właścicielka — hungry hearts
32 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Kiedyś życie wydawało się o wiele prostsze i przyjemniejsze, a świat znacznie bardziej przyjazny. Gdzieś się to wszystko jednak zatraciło, a Farrah zgubiła się po drodze, nie wiedząc już za bardzo, gdzie tak naprawdę powinna iść i jakie decyzje podejmować. Bała się przyszłości, w której nie było jej męża, bowiem do tej pory on był, może nie obok, pod ręką, ale zawsze miała z tyłu głowy, że cokolwiek by się działo, będzie, pojawi się, wesprze ją. Teraz czuła, jak zostaje sama. Nie całkiem oczywiście, bo wciąż miała rodzinę i przyjaciół, ale jednak czuła, jak dociera do niej samotność, na którą nigdy nie była gotowa. I to ją tak bardzo przerażało, a jednocześnie poczucie przekonania, że nie ma sensu liczyć na męża. Bo już raz zdradził ją, złamał jej zaufanie, a ona nie chciała mu dać kolejnej szansy. Gorzej jednak, że nie była też gotowa na samotność, nienauczona bycia w pojedynkę. To był największy jej problem w tym momencie — strach przed samotnością, który potrafił paraliżować, jak nic innego.
Zamknęła oczy i nabrała głęboko powietrza, mocniej łapiąc Ruperta za dłonie, wręcz wbijając w nie trochę swoje palce, chcąc poczuć, że jednak ktoś obok niej jest, że nie da jej przepaść, chociaż czuła, że zbliża się to do niej w zastraszającym tempie.
Boje się — przyznała w końcu na głos, podnosząc wzrok, aby spojrzeć Waldenowi w oczy i poszukać w jego spojrzeniu wsparcia i zrozumienia. Bo czuła, że jeśli on jej nie zrozumie, to nikt tak naprawdę nie będzie w stanie. — Boje się bycia samą, pustego domu i tego, że jeśli coś się stanie, to nie będzie tej drugiej osoby obok — zagryzła policzki od środka, aż w ustach poczuła smak krwi. Co się z nią działo, że tak bardzo nad sobą nie panowała, że nieświadomie robiła sobie krzywdę? Dlaczego w tym znajdowała sposób na jakiekolwiek uziemianie się, kiedy nic innego zdawało się nie działać? — A najbardziej się boję, że przez ten strach mu wybaczę i pozwolę wrócić. A nie chcę tego, nie chcę być z kimś, kto poszedł z inną osobą do łóżka, nie myśląc o mnie, o tym, co poczuje — czuła łzy spływające jej po policzkach, czuła, jak zaczyna drżeć jej dolna warga i że jest tak naprawdę na granicy rozpadnięcia się na kawałki. Potrzebowała ratunku, bardzo pilnie potrzebowała ratunku.

