wieczne dziecko — karuzela zwana życiem
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Bogaty, gburowaty czterdziestolatek o mentalności nastoletniego chłopca, przed którym świat mógłby stać otworem, gdyby nie żona i ten jej... znaczy ich cholerny dzieciak.
001.
Oh my weary soul
we've met your kind before
set fire to us all
{outfit}
Stał przy okienku, stukając palcami o krawędź blatu i czekając, aż kolejna płatność przejdzie. Nie zastanawiał się czy przejdzie, poza rzadkimi sytuacjami, w których komuś padał system płatniczy, nigdy nie miał problemu z odrzuconą kartą. Nigdy nie musiał w zawstydzeniu sięgać po inną, albo na szybko przeliczać, czy starczy mu gotówki. Pod tym względem jego życie było stabilnie proste i banalne. Co jednak wprawiało go w tym momencie w przynajmniej małe zakłopotanie to fakt, że nie miał bladego pojęcia jak powinien się zachować, gdy płatność już przejdzie. Czy powinien kupić kwiaty i stawić się na górze? Nikt by go nie wyrzucił, z grzeczności. Ale jego grzeczność - powinna się objawić obecnością i przynajmniej udawanym uśmiechem? Czy może powinien zachować resztki godności i robić po prostu to, czego od niego w tym momencie oczekiwano - zapłacić i nie robić nikomu problemów. Zbyt często ostnianio bywał w sytuacji, w której nie tylko nie miał pojęcia jak się zachować, ale też nie potrafił zupełnie powiedzieć co bardziej mu odpowiada. Zawsze przecież wybierał to, co chciał, z czym było mu wygodniej.
Zafrasowany, nie odwzajemnił uśmiechu, kiedy przemiła kobieta wręczała mu z powrotem jego kartę. Nie, żeby miał w zwyczaju usmiechać się do każdego przypadkowo spotkanego człowieka, ale też z reguły nie robił ludziom problemów tam, gdzie ich nie było. Jego zdaniem wystarczająco dużo nadętych debili chodziło po świecie, nie świerzbiło go by za wszelką cene dołączać do ich grona.
Odsunął się, żeby kolejna osoba mogła załatwić swoją sprawę i spojrzał na kartę. Data ważności nieuchronnie się zbliżała, a on nie był pewien jaki adres był wskazany na przysyłkę nowej. Kolejna rzecz do zmiany po ślubie. Schował kartę do portfela, a portfel do kieszeni i rozejrzał się po korytarzu. Mógł płatność załatwić w każdy inny sposób - kazać się tym zająć księgowym, albo asystentowi. Ostatecznie przesłac czek. Ale przyszedł osobiście, bo coś mu mówiło, że kiedy chora żona z powodu pogorszenia zdrowia ląduje w szpitalu, wypada się pojawić osobiście. Tym czymś, czy tez raczej kimś, oczywiście, był jego szofer. Szofer był żonaty od szesnastu lat, podobno całkiem szczęśliwie, więc zapewnie wiedział, co mówi.
Leonard rozejrzał się za jakimiś kwiatami. Jego wzrok przemknął po znajomej twarzy, więc musiał się świadomie obrócić, żeby spojrzeć jeszcze raz, upewnić się, że nie ma przywidzeń. Ale nie, zdecydowanie rozpoznawał tę twarz. Uniósł brwi w wyraźnym niedowierzaniu.
powitalny kokos
smort_1141
brak multikont
agentka nieruchomości — Axford Real Estate Agency
27 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
009.
