sprzedaje kosmetyki — MECCA SKINCARE
24 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jej to pasowało, że Archer mówił właściwie za ich oboje. Lubiła go słuchać, był zabawny, otwarty na świat. Był jej przeciwieństwem, ale w ten dobry, uzupełniający sposób. Nie jak ktoś kto totalnie do ciebie nie pasuje, jak puzzle z różnych układanek.
- Jeszcze. - dodała, bo jakoś nie ufała, żeby te drapacze chmur w Dubaju wytrzymały zbyt długo. To nie było na pewno budowane z przekonaniem, że wytrwa tyle co piramidy czy chociażby rzymskie akwedukty. Oczywiście Chloe nic nie wiedziała o budownictwie, ani tym bardziej o budowaniu drapaczy chmur na pustyni. Ale i tak nie chciała się do żadnego zbliżać.
Nie chciała sprawiać, żeby czuł się głupio przez swoje pytanie. Kwestia jej lęków to nie było coś o czym gadała cały czas i nie miała też tego wypisanego na twarzy. Może to nawet dobrze, że inni o tym zapominali? Może tylko ona wciąż o tym myślała, drżąc na samą myśl o wyjeździe i poznawaniu obcych ludzi. Gdyby udało jej się opanować ten lęk, albo chociaż okiełznać go na tyle, by móc spełniać swoje marzenia. Tymczasem on nawet nie był uśpiony, siedział tylko w kącie jej umysłu i zerkał kiedy najlepiej będzie wyjść z cienia. Mocniejsze leki może byłyby rozwiązaniem, ale nie chciała faszerować się silnymi środkami. Musiała sama sobie jakoś radzić, sama lub z pomocą takich ludzi jak Archer.
- Moja rodzina pospadałaby z krzeseł jakby się dowiedzieli, że jadę na wycieczkę i to jeszcze nie z kimś z nich. - zaśmiała się cicho gdy wyobraziła sobie ich miny. Trochę jej mina zrzedła, gdy pomyślała, że mogłoby im być przykro. Nie chciała ich ranić. Ale Archer był jak katalizator dla niej, dodawał jej odwagi. Najpierw huśtawki, a teraz dopuszczenie do siebie myśli o wyjeździe. To już było dużo, sam fakt, że nie odpowiedziała automatycznie "nie". I zupełnie samą siebie zaskoczyła, kiedy nagle, ni stąd ni zowąd, odparła:
- Dobrze. - zerknęła na Archera i uśmiechnęła się do niego niepewnie - Ale gdzieś blisko i nie na długo. I nie zostawisz mnie samej, chyba, że w toalecie. - odwaga, która nagle ją wypełniła, bardzo szybko teraz uciekała, dlatego zaraz dodała - I nie pozwolisz mi się wycofać. - tak, uczyniła go odpowiedzialnym nie tylko za ten wyjazd, ale też za niemalże przymuszenie ją do niego. Bo jak Chloe siebie znała, to gotowa była się źle poczuć w dniu wyjazdu, albo schować się gdzieś tak, by jej nie znalazł. - Możesz mnie wsadzić siłą do samochodu. - zadecydowała z zaskakującą dla niej pewnością siebie - I wiesz co... może nie aż tak blisko. Najpierw pomyślałam, że dobre będą małe kroczki, ale może skok na głęboką wodę będzie lepszy? - nie była pewna jak to zadziała, jak zadziała jej mózg, jej lęki, jej ciało. Wiedziała, że będzie musiała się przygotować, zrobić plan, przegadać sprawę z terapeutą i ustalić, czy w razie co, będzie mogła zadzwonić do niego. Ale czuła, że może to ogarnąć. A jak to się uda, to może inne rzeczy też?

Archer Brooks
serduszka
nick autora
brak multikont
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Mam zawsze powtarzała, że za dużo paplał i że czasem milczenie bywało złotem, jednak właśnie z tym milczeniem Archie od dziecka nie miał zbyt wiele wspólnego. Zawsze miał coś do powiedzenia, często odzywał się w niewłaściwych momentach, a na lekach nie zamykała mu się buzia. Na szczęście nauczyciele brali na to poprawkę, bo był błyskotliwy i nigdy nie sprawiał większych kłopotów, a jego wyniki w nauce nie pozostawiały wątpliwości, że chłopak posiadał był zdolny i bystrym, choć łatwo ulegał rozproszeniu.
