hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
— Oczywiście, że mieliśmy — wspomniał. — Nie było ich wcale mało, ale wszystkie przechodziły dokładnie to samo co my. Z reguły traktowaliśmy je jak członków drużyny, nie obiekt… — uciął na moment, czując, że użył niewłaściwego sformułowania, mimo że najlepiej wyrażało jego myśli oraz stosunek członków armii do kobiet. Wielu z nich w fizyczności odnajdowało niezbędny umysłowi odpoczynek. Brad pod tym względem nie odstawał od innych. — Myślę, że rozumiesz, co chcę powiedzieć. W każdym razie to… — urwał, wciągnięty w wir szybko następujących po sobie wydarzeń.
Nie radził sobie z dźwiękami. Tego wieczora to one okazały się przeciwnikiem, który wytrącał go z równowagi. Nagłe wybuchy nerwowego śmiechu przeszywane łzami, za którymi krył się strach. Do tego ruszające liśćmi podmuchy wiatru, udające czyhające w zaroślach niebezpieczeństwo. I najgorszy ze wszystkich, przypominający krojenie surowego mięsa, dźwięk noża wsuwającego się w jego ramię. Ostrze nie dotarło do kości – zorientowałby się, gdyby wbiło się tak głęboko. Nie przerwało również żadnego istotnego nerwu, ponieważ był w stanie poruszać palcami. Ból zagłuszyła adrenalina. Prawie go nie odczuwał. Odczuł natomiast t r o s k ę okazaną przez blondynkę. Drżącymi dłońmi opatrzyła ranę. Przez chwilę działa z większym od niego rozsądkiem, bo on nie przejąłby się uciekającą krwią. Do czasu.
Susan wydawało się, że występuje w horrorze, on natomiast miał wrażenie, że wrócił – może nie w środek, lecz na boczną linię – natarcia. Najgorsze, że nie był na to przygotowany, a dodatkowo miał pod opieką bezbronnego cywila.
Wstrzymał krok. Dźwięki, na które blondynka zwróciła uwagę istotnie składały się w s ł o w a. Początkowo niewyraźne, lecz mimo to przesycone strachem. — Chcesz odszukać koleżankę? — spytał, ale nim uzyskał odpowiedź, dziewczyna zaczęła ściągać na nich uwagę agresora. Nie podobał mu się ten pomysł. Zacisnął zęby i nie powiedział tego głośno, ale nie chciał przyciągać kolejnych problemów. Nie, dopóki nie miał pewności, że będzie w stanie ją ochronić. Jeśli miałby wybierać – a w życiu musiał dokonać wielu nieprzyjemnych decyzji – porzuciłby wspomnianą Teresę, byle zapewnić bezpieczeństwo Susan. Bo zabawa w chowanego w którymś momencie dobiegnie końca i wolałby, żeby znajdowali się wtedy poza lasem.
Niewiele mógł jednak zdziałać ogłuszony upadkiem. Otwierał i na powrót zamykał powieki. Odzyskawszy świadomość, wsunął dłoń pod głowę; poczuł ulgę, nie natykając się na ciepłą krew. Podniósł się, lecz nie był w stanie wykrztusić z siebie słowa. Dojście do siebie zajęło mu zbyt dużo czasu, który napastnik mógł wykorzystać, by ponownie się do nich zbliżyć zwabiony głośnymi nawoływaniami Susan. — Nic mi nie jest — odparł, wyjątkowo słabo ukrywając kłamstwo. W rzeczywistości odczuwał zawrotu głowy. Brnąc dalej przez las, był przekonany, że gdyby blondynka nie ciągnęła go za rękę, upadłby, przestając walczyć z własnym organizmem.
Niestety nie długo cieszyli się spokojem. Mógłby zgadywać, jak do tego doszło, ale gdy zakapturzony mężczyzna pojawił się przed nimi, ważniejsze kwestie zaprzątały mu głowę.
— Kończymy zabawę. Zostawiasz dupeczkę i rozchodzimy się w pokoju. Jak zaczniesz kozaczyć, oberwiesz mocniej niż poprzednio.
