w stronę placu zabaw. Lara w bezpiecznej odległości wypuściła dłoń córki, a ta prysnęła przodem. Larabel poprawiła torbę na ramieniu i nieśpiesznie weszła na teren placu. Wcześniej sama biegała razem z Allison między zjeżdżalniami. Teraz jednak dziewczynka dzielnie radziła sobie sama - rezolutnie nawiązywała kontakty z dziećmi, które także znajdowały się na placu i wspólnie bawili się, a Lara mogła usiąść się na jednej z ławek i po prostu odpocząć. Nawet nie wyciągnęła książki, którą gdzieś miała zakopaną w obszernej torebce pośród innych, niecodziennych rzeczy, które nosiła przy sobie.
Pozwoliła sobie na oddech i próbę poukładania niespokojnych myśli. Bała się, cholernie się bała. Chciała mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze, miała ją - ale zawsze pozostawał ten cień wątpliwości, margines błędu. I cokolwiek w nie uderzy musiała być silna, bo to właśnie w jej kierunku będzie spoglądała Allison. A Larabel miała bolesną świadomość tego, że nie było obok niej nikogo, na kim mogła się oprzeć. Drugiego rodzica, na któego mogłaby przełożyć część odpowiedzialności za poniesienie tejże sytuacji. Owszem, miała rodzeństwo i rodziców, ale to nigdy nie będzie wsparcie takie, jakie dać mógłby rodzic.
Z korowodu ponurych myśli wybił ją radosny głos Allie. - Mamo, mamo! Zobacz, mam nowych kolegów - zawołała z góry zjeżdżalni. Odnalazła córkę wzrokiem, uśmiechając się szeroko w stronę dziewczynki o burzy brązowych loków. Była w towarzystwie dwóch chłopców, którzy prawdopodobnie byli zbliżeni wiekiem do Allie. - Cudownie skarbie, tylko uważaj! - zawołała za nią i instynktownie rozejrzała się dookoła, jakby szukała rodzica, który był tutaj z dwójką chłopców. Od razu zwróciła uwagę na mężczyznę, który znajdował się w niedalekiej odległości od konstrukcji. Mimo upływu lat była niemalże pewna, że to on, a nie jego brat. - Bertie? - zagadnęła niepewnie. Z tego co wiedziała Othello nie miał dzieci i raczej nie bywał na placu zabaw.

bertram lounsbury
sumienny żółwik
lenna
pisarz — własne mieszkanie
33 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
003.

Gdyby ktoś powiedział mu, że takim torem pobiegnie jego życie to... właściwie nie wiedział, czy istniała rzecz, która byłaby go wtedy w stanie trzymać z daleka od Pameli, skoro nawet własna rodzina nie była w stanie sprawić, aby porzucił niespełnione marzenie o wielkiej miłości. Teraz? Teraz pozostał całkowicie sam z konsekwencjami swoich wyborów. Teraz już wiedział dlaczego podobne uczucie istniało jedynie na kartach literackich tekstów, dlaczego w pewnym momencie powieść się urywała - bo nie mówiła o tym, jak wielką cenę trzeba było zapłacić, aby posmakować czegoś co nie powinno być dostępne dla ludzkich zmysłów i ciała.
Obecnie zbierał odłamki swojego życia, próbując skleić je w jedną całość, jednakże jego codzienność przypominała raczej karykaturę życia, jakie miał nim ponownie weszła w nie Pamela. Bywały dni, że to właśnie na nią zrzucał wszystko co złe w jego życiu; rozwód, który był wypadkową jego zdrady i uzależnienia Gage, samotne wychowywanie syna. Czasem to właśnie ją wyklinał, kiedy Henry wpadał w kolejny atak złości. Dobrze jednak wiedział, że byli odpowiedzialni za swoje decyzje, że to z góry było skazane na niepowodzenie. Te wyrzuty sumienia od momentu odejścia Pameli dręczyły niemiłosiernie. Podsycane powolną obserwacją rozpadającej się sylwetki jego ówczesnej żony, podpisanie papierów rozwodowych - bo dla dobra syna, który i tak cierpiał wystarczająco po raz kolejny musiał zostawić Gage.
Dzisiejszy dzień był jednym ze spokojniejszych. Sobota przywitała ich piękną pogodą, a Ernest czuł, że i tak dzisiaj nie będzie w stanie nic siebie wykrzesać, więc spakował najpotrzebniejsze rzeczy do torby, którą przewiesił przez ramię i zabrał Henry'ego na spacer. Sesje z terapeutką dawały skutki, Henry coraz rzadziej się od niego odsuwał, coraz rzadziej też wpadał w histerię podczas tęsknoty za matką. - A pójdziemy później na lody? - zapytał chłopiec, kiedy weszli na teren placu zabaw. Torbę zostawił przy zjeżdżalni, aby po chwili razem z Henrym biegać i skakać po wszystkich atrakcjach, aby chociaż przez chwilę móc nacieszyć się śmiechem własnego dziecka. Bo był jedynym co mu pozostało - głupota zabrała mu żonę, los odebrał miłość, a rozsądek pozbawił syna, którego nie miał okazji poznać. Miał tylko jego - chłopca o jego włosach i oczach swojej matki. Nie miał pojęcia jak długo bawili się w piratów, a zjeżdżalnia i wszelkie atrakcje do niej przyklejone służyły im za statek, ale w pewnym momencie Henry zjechał w dół. - Jace! - wykrzyknął chłopiec, biegnąc w stronę - o zgrozo - kolegi ze szkoły. - Harry, uważaj! - zdążył krzyknąć za nim, wychylając się zza balustrady drewnianej konstrukcji, która miała imitować wieżę.

