lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
studentka i asystentka — Flemming and partners
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
trochę studiuje, ale większość czasu spędza w kancelarii, gdzie segreguje papiery Griffina i udaje, że uczy się jak zostać dobrym adwokatem

[akapit]

DWA

- Naprawdę nie złamałam nigdy prawa - upierała się, od kilkunastu minut w najlepsze dyskutując sobie z jednym z pracujących w kancelarii prawników. Własny staż rozpoczęła tu zaledwie przed kilkoma miesiącami, ale pośród niektórych odnalazła się niczym ryba w wodzie. Dogadywała się głównie z mężczyznami – niezależnie od tego, czy byli w zbliżonym do niej wieku, czy odrobinę od niej odbiegali. Poczucie humoru, do którego była przyzwyczajona, najwyraźniej nie torowało jej drogi do damskich serc, co, warto nadmienić, w pracy było szczególnie odczuwalne. Geordie od pewnego już czasu miała wrażenie, że tutejsze panie adwokat nieszczególnie za nią przepadają – może za kilka lat i ona będzie złowrogo spoglądać na młodsze od niej kobiety, które bardzo będą chciały rozpocząć swoją przygodę z prawem? - Jedyne przewinienie, jakiego się dopuściłam, to mały, świąteczny rabunek ze znajomymi z akademika. Zgarnęliśmy z okolicy trochę świątecznych ozdób, żeby ozdobić swój pokój, ale… To było po alkoholu i później wszystko oddaliśmy, więc się nie liczy - wybroniła się, wychylając się przez własne biurko. Na jej ustach malował się pogodny uśmiech, który zniknął jednak, kiedy drzwi do pomieszczenia otworzyły się, a w nich stanął jej szef. Geordie momentalnie spoważniała, mając to dziwne wrażenie, że przy nim nie powinna pozwalać sobie na takie spoufalanie się z pracownikami. Poza tym, naprawdę zależało jej na tym, aby za każdym razem pokazywać mu się z jak najlepszej strony – była przecież jego asystentką i to od niego zależało, jak potoczy się jej dalsza kariera. - Dzwonili z sądu. Rozprawa Jacobsa została przesunięta na czwartek - poinformowała od razu, zaraz też wstając z miejsca, na wypadek gdyby zaraz została oddelegowana do załatwienia jakiejś sprawy. Zdołała już przyzwyczaić się do tego, że dni w kancelarii potrafiły być naprawdę zakręcone, a jeśli chciała wypaść dobrze, musiała pracować na zdwojonych obrotach. Niekiedy w ogóle jej to nie przeszkadzało, ale bywały też dni, kiedy czuła się koszmarnie zmęczona – niemniej, nawet wtedy w jej myślach nie pojawiał się wniosek, że nie tego chciała. Nie – wiedziała, czego pragnie i zamierzała o to walczyć.

luther edevane
prawnik — kancelaria edevane
31 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
001.

Pięć minut. Te cholerne pięć minut.
Standardowo nie stanowiłoby to problemu; prawdopodobnie większość społeczeństwa machnęłaby jedynie ręką, uznając, że jest to zbyt mała różnica, by można się nią było przejmować. Luther jednak miał na to całkiem inny pogląd — od małego był nauczony, by wstawać zawsze o tej samej porze. Zawsze. Co do minuty. A patrząc na to, że nie dość, że zaspał, to pięć minut SPÓŹNIŁ SIĘ do pracy, był tego dnia w nieciekawym humorze. Chodził naburmuszony, raz za razem wydając polecenia, z których nie wszystkie były … sensowne. Czy przydatne mogłyby być skany dokumentów sprzed dziesięciu lat, z których część najprawdopodobniej straciła już ważność?
Swój gabinet opóźnił z typową postawą pt. bez kija nie podchodź, od razu omiatając wzrokiem całe biuro i zatrzymując spojrzenie na asystentce. — Podali jakiś powód? — zapytał, unosząc przy tym brew. Sprawa ciągnęła się już długimi tygodniami, a Luther miał dość kolejnych kombinacji. Wygrana leżała po stronie ich klienta, a ktoś tu niezmiennie przeciągał strunę. — Zresztą nieważne. Załatwię to — stwierdził ostatecznie, a jego ton sugerował, że niekoniecznie ma ochotę powierzać sprawę Geordie (która swoją drogą, miała jego zdaniem przedziwaczne imię). — Coś jeszcze, czy skończyliście już pracę na dziś? — zapytał, sugerując przy tym, że zdążył zauważyć, że wchodząc do pomieszczenia, przerwał im rozmowę. W normalnej sytuacji spotkałoby się to z jego obojętnością i co najwyżej lodowatym spojrzeniem, rzuconym w drodze do kuchni. Teraz również ruszył w tamtą stronę — ale upewniwszy się wcześniej, że zostawi za sobą głuchą ciszę.