Nie lubiła szpitali. Kojarzyły jej się one z chorobami, ludźmi starszymi i śmiercią — i zwykle z tych właśnie powodów do tej pory się tutaj pojawiała. Niestety weszła w taki wiek, kiedy większość jej koleżanek zaczęła zakładać rodziny i zachodzić w ciążę. I może nie miałaby z tym wielkiego problemu, gdyby nie fakt, że jej matka postanowiła wykorzystać tę okazję do wiercenia jej dziury w brzuchu o to, kiedy ona będzie miała dziecko. Tak, jakby fakt, że jest sama i na horyzoncie nie ma nikogo, z kim mogłaby się związać, w ogóle w niczym nie przeszkadzał. Nie mówiąc już o tym, że na ten moment dzieci nie chciała — czuła się, jakby straciła co najmniej połowę życie przez swoje uzależnienie i nie zamierzała tracić kolejnej połowy na wychowanie dziecka. Chciała się rozwijać, doświadczać nowych rzeczy, napawać się wolnością, której nikt jej jeszcze nie zabrał, a także cieszyć się życiem, tak po prostu. Dziecko zaś było obowiązkiem i to tym dużego kalibru, który oznacza brak czasu, milion poświęceń, nieprzespane noce i zszargane nerwy.
Oczywiście rozumiała, że niektórzy mogą tego właśnie chcieć; że są w stanie się poświęcić. Milani jeszcze do tego nie dorosła, w przeciwieństwie do sporej grupki jej koleżanek. Naliczyła co najmniej pięć w przeciągu ostatniego roku, a wczoraj dołączyła do nich szósta. I to właśnie z jej powodu pojawiła się w szpitalu — chcąc przywitać na świecie jej uroczą córeczkę. Wbrew pozorom lubiła dzieci i miała do nich rękę, ale wolała być super ciocią, niż mamą. Przynajmniej mogła oddać dzieciaka, gdy już nie miała siły albo wolała robić coś innego, niż się nim zajmować. Dlatego właśnie jej wizyta u koleżanki była dość krótka — miała ważniejsze rzeczy do roboty. Musiała jeszcze przygotować ofertę domu, nastawić pranie i zrobić obiad, aby wieczorem mogła mieć kilka godzin dla siebie. Bo miał to być dobry dzień; przyjemny dzień bez żadnych problemów czy niechcianych niespodzianek. Cóż, los najwidoczniej miał inne plany.
Grzebiąc w torebce w poszukiwaniu swojego telefonu, zatrzymała się na moment na środku korytarza. Naprawdę miała nadzieję, że nie zostawiła go w pokoju szpitalnym koleżanki, bo nie chciało jej się wracać z powrotem na oddział położniczy — odetchnęła więc z ulgą, gdy znalazła go na dnie torebki. Wystukała szybkiego smsa do sąsiadki, która przygarnęła na moment jej psa, że już wraca, po czym podniosła wzrok, aby rozejrzeć się dookoła w poszukiwaniu wyjścia z budynku. To właśnie wtedy jej spojrzenie natrafiło na znajomą twarz, na której widok serce omal nie wyskoczyło jej z piersi.
Co on tutaj robił?!
Nie sądziła, że kiedykolwiek go jeszcze spotka. Była przekonana, że ich historia zakończyła się sześć lat temu na drugim końcu kraju. Z czasem doszła do wniosku, że może i wyszło im to na dobre, niemniej serce jej krwawiło, kiedy wracała do Lorne Bay, zostawiając go za sobą. A teraz stał przed nią — taki sam, jakim go zapamiętała. Nic dziwnego, że przez moment myślała, że może to jej halucynacje, ale widząc na jego twarzy ten sam szok, który znajdował się zapewne na jej, domyśliła się, że to żaden wytwór jej wyobraźni; że jest prawdziwy.
Tylko co teraz?
Nogi same ją poniosły w jego kierunku. Wystarczyło pięć kroków, by znalazła się naprzeciwko niego, w milczeniu obserwując jego osobę. Zastanawiała się, co powinna w takiej sytuacji powiedzieć — nie była bowiem na nią ani trochę przygotowana.
Co… — słowa ugrzęzły w jej gardle, przez co musiała cicho odchrząknąć. — Co tu robisz? — spytała w końcu, zaciskając mocniej swoje palce na pasku od torebki.
wieczne dziecko — karuzela zwana życiem
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Bogaty, gburowaty czterdziestolatek o mentalności nastoletniego chłopca, przed którym świat mógłby stać otworem, gdyby nie żona i ten jej... znaczy ich cholerny dzieciak.
