architekt — c.w. construction
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
chodząca życiowa rewolucja. nie grzeszy nadmiarem pieniędzy, więc wyniosła się od matki. pracę na kilka etatów zamieniła na tą wymarzoną, architekta. a dużo dosyć przypadkowych znajomości na jedną najbardziej szczególną - to alfiemu oddaje całą swoją uwagę.

Sage Gilmore można było zarzucić wiele rzeczy, ale nie to, że na jakimkolwiek etapie swojego życia nie umiała odpowiednio odczytywać sygnałów. Oczywiście tych męskich, czasem damskich - pić bowiem należy do tego, że dziewczyna w mig łapała kiedy czyjeś zamiary nabierają choć lekkiej dwuznaczności. Na samym początku co prawda nie była tym mocno zainteresowana, siląc się na mocne skupienie na nauce i jej efektach, ale jak mówią - im dalej w las, tym więcej drzew, teraz więc mogła zgrywać zupełne niewiniątko a prawda była taka, że sama dosyć mocno całą tą akcję podsycała. Mogła więc teatralnie oburzać się na jego całe to dokuczanie a cały czas pracowała nad tym, by wcale nie przerywał. Czy ktokolwiek zresztą mógł mieć jej to za złe?
- Tylko trochę? - posłała mu pytające spojrzenie, po czym na jej twarzy zagościł mocno przebiegły uśmiech. - Powinnam się chyba czuć niedoceniona - mruknęła cicho, siląc się na możliwie poważny ton, ale po chwili roześmiała się równie cichym śmiechem. Nie umiała się na niego gniewać, nawet w ten mocno udawany sposób i chyba musiała mocniej się nad tym zastanowić, bo jak tak dalej pójdzie to Alfie już kompletnie zawróci jej w głowie i wtedy dopiero narobi się kłopotów.
I pewnie nadal próbowałaby brać go pod włos, na tyle skutecznie żeby te słowa o tęsknocie przekuć w czyny i by w końcu zupełnie niespiesznie zsuwał z niej tą sukienkę, by potem równie niespiesznie mogli cieszyć się sobą choćby i do samego rana, ale cóż... najpierw pojawił się między nimi całkiem poważny temat, musiała przeprosić więc te raczej niewymowne myśli, które tak rozkosznie zaczynały sprowadzać wszelkie jej chęci w okolice delikatnie wilgotnych już ud. Upiła trochę, zupełnie troszeczkę wina ze swojego kieliszka a ślad, który pozostawiło ono na jej ustach otarta kciukiem.
- A powiedziałeś jej, czego od tej rozmowy, choć tak właściwie od niej oczekujesz? Że widzisz to w ten sposób, że powinna przeprosić? Może chociaż to odrobinę zmieniłoby jej punkt widzenia? - prawda jednak była taka, że przecież wcale nie znała matki Alfiego i nie mogła nawet zakładać, że granie w otwarte karty z tą kobietą będzie skuteczną metodą. Jeszcze kilka miesięcy temu była bardziej niż pewna, że mogłaby coś takiego powiedzieć o swojej własnej rodzicielce, a teraz nie mogła się nadziwić jak wszystko mogło się zmienić tylko dlatego, że rozeszły się jej drogi z jakimś mężczyzną. Na ten moment nie wiedziała, czy chciała kiedykolwiek mieć dzieci, ale gdyby wszystko poukładało się tak, że się ich doczeka, nigdy nie postawiłaby ponad nimi relacji z jakimkolwiek mężczyzną. Tak przynajmniej, naiwnie na ten moment zakładała.
- Rozumiem, że chcesz zwolnić łódź rodzicom i stąd pomysł o wynajmie? Wiesz, gdybyś potrzebował jakieś pomocy to służę o każdej porze dnia i nocy. Mam doświadczenie, można powiedzieć że takie na gorąco - rozłożyła dłonie na boki, jakby w ten sposób chciała wskazać na to jakże okazałe domostwo, które w końcu sama wynajmuje od ledwo kilku tygodni. Te kilka tygodni temu to właśnie Alfie najwięcej pomógł jej w organizacji całego przedsięwzięcia i całej przeprowadzce, więc trochę w myśl takich gangsterskich chyba przysług, musiała odpowiedzieć tym samym. O mało sama nie zaśmiała się do tej myśli. Mimo wszystko, postanowiła zapytać o jeszcze jedną rzecz: - Jesteś pewien? Wiesz, że nie chcesz zrobić drugiego podejścia do wytłumaczenia sobie wszystkiego z mamą? - poczuła sie bowiem przez moment tak, może niepotrzebnie, ale że przez pryzmat swoich własnych doświadczeń napuszcza go na całą sprawę z mocno anty podejściem. Chyba sama nadal potrzebowała dystansu i w dziwny sposób poczuła się tym wszystkim teraz przybita. Westchnęła sobie i lekko odsunęła się na krześle, po chwili się z niego podnosząc i jako, że niespecjalnie lubiła być daleko, przedreptała te dosłownie trzy kroki by wpakować mu się na kolana. Objęła go mocno za szyję i cmoknęła w czubek głowy.
Comforting to ważna rzecz. Pytanie, czy bardziej potrzebował go on, czy ona sama.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Lubił tę jej zadziorność, choć zawsze powtarzał, że gustuje w innym rodzaju kobiet. Tak właściwie to były one zupełnym przeciwieństwem Sage. Zawsze w myślach widział się z jakąś delikatną i eteryczną postacią, trochę jak z romansów, w których się zaczytywał. Nie potrafił jednak oprzeć się tej specyficznej magii, która wywiązała się między nimi podczas tej imprezy i teraz absolutnie nie żałował tego, że jego gust uległ diametralnej zmianie. Ba, nigdy nie czuł się bardziej szczęśliwy, gdy tak po całym dniu siadali ze sobą i mogli opisać temu drugiemu jak im minął dzień. Wprawdzie jego koledzy (nie)słusznie sugerowali od pewnego czasu, że należy sobie szukać lekarki, by zrozumiała trudy zawodu, jaki wykonywali, ale Alfie miał to serdecznie gdzieś.
Jak dotąd, nikt go nie rozumiał tak jak Sage i miał nadzieję, że tak zostanie, zwłaszcza że powoli czuł się zupełnie okradany z ich wspólnego czasu. Rezydentura nie znała litości i wyssała z niego wszystkie soki witalne. Całe szczęście, że jeszcze nie doszedł do momentu, w którym TAKA sukienka jego dziewczyny nie budziłaby w nim żadnych emocji. Wówczas- i mówił to z pełną świadomością- mogliby już go zastrzelić, bo to by świadczyło o poważnym problemie.
