właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
004.
Aldred za rozważnego człowieka się nie uważał. Bywał lekkomyślny i impulsywny, często działał pod wpływem emocji i pomysłów, które wpadały mu do głowy. Nawet w poprzedniej pracy mu się to zdarzało, co przypłacił kilkoma poparzeniami, których mógłby uniknąć, gdyby się zastanowił przez chwilę i, na przykład, nie wbiegł do płonącego budynku nie czekając na resztę ekipy. Przy Teagan wychodził jednak na niezwykle rozsądnego i roztropnego. Coś czuł, że będzie miał się o tym szansę przekonać, kiedy odebrał od niej telefon podczas szykowania się do wyjazdu do pracy. Była jednak jego siostrą (rzekomo) i skoro już wróciła do Lorne Bay to wypadało jej pomóc, gdy tego potrzebowała.
Dlatego jakieś trzydzieści minut później podjechał swoim pickupem we wskazane przez nią miejsce i ujrzał stojący na drodze samochód, z którego już przestała się wydobywać para. Zaparkował nieopodal i zaczął szukać wzrokiem Tei. Znalazł ją siedzącą sobie na ławeczce jak gdyby nigdy nic.
Widzę — powiedział, bo nie ulegało to wątpliwości, że samochód stał w miejscu. Bez słowa podszedł do niego i otworzył bagażnik, szukając czegoś, co było dość potrzebne w takich sytuacjach — trójkątna ostrzegawczego. Zdziwił się, kiedy rzeczywiście udało mu się tam go znaleźć. Wydawało mu się, że to było możliwe tylko dzięki temu, że blondynka nie wiedziała o istnieniu schowka wpuszczonego w podłogę bagażnika. Rozstawił go dwa metry za jej samochodem i dopiero wtedy odwrócił się od niej. — Od tego trzeba było zacząć — poinformował ją. Próbował się przy tym uśmiechnąć, ale nie do końca mu to wyszło. Potrafił być naprawdę cierpliwy i ludzie uważali go za miłego, ale wobec niej nie był w stanie z siebie wykrzesać tyle towarzyskiego entuzjazmu. Tea posiadała iście magiczną umiejętność irytowania go przy używaniu minimalnej ilości słów. Czasem żadnej. Dlatego na samą myśl o spotkaniu z nią był zwykle zmęczony. Obszedł auto i pochylił się nad maską. — Nic wcześniej nie wskazywało na to, że stanie? — zapytał ją. Opisała mu co się wydarzyło, kiedy zadzwoniła.

teagan reddington
graficzka komputerowa — freelancerka
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
tworzy grafiki, dużo kłamie i udaje, że lubi aktualne życie
Teagan nie była głupia. Umiała rozczytać, jak wiele pobłażliwości kryło się zwykle w gestach i słowach dorosłego Aldreda, ale i w pełni to zaakceptować. Gdyby chciała zmienić niepochlebną opinię, którą o niej posiadał, nie zdecydowałaby się na ściąganie go w środku dnia, wybierając bezpieczniejszą taksówkę i nierozsądne porzucenie samochodu na jednej z uliczek.
Nie miała jednak w żadnym momencie problemu, by przyznać, że miło było go spotkać. Nawet na chwilę, w niekoniecznie sprzyjających warunkach, stojąc przy parującym samochodzie. Pozostawał naburmuszonym bratem, którego miała i chciała czasem widywać. Nie przejmując się myślą, że potrzebowała trzech minut, zanim wywróci na nią oczami sfrustrowany.
— Śmieszne, nie wiedziałam, że go mam. Poza tym tędy nikt nie jeździ — zauważyła, gdy jej ramiona lekko drgnęły. Zeskoczyła z huśtawki, na której wcześniej się bujała, chcąc stanąć nieco bliżej brata, by — w razie konieczności — pomóc mu z naprawianiem samochodu. Oparła się o jego bok, gdy wraz z nim zajrzała pod maskę auta, ciekawa, co takiego generowało dym, którego przed pojawieniem, było na tyle dużo, że bała się wybuchu. — Nie, nic się nie działo — zapewniła go, bez mrugnięcia okiem. Pozwoliła jednak, by na jej twarz skradło się skupienie, jakby starała się odszukać w zakamarkach pamięci ewentualnej sytuacji, o której w pierwszej chwili zapomniała.
