baristka l cam girl — hungry hearts
28 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
See, I've been having me a real hard time, but it feels so nice to know I'm gonna be alright. So I just kept dreaming, it wasn't very hard. I spent all this time tryna figure out why nobody on my side.
Kochanie miejsca, w którym mieszkasz, wydawało się Bowie równie odległe co, na przykład, deklarowanie miłości do pluszaka na wystawie sklepowej - miała świadomość, że niektórzy ludzie faktycznie tak robili, ale jej samej nie tylko nie przyszłoby to nigdy do głowy. I w dodatku chyba nie do końca w to wierzyła: sama nie kochała ani aktualnego domu, ani żadnego wcześniejszego. Nie powiedziałaby też, że nie cierpi miejsca, które aktualnie wynajmuje. Jasne, widziała różne niedogodności związane z mieszkaniem z obcymi osobami, kiedy nieuchronnie zbliżasz się do trzydziestki (zarówno te logistyczne, gdy ktoś zajmuje ci łazienkę, jak i pojawiająca się w głowie, natrętną myśl, że jesteś przegrywem, skoro przyjaciółka zaręcza się z facetem i układa sobie życie, a ciebie nie stać na własne mieszkanie), ale w świecie Bowie to wciąż było tylko miejsce, w którym mieszkasz. Tak samo jak przyczepa Teagan była tylko przyczepą: miejscem, w którym śpisz, co nie stanowiło ani powodu do wstydu, ani źródła dumy. Mimo to uśmiechnęła się teraz do Tei trochę tak, jak uśmiecha się bezdzietna lambadziara, kiedy bliski jej rodzic zachwyca się swoim bombelkiem: - Skoro tak, to fantastycznie - zapewniła Teagan łagodnie, a potem ruszyła z nią po lampki. - Szukamy zwykłych czy takich fikuśnych? - nie wiedziała jeszcze, jak to rozróżnienie przebiega w praktyce, ale zdążyła już zrozumieć, że Tea ma jakąś wizję, póki co nieuchwytną dla samej Bowie. Całkiem zainteresowało ją też, na ile zwariowane mogą być świąteczne lampki, dlatego spojrzała na sprzedawcę i spytała: - A macie jakieś, wie pan, szalone?
Oczywiście - była tylko ciekawa, nie zamierzała robić dzisiaj zakupów. Dlatego uśmiechnęła się do Teagan: - Nie chcę ozdób - zawsze stresowały ją kolejne pudła, o które musiałaby się zatroszczyć podczas kolejnej przeprowadzki. Chciała wyjaśnić, czemu nie chce kupować lampek, kiedy zmarszczyła mocno czoło. - Chociaż może powinnam? Przynajmniej te lampki? Z drugiej strony, może świąteczny klimat skuteczniej przyniesie, nie wiem, wibrator w kształcie choinki - bo oczywiście pomyślała o tym, że może sobie jakoś ozdobić kadr, może ci jej faceci lubią święta i będą jej lepiej płacić. A potem nie pozostało jej już nic innego jak tylko uśmiechnąć się do sprzedawcy, który widocznie słyszał tę część o choinkowym dildo. - Wiesz, że za kilka dni widzę się też z Marcym? To trochę śmieszne, bo idę z nim kupować naczynia do nowego mieszkania - nic nie mogła na to poradzić, trochę ją bawiło (w miły sposób), że została naczelną dekoratorką Reddingtonów.

teagan reddington
santa, i can explain
sekunda
Carson, Leander
graficzka komputerowa — freelancerka
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
tworzy grafiki, dużo kłamie i udaje, że lubi aktualne życie
Z pełnym przekonaniem przyznałaby, że kochała ciasną przestrzeń, którą dzieliła ze Spencerem. Sentymentalizm nie był nigdy mocną stroną Reddington, podobnie jak życie miłymi wspomnieniami. Nie należała do osób, odczuwających nostalgię i tęsknotę za chwilami, które nadal trwały. A jednak z wielu powodów odczuła ucisk, gdy myślała o jasnym salonie z niedopasowanymi meblami i ciasnej sypialni — łóżku, które obdzierało jej nogę za każdym razem, gdy przeciskała się zaspana do szafy.
Teagan lubiła, gdy kolejne rzeczy były tak ładne, jak w jej opowieściach. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, dlaczego dopowiada sobie za dużo, ale wiedziała, jak kiepsko radzi sobie z niewyróżnianiem się. Jeśli coś nie zaskakiwało, nie było godne wspominania — znikało w końcu. Teagan nie chciała znikać z głowy ludzi, nawet przypadkowych, którzy po dwóch dniach zapominali jej imię. Mogła być tajemniczą blondynką — tą, która… I tak żyła na językach kolejnych osób, więc nic dziwnego, jak wiele uwagi przykładała do wszystkiego, co w mniejszy, czy większy sposób odbijało się na jej historii. Opowiadała te swoje ładne historie z takim zaangażowaniem, z jakim ja właśnie pierdolę ci tutaj głupoty. Wybacz!
— Szalone! — podchwyciła. Nie orientowała się sama do końca, jak to mogło się przedstawiać. Jak fikuśne mogły być. Mężczyzna zniknął jednak gdzieś w swoich zapasach, pozwalając Bowie i Teagan podziwiać w spokoju kolejne ozdoby. Chociaż nic nie przykuło jej uwagi na tyle. Czekała już jedynie cierpliwie na szalone lampki, wyciągnięte z dna pudełka — takie, których nikt poza Teagan prawdopodobnie by nie kupił, nie znosząc takiej ilości kiczu.