rupert walden
powitalny kokos
hangover
brak multikont
nauczyciel fizyki — lorne bay state school
37 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
I wanted to find one law to cover all of the living, I found fear. A list of my nightmares is the map of the way out of here.
Widział, że było kiepsko. Z jej twarzy dało się wyczytać zmartwienie i pewien rodzaj bólu, który chciałoby się odruchowo zetrzeć, zabrać, ukoić go. Bez trudu można było dostrzec, że to był jeden z tych gorszych momentów, kiedy zwyczajnie potrzebowała, by ktoś był obok niej. W odróżnieniu od pewnych osób, na wytykanie których palcami Rupert miał mimo wszystko za dużo klasy, on zawsze był przy niej, gotów wesprzeć, stać się ramieniem, do którego przytulona mogłaby się wypłakać, był gotowy pocieszyć ją jakimś dobrym słowem lub spróbować rozbawić żartami, które mogły bawić tylko któreś z ich dwójki. W chwilach, jak te, niewiele miało dla niego znaczenie i naprawdę nieliczna pula spraw czy problemów byłaby w stanie wyrwać go z pewnego rodzaju transu, wybić z rytmu nakierowanego na całkowite poświęcenie się Farrah, zatroszczenie się o jej samopoczucie i jej aktualne potrzeboy. Czas pokazał, że w zaspokajanie tych ostatnich zaangażował się nawet nieco bardziej, niż by wypadało, trzeba przyznać. Gdyby ktoś jednak o to zapytał, nie potrafiłby tego żałować. Wiedział, że wcale nie byli lepsi, niż Lorry, który dowiedziawszy się, co miało miejsce, otrzymałby po prostu podkładkę, dowód którego szukał i coś, z pomocą czego, gdyby tylko zechciał, mógłby łatwo wybielić się i wymazać własny błąd, ale Rupert inaczej postrzegał całą sprawę i uważał za istotne, o ile nie kluczowe, kto wykonał pierwszy ruch. A jeśli miał być zupełnie szczery, uważał się za lepszego kandydata dla Farrah, nawet jeśli to był pierwszy (i zapewne ostatni) raz w życiu, gdy tak o sobie pomyślał. Miał doświadczenie w uważaniu się za gorszego, nie na odwrót, a jednak. Los potrafił nieźle zaskoczyć. - Hej, popatrz na mnie, proszę - szepnął, szybkim ruchem ścierając z jej policzka pierwszą kaskadę łez. Nie mógł sobie pozwolić na zbyt wiele w tym momencie; skoro jej mąż był w mieście, mógł się tu zjawić choćby za moment, zobaczyć ich. Rupert wprawdzie miał już całą mówkę ułożoną, wiedział więc doskonale, czym by go uraczył, ale... nie chciał robić scen. Ze względu na przyjaciółkę i ze względu na swoją przeklętą pracę. Męża może mogli spotkać, ale na jakiegoś rodzica natrafiliby z całą pewnością akurat w momencie, kiedy musiałby temu człowiekowi oddać. Łatka agresywnego była ostatnim, czego potrzebował, choć w środku czuł, że dla Farrah poświęciłby nawet swoją, jak dotąd nieskazitelną, reputację. - Nie jesteś sama i nie będziesz, przecież wiesz o tym - trzymał ją za dłonie i głaskał je kciukami powoli, pochylając się w jej stronę nad stolikiem. Mogliby się w tej pozycji pocałować, ale nie myślał o tym, zaaferowany tym, że płacze. Przez głowę przebiegło mu tylko, że gdyby to on był powodem do jej płaczu, na miejscu tamtego chyba spłonąłby ze wstydu. Nie wyobrażał sobie nawet większego upadku, niż to. Tak jak nie wyobrażał sobie wywołać u niej czegoś poza radością, na którą całkowicie zasługiwała. Gdyby mu pozwoliła, uczyniłby ją najszczęśliwszą kobietą na świecie, to było tutaj więcej, niż pewne. Nie był dumny ani zadufany w sobie, po prostu zdolny do wszelakich poświęceń dla niej. - Oczywiście, że nie chcesz. I jeśli mogę w ogóle mówić, co o tym myślę, to nigdy nie powinnaś choćby zastanawiać się nad tym, by do niego wrócić. Nie zasługuje na ciebie, i nigdy nie zasługiwał. - Czy on dla odmiany byłby godny? Nie wiedział. Nie miał pojęcia, choć starał się wierzyć, że bardziej, niż jej mąż.

farrah d. harlowe
powitalny kokos
panie walden
brak multikont
właścicielka — hungry hearts
32 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Przez całe życie próbowała być spokojna i ten spokój uważała za swój naprawdę wielki atut. Dzięki studiom wiedziała, co dzieje się z jej ciałem i jej głową, a jednak to nie zawsze się sprawdzało. To, co w teorii miała poznane od podszewki i wiedziała, jak sobie z tym radzić, w rzeczywistości okazało się naprawdę problematyczne, a Farrah całkowicie zapominała o tym, że przecież miała narzędzia mogące jej pomóc w przetrwaniu tej burzy. Trwanie w tej sytuacji było przytłaczające i sprawiało, że Farrah czuła, ze głowa jej paruje, a całe ciało napełnia się bólem. Nie mogła tak funkcjonować i wiedziała o tym. Miała również świadomość, ze jej małżeństwo nie jest czymś, co ma prawo dalej funkcjonować, ale jednak czuła strach przed samotnością tak wielka, ze nie była zdolna do normalnego funkcjonowania. Co, jeśli miała sobie nie poradzić? Wprawdzie miała doświadczenie w byciu sam na sam ze sobą, przecież jej męża głównie nie było, ale jakaś paranoja dopadła jej ciało i sprawiała, że Farrah daleka była od racjonalnego myślenia.
Dłoń Ruperta na jej policzku, tak czule ścierająca łzy, gdyby byli w tym momencie w zaciszu czterech ścian, czy to u niej czy u niego, sprawiłaby, ze by się w nią wtuliła i szukała tego ciepła i tej troski bardziej. Wiedziała, że jest on jedynym, który rzeczywiście zawsze o Farrah dbał, a po tym, jak przeżyła swoje zbliżenie z nim sama potrafiła odpływać myślami w tym kierunku. Czy byłby w stanie się nią zaopiekować? Wiedziała, ze tak, przecież zawsze to robił.
Mocniej ścisnęła swoje dłonie na jego i spojrzała na niego bardzo smutnym spojrzeniem mówiącym o tym, jak bardzo zagubiona była. — Nie chce do niego wracać. Gdyby… gdyby coś takiego mi wpadło do głowy, to wypijesz to? Proszę — szepnęła wręcz błagalnie. Nie mogła ufać samej sobie i wiedziała o tym. Strach potrafił powodować różne rzeczy i nawet nie chciała się zastanawiać, co by mógł wywołać u niej. — I… nie znikaj, dobrze? — spytała cicho, błagalnie. Nie wiedziała, skąd w niej ten strach, że mógłby przepaść. Jak blisko była momentu, w którym Rupert stwierdzi, że ma jej dość? Chyba wolała tego nie wiedzieć i łudzić się, ze taka chwila nigdy nie nadejdzie.