Geordie Feldstein
powitalny kokos
m.
studentka i asystentka — Flemming and partners
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
trochę studiuje, ale większość czasu spędza w kancelarii, gdzie segreguje papiery Griffina i udaje, że uczy się jak zostać dobrym adwokatem
Zależało jej na tej pracy, naprawdę. Zależało jej do tego stopnia, iż dzielnie znosiła te wszelkie dziwactwa, choć za to odpowiadać mógł również fakt, iż właśnie tak wyobrażała sobie większość prawników. Wiedziała, że spoty ich odsetek kij umieszczony miał pomiędzy pośladkami, a w przypadku Edevane, cóż, te przynajmniej prezentowały się nienagannie. Rzecz jednak w tym, że był on jej szefem i niezależnie od tego, jak przystojny się wydawał, to niczego w ich relacji nie zmieniało. Musiała mu się podporządkować, bo tylko w ten sposób mogła zagwarantować sobie, że czegoś się od niego nauczy. Zdecydowanie też nie chciała narazić się na jego gniew, co było możliwe i powinna była domyślić się tego, kiedy tylko dziś na niego trafiła. Wystarczył jednak ten krótki komentarz, aby humor Geordie również odrobinę się pogorszył. Najpierw zacisnęła usta w wąską linię i zerknęła na swojego znajomego wymownie, a później dźwignęła się z miejsca, w dłoń biorąc papiery, którymi wcześniej miała się zająć. Właśnie z nimi pomaszerowała w kierunku kuchni, za drzwiami której wcześniej zniknął Luther. - Tym już się zajęłam - odezwała się, kiedy położyła teczkę z papierami na blacie, w ten sposób podsuwając ją w stronę bruneta. Skrzyżowała ramiona na piersi i pośladkami oparła się o jedną z kuchennych szafek. Kiedy dołączyła do tego zespołu, była potulną, szarą myszką, która bez zająknięcia dawała się zmieszać z błotem. W ciągu ostatnich miesięcy również to uległo zmianie. - Coś jeszcze trzeba zeskanować, czy możemy już zacząć się prawdziwą pracą? - zapytała, po czym lekko przechyliła głowę. Ton jej głosu brzmiał tak, jakby zadawała mu teraz niewinne pytanie, ale przecież doskonale wiedział, co sugerowała. Podobnie zresztą, jak ona wiedziała, że przydzielał jej obowiązki, które nie miały większego sensu. Czego niby w ten sposób miała się od niego nauczyć?

luther edevane
prawnik — kancelaria edevane
31 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Sprawy, związane z kancelarią, zawsze traktował z najwyższą powagą; nigdy nie dawał sobie szansy na wszelkiego rodzaju odstępstwa, czy też błędy. Ta zasada tyczyła się między innymi kwestii zarządzania pracownikami, czy też, jak to było w przypadku Geordie, szkolenia ich. Nie wyobrażał sobie wypuszczenia w świat asystentki, czy stażystki, która nie posiadałaby podstawowej, branżowej wiedzy, a jej życiorys zawodowy jasno wskazywałby na to, że wyszła spod jego skrzydeł. Wszystko miało być dopracowane do perfekcji.
Aczkolwiek … Nie przyjmował również do wiadomości, że osoba, która dopiero co przeszła szkolenie, mogłaby liczyć na szybkie przeniesienie. W rejonie, w którym mieszkali, nie było zbyt wielu miejsc pracy, a co bardziej ambitni prawnicy mogli się zaczepić w kancelarii Edevane, by sięgnąć po jakikolwiek rozwój. Być może z tego powodu, Luther niespecjalnie skupiał się na utrzymywaniu przyjemnej atmosfery i niekoniecznie panował nad własnymi wypowiedziami; nie przejmując się kompletnie sposobem, w jaki mogą zostać odebrane. A jako że najbliżej pracował obecnie z Geordie … jej obrywało się najbardziej.
Nie można powiedzieć, że nie spodziewał się, że za nim wyjdzie — w zasadzie tego właśnie się spodziewał, gdy ruszył w kierunku kuchni. Chociaż nijak tego nie zasugerował, jego postawa mówiła nadążaj. — Okej — powiedział, nawet nie sięgając po papiery, które przesunęła w jego stronę. — Prawdziwą pracę? Sugerujesz, że w tym momencie nie wykonujesz prawdziwej pracy? — zapytał, w międzyczasie wyciągając z szafki kubek i stawiając go pod ekspresem do kawy. — W zasadzie mieliśmy zacząć, jak to mówisz, prawdziwą pracę, ale z tego, co mi wiadomo, rozprawa została przesunięta. Tak czy inaczej, możesz się do niej dalej przygotowywać. Zapoznałaś się ze sprawą? — zapytał. Jego zdaniem miała już wystarczająco dużo czasu, by wszystko dokładnie przyswoić. Nie wiedział jednak, czy rzeczywiście się do tego przyłożyła.