- Straszna z ciebie pesymistka - zaśmiał się, ale bez złośliwości. - Może faktycznie jakiś budynek kiedyś się zawali, ale co z tego? Gdyby człowiek bez przerwy myślał o tym, co złego może się wydarzyć, nie wychodziłby wtedy z domu. A przecież połowa wypadków zdarza się w domu i to nawet tych śmiertelnych. Nigdy nie wiesz, czy nie spadnie na ciebie z sufitu lampa albo czy sąsiad nie wjedzie w budynek mieszkalny rozklekotaną maszyną rolniczą - nie wiedział czy jego tłumaczenia na coś się zdadzą, ale chciał jakoś uświadomić Chloe, że złe rzeczy mogły się wydarzyć, ale wcale nie muszą, Sam Archie był tego doskonałym przykładem - przez swoją głupotę ledwo uszedł z życiem i do końca życia będzie borykał się z niedowładem nogi. Gdyby nie wszedł wtedy na słup wysokiego napięcia, byłby całkowicie sprawny. A może wcale niekoniecznie, może innego dnia potrąciłby go samochód, a wszystko skończyłoby się znacznie gorzej? Sęk w tym, że pewne sytuacje i zdarzenia są ludziom pisane, a przynajmniej tak powtarzała żona dziadka Linda, która ze względu na swoje pochodzenie mocno utożsamiała się z aborygeńskim przesądami.
Oczy mu rozbłysły, kiedy dziewczyna przystanęła na jego propozycję. Skrycie na to liczył, mimo późniejszego zaskoczenia, w dodatku jak najbardziej pozytywnego.
- Hej, szalona, przystopuj trochę! - głośny śmiech wydostał się z jego gardła, kiedy Goldsworthy wypaliła z pomysłem rzucania się na głęboką wodę. - Kim jesteś i co zrobiłaś z Chloe? - zażartował, kręcąc przy tym głową z nieukrywanym zdziwieniem. - Może jednak zacznijmy od tych małych kroczków, co? Rzucanie się do wody bez wcześniejszego zahartowania grozi wstrząsem. Lepiej najpierw się z nią oswoić, a dopiero potem zanurzyć bez gruntu pod nogami. To taka metafora odnośnie bliskiego wyjazdu. Pozostańmy przy czymś bliżej, na Sydney czy Melbourne będzie jeszcze czas. A kto wie, może i na jakieś dalsze rejony? - zatrzymał swoją huśtawkę tylko po to, aby sprzedać dziewczynie kuksańca w bok. I naprawdę nie miał zamiaru zaciągać jej nigdzie siłą, co najwyżej mógł użyć swojej siły perswazji. Bo co to za frajda z wycieczki, jeśli musiałby zmusić Goldsworthy do usadowienia się na miejscu pasażera swojego Chryslera z siedemdziesiątego dziewiątek, a potem jeszcze dodatkowo podjąć próbę uprowadzenia?

Chloe Goldsworthy
mistyczny poszukiwacz
-
sprzedaje kosmetyki — MECCA SKINCARE
24 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jej się podobało, że Archer dużo mówił. Chłopcy często bywali milczący, co w zestawieniu z jej milczeniem dawałoby długie momenty ciszy. A tak, mogła posłuchać jego opowieści i anegdot.
Spojrzała na niego trochę przerażona, trochę zmieszana, trochę sama nie wiedziała co.
- Ja myślę cały czas co może się zdarzyć złego. I nie panuję nad tym. Zawsze mam opracowaną drogę ewakuacji, zawsze szukam potencjalnych elementów zagrożenia. Zwłaszcza kiedy jestem gdzieś sama. Znałam położenie każdej skrzypiącej deski w rodzinnym domu, każdy wystający gwóźdź. Życie to nie reklama Liona... jednak na zewnątrz może się zdarzyć dużo więcej niż w domu. No i w domu nie ma obcych. - wbiła spojrzenie w swoje stopy. Ktoś, kto nie czuł tego co ona, nie mógł tego zrozumieć. Irracjonalna... przewrażliwiona... wariatka... pesymistka przy tym to było łagodne określenie. - Każdy dzień to walka z samą sobą. Nie dziw się, że ograniczam stresujące sytuacje. - uśmiechnęła się do Archera łagodnie. Nie robiła mu wyrzutów o jego słowa, chciała tylko by chociaż trochę zrozumiał.
Nie wiedziała czy finalnie się odważy z nim pojechać, ale chciała spróbować. Chociaż raz. Najwyżej potem przez tydzień nie wyjdzie z łóżka, faszerując się lekami na uspokojenie.