rupert walden
powitalny kokos
hangover
brak multikont
nauczyciel fizyki — lorne bay state school
37 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
I wanted to find one law to cover all of the living, I found fear. A list of my nightmares is the map of the way out of here.
Słysząc jej słowa, nawet lekko się uśmiechnął, bardzo delikatnie - jakby rozbrojony i rozczulony. Na szczęście nie szło to w tę niebezpieczną stronę, bo naprawdę nie czuł w tym momencie rozczulenia sytuacją, w której się znaleźli, tylko jej prośbą. Prośbą, którą miał spełnić bez względu na wszystko, jakby od tego zależało jego własne życie. Choć nie pozwalał sobie, w pełni świadomie zresztą, wyszukiwać plusów tej sytuacji innych niż to, że Farrah nie planowała wracać do swojego byłego męża, który zdołał ją zranić, cieszył się tym, co miał. I tym, że to właśnie do niego przyszła podzielić się tym wszystkim, wyrzucić to z siebie. To wskazywało na zaufanie, a Rupert niczego tak bardzo nie potrzebował w tej chwili, jak tego poczucia, że wciąż jest dla niej ważny i kobieta ufa mu tak, jak dawniej. Gdyby coś się między nimi popsuło przez tamtą noc, nie zniósłby wyrzutów sumienia. - Wybiję. Nie pozwolę ci zrobić nic głupiego. Jeśli coś takiego wpadnie ci do głowy, przypomnę ci o dzisiaj. - To była wiążąca obietnica i miał zamiar trzymać się tego, żeby nie wiem co. Cała ta rozmowa sprawiła, że w oczach Ruperta wszystko zdawało się jakby pomału, spokojnie wracać do normy; gdyby był bardziej przesądny i skłonny wierzyć w różnorakie zabobony, powiedziałby pewnie bez wahania, że była to cisza przed burzą, ale nie był, a jedna, potężna burza była już za nimi i nazywała się powrotem jej męża do miasta, a skoro przetrwali to, Walden miał cieszyć się z każdej chwili, kiedy mógł pozwolić sobie na zatrzymanie się w miejscu i wzięcie głębokiego oddechu. Zwłaszcza, jeśli miałaby to być chwila z Farrah. - Nie mam zamiaru - to mówiąc, wytarł ostatnie łzy z jej policzka. A kiedy tylko uspokoiła się w pełni, by nie myślała już o niczym związanym z byłym mężem, zabrał ją z lodziarni na długi spacer.

farrah d. harlowe
koniec <3
powitalny kokos
panie walden
brak multikont
Latarnik — Latarnia morska
32 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Sprawuje pieczę nad latarnią morską w Lorne
9. + Outfit

Irene naturalnie nadal praktykowała powrót i ożywienie swojego miłosnego uczucia. Nadal chodziła na randki, bo na chwilę obecną jej poprzednie kończyły się po jednej randce. Cieszył się tylko z tego, że żadna nie zakończyła się w łóżku. Nie wybaczyłaby sobie tego gdyby nagle przestała wierzyć w swoje ideały, którymi nie było jednorazowe sypianie z przypadkowymi mężczyznami. Nie ma jednak co kłamać, czasami kusiło ją to, żeby skorzystać z czegoś takiego. Dla samego funu czy dreszczyku emocji. Za każdym razem kiedy chciała spróbować, przypominała sobie jak była uczennicą liceum i po szkole, a nawet i po miasteczku, zaczęła chodzić plota, że jakaś dziewczyna załapała chorobę weneryczną, bo sypiała z tyloma chłopakami. Irene nie miała zielonego pojęcia kim była dziewczyna i niespecjalnie się w plotę angażowała, bo sama jeszcze wtedy była niczego nieświadomą dziewica. Jednak jej rodzice, których celem życiowym było uprzykrzanie życia swoim córkom, odbyli z nią rozmowę o temacie „Dobrze wiemy, że to ty jesteś tym źródłem weneryków. Wstydź się, hańbisz rodzinę”. Także teraz, jak już była dorosłą, samodzielną i niezależną od rodziców kobietą, nadal bała się tego, że po jednorazowym seksie, jej rodzice do niej zadzwonią i zrobią pogadankę „Wiemy co zrobiłaś poprzedniej nocy”. Powinna iść z tym do psychologa. Zdecydowanie.
Tym razem, po raz pierwszy w życiu, Irene postanowiła umówić się z dziewczyną. Nigdy z żadną nie była w kwestiach seksualnych. Z paroma się całowała na studiach i baaardzo jej się podobało, ale ostatecznie nie dochodziło do niczego więcej. Dlatego teraz, jak już była dorosła i po rozwodzie, postanowiła, że będzie tą część życia eksplorować. Nigdy nie wiadomo, może związek z mężczyzną nie był jej pisany? Może to właśnie z kobietą ma spędzić resztę swojego życia i być szczęśliwą? Nie miałaby z tym problemu. Przynajmniej nie będzie jedyną opcją do rodzenia dzieci, albo jak zapadnie decyzja o nieposiadaniu dzieci to też łatwiej będzie jej się z tym pogodzić. Wszystko miało sens.
Po dwóch dniach pisania na portalu randkowym była gotowa. Pojawiła się pod wskazanym przez randkę adresem nieco przed czasem. Chciała mieć trochę czasu dla siebie. Nie dało się ukryć, że stresowała się bardziej niż przed spotkaniem z mężczyzną. Postanowiła, że wejdzie do lodziarni i zajmie jakiś stolik. Uśmiechnęła się do obsługi i już zmierzała do wolnego stolika, kiedy spojrzała na cami o'brallaghan . Pomachała jej i przysiadła się o nic nie pytając. Biedna Irene nie miała pojęcia, że nie dość, że pomyliła osoby, to w dodatku pomyliła adresy. Nie miała się pojawić w lodziarni, tylko w sklepie z ceramiką. Jej randka zrobiła małą literówkę.
-Nie wiedziałam, że też przyjdziesz wcześniej. – Zagaiła i nieco się już rozluźniła. –Dzięki za bycie wyrozumiałą. To mój pierwszy raz i nieco się stresuje i pewnie to po mnie widać. – Zaśmiała się cicho, ale nerwowo. Mówiła oczywiście o tym, że nigdy nie randkowała z kobietą o czym swojej randce w wiadomościach wspomniała. –Wyglądasz nieco inaczej niż na zdjęciach, ale nie jestem zawiedziona. – Powiedziała jeszcze i spojrzała w stronę obsługi. –Poproszę dwie gałki banana z kajmakiem! – Musiała zamówić skoro jej randka już jakiś deserek przed sobą miała.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
#17

