chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Cyknął wymownie, bo co to w ogóle była za reakcja! – No co?! – no co naprawdę? Skoro mógł zapytać o wszystko, to chciał zapytać właśnie o to. A ona myśląc, że to strażak go tak interesował, była w piekielnym błędzie. Ogromnym i… No po prostu dramatycznie wielkim błędzie. – Elise, daj spokój. – pierwszy raz użył jej imienia, ale przyszło i wyszło mu to tak naturalnie, jakby w zasadzie robił to od zawsze. Jakby znał jej imię od zawsze i jakby używał go od zawsze. – Skoro tego nie widzisz, to wypiszę ci skierowanie do okulisty. Albo jeszcze lepiej, od razu umówię cię na zabieg wymiany oczu na lepsze. – skwitował, jak na Trevisano przystało, całkiem przekornie… No i trochę złośliwie, niech będzie. Wzrok znów mimochodem (jasssne) uciekł mu niżej, do kobiecych nóg. Prawda jest taka, że sposób w jaki szanowna pani doktor siedziała i sukienka, w którą była ubrana… No, przyciągały nie tylko jego uwagę. Nie tylko jego. Czy strażak też to dostrzegał? Na pewno tak. Byłby skończonym idiotą, ślepym idiotą na dodatek, gdyby tego nie widział. – taka myśl wybrzmiała w głowie pana chirurga, ale z jego gardła słyszalne było tylko ciche mruknięcie. Prawda jest taka, że… Ten cholerny strażak naprawdę brzmiał, jak porządny gość. Przynajmniej w ustach swojej dziewczyny, jakkolwiek infantylnie mogłoby to zabrzmieć. Bear wyraźnie się zatrzymał na tym, co usłyszał od przyszłej pani strażakowej, dlatego pytanie, które ona mu zadała – już drugie z jej puli – dotarło do niego z minimalnym poślizgiem. A, jak już się to wydarzyło to… - Co? – sapnął trochę zbity z tropu, a już na pewno zaskoczony tą… Bezpośredniością Debenham. Normalnie go… Rozebrała. Tak znienacka i mentalnie – zadała zajebiście trafne pytanie, na które sam Logan od bardzo długiego czasu unikał znalezienia odpowiedzi. Czego ja szukam? Że tak trudno mu to znaleźć… Że był tutaj sam… Naprawdę tak o nim myślała? Widziała w nim samotnego człowieka? Z wrażenia aż trochę zaschło mu w gardle. Odchrząknął cicho i pokręcił głową. – Skąd pomysł, że szukam czegokolwiek? – bo każdy tak naprawdę szukał? Nawet jeśli tylko seksu i dobrej zabawy. Albo strażaka, który był przystojny, zabawny, wyrozumiały i przy okazji robił jej dobrze… Zaraz, w klubowej łazience…? No okeeeej… - Chyba kogoś… Kto trochę się postara. Chociaż spróbuje… No wiesz, zobaczyć, że nie jestem takim diabłem na jakiego wyglądam. – odpowiedział po chwili i uśmiechnął się pod nosem, jednocześnie odszukując wzrokiem kobiece ślepia. Naprawdę się przed nią teraz obnażał i sam jeszcze nie wiedział, jak zasadniczo się z tym czuje. Znali się przecież ledwie trzy chwile. – Jess… Doktor Capshaw… Po prostu mnie polubiła. Takiego. – wskazał na siebie, ale oboje dobrze wiedzieli, że w tej chwili wcale nie chodziło o to, co na zewnątrz – ale o to co wewnątrz. – Nie uciekła, bo byłem trudny. Wręcz odwrotnie. Postawiła sobie za punkt honoru, że mnie trochę utemperuje. No i udało jej się. – kącik ust lekko uniósł mu się do góry. Oparł dłoń na barze i zastukał w blat palcami. – Przy okazji po prostu się zaprzyjaźniliśmy, więc… Nie, to nie był po prostu romans. Związek tym bardziej nie. To było coś pomiędzy tym wszystkim. Nie znajdę ci nazwy, bo jej nie mam. – czymkolwiek to było, miało duży wpływ na to kim Trevisano był dzisiaj. Jakim był lekarzem i jakim był człowiekiem. – To nie jest pytanie z mojej puli, to pytanie dodatkowe i mogę je zadać, bo masz do mnie słabość. – zdecydował nagle, bo coś, ta jedna myśl utkwiła mu w głowie. Natrętnie wierciła tam dziurę… Ściągnął mocniej brwi i znów wbił czujne spojrzenie w kobiece tęczówki. – Pytając o to czego szukam… Jakiej odpowiedzi się spodziewałaś? Lub… Jaką odpowiedź może chciałaś usłyszeć? – był ciekaw. Był ciekaw tego co o nim myślała. Za kogo go miała i… Tak, był ciekaw, ale jednocześnie trochę też się tego bał.

