aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
12.

Starała się ani nie myśleć o tym, jak spędziła noc w domu swojego szefa, ani też o tym, jak dwuznaczna była ich wymiana smsów poprzedniego dnia. Chciała podejść do tematu profesjonalnie, jak gdyby nigdy nic, ale przy tym brak pierścionka napawał ją jakimś niepotrzebnym lękiem i chociaż była aktualnie podczas rzucania palenia, przed pracą do kawy wypiła kilka papierosów, walcząc ze sobą, by nie pojechać pod prokuraturę godzinę wcześniej i nie czekać na Anthonyego, w celu odzyskania biżuterii. Może byłoby to dobrym posunięciem, bo kiedy już znalazła się w pracy... próbowała ze wszystkich sił dostać się do szefa, ale stale był zajęty. Odkąd zaręczała się z Lyamem, nigdy przez cały dzień nie chodziła beż pierścionka i stresowało ją to pewnie bardziej, niż powinno. Jak na złość Anthony miał mieć jakieś spotkanie i wrócić do biura dopiero po zamknięciu, po jakąś teczkę. Więc mimo skończonej pracy, czekała na niego, poprawiając dokumenty, nad którymi dzisiaj siedziała. Usłyszała z pokoju dla aplikantów, jak mówi ochroniarzowi dzień dobry i wtedy też podniosła się natychmiast, by do niego wyjść. Niestety, kiedy zdążyła znaleźć się na korytarzu, Hemingway znikał za zamykającymi się drzwiami windy. Nie zastanawiała się długo i ruszyła schodami, przebierając nogami szybciej, niż należało, bo wręcz kręciło jej się w głowie, gdy dotarła na odpowiednie piętro, ale chyba Anthony musiał słyszeć jej kroki, bo zatrzymał się na korytarzu, więc kiedy dotarła, nie musiala gonić go dalej.
- Do... dobry wieczór - wydyszała trzymając się poręczy, bo potrzebowała chwili, aby złapać oddech. W końcu się wyprostowała, ale nadal miała zarumienione poliki. - Czekałam na Pana cały dzień - wyjaśniła, chociaż miała wrażenie, że wiele tutaj wyjaśniać nie trzeba. Biuro było już prawie puste i zamiast gwaru rozmow, głównie przerywał im jedynie dźwięk deszczu obijającego się o szyby. Pogoda ostatnio ich nie rozpieszczała, a sądziła, że w Australii zawsze świeci słońce. - Mógłby pan już oddać mój pierścionek? Bo ma go pan, prawda? - otworzyła trochę szerzej oczy, jakby nagle zaczęła brać pod uwagę, że nie odzyska swojej własności.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Nawet nie próbował siebie jakkolwiek tłumaczyć przed samym sobą. Wręcz przeciwnie, Anthony od wielu lat specjalnie wmawiał sobie, że jest człowiekiem pozbawionym sumienia i niegodziwym, który wyrzuty sumienia zamknął na dnie duszy, uprzednie kneblując im usta. Prawda była jednak nieco inna, a Hemingway nie do końca była taką gnidą za jaką się uważał, ale nie potrafił nadal poradzić sobie z przeszłością i wolał chować się w swoim bezpiecznym, pełnym niegodziwości świecie.
Bawił się więc doskonale wodząc biedną Laurissę za nos. Z jednej strony polepszanie ich relacji szło mu całkiem nieźle, nawet udało mu się wtrącić w ich konwersacje niepoprawne treści, a więc krok po kroku realizował plan dobrania się do jej majtek. Z drugiej wciąż bawiło go i sprawiało mu przyjemność odgrywanie się na niej. Może i zaczynał darzyć Laurissę jakąś tam sympatią, ale nadal drażniła go niekiedy swoją wyniosłością i pyskowaniem. Dlatego pokarał ją zabierając ten pierścionek. Po pierwsze miał jasny dowód na to, że nadal tkwiła w przeszłości (czyli coś ich łączyło), a po drugie tylko na pozór udawała taką opanowaną i poukładaną. I nie tylko jej upicie się o tym świadczyło, ale panika jaką dało się wyczuć w jej zachowaniu po tym jak straciła pierścionek. Nawet fakt, że Tony zapewnił ją o tym, że go "odnalazł" nie uspokoił jej. Nieustannie próbowała się z nim spotkać, a Hemingway specjalnie cały dzień ją unikał, wymyślając raz po raz inne wymówki byleby tylko nie oddać jej własności i pomęczyć ją jeszcze trochę. W zasadzie sądził, że odpuściła i kolejnego dnia będą kontynuować zabawę, więc niemałe zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy, gdy po wieczornym powrocie do biura, Laurissa nadal na niego czekała. Musiała być naprawdę zdesperowana, pomyślał.