- Za daleko to na pewno nie. Nie wsiądę do samolotu czy na statek. Może pociąg by wchodził w grę. - zastanowiła się na głos, choć nie znała statystyk dotyczących katastrof kolejowych w Australii. A z kolei samochodem na drugi koniec kontynentu to by dopiero była męcząca wyprawa. Zwłaszcza, że ona nie miała prawka. - Tylko wiesz... nie możemy tego zbyt długo odkładać, bo wtedy się rozmyślę. - zauważyła. Znała siebie, wiedziała że z każdym kolejnym dniem jej lista "przeciw" będzie coraz dłuższa. Będzie musiała sobie przygotować plan awaryjny w razie ataku paniki i mieć ze sobą zapas leków. Może powie wcześniej terapeucie, żeby ją jakoś przygotował. To dało się ogarnąć. Wierzyła w to i w to, że da sobie z tym radę. Ale ta wiara mogła być dość krucha.

Archer Brooks
serduszka
nick autora
brak multikont
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Przy Archiem rzeczywiście nikt nie mógł narzekać na niezręczną ciszę, bo kiedy ktoś milczał, on nawijał jak najęty. Czasem wyglądało to jak monolog, ale nie w przypadku Chloe, która opowiadał mu o sobie i otwierała się coraz bardziej. Brooks widział diametralną różnicę odkąd się poznali i mimo że sam bywał porywczy i nazbyt narwany, chyba dał jej wystarczająco dużo powodów, aby mogła mu zaufać.
- Staram się zrozumieć - nie mógł powiedzieć, że rozumie ją w stu procentach, przecież nigdy nie znalazł się w podobnej sytuacji i nie siedział w głowie dziewczyny. Każdy miał prawo do własnych myśli i odczuwania własnych emocji. Najgorsze, co można było wtedy zrobić, to posłużyć się stwierdzeniem, że ktoś wyolbrzymia. - I nie dziwię się. Serio - dodał, umacniając wypowiedziane słowa pewnym skinieniem głowy. Domyślał się, że Goldsworthy nie było łatwo, a otaczający ją świat musiał wydawać się ogromny i przygnębiający. Dlatego Archer pragnął pokazać jej, a przynajmniej spróbować pokazać, że nie za każdym nie zawsze na każdym rogu czeka niebezpieczeństwo i nie wszyscy ludzie za wszelką cenę chcieliby ją skrzywdzić. Jasne, wypadki zdarzały się, a po ziemskim globie spacerowała masa świrów, jednak istnieli też ci życzliwi i dobrzy, którzy na pewno polubiliby Chloe z każdym jej dziwactwem. I Brooks zaliczał się do jednych z takich osób.
- A samochód? - zapytał, szurając adidasami o udeptaną nawierzchnię pod huśtawką. - Przysięgam, że nie prowadzę jak szalony - dodał z uśmiechem, choć niegdyś zdarzało mu się wcisnąć mocniej pedał gazu. To były jeszcze czas, kiedy Archie bawił się w ryzykanta, żył szybko i nie bał się umrzeć młodo. Po wypadku i miesiącach spędzonych na szpitalnym oddziale, które przypieczętowała żmudna rehabilitacja, zaczął myśleć nieco trzeźwiej i chyba bardziej docenił życie. Chyba zbyt intensywnie spojrzał śmierci w oczy, aby stawiać na kompletną brawurę. - Nie jest to jakaś super bryka i nikomu jeszcze nią nie zaimponowałem, ale jest sprawna, ma cztery koła, sprawny hamulec i jeździ. No i to pamiątka po tacie, więc to takie moje oczko w głowie - to prawda, najmłodszy z braci otrzymał samochód po nieżyjącym ojcu, który miał fioła na punkcie starych aut, więc teraz to on dbał o nie, regularnie czyszcząc, dokonując drobnych napraw i zawsze pamiętał wymianie oleju i przeglądach technicznych.
- Jak szybko powinniśmy podjąć decyzję? W styczniu mam nieco napięty grafik w pracy przez wprowadzane zmiany i szkolenie nowych pracowników, ale od lutego powinno być luźniej. Chyba, że do tego czasu zdążysz rozmyślić się cztery razy? - zerknął niepewnie na dziewczynę, bo z jednej strony wolałby ruszać w jednodniową podróż już jutro, a z drugiej nie mógł sobie na to pozwolić. Przeklęte obowiązki.