Elise Debenham
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Prychnęła, bo nie potrzebowała lepszych oczu ani wizyty u okulisty. To on musiał zejść na ziemię, bo naprawdę… no naprawdę, przesadzał. A ona była zupełnie, ale to zupełnie przeciętna i nie powodowała, żeby ktokolwiek na jej widok się ślinił. Jeśli on tak miał… to cóż, może to jemu przydałaby się wizyta u lekarza, bo widział jakiś przekłamany obraz rzeczywistości.
Za to fakt, że swoim pytaniem zbiła go z tropu świadczył o tym, że trafiła. Zgadła. Zadała odpowiednie pytanie i udało się jej go trochę ruszyć, rozkruszyć. Liczyła, że będzie to kolejna rzecz, która jej coś więcej o nim powie, bo jeszcze parę chwil temu nie była świadoma, że… jest ciekawa. Jego. Tak zwyczajnie po ludzku ciekawa. Cyknęła więc wymownie jak próbował odbić piłeczkę, ale czego zupełnie nie kupowała, bo właśnie z takiego założenia wychodziła – każdy koniec końców kogoś szukał. Mniej lub bardziej intensywnie, mniej lub bardziej się do tego przyznawał, ale szukał.
- Nie wyglądasz na diabła. Nie sprawiasz wrażenia diabła. Nawet jeśli jesteś marudny i złośliwy… nie widzę w tobie tego. – co próbował jej wmówić, że inni widzą. Bo był duży i miał tatuaże? Bez przesady. Przy okazji pracował na chirurgii dziecięcej – nawet jeśli poszedł na nią dla kobiety to nie mógł udawać przed dziećmi. Nie mógł być diabłem. I lubienie go też nie mogło być tak trudne jak mu się wydawało. Z każdą kolejną chwila spędzoną z nim przy barowym blacie uświadamiała sobie, że tak… że chyba go lubi. Tak zwyczajnie po ludzku i bardzo naturalnie. Za to bardzo mocno starała się ignorować fakt – żeby nie zrobić żadnej głupoty – że był bardzo w jej guście. Może nie miała go do tequili, ale do mężczyzn już tak… i Logan bardzo mocno się w niego wpisywał. Gdyby nie była ze strażakiem, gdyby nie próbowali się zaprzyjaźnić, gdyby razem nie pracowali… nie miałaby nic przeciwko, żeby zabrał ją po kilku drinkach do domu. Ale nie chciała tego wszystkiego popsuć.
- Niczego konkretnego się nie spodziewałam. Myślę, że każdy z nas tak naprawdę szuka miłości… kogoś, kto wypełni pustkę, której nie potrafi wypełnić praca i nawet najbardziej ekscytująca operacja – sama też tego właśnie szukała. Czy uważała, że już znalazła? Chyba nie była tak odważna w stwierdzeniach – Ale nie spodziewałam się żadnej konkretnej odpowiedzi. Nie mam pojęcia czego się po tobie spodziewać, Trevisano… jesteś zagadką. – uśmiechnęła się pod nosem i wzruszyła lekko ramionami.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
On też nie chciał tego wszystkiego popsuć, a kiedy zdał sobie z tego sprawę… Był tym zabawnie zaskoczony. Rzadko kiedy czuł sympatię do drugiej osoby, w zasadzie już od pierwszego spotkania, nie mówiąc już w ogóle o jakiejś formie przywiązania i powiedzenia, że mu zależy. Teraz? W jakiś sposób już zależało mu na tym, żeby jej nie spłoszyć. To, że był w tym tak samo niegramotny, jak słoń w składzie porcelany, to już inny temat. – A tam zagadką… – mruknął pod nosem i przysunął bliżej siebie drugi z trzech kieliszków. Spojrzał na niego, potem spojrzał na Elise, potem znów na kieliszek… Potem na uda pani doktor i ostatecznie wrócił do jej ładnej buzi. Naprawdę nie widziała… Nie dostrzegała tego, jak bardzo przyciąga męską uwagę? Aż mu się wierzyć nie chciało. – Pytanie numer dwa… Skup się lepiej, bo będzie rozbudowane. – tak, numer dwa, bo to sprzed chwili, jak zapowiedział, było bonusowe. Tak więc… – Gdyby taki jeden gość… Złośliwy i marudny, ale z przyzwoitą facjatą… Gość, którego może znasz raptem pięć minut, ale masz do niego ewidentną słabość i dobrze o tym wiesz, bo wystarczyło, że nie widziałaś go kilka dni i już zdążyłaś zatęsknić… – wargi zadrżały mu przy tym mocniej. – Gdyby ten gość właśnie, gdyby on zaproponował ci, żebyś razem z nim… Z tym gościem, marudnym, złośliwym, niebrzydkim, tym, co to go tam wypatrujesz na szpitalnych korytarzach… – do brzegu, marynarzu, do brzegu. – Na przykład w ten weekend… Albo na przykład w następny weekend, to bez znaczenia zasadniczo, ale gdyby zaproponował, żebyś razem z nim wypłynęła jego fantastyczną łódką tak trochę dalej w ocean… Na przykład ponurkować albooo po prostu wygrzać tyłek pod pełnym słońcem… – nie przestawał się uśmiechać, mocno jeszcze dyskretnie i przyglądać swojej potencjalnej weekendowej rand… Nie, towarzyszce. – To… Powiedziałabyś raczeeej „już nie mogę się doczekać, zabierz mnie gdziekolwiek chcesz” czyyyy… „mam plany z moim strażakiem, więc spadaj na bambus”? – padło pytanie, a Trevisano przechylił lekko głowę i zmrużył lekko ślepia, tak jakby to miało mu jakkolwiek pomóc w przewidzeniu co zaraz przyjdzie mu usłyszeć. – Po koleżeńsku, oczywiście. Powiedziałbym, że strażak też może z nami płynąć, ale nie może, bo… Bo po prostu nie może. – skwitował finalnie, jak gdyby nigdy nic, a potem – już całkiem śmiało i bezczelnie – po prostu się do niej wyszczerzył. Tak, dobrze słyszała. Zapraszał ją na weekendową wycieczkę w nieznane.