— Są w kształcie choinki? — zapytała zaintrygowana. Sama nie widziała, ale jeśli tylko w którymś miejscu — niekoniecznie na targu, ale może w innym sklepie w Lorne Bay., natknęłyby się na dildo o różnym kształcie, możliwe, że sama Teagan zapomniałaby na chwilę o wąskiej choince i lampkach, które podał jej mężczyzna — w kształcie czapek świętego mikołaja. — Te biorę — mruknęła do niego. Była to pierwsza z wielu rzeczy, jakich potrzebowała, ale po kolejne musiały udać się na inne stoisko, bo na tym Tea nie odszukała już niczego, co mogłoby ją zainteresować.
— Proszę, wepchnij mu trochę koloru i kiczu — poprosiła. Przy Teagan, Marcy wydawał się wręcz bolesnym minimalistą. Miała więc nadzieję, że może Bowie pomoże przemycić do jego życia włochate poduszki, różowe koce i lampkę w kształcie konie. Teagan prawdopodobnie sama próbowała, ale za każdym razem przegrywała tę walkę.

baristka l cam girl — hungry hearts
28 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
See, I've been having me a real hard time, but it feels so nice to know I'm gonna be alright. So I just kept dreaming, it wasn't very hard. I spent all this time tryna figure out why nobody on my side.
Bowie nie pozostało nic innego jak tylko uśmiechnąć się szeroko zarówno do Teagan, jak i do sprzedawcy, gdy okazało się, że teraz szukają szalonych ozdób. - Może mają takie lampki z przełącznikiem, które migają na różne sposoby, w zależności od tego, jak je ustawisz? - zasugerowała. Wydawało jej się, że takie walące po oczach, kolorowe lampki nieźle sprawdziłyby się w przyczepie Tei, a w dodatku - mogłaby robić u siebie imprezy w świątecznym klimacie, gdy migające światełka równocześnie udają kulę dyskotekową. No i nie miałaby wcale tak dużo do sprzątania następnego dnia, skoro na imprezie w jej domu zmieściłyby się jakieś trzy osoby. Same plusy, zero minusów. A że Bowie miała zaskakującą wiedzę o świątecznych ozdobach jak na kogoś, kto nie chciał sobie kupić nawet poduszki w kształcie choinki? No cóż, oglądała dużo filmów.
- Na pewno są, nie mogę być pierwszą osobą, która na to wpadła - wzruszyła lekko ramionami. Same były najlepszym dowodem na to, że sezon świąteczny wydłużał się coraz bardziej, a ludzie chcieli kupować świąteczne dodatki. Skoro kostiumy śnieżynki już dawno temu zrobiły się nudne, pora iść o krok dalej. - Poza tym ma dość dobry kształt, no wiesz, choinka i tak jest długa i wysoka. I jest szeroka przy nasadzie, więc może być dość poręczne… o ile nie przesadzisz z gałęziami - dokonała fachowej oceny. Może to był niezły pomysł na przyszłą karierę: powinna rzucić wszystko i zostać projektantką gadżetów erotycznych. - Myślisz, że powinnam się przebranżowić? - dopytała Teagan. Wymyślanie rzeczy, żeby potem inni męczyli się z tym, jak wcielić ten plan w życie, z pewnością brzmiało jak praca stworzona dla Bowie. Może w następnym życiu.
Zastanowiła się nad prośbą blondynki, zmierzając w stronę kolejnego stoiska. - Obawiam się, że musisz wybrać jedno - stwierdziła. - Albo mogę mu wepchnąć coś kolorowego, albo coś kiczowatego, inaczej Marcy na to nie pójdzie - tak jej się przynajmniej wydawało - założyła, że Marcello może mieć po prostu kiepski gust i uda jej się wmówić mężczyźnie, że ten czarny, kiczowaty potworek jest w rzeczywistości bardzo elegancki. Może jakaś cukiernica w kształcie łabędzia?

teagan reddington
santa, i can explain
sekunda
Carson, Leander
graficzka komputerowa — freelancerka
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
tworzy grafiki, dużo kłamie i udaje, że lubi aktualne życie
Teagan nie potrzebowała dużo, by zaangażować się wystarczająco, aby jej głowa zaczęła drgać z podekscytowania tak, jakby była plastikowym pieskiem, ustawianym na desce rozdzielczej.
— Myślisz, że mają też reflektory, które rzucają na ścianę takie kształty? — zapytała, śmiało posuwając się o krok w tym całym światełkowym szaleństwie. Powieka jej nie zadrgała, gdy wypowiadała to pytanie — mając oczywiście na uwadze, że na kawałku, który mogła szumnie nazwać sufitem, migałyby naprzemiennie mikołaje, renifery i śnieżynki. — Gdzieś powinny być, prawda? — zapytała, mimowolnie uznając Bowie za wszechwiedzącą już. Nie tylko w temacie świątecznych ozdób, ale i ewentualnego rozłożenia stoisk, oferty i wszystkiego. Potrzebowała najwidoczniej na kimś w tej kwestii polegać, a skoro to Rutherford jej towarzyszyła, otrzymała tę rolę — bez względu na to, czy chciała, czy też nie.
— W sumie tak, masz całkiem sporo racji — na potwierdzenie swoich słów, pokiwała nawet głową. Nigdy nie zgłębiała tematu pod kątem najdziwniejszych i najbardziej wymyślnych propozycji, ale poczuła się w tej chwili odrobinę zainspirowana. Jeśli nadarzy się okazja, by się rozejrzeć w jakimś sklepie z Bowie, Teagan na pewno by nie marudziła. — Na co? Na tworzenie gadżetów? — zapytała, przechylając głowę. Doświadczenie miała i nie rumieniła się na myśl, że ktoś ją posądzi o używanie ich — to niestety jeszcze nadal nie było normą. Dlatego jeśli podejmie taką decyzję, to Teagan nawet kciuki przytrzyma i rozpyta wśród znajomych, jak zacząć i wkręcić się do branży, ponieważ była dobrą przyjaciółką. A Bowie zasłużyła, wybierając z nią te wszystkie ozdoby świąteczne.