Chloe Goldsworthy
mistyczny poszukiwacz
-
sprzedaje kosmetyki — MECCA SKINCARE
24 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Przepraszam. - spuściła wzrok, bo głupio jej było, że się tak uzewnętrzniła. - I dziękuję, doceniam. - wiedziała, że nie sposób postawić się w jej sytuacji, bo to nie było to tylko kwestią psychiki. Wiedziała, że całe jej ciało reaguje gdy się boi, wyzwalają się jakieś hormony i inne substancje, które zalewają jej mózg i inne części ciała. Pewnie nawet sami lekarze nie do końca wiedzieli jak to działa, a co dopiero zwykły człowiek. Ale doceniała, że Archer jej nie ocenia i nie nazywa wariatką. Chciała być normalna i zdrowa, chciała panować nad tym co się z nią dzieje. Na razie tylko to oswoiła, na tyle by jakoś funkcjonować, by wychodzić codziennie z domu, by jakoś żyć. Ale nawet sam fakt, że nie wybiegała w swoich planach daleko w przyszłość, że nie miała jakichś wielkich marzeń, świadczył o tym, że nie wierzyła, że zawsze będzie nad tym panować. Żyła trochę z dnia na dzień, bo tak było mniej rozczarowująco. Może nie aż tak z dnia na dzień, bo to by było zbyt spontaniczne. Może lepiej nazwać to życiem z miesiąca na miesiąc, albo z roku na rok.
- Samochód jest okej. - skinęła głową - Tylko wtedy ty musisz prowadzić, bo ja nie umiem. - dodała, żeby nie myślał, że będą się zmieniać za kierownicą. Zresztą przecież nie pojadą tak daleko, by to było konieczne. - A chciałbyś komuś czymś zaimponować? - zapytała, sama nie wiedziała czemu. Jakby chcąc sprawdzić, czy może jakaś dziewczyna wpadła mu w oko. Skąd się w niej brały takie pytania? - To musi być wyjątkowe auto. - pamiątka po kimś z rodziny to było coś ważnego. Ona każdy prezent czy pamiątkę rodzinną miała zachowaną.
Zagryzła wargę i wbiła wzrok w ziemię. Kiedy... im dłużej będą odkładać, tym ona będzie mniej pewna tego wyjazdu. Będzie mieć więcej czasu na wymyślenie najgorszych scenariuszy.
- Może być luty.- skinęła głową, choć nie była pewna czy wtedy nadal będzie taka odważna. Może to nawet było słychać w jej głosie, taką nutkę smutku, że to jeszcze tak długo. - Namówiłeś mnie raz, to pewnie w namówisz i drugi raz. - zerknęła na chłopaka i lekko się uśmiechnęła. Nagle ten wyjazd, ta mała wycieczka, stała się dla niej bardzo ważna. Trudno jej to było zrozumieć i wyjaśnić. Nie wiedziała czy chodziło o pokonywanie własnych lęków, czy o towarzystwo Archera. Jeszcze nie wiedziała, ale mogło chodzić o oba te aspekty.

Archer Brooks
serduszka
nick autora
brak multikont
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Pokręcił głową, dając Chloe do zrozumienia, że nie miała za co dziękować, a już na pewno w żadnym wypadku nie powinna przepraszać. Byli dobrymi znajomymi, przynajmniej tak wydawało się Archerowi, dlatego akceptował w niej wszystko, co dla innych mogłoby wydawać się za chore i niezrozumiałe. On sam miał swoje dziwactwa, które znacznie różniły się od problemów Chloe, ale to pokazywało, że byli tylko ludźmi i nikt nie był doskonały.
Brooks mógł pochwalić się kilkoma nawykami, pomijając te związane przyjmowaniem i wykonywaniem zakładów. Nie potrafił zasnąć od ściany, zawsze musiał mieć skarpetki do pary, w domu jadł tylko swoim ulubionym widelcem, cukier w herbacie musiał rozmieszać dokładnie cztery razy w jedną i cztery w drugą stronę. Nigdy nie wyszedł z domu w brudnych butach i kilkakrotnie wracał się po słuchawki, kiedy zapomniał schować je w kieszeń spodni. Każdy miał swoje dziwactwa, fobie, nawyki. Każdy, bez wyjątku. Archer, jego bracia, rodzeństwo Chloe. Nawet ich rodzice. Dlatego uważał, że wszystko było z nią w porządku. Nawet, jeśli czegoś się bała i bywała nadmiernie ostrożna.
- Jest wyjątkowy - zgodził się, myśląc o ojcu. Miał przed oczami tylko lekki zarys jego twarzy, choć głos taty już dawno rozmył się pomiędzy innymi, bardziej znajomymi dźwiękami. - Czasem szwankuje i trzeba przy nim pogrzebać, ale nigdy nie miałem z nich większych problemów. No i bardzo dobrze, że nie umiesz prowadzić - wymierzył w nią oskarżycielsko palcem. - Myślisz, że dałbym ci poprowadzić mój samochód? - zapytał z poważną miną, żeby po chwili uśmiechnąć się szeroko. Gdyby Chloe miała uprawnienia i chciała pojeździć, nie miałby nic przeciwko. Pod warunkiem, że mógłby kontrolować podróż z miejsca pasażera.