Geordie Feldstein
powitalny kokos
m.
studentka i asystentka — Flemming and partners
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
trochę studiuje, ale większość czasu spędza w kancelarii, gdzie segreguje papiery Griffina i udaje, że uczy się jak zostać dobrym adwokatem
Dawała z siebie wiele – naprawdę. Starała się nie tylko na uczelni, ale też w trakcie tego stażu, podczas którego cały czas miała wrażenie, że nie była traktowana poważnie. Może i była młoda, niedoświadczona i pewnie miała też popełnić jeszcze wiele błędów, ale wychodziła z założenia, że poprzez skanowanie dokumentów sprzed dziesięciu lat niczego się nie nauczy. Zresztą, jak mogłaby, skoro nawet nie próbowała ich przeglądać? Jeśli więc była to jakaś forma sprawdzenia jej, Geordie miała ją oblać, a jednak nie przypuszczała, aby Luther miał pogrywać sobie z nią w takie gierki. Zdawał się być konkretnym facetem, który wprost mówił to, co myślał, dlatego w ten sam sposób widziała uczenie się od niego. Szkoda tylko, że do tej pory nie przynosiło to żadnych rezultatów, a jedyne, co zyskiwała, to poczucie niższej wartości, z którym wracała do domu za każdym razem, kiedy to na nią wylewała się jego złość. Najgorsze, że nawet wtedy był całkiem seksowny.
- Oczywiście, że nie. Nie zrozum mnie źle, ale niby po co te wszystkie skany i kopie? Przecież to wszystko od dawna zalega w archiwum. Oboje wiemy, że do niczego nie jest ci potrzebne - stwierdziła, po czym skrzyżowała ramiona na piersi. Tak, próbowała walczyć o swoje, ale po chwili zdała sobie sprawę z tego, że jako jego podwładna niekoniecznie powinna mu się stawiać. - Przepraszam - rzuciła pospiesznie, choć nie oznaczało to wcale, że zmieniła swoje przekonania. Nadal uważała, że to, czym zajmowała się przez ostatnich kilka godzin, nie nauczyło jej niczego, poza dokładnym położeniem przycisków na kserokopiarce. Czy to miało w przyszłości przydać jej się w sądzie? Tego raczej nie zakładała. - Oczywiście, że się zapoznałam. Akta znam praktycznie na pamięć. Mam je wyrecytować? - zapytała, unosząc ku górze jedną brew. Zdecydowała się na jeden z tych zawodów, w których praktycznie nigdy nie wychodziło się z pracy, zatem nic dziwnego, że w ostatnim czasie jej wieczory polegały praktycznie tylko na sączeniu lampki wina w towarzystwie tych cholernych akt. Na nic innego nie miała czasu, ale to dlatego, że naprawdę rzetelnie się przygotowywała. Na tej jednej płaszczyźnie nie był w stanie jej zagiąć, choć to i tak nie dawało jej żadnej przewagi, ponieważ do tej pory znakomicie radził sobie z pokazywaniem jej tego, gdzie jest jej miejsce.

luther edevane
prawnik — flemming and partners
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
  • uno

Duży zegar wiszący na ścianie gabinetu nie pozwalał mu się skupić, przesuwając wskazówką po tarczy tak głośno, że wydawało mu się, jakby za zamkniętymi drzwiami ktoś złośliwie uderzał młotkiem w drewniany blat wolnego biurka, byle tylko wyprowadzić go z równowagi. Pewnie przesadzał, miał przecież do tego absolutną tendencję. Poza nim nikogo już tutaj nie było, więc wyłącznie jego zmęczony umysł dawał mu jasny znak, że na dzisiaj powinien skończyć, bo nie wyciśnie ani jednej kropli więcej z porozrzucanych wokół dokumentów. Nie składały się w racjonalną całość, ta sprawa kładła się cieniem na jego życiu, żałował, że w ogóle zgodził się uczestniczyć w procesie, jaki z góry był skazany na porażkę, a wymagano od niego, by znalazł coś, co przechyli szalę na ich stronę.
22:48 - tę godzinę wskazywał telefon, gdy szarpnął za krzywo przewiązany pod szyją krawat i jednym ruchem ściągnął go, rozpinając trzy guziki śnieżnobiałej koszuli. Szklanka trzeci raz zapełniła się bursztynowym płynem, a w powietrzu unosił się gryzący zapach papierosów palonych przez Griffina tylko w momentach stresu. Dawał sobie jeszcze jedną szansę, jeśli do północy nie znajdzie jakiegoś ale, wróci do domu. Albo zdrzemnie się na niekoniecznie wygodnej kanapie w rogu swojego biura, co było lepsze, niż kolejna przepytywanka ze strony Cornelii, z którą nie chciał i, przede wszystkim, nie miał ochoty się ścierać.
Chcąc rozprostować kości, wstał pierwszy raz od kilku godzin, podchodząc do przeszklonych, dużych okien i zza nich zauważył czyjąś doskonale wiedział czyją sylwetkę. Marszcząc czoło, wyszedł z pokoju, wlepiając natarczywie wzrok w Geordie. - Co ty tutaj do cholery robisz? - zapytał, co najmniej zbity z tropu, ale trzy brudne kubki po kawie, otwarty na komputerze word i kilka dokumentów niedbale rozłożonych wokół, na któych widniały jej zapiski, pozwoliło mu stwierdzić, że... pracuje. Choć nie musiała. - Nadgorliwość nie zawsze jest pożądaną cechą, Geordie Feldstein - przysiadł na brzegu blatu, wyciągając przed siebie długie nogi, krzyżując je w kostkach. Celowo, a może zupełnym przypadkiem położył nacisk na dwa ostatnie słowa, bowiem gra w sugestie weszła mu w nawyk lata temu. - Kim chcesz zostać? - zapytał nagle, jakby dwójka nieznajomych spotkała się gdzieś niespodziewanie, kupując kawę w małej budce na rogu zatłoczonej ulicy wielkiego miasta. - Tą dobrą czy tą złą? Już na początku kariery powinnaś wiedzieć, ile jesteś w stanie poświecić, aby osiągnąć sukces - Flemming wiedział, że żaden prawnik nie jest do końca czysty. Nie dało się być prawym w tym zawodzie, jakkolwiek irracjonalnie to brzmi. Słabe jednostki odpadały, ci silni parli do przodu. Nie znał Geordie, niewiele mógł o niej powiedzieć, ale wyglądała na kogoś, kogo łatwo można było złamać. Jak ktoś, komu sala sądowa niejednokrotnie złamie serce, a nie ma wystarczająco twardej dupy, żeby to udźwignąć. Co istotne, o ile nie najważniejsze, nie znał jej, bo nie chciał jej poznać. Za to doskonale znał siebie i wiedział, że te nieliczne spojrzenia posyłane w jego kierunku, kiedy myślała, że nie patrzy, wreszcie znajdą swoją odpowiedź. Kto wie, może dziś jest ten dzień? Dzień jego słabości.

