aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
15.

Choroba rozłożyła ją na dobre, a niestety w domu nieszczególnie miał się nią kto zajmować. Wpadała gosposia Remigiusa, ale przez większość czasu była sama, gdy jej kuzyn opiekował się Lisbeth. Nawet nie zawracała mu głowy tym, że jest chora, po prostu spała przez kilka dni, nie wychodząc z łóżka, aż ostatecznie doszła do siebie i mogła wrócić do pracy. Zabawne, że w tym czasie zauważyła, że ani razu nie skontaktował się z nią Hemingway. Nie musiał, ale... dzwonił do niej Tom, dzwonił też inny aplikant. Interesowali się, a Anthony wcale. Mniej zabawny był sen z jego udziałem i to, że obudziła się w stanie, który jej nie przystoił, była damą, a nie napaloną nastolatką. Zrzuciła to więc na winę fazy owulacyjnej, jak przystało na profesjonalną kobietę z równie profesjonalnym podejściem i próbowała zająć się sobą.
Powrót do biura miał być miły, tak sądziła, chociaż wstydziła się nieco plotek o tym, że przyjechała po nią karetka. Wszyscy jednak przyjęli ją ciepło, a raczej... prawie wszyscy. Anthony jedynie skinął głową i poszedł dalej, zajęty sam sobą. W dodatku przy rozdzielaniu zadań i dobieraniu zespołu, nawet na nią nie spojrzał. Chciała oddać mu jego ubrania, ale pierwszego dnia kompletnie nie mieli ku temu okazji. Starała się skupić na pracy z Tomem, ale jednak... nie rozumiała skąd nagle w prokuratorze taka rezerwa.
Następnego dnia nie było lepiej, więc wmawianie sobie, że po prostu był zajęty, przestało działać. Irytowało ją to, bo nie rozumiała o co chodzi, a jeszcze bardziej irytowało ją to, że jej to przeszkadza. Przyszła nawet do jego biura, ale sekretarka poprosiła i by poczekała, po czym wyszła i przeprosiła, bo Hemingway ma ważne spotkanie. Zabawne, że w Rissie wywołało to takie rozdrażnienie, że zamiast to zignorować, wracając do domu myślała tylko o tym, jak nienawidzi tego mężczyzny. Zabiera ją do swojego domu wbrew jej woli, opiekuje się nią, dotyka jej twarzy, paraduje przed nią nago, dotyka jej uda, rzuca niewybredne komentarze, a potem nie może dla niej znaleźć pięciu minut na rozmowę!
Trzeciego dnia już sama nie próbowała się z nim witać, minęła go na schodach i nawet nie powiedziała dzień dobry, bo i on by nie powiedział. Z resztą udawała, że jest zaczytana w jakiś papierach i go nie widzi. Musiała skupić się na pracy, w dodatku chciała dowiedzieć się więcej o tym skąd Lisbeth wzięła narkotyki, więc miała czym się głowić. Był już wieczór, a jej żałośnie zaburczało w brzuchu, więc Tom powiedział, że wyskoczy po coś do jedzenia, kiedy nagle drzwi się otworzyły. Sądziła, że to on z chińszczyzną, ale gdzie tam... chociaż Anthony chyba też nie spodziewał się jej tutaj zastać, bo urwał w pół zdania i już chciał wychodzić.
- Chwila! - zawołała podrywając się z miejsca. - Ja mogę przecież dać panu te dokumenty. Wiem gdzie są - oznajmiła, przechodząc się z kanapy do biurka, na którym leżało kilka teczek. - No chyba, że aktualnie nawet tego pan ode mnie nie chce - dodała, bo nie umiała się ugryźć w język. Wkurzało ją to, jak się zachowywał i nie zamierzała dać sobie wmówić, że nie ma w tym niczego dziwnego.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Zrobił dokładnie to, o co prosiła go Laurissa i wręcz ostentacyjnie okazywał jej brak jakiegokolwiek zainteresowania, tym sam uświadamiając ją, że wszystko to co między nimi z a s z ł o nie miało żadnego wpływu na ich relację w pracy. Oczywiście było to częścią jego planu, w którym to panna Soriente miała zdać sobie sama sprawę z tego, że wcale jej taki stan rzeczy nie odpowiada. Jemu w zasadzie też nie, bo denerwowało go coraz bardziej to jak mocno zbliżyła się z Tomem, ale uznał, że poczeka jeszcze odrobinę nim zagra nieczysto i pokaże kumplowi jej zdjęcie z Viego. Przynajmniej tak zakładał, aż do pewnego późnego popołudnia, gdy ku swojemu zaskoczeniu odnalazł Soriente w jego biurze. Prokuratura była już w zasadzie zamknięta, ale on i nieliczni współpracownicy nadal przebywali w budynku. Anthony przechodząc obok gabinetu Toma zauważył otwarte drzwi i zakładając, że jego przyjaciel nadal tam się znajduje, wszedł do środka, nadal będąc pogrążonym w lekturze dokumentów, które trzymał w dłoni i z miejsca zaczął wyjaśnić po co się tutaj znalazł. Niemiło rozczarował się, gdy w środku zastał Laurissę. Chciałby móc powiedzieć, że tylko się zirytował, ale to podenerwowanie podszyte były czymś jeszcze... Poczuł gorzki smak zazdrości, gdy zdał sobie sprawę z tego z jaką swobodą przebywała tam Soriente. Jej okrycie było nonszalancko przerzucone przez oparcie kanapy, na której siedziała. Przed nią na stole porozkładane były papiery i kilka kubków kawy, co świadczyło o tym, że już ładnych parę godzin musiała tam się znajdować. A co najbardziej niespotykane, Tom pozwolił jej tam być mimo swojej nieobecności.