Wydęła usta niezadowolona, rozczarowana jej odpowiedzią. Liczyła na to, że da jej słowo, obiecując, że dołoży wszelkich starań. Teagan polegała na niej w tej kwestii tak mocno, jakby była naprawdę jakkolwiek w ogóle istotna. I gdyby chodziło o coś więcej, niż życiową złośliwość, która siedziała w niej tym mocniej, że przecież Marcy był jej młodszym(!) bratem (i nie tylko jej, jak się okazało, bo sycylijska mafia się o niego zaczęła upominać…).
— Kiczowate, skoro tak. Kolorowe dostanie ode mnie na święta — zadecydowała z taką mocą, jakby co najmniej miała już jasno w głowie ułożoną listę potencjalnych prezentów. Chociaż jeśli wziąć pod uwagę to, że aktualnie dekorowały jej niewielką przyczepę, to prawdopodobnie powinna wziąć to na uwagę i faktycznie rozpocząć spisywanie — by żaden taki wspaniały pomysł jej przypadkiem z głowy w nieodpowiednim momencie nie uciekł.

baristka l cam girl — hungry hearts
28 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
See, I've been having me a real hard time, but it feels so nice to know I'm gonna be alright. So I just kept dreaming, it wasn't very hard. I spent all this time tryna figure out why nobody on my side.
Zawahała się przez chwilę, próbując wyobrazić sobie ozdobę, o którą pytała ją teraz Teagan. - Coś jak taki… rzutnik? - upewniła się. - Na pewno ktoś już kiedyś to wymyślił - przytaknęła. - Jeśli tutaj tego nie będzie, możemy poszukać w internecie - brała pod uwagę, że Tea była pierwszą mieszkanką Lorne Bay, która kiedykolwiek poczuła potrzebę posiadania reflektora z reniferem. A Bowie? Bowie po prostu miała bogatą wyobraźnię i bardzo mało kasy: zwykle uznawała, że śmiało może założyć, że dana rzecz już istnieje, choć sama nigdy wcześniej jej nie widziała. Bo i gdzie miałaby się zetknąć z podobnymi dekoracjami? Jej matka wolała przepić całą kasę, jaką mieli, zamiast zawracać sobie głowę dekoracjami.
- Wymyślanie, nie tworzenie. Ktoś inny by je tworzył - poprawiła Teę. Po co znaleźć sobie nową pracę - nawet jeśli trochę specyficzną - skoro zamiast tego można nieustannie sabotować swoje życie i upewniać się, że nie spotka cię żadna dobra zmiana? Bowie nie wierzyła w dobre zmiany: takie nigdy nie przytrafiały się dziewczynom jak ona, więc wolała nie robić sobie niepotrzebnej nadziei. Jeszcze by sobie niechcący pomyślała, że może dostać normalną pracę, wynająć mieszkanie w pojedynkę i przestać karać samą siebie za to, co zrobiła w czasie studiów. Może nawet skończyłaby wzdychać do faceta, który zupełnie nie był nią zainteresowany? Wtedy życie Bowie byłoby zrujnowane.
Pokiwała głową na znak zgody: - Spróbuję z kiczowatymi - zapewniła. Więcej nie była w stanie jej obiecać, Bowie z imponującym oporem zawsze unikała składania obietnic (ze strachu, że potem nie będzie w stanie ich dotrzymać). - Wiesz już, co mu kupisz? - dopytała i wskazała Teagan ozdoby choinkowe na sąsiednim stoisku.

teagan reddington
santa, i can explain
sekunda
Carson, Leander
graficzka komputerowa — freelancerka
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
tworzy grafiki, dużo kłamie i udaje, że lubi aktualne życie
Zaangażowanie, z jakim pokiwała głową, wskazywało, że dokładnie o to jej chodziło. Może nieco za dużo było w niej naiwności, skoro zakładała, że znajdzie tak niepotrzebne nikomu rzeczy jak świąteczny reflektor, wciśnięte gdzieś pomiędzy bardziej przyziemne ozdoby, ale była to po prostu myśl, która do jej głowy wpadła — a jak już to zrobiła, to bardzo wygodnie się tam ułożyła, nie chcąc jej wyobraźni wcale opuszczać.
— Możemy. Może zrobię jakieś wielkie zamówienie, to wtedy nie będziemy musiały nosić — zaproponowała tak, jakby Bowie przed chwilą dopiero wyjaśniła jej, jak działał internet. Istniała spora szansa, że tak było, skoro potrzebowała uprzejmego przypomnienia, by skojarzyła, że to tam będzie miała z pewnością większy wybór.
— Możesz wymyślać, ja mogę projektować, a potem znajdziemy kogoś, kto je wykona — zaoferowała. Teagan nie potrzebowała wiele by poczuć nagłą inspirację i impuls. A, jak wiadomo, najfajniej było, dy był to jedynie pomysł rzucony mimochodem — o którym jeszcze kilka sekund wcześniej nie myślała. Ale czy to miało jakoś przeszkadzać temu, że już widziała w tym potencjalny plan na życie? I tylko trochę motywował ją fakt, że mogłaby z wielką dumą ogłaszać później światu, że razem z przyjaciółką projektuje gadżety erotyczne — czy istniało coś, o czym można byłoby mówić z większą dumą?
Tea uśmiechnęła się szeroko podekscytowana, zapominając na chwilę o zakupach. Tych, na które specjalnie wyciągnęła Bowie, a które — jak jej uświadomiła — mogła wykonać, korzystając ze sklepów online. — Wspaniale. Olejmy resztę zakupów, poszukamy na necie — zaproponowała w międzyczasie, dochodząc do smutnego wniosku, że tutaj — na targu w Lorne Bay, nie znajdzie raczej rzeczy, o których marzyła. A przecież oczekiwań względem świątecznych dekoracji miała całkiem sporo.