Geordie Feldstein
powitalny kokos
mojboze
brak multikont
studentka i asystentka — Flemming and partners
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
trochę studiuje, ale większość czasu spędza w kancelarii, gdzie segreguje papiery Griffina i udaje, że uczy się jak zostać dobrym adwokatem

[akapit]

SIEDEM

Nie codziennie, a jednak bywały chwile, gdy zastanawiała się nad tym, czy była wystarczająco silna. Bywały chwile, gdy zastanawiała się, czy znajdowała się we właściwym miejscu, a za wątpliwości, które budziły się w młodym umyśle, odpowiadał nie kto inny, jak właśnie Flemming. Zanim znalazła się tutaj – zanim podjęła się stażu pod jego wprawnym okiem, Geordie nie miała wątpliwości co do tego, że w przyszłości osiągnie swój cel. Może i brakowało jej odwagi, aby otwarcie nazwać samą siebie silną, ale prowadzona doświadczeniami z przeszłości uwierzyła, iż jest w stanie pokonać wszelkie przeszkody, aby w końcu dotrzeć do miejsca, w którym chciała być. Wierzyła, iż niezbędną wiedzę zdobyła w toku nauki, ale dopiero tutaj, w jednej z wielu okolicznych kancelarii, przekonała się o tym, w jak wielkim była błędzie. Przekonała się o tym, że bycie prawnikiem nie zawsze polegało na znajomości prawnych precedensów, ale przede wszystkim na kreatywności i sprycie, których nie dało się nauczyć. Przekonała się również, że sama popełniała błędy, a w tym miejscu był ktoś, kto nie omieszkał jej ich wytknąć. I kto, jak na złość, cholernie ją onieśmielał. A wszystko przez to, jak pewny siebie był, jak sprawnie rozwiązywał wszelkie niuanse i jak dobrze wyglądał, kiedy nad czymś zastanawiał się przez dłuższy czas. Cholera. Myślała o tym znowu.
Niedbale związane włosy opadały jej na czoło, kiedy załamywała ręce nad kolejną papierkową robotą, którą jej powierzono. Miała jej cały ogrom, a gdyby tego było mało, zbliżał się okres uczelnianych egzaminów, którym też musiała poświęcić trochę czasu, jeśli rzeczywiście chciała uzyskać licencję i za kilka lat zostać prawniczką. Jęknęła właśnie z niezadowoleniem, gdy w dokumentacji natknęła się na kolejny kłopot, zaledwie moment później podrywając spojrzenie znad papierów. Powiodła nim w stronę bruneta, którego głos sprawił, że jej serce zabiło szybciej – najpewniej przez to, że zwyczajnie się go nie spodziewała. - To sugestia, że powinnam wziąć wolny wieczór, a ta sterta przejrzy się sama? - rzuciła w przestrzeń, posyłając mu spojrzenie, które jasno sugerowało, że nie wierzyła, aby właśnie taki scenariusz miał na myśli. Czy była nadgorliwa? Jeśli nawet, chodziło wyłącznie o to, że podczas tego stażu chciała nauczyć się jak najwięcej. Poważnie myślała o swojej przyszłości i zamierzała dopilnować, aby po drodze nie popełnić choćby najdrobniejszego błędu, który mógłby na tym zaważyć. Może więc powinna wybrać inne miejsce? Takie, w którym nikt nie rozpraszałby jej swoją osobą?
Omiotła go pełnym niepewności spojrzeniem, a jej zęby zacisnęły się na dolnej wardze. Był jedną z tych osób, których nie potrafiła odczytać, przez co nie była w stanie powiedzieć, czy to do niej był wrogo nastawiony, czy po prostu taki miał styl bycia. Wiedziała jednak, że z łatwością mógł wpędzić ją w kozi róg. - Chciałabym być skuteczna - odparła, poprawiając się na swojej dotychczasowej pozycji, która do typowych dla biura zdecydowanie nie należała. Opuściła jedną nogę, którą do tej pory trzymała podciągniętą na krzesełko, zaraz też koniuszkiem języka zwilżając dolną wargę. - Ale jeśli miałabym wybierać między sprawą a własnymi wartościami, wolę wierzyć, że wybrałabym to drugie. To pewnie nie wróży mi świetlanej kariery, huh? - odbiła piłeczkę, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że udzieliła mu odpowiedzi, jakiej nie mógł od niej oczekiwać. Nie była głupia – znała realia tego świata i wiedziała, że rządził nim pieniądz i bezprawie. Właśnie dlatego chciała coś osiągnąć; chciała stać się kimś, kto mógłby zaprowadzić jakieś zmiany, co było jednym z powodów, dla których tak bardzo się starała. Jeśli czyniło z niej to naiwną, cóż, nie zamierzała się przejmować. Wolała żyć w zgodzie z tym, co podpowiadało jej serce – dokładnie to, które w jego obecności gnało jak oszalałe.