Czuł się jak przyłapany na gorącym uczynku nastolatek - bo tylko nastolatek miałby tysiąc i jeden wymówek, bez żadnego konkretnego planu, którą dokładnie wykorzystać. I tylko nastolatek nie miałby wystarczająco opanowania, żeby przez ostatnie parę jakże istotnych sekund pozwolić spojrzeniu powędrować odrobinę poniżej twarzy i szyi, poświęcić cenny czas na obserwację dekoltu zamiast podejmowania jakichkolwiek decyzji życiowych. Mógłby przecież ją po prostu wyminąć, udawać, że niedosłyszał, może nie rozpoznał, a szok na jego twarzy wywołany był dosłownie czymkolwiek innym niż widokiem znajomej twarzy. Mógł też przygotować sobie solidną wymówkę - czyli zdecydować się, co on właściwie tutaj robi, a jeszcze lepiej, zdecydować co ona chciałaby usłyszeć, że tutaj robi. Nic jednak nie zrobił, aż w końcu ulotna chwila na działanie minęła bezpowrotnie, a on musiał przenieść wzrok odrobinę wyżej, na oczy Milani i grzecznie dać odpowiedź, którą zdecydowanie był jej winny. Jeśli nie ze względu na jakąkolwiek przeszłość, a tej mieli aż zbyt wiele, to chociażby ze względu na fakt, że ostatnie sekundy spędził wpatrzony w jej biust. Niektóre rzeczy się po prostu nigdy nie zmieniały.
Uśmiechnął się na przywitanie i otworzył usta, gotowy skłamać prosto w żywe oczy, ale bardzo szybko przypomniał sobie, jak trudno kłamie się, gdy nie ma się pojęcia ani jaka jest prawdziwa, ani nawet prawidłowa odpowiedź. Tym bardziej, kiedy patrzy się w oczy osoby, której co do zasady zawsze mówiło się prawdę, nawet jeśli tu czy tam zdarzyło się nie wyjawić całej. I chociaż oczy to takie osławione okna dla duszy i prawdziwych emocji, Leonard nie miał pojęcia na co dokładnie patrzył. Na rozterkę? Nieufność? Zwykłe zdziwienie czy czysty szok? Sam nie potrafił odnaleźć się we własnym zawstydzeniu tym, jak długo zajęło mu uświadomienie sobie, że przecież nie musi wcale kłamać, toteż odruchowo spróbował jak najszybciej to zawstydzenie przerwać.
Rozejrzał się na boki, przekuwając je w coś, co miał nadzieję, bardziej przypominało zastanowienie. Zastanowienie, któremu bardzo szybko nadał kompletnie inny wydźwięk niż zbicie z pantałyku.
Dobre pytanie. Wydwało mi się, że jestem w Cairns, ale to chyba Sydney... A nie, faktycznie Cairns — wskazał na tablicę, na której wyraźnie widniała nazwa miasta. Wsunął dłonie do kieszeni, szukając jakiejś nonszalanckiej postawy i sposobu na posunięcie rozmowy do przodu.
Ile to już czasu? — zapytał, z uśmiechem nienaturalnie przyklejonym do twarzy. Ubolewał nad niezręcznością sytuacji wywołaną tak niespotykanym zbiegiem okoliczności, że gdyby tylko wierzył w jakiekolwiek siły wyższe, nie tylko podejrzewałby je o maczanie palców w biegu tej historii, ale wręcz oskarażał o kiepski gust i wyjątkowo kiepskie wyczucie czasu.
powitalny kokos
smort_1141
brak multikont
agentka nieruchomości — Axford Real Estate Agency
27 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Istniało zapewne setki różnych powodów, dla których Leonard znalazł się nie tyle, co w szpitalu, a w Cairns — tak niedaleko jej rodzinnego miasteczka. Naprawdę przychodziło jej do głowy wiele odpowiedzi, ale to, że przyjechał tu dla niej, było dla niej najmniej prawdopodobną opcją. Po pierwsze, nigdy nie wspominała nazwy swojego rodzinnego miasta. Po drugie, sądziła, że poznała go na tyle, aby wiedzieć, że jak już ich ścieżki się rozejdą, on wcale nie będzie jej szukał, więc jeśli już się kiedyś spotkają, będzie to zapewne czysty przypadek. Mimo to, była cholernie ciekawa, dlaczego znalazł się akurat w tej części Australii, co takiego przywiało go na drugi koniec kraju. Może i nie była to jej sprawa, ale zaskoczenie na jego widok sprawiło, że nie miała dla niego lepszego pytania. Szczególnie że nie była pewna, jak w ogóle się powinna z nim przywitać — podać rękę, przytulić, pocałować w policzek? Żadna z tych opcji nie wydawała się odpowiednia, a pytanie wymsknęło się spomiędzy jej ust, zanim na dobre przemyślała swoje zachowanie.