— Myślałam o koszulce, bo brakuje mu kolorów w życiu — wygłosiła, nie przejmując się, że mówiła o Marcym, który wcale tych barw jakoś przesadnie nie szukał. Uśmiechnęła się jednak w sposób, który jasno sugerował, że ciężko wybić jej tę wspaniałą myśl, z głowy. — Idziemy kupić składniki na grzane wino i wracamy do ciebie lub do mnie? — zaoferowała wspaniałomyślnie, uznając to za idealne zakończenie dnia!

<3
Pierwsza dama LB - Burmistrz — Ratusz
43 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I'm still having difficulty writing about time; it does not appear to be the great healer that all of us say it is.
002.

Zostanie burmistrzem nigdy nie było jego marzeniem. Kandydował, bo namówiło go do tego rodzeństwo. To, że wygrał było tak samo szokujące jak fakt, że rzeczywiście poddał się ich namową. Ciężko więc mówić, że żył życiem, które było spełnieniem marzeń. Nigdy właściwie jakoś specjalnie nie zdążył określić tego jak ma wyglądać jego życie. Nie miał wyssanych z palca marzeń o byciu aktorem czy gwiazdą estrady. Chciał po prostu być sobą, Carterem, który lubi grać na pianinie czy gitarze dla gości odwiedzających ranczo jego rodziców. Lubił tam pomagać. Lubił lać piwo, opowiadać o zwierzętach, a na koniec dnia myć podłogę w karczmie leżącej na terenie rancza. Cieszył się prostym życiem i nie parł do tego, żeby jakkolwiek je skomplikować.
Posada burmistrza jednak trochę je skomplikowała. Nadal był człowiekiem, który wychodził do ludzi, ale tym razem było to całkiem inne wychodzenie do ludzi. Właściwie to pozwalał, żeby to ludzie przychodzili do niego. Wysłuchiwał ich, proponował rozwiązania, czasami musiał odmówić powołując się na to, że miasto nie zawsze ma środki pieniężne na to, żeby wspierać każdego. Poza tym smutna prawda była taka, że nie każda idea zaproponowana przez mieszkańca miała sens. Czasami przychodzili z tak beznadziejnymi prośbami, że Carter najzwyczajniej na świecie podejrzewał, że ktoś go tutaj okrutnie oszukuje, albo robi sobie z niego jaja. Podejrzewał Rowan albo Olgierda, ale wątpił, żeby ludzie, którzy namówili go na kandydowanie do tego stanowiska, jednocześnie je sabotowali przez tak głupie żarty.
W weekendy jednak nie był burmistrzem. Trochę śmieszne, bo zakładał, że burmistrzem się jest tak jak prezydentem – 24/7. Okazywało się jednak, że stanowisko burmistrza nie jest tak ważne jak to prezydenckie. Nie miał z tym problemu. Podobało mu się to, że w weekendy mógł wstawać o takiej godzinie o jakiej mu się podobało (najczęściej piąta rano, żeby mieć jak najdłuższy dzień). Kolejnym plusem było to, że nie musiał nosić garniturów. To była najgorsza część bycia osobą publiczną. Niezależenie od pogody, trzeba było się prezentować perfekcyjnie. A jak się okazało, dorosłemu mężczyźnie po czterdziestce, nie wypada nosić krótkich spodenek garniturowych. To wyglądało uroczo tylko na tych dzieciach rodziny królewskiej z Wielkiej Brytanii. Nawet nie chce mi się udawać, że znam ich imiona.
W sobotni poranek wybrał się na targ, żeby zrobić zakupy do karczmy. Może i nie był w weekendy burmistrzem, ale był synem swoich rodziców i był Carterem, który uwielbiał „Emerald Ranch”. Oglądał właśnie główki kapusty kiedy mimowolnie podniósł wzrok i w tłumie mignęła mu znajoma twarz. Serce na chwilę zapomniało jak pracować. Niemożliwe, żeby to była ona. Okej, obiło mu się o uszy, że wróciła do miasta, ale nie chciał w to wierzyć. Nie było opcji, żeby wróciła i mu o tym nie powiedziała. Przepraszając sprzedawcę odłożył kapustę i ruszył w stronę, gdzie mignęła mu jej twarz. Całe to wydarzenie było jak niesamowita scena filmowa, gdzie nagle się okazuje, że w sobotni poranek, na targu w Lorne Bay, jest tłok jak na najbardziej zaludnionej ulicy w Tokio. Obyło się jednak bez wołania jej imienia, bez biegania i przeskakiwania przez skrzynki z arbuzami. Nie musiał nawet łapać obcej kobiety za rękę. Nie, nie. Kiedy już chwytał jej dłoń wiedział dokładnie, że jest to dłoń najdroższej mu przyjaciółki.
- Nie mogę w to uwierzyć. – Powiedział bez żadnego przywitania. Nawet nie ukrywał tego, że jest delikatnie zraniony. – Akurat po tobie spodziewałbym się czegoś innego. Chociażby tego, że poinformujesz mnie o tym, że wróciłaś. – Puścił jej dłoń i zaczął się jej przyglądać. Oczywiście, że chciał ją wziąć w ramiona i tulić na tyle długo, żeby oboje ogarnęli, że od tego momentu będzie już tylko lepiej.
była redaktor naczelna the cairns post — bezrobotna
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a '70s head but she's a modern lover, it's an exploration, she's made of outer space and her lips are like the galaxy's edge. And her kiss the colour of a constellation fallin' into place
002.