Elise Debenham
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie mogła przestać się uśmiechać i doszła do tego momentu, że nie potrafiła stwierdzić, czy to kwestia jego towarzystwa, czy wypitego alkoholu. Chociaż nie wydawało jej się, żeby wypiła go AŻ tak dużo, żeby miał na nią oddziaływać. Ale z drugiej strony? Może? Jednak? Bo przecież wpatrywała się w niego tak intensywnie jak… jak w jakiś obrazek! I nie przestawała się uśmiechać. I w ogóle miała zaskakująco dobry humor jak na wieczór, gdy właściwie została wystawiona. Ale to jest właśnie to, o czym mówiła. Lubiła być z kimś i spędzać razem czas, ale jej życie nie zawalało się, gdy jego nie było obok, radziła sobie, potrafiła sobie znaleźć zajęcie i rozrywkę. A może po prostu nie zdawała sobie sprawy, że jeszcze tego po prostu nie poczuła? Że można chcieć spędzić z kimś każdą wolną chwilę…
Wpatrywała się w niego, a z każdą kolejną sekundą i każdym jego kolejnym słowem wyglądała na coraz bardziej zaskoczoną, bo nie spodziewała się takiej propozycji. Był zagadką! A to był doskonały tego przykład. Po pierwsze nie wiedziała, że miał łódkę i kochał ocean. Po drugie nie przypuszczała, że gdzieś ją zaprosi.
- To zależy. – taka właśnie była jej odpowiedź i zanim dokończyła i jakkolwiek to wymyśliła – opróżniła kolejny kieliszek swojej tequili – Zapytasz od czego… i już ci to wyjaśniam. Wszystko zależy od tego, czy ten złośliwy, marudny ale z przyzwoitą gębą koleś przestanie się wymigiwać tym, że ja mam do niego słabość i to ja za nim tęskniłam, a zwyczajnie przyzna, że on chce spędzić czas ze mną. – bez odwracania kota ogonem i wmawiania jej czegokolwiek. Nawet jeśli podświadomie miała do niego słabość to nie wierzyła, że aż tak było to po niej widać. Wymyślał i już! Zupełnie tak jak to, że to niby wzbudzała jakieś szalone zainteresowanie w płci przeciwnej – Ale w ten sposób przejdziemy też gładko do mojego pytania. Dlaczego? Dlaczego chciałbyś mnie zabrać w weekend na łódkę? Tylko we dwoje? Po koleżeńsku? – spojrzała na niego wymownie, bo chyba musiał przyznać, że „tylko we dwoje” i „po koleżeńsku” się trochę ze sobą kłóciło – Gdybyś był strażakiem… chciałbyś tego? – czy powinna to zrobić? Sprawić przykrość komuś, kto był porządnym facetem? I właśnie wysłał jej wiadomość, a gdy jej telefon zawibrował – na ułamek sekundy skupiła na nim swoja uwagę i wysłała odpowiedź. Krótką i raczej rzeczową, bo zaraz wróciła spojrzeniem do Logana i wpatrywała się w niego tak samo intensywnie jak przed chwilą.


Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
chirurg dziecięcy — Cairns Hospital
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Jak mógłby nie kochać oceanu? Był Aussie. Może wychował się na bagnach, za sąsiadów mając krokodyle i najbardziej wkurwione węże świata, ale nad oceanem i w oceanie bywał tak samo często. No, ale – to i tak zasadniczo nie miało teraz znaczenia. Trochę chyba… Pożałował. Mając tak samo mieszane odczucia, jak Debenham – nie wiedziała czy to towarzystwo, czy raczej alkohol tak na nią wpływał, on czuł się analogicznie – opuścił gardę, odsłonił się w jakiś sposób przed nią i… Chyba trochę tego pożałował. Nie dlatego, że zasadniczo mu odmówiła – bo tak, tak właśnie odebrał jej odpowiedź – ale dlatego, że… No… Przejrzała go na wylot. Dosłownie na wylot. Niby nazywała go zagadką, ale jednocześnie wytknęła mu… No wszystko. Bardzo jasno wskazała mu na brak racjonalności w tym, co proponował. Brak logiki, brak sensu, brak… Tia. Ściągnął mocniej, niby groźnie brwi, co natychmiast spowodowało głębszą zmarszczkę przy nasadzie jego nosa. Nie, nie zezłościł się na nią. Zezłościł się na siebie. Nie przywykł do towarzystwa osób, które deszyfrowały go w niemalże pięć minut tej znajomości. – Nie, nie chciałbym tego.gdybym był tym pieprzonym strażakiem, dodał tylko w myślach. Pokręcił też głową i wychylił drugi kieliszek ze swojej trójkieliszkowej puli. Zgrymasił pysk, bo zrobiło mu się w nim super cierpko i razem z tym grymasem spojrzał na Debenham. To jak intensywnie mu się przyglądała trochę go… Dekoncentrowało. Instynktownie też wyczuł, że ten nagły sms, który dostała to trochę takie „o wilku mowa”. Szlag.Chcę… Chciałem po prostu zabrać cię w fajne miejsce. To wszystko. I tak się tam wybieram, więc… – mogła się przyłączyć. – Ale masz rację, na dobrą sprawę nawet nie wiem czy potrafisz pływać. – musiał się jakoś, heh, obronić, prawda? Za bardzo go obnażyła i to nie tylko przed sobą, ale też przed nim samym, żeby mógł ot tak przejść nad tym do porządku dziennego. Albo – w tym przypadku – późnowieczornego. – Pewnie nie. – mruknął pod nosem. – I jak woda jest chłodniejsza niż dwadzieścia osiem stopni to piszczysz, że lodowata. – odruchowo sięgnął po trzeci szot, ale… Zatrzymał się. No tak, jeszcze nie czas. Łypnął wilkiem na doktor KochamMojegoStrażaka… - Ostatnie pytanie, Debenham. – skinął na jej telefon. – Bo zdaje się, że ktoś na ciebie czeka. – co oczywiście dobrze o typie świadczyło. - Gotujesz? W sensie... Umiesz gotować? - zapytał, a ja się spodziewam, że było to najmniej oczekiwane pytanie na całej liście pytań, które Trevisano mógł teraz zadać. Ale, ale! Miał swój powód. - Bo nie wiem czy wiesz, ale mamy w czwartek międzyoddziałowe spotkanie z okazji Święta Dziękczynienia i... Podobierali nas w pary. To znaczy... Każda para ma coś przygotować i przynieść. Do jedzenia. No i ty jesteś moją parą, ale skoro ja jestem starszy stażem i w ogóle jestem strasznie zajętym panem doktorem, toooo... Ty musisz coś ugotować. - tu jakby nie było miejsca na dyskusję, prawda? Pewne decyzje zostały podjęte. Hyhy.

Elise Debenham
dziobak bohater
nah
nope
kardiochirurg — CAIRNS HOSPITAL
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
No właśnie. Dokładnie to samo czuła. Chociaż… była rozdarta. Bo z jednej strony chciała dać mu się porwać, spędzić dzień na łódce – bo podobnie jak on kochała ocean – ale jednocześnie nie chciała sprawiać przykrości strażakowi. Nie chciała czegoś psuć. Zrobić komuś krzywdy albo chociaż przykrości. Ale przede wszystkim nie chciała zrobić nic głupiego. Powtarzała sobie to jak mantrę od jakiegoś czasu, ale musiała – po prostu musiała.
- Masz o mnie strasznie złe zdanie. – prychnęła, bo naprawdę wyglądała jak ktoś kto nie umie pływać albo boi się wody? Albo jest taką pańcią, że musi mieć tylko wodę o temperaturze wody z wanny? No bez przesady, bez przesady! Tak samo jak nie miał racji w tym, że kogoś kochała… nie kochała. Co nie zmienia faktu, że mogła zacząć, a w momencie gdyby go od razu torpedowała to nie miałaby na to szans. Próbowała myśleć logicznie, naprawdę się starała. Jeszcze raz spojrzała na ekran swojego telefonu i wypiła kolejnego, ostatniego szota tequili.