- Może po kolacji zademonstruję ci jak to moje trochę wygląda, co?- posłał jej uśmieszek. Byli w związku, ale to nie znaczyło, że nie mogą ponownie zacząć się uwodzić, zwłaszcza gdy Sage wyglądała w ten sposób, że nawet jego problemy czmychnęły w siną dal. Zaczął jednak mówić o tym, co się wydarzyło, więc musiał to dokończyć. Może podjął złą decyzję, bo w pewnym momencie skrzywił się na jej słowa.
- Proszę cię, nie baw się w adwokata diabła- stwierdził cicho. Wiedział, że ma dobre intencje i zależy jej na jego dobrej relacji z matką, ale obecnie miał wrażenie, że i ona podzieliłaby los tamtej, nieszczęsnej dziewczyny. Nie pasowały obie do punktu widzenia lady Buxton i nie zmieniało tego to, że skończyła dobre studia. Była znacznie poza jego kastą i nie liczył na błogosławieństwo ze strony matki.
- Ona dobrze wie, co zrobiła i jak bardzo mnie to zabolało, ale według niej tak postąpiłaby każda rodzicielka. Nie chcę więc jej tłumaczyć wizji świata, w którym pieniądze na aborcję są czymś odpychającym- wytłumaczył jej cierpliwie, choć udzielało mu się lekkie zdenerwowanie. Był jednak świadom, że nie, to nie na Sage był wściekły i dlatego nie powinien właśnie na niej wyładowywać swoich frustracji. Zdecydowanie łatwiej było powiedzieć niż zrobić, więc nareszcie łaskawie się zamknął i pozwolił jej mówić.
Tyle, że tak, był pewny i nie chodziło wcale o tę zwadę z mamą, ale o odrobinę swobody, której potrzebował. Niezależność wkradła się do jego życia oknem i byłby absolutnym durniem, gdyby jednak jej nie wpuścił.
- Chcę zwyczajnie zacząć żyć na własny rachunek. Może przy okazji pogodzę się z nią, ale na pewno już nie wrócę do rezydencji. Byłem zupełnie upośledzony życiem tam, wyhodowałem sobie bakteriofobię. Nie zamierzam do tego wracać- podkreślił, ale zanim zdołał zacząć jeść, poczuł jej wątłe ciało na swoich kolanach i delikatnie objął ją ręką.
W mig pojął, że nie chodzi o jego emocje, ale również jej i postanowił ją wesprzeć jak umiał, choć jej relacja z matką była obecnie równie skomplikowana.
- Nie zamierzasz zadzwonić do własnej matki?- uniósł głowę i spojrzał na nią dłużej. Dobrze było sprzedawać komuś złote rady, ale jeśli przychodziło do własnych doświadczeń, oboje byli dość bezradni i błądzili po omacku.
- I wiem, że moment jest kiepski, ba, nawet tragiczny, ale kocham cię- wyszeptał jej prosto do ucha. Nikt inny nie znalazłby się tak szybko na jego kolanach jak ta dziewczyna.
architekt — c.w. construction
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
chodząca życiowa rewolucja. nie grzeszy nadmiarem pieniędzy, więc wyniosła się od matki. pracę na kilka etatów zamieniła na tą wymarzoną, architekta. a dużo dosyć przypadkowych znajomości na jedną najbardziej szczególną - to alfiemu oddaje całą swoją uwagę.

Przyznawała to co prawda nieco nieśmiało, ale poczuła się po raz pierwszy tak głęboko, tak daleko wpuszczona w świat Alfiego Buxtona, że gdyby tylko miała taką możliwość, właśnie sprawdzałaby czy oby jej policzki nie zaróżowiły się odrobinę za bardzo dziewczęcym, niewinnym pąsem. Był w tym bowiem pewien luksus tworzenia wspólnie relacji, związku na poważnie, i nie żeby do tej pory nie wierzyła, że taka sztuka może im się nie udać, ale w pewien sposób traktowała wszystko co się między nimi działo jako nadal mocno gówniarską relację, gdzie głównie się ze sobą dobrze bawią. Owszem, miała wobec niego jak najbardziej poważne zamiary i pewnie gdyby była jedynie odrobinę młodsza, właśnie ćwiczyłaby w swoim małym (jak ona sama) zeszyciku wzory podpisów z jego nazwiskiem na ewentualność, gdyby owe stało się ich wspólnym, ale gdy te zmaterializowały się tuż przed nią w osobie jej chłopaka, poczuła się wszystkim wyjątkowo podekscytowana.
I jeszcze to jego uwodzenie...
- Panie Buxton, ja nie robię t a k i c h rzeczy na pierwszej randce - odpowiedziała najbardziej kokieteryjnie jak tylko umiała, po czym roześmiała się słodko, w końcu ta randka wcale nie była ich pierwszą, a na dodatek wcale nie potrzebowali do szczęścia randki, by robić t a k i e rzeczy - nie musiała mu chyba przypominać w jakich okolicznościach się pewien czas temu spotkali? Pozostawała jednak w roli tej nadal grzecznej kokietki, uśmiechając się do niego zalotnie i oczekując odpowiedzi.
Może nie spodziewała się jednak, że temat przerwą ich matki. Dosłownie i w przenośni, choć żadna ciałem nie pojawiła się w pomieszczeniu.
- Hej... to nie tak, że próbuję stanąć po jakiejkolwiek ze stron, po prostu... chciałabym żebyś miał ze swoją matką lepszy kontakt niż ja mam z moją, stąd ten... jak to nazwałeś? Adwokat diabła? Ale jeśli pewne rzeczy nie działają na twoich zasadach i jest to nie do przeskoczenia, czasami faktycznie lepiej odpuścić. Może inaczej, przeczekać? Nie wiem jak to dobrze ująć, ale jeśli czujesz, że najlepszą decyzją będzie życie na własny rachunek, masz moje pełne wsparcie. Może znajdziemy ci lepsze lokum niż moje mieszkanie dwa na dwa metry - chciała się w tym momencie chociaż lekko zaśmiać, choć pewnie nie wyszło jej tak szczerze jak zakładała. Sprawa z matką nadal wydawała się sprawą otwartą i na dodatek nadal bolesną, niepotrzebnie więc może wciągała ją na tapet, ale do jasnej cholery, Alfie był jej bliski jak nikt i chyba jedynie przy nim byłaby w stanie się aż tak otworzyć. - Choć nie gwarantuję, że wyleczymy cię z bakteriofobii - zaśmiała się jednak jeszcze raz, tym bardziej z większym entuzjazmem i nawet bardzo delikatnie pacnęła go w nos palcem. Nauczyła się z tą jego przypadłością żyć, zupełnie się do niej przyzwyczaiła, do tego stopnia, że nie była w stanie uważać tego za cokolwiek dziwnego. Dziwnie raczej by się zrobiło, gdyby ona nagle miała zniknąć.