Cami nawet siebie zaskakiwała czasem swoją głupotą. Bo tak, była głupia. Gra w którą grała z Lukiem była jeszcze głupsza. A najgłupsza to w ogóle była sytuacja, w której się znaleźli, za co z pełną premedytacją zamierzała obwiniać jego, a nie siebie. Więc można powiedzieć, że to Luke był tutaj największym głupkiem, wszystko było jego winą i w ogóle, biedna, pokrzywdzona Cami w tym wszystkim. Oczywiście nie brała pod uwagę, że to jej własne działania ją też do tego doprowadziły, że może gdyby zamiast szukać rozwiązania w małżeństwach i jakiejś chorej wizji miłości, to wzięłaby się za siebie, poszła na terapię i znalazła odpowiedź na pytanie, kim tak właściwie jest i czego chce od życia… no ale jak widać, branie odpowiedzialności za konsekwencje jej własnych decyzji nie przychodziło jej nigdy z łatwością i nie miało się to w najbliższym czasie zmienić.
No i pewnie by powiedziała, że z dwojga złego to jednak woli swoje popaprane życie, niż wizje rodziców za każdym razem, kiedy chciała uprawiać seks… jej rodzice wystarczająco jej skrzywili spojrzenie na świat, pokazują jej życie pełne braku miłości, pozorów i bogatego, ale tylko na koncie bankowym świata. Rodzice zawsze znajdą sposób na skrzywienie dziecka, zawsze oryginalny, zawsze zaskakujący.
No ale wracając. Miała zagwozdkę, nie wiedziała jak żyć, nie wiedziała co zrobić z tym bałaganem, który miała we własnej głowie i od którego aż… no aż nie wiedziała co, ale te wszystkie uczucia, które w niej buzowały były tak dziwne, tak skomplikowane, tak.. ah! No musiała wyjść. Ale jak widać, zamiast iść się upić, spróbowała całkiem nowego rozwiązania, wyjście na lody. Miała chyba z siedem gałek nałożonych, bo sama nie wiedziała czego chce, no i jadła to, zakopana w swoich myślach tak bardzo, że dopiero pod koniec drugiego zdania wypowiadanego przez Irene w ogóle zauważyła, że ktoś się przysiadł obok niej. - Nie martw się, będzie dobrze - odpowiedziała więc, uznając że widocznie kobieta pierwszy raz zamawia lody czy coś. No nie wnikała, miała zbyt dużo na własnej głowie, okej, żeby się aż tak w to zagłębiać. Dopiero później trochę się zdziwiła. - Inaczej znaczy jak? - zapytała próbując skojarzyć, czy skądś dziewczynę zna. Może z instagrama? No raczej nie z jej pracy, tam tylko dzwoniła do ludzi, nie wysyłała rozbieranych fotek! A potem przechyliła lekko głowę w bok. - Interesujący wybór - skomentowała, zastanawiając się, czy dziewczyna dostanie naprawdę banana, czy bananowe lody. No hej, lepiej myśleć o takich rzeczach, niż o swoich problemach, przecież w tym szaleństwie jest metoda!
studentka i programistka — lorne bay
22 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
002.