Dlatego nie tylko chęć manipulowania nią, ale chyba też czysta frustracja kazały Hemingwayowi czym prędzej stamtąd wyjść i po raz kolejny zignorować Francuzkę. Szkoda tylko, że ona sama mu na to nie pozwoliła. Z jednej strony właśnie tego chciał, a z drugiej okoliczności w jakich przyszło mu tego doświadczyć niekoniecznie mu odpowiadały.
- Słucham? Nie wiem co masz na myśli, Soriente - Oznajmił durnie udając zaskoczonego, po czym rozluźnił postawę i odetchnął głębiej. - Przecież zachowuję się tak, jak tego chciałaś. Dałaś mi kilka razy jasno do zrozumienia, że nie czujesz się komfortowo, gdy okazuję ci swoją sympatię. Dlatego traktuję ciebie tak, jakby między nami nigdy nic nie zaszło - wyjaśnił spokojnie, po czym zrobił kilka kroków niby rozglądając się badawczo po gabinecie. Jego wzrok prześlizgną się po startach dokumentów, meblach, kubkach po kawie i swoją wędrówkę zakończył na marynarce Toma, przewieszonej przez jego fotel. - Dobrze jednak wiedzieć, że nie z każdym pracownikiem prokuratury chcesz utrzymywać tylko zawodowe relacje. To całkiem... przyjemne rozczarowanie - dodał, pozwalając sobie na uśmiech, którego wyraz bardziej okrawał o odrazę, aniżeli sympatyzowanie z myślą, którą właśnie się podzielił.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Nie rozumiała sytuacji, jaką nakreśliło im zachowanie Anthony'ego. Kompletnie nie tego po nim oczekiwała, ale też z drugiej strony nie powinno aż tak jej przeszkadzać to jego ignorowanie. Niby miała święty spokój, ale... to jej nie wystarczało. Na samym początku, kiedy był tylko dupkiem, pewnie byłaby w niebo wzięta, ale teraz sprawa wyglądała już inaczej, to też nie mogła go tak po prostu wypuścić. Wkurzało ją jednak, jak skanował pomieszczenie, jakby szukał argumentów, a raczej haków do rozmowy, podczas gdy ona nie miała nic do ukrycia.
- Proszę... takie aktorskie popisy proszę zostawić na sale sądowe - przewróciła oczami podsumowawszy to jego zaskoczenie. Przecież oboje doskonale wiedzieli, że miał świadomość tego, jak się zachowywał i nie było to normalne. Z resztą zaraz jej wyjaśnił, że robił to, o co ona prosiła i cóż, trochę ją zamurowało. Chyba potrzebowała chwili, ale zanim się odezwała, dla pewność - nawet pomimo późnej pory - zamknęła drzwi. - Po pierwsze nigdy nie powiedziałam tego w ten sposób i dobrze pan wie, że nie chodziło mi o sympatię, a o kilkukrotne nocowanie u mojego szefa, paradowanie przy nim pijaną, ledwo ubraną lub w pana przypadku - całkowicie nago - wyrzuciła szeptem przepełnionym frustracją. Szept wyszedł naturalnie, w końcu były to sprawy raczej poufne. - Ale to nie znaczy, że ma mnie pan traktować jak powietrze - wyjaśniła, bo nie podobało jej się to. Najpierw się o nią martwił, a potem gdy wyzdrowiała, nawet nie zapytał, jak się czuła. Miała już dość tej kolejki uczuć, jaką z nim przeżywała. No i była jeszcze jedna kwestia. - A po drugie nigdy nic między nami nie zaszło. To bardzo sugestywny zwrot - dodała, nadal tym samym krzykliwym szeptem, jeśli można było go tak nazwać. Potem jeszcze raz podążyła za jego spojrzeniem po otoczeniu i już czuła, że coś zaraz powie, ale nie mogła przewidzieć co to będzie za bomba. Zamrugała więc kilka razy, jakby musiała analizować, czy na pewno dobrze przełożyła sobie w głowie na angielski. W dodatku zarumieniła się przez to co jej insynuował i miała już tyle argumentów, że nie wiedziała od którego zacząć.
