Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Molly miała parę lat więcej, miała większe parcie na to, aby jednak mieć rodzinę, męża... Jednak to nie miało być jej dane, z dość osobistych powodów, o których niespecjalnie chciała mówić. Najgorsze było dla niej to, że nie dość, że nie mogła mieć tego akurat w tym momencie, to nie mogła mieć tego wcale, tutaj cierpliwość niczego by nie zmieniła. Teraz poniekąd myślała, że dobrze się stało, że los tak chciał i karma w tym momencie nie była suką, tylko wiedziała co robi. No, ale to musiał być wyjątek potwierdzający regułę. Co więcej, nie mogła zalecić mamie, by ta zajęła się życiem prywatnym którejś z dwóch pozostałych córek, bo Arielle była chyba w jeszcze gorszej sytuacji. Jedynie Athena jakoś dawała sobie radę w życiu. No, ale to nic, nie od razu Rzym zbudowano, nie każdy musi od samego początku spotykać się z odpowiednią osobą i tworzyć życie jak z bajki. Tutaj Molly totalnie rozumiała Milani, która uważała, że nie ma się do czego spieszyć, ani szukać na siłę. Choć chyba wiele singielek było gotowych powiedzieć takie słowa, aby pokrzepić się samej.
Rangor nie był zły. Adams totalnie nie była psiolubna, ale nie miała z nim problemów. Wiadomo, duży pies może spowodować wiele problemów, ale poza pierwszym przerażeniem, totalnie nie obawiała się, że czworonóg mógłby coś zrobić Sally. Czy był grzeczny? Nie potrafiła ocenić, nie znała się i na pewno była daleka od używania takich słów na głos. Ona by bardzo nie chciała, aby ktoś jej dziecko oceniał po jednym, czy dwóch zachowaniach! A wiadomo było, że dla singielek i singli psy i koty to niemal jak ludzkie dzieci.
-No ale Tingaree to Tingaree i tutaj chyba czas płynie zdecydowanie wolniej...-zauważyła i nie mogła mieć więcej racji. Ten rejon rządził się swoimi prawami i chyba żadna władza Lorne Bay nie była tego w stanie tak do końca tego zmienić. Miało to swój urok, który turyści uwielbiali, miejscowi nieco mniej. Nie byli przecież żadną atrakcją, aby ich oglądać ich jak małpy w zoo. -Coś słyszałam o tym, też mnie zdziwiło-powiedziała. Z reguły na miejskie imprezy wybierano inne miejsca, a w tak zalesionym miejscu robienie ogniska, gdzie będzie sporo pijanych osób, mogło nie być najlepszym pomysłem... No ale na pewno władze, mądrzejsi niż Adams, doskonale to przemyślały.
-Dekorowanie na Halloween mogłabym sobie odpuścić, ale już na święta...-zawahała się. Totalnie była świątecznym freakiem i nie wyobrażała sobie braku ozdób. Choć to będzie musiała jeszcze przemyśleć, bo nie miała zielonego pojęcia jak Sally będzie nastawiona na choinkę i czy nie będzie chciała jej zniszczyć pierwszego dnia. To będzie do przemyślenia.- Wydaje mi się, że na aniołki i jezuski to nie m co liczyć, ale jakieś światełka to nie będzie nic złego, nie?-powiedziała. Oczywiście, że wredni ludzie zdarzali się w każdej dzielnicy, ale tutaj Molly wciąż chwilami czuła się intruzem. A nie podobało się jej to uczucie, chciała być zaakceptowana przez swoich sąsiadów!

milani fairweather
agentka nieruchomości — Axford Real Estate Agency
27 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
No tak, podobno im kobieta starsza, tym większe ma parcie na założenie rodziny. Mila zastanawiała się, czy za kilka lat jej podejście się zmieni i jednak zacznie nieco bardziej marzyć o mężu i dzieciach. Na razie lubiła swoje życie, choć kiedy leżała tak samotnie w swoim dużym łóżku, wyobrażała sobie czasem, jakby to było, gdyby jakiś mężczyzna leżał u jej boku. Nie na jedną czy dwie noce, a na stałe — ktoś, przy kim czułaby się bezpiecznie i z kim chciałaby spędzić resztę swoich dni.