Bradley właśnie tego potrzebował – dowiedzieć się kim jest przeciwnik, zaobserwować, w jaki sposób trzyma nóż, jak niepewnie obraca go między palcami, jakiego jest wzrostu oraz postury. Pod szeroką, porwaną bluzą nie kryły się okazałe mięśnie.
Nic nie odpowiedział. Chciał spojrzeć na blondynkę, by pokazać, że nie zamierzał ustąpić, lecz nie mógł zdjąć spojrzenia z mężczyzny. Zamiast tego pociągnął dziewczynę za siebie. — Posłuchaj dobrej rady i zniknij mi z oczu — rzucił kąśliwie. Nie wierzył, że napastnik odejdzie, chciał go natomiast sprowokować. W złości popełnia się więcej błędów. — Taka dziewczyna nie dotknęłaby cię nawet butem — dodał, mocniej ściskając dłoń Susan. Liczył na to, że przynajmniej teraz zachowa milczenie, skoro wcześniej nie dała rady utrzymać języka za zębami.
— Spierdalaj, kurwo! Taki z ciebie c w a n i a k. Zobaczymy, co powiesz, kiedy poznam cię ze swoją zabawką.
Ponownie brak oczekiwanej reakcji ze strony Bradleya sprawił, że mężczyzna podszedł bliżej. A kiedy znalazł się w jego zasięgu, natychmiast puścił dziewczynę i wdał się w szamotaninę. Przede wszystkim musiał wykluczyć z g r y nóż. Dlatego chwycił mężczyznę za nadgarstek i uderzył nim o pień. Napastnik rozluźnił chwyt dopiero za trzecim razem i broń znalazła się na ziemi. Było zbyt ciemno, by Brad mógł ją zauważyć i kopnięciem odsunąć od centrum wydarzeń. Dlatego skupił się na tym, by przenieść bójkę nieco dalej. Nawet jeśli Susan krzyczała, nie słyszał jej. Agresor stawiał opór, lecz bez narzędzia okazał się praktycznie bezbronny. Jego jedynym atutem było to, że nie dbał o to, co się z nim stanie. Brad natomiast miał w pamięci obowiązek wyprowadzenia z lasu dziewczyny. W pewnym momencie pchnął przeciwnika, który zatoczył się i ciężko opadł na ziemię. Nie poruszał się.
Bradley oddychał ciężko, ale nie schylił się, by obejrzeć mężczyznę. Nie dbał o to, co się z nim stanie, lecz zaraz po wydostaniu się z tego koszmaru zgłosi sprawę służbom. Teraz miał inne zmartwienia.
— Wszystko w porządku, Suzie — zapewnił. Dopiero mówiąc, poczuł, że miał rozciętą wargę. Na języku rozpoznał smak krwi. — Musimy iść dalej.
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
Nie jak obiekt pożądania, to chciałeś powiedzieć? — zaśmiała się pod nosem, kończąc za niego zdanie. Domyślała się, że warunki na froncie były c i ę ż k i e, a człowiekowi brakowało ciepła, miłości i czysto fizycznych przyjemności. Była dorosła i nad wyraz wyzwolona, dlatego kompletnie nie dotykały jej kwestie związane z seksem — doskonale rozumiała ich potrzeby i była zdania, że każdy miał prawo je zaspokajać.
W pewnym momencie tego felernego wieczora, blondynka czuła się prze bodźcowana. Liczne szmery, dobiegające z zarośli, wzmagający się z powiewem wiatru chłód oraz targające nią emocje. W jednej chwili płakałam w drugiej się śmiała, a w trzeciej krzyczała z bezradności i paraliżującego ją strachu. Chciała czym prędzej opuścić dziki tereny leśne i wrócić do domu, choć nie była pewna czy była w nim w ogóle bezpieczna. Obecnie skupiała się na tym by utrzymać mężczyznę przytomnego i by nie wykrwawił się im przed dotarciem do granicy lasu. Nie było to łatwe przez wgląd na biegającego po krzakach nożownika i wołająca o pomoc koleżankę, która — podobnie jak oni — znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Nie chciała wybierać między nią i Bradleyem, którego znajomość ceniła sobie znacznie bardziej niż dziewczyny, którą znała głównie z widzenia i kilku wspólnych imprez. Kim jednak była by decydować o tym czyje życie oszczędzi?