- Co to niby ma znaczyć? - burknęła tak na dobry początek, a adrenalina już jej wyskoczyła w górę. - Gdybym była mężczyzną, też by wysnuł pan takie wnioski? Bo co? Bo jak jestem kobietą i przykładam się do pracy, to na pewno oczekuję czegoś więcej po moich relacjach z innymi? - aż zacisnęła rękę w pięść, wyobrażając sobie, że wymierza mu cios w nos, czego oczywiście nigdy nie zrobi, ale pomarzyć każdy może. - Ja tu pracuję. Tylko i wyłącznie, nikogo nie uwodzę i sądziłam, że czego, jak czego, ale tego powinien być pan świadomy, bo wbrew tej całej szopce z ignorowaniem mnie, chyba już na tyle zdążył mnie pan poznać - zaakcentowała ostatnie słowa, a jej zielone oczy aż płonęły, gdy wwiercała w niego swoje przeszywające spojrzenie.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Było kilka rzeczy, które naprawdę lubił w Soriente. Miała świetny gust, klasę i elegancję, która na swój sposób strasznie go pociągała. Jej zgrabne nogi i jędrny biust także zasługiwały na docenienie, podobnie jak urocza twarzyczka. Jednak istniało coś jeszcze... Wbrew zdrowemu rozsądkowi, coraz bardziej podobało mu się to jak potrafiła się mu postawić. Ten jej francuski temperament, który z początku tak go irytował, zaczął go intrygować, a w samej jej osobie, Hemingway zaczynał dostrzegać coraz więcej zalet. Lubił jak nawijała włosy na palce, albo jak zagryzała dolną wargę, gdy nad czymś intensywnie myślała. Przypominała mu wtedy Lucille i cóż.. Z początku te porównania także go irytowały, aż zdał sobie sprawę, że od lat nie myślał o żadnej kobiecie w takich samych kategoriach.
W każdym razie, gdy Soriente postanowiła mu odburknąć, Tony czuł już, że zaraz zacznie się przedstawienie, a on miał miejsce w pierwszym rzędzie i to z możliwością interakcji z główną aktorką.
- Ciekawe, że to także wymieniłaś - przyczepił się tego jak wspomniała o ich ostatniej, niefortunnej przygodzie w łazience. - W każdym razie nie życzyłaś sobie, aby te sytuacje wpłynęły na nasze życie zawodowe, więc zrobiłem to co chciałaś. Skoro na gruncie prywatnym, gdy okazuję ci swoje zainteresowanie, pomoc i uwagę jesteś niezadowolona i nie chcesz ich, to rozumiem, że w pracy będziesz zachowywać się tak samo. Wyczułem, że masz problem z moją osobą i jak widzę, nie myliłem się - dodał, po czym przeszedł kilka kroków po gabinecie Toma. Na jego biurku stała szklanka po whisky, a więc pewnie prokurator zdążył się już uraczyć odrobiną gorzkiego trunku. W odruchu zaczął rozglądać się za szkłem, które ewentualnie mogłoby należeć do Rissy. - Oczywiście, nigdy nic między nami nie zaszło. Twoje tytułowanie doskonale mi to uświadamia - dorzucił, aby znów zasiać odrobinę chaosu w myślach Soriente.
Miał nadzieje, że swoją wypowiedzią zmusi ją do zastanowienia się nad tym, czy on sam uważał inaczej i czy przypadkiem sam nie chciał od ich relacje czegoś więcej. A chciał, oczywiście, że chciał, ale przecież jeszcze nie może jej zdradzić wszystkiego.
- Nie, Laurisso - odpowiedział spokojnie, chociaż ton głosu i sposób w jaki Soriente na niego patrzyła, raczej nakazywały się wycofać i nie podejmować polemiki. Hemingway stał jednak nie wzruszony, bo przecież miał zamiar uświadomić jej jak bardzo się myliła. - Nie sugeruję ci niczego takiego, a zwracam uwagę na to, że miałem rację. Byłoby ci o wiele łatwiej zaakceptować to co się między nami stało, gdybym nie był sobą, tylko nim - oznajmił i skinął głową w stronę marynarki Toma, po czym podszedł do stojącej w rogu gabinetu karafki aby poczęstować się odrobiną alkoholu. Zamoczył w nim usta i po chwili znów spojrzał na Soriente. - Nie musisz się przede mną tłumaczyć, wiesz? Nie rozliczam pracowników z ich prywatnych relacji. Nie jestem jednak ślepy i widzę co jest grane - dodał, a po tym jak osuszył szkło, odłożył je na drewniany blat i podszedł bliżej dziewczyny. - Chciałbym tylko w porę otrzymać deklarację na piśmie, że wasze prywatne stosunki nie odbiją się na wykonywanej pracy i jesteście świadomi tego co robicie. Dobrze wiesz, że zatajenie związków w pracy grozi zwolnieniem, a jak widzę... faktycznie ostatnio pracujesz i masz szansę wiele osiągnąć. Szkoda, aby już na samym początku powinęła ci się noga -zakończył, patrząc Soriente w oczy i delektując się tym jak gromiła go spojrzeniem. Zastanawiał się, czy go uderzy, czy się w porę opanuje i znów zacznie mu wyjaśniać jak to z Tomem jej nic nie łączy.