- Ale tak swoją drogą, nigdy nie korciło cię, żeby nauczyć się jeździć? Wiem, że jadąc samochodem może wydarzyć się wiele rzeczy, ale to naprawdę ułatwia życie. Wprawdzie w Lorne Bay samochód jest zbędny i wszędzie można dotrzeć pieszo, podmiejskim autobusem lub rowerem, jednak auto najlepiej sprawdza się w podróżach - Archer, choć robił tego jakoś często, lubił czasem wsiąść w samochód i pojeździć bez celu. Wtedy wcale nie musiał przemieszczać się z punktu A do punktu B, po prostu odsuwał okno, łapał wiatr we włosy i mknął przed siebie. Oczywiście taka podróż nie mogła obyć się bez starych klasyków w głośnikach. A teraz, skoro już udało mu się namówić Chloe na wspólną wyprawę i możliwe, że uda mu się namówić ją kolejny raz, kiedy zdąży się rozmyślić z propozycji, to może uda mu się też przekonać ją do nauki jazdy? Sam mógłby udzielić jej podstawowych opcji, mimo że ta rola należała się jej ojcu lub ewentualnie bratu.

Chloe Goldsworthy
mistyczny poszukiwacz
-
sprzedaje kosmetyki — MECCA SKINCARE
24 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Może gdyby znała jego dziwactwa, to byłoby jej łatwiej? W końcu takie nawyki i małe rytuały trochę upodobniały go do niej. Może za bardzo była zafiksowana na punkcie swoich dziwactw i fobii, tego, że musi brać leki i mieć spotkania z terapeutą. Może to była jej tarcza... te fobie, wymówka dla niej, gdy się bała, stresowała, albo nie chciała czegoś robić. Nie poszła na studia bo lęki... tak, ale też dlatego, że nie stać jej na to było. Nie zakładała kanału na youtube bo lęki, ale też dlatego, że bała się hejtu, tego, że się nie spodoba, że nie wyjdzie - coś czego bał się każdy początkujący twórca internetowy. Nauczyła się tak żyć i już nawet nie próbowała tego zmienić.
Dlatego między innymi z Archerem czuła się tak dobrze, tak inaczej, bo chciała mieć powody do zmiany, do działania. A on był bardzo dobrym powodem.
- Umiesz naprawiać auta? - zapytała zainteresowana. Archer jej imponował. - Jesteś chyba pierwsza osobą która się ucieszyła z tego, że nie umiem prowadzić. - nawet się zaśmiała.
Pokręciła głową.
- Mam listę rzeczy które bym chciała zrobić, albo które mnie... korcą, jak to nazwałeś. Ale prowadzenie nie jest jedną z nich. - przyznała. - Nie miałam nigdy takiej potrzeby. Poza tym z tą moją ostrożnością, to chyba nigdy bym nie skręciła w lewo na skrzyżowaniu. - roześmiała się. Pewnie wszyscy by na nią trąbili i wyzywaliby ją od idiotek i niedzielnych kierowców. - Co ciebie korci? - zapytała. Chciała go poznać, dowiedzieć się jakie ma marzenia i plany. Patrzył na świat zupełnie inaczej niż ona, co było fascynujące. Zastanawiała się więc czego pragnie ktoś tak otwarty. Może to było coś totalnie ekstremalnego, jak skok ze spadochronem?

Archer Brooks
serduszka
nick autora
brak multikont
architekt — w rodzinnej firmie
35 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Od zawsze związana z dzielnicą Sapphire River. Architekt. Pracuje z ojcem w rodzinnej firmie remontowo-budowlanej, a w wolnych chwilach biega za swoimi trzyletnimi córkami.
/ po grze

Nie mieszkała tej dzielnicy. Ten plac zabaw nie był tym, na który miała najbliżej z Sapphire River, a jednak z jakiegoś powodu to właśnie to miejsce było stałym punktem na jej mini mapie wypraw z bliźniaczkami. Prawdopodobnie chodziło o to, że w Fliorite View mieszkało mnóstwo par z dziećmi, z którymi jej własne pociechy mogły się wybiegać, wyszaleć i wybawić, by potem, gdy będą już w domu, spać niczym dwa aniołki. Ich matka już od dawna wiedziała, że popełniła ogromny błąd. Teraz już do końca życia zapamięta sobie, by nie brać się za robienie dzieci, gdy zaledwie chwilę wcześniej oglądało się z mężem "Omena". A mogli włączyć sobie wtedy coś innego, coś wesołego; wtedy jej córki nie byłyby szatańskimi pomiotami, a przemiłymi i grzecznymi dziewczynkami. Ech, wiele by za to oddała, ale jednocześnie umarłaby chyba z nudów przy dwójce szkrabów, które nie brudzą się i nie dokazują. A jaką kondycję człowiek może sobie wyrobi, gdy musi za nimi biegać!
