influencerka na urlopie — internet
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
don't wanna complicate the rhythm that we've got, but I'm speechless. when everything's so pure, can it be aimless?
001.

Astoria potrzebowała kilku tygodni, by dotarło do niej, że nikogo nie interesuje jej życie. Przyzwyczajona do ciągłego ukazywania go na profilach — co robiła przez kilka ostatnich lat — powoli przestawiała się na rzeczywistość, w której nie musi obawiać się o to, czy podczas zwykłego, porannego spaceru, nie powinna wykorzystać światła na możliwie najlepsze ujęcie. Coraz rzadziej śledziła zatroskane komentarze i złośliwości, którymi ludzie podsumowywali jej nagłe wycofanie się z mediów. Przestawienie sobie tego w głowie, powoli pozwalało jej otwierać się na rzeczy, których tak skrupulatnie ostatnimi czasy unikała.
Z uśmiechem pełnym zażenowania wspominała chwile, w których chowała się za dużymi, czarnymi okularami, chociaż na zewnątrz od kilku godzin panował już mrok. Robiła tak przez pierwsze dwa tygodnie, panicznie bojąc się zainteresowania. W tej kwestii była już w odrobinę lepszym miejscu — w którym zdawała sobie sprawę z absurdu i przesady. Kiedy jednak przestała analizować z taką skrupulatnością każdy swój krok, to musiała zaakceptować tęsknotę, która na nią spadła. Poczucie niesprawiedliwości mieszało się z wściekłością, sprawiając, że znalezienie sobie miejsca znowu było tak trudne jak w czasie, gdy miała ledwo dziewiętnaście lat.
Początkowo zamierzała odmówić. Takie wyjście wydawało jej się odrobinę zbyt drastyczne i śmiałe. Wygodniej było wykluczać się z życia towarzyskiego, unikając wszelkich interakcji, które mogłyby zaowocować pytaniami zarówno ciekawskimi, jak i brutalnymi. Do zmiany decyzji pchnął ją, co może zabrzmi odrobinę żałośnie, widok nierozpakowanych kartonów. Wiedziała, że skrywały one ubrania, które w innym życiu — zupełnie różnym od tego, które wiodła teraz — nosiła na wszystkie imprezy, na które była zapraszana z Wendy. Początkowa chęć wypakowania ich, zamieniła się w próbę znalezienia idealnego na grill, na który cale się nie wybierała. A gdy ostatecznie wpadł w jej ręce, to nim zdążyła się zorientować, podkreślała policzki różem i rysowała na powiece kreskę, by jednak się na miejscu pojawić. Tylko odrobinę spóźniona, pojawiła się na miejscu i nawet wtopiła się w tłum, nie mogąc odnaleźć nikogo znajomego.
— Hej, poczekaj! — zawołała, chcąc skupić uwagę jednej z kobiet. W dłoni miała kieliszek z szampanem, gdy pokonała dzielącą ich odległość. Kiedy stanęła tuż obok, wyciągnęła rękę, by wyjąć z jej włosów liścia, który musiał przyczepić się w momencie, w którym kręciła się pod jednym z drzew. — Zakładam, że nie był elementem fryzury — powiedziała, gdy uniosła dłoń z nim nieznacznie do góry, co stanowiło jednocześnie wyjaśnienie, dlaczego pozwoliła sobie na tak śmiały gest.
neurochirurg — cairns hospital
37 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh, I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight
001.
Po zerknięciu w kalendarz i zobaczeniu ile zaproszeń na różnorakie wydarzenia odrzucili razem z Raymondem (a raczej zrobiła to Mallory, informując go jedynie, że jeśli chce może iść sam i powiedzieć, że ona ma dyżur), uznała, że na grill muszą się wybrać, jeśli nie chcą wzbudzić niczyich podejrzeń. Jeśli już gdzieś miała iść, cieszyła się, że trafiło na wydarzenie odbywające się na powietrzu. Nie tylko dlatego, że przebywając w tym samym pomieszczeniu, co mąż czuła się jakby była uwięziona, a na zewnątrz miała dokąd uciec. Lubiła obcowanie z naturą, nawet jeśli tym razem będą to równo przycięte żywopłoty, dokładnie zaprojektowane rabaty kwiatowe i trawniki tak zielone jak gdyby ktoś je sprayował. Co było całkiem możliwe.