Oczywiście, że nic jej nie łączyło, bo inaczej Tony dawno by już o tym wiedział. Poza tym też jej nic nie połączy, a przynajmniej póki co, bo Hemingway miał zamiar za sabotować ich rozkwitającą przyjaźni i pokazać przyjacielowi zdjęcie, które wszystko mogło skomplikować.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Poczuła, jak mocniej zapiekły jej poliki, kiedy nawiązał do tej swojej nieszczęsnej golizny, której Laurissa nie mogła wyzbyć się ze swoich wspomnień. Naturalnie o tym szczególe miał się nigdy nie dowiedzieć.
- Pan mną okrutnie teraz manipuluje. Wiem to na pewno, ale nie rozumiem w jakim celu tak pan wszystkie moje słowa bierze, wyrywa z kontekstu i przeskalowuje ich siłę - wytknęła mu, bo może nie do końca rozumiała tą sytuację, ale chciała, żeby przynajmniej wiedział, że już go o coś podejrzewa. - Nie życzyłam sobie tylko i wyłącznie, żeby ktokolwiek stąd się o tym dowiedział - wyartykułowała to bardzo wyraźnie, chociaż wcale nie podobało jej się to, że musi tak jednoznacznie to prostować. Wolałaby bazować na niedopowiedzeniach, które w jej odczuciu z łatwością mógł zinterpretować poprawnie, a nie taką okrężną drogą, jaką wybrał. - A nie, żeby pan udawał, że to wszystko nie miało miejsca. Chyba, że to całe przejmowanie się moim stanem było jakąś kolejną nieznaczącą fanaberią, jeśli tak, to rzeczywiście mogę jednak mieć z panem problem - zmarszczyła nos, bo po ostatnim razie... zaczynała wierzyć w to, że nie jest złym człowiekiem. Patrzeć na niego w pozytywnym świetle, a teraz miała wrażenie, że tylko z nią sobie pogrywał i gdy ona doszukiwała się czegoś więcej - swoją drogą nie wiedziała po co w ogóle to robiła, bo nie powinna - on miał to za nic. - Umawialiśmy się na mówienie na ty poza pracą - przypomniała mu, bo aktualnie byli na stopie zawodowej, w jej mniemaniu. Śledziła go też wzrokiem, mając nadzieję, że Tom nie pomyśli, że to ona podpijała mu whisky, tym bardziej, że gdy jej wcześniej proponował, odmówiła. Nie uważała, by alkohol w pracy był odpowiedni, szczególnie, gdy jest się zaledwie aplikantką i zostaje po godzinach z przełożonym. Dbała o swoją opinię, chociaż Anthony chyba był innego zdania w tej kwestii.
- A cóż to za brednie pan sobie wmówił? - była totalnie zbita z tropu i nie wiedziała dokąd on w ogóle zmierza w swojej wypowiedzi, ani skąd takie wnioski. Owszem, lubiła Toma, ale też... po co sugerować, że z nim chciałaby przeżywać to, co przeżyła z Hemingwayem. Z żadnym z nich nie powinna, od tego należało by zacząć i już miała to mówić, ale Tony kontynuował i cóż, krew znów w niej zawrzała, chociaż paradoksalnie serce chyba jej stanęło. - Chyba ciebie do reszty pogięło! - nie ugryzła się w język, ale przynajmniej go nie trzasnęła, a naprawdę miała na to ogromną ochotę. - Nie szukam sobie żadnego związku i na piśmie to ja żądam przeprosin za taką niczym nieuzasadnioną i bardzo krzywdzącą insynuację - wyrzucała z siebie słowo za słowem, będąc już naprawdę czerwoną ze złości i zażenowania. - Może w pańskim świecie okazywanie komuś sympatii wiąże się od razu z jakimiś głębszymi uczuciami, ale ja jestem po prostu miła, poza tym nie szukam sobie nikogo, przyjechałam tu by skupić się na karierze! Już prędzej po tym, co pan wyrabia, mogliby plotkować o nas, niż o mnie i Tomie! - posłużyła się jeszcze takim argumentem, bo to oskarżenie w głowie jej się nie mieściło i nawet nie zauważyła kiedy zaczęła dreptać to tu, to tam, w międzyczasie coś mamrocąc do siebie po francusku. - Nie no, nie wierzę! - parsknęła, łapiąc się za głowę. - Quel est le problème avec lui? - dodała już do siebie, nie pierwszy i nie ostatni raz. - A może nie wiem, może to jest jakaś pańska strategia? Może nauczka? - zatrzymała się w pół kroku. - Sam mnie pan nie wziął do swojego zespołu, więc proszę nie robić mi problemów dlatego, że pracuję z Tomem - wytknęła mu jeszcze, czując autentyczne zmęczenie po tak długiej wypowiedzi. Tym bardziej że była głodna.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Musiał przyznać, że jak na taką dystyngowaną damę i grzeczną panienkę, na którą kreowała się Laurissa, posiadała ona także niezwykły talent do prowadzenia zażartych dyskusji. I owszem na sali sądowej było to pożądaną umiejętnością, ale zadziwiało Hemingway'a to z jaką zajadłością analizowała całą historię ich znajomości; przy czym nieustannie wypominała mu manipulacje, niestosowności i brak stawiania granic. Chociaż sama nie miała granic w wyliczaniu mu jego (domniemanych) potknięć, bo oczywiście sam Anthony specjalnie dopuszczał się większości oskarżeń, które rzucała w jego stronę.