Nie uważała, że było to jakieś trudne albo podchwytliwe pytanie. Z jakiegoś powodu Leonard jednak odrobinę się na nim zawiesił, by, koniec końców, w ogóle jej nie odpowiedzieć. Zmarszczyła odrobinę brwi, jednocześnie próbując uspokoić swoje pędzące serce, które przyspieszyło na jego widok. Myślała, że już się z niego wyleczyła, że sześć lat to wystarczający czas, aby zapomnieć o uczuciach do drugiej osoby, ale najwidoczniej odrobinę się przeliczyła. Widok Leonarda bowiem sprawił, że wspomnienia wspólnie spędzonego czasu momentalnie do niej wróciły, tak samo, jak to, co kiedyś do niego czuła. Może nie tak mocno, ale jednak wciąż tam były.
Sześć lat — odpowiedziała, czując nieprzyjemne ukłucie w sercu, jakby bolało ją to, że nie wie, ile czasu minęło od ich ostatniego spotkania. Trochę tak było, ale nie mogła być na niego o to zła. — Dlatego nie sądzę, że przyjechałeś tu dla mnie. Szczególnie biorąc pod uwagę twoje zaskoczenie moją obecnością tutaj — powiedziała, przekrzywiając odrobinę głowę. — Więc? Co się przywiało na drugi koniec kraju? Jakieś nielegalne interesy, że tak zgrabnie próbujesz ominąć ten temat? — spytała, kiedy już nieco się opanowała i nałożyła maskę obojętności, nie chcąc mu pokazać, jak bardzo jego obecność na nią działała. Nie chciała, aby było tak niezręcznie, szczególnie że nie rozstali się w złych relacjach i mieli nawet okazję się porządnie pożegnać, a jednak nie potrafiła się przy nim wyluzować.
wieczne dziecko — karuzela zwana życiem
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Bogaty, gburowaty czterdziestolatek o mentalności nastoletniego chłopca, przed którym świat mógłby stać otworem, gdyby nie żona i ten jej... znaczy ich cholerny dzieciak.
Pokiwał powoli głową, próbując chociaż trochę zapanować nad nienaturalnym uśmiechem, który na tym etapie zaczynał go całkiem poważnie boleć w policzki. Nieprzyzwyczajony do wyrazu twarzy innego niż naburmuszenia, szczególnie w ostatnich tygodniach, był w stanie przysiąc, że w paręnaście sekund nadrobił tygodniowy trening mięśni twarzy, szkoda tylko, że to mu kalorii i wysiłku nie liczy.
Wyborna dedukcja, drogi Watsonie — mruknął, sięgając po paczkę papierosów z kieszeni, zanim przypomniał sobie, że jest w ostatnim miejscu na planecie, gdzie wypada takim czymś machać poza palarnią, więc szybko schował ją z powrotem, zanim ktokolwiek miałby szansę go zlinczować. Przywróciło to przynajmniej w pewnym stopniu jego życiowego marudę, więc przynajmniej nie wyglądał już jak ostatni kołek, chociaż dalej jako taki sterczał przed Milani. Nie mógł mieć jej jednak za złe, jak sprawnie wyłapała jego zmianę tematu. Nie była przecież w ciemię bita, co zawsze w niej bardzo doceniał, szczególnie biorąc pod uwage jego samodzielnie zdiagnozowana alergie na głupotę. A on naprawdę był myślami w kompletnie innej rzeczywistości, nieprzygotowany na awaryjne lądowanie i brylowanie w towarzystwie, jakkolwiek przyjemne by to towarzystwo nie było. W dodatku znali się zbyt dobrze, a on od ich ostatniego spotkania niewiele się zmienił. Zmieniła się jego sytuacja życiowa, dosyć drastycznie, ale on pozostał tym samym wygodnym marudą, który nie ma za grosz poczucia taktu i nie poznałby prawdziwie dobrych manier, gdyby te trzasnęły go rękawiczką w policzek.