- No tak… ty jesteś strasznie zajętym doktorem, ja jestem tylko kobietą – prychnęła, bo naprawdę… naprawdę? Musiała mu przypominać, że ich stanowiska są sobie całkowicie równe i różną się tylko oddziałem, na którym pracowali? Zresztą jej mina była wystarczająco wymowna, że powinien wiedzieć, że tego typowo seksistowskie komentarze nie powinny być kierowane w jej stronę. Miał szczęście, że go lubiła! No i jeszcze jedno… - Masz szczęście, że gotuję i lubię gotować. – właśnie tak! Mógł się zdziwić, ale tak właśnie było – Więc żałuj, że to tylko spotkanie, a nie konkurs… bo byśmy wygrali. – wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu, a wtedy jeszcze raz jej telefon zawibrował i znowu spojrzała na ekran – Będę wracać. Cieszę się, że mogłam Cię trochę lepiej poznać, Logan… powinniśmy to kiedyś powtórzyć, więc przemyśl następne pytania. – rzuciła swobodnie, schowała telefon do torebki, zsunęła się z barowego stołka i pochyliła jeszcze do mężczyzny – Bardzo dobrze się z tobą bawiłam. I naprawdę chętnie spędziła z tobą dzień na łódce, ale… to po prostu nie jest teraz dobry pomysł. – może innym razem? Może w przyszłości? Musnęła jego zarośnięty policzek i zebrała się do wyjścia. A jeśli się za nią odwrócił to mógł zauważyć, że ktoś tam na nią czekał. Całkiem przystojny – chociaż jakby miała być tak całkiem szczera to nie tak jak on – dobrze zbudowany i wyglądający na sympatycznego facet, z którym się przywitała, który ją objął i zabrać z baru do domu. Chociaż gdzieś z tyłu głowy pani doktor pojawiła się złośliwa myśl, że dzisiaj ta randka mogłaby nie dać się uratować.


/koniec

Logan Trevisano
motywująca ara
nick autora
brak multikont
lorne bay — lorne bay
28 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Po cóż żyć na linii wzroku, gdy wszyscy każdy Twój krok obserwują? Żądni sensacji, żądni potknięcia, szepcąc niby to półgębkiem tak żeby nikt nie zobaczył (to szanujący się ludzie, oni wszak źli nie są, zawsze dobrze życzą!): wejdź w dziurę, no wdepnij w tą dziurę i kark skręć!. Ludziom nigdy specjalnie ufać nie zwykła, właśnie tam z boku się czając, ulatując przed spojrzeniem, nieuchwytna jak wiatr co w ruch wprawiał skrzydła. Prześlizgiwała się pomiędzy przeszkodami ludźmi, chwytała garściami co popadnie, czasem rarytasy zgarniając, opinią się nie przejmując. Na przykład wtedy, co zległa na błoniach zielonych, wśród gęstych krzewiastych, nie z tym co jej pisany był. Z głównym bohaterem powieści, w której Lallie przypadkiem się znalazła, jakimś trafem dziwnym, wywracając do góry nogami dwa życia.
Wreszcie jednak los się do niej uśmiechnął, na pocieszenie słońce zsyłając, o którym już prawie zapomniała, a przecież Lorne Bay jest piękne, gdy lśni w słonecznych promieniach, co leniwie o domki i drzewa się ocierają.
Narzuciła na siebie kurtkę jedynie, cieniutką, która miała piżamie dwuczęściowej nadać bardziej casualowego looku i trampki na nogi wsunęła, niespecjalnie poczuwając się do całkowitej wymiany garderoby na tą bardziej wyjściową. I tak już pospała nieco za długo, a dość się spieszyła. Jej oczy błagały o destrukcję. Granatem zaszły jak pochmurne niebo, na burzę czekające, na deszcz ulewny. I usta już rozchylały się, by frustrację wylać, potopem kogoś przy okazji zalać i unicestwić wszystko co złe i co dobre. Jednak nikt znajomy po drodze się nie napatoczył, aż do momentu, kiedy jej oczy nie natrafiły na znajomą sylwetkę skrytą za szybą oddzielającą wnętrze baru od ulicy. Postanowiła więc wejść.
- Ale wiesz, że na degustacji przeważnie smakuje się pierwszy łyczek, przepłukuje usta wodą, a potem sięga po następne? - głosem rozchyliła poły kurtyny, za którymi skryła się Primrose Brumby, pochylona przed kolorowymi, małymi kieliszkami, których zawartość raczej była oczywista. Przechyliła głowę na bok, w narastającym niezrozumieniu, ale i ciekawości, która odwiodła ją od wycieczki do pobliskiej kawiarni, stawiając w niezbyt korzystnym świetle, ubraną w na wpół ukrytą piżamę, pośrodku baru.
powitalny kokos
nick autora
brak multikont
rządzi i uczy surfingu — surf shop
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Rządzi w Surf Shopie i uczy surfowania, a prywatnie mega się pogubił i nic nie wskazuje na to, żeby prędko miał się odnaleźć.
022.