- Dobry wieczór, wbiegłaś tutaj schodami? Czemu nie użyłaś windy? - Zapytał z miejsca, analizując to w jakim stanie znajdowała się Soriente. Jeszcze bardziej rozbawiła go swoim zachowaniem, bo na litość, przecież miał ten pierścionek, więc czemu zachowywała się tak, jakby bez niego nie umiała normalnie funkcjonować. To tylko kawałek metalu. - Wybacz, ale pisałem ci, że jestem zajęty. Miałem spotkania i wizyty w sądzie. Wiedziałaś o tym - odparł. Oczywiście udawał, że nie miał pojęcia o tym z jaką desperacją Rissa starała się do niego dotrzeć. - Nie musiałaś czekać, jutro też przychodzę do pracy - dodał jeszcze, by zaznaczyć to, że zaskakuje go jej reakcja, ale nic więcej nie powiedział. Ruszył za to korytarzem w stronę swojego biura, bo potrzebował zabrać z niego kilka dokumentów. - A tak mam - odpowiedział spokojnie, ale nie zatrzymał się ani na sekundę. Wszedł za to do odpowiedniego pomieszczenia i zajął się swoimi sprawami. - Poczekaj chwilę... - mruknął, siadając za biurkiem i udając, że coś sprawdza w komputerze, po czym wydrukował kompletnie nie potrzebne mu pliki. Jeszcze kilkanaście minut spędził na szperaniu tu i tam, aż w końcu ponownie podniósł wzrok na Laurissę. - Wyglądasz na zestresowaną, może napijesz się czegoś? Chociaż wody? - Zaproponował. - Coś się stało? - Dopytał, udając głupiego, a przy tym nadal nie oddając jej pierścionka, bo tak swoją drogą nawet nie miał go przy sobie, tylko zostawił go w aucie, na wszelki wypadek jakby w ciągu dnia Laurissa go dorwała. Musiał mieć jakąś wymówkę, by jednak jej tej biżuterii nie oddać.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Jej przywiązanie do pierścionka było niezdrowe. Przywiązanie do Lyama jeszcze bardziej. Nie myślała o tym ile lat młodości zmarnowała. Nie planowała dla siebie szczęśliwego uczuciowego życia. Nie traciła czasu na myślenie o tym, że to poniekąd przykre, że od pięciu lat nie pozwalała sobie na żadną czułość, że znała tylko tą, której nauczył ją zmarły narzeczony. Wiedziała, że jest to złe i powinna to leczyć... niejeden terapeuta dał jej to do zrozumienia, ale przecież leczyła... czasem o tym rozmawiała, gdy emocje brały górę, łykała coś na uspokojenie, a na bezsenność jeszcze inne specyfiki. Tak właśnie funkcjonowała. Spełniała się zawodowo, nie robiła żadnych szalonych rzeczy, po prostu... panicznie bała się iść do przodu. A pierścionek, głupi mały przedmiot, był symbolem, do którego była chorobliwie przywiązana. Jakby bez niego ktoś miał jej zarzucić, może nawet ona sama, że zapomniała o mężczyźnie, któremu obiecywała, że będzie tylko on, już na zawsze.