Na ten moment jej jedynym towarzyszem był jednak Ragnar, którego pokochała w mgnieniu oka. Co prawda nie była jedną z tych osób, które traktowały swoje zwierzęta, niczym własne dzieci, ale skłamałaby, gdyby powiedziała, że go nie rozpieszcza. Kupowała mu zabawki, zabierała do groomera, dawała różne pyszności. Ba! Czasem miała wrażenie, że pies je lepiej od niej. Ale jakoś musiała mu się odwdzięczyć za swoją bezgraniczną miłość.
Owszem, też czasem mam wrażenie, że Tingaree znajduje się w zupełnie innej dekadzie, niż reszta miasteczka — zaśmiała się, bo wystarczyło spojrzeć na to, że nie było tu nawet porządnych dróg! A przez to musiała zostawiać swój samochód przed rezerwatem, tak jak wszyscy zresztą. Czasem dziwiła się, że mieli tu normalny prąd, bo zdecydowanie mogła sobie wyobrazić mieszkańców Tingaree chodzących z lampami naftowymi. Cieszyła się jednak, że tak nie było, bo naprawdę ciężko byłoby się wychowywać w takich warunkach, wiedząc, że inni mają zdecydowanie lepiej. Musiała jednak przyznać, że dzięki temu dzielnica ta miała o wiele większy urok. No i było tu bez wątpienia spokojniej, co powodowało, że czasem uciekała na te tereny, gdy potrzebowała się wyciszyć i od wszystkiego odpocząć.
Och, myślę, że na święta zdecydowanie więcej domów będzie udekorowana, nawet w Tingaree. Są zdecydowanie bardziej popularne, niż Halloween — powiedziała z uśmiechem, kiwając przy tym lekko głową. Boże Narodzenie zawsze było dość hucznie obchodzone w całej Australii, podobnie zresztą, jak na całym świecie. Halloween było mniej popularnym i zdecydowanie młodszym świętem, więc nic dziwnego, że niektórzy podchodzili do niego z rezerwą i brakiem entuzjazmu. Ale co innego święta! Święta kochali chyba wszyscy. Nawet Mila, która tak naprawdę wierząca nie była, uwielbiała tę tradycję. Czasem tylko żałowała, że nie ma wtedy śniegu i nie wygląda to tak, jak w innych krajach, ale cóż… Nie można mieć wszystkiego, czy coś. — Bardziej popularny jest Mikołaj i renifery, tym na pewno nie będziesz odstawać. A światełka zdecydowanie, światełka to podstawa! — zaśmiała się, bo mało który dom na święta nie był przystrojony lampkami. Sama Mila miała zamiar je założyć, a raczej miała zamiar kogoś poprosić, bo sama przecież nie da rady tego zamontować! Miała nadzieję, że i w tym roku Neptune jej z tym pomoże.
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
To chyba jest transakcja wiązana. Im człowiek jest w poważniejszym związku, jak jeden punkt odhaczy, to zaczyna myśleć o kolejnym. Była w poważnych związkach, a przynajmniej jednym poważnym związku, kiedy w jej głowie zakiełkowała myśl o dziecku. Skoro już miała mężczyznę u boku, z którym chciałaby się zestarzeć, to mógł być to odpowiedni moment na przejście do kolejnego etapu, prawda? A jak już się raz pomyśli, to potem trudno wyrzucić takiej myśli z głowy. Oczywiście, nie zawsze to szło w parze, czasem wystarczyło aby jakaś koleżanka, siostra czy inna znajoma dorobiła się słodkiego bobasa, aby instynkt macierzyński zamajaczył na horyzoncie. A inne osoby nie były wcale stworzone do tego, aby zostać rodzicem i w tym nie było też nic złego.
