lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Rano nie wyjrzał przez okno, by spojrzeć na pogodę ani też nie myślał zanadto nad tym co go czeka. Wręcz przeciwnie, zjadł całkiem pożywne śniadanie i oczekiwał ojca zupełnie naturalnie. Nie denerwował się, nie odczuwał jakiejś chorej potrzeby zajęcia sobie rąk, choć spojrzał dwa razy na telefon alarmowy. Wprawdzie wiedział, że dziś nikt z remizy nie zadzwoni- wszyscy mieli przykazane, by nie niepokoić komendanta- ale czuł się lepiej, gdy miał przynajmniej to pod kontrolą. Cała reszta zaś zdawała się być wielką niewiadomą, którą dość świadomie ściągnął sobie na głowę.
Przecież wiedział, że nie ma większego widowiska niż rodzinny ślub, na tyle otrąbiony w mediach i w odpowiednim towarzystwie, by jego każda gafa miała zostać wyolbrzymiona. Mimo to jakoś z uporem maniaka dążył do tego, by upublicznić ten związek, zupełnie jakby Richard Remington miał potrzebę zamanifestowania całemu światu, że tak, dorósł, dojrzał i wszystkie grzechy stały się tylko niechlubną przeszłością. Teraz zaś wkracza na jasną drogę monogamii, którą reprezentował ten sakrament. Niewiele sam wiedział jak to do końca wygląda w kościele katolickim i dlaczego to właśnie biskup ma im udzielić tego ślubu, ale ojciec przekonał go, że tak wypada.
Podobnie rzecz się miała z dziewczynkami, które sypały kwiatki i niosły tren jego żonie. Wszystko na co się zgadzał, było raczej wynikową ludzi z większym doświadczeniem w zawieraniu związków małżeńskich. Jego ojciec był wręcz ekspertem w tej dziedzinie, bo przyprowadził na ślub czwartą żonę (kto by to liczył), ale dla potrzeby mediów i dobrego PR (co za skurwysyn) zakopał topór wojenny z matką Dicka i oboje występowali jak szczęśliwi rodzice. Podobnie jak Atwoodowie. Miłość najwyraźniej rosła wokół nich, jak śpiewał Elton John i to na żywo, gdy ich stare i całkiem pospolite obrączki zamieniały się na te nowe i wyszukane, a ten w czerwonej czapce opowiadał o sile miłości.
Potem już były tylko przysięgi, pocałunki i zanim się obejrzeli, oboje byli już po prostu nowożeńcami, a on mógł odetchnąć z ulgą, bo niczego jeszcze nie spieprzył. Wprawdzie lista gości była dość problematyczna (i obfita w ludzi, z którymi spał), ale dziś wyjątkowo nie spędzało mu to snu z powiek. Właściwie po części nie rozumiał, dlaczego jest tak spokojny, a to jego wyluzowanie przypominało efekt zażycia dużej ilości kokainy.
Był w końcu trzeźwy i nie na jego standardy (wódka, whisky i papierosy), ale naprawdę. Mimo wszystko uśmiechał się całkiem szczerze i wcale nie czuł potrzeby dokopania komuś z nerwów, które zwykle tak się panoszyły w jego organizmie. Wręcz przeciwnie, ta idylla była jakąś utopią, którą udało mu się osiągnąć z łatwością.
Dopiero, gdy spojrzał na Ainsley, którą właśnie zapraszał do pierwszego tańca, zrozumiał. W tym całym cyrku z ich rodzicami, weselem, formalnościami i zwyczajami z wyższych sfer chodziło tylko i wyłącznie o nią, o fakt, że dziś już na dobre i na wieczność złożył jej przysięgę i zrobiłby wszystko, by jej dotrzymać.
A przecież nie było większego wiarołomcy od niego.
Tyle, że to już przeszłość. Teraźniejszość zaś miała zapach jej szamponu do włosów, który wyczuwał, gdy układał ręce na jej talii i zapraszał ją do pierwszego tańca, podczas gdy goście wznosili pierwszy toast za szczęście młodej pary.
Nurek ratunkowy — MARINE RESCUE QUEENSLAND
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Dla Ciebie byłam jedną z wielu pań
A ja już ślub planowałam

Znowu sama zostałam
#6 + Ainsley Remington, Dick Remington

Dostając, całkowicie znienacka zaproszenie na ślub i wesele od Ainsley, która nie była mi przecież jakoś specjalnie bliską osobą, trochę się zdziwiłam, ale z drugiej strony, kto nie skorzystałby z takiej zabawy? To więc i ja nie mogłam sobie tego odmówić, tak więc w odpowiednim czasie potwierdziłam swoją obecność i jedyne co mi zostało, to wyszukanie jakiejś odpowiedniej kiecki, no i zastanowienie się nad prezentem. Ostatnimi czasy bardzo modne było dawanie zdrapek, a że za trendami starałam się w miarę podążać kupiłam dość sporą liczbę przeróżnych gier, jak u bukiet pięknych, białych kwiatów. W oczekiwaniu na ten ważny dla nich dzień zastanawiałam się, czy przypadkiem Ainsley nie mówiła mi, że są już po ślubie. W sensie, czy w rozmowach ze mną nie nazywała Dick'a swoim mężem. Często jednak narzeczeni właśnie tak robią, a nawet chłopak z dziewczyną, więc nie miałam zamiaru zaprzątać tym sobie głowy. Z drugiej strony, czemu nie hajtnąć się po raz kolejny, skoro się kogoś bardzo kocha? Ale czy takie coś byłoby w ogóle możliwe? Zwłaszcza jeśli chodzi o ślub kościelny, a właśnie na taki zostałam zaproszona.
Nie jestem chrześcijanką, tak naprawdę sama nie wiem w co wierzę i czy w ogóle wierzę, ale serio, śluby kościelne zawsze niesamowicie mnie wzruszają, więc i tym razem uroniłam kilka łez. Te ceremonie są naprawdę bardzo piękne, a jeśli już dotyczą bliskich mi osób, to w ogóle wyję jak bóbr.