Spoważniała jednak, słysząc jego pytanie. Pokiwała głową na boki, negująco - co miało oznaczać jasno: n i e. Wcale takie jasne jednak nie było, dodała więc werbalnie:
- Nie. Przynajmniej na razie nie. Rozmawiałam za to z Anice, chwilę, ale zawsze - nie zamierzała dodawać, że siostra przypomniała sobie o jej egzystencji jedynie z powodu chęci pożyczenia pieniędzy, bo zrobiło się jej cholernie przykro. Choć może jednak za chwilę rozwiązałby się jej język?
Alfie jednak zaskoczył ją swoim wyznaniem i przez chwilę zamilkła. Gdyby stała, pewnie by usiadła - oczywiście z wrażenia, ale że miała już wygodną pozycję na jego kolanach, jedynie uśmiechnęła się najpiękniej i najszerzej jak umiała i odpowiedziała:
- Ja ciebie też. I cholernie, cholernie się cieszę, że cię mam.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Nie bez powodu jednak te młodzieńcze zauroczenia zazwyczaj były tymi najsilniejszymi. Wprawdzie dla obojga nie była to pierwsza relacja, a poprzednia rozerwała na strzępy serce Alfiego, ale mimo wszystko czuł, że towarzyszenie sobie w tak ważnych etapach jak skończenie studiów czy kolejny krok kariery medycznej sprawia, że stają się sobie coraz bliżsi. Łatwiej przychodziło mu więc wtajemniczanie jej w swoje sprawy rodzinne, które stanowiły dla niego zawsze tabu. Głównie dlatego, że nasłuchał się od swojej familii, że pewne kwestie powinny pozostać prywatne. Niesamowite, że tak łatwo za to przyszło jego matce mieszanie się do jego spraw.
Najwyraźniej to był jeden z niechlubnych wyjątków i jak tylko sobie to uświadomił, postanowił wtajemniczyć Sage we wszystko, co się dzieje. Nie było tego aż tak wiele i zdecydowanie bardziej wolał skupiać się na tym, co dziewczyna robiła na pierwszej randce, choćby wtedy z nim. To było jedno z ulubionych wspomnień panicza Buxtona, więc uśmiechnął się z dużym rozmarzeniem wskrzeszając tamten moment.
Obecnie wszystkie matki świata mogłyby przestać istnieć, a on nie przejąłby się tym faktem zbytnio.
- A może jednak przekonam cię, żebyś nieco złagodziła swoje podejście do pierwszych randek? Jestem całkiem dobrym oratorem- nie bez powodu użył tego słowa i nie bez powodu patrzył na nią tak jakby już rozbierał ją palcami, nawet jeśli jej sukienka nie pozostawiała wiele jego wyobraźni. Nie zamierzał jednak robić tego natychmiast, po prostu cieszył oczy nią i perspektywą bycia z nią przez całą noc, co ostatnio zdarzało się im się nader rzadko.
Pewnie dlatego z ogromnym ociąganiem powrócił do tematu matek, które okazały się tak samo szurnięte. Tego słowa jako dobrze wychowany dżentelmen, nigdy by nie użył, ale często przychodziło mu do głowy, gdy zahaczali o ten temat.
Z tego też powodu jak na razie- choć nie było to ostateczne- chciał się odciąć i spróbować na serio życia na własny rachunek. Jeszcze nie wiedział jak będzie wyglądać to w przyszłości, ale skinął głową z entuzjazmem, gdy stwierdziła, że znajdą mu odpowiednie lokum.
- Widzisz, może być takie malutkie jak twoje, ale z moim wzrostem i twoimi częstymi wizytami możemy zacząć się o siebie obijać- zaznaczył śmiejąc się głośno. - I ja wiem, że miałaś dobre intencje, luz. Po prostu moja matka jest równie uparta jak twoja, więc to nie jest takie proste. Nie chciałbym też jej tak po prostu przebaczać, póki nie zrozumiała swojego błędu - wyjaśnił głaszcząc ją delikatnie po policzku. Był szczęśliwy, że wreszcie mógł się przed kimś otworzyć i tym samym istotne w tym momencie było przekazanie jej swoich uczuć.
Tak po prostu.
Alfie Buxton może debiutował w tym wyznawaniu uczuć i zapomniał, że należało zadbać o odpowiednią oprawę, ale nie potrafił inaczej. Nie chciał zamieniać tego w jakąś formalność, wolał, by słowo na K padło między innymi słowami, choć bodaj było dla nich najważniejsze. Jak i fakt, że w tej całej zawierusze dotyczącej ich matek mogli liczyć jedynie na siebie.
Objął ją delikatnie i wreszcie przytulił.
- Przecież wiem. Wiedziałem to już od momentu, gdy rozmawiałaś ze mną o Szekspirze- wyszeptał jej do ucha, choć przecież nie sądził wtedy, że tak się między nimi potoczy.
Najwyraźniej panna Gilmore umiała go zaskoczyć.
architekt — c.w. construction
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
chodząca życiowa rewolucja. nie grzeszy nadmiarem pieniędzy, więc wyniosła się od matki. pracę na kilka etatów zamieniła na tą wymarzoną, architekta. a dużo dosyć przypadkowych znajomości na jedną najbardziej szczególną - to alfiemu oddaje całą swoją uwagę.

Miała ledwo naście lat, kiedy po raz pierwszy powinna poczuć się dorosła - tak właściwie nigdy nie miała typowo nastoletnich pragnień i ciągot, od razu fundując sobie marzenia z wysokiego C - ale chyba dopiero wchodząc w poważną relację z Alfiem, ucząc się tego wszystkiego przy nim, a co ważniejsze z nim (!) poczuła się po raz pierwszy dojrzała. Dorosła. Odpowiedzialna. W końcu to ten chłopak stawał się od pewnego czasu jej ulubioną codziennością i może faktycznie ich znajomość wcale nie była jakaś spektakularnie długa, ale powoli dochodziła do wniosku, że już nie wyobraża sobie jej takiej innej, bez niego. Oczywiście nie była jeszcze w stanie artykułować tego głośno, wyszłaby wtedy przecież na jakąś małostkową idiotkę, która jak ten koala uczepia się swojego faceta, ale i tak miała wrażenie że on to wiedział. Po prostu czuł.
A może to jednak było to, w jaki sposób na nią patrzył?
- Och - wciągnęła głośno powietrze, pozując na tą grzeczną, młodą damę, która właśnie przyłapała swojego towarzysza na dwuznaczności tak dokuczliwej, że nie mogła przejść obok tego sprawę ignorując. Posłała w jego stronę zupełnie niewinny uśmieszek, po czym przesunęła się bliżej, blisko, bardzo blisko, tak że ich wargi prawie się stykały a jednak nadal się jeszcze nie całowali. I wprost w te jego idealnie miękkie usta wyszeptała: - Nie omieszkam poznać tych oratorskich umiejętności na własnej skórze - i jak gdyby nigdy nic, co złego to nie ona, odsunęła się delikatnie, powracając do swojej poprzedniej pozycji z uśmieszkiem tak przekornym, tak cwanym, jak tylko w tym momencie mógł być. Przecież nie bez powodu wybierała akurat taką sukienkę, prawda? Choć między Bogiem a prawdą - liczyła raczej na to, że jej kreacja szybko stanie się zupełnie nieistotna, bo po prostu ją z niej zdejmie.