-Dekadzie? Raczej rzeczywistości!-zaśmiała się. Nie do końca chodziło o to, że Tingaree było jakieś zacofane, czy nad wyraz analogiczne, ono po prostu było... Inne. Jak z innej bajki, zupełnie inna rzeczywistość i co było ciekawe, wcale nie wyglądało na sztuczne! Czasem były takie turystyczne pułapki, gdzie na odległość było widać, że to tylko ściema nastawiona na wyciągnięcie pieniędzy od naiwnego człowieka. Tingaree było jednak takie... prawdziwe, niepodrabialne. Może dało się to porównać do miasteczek Amiszów w Stanach, gdzie oni naprawię wierzyli w to, co robili i jak żyli? Choć Molly tego nie widziała na własne oczy. Fakt, brak prądu zdecydowanie byłby problemem w XXI wieku i wiele osób na bank by się z tego wyłamało. Elektryczność i hydraulika była na pewno dla wielu osób dealbreakerem. Dla Molly byłaby. Nie dałaby rady mieszkać w domu bez łazienki! Choć czuła, że ani jej zmarli przyjaciele, ani Graham, nie daliby rady żyć i wychowywać dziecko w takich warunkach!
-Pewnie nie będą stawiać żłóbków z Jezuskiem, ale przecież same święta są dość pogańskie i tak dalej-zauważyła. Każdy mógł świętować jak chciał, a światełka i choinki potrafiły robić dobry nastrój, nawet jeśli za oknem było czterdzieści stopni. Molly nigdy nie miała okazji zobaczyć białych świąt, czy nawet chłodnych, gdzie chciało się usiąść pod kocem i pić gorącą czekoladę, ale wierzyła, że musi być to przyjemne. Niemal tak samo, jak jedzenie owoców morza, czy rodzinne spacery brzegiem oceanu tuż po świątecznym śniadaniu. Po prostu były to inne zwyczaje.
-Uwielbiam światełka, wieczorem tworzą takie przyjemne wrażenie-westchnęła z odrobiną rozmarzenia w głosie. Światełka i środek lata również pięknie się prezentowały, w ogrodzie, gdy siedziało się z lampką wina w lekkiej sukience.-Właściwie, to będą pierwsze moje święta z Sally... -zauważyła, pchając przed sobą wózek. Nie chciała wchodzić w jakieś rzewne tony, że to przykre, że musi się wyjątkowo postarać w związku z tym, czy coś takiego. Absolutnie. Czasem nie wiedziała jak się w związku z tym zachować.-No, ale nieważne. Co tam u Ciebie?-zapytała, chcąc dość panicznie zmienić temat. Nie chciała narzekać, nie chciała się zwierzać z tego, że to wszystko ją przerasta. Do świąt było jeszcze dużo czasu, zdąży sobie brunetka jeszcze wszystko przemyśleć i przegryźć.

milani fairweather
agentka nieruchomości — Axford Real Estate Agency
27 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tingarre faktycznie było specyficzne. Kiedyś aż tak tego nie widziała, ale kiedy nieco podrosła i zaczęła żyć nieco innym życiem, różnice między rezerwatem a resztą miasteczka stawały się coraz bardziej widoczne.
Trochę może i tak — przyznała z rozbawieniem, gdyż z całkowicie innymi wierzeniami, tradycjami i życiem, rdzenni mieszkańcy mogli wyglądać na takich, co to z choinki się urwali. Przynajmniej ta starsza część, bo młodzi, choć wciąż szanowali wierzenia przodków, mimo wszystko byli mniej oderwana od rzeczywistości. Wystarczyło spojrzeć na Milani, która z boku uchodziła zapewne za najzwyklejszą australijkę, bo prawie w ogóle nie zachowywała się, jakby w jej żyłach płynęła aborygeńska krew. Bez telefonu czuła się, jak bez ręki, bez internetu była odcięta od świata, a bez telewizji czasem się cholernie nudziła — bo co miała robić w trakcie deszczowych wieczorów, siedząc na kanapie i zajadając się pizzą? Nie mówiąc o tym, że wszędzie jeździła samochodem, a jak musiała go zostawić przed Tingaree, to czasem jęczała, że ubłoci sobie buty.