Po dotarciu do sali na której odbyć miało się wesele od razu udałam się do łazienki, by poprawić makijaż. Szybko wróciłam jednak na parkiet, ponieważ wodzirej zapraszał na niego wszystkich, oznajmiając iż zaraz rozpocznie się pierwszy taniec. No i, zupełnie niepotrzebnie poprawiałam makijaż, ponieważ była to kolejna chwila na weselach, która wyciskała ze mnie łzy. Tak było i tym razem.
samolocik
Rośka
nope
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Dick Remington

Okazywało się, że pewnym ich - jej i jej aktualnego-przyszłego męża - stałym punktem programu była chyba wybiórczość dotycząca pewnych, pozornie nieistotnych aspektów. Na tą listę trafiły właśnie zwyczaje i tradycje ślubne. Bo o ile można się bawić w coś nowego, starego, pożyczonego i niebieskiego albo to by pod żadnym pozorem pan młody nie widział przed ceremonią sukni, o tyle jakieś głupoty o spędzaniu nocy przed ślubem oddzielnie już były do wywalenia. Wstali więc pewnie całkiem jak na taki dzień późno (czynienie przedślubnego seksu nową tradycją musiało być w końcu dosyć zajmujące) i rozstali się dopiero przed śniadaniem. Pewnie nie powinna tego mówić na głos, ale cieszyło ją że udało jej się zebrać do domu rodziców bez porannego spotkania ze swoim teściem. Dochodziła bowiem do wniosku, że przegapiła moment, w którym ich rodzice rozgościli się w temacie ślubu tak skutecznie, że Remington awansowal ją na swoją ulubioną synową, matka Dicka chociaż udawała że wie z kim żeni sie jej syn, za to Atwoodowie odstawiali numer, w którym traktowali jej męża jak syna. Najwyraźniej wystarczał sakrament u biskupa i para jednorazowych strojów szytych dziesiątkami godzin u projektantów, żeby wszyscy przestawali na ich związek kręcić nosem. Może i owszem, wszystko to było dosyć miłe, ale udawanie że to na dłuższą metę może komuś pasować, wychodziło jej już bokiem.
Jakby tego było mało, oczekiwała - wręcz odliczała do - momentu w którym spanikuje. Trochę tak jakby za pewnik uważała, że każda panna młoda musi mieć swój powód do świrowania. Zepsuć mogło się w końcu dosłownie wszystko. Zamiast tego przez cały czas ogarniał ją zupełny spokój, który osiadł w niej ostatecznie i już na dobre w momencie, w którym dzięki podwójnemu t a k zostawali nowożeńcami. Jeszcze bardziej na serio i już bez odwrotu. To był ten moment, w którym rozumiała że wcale nie chodzi dzisiaj o to, że dwójka nieznośnie bananowych dzieciaków postanowiła dorosnąć i związać się z kimś na poważnie. Nie chodziło o żadną akceptację ich rodzin, czy ubrania odszyte u projektantów (niedorzecznie swoją drogą piękne). Chodziło tylko i wyłącznie o n i c h, o nią i o niego, oraz o fakt że od teraz rozłączyć miał ich co najwyżej koniec świata.
A kiedy, już na weselu, jej ukochany mąż zapraszał ją do ich pierwszego tańca, zrozumiała coś jeszcze - że nigdy choćby nie wyobrażała sobie kogoś innego na jego miejscu. Czuła się tak, jakby właśnie - niczym jakieś najbardziej skrywane marzenie - spełniały się ich wzajemne obietnice, składane pozornie niewinnie ponad piętnaście lat temu. Uśmiechała się sama do siebie na tą myśl, ale chyba nie mogło być większego szczęścia niż fakt bycia kochanym przez miłość swojego życia? Na swój sposób rozumiała, że działa to w dwie strony, przytulała się więc do niego w ich tańcu mocno, czyniąc ten moment jeszcze bardziej ich, bardziej na wyłączność, jakby nikogo nie było wokół.
Szybko jednak musieli sobie przypomnieć, że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością - wpadli bowiem w takie centrum uwagi swoich gości, że musiała się mocno Dicka trzymać, by mieć pewność, że się jej nigdzie jej nigdzie nie zawieruszył. Kiedy w końcu całe szaleństwo się odrobinę uspokoiło, mogli mieć choć chwilę (wiedziała bowiem, że nie powinna liczyć na więcej) wyrwaną tylko dla siebie. Tego wieczoru to i tak było dużo. Przysunęła się do swojego męża trochę konspiracyjnie i delikatnie ułożyła mu dłoń na karku, informując, trochę tak jakby miała to być dotychczas jakaś tajemnica:
- Muszę przyznać, że wyjątkowo ci do twarzy z tym szczęściem - i uśmiechnęła się lekko. Uważała bowiem, że Dickowi się to po prostu należy. A że nieskromnie za powód mogła uważać ich związek czy wspólne życie? To nie mogło być złe.
Nie było.
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton, Dick Remington

Owszem, pojawiła się tu tylko i wyłącznie na (i dzięki) zaproszeniu swojej dziewczyny. Musiała jednak przyznać, że gdzieś z tyłu głowy pojawiła się również pewna ciekawość, przez co może i czuła się jak te wszystkie seniorki wystające w oknach w roli city-security, ale to było silniejsze od niej. Miłościwie im panujący bowiem komendant straży miał w tej ich nieszczęsnej mieścinie pewną reputację, i wcale nie wynikała ona z tego jak wychodzi mu ratowanie kotków z opresji. Nagle jednak, zupełnie jakby potrzebował całemu światu udowadniać że jest inaczej, okazało się że gdzieś po tym padole łez chodzi dziewczyna, która nie dość że go usiedli to jeszcze zaciągnie z tymi obietnicami pod sam ołtarz. Obserwowanie tego wszystkiego zapowiadało się nader interesująco w sensie plotkarskim (przecież ktoś newsy na komendę musi przynieść, a Ever wyjątkowo będzie w stanie się w tym temacie poświęcić), a biorąc pod uwagę towarzystwo jej Eve i darmowy alkohol, nie byłaby w stanie odmówić (owszem, nawet nie próbowała).
Między Bogiem a prawdą najbardziej skutecznym motywatorem okazywało się, jak i d e a l n i e jej dziewczyna wyglądała w wybranej na tą okazję sukience. I że potem - podkradając tym samym trochę tradycję nocy poślubnej - to ona będzie z niej tą kreację ściągać. Impreza idealna.
- Wiesz - zaczęła trochę nonszalancko, gdzieś w momencie kiedy wszyscy próbowali znaleźć swoje miejsce na sali weselnej. - Dzisiaj wyglądasz jeszcze lepiej - dodała, lekko gładząc Eve po boku, zupełnym oczywiście p r z y p a d k i e m wzdłuż grzecznie póki co zapiętego suwaka. - Nie mogę się nadziwić, że w ogóle wypuściłam cię z łóżka - to dodała kiedy przysunęła sie do niej konspiracyjnie i mogła tak intymne kwestie po prostu wymruczeć jej na ucho.
Zlokalizowanym w końcu miejscem nie cieszyły się długo, ot na tyle by wypić trochę szampana i zamienić z siedzącym obok nich towarzystwem kilka niezobowiązujących zdań, typowy small talk. Eve wtedy zarządziła, że w t wszystkim to czas już najwyższy odnaleźć głównych zainteresowanych i życzyć im wszystkiego dobrego.
Nie nazywałaby swojej relacji z komendantem zażyłą. Ot, luźne koleżeństwo wynikające raczej ze wspólnej niedoli jazdy na wózku pracy w służbach ratunkowych (choć i tak strażakom było tam chociaż odrobinę lżej), niż z prywatnej relacji. To ten rodzaj relacji, kiedy wiesz że kogoś znasz i jesteś w stanie zamienić z nim kilka całkiem sensownych zdań, ale gdyby zapytano cię o imię tej osoby - niekoniecznie kiedykolwiek je poznałeś. Tym bardziej, kiedy w służbach wszyscy raczej tytułują się wzajemnie nazwiskami. Mimo wszystko całkiem sympatycznie obserwowało się Remingtona w innym środowisku niż strażacka akcja. W ogóle obserwowanie szczęśliwych i zakochanych w sobie ludzi było miłe, choć pewnie mogła tak mówić tylko i wyłącznie dlatego, że sama była zakochana i na dodatek w szczęśliwym związku.