- Wołałam pana, ale drzwi od windy się zamknęły - odpowiedziała, łapiąc jeszcze oddech. Nie chciała znów się z nim minąć, ryzykować, że ona pojedzie windą, a on w tym czasie zejdzie na dół. Musiała odzyskać swoją własność. - Oczywiście, że wiedziałam - zgodziła się z nim, marszcząc przy tym czoło. Nie podobało jej się, że o tym wspomniał, po poczuła się przez to tak, jakby chciał jej pokazać, że zachowywała się w jakiś sposób nieracjonalnie. - Nie zamierzałam jednak panu zajmować czasu, teraz też nie zajmuję, jedynie wezmę swoją własność, to potrwa zaledwie parę sekund - wyjaśniła, bo przecież nie mógł być na tyle zajęty, by nie przekazać jej jednego przedmiotu. To był jakiś absurd i nie zamierzała robić z siebie tej obłąkanej, kiedy to nie ona zachowywała się nieracjonalnie. Kiedy zaś wspomniał o tym, że nie musiała czekać... miała ochotę zerwać ze ściany obraz i nim w niego rzucić, ale jeszcze póki co nie miała siły na takie akcje i w sumie, może to i lepiej. - Ale zależało mi na tym, by odebrać pierścionek dzisiaj. Wiedział pan o tym - posłużyła się więc jego własną bronią, dając do zrozumienia, że nie wpadnie w jego niezrozumiałą dla niej rozgrywkę. Wyprostowała się też, wygładziła swoje ubranie i ruszyła za nim, kiedy on sam postanowił wejść do swojego gabinetu. Sądziła, że dostanie już swoją własność, ale gdzie tam. Miała czekać... powinna była usiąść, ale odmówiła sobie tego, nadal przez ten swój bieg po schodach i stres, nie czując się najlepiej. W dodatku irytacja i niecierpliwość w niej rosły.
- Nic się nie stało, chciałabym po prostu odzyskać swój pierścionek i wrócić już do domu - wyjaśniła, zastanawiając się, czy ona mówi w jakimś innym języku. Czego ten człowiek nie rozumiał? Czy go to bawiło? Raz zachowywał się tak, jak wtedy w barze, a potem przypominał jej, że jest skończonym dupkiem pozbawionym empatii. Totalnie go nie rozumiała. - Czy pana ta sytuacja bawi? - zapytała więc wprost, a jako, że naprawdę nie czuła się najlepiej, niewiele myśląc, pozwoliła sobie oprzeć się rękami o blat jego biurka, przez co bezwiednie się nad nim pochyliła, patrząc mu w oczy z determinacją.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Czerpał obrzydliwą satysfakcję z tego panowania nad sytuacją. Podle manipulował Laurissą i chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak rozpaczliwie chciała odzyskać pierścionek, oczywiście udawał kompletnie nie zorientowanego; zupełnie tak jakby chciał pokazać swoją postawą jak bardzo nie rozumie dlaczego Rissa zachowuje się w taki sposób
- Tak, mówiłaś, ale naprawdę mam zajęty dzień i uznałem, że przecież to może poczekać - odpowiedział, nim ruszył w stronę swojego gabinetu. Ta obsesja Soriente na punkcie pierścionka była wręcz nienormalna. Zdecydowanie nie przepracowała jeszcze utraty narzeczonego i oczywiście Tony był ostatnią osoba, która powinna oceniać ją w tej kwestii, ale nie umiał nie pobawić się jeszcze odrobinę jej kosztem. Niech robi z siebie kretynkę, a on potem jak ten wyrozumiały i opiekuńczy bohater, nagle zmieni postawę, okaże zrozumienie i odda jej ten głupi symbol nieistniejącej już miłości.