Pozwolę sobie na własną: nie wyglądasz na kogoś, kto potrzebuje opieki medycznej, zwracasz też uwagę na twarze w tłumie, więc trzymam kciuki, że nikt z twoich bliskich nie znajduje się teraz na intensywnej terapii... — coś go powstrzymywało przed powiedzeniem jej prawdy, jego pierwszy odruch - kłamać, omijać temat - dawał mu znać, że już na poziomie podświadomości, coś mu wyraźnie nie leżało w tej całej sytuacji. Musiałby przyznać się, że ma żonę, co w jego przypadku brzmiało równie wątpliwie co każda inna naprędce wymyślona wymówka. On, taki zatwardziały przeciwnik zakładania rodziny, małżeństwa, stałych związków w ogóle, żonaty? Wyśmiałaby go. On sam by siebie wyśmiał. Ile czasu minęło zanim między nimi powstało coś trwalszego, nawet pomijając oczywiste powody przeciągania w nieskończoność opierania się wzajemnej atrakcji? I tak się musiało skończyć, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że żadna stałość nie jest dla niego. A teraz...
Żona czeka na pana w sali 314 — przerwała mu i jednocześnie bardzo uprzejmie poinformowała ich kobieta z recepcji, z którą jeszcze chwilę, czy też wieki temu, rozmawiał Leonard.
Dziękuję — odpowiedział i po chwili cichym pomrukiem dodał: — Żeby mnie do diabła posłać czeka.
Sięgnął znów po paczkę papierosów, tym razem już nie przejmując się, czy ktoś go zaraz ciężkim sprzętem medycznym nie zdzieli i unosząc pytająco brwi, wskazał kciukiem na kolejną tabliczkę, tym razem kierującą do palarni.
Odprowadzę cię dokądkolwiek zmierzasz i tym razem niefortunne zrządzenie losu wyjawi mi, co ty tutaj robisz?
Podejrzewał, że zanim będą w stanie porozmawiać o niej, on będzie się musiał przynajmniej częściowo wytłumaczyć. A ponieważ musiał robić to na trzeźwo, postanowił ułatwić sobie sprawę przynajmniej papierosem.
powitalny kokos
smort_1141
brak multikont
agentka nieruchomości — Axford Real Estate Agency
27 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wywróciła nieco oczami, przestępując z nogi na nogę. Wyraźnie nie chciał zdradzić jej, co tu robi, a ona nie zamierzała ciągnąć go za język. To nie była przecież jej sprawa — mógł robić, co chciał; być, gdzie chciał; być, z kim chciał. Tak naprawdę to nigdy jego życie nie było jej sprawą, bo to, co ich łączyło, to nawet nie był związek. Owszem, zdążyła go pokochać w tym krótkim czasie, ale oboje wiedzieli, że to tylko na chwilę i nigdy nie wyjdzie z tego nic poważnego. Kiedy więc wróciła do Lorne, starała się o nim zapomnieć i nawet, jako tako, jej się to udało. Przynajmniej dopóki nie stanęła z nim dzisiaj twarzą w twarz, to bowiem momentalnie zbudziło wszystkie wspomnienia, jak i uczucia, które upchnęła głęboko w swoim umyśle i zamknęła je tam na klucz. A naprawdę chciała traktować go jedynie, jako dobrego znajomego z dawnych lat, bo to byłoby zdecydowanie łatwiejsze, niż mierzyć się z prawdą.
Zamrugała odrobinę zdziwiona, gdy temat nagle zszedł na nią. Przez moment bowiem zapomniała, co tu w zasadzie robiła, a nawet, gdzie się znajduje. Rozejrzała się więc mimowolnie dookoła, próbując wrócić do rzeczywistości, która zaczęła jej się mieszać ze wspomnieniami sprzed niemal siedmiu lat.