Gdy gnała przez ciemny las, ciągnąc za rękę rannego bruneta, czuła, że to jeszcze nie koniec. Psychopata nie pozwoliłby im tak po prostu uciec po tym jak go sprowokowała. Chciała jednak czym prędzej zmniejszyć dystans między obecnym położeniem, a główną drogą. Nagle przestała biec się i poczuła jak Bradley zatrzymuje się na jej plecach. Zakapturzona postać wyrósła przed nimi, trzymając w dłoni ostre narzędzie, którym uprzedzi zranił Brada. — Czego od nas chcesz? Dlaczego chcesz nas skrzywdzić? — krzyknęła roztrzęsiona, czując jak drżą jej policzki. Zanim otrzymała jakkolwiek odpowiedź, Weatherly zasłonił ją swym ciałem. Wiedziała, że napastnikowi chodziło i nią, co sprawiło, że niewidzialna linka zacisnęła się wokół jej szyi. Gdy ze słownych przepychanek wywiązała się w końcu walka, Susan zrobiła dwa kroki do tyłu i zasłoniła usta dłońmi, płacząc z przerażenia. Tak bardzo bała się o to co mógłby z nią zrobić ten zwyrodnialec i o Brada.. Był ranny i przemęczony przebieżką po lesie, a mimo to wykazywał się siłą i sprawnością fizyczną, która dodatkowo wycieńczała jego organizm. — Brad, u w a ż a j! — krzyknęła, gdy miał za plecami napastnika, który próbował zajść go od tyłu. Obserwowała całą walkę i nie myślała o tym, co się stanie jeśli brunet przegra starcie z nożownikiem. Nie była gotowa na to by go tu zostawić i uciekać, choć teraz wiedziała przynajmniej w którym kierunku się poruszać. Nagle jego przeciwnik upadł, uderzając ciałem o trawiastą powierzchnie ziemi. Pisnęła i przeniosła swe spojrzenie na hydraulika. Gdy upewnił się, że nożownik jest nieprzytomny, podbiegła do niego i chwyciła go za ramiona. — Czy on.. ? — urwała niepewnie , przyglądając się postaci niepewnie — Żyje? — dokończyła w końcu, licząc na to, że napastnik więcej się nie podniesie. Nie chciała by konsekwencje tego czynu kiedykolwiek dopadły bruneta ale nie chciała też się więcej bać o to, że ich drogi znów się przetną. Widziała, że ciało leżące w trawie, poruszało się delikatnie, dlatego pokiwała głowa i tak jak nakazał, oddalili się od miejsca całego zdarzenia tak szybko jak potrafili.
Po niecałym kilometrze, mocno przemęczeni dotarli na skraj lasu i jezioro, które odcięło im drogę. Słysząc za plecami nawoływania napastnika, wiedziała, że musieli zgubić jego trop. Przepłynięcie zalewu nie wchodziło jednak w grę ale przy prawym brzegu, zlokalizowała pomost, który mógłby posłużyć im za chwilowa kryjówkę. Potrzebowali odpoczynku, a blondynka miałaby idealna okazje na to by ocucić go chłodną wodą i odrobinę przemyć jego ranę.
Tam, pod pomostem. Możemy się schować i obserwować go z bezpiecznej odległości. Nie zauważy nas tam — zaproponowała pospiesznie, odgarniając poczochrane włosy z wilgotnej od łez twarzy. Wiedziała, że o tej porze dnia woda będzie lodowata, jednak w jej opinii, było to obecnie jedynie, rozsądne rozwiązanie. Polegała przede wszystkim na jego zdaniu.

Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
Słowem, które w ostatnim momencie zatrzymał dla siebie, było s e k s u a l n y. Odczuwane przez niego potrzeby nie miały bowiem nic wspólnego z pożądaniem. Były płaskie. Pozbawione jakichkolwiek przejawów rzeczywistego zainteresowania. Chodziło wyłącznie o s e k s. O zaspokojenie. Nierzadko nie miało znaczenia to, kto znajdował się z nim w łóżku. Zależało mu tylko na tym, by ulżyć potrzebom i zaznać fizycznego zadowolenia. Mógłby poprawić blondynkę i przyznać się do prawdziwych pobudek, lecz nie zdobył się na to. Pozwolił, by żyła w przekonaniu, że był lepszym człowiekiem. Mniej bezwzględnym niż wskazywała na to jego przeszłość.
