organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Numer.

Coraz pewniej czuła się już w willi Nathaniela i rzadziej myślała o tym, jak bardzo tutaj nie pasowała. Wcześniej, gdy Hawthorne zajmował się sobą, a one nie potrzebowała ochrony Jaspera, głównie przesiadywała w bibliotece, czytając tam książkę za książką, zwinięta w fotelu. Teraz natomiast pozwalała sobie na to by więcej się przemieszczać, poznawać budynek, ogrody i wynajdować dla siebie różne zajęcia. Poza tym, o czym raczej Nathaniel nie powinien wiedzieć, sprawdzała też, czy była gdzieś droga wyjścia, której nie obstawiałaby żadna ochrona. Dziś jednak skupiła się na podwiązywaniu jednego z krzewów, jakie znajdowały się na zewnątrz przy wschodniej ścianie budynku. Może jakiś wiatr podłamał jedną gałązkę, więc Norwood postanowiła z patyka zrobić jej podpórkę i podwiązać. Kucała więc pod tarasem, nikomu nie wadząc, aż usłyszała jakieś głosy nad głową.
- Pan Hawthorne prosi o cierpliwość, ale musi dokończyć pewne sprawy i dopiero do pana przyjdzie - powiedziała Anna, a to znaczyło, że na tarasie znajdował się ktoś jeszcze. - Gdyby potrzebował pan jeszcze czegoś poza kawą, proszę mnie wołać - dodała, a Divina wysiliła słuch, by upewnić się, że musiała wejść z powrotem do budynku. Była ciekawa, kto znajduje się na tarasie. Wystarczyłoby, żeby stanęła na prostych nogach i odrobinkę na palcach, a już by zobaczyła przybysza. Z drugiej strony... Zarówno Jasper, jak i sam Nathaniel powtarzali jej, żeby nie rozmawiała z nikim, kto tutaj przychodzi, o ile sami nie dadzą jej znać, że może. Tylko, że ich tutaj nie było... no i w teorii Nathaniel nie mógł z pewnością założyć, że Divina nie spotka tego człowieka, a pozostawił go bez ochrony. To wystarczyło, by stwierdziła, że drobne zerknięcie nie zaszkodzi. Uniosła się więc i bez wydania dźwięku objęła dłońmi krawędź tarasu, po czym wychyliła się w górę, by na niego spojrzeć. W pierwszej chwili jej nie zobaczył, więc mogła z pewnością stwierdzić, że nie znała człowieka, ale był elegancki i z twarzy przyjemniejszy, niż typowi gangsterzy Nathaniela. Miał też zadbane dłonie i eleganckie ubrania, podobało jej się w jaki sposób odkłada kubek. Może trochę poniosło ją przez to w tej obserwacji, bo wyraźnie się wzdrygnął, gdy w końcu na nią spojrzał, pewnie zaskoczony jej obecnością.
- Przepraszam - wyrzuciła, zastanawiając się, czy powinna sobie pójść. W zasadzie nie chciała. - Nie chciałam pana przestraszyć, słyszałam, że ktoś przyszedł i byłam ciekawa - wytłumaczyła się pospiesznie. Uznała, że może zatrze złe wrażenie, jak powie mu coś miłego. - Ma pan ładne dłonie - wyrzuciła więc, bo jej własne tak ładnie się nie prezentowały.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Nie przepadał za wizytami w willi Nathaniela. O ile było to możliwe, bywał tam jak najrzadziej, a wszelkie interesy z Hawthorne'm załatwiał na terenie Shadow, bądź jego drugiego klubu w Cairns. Tym jednak razem musiał osobiście pofatygować się do gangstera, bo sprawa o jakiej mieli porozmawiać była dość delikatna. Wolał nie ryzykować podsłuchania, ani nie mógł czekać do momentu, w którym Nate będzie mógł z nim pomówić, bo jego dostępność nie zawsze była taka oczywista.