pam burnett
powitalny kokos
lenny
abraham, larabel, novalie, priscilla
malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
  • 11.
Narosło w niej przerażenie.
Kierując się swoimi decyzjami, nie miała bladego pojęcia, że nadejdzie chwila gdy będzie stała samotnie przed zbliżającym się sztormem. Odpadłaby całkowicie z sił, gdybyzaczęła teraz kwestionować swoje wybory, zarazem stało się nie stanowiło najlepszej formy godzenia się z swoimi problemami. Ephraim odszedł, nie w sposób oczywisty, nie tak jak odchodzi mężczyzna od rodziny, nie po kryjomu, nie przeciw uczuciom, nie podczas fanaberii. Odszedł spokojnie, powoli - delikatnie wymykał się z małżeństwa.
Nie mogła się dziwić, nie mogła być zła - (wlasciwie to Pam chyba nigdy nie wyciągnęła z siebie emocji złości); jednakże rozpaczanie powoli mijało, wracała rzeczywistość. Być może było łatwiej, bo był na morzu - nie w pobliżu, nie w zasięgu wzroku. Gdy on był tam, a ona tu lepiej było zaakceptować ten rozpad, rozstanie - pustkę. Wiedziała, ze teraz pozostało (i na tym starała się ze wszystkich sił skupić) dobro dzieci. To one zawsze będą najważniejszymi osobnikami w życiu brunetki. Dla nich musi na nowo sama w sobie odnaleźć szczęście.
Dzisiejsze wyjście nie było zaplanowane, ciche prośby syna - delikatnie wydobywały z kobiety chęć spełnienia jego zachcianek. Nie zawsze to robiła, była z tych matek, które potrafią odmawiać - dla lepszego wychowania, dla zrozumienia przez dzieci, ze nie wszystko dostaną, niezależnie od tego jak bardzo będą tego chcieli. Jesień jeszcze bardziej dawała się poznać, choć wciąż było ciepło, to zżółknięte liście drzew coraz częściej opadały na ziemie. Przez krótki moment zatęskniła za Anglią, (zawsze za nią tęskniła) - zimne powietrze w Londynie posiadało swoj urok, ludzie z ekscytacja wyczekiwali na śnieg, na wielkimi krokami zbliżające się święta Bożego narodzenia. W Lorne Bay wszystko było na odwrot.
Libbie w ciągu pierwszych piętnastu minut smacznie zasnęła w pchanym przez Pamele wózku, gdy tylko spała wydawała się taka spokojna, zupełnie inna niż podczas zabawy. W przeciągu ostatniego pół roku Burnett zaczęła zauważać zmiany u swojej córki, niekoniecznie korzystne, była bardziej marudna, mniej jadła - i całkowicie przestała gaworzyć, wiedziała ze powinna dawno zasięgnąć opinii specjalisty, lecz cześć niej jakby obawiała się diagnozy. Czy to czyniło ją okrutna matka? Nie była pewna, lecz podczas wczorajszego wieczora obiecała sobie, ze jak najszybciej skupi się na badaniach.
Plac zabaw z daleka mienił się w wielu kolanach, głównie górowały te jesienne - podchodzili coraz bliżej, na tyle by usłyszeli dziecięcy krzyk. - Henry! - głos Jonathana był jeszcze głośniejszy, chłopiec od razu obrócił się w stronę mamy. - Moziemy iść na zjeździalnie? - artystka przez moment się przyglądała, nieco dłuższy niż miała w zwyczaju i wtedy do niej dotarło… poznala go. Posiadali te same oczy. Cała trójka. Zamarła glosno przełykając ślinę. Czy był tu ze swoją matka? Ewidentnie się rozwjerzala, by ostatecznie kiwnąć twierdząco głowa.
Po niecałej minucie, nieopodal dostrzegła stojącego jego i charakterystyczny sposób przesunęła się na ławce, na tyle aby niemo go do siebie zaprosić. Przyjdzie? Czy ona by podeszła?