Skoro jednak byli w dojrzałej relacji, musiała odrobinę odpuścić, dac im czas, więc poprawiła się na tych jego kolanach by tym razem siedzieć już zupełnie porządnie i niewinnie, wszak temat ich matek był chyba najpoważniejszym jaki rozstrzygali do tej pory.
- A co, jeśli nigdy go nie zrozumie? - pytanie właściwie mimowolnie opuściło jej usta, pewnie bardziej powinna zainteresować się jednak tematem jego nowego mieszkania, ale najwyraźniej nie mogła się już trzymać i skoro ją zaprosił do swojego życia to postanowiła do niego wejść i to z butami. Miała nadzieję, że Alfienie uzna kontynuowania tego tematu za zły pomysł, mimo wszystko postanowiła się jakoś zabezpieczyć i najwyraźniej za najlepszą opcję uznała czułości, kiedy delikatnie ujmowała jego dłoń w swoją, odsuwając ją od swojego policzka i lekko cmoknęła jej zewnętrzną stronę. Po czym ulokowała sobie jego rękę gdzieś na wysokości talii.
Czy zbyt jasno zdradzała swoje zamiary?
Pewnie nawet chciałaby je zdradzać jeszcze coraz bardziej, ale wtedy zakopali się na chwilę w temacie tego wspólnego kochania i kiedy wytknął jej, że wiedział od kiedy, najpierw zrobiła teatralnie zdziwioną minę, a potem jednak jak gdyby nigdy nic zaczęła się wiercić i kręcić, za jakiś czas powracając do jego osoby z widelcem, na który nabite było trochę ich lokacyjnego makaronu i zaczęła go nim karmić.
- Nieprawda - stwierdziła z całą mocą i zaczęła się kręcić jeszcze raz, by tym razem upić wina ze swojego kieliszka. Kiedy go znowu odstawiła, wróciła do swojej poprzedniej pozycji, i korzystając z tego, że Alfie miał jeszcze nadal pełne usta i nie mógł protestować dodała: - To było już przy Małym Księciu - wiedziała, że solidnie go pewnie tą informacją zdziwi, zapobiegawczo więc cmoknęła go w sam środek czoła, posyłając mu do kompletu swój najlepszy, firmowy uśmiech Sage Gilmore.
Tym w końcu wygrała sobie jego serce, prawda?
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Nie potrzebował słyszeć od niej codziennie, że jest zakochana, choć tak między Bogiem, a prawdą wcale nie narzekałby, gdyby jednak podobne sformułowania padały. Głównie dlatego, że po jego doświadczeniach trudno było przestawić się na tryb pełnego zaufania i choć starał się jak mógł, łapał się na całkiem naturalnych odruchach zwątpienia, nawet bez powodu. Sytuacji również nie ułatwiał fakt, że Sage miała pewien rodzaj doświadczenia i choć jej nigdy by za to nie piętnował, czuł, że prędzej czy później znudzi ją ten poukładany związek i zacznie szukać czegoś bardziej ekscytującego. W końcu oboje mieli zaledwie po dwadzieścia lat i odkrywali powoli to jak ma wyglądać ich życie.
To był czas eksperymentów, a nie stabilizacji, choć Alfie Buxton nigdy nie należał do typów przesadnie szukających wrażeń. Głównie dlatego, że takich dostarczał mu jego szpital i kolejni pacjenci, ale nie mógł oczekiwać tego samego od swojej dziewczyny. Z tego powodu był ostrożny i trochę wody upłynęło, zanim wypowiedział to pierwsze i najważniejsze kocham cię. Podejrzewał jednak, że ona rozumie. Naprawdę najbardziej cenił w tej dziewczynie to, że potrafiła bezbłędnie postawić się w jego sytuacji i nie naciskać tam, gdzie nie było to konieczne. Być może dzięki temu najpełniej odnajdywał ich porozumienie dusz, które polegało właśnie dla niego na czystym zrozumieniu. Potem dochodziła do tego chemia i ta swoista iskra, która sprawiała, że i on nie mógł się doczekać, gdy wreszcie faktycznie zdejmie jej sukienkę i nagle przestanie być dla nich istotne wszystko inne.
Nie zamierzał jednak niczego przyśpieszać, świadomy, że nic tak nie zaostrza apetytu jak czekanie, a on był jej głodny jak cholera i ich wzajemne nakręcenie się wcale nie pomagało w długim zachowaniu postu.
Był jednak przekorny jak przystało na każdego medyka i im bardziej ona go prowokowała, tym bardziej postanawiał zachować fason i nie dać się jej tak łatwo uwieść.
- Jesteś najbardziej niecierpliwą osobą, jaką znam- zauważył więc z bardzo przyzwoitym uśmieszkiem i westchnął, bo tak, mieszanie do wszystkiego ich matek nie było może najbardziej szczęśliwą opcją (brawo za spostrzegawczość), ale nie zamierzał tego tak po prostu zlekceważyć, bo był napalony i wolałby zajmować się czymś znacznie przyjemnym.
To nie był taki typ mężczyzny i musiała poniekąd się z tym pogodzić, skoro już zaczęła z nim być.
- Jeśli nie uświadomi sobie jak bardzo głupie i niedorzeczne jest zostawianie własnego dziecka to niech nie myśli, że kiedykolwiek dostanie ode mnie swoje wnuki. A tak poważnie to pieprzyć ją wtedy. Jesteś absolutnie świetna, masz pracę, własne lokum- rozejrzał się z nieszczęsną miną po tym szalonym przybytku, w którym momentami musiał się schylać, by nie oberwać w łeb. - Jesteś najlepsza i jeśli nie chce cię w swoim życiu to jej strata, nigdy na odwrót- odpowiedział z naciskiem, bo tak, Alfie dobrze wiedział, że mógł sobie mówić swoje, a i tak pewne zachowania sprawiały ból. Znał to z autopsji i nie potrafił sobie z tym zupełnie poradzić, choć on miał jeszcze ojca i siostrę, a wiedział, że bliźniaczka Sage bardzo się od niej oddaliła. To z tego powodu kontynuował ten temat, nawet jeśli gdzieś z tyłu głowy miał przekonanie, że wolałby zająć się dziewczyną, która dość bezczelnie kręciła się na jego kolanach i karmiła go makaronem.