griffin flemming
prawnik — flemming and partners
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Grifiin był obserwatorem, być może ślepym na wszystko co działo się wokół, ale kiedy skupiał się na czymś albo kimś, to robił to w pełni. Jego spojrzenie dalekie było od nieodpowiedniego. Nie był typem oślizgłego szefa, który sunął oczami po sylwetce aplikantki, współpracownicy czy klientki, niemniej nie potrafił zachowywać się inaczej. Może to przesadna pewność siebie wykształciła w nim ten nawyk, a może wraz z latami spędzonymi nad wieloma sprawami, nauczył się tych obserwacji? Składał w całość porozrzucane puzzle, które dla przeciętnego człowieka do siebie nie pasowały. Czy popełniał błędy? Masę. Niemniej szedł w zaparte, nie dopuszczając do tego, aby porażka wpływała znacząco na jego życie - prywatne i zawodowe. Według niego był to klucz do sukcesu. Pierwsza rzecz jakiej powinien nauczyć się przyszły adwokat. Przesadna emocjonalność i przywiązanie nie były pożądanymi cechami w tym zawodzie i na tej podstawie oceniał czy osoby, które zatrudniał mają szansę stać się kimś, czy finalnie wyłożą się na pierwszej, drugiej, maksymalnie trzeciej sprawie, pracując samodzielnie, aż wreszcie uznają, że ten zepsuty świat nie jest dla nich. Miał wątpliwości co do Geordie, a mimo to zgodził się ją przyjąć do swojej firmy. Wierzył, może ślepo, że wystarczyło ją ukierunkować, pchnąć w dobrą złą stronę, by kiedyś była na miejscu zajmowanym przez niego dzisiaj.
- To prawdopodobnie sugestia, że te dokumenty powinny od jakichś... - zerknął za zegarek, doskonale zdając sobie sprawę z tego jak późna jest godzina. -...pięciu godzin leżeć gotowe na moim biurku - zakończył, wykrzywiając usta w grymasie, który trudno było rozgryźć. Czy to bardziej niezadowolenie i rozczarowanie, czy próba uśmiechu, którą skutecznie zablokował. - Może dlatego nie mogę skończyć swojej roboty, bo ty nie skończyłaś własnej, Geordie? - uniósł pytająco brwi, wyraźnie bawiąc się świetnie w tej słownej potyczce. Był to najlepszy, co było dość żałosne, moment tego kiepskiego dnia. I choć powinien wrócić do gabinetu, zamknąć za sobą drzwi, a duże okna zasłonić żaluzjami albo przynajmniej pojechać do domu, igrał z losem. Bo jak inaczej to nazwać? - A może jesteś tutaj, żeby wszystko mi utrudniać? - nie pozwalał jej odpowiedzieć, wyrzucając z siebie kolejne, absurdalnie brzmiące pytania, które były czysto retoryczne. Nie podejrzewał jej o nic. Była młoda, ambitna, chciała się pokazać. On nigdy tego nie doświadczył, tej chęci udowodnienia sobie, że jest w topce, że znajduje się na samej górze albo ma ku temu predyspozycje, by kiedyś zostać numerem jeden. Zależało mu na innych, im musiał udowodnić, że jest dobrą inwestycją. To było jego poświęcenie, wybrał drogę na skróty, a konsekwencje własnych wyborów ciągnęły się za nim do dzisiaj. Chciał rozdawać karty i je rozdawał, ale wciąż zdarzało się, że owa talia nie należała do niego. Czy było warto? Kurwa, oczywiście, że tak. Osiągnął sukces. Czy żałował? Nie, chociaż czasami, bardzo rzadko, myślał, że mógł postąpić inaczej. Niemniej zera na koncie w banku i liczby wygranych spraw skutecznie wyciszały sumienie. Griffin nie był dobrym człowiekiem, a Geordie popełniła największy błąd, wybierając na swojego mentora jego. - To - złapał kartkę z zakreślonymi na zielono nazwiskami. - Powinno być tutaj - przełożył ją na stos ze zlepkiem krótkich zeznań, które na pierwszy rzut oka nie miały najmniejszego sensu. Spojrzał na blondynkę, pierwszy raz wykrzywiając usta w kształcie czegoś, co można śmiało było nazwać uśmiechem. Milczał przez chwilę, trawiąc słowa, jakie spodziewał się usłyszeć, by finalnie wzruszyć ramionami. - Nie, nie wróży - był szczery. - Ale jestem ostatnią osobą, która powinna cię krytykować - mógł, i zrobi to, kiedy przyjdzie im się rozstać, powiedzieć jej, jaką według niego obrać drogę, a jeśli postanowi pójść innym, nieutartym schematem, to jej na to pozwoli. Jej wiara w dobro była jeszcze niezachwiana, a świat potrzebował dla zachowania równowagi ludzi pełnych wzniosłych idei.
- Jeśli miałabyś wybrać, to... dobra restauracja czy chińszczyzna w pudełku, której procesu przygotowania za nic w świecie nie chciałabyś zobaczyć? - zapytał nagle, przesuwając palcem po ekranie telefonu.