Zachowanie przytomności okazało się bardzo trudne. Odwykł od napięcia i adrenaliny towarzyszących chwilom walki o życie. Świadomość, że toczył ten pojedynek, by zapewnić dziewczynie bezpieczeństwo, przypominała mu, że nie mógł zamknąć oczu i pozwolić, by kolana ugięły się pod ciężarem jego ciała i dzisiejszych przeżyć. Był w kiepskim stanie. Zaczynał odczuwać ból w zranionym ramieniu, który nasilił się podczas szarpaniny. Nie bał się przeciwnika, bał się natomiast, że c i a ł o odmówi mu posłuszeństwa. Wciąż szumiało mu w głowie i miał wrażenie, jakby ziemia pod nim ruszała się niczym grząskie bagno. Agresję obudził w sobie dopiero na dźwięk słów, jakimi napastnik nazwał blondynkę. Nie zasłużyła na to. Nie zasłużyła, by stać się obiektem seksualnym w oczach żadnego m ę ż c z y z n y. Zdominowanie go sprawiło mu więc odrobinę przyjemności, rozpaliło swego rodzaju satysfakcję, jakiej nie dało się zaznać w inny sposób. Do tego potrzebne było poczucie zwycięstwa i świadomość zadanego przeciwnikowi bólu. Dlatego miał gdzieś, co stało się po upadku. Żył lub nie. Śmieć nie była dla Bradley niczym nowym. Był z nią oswojony. W przeciwieństwie do Susan.
— Nie wiem — odpowiedział, dysząc. Ufność, jaką do tej pory posiadał względem swojego ciała, zmalała. Starzał się. Zaniedbał ćwiczenia. Zmierzenie się z konsekwencjami tego, sprawiło mu zawód większy niż zakładał. Wysunął nogę i potrząsnął bezwładnym ciałem leżącego agresora. Doświadczenie podpowiadało mu, że nie był t r u p e m; nie był wystarczająco w i o t k i.
Prawie nie pamiętał następującej po bójce drogi przez las. Nie wiedział, czy w tym czasie dziewczyna cokolwiek mówiła, wiedział jedynie, że kroczyła przodem i mocno trzymając jego dłoń, kontrolowała kierunek wyznaczany gwiazdami. Zresztą nawet nawoływania mężczyzny, który najwyraźniej zdołał podnieść się z kolan, nie docierały do niego w pełni.
— Zamarzniesz — odparł w pierwszej kolejności. Nie spodobał mu się ten pomysł. Zmęczeni, zgrzani szaleńczym przemierzaniem ciemnego lasu, mogli poddać się pod naporem zimnej wody. Niestety z każdą chwilą czuł się coraz słabszy. Podejrzewał, że ścigający ich łajdak również stracił mnóstwo energii, lecz dalsza pogoń wskazywała na zapalczywość i ogromną determinację. Za gardło chwyciła go niepewność. A jeśli tym razem sobie z nim nie poradzi? — Dobrze. Może rzeczywiście nas nie zauważy — zgodził się, aczkolwiek niechętnie.
Wejście w wodę było niczym zderzenie z płynnym lodem. Dech uwiązł mu w piersi. Wykonali pierwszy krok i nie było już odwrotu. Nie mogli zawrócić, nie było na to czasu. Uważając więc, by nie zamoczyć rozszarpanego ramienia, brnął głębiej, pilnując przy tym, aby Susan znajdowała się jak najbliżej. Gdy znaleźli się pod spróchniałym ze starości pomostem, Brad wyciągnął sprawną rękę, by chwycić się szczebli – dawało mu to złudne poczucie bezpieczeństwa. — Obejmij mnie i nie puszczaj — rzucił. Nie była to prośba, a kierowany rozsądkiem r o z k a z. — Drepcz w miejscu — podpowiedział, wiedząc, że dzięki temu dłużej będzie broniła się przed zimnem. Woda w tym miejscu nie była głęboko, jednak otaczająca ich ciemność mimo wszystko czyniła z niej niebezpieczną. — Shhh, idzie — mruknął. Starał się uważnie obserwować brzeg oraz skraj lasu, ale zmęczenie bardzo mu to utrudniało. Zdążył jednak zauważyć, że mężczyzna trzymał się za głowę. Prawdopodobnie krwawił. W jego drugiej dłoni błysnęło coś metalicznego, najpewniej nóż, którego po szarpaninie Bradley ze sobą nie wziął. Skarcił się w myślach za taką nieodpowiedzialność.