- Po prostu wydajesz się strasznie zestresowana. Sądzisz, że nie mam tego pierścionka, czy o co chodzi? - Dopytał, bo jej zdenerwowanie wręcz przesycało znajdujące się w pomieszczeniu powietrze. Anthony nadal udawał, że koniecznie musi najpierw zająć się pracą, aż w jego stronę nie poleciały, jakże trafne, oskarżenia. -Słucham? - Udał oburzonego. - Niby co miałoby mnie bawić? Jestem zajęty. Jest już późno. Cały dzień miałem spotkania, a jeszcze musiałem wrócić do biura by coś dokończyć. Uwierz mi, że mam na głowie ważniejsze sprawy od twojego pierścionka i twojej osoby - skłamał z niewiarygodnym przekonaniem, którego lata spędzona na sądowych salach go nauczyły. - Powiedziałem, że go zwrócę to to zrobię, a ty poczekaj chwilę. Zresztą i tak go tutaj nie mam - dokończył, niby nadal przekładając jakieś papiery na swoim biurku. Oddałby wszystko, aby móc się podle uśmiechnąć, ale ostatecznie przecież nie mógł wyjść z roli. Odczekał kilka sekund, po czym odetchnął głębiej i zamknął laptopa. - Wybacz, mam sporo stresów. Mój asystent zawalił sprawę i musiałem tłumaczyć się przed sędzią z niedociągnięć, a jak się domyślasz, nie lubię się przed nikim tłumaczyć - postawił na jakąś zmyśloną historyjkę, by jeszcze zagnieździć w Laurissię ziarenko wstydu. W końcu on zmagał się z poważnymi problemami, a ona zawracała mu głowę jakimś bzdurnym pierścionkiem. - Nie pomyślałem, że to dla ciebie aż tak ważne... - Dodał, oczywiście specjalnie. - Chodź, zostawiłem go w wozie, bo nie wiedziałem kiedy uda nam się spotkać - dokończył, po czym niby odpuszczając pracę, wyszedł za biurka. - Przyznam szczerze nie zaskoczyła mnie twoja postawa... Aż tak mocno jesteś związana z tym pierścionkiem? Nadal? - Zagadnął, gdy znaleźli się przed metalowymi drzwiami czekając na windę.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Jeśli podczas ich spotkania w barze, zrodziła się w niej jakaś sympatia do tego człowieka, to właśnie czuła, jak ta w niej umiera.
- Oczywiście, że mogło - odpowiedziała to w sposób, który jasno sugerował, że się z nim nie zgadza, ale przecież on kompletnie nie widział niczego złego w takim przeciąganiu tego wszystkiego. Pozbawiony empatii dupek, który musi zawsze ustawiać wszystko po swojemu.
- Posiada pan w ogóle coś ważnego? - zapytała, kręcąc głową na boki. - Nie wiem, nie znam pana za bardzo, więc postawię na niesentymentalny samochód... gdyby przypadkiem go pan zgubił, nawet wiedząc, że ma do pana wrócić, pewnie wolałby pan nie odwlekać tego w czasie - wyjaśniła uprzejmie, mając nadzieję, że chociaż omówiona na przykładzie sytuacja lepiej do niego dotrze. Miała wrażenie, że nawet po pewnych uprzejmościach, nigdy nie zdoła nadawać z tym człowiekiem na tych samych falach. Diametralnie się od siebie różnili i coraz trudniej było jej zachowywać przy nim profesjonalizm. - Proszę mi wierzyć, nigdy chociażby przez myśl mi nie przeszło, że mógłby pan priorytetyzować mnie i moje sprawy. Dlatego wcale nie chcę się panu narzucać, odbiorę swoje własność i zniknę panu z oczu - wkurzał ją. Był niemiły, zbyt prostolinijny, a więc miała podstawy, by sądzić, że jest zbyt pewien swojej pozycji. Klasyczny dupek. Aż z miejsca zaczęła mieć pretensje do każdej osoby, jaką w swoim życiu poznał, a jaka pozwoliła mu wierzyć, że ma prawo do takiego zachowania. - Jak to go tutaj pan nie ma? - zamrugała, już nie wierząc w absurdalność tej całej sceny. Nigdy nie powinna jechać do jego domu, wiedziała o tym już wcześniej, ale teraz była o to o wiele bardziej na siebie wściekła. Była gotowa puścić nerwy ze smyczy, jednak jego przeprosiny... nawet jeśli jej nie uspokoiły, to przynajmniej przychowały jej dobre wychowanie i profesjonalizm do porządku. - Nie musi się pan przede mną tłumaczyć - odpowiedziała jedynie, bo nie chciała udawać, że ta historia wzbudziła w niej współczucie, a jednocześnie niegrzecznie byłoby powiedzieć, że ma to w dupie. Już i bez tego wstydziła się, że uczestniczy w tym wszystkim, a Anthony wie, ile znaczy dla niej pierścionek. Ruszyła za nim jedynie w stronę windy, nie wiedząc co powiedzieć, dopóki nie musiała mówić. Liczyła, że to da mu do zrozumienia, że nie powinien drążyć, ale najwyraźniej się przeliczyła.