- Fanaberią? Uważasz to co zrobiłem dla ciebie "fanaberią" - powtórzył istotnie oburzony tym do jakich wniosków posunęła się Rissa. Owszem nie miał czystego sumienia, ale faktycznie przejmował się jej stanem i był przerażony, gdy dowiedział się o jej pobycie w szpitalu. Więc poniekąd wcale nie musiał udawać tego jak bardzo nie spodobały mu się jej słowa. - I jeśli ktoś kimś manipuluje to chyba ty mną, bo kilkukrotnie ci pomogłem i okazałem wsparcie, a i tak traktowałaś mnie jak kogoś z kim nie chcesz mieć nic wspólnego, a gdy dałem ci przestrzeń zaczęło ci to nie odpowiadać - dorzucił, odwracając kota ogonem w czym był mistrzem. Nagle z pozycji tego złego, stał się poszkodowanym, bo przecież to Soriente ma wieczne pretensje, a on stara się tylko nadążyć za tym, czego sama oczekuje. - Taka umowa brzmi niestosownie - oświadczył, a kącik jego ust uniósł się delikatnie w górę.
Nie był wcale na nią jakiś zły. Bardziej zaintrygowany tym do czego prowadziła ta rozmowa, a przynajmniej było tak do czasu jak nie przypomniał mu się Tom. Wtedy ta chęć rywalizacji, bo przecież nie zazdrość, zaczęły przemawiać przez Hemingway'a i wyprowadzać w stronę Soriente zarzuty. Ta zaś obruszyła się jeszcze bardziej i ku zaskoczeniu Tonego, pozwoliła sobie nawet na bezpośrednią obelgę, bo chyba tak mógł odebrać jej słowa. Z jednej strony powinien się na nią za to wkurwić, a z drugiej chyba podobało mu się to z jaką zajadłością tłumaczyła się przed nim. Miało to swój urok, ale też uzmysłowiało mu, że naprawdę zależało jej na tym, aby wyprowadzić go z błędu.
- Radzę ci lepiej odpuśćmy kwestię tego kto i kogo za co powinien przepraszać, Soriente - zaznaczył na początek, a ton jego głosu jasno wskazywał na to, że mimo wszystko pewne granice nadal przez Hemingwaya są uważane za istotne. - Dla mnie jakoś miła nie potrafisz być! - Fuknął, niby pod wpływem emocji, ale zaraz potem udał, że się zreflektował. Właściwie chciał grać, ale skłamałby mówiąc, że za jego słowami nie skrywała się szczerość. - O nas? To przykre jak próbujesz zakrzywiać rzeczywistość. Z Tomem spędzasz większość czasu w pracy, a do jakiejkowiek znajomości ze mną nawet nie chcesz się przyznawać, więc... - pokręcił głową, jakby nagle nie potrafił odnaleźć się w tej dyskusji. - I to nie żadna nauczka - dodał, a kwestie które wtrąciła po francusku zignorował. Cały ten czas stał tuż przed nią, ale po swojej wypowiedzi cofnął się, wręcz ostentacyjnie pokazując, że potrzebuje zachować dystans. - Gdybym wiedział, że nie oczekiwałaś po mnie tego co zrobiłem, wziąłbym ciebie do swojego zespołu w pierwszej kolejności - dokończył, mając nadzieję, że spustoszył jej umysł jeszcze bardziej swoją nieoczekiwaną skruchą i zmieszaniem.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Wcale nie chciała o nim myśleć, ale skłamałaby mówiąc, że tego w ostatnich dniach nie robiła. Oczywiście w jej mniemaniu było to spowodowane tylko tym, że ostatnio u niego nocowała, ale też... stale roztrząsała to, co tam zaszło. Każdy aspekt tamtych felernych dwóch dni i nie tylko ich.
- Nic takiego nie uważam, ale tak to teraz wygląda. Najpierw przybiega pan do szpitala z kwiatami, zabiera mnie do siebie i podaje leki, patrząc na mnie z autentyczną troską, a potem, gdy wracam do zdrowia, nawet nie obrzuca mnie pan jednym spojrzeniem - wyłożyła mu będąc w emocjach, bo gdyby w nich nie była, zdecydowanie darowałaby sobie takie tłumaczenie tego, jak to widziała. To nie było potrzebne w ich relacji - przynajmniej rozsądek jej to mówił, a mimo to denerwowało ją, że nie rozumie, jak to wszystko wygląda w jej oczach. Jakby nie był świadomy tego, jaki mętlik wywołuje w jej głowie, albo udawał, że nie jest świadomy. - Och na miłość boską! Czy dla pana wszystko jest takie czarno białe? Nie chciałam jedynie by inni pracownicy myśleli jakieś głupoty, ale nigdy nie powiedziałam, że nie chcę mieć z panem nic wspólnego - wypomniała mu i zdała sobie sprawę z tego, że kiedyś rzeczywiście wolałaby z nim nic wspólnego nie mieć. Na początku wręcz byłoby jej na rękę, gdyby ją tak olewał... zaskoczyła ją ta myśl, ale dynamika dyskusji nie pozwoliła jej na dłuższe analizy, co w zasadzie może i było dobrą opcją. Już bez tego była wystarczająco zagubiona w tym wszystkim. - Brzmi niestosownie tylko, jeśli pan pozwoli na to, by tak brzmiała - ścięła, bo na taki grunt nie mogli znów wejść. To dopiero było niestosowne. W mniemaniu Laurissy musieli opracować jakiś konsensus, złoty i bezpieczny środek, ale coraz częściej sądziła, że z Hemingwayem tak się nie da. Może i powinna spuścić z tonu, ale dość miała tego, że jak nie chciał to nie był jej szefem, a jak znów chciał, to przypominał jej o tym, kto jak ma prawo się zachowywać. Nie wiedziała czy bardziej jest zła na niego za takie podejście, czy za wszystkich ludzi, którzy pozwalali mu czuć taką władzę na przestrzeni jego życia.