Widać było, że się trochę zmieniła. Kiedyś nie bała się ubłocić — łaziła po drzewach, biegała po lesie, skakała po kałużach. Była jednak wtedy dzieckiem, które myśli tylko o tym, aby dobrze się bawić. Wystarczyło, że podrosła, zaczęła ubierać się w sukienki i chodzić na imprezę, a takie wybryki poszły w odstawkę. I to nie tak, że unikała błota, jak zarazy, bo wciąż nie bała się ubrudzić, gdy było trzeba, niemniej musiała wtedy stosownie się ubrać. Jak dzisiaj, kiedy miała na sobie sportowe, niezbyt nowe ciuchy, które w każdej chwili była w stanie wyrzucić do kosza, gdyby się w jakikolwiek sposób zniszczyły. Oczywiście wszystko było krótkie, bo na zewnątrz panował straszny ukrop. Co prawda nie narzekała na to, bo już dawno przyzwyczaiła się do takiej pogody, aczkolwiek i ona czasem żałowała, że nie mogą mieć o tej porze roku śniegu, a co za tym idzie — białych świąt.
Tak, też je bardzo lubię. Często zawieszam je nawet wewnątrz domu, aby była przytulna atmosfera. Lepsze to, niż wieszanie jemioły, która i tak by się tylko zmarnowała — zaśmiała się cicho, nawiązując do tego, że mieszkała sama i nikogo nie miała, co żadną tajemnicą nie było. Na szczęście święta zwykle spędzała z całą swoją rodziną, więc nie była samotna i zwykle bardzo dobrze w tym okresie się bawiła. Miała nadzieję, że i Molly spędzi je dobrze, bo wiedziała, że mają to być jej pierwsze święta z nową rodziną. — Mała pewnie nie będzie ich nawet pamiętać, ale uważam, że mimo to możesz zaszaleć i urządzić najlepsze święta na świecie! Choćby dla samej siebie. Oczywiście, jeśli chcesz. — Może i okoliczności nie były idealne, ale Mila ostatnio starała się być osobą pozytywną i uważała, że trzeba było próbować znaleźć pozytywy tam, gdzie się dało. Szczególnie że od teraz takie święta będzie miała prawdopodobnie co roku, o ile się nic nie zmieni. Nie wiedziała tylko, że Molly czuła się tym przytłoczona — bo skąd miała wiedzieć? Nigdy w takiej, ani nawet podobnej, sytuacji nie była.
Zaraz jej myśli jednak powędrowały w innym kierunku, zastanawiając się nad odpowiedzią na pytanie kobiety. Najbliższym przyjaciołom zwykle marudziła o nieznośnych klientach, jeśli akurat nie plotkowała na temat znajomych osób, aczkolwiek Molly na pewno nie zamierzała narzekać. Takie tortury rezerwowała dla osób wyjątkowych, dla niej zaś chciała być miła.
U mnie, u mnie. U mnie w miarę spokojnie, przynajmniej na razie. Zastanawiam się, czy w tym roku, zaraz po świętach, gdzieś nie pojechać. Wyrwać się odrobinę poza znany obszar i odkryć jakieś nowe zakątki — przyznała szczerze po namyśle, bowiem taki pomysł faktycznie chodził jej ostatnio po głowie.