Nie pierwszy raz czekał na Hawhtorne'a przesiadując przy tym na przestronnym tarasie. W sumie wolał znajdować się na świeżym powietrzu, aniżeli czuć się jak zwierzę, zamknięte w złotej klatce, którą miał wrażenie, była willa gangstera. Przysiadł na jednym z wygodnych krzeseł i uraczył się przyniesioną mu przez Annę kawą, gdy kątem oka dostrzegł jakiś ruch przy drewnianej krawędzi. Z początku sądził, że to jeden z wielkich dobermanów, które należały do Nate'a, ale szybko uświadomił sobie w jak wielkim był błędzie.
O wybrance Hawthorne'a, dość nieoczywistej i osobliwej, Tony naturalnie już słyszał. Może nawet co nieco udało mu się o niej dowiedzieć, ale osobiście widział ją tylko raz. Był jednym z gości podczas, któregoś z koncertów, jakie dawała w Shadow. Całe szczęście nie był świadkiem tego, co zakończyło dość nietypową karierę młodej organistki, ale wiedział, że ta zaczęła odgrywać znacznie poważniejszą rolę w życiu gangstera.
- Dzień dobry - odpowiedział, siląc się na bardzo spokojny i uprzejmy ton. Zdawał sobie sprawę, że pewnie to okazja jedna na milion, aby móc pomówić z kobietą Nathaniela sam na sam. Słyszał o tym, że była trzymana pod ochroną i właściwie w kontekście jej osoby nazywanie domu Hawthorne'a złotą klatką było jak najbardziej odpowiednie. - Przyznam szczerze, że mnie przestraszyłaś, ale zdecydowaniew pozytywny sposób, wiesz tutaj można spodziewać się wszystkiego - zagaił. - Wszystkiego, ale mimo wszystko czuję zaintrygowanie - dodał, po czym podniósł się z krzesła i podszedł bliżej. Gdy znalazł się na krawędzi tarasu mógł lepiej przyjrzeć się uroczej, całkiem atrakcyjnie wyglądającej i zadbanej kobiecie. Nie przypominała dawnej siebie, a przy tym coś w jej aparycji urzekało. - Dziękuję za ten dość nietypowy komplement - odparł, już rozumiejąc co ludzie mieli na myśli określając tę pannę jako dziwaczkę. Zdecydowanie nie zachowywała się normalnie. - Ty za to masz... - mruknął, po czym przykucnął i wyciągnął z włosów dziewczyny jakiś mały, zielony listek [/b] - ... to we włosach [/b] - oznajmił, pokazując dziewczynie co znalazł, po czym odrzucił to na bok i wyciągnął w jej kierunku dłoń. - Anthony - przedstawił się. - Napijesz się ze mną kawy? Przydało by mi się towarzystwo - dodał, bo może i na co dzień był dupkiem, ale potrafił grać przyjemniaczka, a w szczególności w chwilach, w których zależało mu na tym, aby coś ugrać.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Mało kogo dane jej było tutaj poznać, bo większość ludzi Nathaniela nie mogła z nią rozmawiać. Dlatego też teraz z taką fascynacją patrzyła na człowieka, który nie przypominał jednego z jego osilków. Ten był elegancki i Norwood się wydawało, że dość dobrze patrzy mu z oczu.
- Przepraszam, nie chciałam pana przestraszyć... czasem mi się to zdarza. Nathaniel uważa, że nie powinnam się tak skradać - przyznała, z ciekawością obserwując każdy ruch nieznajomego. Kiedy znalazł się nad nią, to trochę straciła na pewności siebie. Nigdy nie czuła się dobrze w okolicy nieznajomych, ale tutaj była bezpieczna. Tutaj nikt nie zrobiłby jej krzywdy. Mimo to zadrżała, gdy gość Nathaniela ściągnął jej z włosów liść. - Czasem coś się w nie zapląta. Dziękuję, że pan wyciągnął - oblała się delikatnym rumieńcem, by następnie wlepić wzrok w wyciągniętą przez niego dłoń. Chwilę się wahała, nie ma co ukrywać, ale ostatecznie przełknęła ślinę i pozwoliła sobie na delikatny uścisk. - Divina... dla przyjaciół Viny... chociaż aktualnie mało kto mnie tak nazywa - odpowiedziała, zapamiętując zaraz jego imię. Sądziła, że tu jej rola się skończy, a jednak padła propozycja, której się nie spodziewała. Rozjrzała się przy tym na boki, jakby sprawdzając, czy to jakiś test, albo czy ktoś generalnie jej się przygląda. Nic na to jednak nie wskazywało.