Dziś na szczęście nie biegała. Siedziała sobie na ławeczce i przyglądała się swoim bliźniaczkom, które póki co szalenie grzecznie bawiły się z innymi dziećmi w pobliskiej piaskownicy. Miały masę sprzętu: wiaderka, łopatki, grabki... Oczywiście takie same, bo przecież obie zaczęłyby ryczeć, gdyby ich zabawki czymś się różniły. Póki co wrzasków jednak nie było. Zapewne do czasu, ale nacieszmy się jednak tą chwilą ciszy i spokoju, która już za moment zamieni się w prawdziwy armagedon. Serio. Nie przesadzała.
Wyobraźmy sobie taką scenkę: dzieci grzecznie się bawią, w okolicy słychać jedynie radosny śmiech, gaworzenie, rozmowy, śpiew ptaków... W powietrzu unosił się delikatny zapach kwiatów i nawet wiatr, który wiał w ostatnich dniach niczym szalony, w końcu nieco ucichł. I nagle, w tym wszystkim...
- MAAAMAAA!!!
To nie był krzyk. To nie był nawet wrzask. To był... dziki ryk, mogący przywodzić na myśl jedynie odgłos wydawany przez jakąś starożytna bestię wypełzającą z czeluści piekielnych. Część zatroskanych matek od razu podbiegła do swoich dzieci, chcąc być przy nich, gdy nastąpi atak, ale Deb... Nie. Ona nie biegła. Ona już teraz doskonale wiedziała, co właśnie się rozpoczęło. To była Zoya. Jedna z jej córek. Za moment nastąpi część druga - Zola, druga z bliźniaczek, odpowie podobnym zawołaniem, ale znacznie głośniejszym. Zdążyła już do tego przywyknąć, uznała więc, że nie zafunduje tego innym osobom, podeszła więc do własnych dzieci, które były już chyba bliskie płaczu. A dlaczego?
- Przepraszam, pański syn zabrał wiaderko mojej córce - zaczepiła faceta, który pochylał się nad chłopcem, który w najlepsze stawiał sobie babki z piasku.

Adam Brooks
Detektyw w obyczajówce — Lorne Bay Police Station
35 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarszy z Brooksów. Rozwodzi się z żoną, która uprzykrza mu życie na każdym kroku i z którą ma 6-letniego synka. Z Wydziału Zabójstw czasowo karnie trafił do obyczajówki. Po godzinach niańczy Diane i randkuje sobie z Mabel.
Adam nie pamiętał, przy jakim filmie czy piosence został poczęty Joey, z bardzo prostego powodu - jego pożycie z Grace raczej nie było czymś, co był skłonny wspominać. Skutek tych starań o bobasa był oczywiście cudowny, jednak samo płodzenie nie należało do przyjemnych doświadczeń, przynajmniej z perspektywy czasu. No dobra, moze odrobinę, ale dla ogólnego bezpieczeństwa lepiej zakończę ten akapit.
W każdym razie, Joey od zawsze był bardzo żywym chłopcem. Całe szczęście, że miał sześciu młodych wujków, któzy bieganie za malcem uważali za fajną rozrywkę. Jasne, Adam też lubił poruszać się przy młodym, ale przez swoją pracę czasami po prostu nie miał już na to siły. I wtedy jako posiłki przychodzili inni rodzice, którzy zbierali się na placu zabaw na Fluorite View. To była chyba jakaś niepisana umowa pomiędzy nimi, że większość zbierała się o tej samej porze, puszczała dzieciaki samopas, w międzyczasie odpoczywając na ławkach i delektując się tymi kilkoma chwilami dla siebie. Brooks miał do swojego sześciolatka już całkiem sporo zaufania, dlatego bez większej trwogi siedział na jednej z ławek czytając gazetę. Jedynie od czasu do czasu zerknął na dziarskiego przedszkolaka, który ładnie bawił się z dwoma dziewczynkami. W pewnym momencie Joey zawołał ojca, by zaprezentować mu swoje babki. Adam złożył więc gazetę, podszedł do chłopca, nie zastanawiając się zbytnio nad tym, skąd wziął wiaderko. I czy to Joey był sprawcą tego zamieszania... well, tego armageddonu, jaki przed chwilą miał miejsce.