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Dorośli, szczególnie rodzice zazwyczaj chcą dobrze dla swoich pociech, choć zazwyczaj oceniają to względem siebie. Że to oni wiedzą najlepiej, co jest dobre dla dzieci, czego społeczeństwo oczekuje. Lecz z tym nie jest tak łatwo, bo wcale nie musi to znaczyć, że to jest właśnie to, czego dana osoba chce, oczekuje, czy chociażby... potrzebuje. Jednak trudno jest się tego wyzbyć, bo to silniejsze od człowieka. W końcu Molly jako starsza siostra doskonale zdawała sobie sprawę z tego, czego życzy swoim młodszym siostrom. Miała jednak tyle oleju w głowie, aby nie mówić tego na głos, aby zrzucić takie oczekiwania na ich barki. Ze swojej strony wyglądało to, jakby chciała dla nich jak najlepiej. Czy takie rzeczy były w ich planach na życie - trudno powiedzieć.
Pies to też olbrzymia odpowiedzialność. Nie taka, jak za drugiego człowieka, ale jedynie jeden poziom niżej. Już dawno skończyły się czasy, kiedy pies to był dodatek i jedyne co trzeba było to dawać mu jeść, a to i tak mały wysiłek, bo dawało się ze stołu. Teraz zwierzak to jak drugie dziecko i miliony specjalistów, karma ze składnikami lepszymi niż człowiek je i tak dalej. No szaleństwo. Zwłaszcza dla kogoś, kto od lat nie miał zwierzaka w domu, ale zrozumiałe było to dla niej. Świat się zmieniał i tyle.
-Szczerze? Też mi się wydaje, że jest milion lepszych miejsc na takie zabawy. Chociażby te tereny gdzie jest pole namiotowe. Przecież pewnie przyjechałoby parę osób specjalnie po to, no ale...-wzruszyła ramionami. Może burmistrz miała jakiś głębszy cel w zintegrowaniu swoich podopiecznych, by zainteresować ludzi wspólną zabawą? Tego nie wie nikt i pewnie nikt już się nie dowie. Molly nie chciała być panem marudą, który psuje każdą zabawę, więc tego nie skomentowała, ale chyba popierała zdanie mieszkańców, że to niekoniecznie najlepszy pomysł. Czyżby tak szybko się asymilowała z tym społeczeństwem? Sąsiedzi byliby z niej dumni!
Niestety, Sally jeszcze nie chodziła, o bieganiu nie mówiąc, więc nie była łakomym kąskiem do złapania, a przynajmniej do gonienia za Ragnarem, czy też za piłką, za którą oboje mogliby się wyszaleć. Na razie mogły wspólnie spokojnie spacerować sobie po ścieżkach, gdzie wózek dawał radę.
-Pewnie tak, nikt nie chce być pierwszy, a jednak jest sporo osób młodych w tych okolicach-przyznała. Było też mnóstwo osób starszych, którzy prędzej splunęliby za lewe ramię trzy razy, niż powiesili kościotrupa na ganku, ale co tam. Nikt nie mówi od razu o kupowaniu takich wysokich na 3 metrów figurek, które w tym roku zrobiły furorę w Ameryce, a jedynie o odrobinie pajęczyn i może paru nietoperzach. Choć te to pewnie mieli żywe w tych okolicach.
-Nie wiem, generalnie masz rację. Jednak czuję, że kluczem do spokojnego życia w Tingaree jest właśnie akceptacja ludzi, jeszcze napiszą jakąś petycję, abym się wyprowadziła, bo w końcu ja nie mam żadnego aborygeńskiego pochodzenia, a jedynie Sally-zaśmiała się. Spokojnie, nie obawiała się tego tak na serio, raczej w ramach żartu. A niekoniecznie chciała odrywać dziewczynkę od korzeni jej rodziców, niech choć to jej zostanie. -Ale na święta na pewno się nie powstrzymam!-zauważyła ze śmiechem. Tu nawet nie chodziło o religię a o całą komercję, co pewnie równie negatywnie było przyjmowane, ale cóż. To już się zakorzeniło w całej Australii.

milani fairweather
ODPOWIEDZ