Miała wrażenie, że żar dosłownie lał się z nieba. Dlatego nie przyjmowała żadnego sprzeciwu, kiedy akurat przechodzili koło lodziarni. Musimy tam wejść, rzuciła w stronę Francois nim pchnęła drzwi lokalu. Uwielbiała to miejsce z więcej niż jednego powodu. Po pierwsze to właśnie tutaj przychodziła z babcią po dniu w szkole, kiedy dostała kolejną dobrą ocenę - była to z pewnością osłoda po tym co czekało na nią w domu, czyli wiecznie nieusatysfakcjonowana matka, która chyba z czasem zaczęła obarczać córkę odpowiedzialnością za odejście swojego męża. Po drugie, zwyczajnie kto nie lubił lodów szczególnie w dzień taki, jak ten? Novalie nie mogła się doczekać aż w dłoni będzie trzymała sorbet z mango i wejdzie do pomieszczenia z klimatyzacją. Ktokolwiek wpadł na tak głupi pomysł wyjścia na zewnątrz (ona) powinien zostać skazany na najniższy z kręgów dantejskiego piekła. No, ale czego nie robi się dla przyjaciół, prawda? Bo chyba tak mogła już nazwać tego bezpośredniego - początkowo jak na jej gust zbyt bezpośredniego - Francuza, który całkowitym przypadkiem, wyjątkowo pechowym zrządzeniem losu znalazł się w jej życiu i został na dłużej. Nova co prawda miała talent do przyciągania kłopotów i ludzi, których problemy trzymały się zaskakująco blisko. A mimo ostrożności Francois zdawał się pozornie nieszkodliwy - oczywiście pozornie bo za jego szkodliwość Novalie nadal uważała nagminne wyciąganie jej do ludzi, na jakieś studenckie imprezy albo chociaż wyjścia do baru, gdzie mimo iż szli we dwójkę, nadal otaczali ich ludzie. Z jakąś dziwną łatwością zrzucała kolejne problemy na barki Baudelaire'a, czując nienaturalną dla siebie swobodę podczas formułowania kolejnych myśli. Naturalnie chciała odwdzięczyć się tym samym, ale czy jej się to faktycznie udało? Czy obdarzał ją podobnym zaufaniem?
- Taaak - westchnęła z zadowoleniem, kiedy weszli do środka. Przegarnęła grube, kręcone włosy na drugą stronę i zerknęła przez ramię na chłopaka. Znalazła swój ulubiony stolik, który - na szczęście! - był wolny. Opadła wycieńczona na krzesło, jakby co najmniej przebiegli maraton. - Czuję się, jakby byłby mi potrzebny respirator - sapnęła, odkładając torbę na oparcie jednego z krzeseł. - Jakbym kiedyś miała jeszcze tak głupi pomysł bądź tak miły i wybij mi to z głowy, dobra? - poprosiła.

françois baudelaire
powitalny kokos
lenny
brak multikont
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
Lubił czuć smak jej imienia w swoich ustach — dlatego lekko zdarzało mu się go nadużywać. Opowiadając coś z żywą gestykulacją — będącą tak specyficzną i niespotykaną, że tylko już jego — często podkreślał: zmierzaliśmy tam z Novą, biegłem akurat do Novy, myślałem o Novie, tłumaczyłem to już Novie, pytałem się o zdanie Novy, albo: myślę, że to spodobałoby się Novie, co nasączało umysły jego znajomych wątpliwością:

czy Francisa i Novę coś łączy?
Owszem, łączyło. Bo to imię, które tak uwielbiał wypowiadać, było przede wszystkim i n n e. Obce. Tak jak oni byli inni i obcy — Francis i Nova razem, ramię w ramię. Nie tyczyło się to już nawet jego egzotycznego akcentu, ani muśniętych brązem ramion brunetki — choć i to sprawiało, w tym wielkim, tylko umownie niezwracającym uwagi na rasę świecie, pewne wykluczenie z normalności. Głównie jednak sprowadzało się do ich uśmiechów — tego, że ten Novy rysował się bardzo delikatnie, w kącikach jej pełnych, karminowych ust, zdających się (być może błędnie) walczyć z niepewnością, czy mają do takich grymasów prawo. A te Francisa, bardzo wąskie i teoretycznie nijakie, zawsze były naznaczone zuchwałym szczęściem — jakby urodził się z górną wargą permanentnie uniesioną jakąś pozaziemską, magiczną siłą ku niebu, zawsze ukazującą jego śnieżnobiałe zęby. I dlatego właśnie byli inni; od reszty i od samych siebie — przez kontrast ukrywanej niepewności i niepodpartego solidnymi powodami szczęścia. W Novie pokochał to, że wyznaczali przeciwne krańce w rozłożystym spektrum normalności.
Lubił także to, że w dni uginające się pod żarem słońca, wyciągała go na zewnątrz — nawet jeśli po sześciu postawionych krokach ich sylwetki zdawały się topnieć szybciej, niż arktyczne lodowce w pochłoniętym globalnym ociepleniem świecie. — Widać — wyrwało się — w następstwie perlistego śmiechu — to przyjacielsko-zaczepne wyrażenie spomiędzy jego ust. Za jego słowami skrywał się naturalnie ten respirator, który chętnie by Novie sprezentował, gdyby tylko miał na to fundusze, no i gdyby brunetka mówiła poważnie.
Nie zajął jednak miejsca na jaskrawo-turkusowym krześle (w lodziarni the little ice cream shop wszystko było jaskrawe i utrzymane w ścisłych trzech barwach — turkusu, różu i bieli, czasem ewentualnie w delikatnych akcentach jasnego drewna), który dotrzymywał towarzystwa stolikowi zajętemu przez Novę. — Ja tu nie widzę żadnego une idée stupide* — oznajmił wesoło, jak zwykle — choć teraz zdarzało się to coraz rzadziej — doprawiając kompozycję swych słów o francuskie akcenty. Słownik zapisanych w jego głowie angielskich wyrazów wciąż był dość ubogi, ale zaskakująco łatwo wychodziło mu już wyczytywanie spomiędzy cudzych warg konkretnych kształtów liter o odpowiednim znaczeniu. — Wiesz już, co byś chciała? — zapytał, przecierając wierzchem dłoni swoje nakrapiane upałem czoło. Poza standardowymi smakami, dostępnymi każdego dnia i skrawka wieczoru (takimi jak truskawka, mango, ananas, wanilia i czekolada), były także zmieniające się kombinacje szaleństwa — na przykład smak trawy, eukaliptusa, pieczonego czosnku czy szparagów. I właśnie te smaki zamierzał otoczyć swym spojrzeniem Francois, zza filtra witrynianej szyby. Ale najpierw… — Ja chyba chciałbym zmienić imię — oznajmił naturalnie, jakby wypowiedziane zdanie było całkiem naturalne; nie tylko w swojej treści, ale też kontekście rzucenia ich wewnątrz lodziarni, pomiędzy pytaniem o smak lodów.

nova lounsbury
  • _______________
    *une idée stupide - fr. głupi pomysł
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
studentka i programistka — lorne bay
22 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Połączył ich przypadek - zrządzenie losu, które w pierwszych chwilach w oczach Novalie przebrało się za nieśmieszny dar, niefortunnym splotem przypadków życie obarczyło ja nader gestykulującym, zbyt gadatliwym Francuzem, bez którego - sama nie wiedziała w którym momencie - nie wyobrażała sobie codzienności. Składało się to z małych gestów; wysłania mema bądź tiktoka, który z pewnością trafiał w poczucie humoru Francois.
Byli równocześnie różni i podobni w swojej inności na tle spokojnego australijskiego miasteczka. Chociaż wychowały ją te ulice, to ich obraz zacierał się w pamięci teraz już dorosłej kobiety a słowa naznaczał obcy, czasem twardo brzmiący akcent. I brak znajomości australijskich trendów wśród rówieśników, zbytnio zatopiona w chorwackiej rzeczywistości, w której przyszło jej spędzać nastoletnie lata. Może dlatego Francis z tą swoja europejską obcością, wcale nie wydawał jej się taki obcy? Lubiła patrzeć na to z jaką łatwością na jego ustach formuje się uśmiech pod wpływem pierwszej, pogodniejszej myśli. To sprawiało, że te jej, obciążone wspomnieniami, z których na nowo strzepnięto kurz, zrzucono płachtę zapomnienia, kąciki uginały się. Czasem bała się, że Francis zniknie - nie przywykła do tego, że coś dobrego może zostać w jej życiu na dłużej. Doszukiwała się jakiegoś niemożliwego zwrotu akcji, w którym Francis miał okazać się najlepszym aktorem na świecie i wcale nie darzyć jej szczerą sympatią, bądź w tajemniczy sposób odwrócić się do niej plecami, gdy zda sobie sprawę z tego z kim na do czynienia - wiele irracjonalnych myśli pchało ją w tym kierunku.
Z rozbawieniem wywróciła oczami, ostatecznie zatrzymując czekoladowe spojrzenie na rozświetlonym uśmiechem obliczu Francisa. - Ha, ha, ha - wydusiła tylko z siebie z wymuszeniem, chociaż usta ułożyły się w delikatnym, rozbawionym uśmiechu. Podziwiała heroiczną postawę swojego towarzysza, ona nie miała siły stać - w końcu gdyby mogła to nie potrzebowałaby respiratora, prawda? Zresztą wiedziała co weźmie. W przeciwieństwie do Francisa, Novalie miała wybrać bezpieczną opcję, taką, która nie była w stanie jej zawieść - sorbet z mango i nutka szaleństwa w postaci gałki o smaku trawy cytrynowej. - Bardzo stupide - powtórzyła za nim, uśmiechając się ponownie. W jego towarzystwie coraz częściej podłapywała te jego francuskie wstawki i kodowała je w swojej pamięci. Na jego pytanie jakże niechętnie podniosła się ze swojego miejsca, żeby leniwie rzucić okiem na wyeksponowane za szkłem lody. Oparła łokieć o jego ramię, pozwalając sobie na chwilę przenieść skrawek swojego ciężaru na niego. - Jak zwykle, sorbet mango i trawa cytrynowa - odparła z pewnością jakiej brakowało jej w dużo bardziej istotnych kwestiach.
Jednakże prawie zachłysnęła się własną śliną, kiedy tak lekko wspomniał o tak ISTOTNYCH zmianach, jakie miał zamiar wprowadzić w swoim życiu. Odruchowo sprawdziła telefon, żeby sprawdzić czy to przypadkiem nie jest prima aprillis. - C-co? Ale jak? Dlaczego? - to zdecydowanie nie była wiadomość jakiej się spodziewała i jaką powinno zrzucać się jej na głowę w takich warunkach pogodowych! - Bierz te lody i opowiadaj - zawyrokowała.