W końcu jednak razem ze swoją dziewczyną w końcu dorwały świeżo upieczonych Remingtonów. Eve, trochę chyba z automatu, pierwsza dopadła do pana młodego, samej Ever zostawiając tym samym cięższy orzech do zgryzienia czyli pannę młodą. Żona Dicka była dla chyba zdecydowanej większości gości bowiem sporą tajemnicą. Nie było przecież tak, że byli ze sobą masę lat i ten ślub był planowany od niewiadomo kiedy. Zamiast tego był sobie Dick Remington solo, przez lata pracujący na jakże spektakularną reputację, którą w pewnych kręgach cieszył się nadal (pozdrawiamy mocno z posterunku!), i tak był sobie całe lata aż tu nagle jeb, wytrzasnął sobie jakąś laskę, bardziej angielską niż sama Anglia i postanowił zostać jej mężem. Żona na dodatek nie zdawała sie być nawet w nieplanowanej czy dość nagłej (jak cały ten ślub) ciąży, zasmucając przy tym mocno reprezentację policjantów, która przez ostatni czas zakładała się w najlepsze o to który to już miesiąc.
Ever nie zamierzała jej tego jednak powiedzieć, w zamian składając proste i bezpieczne życzenia, jakie serwuje się nowożeńcom (temat dzieci jednak omijając, bo a. może jednak w tej ciąży jest, b. jeśli nie jest to może i lepiej, że taki Remington się jednak nie będzie rozmnażał. Kochamy cię komendancie wszyscy, bardzo bardzo mocno!!). Pochwaliła jej urodę i kreację oraz poradziła - w żartobliwym oczywiście sensie - by trzymała małżonka krótko, bo wyjdzie mu to na zdrowie. Choć między Bogiem a prawdą to naprawdę wyglądali w swoim towarzystwie na tak szczęśliwych, że takie mądrości zdawały się ich nie dotyczyć.
W końcu jednak dorwała i brzydszą ze stron duetu nowożeńców (choć akurat Dick się nijak w ten podział niewpisywał):
- Jest i dama w opałach - Ever przyszła tutaj z Eve, nietrudno było więc pewnie samemu Dickowi załapać skąd mogła wszystko wiedzieć. Haynes nie miała zamiaru się jednak na nim dziś (wyjątkowo) wyżywać, złożyła więc mu podobne życzenia jak te, którymi przed chwilą oberwała jego żona i nawet go jakoś tak całkiem ciepło przytuliła, Everleigh należała bowiem do raczej tych wylewnych ludzi. - Choć w imieniu całej komendy muszę przyznać, że jesteśmy zawiedzeni - wiedziała, że on wie o zakładzie, który powstał między policjantami (to z a w s z e dochodzi do zainteresowanych), więc tylko zaśmiała się lekko, żeby nie było że uskutecznia tu jakieś złośliwości. - A tak całkiem serio, to nie wiem skąd ją wytrzasnąłeś ani jak to działa, ale niech wam dobrze będzie, to najważniejsze - no bo jednak biorąc pod uwagę jego osławiony, poprzedni tryb życia, monogamia i rola męża przy żonie to tak niespecjalnie szło w parze z Dickiem Remingtonem. Kiedy jedna widziała jak patrzy na swoją żonę, ściskaną właśnie przez Eve, wiedziała że to żadna ustawka i że wszystkie plotki okazywały się nieprawdziwe. Uśmiechnęła się więc do niego ciepło, i było w tym dużo szczerości.
Szczęściem należy się dzielić, więc cieszyła się teraz nawet cudzym.
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Ponownie poprawiwszy sukienkę upiła kolejny łyk szampana (wersję bezalkoholową). Rzadko chodziła w kieckach, więc nie była do nich przyzwyczajona i cały czas miała wrażenie, że dół był za krótki albo po prostu to życie ją uwierało. Nie związek z Ever, bo z każdym kolejnym dniem zaczęła uwielbiać go coraz bardziej, ale powrót brata i związane z tym komplikacje. Starała się o tym nie myśleć, ale ciężko jej szło kiedy musiała przemilczeć parę faktów przed partnerką. Paxton powiedziała jej o niespodziewanym powrocie Jeremy’ego, że teraz u niej mieszkał i po paru dniach podarował nowe cudne auto, którym bez wstydu mogła przywieźć Ever na wesele. Musiała jednak pominąć parę istotnych faktów i to ją dręczyło, bo jedną z wielu dobrych rzeczy wynikających z ich relacji było to, że jeszcze zanim były w związku Eve mówiła kobiecie o rzeczach, do których się nie przyznawała; o swoich słabościach i wszelkich złych myślach, które ją dręczyły.
Teraz nie mogła albo się bała. Ledwie co skonsumowały związek a już miałaby rzucić bombą, która być może przelałaby szale? Chciała wierzyć, że Ever ją zrozumie, ale była cholerną policjantką i to mogło skomplikować wiele spraw.
Starała się skupić na weselu. Na trzymaniu ręki partnerki i na momentach, kiedy przepuszczała ją przodem i bezkarnie mogła taksować jej pośladki. Tylko, że ta kiecka.. miała wrażenie, że dół się podwinie, cycek wypadnie (i będzie afera sutkowa jak u Janet Jackson) albo zamek się spruje, chociaż wcale nie przytyła przez te trzy dni od momentu kupienia kreacji.
- Piękna uroczystość – przyznała Dickowi, któremu najpierw uścisnęła dłoń, bo w relacjach nie związkowych nie bywała przytulaśna, ale przełamała się i postanowiła go na krótko objąć. – I ile żarcia. – Ogrom! – Lepiej dobrze zjeść niż podobać się byle komu, co? – Zaśmiała się i to właśnie miały być jej super życzenia. – Czekaj, mam coś lepszego. – Nie miała, bo nie umiała w życzenia, ale Dick na pewno wiedział, że co Eve mogłaby chcieć w jego umieniu; żeby utrzymał się w trzeźwości, a czego nie chciała mówić teraz na głos. Za dużo ludzi dookoła. – Dobra, nic nie mam. Niech uścisk ci wystarczy. – To i tak było dużo i wyrażało więcej niż tysiąc dziwnie brzmiących słów, których Dick już dzisiaj się nasłuchał. Po co miała powtarzać coś podobnego? Przynajmniej nie zamierzała tego robić w kierunku Dicka. Ainsley nie znała, więc wypadało wypaść w miarę dobrze, dlatego postanowiła się nie wygłupiać.