Jak bardzo doceniał to, że nie robiła tego palcami szanując jego fobię przed zarazkami, choć musiał przyznać, że całkiem mądrze sobie wykoncypowała ten pomysł z zamykaniem mu ust, gdy było to niezbędne. Przełknął kolejną porcję i roześmiał się.
- Dobrze, dobrze, gdybym wtedy z tobą nie poszedł do pokoju to byś mnie rzuciła na dobre i wcale byś się we mnie nie zakochiwała- zauważył z cwanym uśmieszkiem powoli sunąc dłońmi po jej lędźwiach.
Może i był dobrze wychowanym chłopcem, ale wcale nie chciał się zatrzymać.
Nie tym razem.
architekt — c.w. construction
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
chodząca życiowa rewolucja. nie grzeszy nadmiarem pieniędzy, więc wyniosła się od matki. pracę na kilka etatów zamieniła na tą wymarzoną, architekta. a dużo dosyć przypadkowych znajomości na jedną najbardziej szczególną - to alfiemu oddaje całą swoją uwagę.

Przez długi czas tak naprawdę i ona sama nie wiedziała do końca co myśleć, jak w ogóle na pewne sprawy patrzeć. Wydawało jej się, że jest jedną z tych kobiet, które wcale.do bycia w stałej relacji stworzone nie są, nie dla nich są związki, zobowiązania, obietnice, wzdychanie do tegoi jednego, jedynego. A może było to tylko wygodne wytłumaczenie dla tego, że od co najmniej kilku już lat była w tej mało komfortowej sytuacji, gdzie jej życie stanowił jeden wielki niedoczas? Kiedy bowiem na jej drodze rzeczony jeden, jedyny wyrósł, musiała przyznać że traciła głowę w zupełnie niepokojącym tempie. Przepadła zupełnie i coś, co do tej pory uznawałaby za kłopot, za problem, stawali się najważniejszą sferą jej życia. Kombinowała więc jak mogła, by mieć dla swojego chłopaka (jak ona szaleńczo uwielbiała to określenie) jak najwięcej czasu. A kiedy usłyszała dzisiejszego wieczora kocham cię, ledwo się powstrzymywała by nie odstawić przed nim jakiegoś tańca radości. A może jednak była to raczej zasługa jego rąk, które tak dbały o to, by nie odsunęła się od niego właśnie za daleko?
- Nie wiem czemu, ale czuję, że powinnam przyjąć to za komplement - stwierdziła poważnie, z równie poważną miną, trochę tak jakby spośród wszystkich tych komplementów świata mogła sobie wybrać najbardziej nietypowy. Uśmiechnęła się jednak uroczo, w jego ustach nawet najdrobniejsza uwaga w jej mniemaniu urastała do zupełnie najdoskonalszej pochwały i zamierzała się tym po prostu cieszyć. W ramach podziękowania za te miłe słowa - nadal w końcu nie została wprowadzona z błędu, że miałyby nimi nie być - cmoknęła go delikatnie w czubek nosa
I spoważniała. To też była trochę nowość, że w całym ich związku, do tej pory zarezerwowanym dla wiecznych motylków w brzuchu i tego szaleńczego uczucia młodzieńczej euforii cholernie zakochanych w sobie ludzi, pojawiały się trudne tematy. I to z grupy tych naprawdę ciężkich, bo chyba tak naprawdę nikt nie chciałby funkcjonować z fatalnymi relacjami z własną matką, prawda?
- A należy do tego wąskiego grona ludzi, którzy kiedykolwiek spotykają się z własnymi błędami? - tak naprawdę to nie wiedziała do końca, czy powinna ten temat drążyć, czy powinna dręczyć i jego, i siebie dalej ciągnąć ten wątek? Może jednak go porzucić, oddając się raczej temu jak jego dłonie zaczynały błądzić po jej ciele? Najwyraźniej jednak postawiła na bycie dojrzałą (w jej przypadku to w końcu wcale nie takie oczywiste) i jednak rozmowę. A przynajmniej jej próby. Uśmiechnęła się najbardziej czarująco jak umiała, kiedy zasunął jej na koniec tak ciepłymi słowami. - Uczyłeś się gdzieś takiego wystawiania laurek? - nawet cichutko się zaśmiała, ale musiała mu to wytknąć, kiedy ujął ją tym całkowicie.
- Oooooch - roześmiała się głośniej. - A więc sądzi pan, panie Buxton, że ostatecznie przekonał mnie pan do siebie nieziemskim seksem? - najpierw udawała teatralne oburzenie, a potem niespotykaną wręcz dla siebie powagę. Nigdy tak naprawdę nie zastanawiała się nad tym, czy to w ogóle miało jakiekolwiek znaczenie. Alfie w jej życiu się po prostu pojawił (powinna żartować, że niczym Julia do swojego Romea) i wziął ją sobie szturmem. - Jesteś niemożliwy - postanowiła więc skomentować na koniec. Niewiadomo tylko, czy chodziło sobie o całkowite zagarnianie dla siebie jej osoby, czy o jego dłonie, które na jej lędźwiach były zapowiedzią tak dobrych rzeczy, że na samą myśl robiło jej się gorąco.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Tak naprawdę i Alfie był nowicjuszem, jeśli chodzi o wszelkie związkowe sprawy. Wcześniej przecież się nie liczyło. Zabawne, że takie stwierdzenie przychodziło mu z łatwością dopiero teraz, gdy pewne rany zostały zasklepione i mógł na wszystko spojrzeć z koniecznego dla siebie dystansu. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że kochać owszem, kochał i tego nie mógł się wypierać, ale zabrakło tego mitycznego odbiorcy. Nawet Platon miał dwie połówki jabłka i choć był daleki od romantyzowania relacji w ten sposób (do głosu dochodził jego ścisły umysł lekarza), musiał stwierdzić, że w poprzednim związku zabrakło tej wzajemności, która była najlepszym budulcem.
Do tych wniosków musiał jednak dorosnąć za pomocą Sage i jej uczucia, które sprawiało, że z dnia na dzień coraz bardziej się otwierał nie obawiając się już tego, że zostanie wyśmiany bądź sprowadzony do roli bardzo bogatego opiekuna. Z perspektywy czasu nawet te obawy i lęki wydawały mu się niedorzeczne, ale to po prostu jego serce (choć w to akurat jako lekarz nie do końca wierzył) zrosło się na tyle, by znowu patrzeć na świat przez różowe okulary.
Albo przez ramię swojej dziewczyny, właśnie je teraz cmoknął i roześmiał się, gdy stwierdziła, że potraktuje to jako komplement.