françois baudelaire
powitalny kokos
lenny
brak multikont
architekt — Queensland's Arch-Development
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Spełniona zawodowo pani architekt i kocia mama. Kilka miesięcy temu uciekła sprzed ołtarza i wróciła do swojego ex. Obecnie układa sobie życie u boku Colina i stara się rozgryźć, jak zostać dobrym rodzicem, bo spodziewa się pierwszego dziecka.
d w a n a ś c i e


Arielle postanowiła trochę odpocząć. Miała za sobą bardzo intensywny tydzień, dlatego w niedzielne popołudnie umówiła się z przyjaciółką. Ucieszyła się, kiedy Stasia napisała jej, że ma dla niej czas. Dziewczyny wybrały się na spacer i na lody do najbardziej legendarnej lodziarni w miasteczku. Adams szukała różnych sposobów na relaks. Wiedziała, że stres w ciąży nie był wskazany. Robiła wszystko, żeby go uniknąć, ale wszechświat ciągle robił wszystko, aby wybić ją z rytmu. Nie mogła być spokojna, gdy pierwszy raz od dawna spotkała swojego ojca. Nawet nie wiedziała, że mężczyzna był w okolicy. To spotkanie wpłynęło na nią bardziej, niż by tego chciała. Na całe szczęście mogła liczyć na Colina, który niby nie zrobił nic wielkiego, ale skutecznie poprawił jej humor.
Lato wciąż nie odpuszczało, dlatego Arielle miała na sobie tylko sukienkę z przewiewnego materiału. Była jeszcze na wczesnym etapie ciąży, dlatego prawie wszystkie ubrania dalej na nią pasowały.
— Strasznie dziś gorąco — oznajmiła, wachlując się ręką. Stały w sporej kolejce. Najwyraźniej nie tylko one wpadły na pomysł, aby wybrać się na lody. Arielle wiedziała jednak, że warto czekać. Marzyła o orzeźwiającym sorbecie. Na samą myśl ciekła jej ślinka.
— Ostatnio sporo się u mnie działo — przyznała, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Ostatnie miesiące były intensywne, ale Arielle nigdy nie czuła się taka szczęśliwa. Z Colinem wszystko układało się tak, jak powinno. Kiedy się zeszli, nie zamierzali z niczym się śpieszyć, ale los miał dla nich inny plan. Mimo, że jej ciąża nie była planowa, Arielle cieszyła się, że niebawem zostanie mamą.
— A co u Ciebie? Mam wrażenie, że nie widziałyśmy się sto lat — przyznała z ciężkim westchnieniem. Przez gorsze samopoczucie Arielle sporo czasu spędzała w domu. Ogólnie uważała, że dobrze znosiła ciąże, ale miewała gorsze momenty. Było to zupełnie naturalne, jej lekarz zapewnił ją, że nie ma powodu do obaw.

Stasia Hayworth
Instruktorka tenisa — FRESHWATER TENNIS CLUB
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Nowoczesna hipiska, ucząca dzieci bogaczy gry w tenisa, lubiąca podróże swoim campervanem i sączenie szampana, gdy nikt nie widzi.
#15