Koleżanka wczoraj urodziła — wyjaśniła krótko, wciskając dłonie do tylnych kieszeni jeansowych szortów, które miała na sobie. Nie podobała jej się ta odrobinę sztywna atmosfera między nimi, ale tłumaczyła sobie, że to dlatego, że żadne z nich nie było przygotowane na to spotkanie i byli zwyczajnie nim zaskoczeni. Bo nie mogło chodzić o nic więcej, prawda?
Przynajmniej tak sądziła, dopóki nie podeszła do nich jedna z pracownic szpitala, a słowo żona niemal fizycznie uderzyło ją w twarz. Mimowolnie spojrzała na niego zaskoczona, znowu czując to nieprzyjemne ukłucie w sercu, tym razem tysiąc razy mocniej. Nie dała jednak nic po sobie poznać, a przynajmniej naprawdę się starała, bo przecież miał prawo znaleźć sobie inną kobietę. Miał prawo ponownie się zakochać, a nawet wziąć ślub, jeśli tego właśnie pragnął — z tym, że on nigdy tego nie chciał i dobrze o tym wiedziała. Co więc się zmieniło? Czy jego żona była aż tak wyjątkowa?
Chyba należą ci się gratulacje — odezwała się w końcu z krzywym uśmiechem. Choć cholernie chciała, z jej ust nie padło ani jedno pytanie. Chyba wolała żyć w nieświadomości, niż poznać odpowiedzi na wszystkie pytania, który właśnie tłukły się w jej głowie. Nie chciała słuchać o tym, jak to poznał miłość swojego życia, jak to się dla niej zmienił, jaki to był teraz szczęśliwy. Już na samą myśl robiło jej się niedobrze.
Mimo to, gdy Leo wskazał na palarnię, niemal jak w transie ruszyła za nim, jednocześnie klnąc za to na siebie w myślach. Najwidoczniej jej ciało postanowiła słuchać serca, a nie rozumu, bo rozum bardzo głośno krzyczał do niej uciekaj!, co zostało jednak kompletnie zignorowane.
Wiesz, nadszedł ten czas w moim życiu, gdy wszyscy znajomi dookoła biorą śluby i zakładają rodziny. I, jak na dobrą koleżankę przystało, kiedy jedna z tych osób zostaje świeżo upieczonym rodzicem, przychodzę pogratulować pięknego dziecka — powiedziała, próbując się skupić na swojej wypowiedzi, ale było to ciężkie, kiedy jedno konkretne słowo wciąż odbijało się echem w jej głowie. Nagle i ona poczuła potrzebę zapalenia, a że znajdowali się już w palarni, bez pytania sięgnęła do paczki trzymanej przez Leo, aby wyciągnąć stamtąd jedną fajkę, którą zaczęła obracać w milczeniu między palcami.
wieczne dziecko — karuzela zwana życiem
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Bogaty, gburowaty czterdziestolatek o mentalności nastoletniego chłopca, przed którym świat mógłby stać otworem, gdyby nie żona i ten jej... znaczy ich cholerny dzieciak.
Nie usłyszał dobrze pierwszej odpowiedzi Milani, zajęty bezczelnym ocenianiem czy szpitalny uniform opinał się wystarczająco ładnie na kuszących kształtach pracownicy szpitala. Pomijając jej absolutny brak wyczucia czasu, nie mógł jej winić za ujawnianie informacji, które tajne przecież nie były. A może mogł? Przez myśl przemknęło mu paranoiczne podejrzenie, o zmowie wszystkich kobiet przeciwko mężczyznom takim jak on, to znaczy bogatym. Być może babsztyl zwrócił uwagę na jego zaintersowanie młodą i piękna kobietą w holu i pospieszył na pomoc jego biednej, chorej żonie-pijawce, nie mając bladego pojęcia o całej sytuacji. Ale myśl ta zniknęła równie szybko, co się pojawiła. Nic złego przecież nie robił. Nawet przestał już patrzeć na biust Milani. Głównie dlatego, że już zdążył spojrzeć i ocenić jako dalej bardzo piękny widok, ale teraz jak najprawdziwszy gentelman patrzył na twarz rozmówczyni.