- Sama nie wiem, czy mi wolno - przyznała konspiracyjnie, ale z drugiej strony ten człowiek był miły, a jej się nudziło, dawno nikt nowy z nią nie rozmawiał, a też nieładnie, aby gość pił sam. Nathaniel powinien lepiej podejmować tutaj przybyszów. Mówił też, że to jej dom i w gruncie rzeczy... miała ochotę potowarzyszyć temu człowiekowi. Te wszystkie rozterki zdawały się malować na jej twarzy, więc pewnie Anthony znał już jej decyzję, zanim tą wypowiedziała. - No dobrze... bo pewnie przykrzy się panu samemu - odpowiedziała, kierując się do schodków, po których niepewnie weszła, otrzepując swoją jasną spódniczkę. - Czeka pan na Nathaniela? - zagadnęła, chcąc jakoś zawiązać rozmowę. - Przyjaźnicie się? Nieczęsto mamy tutaj gości... to znaczy on nieczęsto ich ma - zreflektowała się po chwili, znów czując, że się rumieni. - Bo ja również tutaj mieszkam... dlatego tak powiedziałam - wyjaśniła, by nie było co do tego wątpliwości. Z drugiej strony... znów zaczęła się martwić, że mówi coś, czego mówić nie powinna.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Nie odrywał spojrzenia od Diviny, zupełnie jakby miał przed sobą jakieś niezwykle rzadkie zjawisko, którego za żadną cenę nie chciałby przeoczyć. Analizował przy tym dokładnie każdy jej ruch, to z jaką niepewnością rozglądała się na boki, jakby wcale nie czuła się tak pewnie jak powinna, a przecież w tym miejscu nic nie powinno jej grozić. Z drugiej strony wcale nie trudno było się domyślić, z kwestii jakie wypowiadała, że nie do końca czuła się w tym miejscu swobodnie.
- Aktualnie? Coś się stało z tymi osobami, które wcześniej tak do ciebie mówiły, czy po prostu kontakt się urwał? - Zagadnął, starając się ciągnąć ją za język. Miał wrażenie, że była kompletnie nie przygotowana do rozmów z obcymi, a oto miała przed sobą człowieka, który zarabiał na tym, aby wyciągać od ludzi słowa, jakich oni sami nigdy nie chcieli by wypowiedzieć. - W sensie, wiem jak to jest... Człowiek zmienia pracę, dom, znajduje sobie drugą połówkę - tutaj zrobił znaczącą przerwę, aby naprowadzić Divinę myślami na Nathaniela i tym samym dać jej znać do zrozumienia, że doskonale wie o ich relacji. - a potem nagle wszystko się ucina i rozjeżdża - dodał, aczkolwiek tę historyjkę wyrecytował tylko po to, aby usłyszeć zaprzeczenie, na które liczył. Przy tym nie krył zaskoczenia, gdy Divina okazała swoją niepewność. Wręcz z lekkim przerysowaniem uniósł brwi i przyłożył dłoń do klatki piersiowej, jakby sam przejął się tym, że robi coś nieodpowiedniego. - Naprawdę? - Zaczął rozglądając się przy tym na boki. - Przepraszam, jeśli robię coś, co jest nieodpowiednie. Po prostu uznałem, że skoro tutaj mieszkasz i sama do mnie przyszłaś to chyba nie będzie problemem jak poproszę ciebie o odrobinę towarzystwa - dokończył i całe szczęście Norwood nie była na tyle wycofana i przerażona, aby uciec w popłochu, a zdecydowała się zasiąść z nim do stołu. - Odrobinę. Z takim towarzystwem oczekiwanie na pewno upłynie mi o wiele przyjemniej - rzucił uśmiechając się, a podczas, gdy Divina otrzepywała swoją spódniczkę, Tony napełnił dodatkową filiżankę kawowym naparem. - Dokładnie - potwierdził jej słowa. - Znamy się od wielu lat. Prowadzimy wspólnie interesy i wzajemnie sobie pomagamy. Nie wiem, czy można nazwać to przyjaźnią, ale na pewno jesteśmy ze sobą całkiem blisko - wyjaśnił, bo faktycznie łączyła ich dość osobliwa więź, a każdy z nich był na swój sposób zależny od tego drugiego. - Słyszałem o tym, że Nathaniel przestał być samotnikiem. Cieszę się, że w reszcie znalazł sobie kogoś na stałę - zagadnął. - Pewnie ze względu na swoją naturę i skrytość nie przyjmuje tutaj zbyt wielu gości, ale ty wydajesz się być całkiem przyjazna i otwarta. Miła odmiana - skomentował jej słowa. - Mógłby się wiele od ciebie nauczyć, bo zapewne z łatwością zaskarbiasz sobie sympatię innych, tak jak moją -dodał jeszcze, po czym wręczył Divinie filiżankę, a raczej podsunął ją w stronę wolnego miejsca, gdy sam zajął to na przeciwko. - Kiedyś byłem na twoim koncercie w Shadow... Szkoda, że już tam nie grywasz - zaczął, ciągnąć kolejny, nurtujący go temat.