- To raczej nienajlepszy temat do omawiania z szefem - zauważyła, udając nagle, że mankiet jej koszuli potrzebuje jej uwagi. - Ale owszem, nadal. Nie oczekuję od pana zrozumienia, więc możemy udawać, że ta sytuacja nie miała miejsca - weszła do windy, nie wiedząc, jak inaczej miałaby się zachować. Było to dla niej dość niezręczne, z nikim nie rozmawiała o Lyamie, a co dopiero z Hemingwayem.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Czuł jej poirytowanie, bo wręcz całe pomieszczenie było nim naelektryzowane. Napawał się tą jej złością, a jednocześnie nadal grał w grę, którą na sądowych salach niejednokrotnie prowadził. Prezentował sobą postawę, której nie mogła nim bezpośrednio zarzucić, a oskarżając go o cokolwiek wychodziła na nadwrażliwą. Odsłaniała siebie, jednocześnie walcząc o to na czym jej zależało, a Tony tylko czekał, zachłannie chłonąc każdą informację, którą mu o sobie przekazywała.
- Co to za pytanie? - Obruszył się niby delikatnie, a potem wysłuchał wyjaśnień Soriente. Miał ochotę się zaśmiać, ale zamiast tego mruknął cicho pod nosem. - Możliwe, aczkolwiek gdybym wiedział, że ta rzecz jest zabezpieczona i ma ją ktoś, komu ufam umiałbym poczekać w spokoju - oznajmił, delikatnie wbijając szpilę Rissie, tak jak lubił najbardziej. - A ty mi chyba ufasz, prawda? Chyba nie sądzisz, że mógłbym ten pierścionek ponownie zgubić, albo ukraść? - Dodał, słysząc jak diabeł siedzący na jego ramieniu rechocze ze śmiechu. - Lauirsso... - Podniósł na nią wzrok, a chwilę później podążali już w stronę windy, bo wyszło na jaw, że skarb Soriente znajdował się w wozie Hemingway'a (całkowitym przypadkiem, oczywiście)
- Jesteś rozemocjonowana i widocznie zła, więc chyba powinienem. Nie chciałem ciebie zdenerwować. Po prostu sądziłem, że możesz poczekać - odpowiedział, gdy Soriente przyznała, że nie musi jej przepraszać. Nie musiał, nawet nie chciał, ale potrzebował to zrobić, aby w swojej grze zdobywać kolejne punkty i osaczać niczego nie świadomą Francuzkę. - Omawialiśmy ostatnio wiele tematów, Risso - rzucił, niby swobodnie, ale specjalnie zwrócił się do niej w ten sposób, aby przypomniała sobie jak to nad barem przyznawała mu się do swoich występków. - Nie umiem udawać takich rzeczy, poza tym sentymentalność to dobra cecha. Sprawia kłopoty tylko nam samym, ale też dzięki niej nadal czujemy - dodał, zerkając na Laurissę, a jego usta ułożyły się w delikatnym uśmiechu. W końcu przyjechała winda, a on przepuścił dziewczynę w drzwiach, aby zaraz potem stanąć z nią ramię w ramię. - Jak sytuacja z twoim kuzynem? Mam nadzieję, że się dogadaliście? - Zagadnął, aby zmienić nieco temat i sprawić, że grząski grunt, po którym stąpała Laurissa prowadząc z nim poprzednią konwersację, stał się jeszcze bardziej niepewny i zdradliwy.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Patrzyła teraz na tego człowieka i zastanawiała się, jak bardzo była pijana, skoro uważała go wtedy w barze za nie takiego złego? Stanowczo przesadziła wówczas z alkoholem.
- Nie, nie sądzę, że mógłby go pan zgubić czy ukraść, ale jako przyszły prokurator, nie powinnam ufać nikomu, kogo nie znam wystarczająco dobrze - nie przeszłoby jej przez gardło kłamstwo, że darzy go zaufaniem. Niestety nie było takiej opcji, jednak dość dyplomatycznie odpowiedziała na jego słowa. Jeśli myślał, że pchnie ją do składania fałszywych deklaracji, to się mylił. - Poza tym nie brzmi pan zbyt obiektywnie - westchnęła, bo mimo wszystko wątpiła, że czułby się aż tak swobodnie, gdy jego własność przebywała poza jego zasięgiem.