Odniósł wrażenie, że widzi tam zaskoczenie. Przez ułamek sekundy, ledwie błysk w oku, tak krótki, że nie mógł być pewny, czy przypadkiem mu się nie przywidziało. Z pewnością po takim czasie nie mogło tam być żadnej zazdrości. Może trochę rozczarowania jego brakie konsekwencji, może faktycznie trochę zdziwienia skąd taki obrót spraw. Nie miała prawa wiedzieć o jego sytuacji, z jego pomrukiwań, półsłówek i zmian tematu. Nie podejrzewał, żeby chciała wiedzieć. A może naprawdę miała to absolutnie w nosie i ucieszyła się po prostu na wizję zapalenia papierosa.
Skinął głową i podziękował krótko, nie chcąc już dłużej ciągnąć rozważań o żonie. Nie mogło to być proste, wywróciło mu to życie kompletnie do góry nogami, ale oto miał przed sobą idealną okazję, żeby na chwilę zapomnieć. Niebezpieczny tor myślenia, przypomniał sobie, w tym towarzystwie pozwalać sobie na zapomnienie o rzeczywistości i bolączkach świata wokół, ale też od jednego papierosa jeszcze nie zdarzyło mu się popełniać skrajnych głupot. Jej też o żadne głupoty nie podejrzewał, więc pozwolił Milani poczęstować się papierosem.
Daj im parę lat, zaczną brać kochanki i rozwody — mruknął, odpalając papierosa. Zaciągnął się, a głęboki oddech świeżego powietrza i dymu pozwolił mu skupić w końcu odpowiednią uwagę na to, co mówiła Milani. Uniósł brwi i zmierzył ją na wpół zdziwionym, na wpół rozbawionym spojrzeniem.
Tak bez prezentu? — zapytał, wydychając dym z płuc i podając jej zapalniczkę. — Poza tym, z tymi gratulacjami pięknego dziecka to bym trochę poczekał, teraz pewnie w najlepszym przypadku przypomina bezzębnego golca piaskowego.
Tak przynajmniej słyszał. Nie widział przecież nigdy swojego dziecka tuż po narodzinach, ani też żadnego innego. I prawdopodobnie utrzyma ten stan aż do momentu zostania dziadkiem, kiedy to nie będzie miał żadnej wymówki na nieoglądanie berbecia. Ale nic tak strasznego na razie nie majaczyło na horyzoncie, więc kto wie, może jeszcze go ominie ta wątpliwa przyjemność.
A tak poza tym — machnął ręką, ogólnikowo wskazując na szpital wokół nich — to co u ciebie słychać? Wszystko dobrze, dalej na prostej?
Nie wyglądała, jakby w ostatnim czasie się potknęła, a nawet jeśli, nie była to tak właściwie jego sprawa, więc nie musiała mu się wcale zwierzać. Ale on sam wiedział, że wypadki się zdarzają i dobrze jest mieć wtedy w pobliżu kogoś, kto jest daleki od oceniania.
powitalny kokos
smort_1141
brak multikont
agentka nieruchomości — Axford Real Estate Agency
27 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zdecydowanie można było zobaczyć w jej oczach zaskoczenie. Szybko je jednak ukryła, a to nieprzyjemne ukłucie zazdrości, które przez sekundę poczuła, szybko od siebie odepchnęła udając, że nic takiego nie miało miejsca. Minęło w końcu sześć lat, powinna dawno o nim zapomnieć i całkowicie się z niego wyleczyć. Problem był taki, że Leo zbyt mocno odcisnął się jej na umyśle — był zbyt ważną dla niej osobą, aby tak po prostu o wszystkim zapomniała i udawała, że spędzony wspólnie czas nie miał miejsca. Była w stanie zapomnieć o seksie z przypadkowymi facetami, o kilku nic nieznaczących randkach, ale jak mogła wymazać ze swojej pamięci tych kilka długich miesięcy, które spędziła w jego towarzystwie?