raise your glass
{outfit}
Nie można mu raczej zarzucić uzależnienia, a jednak już od chwili rozwodu alkohol zaczął być coraz częściej obecny w jego życiu. Nie potrafiąc poradzić sobie z problemami, które sam spowodował, Gabe zaczął szukać pomocy w miejscach, które poratować mogły go pełnym kieliszkiem. Wydawało mu się to naturalnym stanem rzeczy, z którego zresztą w końcu się otrząsnął. Nie od razu, ponieważ potrzebował sporo czasu, aby załatać rany, które sam sobie zadał, a później jeszcze pogodzić się z faktem, że relacja, którą niegdyś uważał za wieczną, wcale taka nie była. Winę za to ponosił wyłącznie on, a gdyby tego było mało, w ciągu ostatnich dni jeszcze intensywniej odczuł tęsknotę za Noel. Już wcześniej mu jej brakowało i wiedział, że to nie miało się zmienić, jednak kiedy zmarł jego ojciec, a ona udowodniła mu, że mimo wszystko potrafiła być tu dla niego… Znów zaczął myśleć o tym, że stracił jedyną kobietę, na której kiedykolwiek miało mu zależeć. I nie było już szansy, żeby to naprawił.
Nie było też szansy na to, że jeszcze kiedykolwiek zobaczy swojego ojca, co w ostatnim czasie także mu doskwierało. Był tak przywiązany do starszego Flemminga, iż pogodzenie się z jego śmiercią miało być długotrwałym i zdecydowanie też bolesnym procesem. W dodatku też takim, w trakcie którego znów nieco częściej miał zaglądać do kieliszka - najpierw w domowym zaciszu, a później też i w barach, do których na szczęściej nie musiał wyskakiwać sam. Dziś udało mu się złapać z Remim, z którym dawno nie miał okazji się spotkać. Całkiem niedawno uświadomił sobie, że po rozwodzie tak bardzo zagrzebał się w swoich sprawach, iż odrobinę zaniedbał własnych znajomych i najwyraźniej była to najwyższa pora, aby w końcu to naprawić. Teraz udał się więc do ich stolika z dwoma szklankami piwa, z których jedną już chwilę później podsunął pod nos brunetowi. - Nie masz wrażenia, że od ostatniego razu zrobiło się jakieś… jaśniejsze? - zapytał, zajmując swoje miejsce. Spojrzeniem uważnie przestudiował zawartość szklaneczki. - Dam sobie rękę uciąć, że dolewają tam coraz więcej wody. Pewnie nie ma to już nawet procentów - skwitował, po czym upił kilka łyków napoju. Smak też był jakiś inny, choć to wrażenie mogło być też efektem jego wyobraźni. W końcu skoro już i tak przekonał się do tego, że właściciel baru posuwał się do nieuczciwej praktyki, najpewniej prędko nie miał się tych myśli pozbyć.

strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
#numer

Once again, so sorry że zapomniałam o tej grze! Jestem lamą największą, muszę wrócić do postowej mapy myśli, bo tracę rachubę. No a Remi cóż, też coś o traceniu wiedział. Zwłaszcza ostatnio, kiedy pochował przyjaciela z dzieciństwa i cóż, jego zwykle kolorowy i wesoły świat, stał się nieco bardziej pochmurny i smutny. I chociaż wiedział, że każdy człowiek musi przejść żałobę po kimś bliskim i ważnym (jeśli oczywiście nie jest psychopatą, a on się za takowego nie uważał bynajmniej), ale i tak czuł się kompletnie jak nie on, jakby jakaś jego część została tam w kaplicy i nie chciała wrócić do niego. I jak zawsze po pogrzebie, nie wiedział czy w ogóle powinna. Niby był coraz starszy, więc strata stawała sie coraz większą i większą częścią życia, bo taka jest kolej rzeczy… ale to nie sprawiało, że czuł się z tym lepiej, że stawało się to łatwiejsze do przyjęcia. I chyba dlatego @gabe był dla niego idealnym towarzyszem niedoli, bo też stratę przeżywał, a w żałobie zawsze razem raźniej. Okej, to zabrzmiało bardzo źle, ale chyba zdrowsze jest jednak widzenie się z kimś i rozmowa, nawet przy nie do końca zdrowym alkoholu, niż siedzenie w czterech ścianach… i alkoholizowanie się tam.
- Jaśniejsze? - powtórzył za nim i z małą obawą spojrzał na swój kufel - teraz trochę się boję spróbować - przyznał i póki co tylko kontrolnie powąchał płyn, chociaż nie był smakoszem właściwie żadnego trunku, więc co on o tym wiedział!
- Musimy po prostu zacząć brać butelkowane, tam nie wpadnie nic, co wpaść nie powinno - zaproponował, unosząc lekko brew - no może jakaś osa czy mucha czasem, ale w tym barze nie mają ich zbyt wiele - dodał, a potem napił się, uznając że ryzyk fizyk! I że alkohol odkaża, więc był ubezpieczony.