- Widzę, że zawsze twoje musi być na wierzchu, co? Podejrzewam, że bywasz nieznośna- ściszył głos jakby jej (i przy okazji sobie) zdradzał największą tajemnicę, choć prawda była taka, że jeszcze nie miał okazji przekonać się o tym jak bardzo wybuchowy ma charakter. Temperamentu był świadom, bo w końcu sypiali ze sobą, ale jeśli chodzi o osobowość… Jeszcze na serio nie zdążyli się pokłócić tak, by latały talerze, co dla Buxtona również było dobrym symptomem. W przeciwieństwie do wielu ludzi uznawał, że udany związek to ten, w którym panuje spokój i właśnie tego poszukiwał u dziewczyny swojego życia.
Podobnie ten stan chciał jej również zapewnić, więc gdy rozmowa zeszła na jej matkę, zwyczajnie okazywał jej wsparcie. Tak jak tylko się dało, ale właściwie niewiele mógł zrobić, bo nie było mu dane poznać tej kobiety. Wydawało się, że mógłby ją ewentualnie uszeregować na równi z własną rodzicielką i przypisać im te najgorsze cechy, ale to nie rozwiązywało żadnego problemu Sage.
- Niektórzy ludzie nawet po czterdziestce się zmieniają. Tak przynajmniej słyszałem- wyjaśnił z lekkim uśmiechem, ale westchnął, bo sprawa nie była ani trochę tak prosta ani oczywista. Wydawało się wręcz, że w tym konkretnym wypadku oboje utknęli na niewiadomym i to było nieco przerażające. Nie wiedziała nawet jak bardzo doceniał jednak, że ma i stąd brały się wszystkie peany pochwalne na jej cześć. Takie, na które zdecydowanie zasłużyła, ale nie zamierzał jej tego jeszcze objaśniać uśmiechając się jedynie tajemniczo i przekornie, gdy zahaczyła o jeden z jego ulubionych tematów.
Taki, który bezwstydnie mogli poruszać w jej mieszkaniu, gdy wiedział, że będzie jego deserem i ta myśl sprawiała mu niesamowitą przyjemność.
- Nie wiem czy takim nieziemskim- aż na końcu języka miał małą przyganę, że może i miewała lepsze, ale wyjątkowo nie chciał psuć atmosfery podobnymi docinkami. Nie teraz, gdy zakradał się całkiem skutecznie pod rąbek jej sukienki, która tak beztrosko podwinęła się w okolicy jej ud. - Na pewno jednak nie chodziło o samego Szekspira, bo choć próbowałaś wtedy zgrywać okrutną romantyczkę to… Wiedziałem swoje- podniósł wzrok, by spojrzeć w jej oczy i uśmiechnąć się jak przystało na bardzo pewnego siebie pana doktora, który uwodził właśnie swoją ulubioną dziewczynę. - I tak, jestem tak bardzo niemożliwy, że siedzisz dalej na moich kolanach i kręcisz się, by mnie dobitnie uświadomić, że nie założyłaś dziś bielizny- kiwnął głową, żeby jej pokazać, że tak, tak, to miało sens i wcale nie miała w planach bezczelnie uwiedzenie go.
Jedno z tych, na które Alfie Buxton zgadzał się bez mrugnięcia okiem.
architekt — c.w. construction
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
chodząca życiowa rewolucja. nie grzeszy nadmiarem pieniędzy, więc wyniosła się od matki. pracę na kilka etatów zamieniła na tą wymarzoną, architekta. a dużo dosyć przypadkowych znajomości na jedną najbardziej szczególną - to alfiemu oddaje całą swoją uwagę.

W pierwszym odruchu omal nie zaśmiała się perliście z sugestii dotyczącej tego, jak to podobno jej musiało być zawsze na wierzchu. Na końcu języka dosłownie pojawiła się jej błyskawiczna wręcz riposta o tym, jak to równie bardzo lubi kiedy to on jest na górze, szczęśliwie zdążyła się w niego ugryźć, bo a - wcale o to nie chodziło, b - taki bezczelny flirt nie był wcale dla niej naturalnym. Uśmiechnęła się więc jedynie delikatnie, choć odrobinę kusząco i pozując na pewien rodzaj nonszalancji, trochę takiej niby-wymuszonej, niby-potwierdz-ze-się-mylę odpowiedziała:
- To niedobrze, że wyłącznie podejrzewasz - bo z drugiej strony to zamierzała, oj jak ona zamierzała, udowodnić mu tego wieczora i tej nocy jak wyjątkowo nieznośna być potrafi, ale to dopiero za trochę, bo póki co mieli jeszcze rozmowę do odbycia, kolację do zjedzenia, a i ona sama perfidnie zapowiedziała samej sobie że będzie go uwodzić do ostatecznego szaleństwa. Znowu więc powierciła mu się na tych kolanach, znowu lądując jeszcze bliżej i ustawiła się tak, że mogła oprzeć swoje czoło o jego i spojrzeć głęboko w jego piękne oczy. W których zresztą przepadła już nie pierwszy raz. - Ale wiele jeszcze przed tobą - postanowiła więc złożyć mu całkiem bezpośrednią obietnicę, po czym znowu postanowiła zmienić swoje położenie i przelokowała się tak, że siedziała na tych jego kolanach bokiem, jedynie tylko jedną ręką zahaczając o jego ciało. Przez chwilę, jak na osobę biorącą udział w kolacji, zajęła się jedzeniem, co któryś widelec poświęcając na rzecz nakarmienia jego zawartością swojego chłopaka (za każdym razem kiedy padał ten zwrot czuła się jak niedorzecznie zakochana gówniara). Po dłuższej chwili, kiedy Alfie kontynuował temat jej matki, wróć - ich matek, westchnęła sobie ciężko, odkładając widelec na talerz.
- Wiesz, ja nie twierdzę że jej nie przejdzie. Tak naprawdę ja nawet nie twierdzę, że ona się zmieniła, może... Zresztą , nieważne. Pewne rzeczy po prostu najwyraźniej potrzebują czasu. Wyczytałam to gdzieś ostatnio i zamierzam tego trzymać - cóż, pewnie mądrości z Instagrama nie przez wszystkich byłyby uznane za jakąkolwiek mądrość, tym bardziej życiową, ale w jakiś pokręcony sposób pewne rzeczy wgryzały się w jej pamięci mocniej, wracając w takich jak ten - nie zawsze odpowiednich momentach - i ona biedna już nie mogła nic na to poradzić. I tak było już lepiej, zwykle robiło się jej cholernie smutno na samo wspomnienie tego tematu, dziś szybko jednak musiała zarzucić te negatywne uczucia na kołku, bo jej mózg właśnie przeprowadzał się w mniej wymowne sfery jej ciała. A na ten aspekt nie potrafiła narzekać.