— Wydawał takie same dźwięki jak zawsze — dodała, gotowa iść w zaparte, że jej Volvo chrzęściło od zawsze. Nie kłamała tak do końca. Miała wrażenie, że gdy nie grało radio, to faktycznie, stale coś lekko hałasowało — coś, czym miała się nie przejmować. Spencer tak mówił. Wypierała w tym wszystkim myśli, że od tego lekkiego stukotu niepotrzebnych rzeczy w bagażniku, przeszła dość sprawnie go dźwięków, które na pewno powinny w końcu wzbudzić jej zainteresowanie.


właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
Nigdy nie uważał jej za głupią ani nie krył się przed nią specjalnie z uczuciami, jakimi przyszło mu ją darzyć. Bardzo rzadko zdarzało się, że się dogadywali ze sobą i chwile te nigdy nie trwały długo. Ale i tak starał się zachowywać się wobec niej uprzejmie i nie wypowiadał na głos wielu z komentarzy, które przychodziły mu do głowy. Chyba że był nie w sosie, ale dzisiaj się na to nie zapowiadało. Przynajmniej na razie.
Mhm — mruknął jedynie na jej słowa, nie spoglądając wymownie na samochód, który właśnie ich wyminął. Skupił się na tym, co znajdowało się pod maską jej samochodu. Przesunął jedną rzecz palcem, szybko, żeby się nie poparzyć i spojrzał na to, co kryło się pod spodem. Nie wyglądało to za dobrze. Wręcz przeciwnie. Nie był mechanikiem ani ekspertem, ale cośtam w swoim życiu w autach grzebał i podstawowe rzeczy naprawić potrafił. To zdecydowanie wykraczało poza zasięg jego możliwości. I narzędzia, które miał w tylnej części swojego pick upa nie wystarczało. — Jesteś pewna? — zapytał Tei, unosząc brew. To nie było uszkodzenie, które powstało, ot tak, i było jedynie niefortunnym zbiegiem okoliczności.
A jakie dźwięki wydaje zawsze? — zadał inne pytanie, skoro jego siostra była przekonana, że w ostatnim czasie nic się nie zmieniło. W międzyczasie sięgnął po swój telefon i zaczął pisać smsa do swojej zastępczyni w klubie, dając jej znać, że się dzisiaj spóźni. W następnej kolejności znalazł numer do swojego mechanika.
Zadzwoń do ubezpieczyciela i powiedz, że potrzebujesz lawety, która zabierze Twój samochód do mechanika — poinstruował Teagan, choć w jego głosie pobrzmiało zwątpienie w połowie wypowiedzi. Nie mówił na razie nic więcej, spoglądając to na nią, to na odsłonięte bebechy jej auta.

teagan reddington
graficzka komputerowa — freelancerka
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
tworzy grafiki, dużo kłamie i udaje, że lubi aktualne życie
Gdyby ktoś zapytał ją, dlaczego zdecydowała się ściągnąć akurat jego — mając przecież do wyboru też drugiego, nieco bardziej jej przychylnego brata, musiałaby szczerze przyznać, że nie wiedziała. Wydawał jej się odpowiedniejszą osobą, gdy w grę wchodziły rozwalone auta i unoszący się z nich dym. Czy było to uzasadnione jakkolwiek? Niekoniecznie.
Pewność, z jaką pokiwała głową nie była uzasadniona prawdą. Brała pod uwagę, że nieco zaniedbała ten temat, ale do czasu, gdy nie posiadała żadnej pewności, nie zamierzała zbyt ochoczo ściągać na siebie winy. Wolała raczej trzymać się wersji, że wszystkie hałasy wydawały się tak normalne jak w czasie, gdy używała tego samochodu wcześniej, gdy Spencer też okazjonalnie go pożyczał. jego kolejne pytanie sprawiło, że lekko ściągnęła brwi i chociaż kusiło ją, by wzruszyć jedynie ramionami, to westchnęła najpierw wymownie — jakby nie dowierzała, że każe jej to zrobić, zanim się odezwała:
— Tak pukpukpuk i turtur — dodała z pełną powagą — tak, jak wymagała tego sytuacja, skoro Aldred sam poprosił o przytoczenie hałasów, które ostatnio dochodziły jej uszu. Wydawało jej się, że najlepiej odzwierciedlają tamte odgłosy.