Geordie Feldstein
powitalny kokos
mojboze
brak multikont
studentka i asystentka — Flemming and partners
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
trochę studiuje, ale większość czasu spędza w kancelarii, gdzie segreguje papiery Griffina i udaje, że uczy się jak zostać dobrym adwokatem
Naprawdę wierzyła, że własne zasady były jedyną rzeczą, której nie chciała poświęcić na drodze do dalszej kariery. Chciała wierzyć, że była na tyle silna, by nie popełnić błędów, które nagminnie popełniały osoby piastujące wysokie stołki. Prawnicy, sędziowie, cała reszta śmietanki towarzyskiej – obecnie praktycznie wszystkimi rządził pieniądz, czemu ciężko się dziwić, jeśli wziąć pod uwagę smak władzy, którą dawał. Geordie wierzyła jednak, może ciut naiwnie, że jeśli kiedyś znajdzie się na równie ważnym stanowisku, zdoła coś zmienić. Nie była głupia i wiedziała, że wszelkie zmiany, szczególnie te istotne, to proces długotrwały, wymagający zaangażowania większej grupy osób, ale łudziła się, że może kiedyś to właśnie ona będzie w stanie taką grupę zgromadzić. Niewykluczone zatem, że nie spełniała ani jednego z kryteriów, jakimi zdaniem Flemminga odznaczać powinien się dobry prawnik. Nie była bezwzględna, ale z całą pewnością nie brakowało jej rzetelności i determinacji, bo choć obstawała przy swoich zasadach, warto nadmienić, ze w swojej drodze na szczyt poświęciła już wiele. Wystarczy spojrzeć choćby na to, że o tak późnej godzinie znajdowała się jeszcze w pracy. I nie, sen nie był najważniejszą rzeczą, którą odstawiła na bok – tym było życie osobiste, które przemykało jej przez palce po tym, jak dobrowolnie podjęła decyzję o tym, aby przestać się w nie angażować.
Zmrużyła lekko oczy, doskonale wiedząc, że musiał zdawać sobie sprawę z tego, że ilość pracy, którą ją zarzucił, przewyższała jej możliwości. Dopiero nabierała wprawy, a przez to starała się zrobić wszystko bezbłędnie, co zabierało jej sporo czasu. Siedziała więc w biurze po godzinach, byle tylko go nie zawieść i ze wszystkim się wyrobić. Czy więc rzeczywiście mógł liczyć, że plik dokumentów znajdzie się na jego biurku wcześniej? Nie przypuszczała, może właśnie przez to decydując się na to, aby odpowiedzieć mu w ten raczej luźny, żartobliwy sposób. - Wystarczyło mi pomóc. W ten sposób oboje moglibyśmy ruszyć z pracą dalej - uśmiechnęła się łagodnie, szczerze. Nie, nie oczekiwała od niego tego, że każdy mankament wskaże jej palcem, ponieważ w ten sposób do niczego nie doszłaby sama. Wolała zrobić to w pojedynkę, nawet jeśli miało oznaczać to, że poświęci własnym zadaniom znacznie więcej czasu, niż powinna. Ostatecznie więc nie różnili się od siebie tak bardzo, ponieważ Feldstein także chciała podkreślić własną wartość. Pragnęła pokazać mu, że kiedy zdecydował się przyjąć ją do tej pracy, nie popełnił błędu. Sobie zresztą również chciała udowodnić to, że podążała dobrą drogą, a jej marzenia nie były wyłącznie czymś, co już za pewien czas miało zamienić się w dalekie od rzeczywistości sny.
Powiodła spojrzeniem za jego dłonią, kiedy ta przekładała plik papierów. Podniosła spojrzenie na bruneta dopiero wtedy, kiedy ten wypowiedział zdanie, którym zdołał ją zaskoczyć. I nie, nie było nim pytanie o żywieniowe preferencje, chociaż to również sprawiło, że Feldstein ściągnęła brwi ku sobie. Nie dopytała, zamiast tego posłusznie udzielając odpowiedzi. - Pizza - odezwała się, sięgając po długopis, jednak nie po to, aby cokolwiek dopisać na którymkolwiek z dokumentów. - Julius, tam robią najlepszą. Koniecznie na grubym cieście i koniecznie dużo sera - odezwała się, po czym lekko wzruszyła ramieniem. Zaraz też odchyliła się na swoim krześle do tyłu i ponownie podciągnęła jedną z nóg na skrawek siedzenia, obejmując kolano przedramieniem. Długopis, po który sięgnęła wcześniej, przytknęła do ust, delikatnie przygryzając jego brzeg. - Sukces to dla ciebie tylko wygrana sprawa? Nie chodzi o nic więcej? - zapytała, zwyczajnie ciekawa tego, czy i on nie marzył kiedyś o czymś poważniejszym, głębszym. Interesowało ją, czy podobnie jak ona, on również chciał kiedyś o coś zawalczyć. Nie znała go przecież, nie wiedziała o nim wiele – ot, miała wgląd w podstawowe informacje, o których wiedzieli wszyscy. Geordie interesowało jednak znacznie więcej – przede wszystkim interesowało ją to, co kryło się w jego umyśle i to nie tylko przez wzgląd na to, że uważała go za dobrego prawnika. Pragnęła poznać jego myśli, ponieważ on sam ją interesował, a jednak to nie było coś, co mogłaby przyznać na głos. W ciszy zresztą też nie powinna tak o nim myśleć.