- Ever – jęknęła słysząc jej pierwsze słowa skierowane do Remingtona. Miała go nie bić, nawet tak mentalnie, chociaż wiedziała o dziwnych relacjach między strażą a policjantami. Szkoda, że stała pomiędzy tym dziwnym konfliktem.
Nasza słynna olimpijka. – Brytyjska, ale wiadomo do kogo należała Australia. – Koniecznie chce autograf. – Żartowała sobie, ale w momencie, kiedy nie wiedziała co powiedzieć Ainsley – wygadywała właśnie to. – Może być na pośladku, żeby oboje byli zazdrości. – Niech ktoś ją uciszy! – Przede wszystkim dużo cierpliwości. – Dokładnie tego życzyła, bo szczęścia i zdrowia podostawali już od innych gości.
Przysunęła się z powrotem bliżej partnerki i objęła ją w pasie.
- Dick, jak już sam widzisz to moja jeden plus. Znacie się, więc nie będę was ze sobą przedstawiać. Ainsley, to Everleigh, moja dziewczyna. - Trzeba zauważyć, jak różnie przedstawiała kobietę, co pokazywało różnice w znajomości Eve - Dick a Eve - Ainsley. - Pora okiełznać ją w tańcu tak samo, jak ty opanowałaś męża. - Mrugnęła do panny młodej, a potem porozumiewawczo spojrzała na Everleigh.

everleigh haynes Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Gdyby ktoś jeszcze rok temu usadziłby go z trudem na kanapie i oznajmił, że najszczęśliwszym człowiekiem będzie, gdy stanie się czysty i zostanie czyimś mężem to pewnie popukałby się w czoło, a potem rzuciłby tego żałosnego człowieczka o ścianę, by reszta populacji nie usłyszała więcej tych złowieszczych i nie mających niczego wspólnego z prawdą przepowiedni. Potem jeszcze by go dla pewności skopał i teraz pewnie byłoby mu głupio, gdyby okazało się, że wszystko co mamrotał pod nosem jest prawdziwe.
Pewnie, były do tego stwierdzenia gwiazdki, wypisane zajebiście małym druczkiem.
W końcu nadal bez kokainy nie był tak absolutnie szczęśliwy, bo bolało go całe ciało i śnił tak niedorzecznie, o ile oczywiście w ogóle zasypiał Zazwyczaj snuł się tylko jak zombie budząc przy okazji Ainsley.
Jeśli chodzi o nią i o to całe małżeństwo to tym razem żadnego odwołania czy warunku nie było. Rzeczywiście w jej towarzystwie radość przyćmiewała absolutnie wszystko i żadna zmora w postaci narkotykowego głodu nie była mu straszna ani nawet obecna. Biskup na kazaniu nazywał to potęgą miłości i może by był w stanie się z tym zgodzić, gdyby nie był to aż takie tandetne. Daleki był przecież od tej atmosfery gołąbków, serduszek i wszystkiego związanego ze ślubem. Nawet jeśli marzył o tego typu ceremonii to był to jedynie chwyt na to, by pokazać tym wszystkim niedowiarkom, że te bananowe dzieci rzeczywiście mogą się kochać.
Nieco zalatywało to spuścizną po Paris Hilton czy Nicole Richie, ale i tak powinien chyba sobie być wdzięczny, że nie poszli w ślady Britney Spears i nie wzięli kiczowatego ślubu w Vegas tylko po to, by go anulować. Od unieważnienia tego całego wydarzenia dzielił go niewielki krok, gdy jego śnieżnobiała (Ainsley i jej asystent używali innego określenia, ale nie spamiętał) spotkała się oko w oko ze śmiercią i pawiami jego podwładnego, a potem została rozrzucona po całej pralce. Ze swoich zalet w CV zdecydowanie powinien wykreślić obsługę tego pomiotu diabelskiego, który najwyraźniej zamiast dopierać stroje, pożerał je. Jednak jeśli nawet to nie odwiodło Ainsley od pomysłu wyjścia za niego za mąż to był w stanie uwierzyć, że są sobie pisani. I byli, bo nie było żadnego ferworu ucieczki, zwątpienia przed ołtarzem, nawet pierwszy taniec wyszedł im jako tako jak na parę, która trenowała raczej w sypialni, a nie przed oczami zgromadzonej gawiedzi, która wkrótce i tak rozpierzchła się po całej sali w towarzystwie swojego plus one.
Jego zaś wyglądała tak niedorzecznie ślicznie w tym anturażu, że przyłapał sam siebie, że nie skupia zbyt mocnej uwagi na gościach, którzy nagle zaczęli im składać życzenia. Zapomniał o tym marnym szczególe, właściwie miał zastrzec, by do niego nie podchodzić, ale mleko (a w tym wypadku szampan) się wylało i teraz musiał wysłuchiwać żarcików na temat rozwijania linii albo tego jak niekompatybilni są z Ainsley, jeśli patrzeć na ich kosmogramy (dzięki, mamo, będziesz idealną teściową).
Z pewną wręcz niedorzeczną ulgą postanowił przywitać Eve w towarzystwie jej nowej partnerki (?), która oczywiście, że było jemu znajoma. Jeśli się sprasza ludzi na wesele to jest ich lekką ręką sześćset (ojciec mamrotał, że to nie wesele, a barbecue), ale jeśli chodzi o ten rodzaj znajomości to wszystko pozostaje niemalże w rodzinie.
- A myślisz, że kto postawił najwięcej? - uśmiechnął się do Everleigh i dał się jej objąć, choć ludźmi brzydził się w równym stopniu co tanim poliestrem. Tego dnia jednak nikt nie zważał na jego fobie i każdy ściskał go tak jakby niejedną kreskę z nim pociągnął. Musiał jednak przyznać, że policjantka wcale taka brzydka nie była i nie byłby sobą, gdyby nie wyciągnął kciuka do Eve, by skomentować jej wybór randki. Jak tak dalej to oboje wyjdą na ludzi, choć zapewne nikt nie stawiał ani centa na to. Z tego też powodu odetchnął całkiem głęboko, gdy ta objęła go delikatnie.
Był jej wdzięczny. Za każdy meeting, który wspólnie odbywali i za każde zwątpienie, po którym od niej obrywał. Dlatego, gdy zaczęła życzenia, zatrzymał ją dłonią.
- Wiem - bo akurat byli uzależnieni sobie składali zawsze jedno. To, by wytrwać do kolejnego zachodu słońca. Tym razem był śmiesznie pewny, że to się powiedzie, zwłaszcza gdy za rękę ściskała go ta kobieta, choć nie potrafił nie zaśmiać się, gdy Eve stwierdziła, że go opanowała. Boże broń przed taką Ksantypą.
Spojrzał na nią i rozglądnął się po wnętrzach. Ściszył głos, by szeptać jej do ucha jak bardzo ją kocha. Tak, coś takiego.