Stasia weekendy z reguły miała wolne. Czasem zdarzało się, że brała jakieś lekcje, czy sparingi w weekend, ale nie robiła tego zbyt często. Była osobą, która wierzy, że odpoczynek jest bardzo ważny, a ona lubiła w takich momentach brać swojego vana i jechać przed siebie. Nie, żeby w nieznane, bo zazwyczaj jeździła w jedno z kilku miejsc, które miała obadane i znała tam każdy kamień. Jednak ten weekend spędzała na miejscu, w Lorne Bay. Trochę czasu, a właściwie całą sobotę spędziła ze swoim nowym chłopakiem, Mike'm. Zawsze lubiła spędzać z nim czas, w letnich miesiącach w dzieciństwie potrafiła siedzieć z nim od śniadania do momentu, aż gonili ich do spania. Odkąd byli razem, to jeszcze chętniej spędzali ze sobą czas, ale jasnym było to, że nie mogą tego robić 24 godziny na dobę. Więc blondynka jak najbardziej mogła wyrwać się z koleżanką. Nie była pewna, czy spacer przy takiej pogodzie jest mądrym rozwiązaniem, ale lody już na bank. Z resztą, mieszkając w takim kraju jak Australia, człowiek chyba był przyzwyczajony do dobrej pogody i inaczej to odczuwał. A już na pewno inaczej to odczuwała Hayworth, która pracowała na świeżym powietrzu i mogła liczyć jedynie na cień. Dlatego też przygotowała się, nawet lekko się pomalowała (nie, żeby dla Mike'a tego nie robiła, no ale wiadomo) i poleciała na spotkanie z koleżanką.
-No, koszmar. Człowiek myśli, że to już będzie powoli się robić przyjemnie jak na koniec lata, a tu nic. Sezon letni wyjątkowo jest ciężki w tym roku-westchnęła. Nie, żeby narzekała mocno, lub było to bardzo uciążliwe dla nich, no ale taka była prawda. Odkąd skończyła się zima to zaczęła się żarówa. Jednak jak wiadomo, nie ma tego złego, co by lody nie ukoiły. Nawet jeśli trzeba postać chwilę w kolejce, to The little Ice Cream Shop było warto i wiedzieli o tym nie tylko stali mieszkańcy, ale także turyści, których wciąż było co nie miara.
-No to opowiadaj, a nie prowadzisz jakieś rozmowy na temat pogody!-zachęciła ją Stasia, aby Arielle opowiedziała jej o wszystkim. Faktycznie, nie widziały się sporo czasu, a nawet regularne wymiany smsów czy wiadomości to zdecydowanie nie to samo.
-Ja poporoszę jogurtowe i malinowe-zwróciła się, trochę zamyślona. No co, wpatrywała się właśnie w dość długa lodówkę z najbardziej wymyślnymi smakami! -Co mówiłaś?-zapytała po chwili, bo widząc reakcję koleżanki, domyśliła się, że pytanie nie było o smaki, na które ona miała ochotę, tylko o coś innego. Tyle, że blondynka musiała usłyszeć pytanie jeszcze raz, żeby móc na nie odpowiedzieć.

Arielle Adams
architekt — Queensland's Arch-Development
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Spełniona zawodowo pani architekt i kocia mama. Kilka miesięcy temu uciekła sprzed ołtarza i wróciła do swojego ex. Obecnie układa sobie życie u boku Colina i stara się rozgryźć, jak zostać dobrym rodzicem, bo spodziewa się pierwszego dziecka.
Arielle zawsze pracowała od poniedziałku do piątku, a w weekendy odpoczywała. Taki system pracy bardzo jej odpowiadał. Chyba umarłaby, gdyby w sobotę rano musiała pojawić się w biurze. Była typem osoby, która lubiła sobie pospać, dlatego w dni wolne zazwyczaj odsypiała trudy pracy. Choć bardzo lubiła swoją pracę, czasem nawet ona czuła się przytłoczona natłokiem obowiązków. Właśnie tak czuła się w przeciągu ostatnich dni. Z racji tego, że niebawem planowała pójść na przymusowy urlop, chciała dokończyć wszystkie większe projekty. Czuła się do tego zobowiązana, dlatego pracowała wtedy, kiedy tylko mogła. Nie było to wcale proste, ponieważ odczuwała chroniczne zmęczenie. Miała nadzieję, że poczuje się lepiej, kiedy minie pierwszy trymestr. Jak na razie znosiła ciążę stosunkowo dobrze, chociaż nie było też lekko. Zdecydowanie nie czuła się tak, jak te wszystkie ciężarne kobiety w wyidealizowanych reklamach.
— Jak na razie nie zapowiada się, żeby jesień nadeszła szybko — przyznała i delikatnie zmarszczyła brwi. Arielle nie była jesieniarą. Uwielbiała lato, ale w tym roku upały wyjątkowo dały jej w kość. Podejrzewała, że było to związane z jej stanem błogosławionym. Przez ciążę wiele rzeczy odczuwała inaczej. Mimo zmian jakie zachodziły w jej życiu, wciąż starała się zachować swoją rutynę. Dbała o siebie, pięknie się ubierała i malowała. Kiedy miała więcej energii, chodziła nawet na siłownię, żeby poćwiczyć pilates.
— A dla mnie będzie czekolada belgijska i sorbet truskawkowy — oznajmiła z uśmiechem. Na samą myśl o pysznych lodach ciekła jej ślinka. Nie mogła się doczekać, aż poczuje w ustach ten wspaniały smak. Kiedy otrzymały swoje zamówienie, oddaliły się trochę i usiadły w zacienionym miejscu.
— Nie bardzo wiem, od czego powinnam zacząć. Od jakiegoś czasu dziwnie się czułam. Byłam osłabiona, miałam poranne mdłości, zrobiłam się strasznie emocjonalna — zaczęła, a w międzyczasie spróbowała lodów. Smak jej nie zawiódł. — Okazało się, że to po części wina Colina, bo jestem w ciąży — oznajmiła, jak gdyby nigdy nic, dalej zajadając się lodami.

Stasia Hayworth
ODPOWIEDZ