— Jeśli się zbliży, zejdziemy pod wodę — szepnął.
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
Stan mężczyzny mocno utrudniał jej poruszanie się po ciemnym lesie i oddalanie się od napastnika, jednak wiedziała, że jeśli znajdą się w miejscu gdzie chwyci zasięg jej telefonu, będą mieli szanse zaalarmować policje i pogotowie, które czekałoby na skraju lasu by opatrzyć bruneta. Tylko im bardziej przyspieszała tempa, tym więcej tracił sił.
Oboje zamarzniemy ale będziemy mogli na chwile zwolnić tempa i lodowata woda pozwoli ci zachować przytomność — odparła, licząc na to, że zaproponowane wyjście choć na chwile postawi go na nogi. Istniało prawdopodobieństwo, że nożownik nie odważy się zanurzyć i ruszy dalej — oni zyskają odrobinę czasu i ruszą za nim, co da im przewagę. Weatherly w końcu zgodził się na ten idiotyczny pomysł i oboje ruszyli w stronę wody.
Wchodząc do rozlewiska, starała się stłumić jęki, które sprawiały, że gęsia skórka pojawiła się na jej ciele. Miała na sobie zaledwie krótką sukienkę i kozaki, które zdecydowała się zdjąć wcześniej by ułatwić sobie poruszanie się pod wodą. Coraz ciężej oddychała i dygotała jej szczęka, choć uparcie wchodziła coraz głębiej, nie chcąc by zakapturzony mężczyzna dotarł na brzeg zanim zdążą się ukryć pod pomostem. Gdyby tak się stało, nie mieli by żadnej szansy na ucieczkę. Gdy zdążyła się ukryć, początkowa chwyciła drewnianą bale, podtrzymująca konstrukcje mostu, jednak przez glony, znacznie ciężej było się na niej utrzymać i wpaść pod wodę. — Jesteś ranny, nie utrzymasz nas oboje — odparła, kręcąc głową i najpewniej zaprzepaściła jedyną okazje do tego by móc go d o t k n ą ć. Bądź co bądź ale teraz chciała jedynie wydostać się z tego cholernego lasu. W końcu jednak wykonała jego r o z k a z i objęła go powyżej pasa, starając się nie sprawić mu dodatkowego bólu.
Kiedy z lasu wyłonił się napastnik, zaczęła trząść się bardziej, jednak teraz, przyglądała mu się z większa odwagą. Nie widział jej i w końcu mogła obserwować go z ukrycia. jednak w tych egipskich ciemnościach, nie potrafiła dostrzec jego twarzy. Słyszała jednak jego ciężki oddech, który sugerował, że mocno oberwał w starciu z Bradem. Słysząc polecenie bruneta, pokiwała jedynie głowa, by nie wydobyć żadnego dźwięku.
Widocznie poddenerwowany mężczyzna, ruszył brzegiem jeziora, połykając przynętę — przynajmniej mocno w to wierzyła. Wiedziała jednak, że zbyt szybkie wyjście spod pomostu, może nie być dobrym pomysłem, gdyby okazało się, że nożownik zdecydował się nawrócić. Gdy jednak znalazł się po drugiej stronie jeziora, blondynka dusząc głośniej, wypuściła go z uścisku. — Telefon wrzuciłam w tamte krzaki, musimy sprawdzić czy jest zasięg — wydyszała, trzęsąc się jak galaretka — Pójdę pierwsza, a ty postaraj się nie zasnąć i nie utonąć, dobrze? — spojrzała na niego zmartwiona i zaczęła ostrożnie poruszać się w stronę brzegu, starając się nie robić gwałtownych ruchów.