- Jak sytuacja? Gdzie są nasze ulubione gołąbki? - jeszcze brakowało, a kazałby orkiestrze wygrywać The Rains of Castamere w oczekiwaniu na finał akcji. Policjanci i strażacy mieli zakłady, a oni z Ainsley ulubione reality- show, rozgrywające się dosłownie przed ich oczami. Jak przystało na dżentelmena, podał jej kieliszek z szampanem, by raz a dobrze ukrócić plotki o swoim dziedzicu i ślubie z tego powodu.
Panie, tu rozchodziło się o miłość… i maciupeńką chęć do intryg, którą miał wpasować się jak w ulał w łaski swojego ulubionego teścia od Atwoodów.

Ainsley Remington
everleigh haynes
Eve Paxton
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
Może i nie była największą fanką pomysłu organizowania wystawnego wesela - lub jak czule nazywał to jej drogi teść skromnego barbecue - ale musiała przyznać, że cała ostatnia prosta była przyjemna, nawet dla tak nielubiącej bycia w centrum uwagi dziewczyny jak ona. Bycie panną młodą z prawdziwego zdarzenia miało swój niebywały urok - od drobnych rzeczy w stylu idealnego makijażu czy fryzury po cięższy kaliber sukni szytej przez dziesiątki, jeśli nie setki godzin przez drobne dłonie krawcowych Diora po rodową biżuterię, która przyleciała tu dla niej specjalnie ze Szkocji (i o którą dostawała już białej gorączki, wręcz kompulsywnie sprawdzając na dotyk jej ciągłą obecność na miejscu), a jej historia zaczęła się w rodzinie od ślubu jej pradziadków. Szczęśliwie i wszystko inne dzisiejszego dnia zdawało się być idealne - australijska jesień zaskakiwała cudowną pogodą, uroczystość w kościele wzruszająca, nawet mimo nieco pompatycznego kazania biskupa, a i ich pierwszy taniec udany, mimo że nie zdecydowali się na żaden przyspieszony kurs dla narzeczonych (głównie z powodu nierozciągalności godzin w dobie). Jedyne co zdawało się być nie do końca przemyślane to wylewność większości gości względem niespecjalnie zwykle towarzyskich Ainsley i Dicka, ale skoro szampan w tym temacie już się rozlał, trzeba było z godnym całej sytuacji uśmiechem przyjmować większość tych dotyczących rychłego doczekania potomka (ich odrobinę zdegustowanej miny powinny być najlepszym komentarzem) czy tych wyjątkowych jak niekorzystny kosmogram w ujęciu jej drogiej teściowej. Istny dom wariatów.

+ Eve Paxton
Była jednak pewna pula gości, których pojawienie się na orbicie Remingtonów wywoływało u głównych zainteresowanych szczerą radość i na tej liście z pewnością przodowała prywatna bohaterka jej szanownego małżonka, wraz ze swoją plus one. Mimo tego, że Eve kojarzyła się jej raczej z niezbyt przyjemnym epizodem (jakie nietrafione słowo) w historii ich wspólnego pożycia, musiała przyznać, że mało elegancko parsknęła śmiechem, gdy towarzyszka bohaterki zatytułowała Dicka damą w opałach. Mimo wszystko skupiła się jednak na wysłuchaniu życzeń w wykonaniu Eve.
- Jesteś chyba jedyną osobą w tym kraju, która o tym wie - odparła realnie rozbawiona, kiedy ta tytułowała ją olimpijką. Cierpliwości do Dicka już dawno nie miała i przestała się łudzić, że w jakiś magiczny sposób odkryje w sobie jej kolejne pokłady, ale o dziwo najwyraźniej i to był jakiś klucz do małego sukcesu, jakim było to, że przez te wspólne ponad pół roku (a jakby się uparł i zsumował to już pewnie z sześć lat!) się po prostu nie pozabijali. Przytuliła się trochę nonszalancko do swojego męża i nadal rozbawiona dodała: - Jak i z tym opanowaniem. Ale ciiii, to tajemnica - oparła głowę na ramieniu Dicka i roześmiała się perliście, po czym jednak znowu się minimalnie odsunęła (co by chyba nie pozować na takiego uwieszonegl na mężu misia) i dodała: - Żartuję. Przestałam próbować już dawno temu i najwidoczniej na dobre mi to wyszło - bo pewnie, gdyby próbowała to nic wspólnego by nie stworzyli. Ona nie próbowała opanować jego, on jej, klucz do szczęścia według świeżo upieczonych państwa Remington.

+ Dick Remington
Jak mało co doceniła więc moment, w którym magicznie na ich orbicie przestali przewijać się goście wraz z ich mniej lub bardziej serdecznymi życzeniami (cóż, niektórzy może i mocno się starali życzyć wszystkiego dobrego, choć dość jasnym było, że w zakładach na ich rychły rozwód stawiali wysokie stawki) i mieli w końcu moment dla siebie. Prywatniej, tak jak byli przyzwyczajeni.
- Ty jesteś moim ulubionym gołąbkiem - palnęła bez zastanowienia, choć z niemożliwą wręcz pewnością w głosie, po czym wyszczerzyła się chyba samemu tym faktem rozbawiona i zacmokała w jego stronę. - Jeszcze mi tak zostanie - zaśmiała się jednak, dochodząc do wniosku, że takie przesłodzenie nie pasuje ani jej samej, ani ich małżeństwu. Odebrała więc sobie kieliszek z szampanem, który właśnie wręczał jej mąż, i żeby ten ulepek przepić, od razu wzięła duży łyk. Rozejrzała się w trochę teatralny sposób, wzięła drugi łyk że swojego kieliszka i dopiero wtedy odpowiedziała: - Zatrzymałam się na momencie, w którym ten... chwilę temu pamiętałam nazwisko, ale no lekarzyna od Desi się z nami żegnał. Wypiła z nami drinka i zniknęła mi z pola widzenia - pewnie powinna być bardziej zainteresowana ich ulubioną dramą, ale w takim zamieszaniu jakie generowali się po prostu nie dało. To życzenia, to toast, to jej ojciec z jakimś tematem, to jego matka z jakimś, no co rusz coś. Niedziwne więc, że kiedy w końcu zyskali moment dla siebie, przepadli w nim zupełnie, dosłownie tak jakby nagle przestali istnieć goście i cała ta impreza. Ich relacja chyba od zawsze tak wyglądała - nie potrzebowali poza sobą wzajemnie nikogo, żeby było cudownie.