Podobno czasami marzenia się zmieniają i pojawiają się nowe, zupełnie zaskakujące i niespodziewane. Innym razem życiowe rozczarowanie sprawiało, że człowiek musiał zaakceptować, że dotychczas fantazjował o rzeczach zupełnie nierealnych, mając zbyt wysokie oczekiwania. Rzeczywistość bezlitośnie konfrontowała się z ludzkimi planami i mrzonkami, zmuszając do wykreślania ich z listy. Jedni dawali radę znaleźć inny kierunek, a drudzy patrzyli z rozpaczą na pustą kartkę, nie wiedząc, co dalej. A jeszcze inni, Ci najbardziej wyjątkowi, mieli siłę się buntować i walczyć o swoje. Helene nie miała pojęcia, do której grupy powinna zaliczyć samą siebie. Właściwie na tym etapie nie sądziła, aby miała jeszcze jakiekolwiek marzenie. No może poza tym, że czasami — w kolejną bezsenną noc, w której zaraz po zamknięciu oczy pojawiały jej się w głowie obrzydliwe koszmary — naprawdę chciała następnego dnia wpaść pod samochód i zginąć na miejscu. Nie było to jednak coś, co próbowała aktywnie zrealizować, dość otwarcie uważając siebie samą za tchórza, skoro nawet na to nie było jej stać.
Zobojętnienie na świat zakorzeniło się w niej dość głęboko, co wcale nie było dziwne. W końcu uczono ją tego w domu od najmłodszych lat, a prywatne tragedie i odwyk dodatkowo utwierdziły ją, że takie podejście jest bezpieczne. Jeśli nie zależy Ci na niczym, to nic nie mogą Ci już zabrać, prawda? Najwyraźniej jednak nawet ona nie była w takim miejscu w swoim życiu, aby potrafić wyłączyć to wszystko w stu procentach. Wieść o tym, że Carter został burmistrzem rodzinnego miasteczka wywołała w niej spore zdziwienie (być może dlatego, że nie miała pojęcia nawet, że kandyduje, bo była beznadziejną przyjaciółką, która zniknęła bez słowa), ale też jakieś przyjemne uczucie, które chyba można było zakwalifikować do niezbyt wylewnej radości ze szczęścia kogoś bliskiego. Nie sprawiło to jednak, że postanowiła odwiedzić go po powrocie, aby złożyć gratulacje. Ba, nie wybrała nawet jego numeru, aby zrobić to telefonicznie czy chociaż przez głupiego SMS-a. Nie bardzo widziała w tym sens, bo przecież radził sobie bez niej całkiem nieźle (w końcu został burmistrzem, to chyba sukces), a ona nie miała absolutnie nic do zaoferowania jako osoba bliska. No i nie oszukujmy się, opinia publiczna w miasteczku nie była do niej przychylnie nastawiona, nie było więc sensu pakować się z butami w jego życie ponownie, skoro pewne było, że mocno nabrudzi.
Nie była na tyle naiwna, aby wierzyć, że nie będzie wpadać na ludzi, których zna. Podejrzewała, że i na niego prędzej czy później wpadnie w mniej lub bardziej komfortowych okolicznościach. Oczywiście jednak, że nie była na to gotowa. W pierwszym odruchu chciała gwałtownie zabrać swoją rękę z cudzej dłoni, jednak zamarła w połowie ruchu, gdy jej spojrzenie spoczęło na jego twarzy, a w jej głowie pojawiło się tylko bardzo wymowne: kurwa, Hela ty skończona kretynko. Miała nadzieję, że nie powiedziała tego na głos.
Od dziecka specjalizowałam się w byciu rozczarowaniem dla innych — stwierdziła, starając się zabrzmieć w miarę możliwości jak najbardziej neutralnie, aby nie dać po sobie poznać, jak wiele emocji w tym momencie się w niej kotłowało. Zażenowanie pomieszane z tęsknotą i promyczkiem radości, gorzkie rozczarowanie, najbardziej oczywiście samą sobą i smutek na widok jego wyrazu twarzy. — Wróciłam — przyznała więc, czując jak wali jej serce. Wsunęła dłonie do kieszeni od razu po tym, jak puścił jej rękę. — Gratulacje nowej funkcji w miasteczku — o wiele łatwiej było jej odnieść się do tego, zamiast rozmawiać o sobie, czy cokolwiek wyjaśnić. Gdzie była, na przykład. Że napisała do niego na odwyku kilka listów, których nie wysłała, bo kto normalny w tych czasach wysyła listy. I że przeprasza, bo przecież powinna, a i tak w jakiś niezdrowy sposób uważała, że tak było lepiej.

Carter van Horn
ambitny krab
patka
brak multikont
Pierwsza dama LB - Burmistrz — Ratusz
43 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I'm still having difficulty writing about time; it does not appear to be the great healer that all of us say it is.
Bycie burmistrzem było spoko, ale jednak okazywało się, że wszystko to co mówili o tym, że będąc na samym szczycie człowiek jest bardzo samotny, było prawdą. Co mu po tym tytule i po tym, że przez cały tydzień pracujący wszyscy czegoś od niego chcieli? Wtedy był popularnym człowiekiem, który mógł się szczycić tym, że jest bardzo popularny i ciągle się otacza ludźmi. Wszystko się zmieniało kiedy nadchodził weekend i Carter nie był burmistrzem. Był po prostu Carterem, który chciał być normalnym człowiekiem, który nie musi służyć całemu miastu. Nawet teraz nie miał do kogo tak naprawdę zadzwonić, żeby wybrać się wspólnie na targ. Mógł to zrobić z rodzeństwem, ale wiadomo, że oni mieli swoje życia. Poza tym różnica wieku była całkiem spora i nie zawsze na każdy temat się ze sobą dogadywali. Kochał Rowan i Olgierda niesamowicie, ale nie byli jego najlepszymi przyjaciółmi. Tak, miał też Owena, ale Owen… Owen nie był Helene. Owen nie był niestety człowiekiem, o którym Carter myślał kiedy widział jakieś memy związane z osobą, którą nazywasz najlepszym przyjacielem. To Helene była przyjaciółką, której nieobecność Carter odczuwał dosyć boleśnie. Myśl o tym, że tyle się nie widzieli sprawiała mu fizyczny ból. To jej twarz była twarzą, której szukał w pomieszczeniu pełnym ludzi. Tyle osób ile przewinęło się przez jego życie, tyle relacji i złamanych serc. Nic nigdy nie mogło się równać z tym co czuł do Calderwood.