- Och nie, panie Hemingway! Ja tego tak nie zostawię, oskarżył mnie pan o romans z Tomasem i należą mi się przeprosiny - powiedziała stanowczo, a chociaż to głupie, to aż tupnęła przy tym nogą, by bardziej podkreślić, że nie zamierza się z tego wycofać. Zaraz jednak zamarła na moment, zaskoczona tym jak na nią fuknął, a raczej tym, jaka kwestia temu towarzyszyła. Aż odrobinę zeszła z tonu. - To kolejne bezpodstawne oskarżenie - zmarszczyła czoło, zachowując się już nieco spokojniej. - Potrafię być dla pana miła, ale pan wiecznie chce się ze mną spierać... - dobra, może było w tym nieco hipokryzji, ale było też dużo prawdy. - Byłam jednak panu wdzięczna za opiekę, pominąwszy kwestie, w których decydował pan za mnie i chciałam panu podziękować, ale nie miałam okazji, bo nawet mnie pan nie przywitał - prychnęła, masując sobie skroń. Swoją drogą nie wiedziała jakim cudem doszło między nimi do takiej rozmowy. Nigdy nie powinna mieć miejsca, a jednak nie potrafiła odpuścić. - Bo pracuję z Tomem nad sprawą, poza tym... zachowuje się pan tak, jakby nagle chciał spędzać ze mną czas, a sądziłam, że działam panu na nerwy. Nawet teraz to widać - straciła odrobinę azymut, bo te tory... naprawdę nie były dla niej pewnym gruntem. Nie rozumiała, w jakim kierunku zmierza ich dyskusja, a przy tym czuła się nią żywo przejęta. W dodatku co co powiedział na końcu... zamilkła na moment i po prostu na niego patrzyła, gdy się tak odsunął, w głowie mając jedynie pustkę. Nie wyskoczyła więc zbyt szybko z ripostą. - Dlaczego? - wyrwało jej się więc w końcu. - Dlaczego wziąłby mnie pan w pierwszej kolejności? - l dlaczego jej serce tak waliło, jakby czekało na coś przełomowego, kiedy w zasadzie... nie powinna dbać o to, co sobie myślał ten trudny do zrozumienia człowiek. Tylko, że naprawdę czekała i z trudem pamiętała przy tym o oddychaniu.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
- Ależ ty jesteś skomplikowaną kobietą - fuknął, bo owszem to co mu mówiła było prawdą, a Anthony miał pełną świadomość tego jak nieodpowiednio i chaotycznie postępuje, ale z drugiej strony Soriente dawała mu wiele powodów do tego by właśnie tak postępował. - Owszem, nie zapytałem jak się czujesz, ale Tom doskonale wszystko mi zrelacjonował, więc nie czułem potrzeby, aby samemu się upewniać, że już jest z tobą lepiej - zaczął, oczywiście też specjalnie wspomniał w swojej wypowiedzi Reeversa. - Nie zmienia to jednak tego, że gdy okazywałem ci swoje zainteresowanie i troskę to na każdym możliwym kroku przypominałaś mi o tym jak bardzo sobie tego nie życzysz. Dlatego odpuściłem i jak widać to także ci nie odpowiada - zakończył i westchnął głęboko, bo nie sądził, że ta rozmowa będzie go tyle kosztowała.
W sumie nie był na nią gotowy i chciał podręczyć Laurissę jeszcze jakieś czas, ale ona sama go zaatakowała. Z jednej strony było to dobrą oznaką, a z drugiej sprawiło, że Tony był kompletnie nie przygotowany na taką dyskusję. Czuł jak grunt osuwa mu się spod nóg, a jego wypowiedzi stają się coraz bardziej emocjonalne, niekoniecznie perfekcyjnie wywarzone i racjonalne, a kierowane uczuciami i goryczą, która gdzieś tliła się w nim, ale do tej pory udawało mu się nie pozwalać jej dojść do głosu.