Byli sobą zajęci tak skutecznie, że ledwo zarejestrowała że dosłownie między nimi w pewnym momencie wyrosła jej bratowa, Magda, choć najpierw zwróciła uwagę na jej kwiecistą sukienkę, która na kimkolwiek o mniej oczywistej urodzie i mniejszym temperamencie, wyglądałaby co najwyżej jak cerata babci, a nie jedna z bardziej seksownych kreacji na całym weselu, przybywała z gorącym tematem. Dziewczyna, w charakterystycznym dla siebie stylu dość mocno zaburzającym przestrzeń osobistą i Dicka i Ainsley, objęła oboje niczym dwójkę najbliższych jej przyjaciół i bez żadnego wstępu, zupełnie tak jakby opowiadała im najradośniejszą z historii oznajmiła gospodarzom:
- Wiedziałam, że to wesele będzie ekscytujące. Aspen. Młoda Hallów. Żona tego fifarafa malarza - Magda łypnęła na Dicka tak, jakby jeszcze mógł nie ogarniać kto jest kim w rodzinie jego żony. Zupełnie tak, jakby nagle magicznie zapomniała, że Richard był w ich rodzinie już kiedy ona sama brała ślub z Andrew. - Moja najmłodsza wysmarowała się brokatem, cała, calutka, nawet nie pytajcie skąd go wytrzasnęła. Zgarnęłam więc rzeczy na przebranie i idę z nią gdzieś na stronę, przecież muszę jej zmienić sukienkę i generalnie wszystko - i co również charakterystyczne - można oberwać cała historią życia.
- Magda, do brzegu - skarciła ją więc Ainsley, choć między Bogiem a prawdą ona już chyba wiedziała co właśnie próbuje jej przekazać bratowa, spojrzała więc jedynie porozumiewawczo na swojego męża. On też wiedział.
- Coś ty taka niecierpliwa? Dzieci ci płaczą? No i idę z nią na tą stronę a tam taki doskonały trójkąt. Żona przyłapująca mężusia na momentach z taką gorącą blondyną. Przepiękna dziewczyna, ta blondynka w sensie. I żeby się chociaż jeszcze zaparł, wyparł, a tam ani przepraszam, ani pocałuj mnie w dupę. On blondynę kocha i odchodzi od Aspen, już teraz zaraz, ma gotowy pozew i wszystko, spadaj mała. A tą jakby nigdy jej nie zależało, tylko jakieś suche jak mogłeś, reszta jakby spłynęło po kaczce. Po prostu odeszła. No dajcie spokój, przecież ja to bym i jemu, i jej oczy wydrapała, zresztą chyba każda kobieta przy zdrowych zmysłach by sobie tak nie dała odebrać największej miłości, nie? Ale no, dziwne to wszystko, ale jakby co, nie wiecie tego ode mnie - zacmokała w stronę i młodej, i młodego, zawinęła kieliszek z szampanem i w całkiem spektakularny sposób zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
- Hmmm, nie wiem czy bardziej dziwi mnie jaka siła odpowiedzialna jest za to, że Drew wytrzymuje z Magdą, czy - urwała, by dopić na raz zawartość swojego kieliszka. - Czy udawać zdziwioną tym finałem sezonu w rytmie Circle of Life Eltona - zaśmiała się lekko. Cóż, może i sakrament małżeństwa miał być pewną oznaką dojrzałości, ale nikt nie mógł zabronić dwójce takich beznadziejnie bananowych dzieciaków by mieli swoje reality show. I to takie bardzo reality.
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton, Dick Remington

Mogła się spodziewać, że Eve będzie wręcz kompulsywnie sprawdzać - właściwie non stop - czy przypadkiem jej kreacja nie zawinęła się na dole lub nie ściągnęła na biuście, w jej wyobrażeniu pewnie od razu odsłaniając koronkową bieliznę, którą miała ukrytą pod materiałem sukienki. Raz za razem ściągała więc jej dłoń, rzekomo niezauważalnie kontrolującą materiał i tylko lekko kiwała głową na nie - tym samym dając do zrozumienia swojej dziewczynie, że z jej garderobianym wyborem nie dzieje się zupełnie nic złego. Owszem, sama Ever pewnie chętnie oglądałaby ją tu i nago, ale raczej wesele ich wspólnego znajomego nie jest ku temu najlepszą okazją, oglądała się więc za jej zgrabnym ciałem wciśniętym w tą obcisłą sukienkę. Jak to mówią - jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
- Jest dobrze - uspokoiła ją więc szeptem. Ucieszył ją uśmiech, którym oberwała od swojej partnerki w odpowiedzi, i niczym nie niepokojona pozwoliła się przedstawić zarówno Dickowi, jak i jego świeżo upieczonej małżonce. Gdyby jednak wiedziała, że Eve należało uspokoić również w kwestii życzeń, przejęłaby pałeczkę, obojgu życząc wszystkiego dobrego na raz. Pozwoliła sobie jednak na pewien naturalny podział w tej kwestii, przysłuchując się jednak nadal temu co najlepszego wygadywała Paxton. Nawet się nie spodziewała, że dziewczyna może się tak stresować w obecności komendanta straży, ale może to było tylko to że nie umiała w życzeniowy smalltalk? Długo pozostawiała jednak jej teksty samym sobie, jednak propozycja autografu na pośladku to już był jasny znak, że trzeba reagować.
Całkiem zabawnym więc było, że zganiły się w jednym momencie.
- Eve... - rzuciła trochę jęczącym tonem i wywróciła mocno oczami. Odstawiła w stronę panny młodej jakąś dziwną pantomimę pt. musisz jej wybaczyć, nie wie co mówi, po czym wróciła do swojego rozmówcy, którym w tym momencie był Dick.
- Cóż, na mnie nie patrz - wzruszyła trochę przepraszająco ramionami, robiąc przy tym mocno rozbawioną minę. Owszem, ona sama może i dobrze wiedziała kto postawił najwięcej, ba - pewnie wiedziała nawet, że ta osoba zapierała się w najlepsze że wie, i dlatego stawia, ale z szacunku dla kwoty którą tam przerżnięto, postanowiła milczeć. - I hej, widziałam to! - zdążyła rzucić zaczepnie, widząc jego uniesiony do góry kciuk, którym w formie jakiegoś dziwacznego uznania obdarzył Eve. Zaśmiała się z tego jednak, może i było to gówniarskie jak tylko mogło, ale w jakiś pokręcony sposób całkiem sympatyczne, tym bardziej jak na zapędy samego Dicka, który dla ludzi zwykł bywać raczej dupkiem. I nawet korciło ją dość mocno, by mu o tym przypomnieć, ale w końcu obiecała Paxton, że nie będzie robić chłopakowi obciachu w obecności jego świeżo upieczonej żony, więc zamilkła.
Szczęśliwie jednak Eve sama podsunęła zmianę tematu:
- Chodź, pokażę ci jak się to robi - zaśmiała się w temacie okiełznywania tej drugiej w tańcu, objęła ją delikatnie w pasie, pożyczyła młodym jeszcze raz wszystkiego dobrego i odciągnęła swoją dziewczynę w stronę parkietu. Nie zamierzała być gołosłowna, więc naprawdę długi czas wywijały na parkiecie, robiąc przerwę dopiero kiedy na stoły wjechało kolejne danie. Odsuwając Eve krzesło, postanowiła skorzystać z okazji i zapytać, a raczej stwierdzić coś, co ją dzisiejszego dnia zdziwiło najmocniej. Do tej pory przynajmniej, wszak noc była jeszcze młoda.