griffin flemming
prawnik — flemming and partners
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Skinął głową, jakby jej odpowiedź była czymś oczywistym, jak to, że niebo jest niebieskie, a trawa zielona. Uśmiechnął się, bo zaskoczyła go, chociaż nie dał tego po sobie poznać. Zazwyczaj ludzie, których zatrudniał, ci z krótszym stażem tylko mu przytakiwali, nie wychylając się przed szereg, a gdyby zapytał o najgłupszą rzecz na świecie, a odpowiedź brzmiałaby równie idiotycznie - powiedzieliby bez zająknięcia tak.
- Wystarczyło zapukać do drzwi i poprosić. Ty wiedziałaś, że siedzę w swoim biurze, ja nie miałem zielonego pojęcia o tym, że spędzasz wieczór nad dokumentami, które pewnie i tak nam w niczym nie pomogą - ledwie zauważalnie wzruszył ramionami, jednocześnie z nią rozmawiając i przekładając kartki w taki sposób, że tworzyły w jakiś sposób sensowne kupki. Nie musiał się nad tym skupiać, nie była to jego rola, ale było to o wiele przyjemniejsze od tego z czym musiał się mierzyć za swoim biurkiem. I prawdopodobnie odbyli dzisiaj najdłuższą rozmowę od kilku tygodni, od momentu, w którym Geordie dołączyła do zespołu, stając się jego nieodłącznym elementem. - Mam dość pracy na dzisiaj - powiódł spojrzeniem do szklanych okien, potrząsając głową. Jeśli wcześniej nie mógł skupić się nad zlepkiem setek słów zapisanych na kartkach, tym bardziej nie było szansy, aby zrobił to teraz, gdy wyraźnie się rozluźnił, odkrywając nieco swoje ludzkie oblicze. Zazwyczaj był profesjonalistą. Przychodził, witał się, zamykał za sobą drzwi. Wychodził, rozdawał zadania, wracał do siebie. Tuż przed zamknięciem kancelarii zdarzało mu się żegnać ze współpracownikami, innym razem wychodził bez do widzenia. Nie szukał tutaj ani przyjaźni, ani znajomości. Nie łączył jednego życia z drugim, a tymczasem dzisiaj, po przeszło dziesięciu latach pracy w zawodzie, po kilku latach od otwarcia własnego biura, prowadził z Feldstein niezobowiązującą rozmowę. Najdłuższą. I najbardziej szczerą.
- Bez ananasa? - dopytał gwoli ścisłości, żeby mieli jasność. Jego palec zawisł nad zamówieniem, a drugą ręką przyciągnął wolne krzesło, na którym rozsiadł się wygodnie. - Zastanów się nad odpowiedzią. Nie pozwól mi żałować, że wpuściłem cię kiedykolwiek do tego budynku, Geordie - spojrzał na nią, taksując jej dziewczęcą twarz uważnym spojrzeniem. Jeszcze nie potrafił powiedzieć czy gesty, które wykonywała były chłodno skalkulowane, czy robiła to zupełnie nieświadomie. Spojrzenia. Uniesienia brwi. Przygryzanie wargi. Ten cholerny długopis wetknięty pomiędzy nie. Skarcił się w myślach, składając zamówienie, bez oczekiwania na jej odpowiedź i schował telefon do kieszeni garniturowych spodni, podwijając rękawy koszulki do łokci. To też był jego pierwszy raz, bo zawsze był nienaganny - pod krawatem, w marynarce, teraz odsłaniał wytatuowane przedramiona, nie zawracając sobie głowy profesjonalizmem. Być może powinien, bo pytania, które zadawała nie były tymi, na które chciałby odpowiedzieć zupełnie szczerze. Nie wiedział czy była gotowa poznać prawdę, albo czy chciała ją usłyszeć. Przez dłuższą chwilę milczał, zastanawiając się nad tym. - Chcesz wiedzieć czy zawsze byłem tak pozbawiony skrupułów, jak dzisiaj? - uniósł pytająco brew. - Odpowiedź brzmi: tak - postawił na prawdę. - Czy wykorzystałbym słabość innych, aby odnieść sukces? Potwierdzam - nigdy nie udawał kogoś kim nie był. - Za sukcesem idą pieniądze, Geordie, tym on jest dla mnie. Interesem. W pracy działam na wyłączonym hamulcu, nie analizuję, wyłączam emocje, liczą się dla mnie suche fakty. Ktoś może powiedzieć, wcale nie tak kolokwialnie, że jestem chujem, a ja nie zaprzeczę - nie odrywał od niej spojrzenia, czuł się, jakby go przesłuchiwała, ale nie miał nic przeciwko temu. Gdyby było inaczej, prawdopodobnie nakarmiłby ją kłamstwami, jak to kiedyś był idealistą wierzącym w dobro, którego złamał zakłamany świat. Po co? Nie musiała wcale głęboko kopać, by odkryć, że od zawsze dążył do celu po trupach. - Usatysfakcjonowana? - zapytał, pochylając się i łapiąc za ten cholerny długopis wciąż wciśnięty pomiędzy jej wargi.