— Okej, ale musimy wyjąć zakupy. Mam tam lody — przypomniała sobie. Nie mogła ich zostawić w bagażniku, żeby przepadły. W międzyczasie odszukała w telefonie numer do ubezpieczyciela, żeby — tak jak jej polecił brat — ściągnąć go na miejsce. Miała tym samym nadzieję, że wszystko zadzieje się wystarczająco sprawnie, by odzyskała swoje stare volvo w zaledwie kilka dni. — Dzięki — mruknęła jeszcze w stronę brata, zanim uniosła telefon do ucha, czekając na pierwsze sygnały. Może i nie była najłatwiejszą osobą do współpracy, ale szczerze doceniała poświęcenie, na które się zdobył, przyjeżdżając tutaj.

właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
Może jakby iść ciągiem dym - pożar - strażak to miało to sens? A może była to po prostu kwestia tego, że Aldred był jej starszym bratem? I że starał się zjawiać, ilekroć Teagan tego potrzebowała, nawet jeśli nie przychodził w pakiecie z pozytywnym nastawieniem i mnóstwem miłości do obdarowywania jej.
Odchrząknął, kiedy wydała z siebie odgłosy, jakie, jej zdaniem, wydawało jej auto. Na tyle udało mu się pohamować parsknięcie śmiechem. Nie spodziewał się onomatopei w odpowiedzi na jego pytanie. Nie potrafił jednak na ich podstawie stwierdzić czy były to prawidłowe, czy też nieprawidłowe odgłosy. Jakby mu powiedziała, że coś z przodu stukało to jeszcze by mógł próbować coś wydedukować.
Dziękuję za obrazowe przedstawienie — powiedział jednak, żeby sobie nie pomyślała, że nie docenił jej starań. Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy Teagan bez problemu wyciągnęła telefon, żeby zadzwonić do ubezpieczyciela. Jak ją o to prosił to był prawie pewien, że poinformuje go, iż czegoś takiego nie posiada. Było to bardzo pozytywne zakończenie.
Okej — pokiwał głową, dzwoniąc już do mechanika. Zaszedł na tył jej Volvo, przytrzymał sobie telefon ramieniem i otworzył bagażnik. Zaczął rozmawiać z kolesiem, który odebrał, a w międzyczasie wziął jej zakupy i zaniósł do środka swojego samochodu. Kiedy wrócił do niej, był już po rozmowie. — Będą na nas czekać — obwieścił jej i kiwnął jej głową na wyrażone przez nią podziękowanie. Miłe to było z jej strony.
Nie wiem czy Twoje lody przetrwają do domu — zauważył ze zmarszczonymi brwiami. Było już dość ciepło, a ich czekało jeszcze pewnie kilkanaście minut czekania. Jego zdaniem mogli te lody stracić, ale podejrzewał, że Tea może mieć inne zdanie, skoro o nich wspomniała. — Możemy je zjeść — zaproponował i obdarzył ją jednym z rzadko widzianych w jej obecności uśmiechów.

teagan reddington
graficzka komputerowa — freelancerka
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
tworzy grafiki, dużo kłamie i udaje, że lubi aktualne życie
Nie potrzebowała, by przynosił ze sobą radość i optymizm. Tym bardziej że Teagan — co zdawało nie iść specjalnie w parze z wydarzeniami — zupełnie nie przejmowała się rozwalonym autem, dymem, ani myślą, że na kilka dni zostanie go pozbawiona.
Jeśli nie była to prawidłowa odpowiedź na jego pytanie, to niestety Tea nie miała pojęcia, co niby nią było. Na samochodach nie znała się wcale, posiadając jedynie marne doświadczenie w delegowaniu chłopaka do weryfikowania, czy auto nadal nadawało się do jazdy. Zabrakło Spencera, zabrakło więc osoby, która posiadała podstawową wiedzę i trochę rozsądku w głowie — bo tego na pewno próżno szukać u Teagan. Z czego na pewno Aldred doskonale zdawał sobie akurat sprawę.
W czasie kiedy brat ratował jej zakupy, ściągając przy okazji mężczyznę na miejsce, ona przysiadła na chwilę na krawężniku znudzona. Nie była przez kilka kolejnych chwil w żaden sposób pomocna, ani tym bardziej potrzebna. Pozwoliła więc sobie usiąść wygodnie, wyciągając przed siebie nogi, czekając aż Aldred skończy rozmawiać.