Jej słowa sprawiły mu ból większy niż ten, który czuł kiedy ją zobaczył i kiedy okazało się, że rzeczywiście wróciła nie informując go o swoim powrocie. – To nie jest prawda. – Pokręcił głową w odpowiedzi. – A przynajmniej nie dla mnie. – Nawet jeżeli teraz był zawiedziony tym jak potoczyła się ich relacja i tym, że nie czuła tego, że może go poinformować o swoim powrocie, nie mógł powiedzieć o niej złego słowa. – Widzę. – Wpatrywał się smutnym wzrokiem w każdy fragment jej twarzy. Próbował dostrzec najmniejsze oznaki tego, że coś się zmieniło odkąd widzieli się po raz ostatni.
- Dzięki. – Nie pałał teraz entuzjazmem, którym zazwyczaj tryskał kiedy ludzie gratulowali mu tej funkcji. Było to spore osiągnięcie jak weźmie się pod uwagę to, że nigdy nie był związany z polityką i była to jego pierwsza kadencja do czegokolwiek. Ale znów, z czego tu się cieszyć jak jej osoba nie była obecna, żeby wspólnie celebrować jego sukces. – Gdzie byłaś? – Nie chciał rozmawiać o swojej pracy, bo w tym momencie było to jego najmniejsze zmartwienie. Jedyne co się liczyło to to, że znowu tutaj była i że ją widział i dotknął ją wcześniej i czuł jej skórę pod swoimi palcami mając pewność, że nie jest wymysłem jego stęsknionego serca. – Tęskniłem za tobą. Próbowałem się z tobą skontaktować. – Oczywiście, że sobie nie odpuścił i nie zachowywał się jak normalny człowiek, który powinien pogodzić się z tym, że ktoś nie chciał się z nim widzieć.
Podszedł do niej bliżej, ujął jej twarz w swoje dłonie i przez krótką chwilę się w nią wpatrywał jakby chciał zapamiętać ten widok zanim znowu mu gdzieś zniknie. W końcu jednak przyciągnął ją do siebie i zamknął w objęciu ramion. Powinna wiedzie, że z nim była bezpieczna i że nie musiała uciekać.
była redaktor naczelna the cairns post — bezrobotna
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a '70s head but she's a modern lover, it's an exploration, she's made of outer space and her lips are like the galaxy's edge. And her kiss the colour of a constellation fallin' into place
Coś o tym słyszała. Patrząc na to, jak wyglądały relacje z ludźmi jej rodziców uważała, że nigdy nie chce utknąć w czymś takim. W tym całym obłudnym środowisku, gdzie znajomych miało się tak długo, jak było to dla obydwóch stron wygodne, a i tak często brakowało w tym szczerości, bo każdy każdego obgadywał za plecami. Oczywiście, że jednak i tak dotarła do dokładnie tego samego etapu, w którym ludzi dookoła było bardzo dużo w czasie, gdy każdemu pasowało robienie dobrej miny do złej gry i posyłanie sobie nawzajem sztucznych, wyćwiczonych uśmiechów, a potem po prostu odwrócić się i odejść, wyrażając teatralnie wręcz swoje oburzenie, gdy coś potoczy się inaczej, niż się oczekiwało. Miała takich znajomych na pęczki i wcale nie zdziwiło jej, że większość z nich rozpłynęła się w powietrzu w momencie oskarżenia jej męża, zachowując się co najmniej tak, jakby Helene automatycznie była skażona jego działaniami i należało od niej uciec, żeby się nie zarazić. I tak właściwie wcale jej to nie przeszkadzało. Irytowało ją jedynie bycie tak po prostu żoną swojego męża, jakby nie stanowiła odrębnej jednostki, niezależnego bytu. Ale to, że tłum dookoła niej się zmniejszył, było całkiem wygodne dla kogoś, kto stracił umiejętność i chęci do komunikowania się z ludźmi.
Carter nigdy nie zaliczał się do tej kategorii znajomych. Był stałą w jej życiu odkąd tylko pamiętała. Zawsze gdzieś obok, nawet wtedy, gdy wcale na to nie zasługiwała i gdy popełniałą głupoty, przez które miał pewnie ochotę zacisnąć szczęki i popukać się w głowę, że chyba postradała zmysły. I nawet teraz, gdy zachowywała się jak najgorszy człowiek na świecie, zostawiając go bez słowa i również bez słowa wracając. Radziła sobie całkiem nieźle z usprawiedliwianiem swoich decyzji w tym zakresie do tej pory. Najwyraźniej jednak wychodziło to tylko dlatego, że nie widziała go przez ostatnie tygodnie, więc mogła ignorować poczucie winy i zapomnieć o własnym sumieniu.
Nawet teraz? — uniosła brwi, przyglądając mu się uważnie. Niby nie powinna być zaskoczona, bo jakaś część niej wiedziała, że był skłonny jej to wybaczyć, tak samo jak i ona wybaczyłaby jemu. Ale i tak zdawało się to po prostu abstrakcyjne w tym wszystkim, gdy jej życie raczej polegało na tym, że większość ludzi nie potrafiła jej nawet wybaczyć tego, czego nie zrobiła ona. Tylko ktoś, z kim kiedyś mieszkała i nosiła podobne obrączki.