- Nie jestem zła, po prostu jestem zmęczona, podobnie, jak pan. Sądzę, że oboje chcielibyśmy się już pożegnać i wrócić do swoich domów - ścięła temat, bo miała wrażenie, że w rozmowie z nim za bardzo zahaczają o dość osobiste tematy. Zdecydowanie wolała tego unikać, nie było to ani mądre, ani bezpieczne. - Byłam wówczas pijana - przypomniała mu, chociaż już nie tak pewnie. Sposób, w jaki wypowiadał jej imię... coś ją w tym niepokoiło. Generalnie on cały ją niepokoił. Przebywanie z nim sam na sam, w opuszczonym biurze... jakiś głosik w jej głowie mówił, że to bardzo głupi pomysł i z tym głosem w pełni się zgadzała. Tylko, że Anthony Hemingaway miał zdolność do zagłuszania tego głosu i mieszania jej w głowie swoim zmiennym podejściem. Chwilę temu był dupkiem, a teraz chwalił jej sentymentalność... spojrzała na niego, nie będąc w stanie nawet ukryć zaskoczenia. Możliwe też, że nieco zbyt długo utrzymała pełen konsternacji kontakt wzrokowy, aż nie zakaszlała i nie spojrzała na bok windy. - Jestem szczerze zaskoczona. Sądziłam, że ktoś taki jak pan, piastujący pańskie stanowisko, będzie raczej zwolennikiem odcinania się od własnych uczuć - zauważyła po chwili, mając wrażenie, że w windzie zaczynało brakować jej powietrza. Dobrze więc, że zaraz drzwi się otworzyły, a ona mogła z niej wysiąść.
- Nie dogadaliśmy się... w zasadzie chciałabym z nim niebawem porozmawiać i przyznać się do tego, co zrobiłam - mruknęła, jakby nie było to ważną kwestią. Otwierając drzwi wyjściowe z kancelarii - pierwsza, by nie dawać Anthonemu możliwości potraktowania jej jak damy, tak po prostu, potrzebowała jakiś granic. Wypadła na zewnątrz i skrzywiła się, bo chociaż deszcz nie padał, to stanowczo się na to zapowiadało. - Miło być prokuratorem... nie ma pan daleko do samochodu - mruknęła cokolwiek, byleby zmienić temat, na mniej osobisty, odnoszący się do jego miejsca parkingowego.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Anthony odnosił wrażenie, że każda wypowiedź Laurissy była próbą osłonięcia się przed atakiem, którego przecież on w p r o s t nie wyprowadzał. Hemingway jednak nieustannie odbijała piłeczkę, a przecież on t e o r e t y c z n i e nie zrobił nic złego. W sumie, ta jej postawa była Hemingway'owi jeszcze bardziej na rękę, bo bardziej uwidaczniała emocjonalne zaangażowanie Rissy i niepokój, a Tony tylko czekał, aby w odpowiedniej chwili przeprosić, okazać swoje "ludzkie" oblicze i znów zapunktować, wprawiając pannę Soriente w konsternację.
- Uznam twoje zaskoczenie za komplement - odparł i na kilka sekund zawiesił łagodne spojrzenie na dziewczynie. W zasadzie lubił jej się przyglądać. Może i z początku wkurzał go ten jej francuski "sposób bycia", ale obecnie uważał, że był on całkiem intrygujący. - W naszej pracy łatwo jest utracić "człowieczeństwo" dlatego czasem dobrze jest przypomnieć sobie na wzajem, że nie jesteśmy tylko bestialskimi, pozbawionymi sumienia i współczucia urzędnikami, skrywającymi się za tonami papierów i paragrafów - wyjaśnił i chciał dopowiedzieć coś jeszcze, ale wtedy Laurissa zagryzła lekko wnętrze policzka, a gest ten i sposób w jaki ułożyła głowę sprawiły, że Hemingway kompletnie stracił azymut. Nie spodziewał się, że po raz kolejny patrząc na Francuzkę, w jego głowie pojawi się obraz Lucille, a przecież pozwalał sobie na myślenie o niej tylko w domu, tylko tam gdzie nic i nikt nie mogły zdesakralizować wspomnień o niej. Prokuratura i przebrzydły świat w jakim żył Tony, zdecydowanie nie pasowały do jej osoby.