- Tak? - podłapała, kiedy Alfie zaczął kręcić nosem na ewentualną nieziemskość. - Jak inaczej więc byś to określił? - zapytała, przyglądając mu z nadmierną pewnie aż uwagą. I pewnie nawet zostawiła by to tak jak jest, dumnie oczekując na odpowiedź, szybko przyszło jej się jednak oburzyć: - I hej, wypraszamy sobie, ja jestem romantyczna! - prawie go ofuknęła, ale przecież to jeszcze nie był koniec, prawda? Uśmiechnęła się jednak zaczepnie, kiedy wytknął jej brak bielizny. - Ale to akurat, mój drogi panie, będzie pan musiał sprawdzić sam - a że nie zamierzała mu tego ułatwiać to z całą możliwą gracją wstała z jego kolan, przy okazji dość sugestywnie poprawiając sukienkę we wszystkich newralgicznych miejscach i jak gdyby nigdy nic wróciła na swoje miejsce, wracając również do całkiem grzecznego konsumowania kolacji.
Ktoś tu mówił, że jest nieznośna, prawda?
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Jej śmiech sugerował pewne niecne skojarzenia, których Alfie wprawdzie jeszcze nie łapał w lot (bo to dobry chłopiec był!), ale wystarczyło mu tylko ją obserwować i wszystko nabierało sensu. Właściwie, gdyby nie ta cała medycyna to mógłby spędzić pół życia na wyłączonym podziwianiu Sage, a przecież nie sądził, że jeszcze uda mu się tak zakochać. Najwyraźniej jednak jak przystało na osobę młodą, czas leczył rany niemożliwie szybko i już nie myślał o tamtej straconej miłości. A może to tylko było zauroczenie? Również domeną ludzi po dwudziestce było traktowanie każdego uczucia jako tego pierwszego i prawdziwego, więc Buxton był w stanie nawet przysiąc, że wcześniej nie był aż tak zakochany.
Patrzył więc na swoją dziewczynę spod przymrużonych powiek starając się opanować te najbardziej pierwotne instynkty, które nie sprzyjały zachowywaniu się jak dżentelmen, a przecież bardzo się starał. Tak bardzo, że był w stanie uznać, że operacja otwartych złamań z przemieszczeniem to przy tym pikuś.
Uśmiechnął się szczerze rozbawiony tą myślą i otaksował ją uważnie- z góry na dół. Był dumny, że taka dziewczyna jest jego, ale nie formował w stosunku do niej aż tak samczych tekstów, choć korciło.
Owszem, wszystko go obecnie korciło i przez sam fakt, że siedział przy tym stole spokojnie zasługiwał na jakiegoś Nobla. Rozejrzał się nawet teatralnie, ale skubana nie śpieszyła się z wręczeniem mu go, więc jedynie westchnął i przemilczał jej uwagę chcąc pokazać jej wsparcie odnośnie matki, która należała do tego samego sortu co jego własna.
Właściwie to było nawet słodkie (ironicznie rzecz ujmując), że łączyły ich te same problemy z rodzicielkami i z ich błędami wychowawczymi.
Nie zamierzał jej wyliczać tych, które popełniała ciągle lady Buxton domyślając się, że gdyby poznała wreszcie Sage (czego unikał jak ognia) to dziewczyna sama prędko by zrozumiała z kim ma do czynienia i jak bardzo ta kobieta jest toksyczna. Bolało go to tym bardziej, że zawsze miał z mamą dobre relacje, a teraz nie potrafił o niej myśleć zbyt ciepło. Może niepotrzebnie weszli na aż tak grząski teren przy tej kolacji, która miała być tylko ich randką, ale z drugiej strony przecież nie mogli nadal być nieświadomymi niczego dziećmi.
- Czasu potrzebują rany. Wtedy się ładnie goją. Złamania również, relacje ludzkie czasami niekoniecznie, bo zapominasz w końcu, czemu ta osoba była dla ciebie ważna- zauważył wzdychając. - Nie lubię tych internetowych cytatów, wybacz- uśmiechnął się lekko, ale chyba już zauważyła, że Buxton nie do końca przystaje do tych obecnych czasów, gdzie rządzili followersi. Tak właściwie nie do końca ogarniał jak działa Instagram, bo i tak nie miałby na niego czasu. Domeną każdego lekarza było życie tu i teraz, tam, gdzie byli jego pacjenci, nie online.
Nie zamierzał jednak wyjść na tak starego dziada (ok, boommer), bo jego myśli biegły w bardzo szybkim tempie ku dziewczynie, która właśnie siedziała na jego kolanach. Bez bielizny.
Mogła więc śmiało deklarować, że jest romantyczką, ale Alfie wiedział swoje.
- To co, proponujesz mi waniliowy seks?- uściślił z podłym uśmieszkiem podejmując grę. - Słyszałem, że romantyczki właśnie za takim przepadają. I koniecznie przy świecach!- zastrzegł, bo był ciekaw, kiedy wreszcie dziewczyna ogłosi porażkę i powróci do starych nawyków.
Ku jego szczęściu.
architekt — c.w. construction
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
chodząca życiowa rewolucja. nie grzeszy nadmiarem pieniędzy, więc wyniosła się od matki. pracę na kilka etatów zamieniła na tą wymarzoną, architekta. a dużo dosyć przypadkowych znajomości na jedną najbardziej szczególną - to alfiemu oddaje całą swoją uwagę.

Może było to na ten moment (skrajnie) nieodpowiedzialne, zupełnie na wyrost i na dodatek niepotrzebne, ale coraz częściej spotykała się z myślą o tym, że dla Alfiego - choć może lepiej i dosłownie byłoby d z i ę k i n i e m u - się zmieniła. Nie zamierzała się sprzeczać, że ewidentnie była to zmiana na dobre - w końcu i spoważniała, i poukładała wiele rzeczy w swoim życiu, a co najważniejsze wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że postanowiła się ustatkować. Brzmiało pewnie ekstremalnie poważnie, biorąc pod uwagę ich młody, kilkumiesięczny związek, ale jak na standardy uniwersum Sage Gilmore tak długie utrzymanie się na jej orbicie to już było c o ś i zamierzała to fetować w każdy możliwy sposób. Z oczywistym naciskiem (w końcu cały czas była jednak sobą) na te raczej mocno fizyczne aspekty. Mogła więc pozwalać i sobie, i potem jemu na jakieś krótkie, acz niespecjalnie wygodne wycieczki w sfery internetowych mądrości (żadne nie było w tym bardzo biegle - spiker) ale i tak patrzyła na niego od dłuższego już czasu w ten jeden sposób, który z racji ich bliskości znał już tylko on. A więc obiecywała mu właśnie niewerbalnie albo spektakularne kłopoty, albo idealnie spędzony wieczór.
- Fakt - zaśmiała się krótko, z całą możliwą dozą tego jej firmowego uroku, który serwowała mu przy każdej możliwej okazji już od chwili kiedy spotkali się po raz pierwszy.- Żadnemu z nas nie jest specjalnie do twarzy w anrueazu internetowego Paulo Coelho - i tutaj zaśmiała się mocniej, choć równie krótko bo zdała sobie sprawę, że nie każdy może być tak biegły w memy jak ona, i nie każdy od pierwszej chwili może załapać o co tak naprawdę tej dziewczynie chodziło. Uśmiechnęła się jednak ślicznie.