— Wspaniale — podsumowała, bo podobało jej się, jak sprawnie to wszystko przebiegało, póki co. Może i nikt nie obiecał jej jeszcze, że otrzyma swój samochód w ciągu najbliższych dni, ale na pewno dzięki niemu była trzy kroki bliżej do ogarnięcia tego bałaganu niż początkowo — gdy coś dymiło, coś rzęziło, a Teagan się huśtała zagubiona.
— Okej — podniosła się aż z miejsca, gdy usłyszała tylko jego komentarz dotyczący lodów. Możliwość zjedzenia ich, na środku ulicy, wydawała się zdecydowanie milsza, niż cierpliwe oczekiwanie na krawężniku. Dlatego podeszła do toreb, które chwilę wcześniej wpakował sobie do auta i wyciągnęła pudełko. Zajęła z nim poprzednie miejsce i po otwarciu ich, podała Aldredowi wieczko. — Musisz je podzielić, bo nie mamy łyżeczek — zauważyła.


właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
Red byłby mocno zaskoczony, gdyby okazało się, że Teagan zna się na samochodach. Zupełnie nie byłoby to w jej stylu, bo kojarzył ją raczej z zerowym zainteresowaniem w tej kwestii. Jemu też daleko było do jakiegoś pasjonata, wiedział tylko tyle, ile było mu potrzebne do wymiany podstawowych rzeczy, naprawy niewielkich usterek i oszacowania ile dana naprawa powinna kosztować, żeby żaden mechanik nie mógł go oskubać z pieniędzy. Natomiast wydawało mu się, że większość ludzi wie jakie dźwięki powinien wydawać samochód, a jakie były martwiące. To by jednak sugerowało, że Tea może się czymś martwić, więc było to głupie założenie z jego strony.
Mhm — mruknął na jej podsumowanie. — Laweta się zjawi? — zapytał, bo nie słyszał jej rozmowy z ubezpieczycielem. Był w tym czasie zajęty swoją własną i przenoszeniem jej zakupów. Poza tym, z poziomu ziemi do poziomu stojącego człowieka dźwięki dochodziły raczej słabo, jeśli się ich nie nasłuchiwało. Była to dość okrężna droga by powiedzieć, że średnio mu się podobało, iż jego siostra nie kiwnęła palcem, żeby uratować swoje zakupy.
Przysiadl obok niej, wziął od wieczko z jej rąk i sięgnął do kieszeni po scyzoryk, żeby rozciąć im je na pół. W ten sposób każda z polowych łyżeczek miała jeden ostry brzeg, ale i tak dało się nimi jeść. Oddał jej jedną, a sam od razu sięgnął do pudełka, żeby wyłowić sobie porcję lodów.
Da się tak jeść — uznał i powtórzył operację. Nie wymienili dużo więcej słów do czasu, kiedy przyjechała laweta, a w niej kierowca, który najpierw odbył rozmowę z Aldredem i informacjami dorzucanymi czasem przez Teę, a potem zabrał jej auto do warsztatu. Zgarnął puste już pudełko i wyrzucił je do kosza. — Podrzucę Cię do domu, a potem pogadam z mechanikiem i dowiem się jak długo będą naprawiać Twoje Volvo — podzielił się z nią planem i wsiadł do swojego auta, które wciąż wyglądało bardziej jak Claya niż jego i poczekał aż ona zrobi to samo.

koniec, teagan reddington
asystentka uzdrowiciela Clearwatera — wszędzie
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Większość życia spędziła w stolicy. Po aferze korupcyjnej z udziałem swojego wpływowego ojca musiała na nowo rozpocząć swoje życie. W Lorne Bay mieszka na stałe od prawie dwóch lat, z przerwami na turnee po kraju razem ze znanym uzdrowicielem, z którym oszukuje starszych ludzi, aż miło
Mieszkając przez lata w różnych częściach kraju Deb zdążyła się przyzwyczaić do letnich fal upałów, jednak tegoroczne temperatury zaskoczyły chyba wszystkich Australijczyków. Sama z utęsknieniem czekała na chociażby jeden chłodniejszy dzień, przez chwilę rozważając nawet wymianę rodem z filmu Holiday, tak żeby mogła przeżyć choćby jedną zimę w klimatycznym, zaśnieżonym miasteczku, być może nawet dzięki temu na nowo odkrywając magię swiąt. Ale! Jej modły zostały wysłuchane i wreszcie – korzystając z nieznacznego spadku temperatury - razem ze swoją przyrodnią siostrą, Lori, mogły udać się na długo oczekiwaną wyprawę na plac zabaw. Na czas wizyty dziewczynki obie pomieszkiwały w domu dziadków panny Hill, dzięki czemu Deb mogła na bieżąco korzystać z rad babci odnośnie zabezpieczenia małej Lori przed upałem.