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Miło było z kimś porozmawiać. Tak po prostu. Lubiła Pearl i Jaspera, ani też nigdy w życiu nie miała wielkiego wyboru co do osób, które przebywały w jej otoczeniu, ale jednak taka odmiana też robiła jej dobrze. poza tym liczyła że dzięki poznawaniu ludzi z życia Nathaniela, przy okazji jego samego też lepiej pozna. W sposób, w jaki on sam nie pomagał jej go poznawać.
- Nigdy nie miałam za wielu takich osób... które tak do mnie mówiły, ale teraz jest trudniej, bo Nathaniel nie ufa wielu ludziom i denerwuje się, gdy z nimi rozmawiam - przyznała, chociaż szybko po tej szczerości, zaczęła żałować, że się na nią zdobyła. No może nie tyle żałować, co czuć, że to nie był najlepszy pomysł. Być może nie powinna odsłaniać się w aż taki sposób. - Nie, spokojnie! Proszę nie przepraszaj, ja mu wszystko w razie czego wyjaśnię, bo przecież nie zrobisz mi krzywdy, prawda? Wydajesz się nie być niebezpieczny - podzieliła się z nim swoją opinią, szczerze licząc, że ta pokrywa się z prawdą. Nawet zdobyła się na nieśmiały uśmiech, kiedy pochwalił jej towarzystwo. Wciąż niewiele o nim wiedziała, ale czuła, że mogłaby rzeczywiście złapać z nim wspólny kontakt i może nie rozgniewać tym Hawthorne'a. Chociaż coś jednak w jego wypowiedzi ją dość mocno zaniepokoiło. - Wspólne interesy? - skrzywiła się, bo interesach Hawthorne'a wiedziała tyle, że nie były zbyt dobre. Inaczej postrzegała Anthony'ego, więc teraz mocno stracił w jej oczach tym wyzwaniem, chociaż nie chciała też zbyt pochopnie do tego podchodzić. Nie skreślała ludzi zbyt szybko. - Czyli pan się zajmuje tym samym, czym Nathaniel? - dodała nieco posępniej, by dopytać, czy dobrze go zrozumiała. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby jej teraz powiedział, że nic podobnego. Przez to wszystko nie umiała już zbyt entuzjastycznie podchodzić do ich rozmowy. Naraz pomyślała, że to podejście nie było jednak dobrym pomysłem, ale też przecież... czego innego mogła się spodziewać?
- Niestety nie mogę powiedzieć, abym z taką łatwością zaskarbiała sobie sympatię - przyznała zgodnie z prawdą, nie tak głośno, bo jednak nie było to nic, czym wypadało się chwalić. Mimo to miło jej było, że Anthony uważał ją za sympatyczną. Być może właśnie to sprawiło, że jej czujnosć odrobinę za bardzo opadła. - Nathaniel już mi na to nie pozwala... prawdę mówiąc ja sama za tym nie przepadałam, ale teraz źle mi z tym, że nie pozwala mi za często chodzić do Shadow. Prawdę mówiąc, od czasu ostatniego występu, mało gdzie pozwala mi chodzić - ostatnie słowa dodała już mimochodem pod nosem. Wiedziała, że nie powinna, ale wciąż był to dla niej niełatwy temat, z którym nie chciała tak po prostu się pogodzić. Nie, żeby planowała się z tego zwierzać przypadkowym osobom, ale ten temat samoistnie jakoś wyplynął, przynajmniej z jej perspektywy.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Diabeł siedzący na ramieniu Anthonego miał ubaw po pachy, bo oto trafiła im się jedyna w swoim rodzaju okazja, aby zbliżyć się do Nathaniela i to w taki sposób, w jaki ten na pewno się tego nie spodziewał. A raczej bardzo nie chciał, aby ktokolwiek niepożądany miał możliwość zapoznać się bliżej z jego słabością, co tylko potwierdziły słowa Diviny.