- Ale mam nadzieję że na frytkach jeszcze nie oszczędzają… zjemy? - no fryty, comfort food, Remi dbał o każdy detal wspólnego picia dwóch smutnych panów.
towarzyska meduza
-
lorne bay — lorne bay
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
You go in shadows, you'll come apart and you'll go black. Some kind of night into your darkness, colors your eyes with what's not there.
Tego wieczoru siedziała na zapleczu. Krótko po wybiciu dziesiątej, rzuciła z rezygnacją mokrą i lepką od rozlanego alkoholu szmatę, która osunęła się po rancie umywalki i z cichym plaskiem uderzyła o podłogę. Nie zauważyła tego. Czasem bywały dni, że czuła mniej. Błądziła myślami na krawędzi rzeczywistości i rozmytych, bezkształtnych marzeń wyobrażeń. Dzisiaj był właśnie taki dzień. Dlatego nawet siedząc za podniszczonym, dębowym blatem biurka, przerzucała bezmyślnie papiery, w pewnej chwili zapominając zupełnie czego zaczęła szukać. Z zamyślenia wyrwał ją nieśmiały głos, dobiegający z wejścia do niewielkiego pomieszczenia, w którym siedziała. Jedynego miejsca, którego nie wypełniał wszechobecny zapach alkoholowych oparów. Skinęła głową i odrzuciła plik kartek na jeden ze stosów. Nawet nie zwróciła uwagi na który.
Wyłaniając się zza zaplecza spodziewała się wszystkiego, ale nie tego co prezentował przed nią wymizerowany, mężczyzna z ciemnymi sińcami pod oczami, na pierwszy rzut oka wyglądający jakby toczył niekończącą się walkę ze swoją osobistą żałobą. I dobrze. Pomyślała, krzywiąc się na widok znajomej twarzy. Ostatni raz widziała go wieki temu, ale niezależnie od upływu czasu, rozpoznałaby go równie szybko teraz, jak i za dziesięć lat, kiedy siwizna przyprószyłaby mu włosy.
- Czegoś potrzebujesz? – stłumiła w sobie warknięcie, siląc się na uprzejmość. Na jej twarzy obsypanej konstelacją piegów, pojawił się krzywy grymas, nieudolnie naśladujący uśmiech. Przez moment wstrzymała oddech, lustrując go ostrym przeszywającym na wskroś spojrzeniem, jakby miejsce źrenic zastąpił skaner.
Dzieląca ich lada, dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Choć wiedziała, że tak naprawdę nic jej się nie mogło tutaj stać, bardziej chodziło o komfort ducha. W każdej chwili mogła odwrócić się i uciec jak dziecko, którym czasami bywała, a on nie zdążyłby jej dogonić. To zaś sprawiało, że mimo niechęci jaka malowała się na jej twarzy, ogarnął ją spokój. Wciąż przyglądała się jego twarzy, ubraniu, doszukując się najdrobniejszych skaz i rys, zaglądała w głąb jego oczu, jakby próbowała odnaleźć powód jego wizyty, bez werbalnej próby wyciągnięcia tego z niego. Nie udało się. Wreszcie skinęła głową, dając mu do zrozumienia, że może mówić i na kilka sekund usta ściągnęła w wąską linię.
ambitny krab
yaya
brak multikont
właściciel winnicy — bouteille d'or
39 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Dryfuje w krainie winem płynącej
004.
Był nieco zdziwiony faktem, jak wiele osób z czasów jego młodości zostało w Lorne Bay albo, podobnie jak on sam, wróciło tutaj po latach. Oznaczało to, że miał całkiem sporo zaległości do nadrobienia i znajomości do odświeżenia — zdecydowanie więcej, niż się spodziewał. Nie przeszkadzało mu to jednak szczególnie. Lubił w końcu spędzać czas z ludźmi i wśród ludzi, więc nawet było mu to na rękę i odsuwało na bok potencjalne obawy, że nie będzie czuł się w rodzinnej miejscowości komfortowo, bo tak naprawdę wszystkich przyjaciół zostawił za sobą. Wychodził przez to zdecydowanie więcej niż być może w tym wieku się powinno (nie znał się na tym absolutnie) i dzisiaj był kolejny wieczór, który spędzał ze znajomymi w jednym z lokalnych barów. Niewielkim i mniej popularnych chyba niż Moonlight, ale zdecydowanie bardziej odpowiadał mu ten klimat, przynajmniej na to spotkanie. Chociaż musiał przyznać, że część towarzystwa, z którą lepiej się dogadywał, już się wykruszyła i powoli zaczynał czuć się znużony dalszą dyskusją. Dlatego też udał się do baru po kolejnego drinka, mając zamiar wypić jeszcze jednego i się zwijać, żeby nie przeciągać tej posiadówki. Ani tym bardziej nie wybierać się z nimi do jakiegoś podejrzanego klubu, który wydawało mu się, że tak naprawdę nie istniał.