Obładowane w krem z filtrem, zapas wody i inne najpotrzebniejsze rzeczy dotarły w końcu na rzeczony placyk, na którym Lori wreszcie mogła dać upust swoim pokładom energii. Deb w pełnym skupieniu obserwowała dziewczynkę i na bieżąco pilnowała, aby mała się nie przegrzała. Czy sama równie żarliwie dbała o swoje bezpieczeństwo w tym trudnym czasie? Niekoniecznie. Nałożyła krem z filtrem i co jakiś czas brała łyk wody, ale całą swoją uwagę skupiała jednak na przyrodniej siostrze. Wiedziała, że w razie gdyby mała gorzej się poczuła, macocha Deb natychmiast podniosłaby raban, że Hill nie potrafi zajmować się Lori i że być może nienajlepszym pomysłem jest oddawanie dziewczynki pod jej opiekę. Deb nie mogła sobie pozwolić na taki obrót spraw. Z jednej strony dlatego, że po prostu uwielbiała ten czas spędzany z małą, a z drugiej – Lori była dla niej namiastką poprzedniego życia, za którym Deb cholernie tęskniła.
Upewniwszy się, że Lori grzecznie siedzi na huśtawce, Deb podeszła do ławki, przy której trzymała ich zapas wody na dzisiejszy dzień. Pochylając się poczuła, jak momentalnie traci energię. Wyciągnęła dłoń, by złapać się ławki, ale nim zdążyła zapewnić sobie jakąś asekurację, osunęła się na ziemię, czując jak powoli obezwładnia ją ciemność.
waldo rawlings
stolarz — plane wood carpenter
36 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
gburkowaty stolarz, którego żona uciekła wraz z córką jednego dnia, zostawiając go bez jakichkolwiek wyjaśnień
005.

Zdarzały się dni, kiedy sytuacja z Tate naprawdę mocno go przerastała. Wspomnienie, dziecięcy śmiech lub konkretna data potrafiły sprawić, że nie-tęsknienie stawało się niewykonalne, że nienawiść do Lorien aż się wylewała z niego, a poczucie niesprawiedliwości aż obezwładniało.
Zdawało mu się, że miał za sobą te momenty, kiedy w przypadkowych dzieciakach widział Tate. Przerabiał to — długo i boleśnie. I gdyby miał ocenić, wolałby teorię, że rzutował na to alkohol, niż przyznanie, że charakterystyczny śmiech córki, powoli zanikał w odmętach jego wspomnień. Mógł go więcej nie usłyszeć, chociaż wcale nie umiał się z tym pogodzić, ale nie był gotowy, by go zapomnieć. I nie sądził, by kiedykolwiek odczuł się odpowiednio na to przygotowany.
Upał dawał mu się we znaki. Zmęczony pracą, wysoką temperaturą i prażącym słońcem, siedział w swoim samochodzie z niedziałającą klimą. Uchylone okna bywały przydatne jedynie podczas jazdy — nie, kiedy stał na światłach. I wtedy usłyszał najpierw krótki śmiech, a potem zdenerwowany krzyk. Wwiercił mu się w głowę na tyle skutecznie, że przegapił zmieniające się światło. Przypomniał mu o tym kierowca stojący tuż za nim. Zatrzymał się na chodniku, dostrzegając w pierwszej kolejności krzyczącą dziewczynkę, siedzącą samotnie na huśtawce. I to na niej skupił się w pierwszej kolejności, bo leżącą na betonie Deborah dostrzegł, dopiero gdy wziął małą na ręce, z zamiarem poszukania matki lub opiekunki. Dziewczynka płakała mu w ramionach, a on nie bardzo wiedząc, co zrobić, trzymał ją taką rozhisteryzowaną, gdy kucał przy nieprzytomnej dziewczynie. Oddychała na szczęście.