Gdy bosą stopę postawiła na trawie, poczuła jak chłodne powietrze ziębi jej ciało, jednak ignorowała uczucie zimna, rozglądając się dookoła. Blask księżyca rzucał na jezioro trochę światła, odbijającego się od tafli wody, dlatego miała lepszą widoczność ale wiedziała, że psychopata także. Pochylając się, przebiegła w krzaki i położyła się w wysokiej trawie, próbując zlokalizować telefon. Widząc trzy kreski, bez zastanowienia wybrała numer ratunkowy, licząc, że nie straci połączenia przed podaniem policji kluczowych informacji. — .. Proszę, pospieszcie się. On tu jest i na nas poluje — odparła ściszonym głosem i gdy się rozłączyła, szybko weszła w nawigację by sprawdzić ile dzieliło ich od drogi. Odrzuciła telefon i wróciła do Bradleya by pomóc mu wydostać się z wody.
Sprawdziłam gdzie jesteśmy. Musimy odbić na wschód i przejść pól kilometra lasem. To już nie daleko — odparła, odgarniając ociekające wodą włosy — Dasz rade iść? — spytała i objęła się ramionami.

Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
Zimna woda drażniła jego ciało. Była nieprzyjemna, a chłód trudny do zniesienia. Jednakże Susan się nie myliła – wejście do zbiornika podziałało na niego ocucająco. Oddech mu przyspieszył. Walczył z nim, próbował go uspokoić, bo pamiętał, że w starciu z zimnem kontrola oddechu miała istotne znaczenie. Ale – mimo że wykorzystywał sposoby wyuczone w armii – jego starania na nic się zdały, kiedy poczuł drżące dłonie zaciskające się wokół jego ciała. Trzymał się nad powierzchnią tylko ze względu na nią, choć pozornie to siła jego mięśni miała zapobiec wciągnięciu ich pod wodę.
Niestety gubił czujność. Zawroty głowy nie ustawały, a momentami miał wrażenie, że stawały się bardziej dotkliwe. Jego ruchom zaczynało brakować koordynacji, a niedawny spokój zniknął, ustępując miejsca rozkojarzeniu i niepewności.
Susan mówiła do niego – starał się słuchać, starał się r o z u m i e ć, ale część słów w ogóle do niego nie docierała. Winny temu nie był wiatr niosący szum pobliskiego lasu a upadek, którego konsekwencje stawały się coraz poważniejsze.
Nagle poczuł, że dziewczyna odsuwa się. Zaniepokoił się i w pierwszym momencie powstrzymał ją, chwytając za dłoń. Jego wzrok wyrażał niezrozumienie. Nie powinni się rozdzielać – wiedział to nawet on, mimo że nie oglądał horrorów. Ostatecznie pozwolił jej odejść, by mogła znaleźć telefon. Jak długo dawał radę, obserwował ją. Szybko przemierzała odległość między jeziorem a lasem, a kiedy zniknęła w wysokich zaroślach, zaciśniętą pięścią uderzył w drewnianą belę podtrzymującą pomost. Wstrząsnęła nim bezsilność. Najgorsze uczucie, jakie mógł sobie wyobrazić. Jego dumę m i a ż d ż y ł o to, że pozwolił jej samotnie przeczesywać gęstwinę przy lesie.
— Nie rób… więcej… — mamrotał, gdy wróciwszy po niego, Susan zaczęła prowadzić ich ku drodze. — Głupia… — niektóre słowa więzły mu w gardle, innych nie dało się zrozumieć przez szczękające zęby. — Gdyby stało… nie wybaczyłbym… — bełkot stawał się coraz mniej wyraźny, ale próby rozmowy, wymagające koncentracji, pozwoliły mu zachować przytomność.
Z tego, co działo się później, niewiele pamiętał.
Słyszał wycie sygnałów alarmowych. Pamiętał, że Susan mówiła do niego, ale równie dobrze mogły to być omamy powodowane utratą krwi lub prawdopodobnym wstrząśnieniem mózgu. Nie, musiało być tak w rzeczywistości. Kłóciła się z medykami, gdy on leżał na c h o l e r n i e niewygodnym wózku. Nie mógł poruszyć ręką – przypięli go. Spróbował się wyrwać, ale zapomniał o ranie ramienia; gwałtowny ruch ponownie rozbudził ból w ręce.
Wtedy stracił przytomność.

Koniec <33
ODPOWIEDZ