Jak Ci się podoba lokalna polityka? — wolałaby zdecydowanie porozmawiać o rzeczach bardziej neutralnych, jak sprawowanie urzędu burmistrza i życie w ratuszu, niż o tym, co u niej. Brakowało tam ogólnych tematów, bo w sumie co miała mu powiedzieć? Że wróciła z odwyku, chodzi na spotkania grupy i spędza większość dni leżąc na kanapie w domku w lesie, gapiąc się w wiatrak na suficie, a czasami dla rozrywki wychodzi gdzieś, gdzie ma internet, żeby poszukać informacji o ludziach, których widywała na AA? Brzmiało głupio.
Musiałam… Odpocząć — po części była to prawda, ale jednak nie cała. Uciekła więc wzrokiem, patrząc przez dłuższą chwilę na swoje dłonie. — I dojść do siebie — niestety, wyszło to raczej średnio.
Nie miałam telefonu — to też była prawda, zostawiła go na początku odwyku i nie mogła z niego właściwie korzystać, jedynie pod nadzorem, co jej zdaniem było popieprzone i chore. Gdyby chciała pić dalej, to by jej tam nie było. Drgnęła lekko, gdy pojawił się bliżej, jednak nie odsunęła się, chociaż uważała, że jakby myślałą logicznie, to powinna. Zamiast tego podniosła ponownie spojrzenie na niego wpatrując się w jego niebieskie oczy.
Wiesz, że nie jestem najlepszym towarzystwem dla osób publicznych? Ludzie mnie nie lubią — przypomniała mu, gdy ją przytulił, nieco niewyraźnie pewnie. Bo zamiast się odsunąć, schowała swoją twarz w zagłębieniu jego szyi, jakby chciała się ukryć. I trochę tak było, ale tak najbardziej to po prostu była za słaba, żeby rzucić te słowa na pożegnanie i sobie iść.

Carter van Horn
ambitny krab
patka
brak multikont
Pierwsza dama LB - Burmistrz — Ratusz
43 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I'm still having difficulty writing about time; it does not appear to be the great healer that all of us say it is.
Parsknął cicho śmiechem. Trochę go tutaj przyłapała na niewinnym kłamstwie. Nie miało to jednak znaczenia. Przynajmniej dla niego.
- Dobra. Troszkę byłem zawiedziony. Ale nie mogę się na ciebie długo gniewać. – Może gdyby go dostrzegła wcześniej, a i tak postanowiła uciec to wtedy mógłby się na nią gniewać dalej. Teraz? Nie było sensu. Po co tracić czas na bycie złym skoro nie służyło to absolutnie nikomu. Nie widzieli się zbyt długo, żeby teraz mógł tracić czas na gniewanie się czy bycie zawiedzionym. Wolał ten czas spędzić inaczej. Rozmawiając albo chociaż przebywając w jej towarzystwie. Na tym etapie wystarczyłaby mu jej obecność. Oczywiście chciał wiedzieć o wszystkim co działo się w jej życiu i głowie, ale był w stanie powstrzymać swoje pytania i po prostu przy niej być.
- Trochę czasu minęło, ale nadal do wszystkiego się przyzwyczajam. Nadal wszystko jest nowe i za każdym razem jak myślę, że już coś wiem, to okazuje się, że jest jeszcze masa rzeczy, których nie wiem, a które powinienem wiedzieć od dawna. – Uśmiechnął się. Tyle mógł powiedzieć w wielkim skrócie. Gdyby chciał się zagłębiać to zacząłby mówić o tym ile rąk musiał ściskać. Ile ludzi poznał i że żadnego z tych ludzi imion w ogóle nie pamiętał. Opowiedziałby o tym jak musi zarządzać spory pieniędzmi, których fizycznie jeszcze nie ma, ale nie chce ich wydawać na głupoty, więc spotyka się z ludźmi i próbuje zadecydować komu najbardziej te pieniądze się przydadzą. – Tak czy siak.. nie jest tak ekscytująco jak mogłoby się wydawać. – Bywał tym często zmęczony, ale no nie narzekał. Sam się zgłosił. Teraz musi pełnić obowiązki i pokazać ludziom, że podjęli dobrą decyzję głosując na niego.
- To zrozumiałe. – Pokiwał głową. – Zadziałało? Odpoczęłaś? Doszłaś do siebie? – To ostatnie pytanie mógł sobie podarować, bo widział, że nie do końca była sobą. Widać było, że wiele przeszła i zapewne minie jeszcze trochę czasu zanim dojdzie do momentu, w którym będzie mogła powiedzieć, że wróciła do bycia sobą. Dla niego nie miało to znaczenia. Wróciła i miał zamiar przy niej trwać tak długo, aż w końcu będzie w stanie stanąć na nogach i przyznać, że doszła do siebie.