Zamówił alkohol i zamienił nawet kilka słów z barmanem w oczekiwaniu na swoją szklankę, gdy przy barze, kilka osób dalej, pojawiła się znajoma twarz. Początkowo nie był pewien, czy to na pewno ona, więc wychylił się delikatnie, aby sobie na nią spojrzeć, tym samym przyciągając trochę jej uwagę. A gdy ich spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się do niej wesoło. Zgarnął swoją szklankę z drinkiem i zamiast wrócić do stolika, minął trzy chichoczące przyjaciółki stojące między nimi, aby podejść do swojej nowej znajomej z imprezy dla sztywniaków.
Cześć, Lemmie — przywitał się ładnie, bo to dobry chłopak z dobrego domu był. — Nie wiedziałem, że damy z towarzystwa mogą bywać w takich miejscach. Twoja teściowa nie zemdleje z oburzenia? — ten bar w końcu jakiś najwyższych lotów nie był. Blat się kleił, a stoliki chwiały się mocno ze względu na nie do końca równą podłogę, pod niektóre pewnie obsługa powciskała złożone chusteczki, ale nie wszędzie. — Jak dzisiaj sytuacja z komfortem stylizacji? — zapytał nieco żartobliwie, rzucając szybkie spojrzenie na jej strój. Nie widział dresu i kapci, ale nie wyglądała też tym razem na taką naburmuszoną, jak ostatnio, więc chyba było lepiej.

lemmie marlowe
bezrobotna — ale szuka
33 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i don't wanna look at anything else now that I saw you, i don't wanna think of anything else now that I thought of you
003.


Babskie wypady z przyjaciółkami, których zupełnie nie interesowało czy jej buty są od jakiejś znanej projektantki tylko czy są ładne i czy mogą jej je kiedyś ukraść to było coś co lubiła najbardziej. Miała wrażenie, że ostatnią ją to ratowało. Dzięki temu nie ześwirowała jeszcze w tym bogackim świecie, który przez długi czas wcale jej tak nie przeszkadzał. Robiła rzeczy, które niby powinna żeby rodzina, do której miała dołączyć była dobrze postrzegana, ale jednocześnie takie które chciała. Często pomagała w schronisku, odwiedzała sanktuarium dla zwierząt czy dom spokojne starości. Lemmie byłą wielką fanką starszych ludzi, ich historii i aktualnych ploteczek odnośnie tego kto z kim teraz sypia a kto się z kim kłóci. Zwykle towarzyszył jej też Jeremy, ale kiedy zaczął pełnić poważniejszą funkcję w rodzinnej firmie nie miał na to czasu, a jej przez to przypadły inne obowiązki takie jak brunche z osobami, z którymi nie za bardzo miała ochotę spędzać czas. Także wieczory jej te były dla niej odskoczną. Momentem kiedy mogła być bardziej sobą i robić tylko to co chciała. Zero myślenia o tym co powinna. Chyba, że chodziło o kolejną kolejkę shotów, ale akurat w tej kwestii złe decyzje są bardzo wskazane.
Czekała przy barze na drinka, kiedy kątem oka zauważyła co robił Winnie. Co prawda nie od razu poznała, że to on, więc troche niepewnie spojrzała w tamtą stronę. Może to jakiś świr albo ktoś kogo nie chciała spotkać, ale kiedy poznała swojego nowego kumpla na jej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech. Był chyba ostatnią osobą jakiej się tu spodziewała, no może z tą ostatnią to trochę przesada, jednak zdecydowanie należał do grupy osób, które spotkać chciała. Po jej uśmiechu mógł to sam stwierdzić.
- Cześć, Winfred - mimo że jego pełnego imienia użyła to brzmiał to bardziej zalotnie niż poważne - Wiesz jak to mówią, czego oczy nie widzą nie przyprawi o zawał - nie tak mówili, ale musiała dodać powagi tej sytuacji. Tak by to sie mogło skończyć jakby teściowa ją w takim miejscu zobaczyła, wśród takich ludzi. Lemmie totalnie to nie interesowało, bo o ile w jej towarzystwie sie do jej zasad stosowała tak w normalnym życiu nie miała zamiaru. A lemmie zdecydowanie wolała takie miejsca, z klejącym się blatem i chusteczkami pod nogami stołów, niż te bardzo ekskluzywne, gdzie nigdy nie wiedziała jakim widelcem co powinna jeść - Zdecydowanie lepiej - powiedziała z uśmiechem. Dzisiaj było bardziej po jej zdecydowanie - Ty widzę tak jak ostatnio...wow - bo zupełnie nie wiedziała jakiego innego słowa użyć. Wow wydawało jej się najbardziej odpowiednie do określenia jego stylizacji. Stylowy facet z niego był bardzo - A ty co robisz w takim miejscu? - zapytała, ale bardziej z ciekawości czy to wypad na drinka czy może jakaś randka.

ODPOWIEDZ