ernest wordsworth
ambitny krab
.
pisarz — własne mieszkanie
33 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie mógł zignorować tego, jak emocje zacisnęły wokół jego gardła wąską pętlę, gdy ujrzał beztrosko cieszących się na swój widok chłopców, którzy mieli ze sobą więcej wspólnego, niżeli mogło wydawać się na pierwszy rzut oka. Przez chwilę w napięciu nie ruszał się ze swojej drewnianej wierzy, przyglądając się uważnie Jace'owi i Harry'emu. Czy byli tu sami? Czy w końcu koszmar miał się spełnić i splotem niefortunnych wydarzeń miał natknąć się na rodzinę Burnett, raz jeszcze zaburzając ich mir rodzinny?
Od kiedy się rozstali, od kiedy on wkroczył do swojego własnego piekła, w jakie przeobraziło się jego życie to nie miał już zamiaru wtrącać się w codzienność Pam. Już raz postawił na nią w stu procentach, jak ostatni głupiec gotów poświęcić wszystko. Sparzył się, bo ani nie doprowadził do tego, że wrócili w swoje objęcia tam, gdzie jak wtedy uważał było ich miejsce, ani nie udało mu się uciec przed konsekwencjami, które przerosły jego oczekiwania. Zniszczył więcej niż jedno życie i jako, że nie był człowiekiem przesiąkniętym złem to nie umiał przejść obok tego obojętnie. Wyrzuty sumienia zjadały go od środka, co widać było na zaskakująco bladej twarzy, zmęczeniu zakodowanym już w spojrzeniu jakie rzucał w eter.
Na szczęście ujrzał ją - niegdyś swoją towarzyszkę w zbrodni. Teraz? Kobietę całkowicie mu obcą.
Zszedł z konstrukcji, po drodze jeszcze zaczepiając o Henry'ego, w czuł geście mierzwiąc chłopięce włosy. Krótka prośba o ostrożność naznaczona troską wypłynęła z jego ust. Jego krok stracił na pewności, kiedy podchodził do ławki. W nerwowy sposób wytarł dłonie z drobinkami piasku o materiał spodni, po czym odgarnął włosy do tyłu.
- Cześć - nie wiedział jak inaczej miałby zacząć rozmowę, co innego mógł jej powiedzieć. Chyba nie miał już siły na tę złość, która targała nim kiedy odwróciła się w jego stronę plecami po raz ostatni. Musiał wiedzieć, że kiedyś się spotkają. Do tej pory jednak udawało mu się udawać, że jej nie widzi, gdy stali w kolejce w sklepie, albo gdy przyszło im mijać się na ulicy. Teraz wydawało się to raczej nierealne, gdy chłopcy dojrzeli siebie. A Ernie nie miał serca odciągać syna od zabawy. Co do Jace'a... jego nie widział od dawna. Cały czas zastanawiał się, czy kiedyś pożałuje decyzji, którą podjęli wcześniej, ale mimo wszystko nie umiał. Wiedział, że tak długo jak Jonathan jest bezpieczny i kochany, znaczenia nie ma kto jest jego biologicznym ojcem. Po co jeszcze bardziej burzyć świat chłopca?

pam burnett
powitalny kokos
lenny
abraham, larabel, novalie, priscilla
graficzka komputerowa — freelancerka
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
tworzy grafiki, dużo kłamie i udaje, że lubi aktualne życie
004.

Rozwaga nie szła w parze z charakterem Teagan. Bywała bezmyślna, impulsywna i nieodpowiedzialna to jasne. Miała też w zwyczaju sporo kłamać — i to także nie pozostawało tajemnicą dla postronnych. Mimo tych wszystkich wad, zaklasyfikowałaby siebie jednak do grupy osób dość rozgarniętych — i to całkowicie szczerze, bez typowego dla siebie naginania rzeczywistości. Wydarzenia tego dnia zmusiły ją jednak do dość mocnego podważenia tej teorii i smutnego pogodzenia się z myślą, że całą tą swoją roztropność i uporządkowanie nie zawdzięczała sobie, a Spencerowi, który pilnował rzeczy, na które Teagan nie miała w zwyczaju w ogóle zwracać uwagi.
Gdyby było inaczej, nie ignorowałaby od kilku długich tygodni hałasu wydobywającego się gdzieś z samochodu. Zgłosiłaby się na wymagany przegląd, by naprawić tę drobnostkę, nim doprowadzi do tragedii. Niestety jednak dotarła do etapu, kiedy jej samochód odmówił posłuszeństwa wystarczająco daleko do domu, by nie dała rady przenieść tych kilku toreb z zakupami, na które — ku jej nieszczęściu — zdecydowała się tego dnia wybrać, gdy zarejestrowała jakimi pustkami świeciły jej kuchenne szafki.
Kiedy już wysiadła i otworzyła maskę, spod której unosił się dym, nie pozostawało jej nic innego, jak tylko załamać ręce dzwoniąc do osoby, która z pewnością radziła sobie z podobnymi rzeczami, niż sama Teagan. Przysiadła więc na pobliskiej huśtawce, na znajdującej się obok placu zabaw, czekając cierpliwie na wybawcę, który nie spieszył się aż tak, jak tego potrzebowała.
— Hej Aldred! Tak jak mówiłam przez telefon, zepsuło się — wyjaśniła, gdy już jej brat zatrzymał się obok. Jej stare Volvo wyglądało jak siedem nieszczęść, co Tea widocznie bagatelizowała, gdy z uśmiechem odpychała się lekko od ubitego podłoża, gotowa zapierać się, że w żadnym razie nie była to jej wina.
ODPOWIEDZ