Zdążyła bowiem całkiem zapobiegawczo opuścić już tak wyjątkowo wygodne miejsce jak jego kolana i przez całkiem długą chwilę (no dobrze, wcale nie) udawać, że przecież jak na dojrzałych i dorosłych ludzi, jakimi bez wątpienia byli, przystało spotkali się tutaj jedynie celem konsumpcji wspólnej kolacji. Jadła więc z największą możliwą gracją, słuchając go przy tym całkiem uważanie. Choć może raczej próbując słuchać? W końcu nie wytrzymała wcale długo, utrzymując tą swoją udawaną powagę i parsknęła śmiechem kiedy usłyszała swoje rzekome obietnice waniliowego seksu. Co za cwaniak.
- A nawet jeśli to co? - wyprostowała się, powoli odchylając górę tułowia, przy okazji naciągając sukienkę tak, że jej dekolt stał się głębszy a i materiał zdążył zdecydowanie aż za bardzo podkreślić rysujące się pod nim sutki, zdradzające brak jakiejkolwiek bielizny. Jak i najwyraźniej skrupułów. Uśmiechnęła się szelmowsko, przechylając tym razem do przodu, trochę przez dzielący ich stół, pod nim delikatnie - i rzekomo przypadkiem - przesuwając stopą po jego łydce. - Czy to coś złego, gdybym chciała żebyś w z i ą ł mnie w ten sposób? - szepnęła konspiracyjnie, oczywiście odpowiednio akcentując to jedno kluczowe słowo. Po wszystkim wróciła na swoje miejsce, równe z oparciem, jak gdyby nigdy nic i co złego to nie ona. Szelmowski uśmiech nie schodził jej z twarzy, kiedy przysuwała jedną z dłoni bliżej twarzy i kiedy pojawił się w jej głowie kolejny pomysł, choć może raczej jedynie całkiem nieśmiała (dobre sobie) myśl, delikatnie przygryzła palec. - Choć nie mam na stanie żadnych świec. Będzie musiało wystarczyć światło księżyca .
Czy ktoś mówił, że Sage Gilmore nie jest żadną romantyczką?
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
trigger warning
post może zawierać treści erotyczne
Nie sądził, że ma na nią aż tak wpływ. Ba, gdyby ktoś zapytał, wcale nie chciałby, by musiała się zmieniać. Oczywiście nie w kwestii przelotnych romansów, bo pewnie złamałaby mu serce, gdyby pewnego dnia tak po prostu oświadczyła, że odchodzi do innego albo że pragnie otwartego związku. W tym aspekcie musiał cieszyć się, że sprawy poszły nieco dalej i była monogamistką. W całej reszcie niekoniecznie oczekiwał od niej jakichś zadziwiających metamorfoz i życia na innym poziomie. W końcu zakochał się w tej samej dziewczynie z imprezy, a że w międzyczasie złapał ją pomiędzy ważnymi etapami jej życia to było coś zupełnie innego.
Był z niej dumny na każdym polu rozwoju i wierzył, że jeszcze chwila, a zostanie rozchwytywaną panią architekt, ale to wszystko zawdzięczała tylko i wyłącznie sobie. On mógł tylko posłusznie jej kibicować i wspierać tak jak dziś tą kolacją, która okazała się dobrym wstępem do bycia razem bez ubrań. Na razie jednak wcale mu do tego nie było śpieszno, co wymagało od niego wręcz nadludzkiej cierpliwości. Na całe szczęście Alfie jako lekarz trenował ją tak często, że niemal się obecnie nią odznaczał. Na tyle, by uśmiechać się beztrosko i debatować o Coelho, nawet jeśli nie do końca przyszło mu uchwycić rodzaj żartu, jaki mu serwowała jego dziewczyna.
Musiała mu wybaczyć. Był kiepski w podobne nawiązania i pewnie musiała uczyć go wielu kwestii od podstaw. Czuł się czasami wręcz jak jeden z jego pacjentów, który po dziesięciu lat wybudził się ze śpiączki i wypytywał o najmniejsze wręcz detale, a i tak nie do końca rozumiał.
- Nie wiem czy chcę pojąć tę wiedzę tajemną, która dotyczy działalności tego pana w Internecie- zastrzegł z uśmiechem, bo wiedział, że Sage jak przystało na usłużną dziewczynę, zacznie mu to tłumaczyć i tak właściwie zejdzie im do rana, a miał duże lepsze plany do wykorzystania nocą.
Na razie jednak należało być grzecznym i dobrze wychowanym chłopcem, a tacy ludzie przecież najpierw grzecznie kończą swój posiłek dbając o swoją partnerkę, a dopiero później zaciągają ją do łóżka… choć stół wcale nie brzmiał tak źle.
Skoro jednak wypłynął temat seksu waniliowego, należało go podjąć, choć dla niego akurat ta panienka nie wyglądała mu na wszelką orędowniczkę czegoś tak delikatnego i romantycznego. Może po prostu była romantyczką innego sortu, bo te, które znał (a znał całkiem sporo takich nudnych i wydelikaconych istot), na pewno nie zaczepiałyby go w ten sposób nogą pod stołem sugerując mu pozostawienie jedzenia i skupienia na nich swojej uwagi.
Sage była jednak wyjątkową kobietą i codziennie dziękował wszystkim niebiosom, że stanęła akurat na jego drodze i na nowo nauczyła go ufać.
Spojrzał jej prosto w oczy, zupełnie jakby jej wysiłek nie robił na nim wrażenia (a przecież było wręcz przeciwnie) i uśmiechnął się w ten jeden wyjątkowy sposób, który sprawiał, że większości dziewcząt miękły kolana. Może niekoniecznie jej, bo nadal była za pewna siebie.
- Ależ mogę cię wziąć jak tylko sobie życzysz. Mogę całować cię całkiem delikatnie przez cały czas i nie spuszczać z ciebie wzroku, jeśli taka jest twoja wola. Ta kolacja i cała reszta to mój hołd złożony tobie, więc wykorzystaj go mądrze- pouczył ją, a gdy przysunęła się konspiracyjnie do niego, zerknął całkiem bezczelnie w jej dekolt sycąc się jak zawsze jej uderzającą mu do głowy fizjonomią. Na chwilę, bo zaraz wstał i stanął za nią wyciągając dłoń w jej kierunku.
- Księżyc jest bardziej romantyczny niż świece-[/b zawyrokował i czekał aż wstanie od stołu i da mu się zabrać.
Skoro chciała poczuć się jak prawdziwa romantyczka, Alfie Buxton postanowił jej to ułatwić.
Dla niej wszystko.

ODPOWIEDZ