Zaśmiał się cicho, bo średnio go interesowało co ludzie sobie myślą. A w tym przypadku ludzie byli w błędzie. Helene nie była swoim mężem i nie powinna być osądzana czy piętnowana za jego błędy. On ją znał i był gotów za nią umrzeć w tym momencie. Jebać tych ludzi. – Naprawdę nie obchodzi mnie to co ludzie myślą. – Pewnie powinno, bo tak jak zauważyła, był osobą publiczną. Z drugiej jednak strony jakby się dowiedział, że ktoś ma do niego pretensje o to, że z nią przebywa to zwołałby konferencję prasową, żeby publicznie ją ze wszystkiego oczyścić i żeby przypomnieć miasto, że przestępstwa jej męża nie są jej przestępstwami. Nie wiedział czy w ogóle mógł coś takiego zrobić, ale mógłby się dowiedzieć. – Ja cię lubię i to mi jak najbardziej wystarczy. – Dodał układając dłoń na jej plecach i delikatnie ją głaskając. – Chcesz gdzieś uciec? Masz czas? – On już zapomniał po co tutaj przyszedł. Później będzie przepraszał rodziców i im wytłumaczy, że wypadło mu coś ważnego. Chociaż w sumie nawet nie musiałby kłamać. Jego rodzice znali Helene i kochali ją jakby była ich własną córką.
była redaktor naczelna the cairns post — bezrobotna
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a '70s head but she's a modern lover, it's an exploration, she's made of outer space and her lips are like the galaxy's edge. And her kiss the colour of a constellation fallin' into place
Odkąd jej życie stało się… Bardziej skomplikowane (o ile można tak określić samobójstwo córki, ale nie ma co od razu dramatyzować i mówić, że było przejebane), była raczej słabym wsparciem i przyjaciółką, była tak właściwie po prostu słabym człowiekiem, który chyba do końca nie egzystował. Jakby częściowo nadal była obecna, ale bez znacznej części swojego środka. Tego, który zawierał większość emocji i wszystko to, co sprawia, że ludzie są ludzcy. Nigdy nie była najbardziej wylewna i odkąd sięgała pamięcią stroniła od większości ludzi. Nawet wtedy, gdy była w tłumie można było odnieść wrażenie, że jest odizolowana od wszystkich dookoła, dystansując się do nich. A może szczególnie wtedy, bo tak było łatwiej poradzić sobie z płynącymi zewsząd bodźcami i wylewającą się wręcz obłudą towarzystwa, w którym mniej lub bardziej z własnego wyboru się obracała. Częściej niż miła, bywała nieprzyjemną snobką, celowo próbując odepchnąć od siebie ludzi, którzy najczęściej odpuszczali stosunkowo łatwo, na szczęście. A Carter z jakiegoś powodu nadal nie potrafił się na nią długo gniewać. I chociaż ona mogła powiedzieć dokładnie to samo na jego temat, to i tak nie miało to dla niej sensu. Bo przecież ona była paskudna i znikała bez słowa, a on. No cóż, on nie potrafił się na nią gniewać. Nawet po tym, jak zniknęła na kilka miesięcy bez słowa, a potem nie pofatygowała się żeby dać znać, że wróciła i żyje.
Nigdy nie pojmę, jakim cudem nadal mam fory — przyznała, zaciskając usta w linię i kręcąc delikatnie głową. Dlaczego po tylu latach i po tym wszystkim, co w jej życiu się działo, nadal nie potrafiła się od niego odwrócić, aby pogrążyć się jeszcze bardziej w swojej samotności przepełnionej obrzydliwą goryczą zatruwającą życie, też nie potrafiła pojąć (oczywiście odpowiedź na to była całkiem prosta, ale Hela lubiła kombinować i utrudniać sobie życie, więc wieloletnia przyjaźń brzmiała jak zbyt prosty do odkrycia powód). A przecież nadal tu stała. I pewnie gdyby sama wypatrzyła go wcześniej, zamiast tak naprawdę uciec, to nieudolnie próbowałaby się schować za kartonami z winogronami (oby nie fermentującymi od zbyt długiego czasu na słońcu), wiedząc od początku, że jest skazana na porażkę, bo pewnie jakaś część niej chciałaby, aby tak się to skończyło. Nic dziwnego, że rodzice planowali ją wydziedziczyć. Wydali tyle pieniędzy na drogie, prywatne szkoły, zajęcia dodatkowe i kursy, a logiki nadal w życiu nie potrafiła wykorzystywać.
Jak Ci wychodzi robienie wtedy dobrej miny do złej gry i udawanie, że wiesz, o co chodzi? — nie do końca potrafiła sobie go w takiej roli wyobrazić. Nie burmistrza, chociaż jej znajomość politycznego świata i tak sprawiała, że miała mieszane uczucia, bo Carter wydawał się najzwyczajniej w świecie zbyt dobry na to wszystko. Zbyt dobry na naprawdę wielu płaszczyznach. Znała go jednak na tyle, że w wielu przypadkach z łatwością odgadywała, gdy próbował maskować jakieś drobnostki. — Nie było żadnej bomby w szpitalu ani strzelaniny czy innej śnieżycy wymagającej trudnych decyzji? — powiedziała to pół żartem, pół serio, bo chociaż przykłady były abstrakcyjne, to mógł wywnioskować, że chodziło jej ogólnie o duże dramaty w życiu miasteczka. — Oglądałam ostatnio dużo Grey’s Anatomy — wyjaśniła. Stąd pewnie ten szpital, którego w Lorne nie mieli.
Nie znalazłam jak na razie magicznej wróżki znającej na to odpowiednie zaklęcie — pewnie dlatego, że nie wierzyła we wróżki i przez nią wszystkie Dzwoneczki łaknące atencji umarły. A miała wrażenie, że bez tego nie będzie za bardzo pamiętam, jak to jest być sobą.
A powinno, skoro to ludzie wybrali Cię na burmistrza — przypomniała mu, chociaż ton jej głosu był zdecydowanie łagodniejszy. — Och czas to tak naprawdę wszystko, co aktualnie mam. Bezkresne morze wolnego czasu — zapewniła go. Nie pracowała, nie miała obowiązków żony na pokaz i nie kontaktowała się z rodzicami, niewiele osób wiedziało też, że wróciła (poza jej sąsiadami, hydraulikiem i zblazowaną ekspedientką, która już bez słowa wiedziała, jakie papierosy jej podać). Więc czasu miała od cholery i trochę.

Carter van Horn
ambitny krab
patka
brak multikont
ODPOWIEDZ