Ktoś tu myśli bardzo pesymistycznie — mruknęła mimowolnie, choć czy powinna dziwić się jego słowom? Doskonale znała jego podejście do tego typu relacji, które było tak zupełnie różne od jej podejścia. Ona wierzyła w miłość i w szczęśliwe zakończenia; wierzyła w póki śmierć nas nie rozłączy — w przeciwieństwie do niego. Właśnie dlatego, gdy ból po ich rozłące zaczął przemijać, doszła do wniosku, że na dobre im to wyszło, bo skoro mieli inne zdania w tak ważnej kwestii, nic by z tego nie wyszło. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że to tylko coś ulotnego, ale jej uczucia do Leo stały się tak mocne, że nie można było jej winić za to, iż czasem pozwalała sobie na pewne marzenia. Te, które były wręcz niemożliwe do spełnienia, bo wiedziała, że on by tego nie chciał. Dlaczego więc, wbrew swoim słowom i przekonaniom, stał teraz przed nią będąc czyimś mężem?
Bez słowa odebrała od mężczyzny zapalniczkę, by odpalić swojego papierosa, którym zaciągnęła się łapczywie, jakby licząc na to, że gryzący dym wypełniający jej płuca sprawi, że będzie czuła mniej — niestety nic takiego się nie wydarzyło, a ona znów zapragnęła sięgnąć po coś mocniejszego, co na pewno by ją nieco znieczuliło. Tak samo, jak te dziewięć, osiem i siedem lat temu. A potem wróciła do rzeczywistości i przez moment wszystko było dobrze, dopóki nie było.
Prezent był. Jestem już po odwiedzinach — wyjaśniła, opierając się plecami o ścianę pokoiku. Zaciągnęła się jeszcze raz papierosem, a kiedy już wypuściła z płuc dym, przystawiła kciuka do ust, skubiąc odrobinę nerwowo odstającą z boku skórkę. — To prawda, ale dla rodziców dziecko nawet w takiej formie jest piękne. Przyznam, że tego nie rozumiem, choć pewnie zmieniłabym zdanie, gdybym miała swoje — powiedziała i wzruszyła lekko ramionami.
Powstrzymała się jednak przed wykrzywieniem swojej twarzy w grymasie niezadowolenia, bo właśnie znajdowała się w momencie, w którym istniała szansa, że może być w ciąży, ale było jeszcze za wcześnie na zrobienie testu, aby poznać prawdę. Ot, jedna zapomniana tabletka i już miała zapewniony stres na parę tygodni, ale, oczywiście, nie zamierzała o tym informować Leo, bo to nie była jego sprawa.
Wciąż na prostej — odpowiedziała, kiwając głową. Najlepiej chciałaby na tym poprzestać, ale nie widziała powodu, dla którego miałaby to zrobić. Gdyby nie chciała z nim rozmawiać, odwróciłaby się na pięcie i olała jego propozycję, a jednak przyszła tu za nim. — Zostałam agentką nieruchomości, kupiłam dom, przygarnęłam psa. Także, jak widzisz, wszystko jest w jak najlepszym porządku — dodała więc po chwili, choć jej ostatnie słowa brzmiały trochę jak kłamstwo, a przynajmniej w jej uszach. Być może dlatego, że wiedziała, że nie wszystko jest w porządku, ale o tym też nie chciała z nim rozmawiać. To wciąż był Leo — ten sam, w którego ramionach chowała się, gdy miała gorszy dzień — a jednak miała wrażenie, że stoi przed nią ktoś obcy. Czy myślałaby tak samo, gdyby chwilę wcześniej nie dowiedziała się, że ma żonę? — A jak u ciebie? Poza wieściami o żonie? — spytała, starając się posłać mu lekki uśmiech, ale miała wrażenie, że wyszedł z tego jedynie grymas. Nie była zadowolona ze swojego zachowania; z tego, jak zachowuje się przy nim, ale nic nie mogła na to poradzić. Naprawdę starała się udawać, jakby jego obecność była miłym zaskoczeniem, ale prawda była taka, że sama nie była pewna, co myśli o tym spotkaniu.
ODPOWIEDZ