- Nie wiedziałam, że Remington cię aż tak stresuje - i żeby nie było, że liczy tutaj na jakieś dziwnie pikantne szczegóły, uśmiechnęła się do niej trochę rozbawiona.
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Potrzebowała się rozerwać. Nie w dosłownym sensie, bo to źle by się kojarzyło z jej przeżyciami z wojska, ale musiała oderwać myśli od nowych problemów, które pojawiły się na horyzoncie. Starała się tego nie okazać. Przecież była mistrzem w ukrywaniu emocji, a jednak im dłużej znała Ever (a przecież to już ponad trzy lata) tym trudniej było przed nią udawać. To jak z chodzeniem w butach. Zawsze się je zakładało i było super, ale raz na jakiś czas trafiał się kamień uwierający w stopę. Everleigh była tym kamieniem. Nie dosłownie, bo nie uwierała a raczej łagodziła ból istnienia w tym trudnym świecie, ale na pewno była kimś, kto całkowicie zmieniał dotychczasowy schemat życia Paxton. Tak bardzo, że przewodniczka psów nie wiedziała co robić za swój dyskomfort obwiniając sukienkę.
Kiedy usiadła od razu sięgnęła po dzbanek z wodą, którą dolała do szklanki Ever, a potem dopiero do swojej. Nie zabroni partnerce pić alkoholu, ale na pewno będzie ją nawadniać, a nawet momentami wciskać tę wodę na siłę byleby uchronić ją od bolesnych porannych skutków.
- Remington? – Pełna zdziwienia palnęła głupio, bo właśnie dała do zrozumienia, że nie chodziło o strażaka. – W tym szampanie było za dużo bąbelków. – Przewróciła kota ogonem zrzucając winę na procenty, których sama nie piła. Miała trzeźwą przewagę. Nie żeby jeden kieliszek szampana sprawił, że Ever była bardzo pijana. – Wiesz, że nie przepadam za ludźmi – Wolała psy. Te nie oceniały, nie krytykowały i uwielbiały człowieka tak po prostu. – a kiedy trzeba komuś składać życzenia.. – Skrzywiła się z niesmakiem. – Za bardzo mi się to kojarzy z emocjami. Nie lubię ich wywlekać na wierzch. – O tym pani detektyw również wiedziała. To dlatego wyjątkowym było, że objęła Dicka. Inaczej sprawa się miała w związku. W nim zachowywała się inaczej, acz zawsze potrzebowała czasu, żeby do tego przywyknąć. – Z tobą – Sięgnęła dłonią do podbródka Ever, której twarz na chwilę skierowała w swoją stronę. – jest inaczej. – Uśmiechnęła się delikatnie i obdarowała kobietę krótkim buziakiem, co zostało głośno skomentowane przez faceta siedzącego naprzeciwko nich. To było coś w rodzaju zachwytu w formie przedziwnego dźwięku. Paxton to rozbawiło, ale nawet nie spojrzała w jego kierunku cały czas skupiając się na partnerce. To z nią rozmawiała. To z nią tutaj była. Jeszcze przyjdzie pora na rozmowę z innymi, bo na pewno niektórych kojarzyła; strażaków albo mieszkańców miasteczka. A może to był ktoś z rodziny Ainsley?
Pomimo, że siedziała to znów sięgnęła do górnego krańca sukienki, którą chciała poprawić i dostała za to po łapach.
- To też mnie stresuje. – Sukienka a nie Ever, która starała się ją przekonać, że wszystko było w porządku i powinna przestać się przejmować. – Następnym razem założę jakiś garniak albo elegancki kombinezon. – Tak jakby serio sukienka była problemem.. – Wyglądam jak brzydkie kaczątko. – Zaśmiała się odrobinę nerwowo. Nie chodziło o to, że Ever była za ładna. Była taka jak trzeba. To Paxton uważała się za mało atrakcyjną (co ujawniało jej niską samoocenę) i miała wrażenie, że dzisiaj już parę razy widziała to dziwnie oceniające spojrzenie, jakby nie zasługiwała na bycie, z kimś tak pięknym. Albo to sobie uroiła, bo w jej głowie Ever była cudowna a samej sobie miała wiele do zarzucenia. - Jesteś przepiękna i nawet zmachana po tańcach odbierasz mi wdech. - Sięgnęła dłonią pod stołem do uda Ever nim postanowiła cokolwiek zjeść. Była tak bardzo zaoferowana obecnością partnerki i możliwością dzielenia z nią nowego doświadczenia jakim było wesele, że nie myślała o jedzeniu.

everleigh haynes
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Musiał pogodzić się z faktem, że tylko w teorii jest to ślub dwójki osób i przez to są identycznie zaopiekowani. Gdy Ainsley wylatywała na Bali na swój wieczór panieński (pierwszy raz widział jej przerażenie w oczach z tego powodu i wolał nie dociekać co jest tego przyczyną), jego koledzy z jednostki zaciągnęli do klubu z burleską gdzieś w Cairns. Może i miała temu przyświecać nadobna Venus i na to liczył poznając striptizerkę, ale okazało się, że to raczej był Mars i jakaś modelka trans, której wymacał odpowiednią część ciała. Dillon coś rechotał, że to ze względu na jego biseksualne upodobniania, ale Dick Remington nigdy nie był człowiekiem, którego kręci striptiz faceta.
Musiał więc obejść się ze smakiem i skupić na piciu, które skończyło się kacem tak wielkim, że był przekonany, że słyszy jak trawa rośnie. Może i winiłby za ten stan tabletki, ale przecież jako osoba uzależniona nawet ich nie spróbował. Aż cud, że pozwolili mu jeszcze pić i palić fajki, które stały się jego substytutem kokainy. Niepotrzebnie jednak wciąż bezwiednie pocierał nos, aż ludzie zaczęli na weselu drążyć czy aby nie pachną zbyt niemiło.
Tak właściwie to bardzo go korciło, by odpowiedzieć, że i owszem i żeby już poszli stąd. Nadal jako pan młody nie czuł się absolutnie gwiazdą tego wieczoru i właściwie to mu nawet nie przeszkadzało, ale ludzie zdecydowanie upadli na głowę i zapomnieli, że nie jest on jednym z tych, którzy swobodnie czują się dotykając innych.
Nie pomogła jego reputacja strażaka i pokaźny stan konta. Rzucali mu się na szyję, mamrotali życzenia, wreszcie stawiali kolejki tak często, że musiał podziękować za swoją ćpuńską głowę, która trzymała go w jednym pionie, choć nie brakowało alkoholu i skandali małych oraz tym większym.
I ojca, który nawet pod okiem nowego okazu postanowił być sobą i zapraszał do tańca wszystkie koleżanki Ainsley, choć jasnym było, że teraz będzie polować raczej na dwudziestki, a nie starsze. Najwyraźniej i jemu szampan uderzył do głowy i gdy Magda przybiegała oznajmić Magdzie hiobowe wieści (a Eve i Ever bezpiecznie i daleko zaliczały parkiet) Dick pomyślał w pierwszej chwili, że stało się najgorsze i ktoś wyzwał go na pojedynek przez te pieprzone przegrzebki i teraz będą obserwować naturalne zniszczenie.