- Nie dawałem nikomu podstaw ku temu by cokolwiek o nas myśleli. W przeciwieństwie do Ciebie i Toma - rzucił, wciąż kręcąc się wokół tematu ich "domniemanego" romansu. - Może lepiej, aby od razu cała prokuratura wystosowała odpowiednie oświadczenie z przeprosinami wobec ciebie, bo tak się składa, że nie jestem osamotniony ze swoimi podejrzeniami - odparł, nie pozwalając na to, aby Soriente była górą, a przynajmniej tak mu się wydawało do chwili, w której poniosły go emocje i powiedział zbyt wiele. Nie miał jednak pojęcia, czy Rissa to zauważyła czy też nie. Sam Tony zaś speszył się odrobinę i zwiększył dystans między nimi, jakby to mogło mu pomóc w pozbieraniu myśli i zapanowaniu nad sytuacją. - Miałaś wiele okazji by mi podziękować, by powiedzieć cokolwiek, ale nie zrobiłaś nic, bo tak naprawdę czekałaś na moją atencję. Tylko udajesz, że ci ona nie odpowiada, bo jak widać jej brak irytuje ciebie jeszcze bardziej - odparł, znów pozwalając sobie na zbyt wiele szczerości. Jak widać zmiana pozycji nie pomogła w zapanowaniu nad chaosem jaki panował w głowie Hemingway'a. Czuł, że powinien czym prędzej opuścić gabinet Toma, ale przerwanie dyskusji w takiej chwili pewnie jeszcze bardziej skomplikowałoby jego napięte relacje z Soriente.
Po tym jak zapytała, czemu wybrałby ją w pierwszej kolejności, Anthony zamilkł na chwilę. Spojrzał na nią w ten nieprzenikniony i odrobinę wzburzony sposób, a chociaż na usta cisnęło mu się wiele słów, okiełznał je jakoś, starając się okazać chociaż odrobinę profesjonalizmu w tej karykaturalnej rozmowie.
- Bo jesteś świetna - przyznał. - Ambitna, masz świeże podejście i przede wszystkim starasz się bardziej od innych, by udowodnić, że nie tylko ładna buźka i wpływy pozwoliły ci być tu gdzie jesteś. Może nawet zbyt wiele od siebie wymagasz, ale byłbym hipokrytą, gdybym powiedział ci, że masz zwolnić. Nie masz, bo jak zwolnisz to nie zajdziesz na szczyt, a masz ku temu wszelkie predyspozycje - wyliczył i na tym powinien skończyć, ale przecież nie mógł. Spojrzał w te jej wielkie, piękne oczy, dostrzegając w nich więcej niż wcześniej i wiedział, że ten pierdolony zakład był już tylko nieistotnym powodem, dla którego zainteresował się Rissą. Z początku może tylko to go motywowało, ale odkąd ją poznał, coraz więcej rzeczy przemawiało za tym, aby faktycznie jego uwaga była jej w pełni poświęcona. - Poza tym nikt tak zażarcie się ze mną nie spiera. W ogóle nie masz prawa w wielu kwestiach się ze mną nie zgadzać, a jednak próbujesz i imponuje mi to równie mocno jak irytuje - zakończył, a potem zdał sobie sprawę z tego, że faktycznie zabrnęli za daleko i czas najwyższy się ewakuować nim Tom wróci i wszystko stanie się jeszcze bardziej skomplikowane. - Chciałaś znać prawdę to masz, a teraz pozwól, że wrócę do pracy. Po te dokumenty przyjdę innym razem - dodał, niby wracając do bycia dawnym sobą i już miał wyjść, ale po dwóch krokach zatrzymał się. Odwrócił ponownie w stronę Rissy, po czym podszedł bliżej. - Chociaż nie, kłamałem. To nie wszystko - oznajmił, po czym zawahał się na moment, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały. - Przemawia przeze mnie jeszcze zazdrość. Dlatego chciałbym mieć ciebie dla siebie. Teraz to wszystko - skończył i właśnie chciał skierować się do wyjścia, gdy w gabinecie pojawił się Tom, nie kryjąc swojego zaskoczenia, chociaż starał się jak zwykle robić dobrą minę do złej gry.
- Gdybym wiedział, że będziesz chciał do nas dołączyć zamówiłbym nam więcej - oświadczył, machając w powietrzu papierowymi torbami wypełnionymi jedzeniem.
- Spokojnie, nie będziesz musiał się ze mną dzielić. Właśnie wychodziłem - odparł Tony i ciężko powiedzieć co miał na myśli, bo w tej chwili ponownie zerknął na Soriente. - Wrócę później, bo mam sprawę i wolałem nie obarczać nią Larurissy, bo jak widzę swoją osobą sprawnie ją zajmujesz - dodał, po czym opuścił pomieszczenie, nie oglądając się już za siebie.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Otworzyła szerzej oczy szczerze zaskoczona tym, że nazwał ją skomplikowaną. Nawet nie wiedziała, jak ma się odnieść do tej kwestii, bo nie była przyzwyczajona do podobnego zachowania. Nikt nigdy tak się do niej nie zwrócił, nawet jeśli było to prawdą.