- Coż... Z jednej strony go rozumiem. Dba o ciebie, zależy mu, martwi się to jak najbardziej normalne, a z drugiej wyobrażam sobie, że może być ci ciężko, a cóż... Hawhtorne to uparty typ, pewnie nie łatwo go do czegokolwiek przekonać - skomentował wypowiedź Norwood dodając odrobinę troski do swojego ciepłego głosu, aby poczuła się jeszcze bardziej zrozumiana i wysłuchana. Bardzo zależało mu na tym, aby ta konwersacja zaowocowała masą przydatnych informacji. - Absolutnie nie! Muchy bym nie skrzywdził, ja z nie z tych... jeśli wiesz co mam na myśli - odparł zarzekając się z ręką na sercu, że daleko mu do ludzi, którzy zwykle bywali w otoczeniu Nathaniela. Oczywiście była to tylko pośrednia prawda, bo Tony miał na swoim sumieniu wiele grzechów, tylko nie brudził sobie rąk, a jego szyję zdobił miały kołnierzyk. - Nie, wręcz przeciwnie. Można powiedzieć, że staram się robić wszystko, aby nie każdy biznes jaki prowadzi Nate kojarzył się z tym z czym się kojarzy - mrugnął do Diviny, bo chociaż żadne z nich wprost nie wspomniało o przestępczym życiu Hawthornea to każde doskonale wiedziało co to drugie ma na myśli. - Nie chciałbym się zdradzać w moją profesją, ale możesz mi zaufać... Stoję po dobrej stronie barykady - tylko w teorii, ale tego wiedzieć nie musisz - dodał w myślach i uśmiechnął się ponownie do Diviny.
Na moment ich dyskusja ucichła, gdy obydwoje rozkoszowali się smakiem kawy. Anthony w tym czasie dokładnie przyglądał się swojej rozmówczyni i musiał przyznać, że różniła się znacznie od tej mizernie wyglądającej, swojej wersji sprzed ponad roku, gdy widział ją po raz ostatni.
- Kłamiesz... Przecież to niemożliwe, wręcz emanujesz pozytywną energią. Popatrz, nawet ten straszny dom jakoś nabrał na przytulności odkąd tutaj jesteś, a przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie - komplementował ją jak mógł, aby tylko zaskarbić sobie większą jej sympatię i zaufanie. Nie wiedział ile czasu mu pozostało, aby tak bezkarnie móc wypytywać ją o wszystko, a więc musiał użyć ciężkich dział, aby ugrać jak najwięcej. - Naprawdę? Oh... Teraz czuję, że to o czym mówiliśmy na początku, wiesz ten brak kontaktu z innymi, to musi być dla ciebie przytłaczające. Może pomów z nim? Twoje występny były wspaniałe. Pewnie wiele osób z chęcią ponownie by ich wysłuchało, bo twoja gra była niesamowita... A uwierz mi, wiem co mówię, trochę znam się na muzyce. Może nie na grze na pianinie, ale swego czasu grywałem na skrzypcach - rzucił z lekkim zawahaniem, bo niekoniecznie lubił o tym wspominać. Odkąd odeszła Lucy grywał rzadko. Pilnując przy tym, aby nikt nigdy nie usłyszał jego muzyki. Jednak mógł o tym wspomnieć, a przynajmniej liczył na to, że to pomoże mu zbudować jakąś relację z Diviną, znaleźć punkt styczny od którego będzie mógł dalej snuć swoją próbę urobienia jej.

Divina Norwood
ODPOWIEDZ