- Współczuję - całe szczęście przeszli rozmową do innych kwestii i obraz martwej żony uleciał z głowy Tonego, aczkolwiek skłamałby mówiąc, że tętno mu nie przyspieszyło.- Z drugiej strony wcale mu się nie dziwię, w sensie twojemu kuzynowi, na jego miejscu pewnie byłbym wściekły i rozżalony. Życie mu się posypało, a on sam nie wie do końca dlaczego... - pozwolił sobie podzielić się własnymi przemyśleniami. Z jednej strony chciał to zrobić, aby otrzeć się o jakąś intymność w życiu Rissy i nieco ją skarcić, by poczuła się winna, a z drugiej chyba naprawdę chciał, aby jej relacja z krewnym uległa poprawie, bo ewidentnie była tą sytuacją przytłoczona. - Dobrze więc zrobisz jeśli z nim porozmawiasz - dodał, a chwilę później znaleźli się na parkingu. Po kilku krokach stanęli przed czarnym Mustangiem. - Tak, zdecydowanie to największy plus tej pracy - rzucił, a kącik jego ust może nawet uniósł się nieznacznie, ale Tony akurat otworzył wóz, aby móc wsiąść do środka. Nie zamknął drzwi, a już po kliku sekundach wysiadł i w dłoni, między dwoma palcami ściskał zaręczynowy pierścionek Laurissy. - Proszę, możesz poczuć się już spokojniejsza - oświadczył, wręczając jej biżuterię, ale gdy tylko chciała ją zabrać, zatrzymał na moment dłoń. - Chociaż, przyznam szczerze, że zaskoczył mnie twój strach - dodał, po czym wreszcie zwrócił Soriente jej własność.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Może i Hemingway miał swoje ludzkie oblicze, ale Laurissa nie chciała przez to zapominać o momentach, w których zachowywał się jak zwykła szuja. O tym, jak wiele pracowników chodziło przy nim, jak na szpilkach. Miała wrażenie, że nie wolno jej o tym zapomnieć, po prostu, dla samej zasady, a może z tej swojej zrodzonej przekory. Poza tym jej myśli też nie mogły temu mężczyźnie okazywać za wiele uwagi, by nikt nie pomylił tego z czymś, na co ona na pewno nie mogłaby sobie pozwolić.
- Dziwne, mam wrażenie, że w barze był pan o wiele bardziej przychylny mojej stronie w tym sporze - zmarszczyła nos, mając wrażenie, że opinia tego człowieka zmienia się, jak w kalejdoskopie, co jeszcze bardziej ją drażniło. - Poza tym to nie była jego żona, czy narzeczona... to była dwudziestoletnia panna, a on jest przed czterdziestką - rzuciła z mocą, ale przecież sama już w to nie wierzyła. Dlatego chciała porozmawiać z Remigiusem i się przyznać. Machnęła więc dłonią, jakby teraz temat ten był nieważny . - Nie uważam, że ten związek jest dla niego dobry, ale - bezwiednie zerknęła w stronę palca serdecznego i po chwili zacisnęła dłoń w pięść. - Każdy powinien mieć prawo sterować sercem tak, jak mu się podoba - wyjaśniła, już teraz nie czekając na nic więcej, jak na zwrot swojej własności. Kiedy więc pierścionek do niej wrócił, poczuła, jak po jej ciele rozpływa się uczucie przemożnej ulgi. Niczego więcej poza tą biżuterią aktualnie nie potrzebowała.
- Proszę sobie tym nie zajmować myśli, a strach to mocne słowo - skrzyżowała z nim spojrzenia. Pierścionek znalazł się na swoim miejscu, niczego już od niego nie potrzebowała, trochę, jakby odzyskała wolność, chociaż przecież nigdy jej nie straciła. Absurdalna myśli. - To raczej przywiązanie i poczucie obowiązku - nie wiedziała czemu w ogóle mu to mówiła. - Dziękuję za zwrócenie mojej własności, będę się już zbierać, dobranoc - skinęła mu więc głową, delikatnie przy tym dygając, bo odruchy panienki z dobrego domu były w niej głęboko zakorzenione, a następnie nie czekając dłużej, odwróciła się i ruszyła w kierunku własnego samochodu, by czym prędzej dotrzeć do Lorne Bay.

<koniec>
Anthony Hemingway
ODPOWIEDZ