- Słucham? - odparł zaskoczony nagłym pojawieniem się obok niego kobiety. - Joey, czy zabrałeś to wiaderko jakiejś dziewczynce? - skierował się do chłopca, uważnie mu się przyglądając.
- No. Tamtej - odparł mini Brooks bez żadnego przypału. No cóż, dzieci to jednak szczere stworzenia. - Ale już się nim nie bawiły, bo zaczęły grabić - dodał na swoje wytłumaczenie.
Adam spojrzał przepraszająco na rozmówczynię.
- Przepraszam, za chwilę je oddamy. I Joey oczywiście przeprosi pani córkę, prawda? - przerzucił wzrok na bombelka, który wstał z kucków i ze skruchą przytaknął ojcu.
Deborah A. Winslow
architekt — w rodzinnej firmie
35 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Od zawsze związana z dzielnicą Sapphire River. Architekt. Pracuje z ojcem w rodzinnej firmie remontowo-budowlanej, a w wolnych chwilach biega za swoimi trzyletnimi córkami.
Rzeczywiście, nie było przypału. Był mega przypał, bo kiedy tylko córka Deb zdała sobie sprawę z tego, że chłopiec mówił o niej, od razu zaczęła ryczeć. Nie dość, że została okradziona, to jeszcze złodziejaszek nie robił sobie nic z jej dramatu. Miała prawo płakać, a jej bliźniaczka miała prawo robić dokładnie to samo. W tym momencie na placu zabaw było więc nie jedno, ale dwoje wrzeszczących dzieci, w dodatku jedno z nich wyciągało właśnie rączki po swoje wiaderko.
- Chyba chciałyby je odzyskać.
Gdyby chodziło o nią, zostawiłaby mu narzędzie, żeby chociaż trochę mógł się nim pobawić. Szkoda tylko, że dziewczynki wyszły z innego założenia i wcale nie miały zamiaru podzielić się z nowym kolegą. Co więcej, Zola, jedna z nich, wstała z piachu, kompletnie ignorując to, że miała go nawet na twarzy, podeszła do chłopca i wyrwała mu wiaderko. Druga z bliźniaczek również przystąpiła do ataku. Zoya skupiła się na rujnowaniu zasieków obronnych wroga - jak gdyby nigdy nic zaczęła deptać babki z piasku stworzone przez Joey'a. To chyba dobrze, że bliźniaczki umiały współpracować, prawda? To dobrze, że dogadywały się ze sobą bez słów, było ważne dla ich rozwoju oraz dla rozwoju ich więzi.
- Zoya, nie wolno tak!
Od razu podbiegła do małego łobuza i wzięła go na ręce, licząc na to, że zdąży uratować chociaż jedną babkę. Niestety, wszystkie zostały zrównane z ziemią, to znaczy z piaskiem, a dziewczynka, która dokonała dzieła zniszczenia, zapiszczała z radości i zaczęła klaskać, przy równie radosnym wtórowaniu braw ze strony małej Zoli. Pięknie. Po prostu pięknie.
- Nie wolno psuć babek innych dzieci. Zobacz, chłopczykowi jest teraz smutno - postawiła małą i przykucnęła przy niej, by po chwili wskazać jej młodego. Może on i jego ojciec skupią się na ocenianiu szkód i nie zwrócą uwagi na to, że Deb wzięła córkę pod pachę, pod drugą zaczęła pakować Zolę, bo w jej głowie kwitł teraz tylko jeden plan - uciekać.

Adam Brooks
Detektyw w obyczajówce — Lorne Bay Police Station
35 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarszy z Brooksów. Rozwodzi się z żoną, która uprzykrza mu życie na każdym kroku i z którą ma 6-letniego synka. Z Wydziału Zabójstw czasowo karnie trafił do obyczajówki. Po godzinach niańczy Diane i randkuje sobie z Mabel.
Adam niestety wiedział z własnego doświadczenia, czym dla rodzica było dziecko, które nagle w miejscu publicznym zaczynało wydzierać się w niebogłosy. Sam doświadczał tego często jeszcze parę lat temu, za to nigdy nie przeżył tego, że to jego dziecko sprowokowało takie zamieszanie. Wiadomo, to tylko dzieciaki, jednak Brooks miał nadzieję, że z czasem będzie już tylko lepiej. Nie było. Było za to sporo prawdy w powiedzeniu, że małe dziecko - mały kłopoty, a duże... Wiadomo.