W końcu stary Remington przy gotowaniu zachowywał się jak despota i zdecydowanie zapatrzył się na swojego brytyjskiego kolegę i był w stanie rzucić im talerze na podłogę w szale.
Z tego też powodu słuchał Magdy, choć musiał po minucie przyznać, że to najbardziej męcząca sprawa na świecie, a przed tym pieprzonym ślubem kościelnym przeżył spowiedź, więc jakieś doświadczenie miał. Tym razem jednak stery objęła jego ukochana żona i wystarczyło, by rzuciła mu krótkie spojrzenie, a już zrozumiał, że drama, którą żył miejscami i która w ich życiu zajmowała więcej czasu niż ślubne przygotowania, zakończyła się wielkim niewypałem. Ratingi by im pospadały po takim finale i był w stanie zakląć cicho i złapać za kudły Aspen, by zrobiła coś i przespała być taką ospała.
Najwyraźniej jednak mleko się wylało, nowa para sobie pojechała wcześniej na miesiąc miodowy, a oni zostali z Ainsley bez popcornu i swoich domowych igrzysk. Przez chwilę poczuł, że utracił sens życia i zrozumiał wówczas po co mu to całe małżeństwo było, nawet jeśli nie on dziś był główną gwiazdą tego dnia.
Chodziło o to, że nawet w tak durnej sytuacji trzymał za rękę kogoś, kto doskonale rozumiał jego żałobę i wiedział już, że odtąd będą cierpieć wspólnie.
- Orkiestra - rzucił przez słuchawkę w uchu, bo był nowoczesnym panem młodym - jedziemy tym z Króla Lwa - i wyciągnął rękę do żony, by móc poprowadzić ją z powrotem na parkiet. - Musimy znaleźć sobie kolejną parę na nowy sezon - jak tak dalej pójdzie to rozwiną z tego pieprzonych Bridgertonów.

Ainsley Remington
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.
+ Dick Remington

Niezaprzeczalnym faktem było to, że tak właściwie oni wcale nie potrzebowali tego wystawnego ślubu czy dodatku w postaci wesela. Małżeństwem byli przecież już od jakichś siedmiu miesięcy, a ich pożycie było na tyle udane że przez ten czas a. nie zamordowali się wzajemnie, b. ani razu nie zbliżyli się do choćby myśli o rozstaniu, c. nadal patrzyli na siebie w ten sam zakochany sposób. Szopka (choć biorąc pod uwagę rozmach wydarzenia, raczej calutki cyrk) z udziałem ich rodzin oraz innych dalszych im i bliższych więc co najwyżej wpisywała się w konwencję, w którą z niewiadomych przyczyn wierzyła większość tutaj zebranych - że to wszystko jest tylko i wyłącznie pokazówka i aranżowanie małżeństwa, żeby obie strony mogły na tym w jakikolwiek sposób skorzystać. I chociaż ta grupa mocno specyficznych kibiców pewnie spodziewałaby się zysków w sensie marketingowym (jakkolwiek źle to nie brzmi) bądź pewnie najbardziej finansowym (ha, szczególnie z tą niepodpisaną intercyzą!), realnie odpowiedzią była raczej po prostu relacja z najbliższą sobie osobą. I nieziemski seks, ale jako że dość mocno strzegli własnej prywatności, raczej nie podzieliliby się tak intymnymi szczegółami z nikim z tutaj obecnych. Aż gdzieś w środku uśmiechała się sama do siebie, choć po prawdzie dochodziła właśnie do wniosku że ich wesele okazywało się najdoskonalszą wręcz kalką tego dziwacznego towarzystwa. Daleko nie musiała szukać przykładu - jej rodzona matka, tak podobno szczęśliwa ich szczęściem czy - uwaga, to lepsze! - zachwycona własnym zięciem przybyła na ślub własnej córki w czarnej grafitowo-antracytowej sukience. Nie trzeba było być znawcą mody czy zwyczajów atwoodowo-remingtonowych by bez pudła określić, że w akurat tej, której szczęśliwie nie wybrała na p o g r z e b królowej. Ale przecież taka kreacja od McQueena nie mogła się zmarnować, prawda? Wszyscy jednak mogli mówić i myśleć co chcieli, ale to właśnie było TO. Nie wyobrażała sobie, że gdzieś na tym świecie jest inna osoba, która w równym jej mężowi stopniu umiałaby funkcjonować w całym tym bajzlu nazywanym czule ich dysfunkcyjnym towarzystwem. Na dodatek na tyle, by zamiast próbować uciekać z krzykiem, nadal mocno trzymał ją za rękę.
I wyciągał na parkiet, gdzie właśnie według jego życzenia rozbrzmiewały pierwsze tony klasyku z Króla Lwa, a ona sama w reakcji na to jedynie śmiała się perliście. Pozwalała mu się jednak prowadzić, dość mocno jednak do jego skromnej osoby przytulając. Może to jednak kwestia wodospadu tych nie do końca szczerych życzeń, w których to wszyscy widzieli ich świetlaną przyszłość, może bąbelków z szampana, którego dziś wypiła już trochę za dużo, a może po prostu tego że było jej z Dickiem dobrze, ale właśnie uderzyło ją to że poczuła się w tak zupełnie naturalny, podstawowy wręcz sposób po prostu szczęśliwa. I choć nie zamierzała sobie psuć tej chwili, w pewnym momencie podzieliła się spostrzeżeniem:
- Aż szkoda, że tylko Magda doceni ten soundtrack - bo może i o jej bratowej można było powiedzieć wiele, ale nie to że nie umiała dotrzymywać tajemnic. Owszem, podzieliła się wieściami z nią i szanownym małżonkiem, ale na Boga, akurat gospodarze mieli prawo wiedzieć do jakiego skandalu (mniejszego czy większego) doszło na ich weselu, prawda?
Realnie rozbawił ją komentarz dotyczący pary na drugi sezon, ale nie zamierzała psuć Richardowi zabawy przypominając, że nie dysponują nadmierną ilością znajomych by bawić się w emocjonalne wampiry, które własną wersją Bridgertonów będą wysysać szczęście z innych par. Znalazła jednak bardziej... hm, gorący temat.
- Wiesz - dorzuciła w końcu, po czym przysunęła się jeszcze bliżej i dodała odrobinę konspiracyjnie: - Wiesz, to już chyba t e n c z a s w którym powinnam rozejrzeć się za wolontariuszem, który pomoże mi się pozbyć tej sukienki - ale jako, że noc była jeszcze młoda, lekko odsunęła się z cwanym uśmieszkiem i chyba w ramach wytłumaczenia uzupełniła: - Powinnam się przebrać - wiadomym było, że panna młoda nie ograniczy się jedynie do tylko jednej kreacji, prawda?
Jak i nocy poślubnej, ale o tym miał się przekonać jedynie jej drogi mąż.
ODPOWIEDZ