— Hej, wszystko okej? — zapytał, ostrożnie sięgając do jej ramienia. Nie chciał odstawiać dziewczynki na bok, dlatego jedną ręką, próbował przesunąć nieprzytomną kobietę tak, by ułożyć ją w pozycji bezpiecznej. I chociaż było to jedyne, co mu do głowy przyszło, to zwyczajnie miał nadzieję, że podczas tego zwyczajnie odzyska przytomność. Rozejrzał się nawet, czy przypadkiem nikt nie szedł obok, bo pomoc mogłaby okazać się zdecydowanie przydatna!
asystentka uzdrowiciela Clearwatera — wszędzie
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Większość życia spędziła w stolicy. Po aferze korupcyjnej z udziałem swojego wpływowego ojca musiała na nowo rozpocząć swoje życie. W Lorne Bay mieszka na stałe od prawie dwóch lat, z przerwami na turnee po kraju razem ze znanym uzdrowicielem, z którym oszukuje starszych ludzi, aż miło
Do Deb dość szybko zaczęły docierać rozpaczliwe krzyki Lori. Choć była lekko otępiała, jakby dopiero co dostała obuchem w głowę, uniosła powieki, które obecnie ważyły chyba tonę i zdezorientowana patrzyła przez chwilę na obrazek, jaki nad sobą ujrzała. Dopiero po pewnym czasie dotarło do niej, że te słowa które usłyszała będąc w jakimś dziwnym półśnie, pochodziły od kucającego przy niej nieznajomego. Z jego pomocą udało jej się odzyskać pion, przynajmniej w taki sposób, że mogła oprzeć się plecami o ławkę. Wciąż nie do końca wiedząc co się stało zmarszczyła brwi widząc, że mężczyzna trzyma w ramionach rozhisteryzowaną Lori.
– Co… proszę natychmiast puścić moją siostrę – nakazała bojowym tonem i opierając się przedramieniem o ławkę, podjęła próbę podciągnięcia się do góry. Wciąż jeszcze miała zbyt mało siły na taki manewr, więc ponownie opadła tyłkiem na beton.
– Dlaczego ona tak płacze? Coś jej się stało? Przewróciła się? Spadła z huśtawki? –zaczęła dopytywać faceta, po czym starając się przywołać na swojej twarzy w miarę łagodny wyraz twarzy, zwróciła się tym razem do dziewczynki, której nie uspokoił ani fakt, że Deb odzyskała przytomność, a już tym bardziej to, że w pierwszym odruchu tak się uniosła na nieznajomego. – Kochanie, już wszystko dobrze, jestem tutaj, wszystko w porządku – zwróciła się do dziecka, po czym dotknęła tyłu swojej głowy, gdzie czuła pulsujący ból spowodowany upadkiem. Wciąż kręciło jej się w głowie, więc odszukała wzrokiem swoją torbę z zapasami wody i lekko wskazała na nią dłonią. – Tam mam wodę, powinna się napić, jest tak potwornie gorąco… – wydusiła, nie będąc jeszcze w stanie samodzielnie wstać i przejść się po wspomniane płyny.
waldo rawlings
stolarz — plane wood carpenter
36 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
gburkowaty stolarz, którego żona uciekła wraz z córką jednego dnia, zostawiając go bez jakichkolwiek wyjaśnień
Cała sytuacja wydawała się co najmniej abstrakcyjna. Miał na rękach przeraźliwie płaczącą dziewczynkę, której opiekunka (matka, siostra, niania?) leżała na betonie nieprzytomna, sprawiając, że próbował jedną ręką udzielić jej jakiejkolwiek, szczątkowej pomocy. Z tego wszystkiego nie pomyślał, nawet przez jedną sekundę o tym, jak mogło się to prezentować z boku. Co takiego mogła pomyśleć sobie kobieta, gdy otworzy oczy i ujrzy nad sobą nie tylko obcą gębę, ale też to małe dziecko, siedzące, krzyczące gorączkowo w jego ramionach. Gdyby się nad tym chociaż przez chwilę zastanowił, wiedziałby, że nie stawiało go to w najlepszym świetle.
— Nic jej się nie dzieje — zapewnił ją odruchowo. Nie chciał odstawiać dziecka na beton tuż obok, więc ostrożnie usadził ją na ławce, z nadzieją, że nie spadnie. W tym czasie kobieta opadła znowu na beton, sprawiając, że Waldo zacisnął lekko usta, nie chcąc zaszczycać jej niepotrzebnym komentarzem o tym, że to była głupia próba. Musiała poczekać trochę, pozwolić sobie na dojście do siebie.