- Robi pan nagle z Toma moją sekretarkę! Gdyby chciał pan sam się dowiedzieć, poszukałby pan u źródła - nie dawała za wygraną, bo nie zamierzała ignorować tego, że sama została zignorowana. Całkiem inaczej wyobrażała sobie swoją interakcję z Hemingwayem po powrocie do biura i skłamałaby mówiąc, że nie była rozczarowana faktycznym stanem rzeczy, ale do tego na szczęście nie musiała przyznawać się wprost. - Starałam się być jedynie poprawna i pana nie wykorzystywać! Nie chcę być kolejną kobietą, która się panu narzuca, bo zauważyłam już u niektórych taką tendencję! - syknęła pospiesznie, też w pełni nie filtrując tego, co mówiła. Była jednak przez niego w dość silnych emocjach i też niekoniecznie dano jej czas, żeby się do tego przygotowała. Z drugiej strony też ciężko jej było uwierzyć w to wszystko, co mówił do niej Anthony i przez to pewność siebie jeszcze bardziej w niej malała.
- To bezczelne! Nie robię z Tomem nic nieodpowiedniego, więc niech mi pan nie wmawia, że ktokolwiek o mnie plotkuje w ten sposób, bo dobrze pan wie, jak chcę tego uniknąć! - uważała takie zagrywki za zachowanie poniżej pasa. Jasno pokazywała, że nie chce stać się częścią podobnych insynuacji. Sam fakt, że mogłoby tak być, już wywoływał w niej coś na kształt paniki, z którą pewnie sobie nie poradzi zbyt dobrze, ale tym Hemingway się przecież nie przejmował. - Po prostu pracujemy! Nie zmienię tego, że jestem kobietą, a coraz częściej czuję, że to jest mój największy błąd - warknęła, kręcąc głową na boki. Niesamowicie irytowało ją to, że musiała się tłumaczyć z takich rzeczy. To znaczy nie musiała, w ogóle nie powinna przejmować się opinią Anthony'ego, ale cóż... nie potrafiła odpuścić. Ten człowiek wyzwalał w niej najgorsze emocje i jak się zaczynało, wiedziała, że szybko się nie skończy.
- Ja - nie wiedziała, co powiedzieć. Zarzut był tak bezpośredni, że zabrakło jej słów. Jedynie patrzyła na niego, mrugając szybciej, niż zwykle i z jakiegoś powodu poczuła, że poliki jej się rumienią, a jednocześnie gniew w niej wzrasta. - Pan jest niedorzeczny! To, że nie chcę być ignorowana, nie oznacza, że czekam na pańską atencję - spróbowała już z tej strony, ale jednocześnie zaczęła zdecydowanie za dużo analizować jego słowa. Czy naprawdę tak chciała jego uwagi? Cholera... zwyczajnie zamieszał jej w głowie i tyle. W dodatku prawdziwy szok miał dopiero nadejść. Wiedziała, że pytając, wkłada kij w mrowisko, czuła to już w kościach, ale nie mogła przewidzieć, dokąd dokładnie ją to doprowadzi. Teraz więc, słysząc te wszystkie komplementy od człowieka, który zwykle wszystkich tylko gnoił... jakby szachował jej króla i już wiedziała, że ta partia nie jest do uratowania. Nie miała pojęcia, jak ma się zachować.
- Na... naprawdę pan tak uważa? - zapytała spokojniej, czując się wybitnie nie na miejscu w tej rozmowie. Jakby ją to wszystko zaczęło przerastać. Jego słowa rozbrzmiewały w jej głowie na nowo i na nowo i wiedziała, że długo nie przestaną. Nawet nie miała sił się spierać co do tego, że przecież może mu dać te dokumenty. Niby chciała, ale nie zdążyła, bo kiedy powiedział, że chciał ją mieć dla siebie... gdyby miała coś w rękach, upuściłaby to. Serce zabiło jej mocniej, a ona stała oniemiała i nie miała pojęcia jak ma to rozumieć. Powinna była zapytać, ale... Tom pojawił się tak nagle, że poczuła się rzeczywiście tak, jakby ktoś przyłapał ją przynajmniej nagą z szefem między udami. Durne porównanie, ale takie były fakty. W jednej chwili się spłoszyła.
- Co to było? - zapytał Tom, kiedy zostali juz sami, a Laurissa nadal się nie ruszyła. - Hej, wszystko okay? - dopytał, widząc jej stan. Wciąż jednak była skupiona na tym, że Anthony przyznał się do zazdrości... o nią. Absurd. Musiał znów z nią pogrywać, oczywiście, że tak. To nie mogła by prawda.
- Wybacz Tom, ale czy mogłabym resztę skończyć w domu? - nagle biuro stało się dla niej zbyt ciasne, a chociaż Tom nalegał, by najpierw zjadła, zabrała swoją marynarkę i uciekła. Jak najdalej, a w zasadzie to do samochodu przy którym spaliła trzy papierosy w ciągu, aż nie zaschło jej w ustach. Chciałby mieć ją dla siebie... zawodowo. Chodziło mu o kwestie zawodowe. Kawał skurwysyna, był po prostu zaborczy i toksyczny - tak próbowała sobie wmawiać. Starała się ze wszystkich sił właśnie to sobie wyperswadować, ale nic nie zmieniało faktu, że do późna przewracała się w łóżku na nowo i na nowo analizując te kilka słów i co ważniejsze - to jak na nie reagowała.

Anthony Hemingway
<koniec> :hell:
ODPOWIEDZ