Geordie Feldstein
powitalny kokos
mojboze
brak multikont
studentka i asystentka — Flemming and partners
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
trochę studiuje, ale większość czasu spędza w kancelarii, gdzie segreguje papiery Griffina i udaje, że uczy się jak zostać dobrym adwokatem
Mimowolnie zastanowiła się nad tym, czy kiedykolwiek miała okazję obserwować na jego twarzy uśmiech, ale nie była w stanie sobie tego przypomnieć. Widywała go w wielu wydaniach – od zamyślonego, przez lekko podenerwowanego, aż po takie, które mroziło krew w żyłach, a jednak w ułamku sekundy uświadomiła sobie, że nigdy dotąd nie widziała go uśmiechniętego tak po prostu, szczerze. Spostrzeżenie to sprawiło, że na jej ustach wymalował się podobny grymas, który nie zniknął nawet wtedy, gdy obserwowała, jak bez cienia zawahania przekładał kolejne kartki pomiędzy plikami dokumentów. Dostrzegła, że przychodziło mu to naturalnie, zupełnie tak, jakby sam zajmował się tym setki razy, a przecież właśnie od tego miał innych ludzi. Może jednak reszta nie sprawdzała się w tej roli zupełnie tak, jak nie sprawdzała się ona?
- W niczym nie pomogą? - zapytała z powątpiewaniem, chyba dopiero teraz reflektując się, że praca, którą jej przydzielał, nie musiała być wcale znacząca. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie liczyła na to, iż kiedy znajdzie się w tym miejscu, w jakiś sposób przyczyni się do pomocy innym ludziom, ale, jeśli właśnie o tym marzyła, czy rzeczywiście wybrała do tego odpowiednie miejsce? Flemming nie ukrywał przecież tego, że miernikiem sukcesu były dla niego wygrane sprawy – niezależnie od tego, czy osoba, którą reprezentował, była winna popełnionego czynu. Miała jednak wrażenie, że to właśnie pod jego okiem mogła nauczyć się najwięcej; mogła też przekonać się o tym, że nie chciała w ten sposób zmieniać swoich priorytetów. Ale skoro wiedziała, że nie chciała taka być i wiedziała też, że on sam nie był bez skazy, dlaczego jej myśli tak często uciekały w jego kierunku? Wiedziała przecież, jak bardzo było to nierozsądne.
Gdy oznajmił, że nie miał ochoty dłużej pracować, raczej nie spodziewała się tego, że postanowi dotrzymać jej towarzystwa. Nie oponowała jednak, o czym przesądziło nic innego, jak jej zainteresowanie jego osobą. Chciała poznać go lepiej, jednocześnie nie nadwyrężając tej granicy, która oddzielała ich z powodu pracy. Bo owszem, Feldstein zdawała sobie sprawę, że pociąg, który ewidentnie do niego czuła, był czymś, co musiało ograniczyć się do jej własnego umysłu. Może była to jedna z tych zasad, z których nie chciała zrezygnować nawet za cenę prężnej kariery? - Skorzystam z prawa zachowania milczenia - odparła, a uśmiech na jej ustach zdradzał, że po raz kolejny mogłaby zawieść go odpowiedzią. Różnili się od siebie przeogromnie, co widoczne było już na pierwszy rzut oka, ale i tak nie sprawiło, że jej zainteresowanie osłabło. Wręcz przeciwnie, im dłużej mówił, z tym większym zaangażowaniem ona zdawała się go słuchać. I chociaż chciała odpowiedzieć mu niemal od razu, przed tym powstrzymał ja gest, który wykonał, a którego ona zupełnie się nie spodziewała. Chyba właśnie dlatego zamarła, czując jego dłoń tak zadziwiająco blisko własnej, co sprawiło, że bicie jej serca szaleńczo przyspieszyło tempa. Miała wrażenie, że gdyby znalazł się trochę bliżej, byłby w stanie to usłyszeć. Z jakiegoś powodu zawiesiła też spojrzenie na jego oczach i zupełnie nieświadomie wstrzymała oddech, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że powinna się uspokoić. Opuściła więc dłoń, w której trzymała długopis, jednocześnie mając tę cichą nadzieję, że wypieki, które bez wątpienia pojawiły się na jej policzkach, nie były zanadto widoczne. - Nie kupuję tego - przyznała, będąc prawdopodobnie ostatnią osobą, która mogłaby wypowiadać się w kwestii jego charakteru. Nie znała go, nie była też specem od psychologii, ale to, co miało miejsce przed kilkoma sekundami, dawało jej podłoże, by wierzyć, że w tej jednej kwestii miała rację – była tego żywym przykładem. - Nie da się tak po prostu wyłączyć emocji - skwitowała, a jej ramiona uniosły się w geście bezradności. Jeśli jednak rzeczywiście to potrafił, oddałaby wiele, by na tę jedną chwilę przejąć od niego tę umiejętność. Wiedziała przecież, że nie powinna reagować na niego w taki sposób, a jeśli prędko sobie z tym nie poradzi, jej praca tutaj mogła okazać się bezowocna. Ostatnie, czego chciała, to rozpraszanie się przez mężczyznę, nie mówiąc już o kimś, kto nosił miano jej szefa.

griffin flemming
ODPOWIEDZ