— Wystraszyła się tylko. Chyba twoim omdleniem — wyjaśnił. Nie był pewien, czy dokładnie tak to wyglądało, ale coś podobnego zdołał wydedukować. Nie sądził wiec, by należały mu się krzyki, skoro rzucił się do pomocy, zaskakując tym także samego i siebie. Rozumiał jednak niespodziewaną sytuację, nerwy i ogólne zaskoczenie, które nie pomagało składać w głowie logicznych wniosków. Kiedy upewnił się, że dziewczynka siedzi na tyle stabilnie, że mógł spuścić z niej wzrok, to zerknął znowu na kobietę, która leżała wciąż na dogrzanym betonie. — Zaraz się tym zajmę, ale najpierw zadzwonię po karetkę, co? — zapytał. Nie chciał podejmować tej decyzji samodzielnie, bo nie był kimś, kto mógł dyktować jej, co powinna, a czego nie. Nie znał jej zupełnie, nie podała mu nawet imienia, więc nie rościł sobie prawa do układania jej życia. Tym bardziej że gdyby on był na jej miejscu, to pewnie szedłby w zaparte, że wcale nie potrzebuje interwencji lekarskiej.
— Powinniśmy zejść ze słońca — podsunął. Mógłby ją przenieść, ale nie wiedział, czy propozycja nie spotka się z krytyką. Nie powinni jednak wystawiać się dalej na jego promienie, skoro już raz doprowadziło do omdlenia kobiety. Jeśli nie dla siebie, to rozsądnie byłoby przenieść się dla dziecka, którego przecież nie porzucą samego w cieniu i tak.

asystentka uzdrowiciela Clearwatera — wszędzie
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Większość życia spędziła w stolicy. Po aferze korupcyjnej z udziałem swojego wpływowego ojca musiała na nowo rozpocząć swoje życie. W Lorne Bay mieszka na stałe od prawie dwóch lat, z przerwami na turnee po kraju razem ze znanym uzdrowicielem, z którym oszukuje starszych ludzi, aż miło
Deb wędrowała wzrokiem za dziewczynką, którą nieznajomy posadził na ławce, po czym ponownie spojrzała na mężczyznę, marszcząc przy tym brwi.
– Myślałam, że chce pan ją porwać – wydusiła z siebie po chwili, po czym przyłożyła dłoń do czoła, jakby właśnie wpadła na coś niewiarygodnego. – Co byłoby bez sensu, bo raczej siedzielibyście teraz w aucie i byli w drodze na lotnisko – dodała siląc się na słaby uśmiech. Wciąż kołowało jej się w głowie i miała spowolnione procesy myślowe, ale jednocześnie czuła się teraz jak prawdziwy Sherclock, że zdołała połączyć fakty i że raczej żadne porwanie nie wchodziło w grę.
Zaskoczona propozycją wezwania karetki natychmiast zaczęła kręcić przecząco głową. – Nie, nie, żadnej karetki. Nic mi nie jest, naprawdę, czuję się już o wiele lepiej – zapewniła, nie chcąc robić problemu ani sobie, ani mężczyźnie, ani tym bardziej dodatkowo stresować dziewczynki. Była uparta, więc jeśli trafiła na równie upartego „przeciwnika”, to równie dobrze mogli tu oboje siedzieć do wieczora i przekonywać się do swoich racji. W międzyczasie – tym razem z sukcesem – wspięła się na przedramionach i przysiadła na ławce obok siostry.
– Racja, tam jest trochę cienia – wskazała dłonią na zacieniony teren placu zabaw i powoli wstała z ławki, podając rękę Lori, która na szczęście widząc że z Deb jest już w porządku, nawet nieco się rozpromieniła. – Jak długo byłam nieprzytomna? Kompletnie nie pamiętam tego momentu, kiedy upadałam – przyznała, myśląc jednocześnie że miała cholernie dużo szczęścia, że nie rozbiła sobie głowy. – I w ogóle dziękuję za pomoc, od tego powinnam zacząć – dodała spoglądając na mężczyznę i posyłając mu lekko uśmiech. – Ciekawe ile osób widziało i słyszało jak Lori płacze, ale nie kiwnęło palcem, żeby sprawdzić co się stało – stwierdziła. Ludziom zajętym swoimi sprawami wygodniej było udawać, że niczego nie widzą ani nie słyszą, bo to by wymagało od nich jakiegoś zaangażowania, poświęcenia czyjegoś czasu dla kogoś. A czas to dla niektórych najcenniejsza waluta, cenniejsza niż zwykła, ludzka przyzwoitość.
waldo rawlings
ODPOWIEDZ