- Joey, oddaj proszę dziewczynce wiaderko. I ją przeproś, dobrze? Nie wolno zabierać innym dzieciom rzeczy, którymi się akurat bawią - nieco zrugał Joeya, ale mówił miarowo i spokojnie, żeby tylko nie potęgować tego dramatu, który właśnie rozgrywał się tu na placu zabaw. Chłopiec chyba nawet zaczął zbierać się do zwrotu zakładnika, ale w tym momencie jedna z dziewczynek wyrwała mu je, a druga zniszczyła jego babki. No, dziewczyny jeńców nie brały, to trzeba było im przyznać!
- Tata!! Co one robią, powiedz im coś! - obruszył się malec i wstał z piachu. No i masz ci los... Adam złapał Joeya za rączkę, żeby ten przypadkiem nie zrobił czegoś nieodpowiedniego, typu okładanie trzylatki po głowie plastikową łopatką. A takie rzeczy miał już w repertuarze parę lat temu, więc istniało ryzyko, że niestety będzie chciał to powtórzyć...
- Dziewczyny, to bardzo nieładnie z waszej strony - zwrócił się do Zoyi i Zoli, a następnie spojrzał na ich matkę. - Zemsta była trochę nieadekwatna do wybryku mojego syna - stwierdził, mając nadzieję, że matka przejmie stery, bo przecież nie chciał opierdalać nieswoich dzieci. Jego własne mu wystarczyło. No i oczywiście tymi słowami dał jej do zrozumienia, że widzi, co zamierza i że nie pozwoli jej tak po prostu odejść. Musiał też dać przykład synowi, prawda? Że nie można być mięczakiem i nie udawać, że to pada deszcz, kiedy ktoś na ciebie ewidentnie pluje!
Deborah A. Winslow
architekt — w rodzinnej firmie
35 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Od zawsze związana z dzielnicą Sapphire River. Architekt. Pracuje z ojcem w rodzinnej firmie remontowo-budowlanej, a w wolnych chwilach biega za swoimi trzyletnimi córkami.
Dramat to chyba najbardziej delikatne określenie, jakie można było nadać temu, co właśnie działo się na placu zabaw. Deborah kompletnie nie spodziewała się tego, że jej córka wywoła mały armagedon, że będzie tak rezolutna i zacznie awanturować się z chłopcem o swoje zabawki. Z jednej strony naprawdę jej się to chwaliło; w końcu dziewczynka, nawet tak mała, powinna umieć o siebie zadbać i nie dać sobą poniewierać, także w piaskownicy. Z drugiej jednak strony... No właśnie. To tylko piaskownica. Warto umieć dogadywać się z innymi, tylko czy warto robić to z tymi, którzy kradną nam łopatki i wiaderka?
- Nie wolno niszczyć babek innych dzieci - kucała przy córki, by wytłumaczyć jej, że naprawdę tak nie wolno, że nie powinno się, że trzeba być grzecznym, ale co miała zrobić? Jak miała zapanować nad dwoma szatanami? Przecież one miały nad nią przewagę liczebną. Miały cztery rączki, którymi mogły rzucać w nowego kolegę, miały też cztery nóżki, by szybko uciekać. Kiedy doda się do tego dwie nogi ich mamy, wtedy wyjdzie nam sześć kończyn, a to stanowiło już całkiem niezły argument za tym, by uciekać. Co innego miała zrobić?
- Obawiam się, że trzyletnie dzieci nie do końca wiedzą jeszcze, co znaczy słowo "nieadekwatna" - zauważyła. Nie wymagajmy zbyt wiele, okej? Przecież jeszcze tydzień temu jej córki jadły pączki z błota. - Nie musiałyby nic robić, gdyby mały zachowywał się grzecznie podczas zabawy z innymi dziećmi.
Chwilę rozmowy wykorzystała, by pozbierać do końca rzeczy swoich dzieciaków, żeby nie zostawić niczego podczas ucieczki z placu zabaw. Bo owszem, nadal zamierzała wiać. Zrobi to nawet wtedy, kiedy mężczyzna zastawi jej drogę lub rzuci jej pod nogi własne dziecko. Nic jej tu nie zatrzyma, a na koniec opowie o wszystkim swojemu mężowi. Kto wie? Być może wybiorą się jeszcze na policję, żeby złożyć skargę na dwóch gości zaczepiających jej córki na placu zabaw? Tymi typami byliby oczywiście Adam i Joey. To nic, że chłopiec był w tym wieku, kiedy dziewczynki wydają się okropne. Ona to zgłosi! Halo, policja! Proszę przyjechać do piaskownicy!
- On pokaział mi jęzik! - odezwała się Zoya.
- Mi teś! - zawtórowała Zola.
Co za chamstwo!

Adam Brooks
ODPOWIEDZ