Od Raymonda oczywiście oddaliła się przy pierwszej sposobności, po tym jak odbębnili obowiązkową rundkę wśród innych gości, przywitali się z kim trzeba i okłamali każdego napotkanego znajomego. W tym jej rodziców. Z kieliszkiem prosecco w jednej dłoni i maleńką kanapką z grillowaną krewetką, szukała sobie zacisznego miejsca, żeby odetchnąć po tej całej szaradzie, w której odgrywała jedną z głównych ról. Usłyszała czyjeś wołanie, ale nie przeszło jej przez myśl, że może być skierowane do niej. Dlatego, choć odruchowo zwolniła, nie zatrzymała się i brnęła dalej. Dopiero kiedy nieznajoma pojawiła się tuż obok niej, Mallory zorientowała się, że to o nią chodziło szatynce, gdy wolała. Odwróciła się w jej stronę zaskoczona, ale zanim zdążyła cokolwiek zrobić, kobieta wyciągnęła rękę w stronę jej twarzy i wyciągnęła coś z jej rozpuszczonych włosów. Mal zamrugała, nie do końca wiedząc co się dzieje, ale uśmiechnęła się lekko, usłyszawszy wyjaśnienie.
Dziękuję — powiedziała miękko. Nie skupiała uwagi na liściu po tym jak zidentyfikowała co takiego miala na swojej głowie, bo znacznie bardziej pochłonęła ją nieznajoma. Była prześliczna i miala w sobie coś, co sprawiło, że lekarce zrobiło się ciepło w środku. Może chodziło o spojrzenie albo o sposób, w jaki na nią spojrzała (co zapewne sobie wyobraziła, bo przecież się nie znały wcale)? Nie miała pojęcia. — To prawda, nie zepsułaś mi fryzury, nad którą pracowałam godzinami, szukając tego jednego, idealnego liścia by dopełnić stylizację — przyznała jej rację i jednocześnie spróbowała zażartować. Nie wiedziała jak wyszło, nie jej było to oceniać.
Wydaje mi się, że się nie znamy — zagadnęła ją zaintrygowana. Choć starannie unikała większości tych wydarzeń przez większość czasu, na tych, na które uczęszczała, znała zwykle wszystkich. — Jestem Mallory — przedstawiła się i wyciągnęła rękę. Na szczęście obrączkę nosiła na lewej. Chociaż nie miało to przecież żadnego znaczenia… — Przyjechałaś niedawno? — zapytała, kontynuując swoje małe, niewinne dochodzenie.

astoria lindbergh
influencerka na urlopie — internet
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
don't wanna complicate the rhythm that we've got, but I'm speechless. when everything's so pure, can it be aimless?
Kiedy kręciła się wśród zebranych, na zmianę chciała włączyć się w rozmowę, odnajdując jakiegoś towarzystwo oraz znaleźć spokojne miejsce, które pozwoliłoby jej zniknąć z widoku nieznajomych jej ludzi. Tych, którzy mogli, ale nie musieli, kojarzyć ją z internetu i którzy wiedzieli o jej niekończących się przygotowaniach do ślubu, porzuceniu na rzecz mężczyzny z planu i jej nagłym zapadnięciu się pod ziemię. Miotała się z kieliszkiem szampana w ręku, nie mogąc dojść samodzielnie do wniosku odnośnie tego, czy dobrze zrobiła, pojawiając się, czy może wręcz przeciwnie — nie był to jeszcze czas, ani miejsce. Nie znalazła odpowiedzi, ale znalazła pojedynczy liść, który sprawił, że ktoś, z miłym uśmiechem, zwrócił na nią tego wieczora uwagę.
Była piękna w zupełnie nieoczywisty sposób. Nie w ten, który znała z rzekomego doświadczenia, imprez wypełnionych innymi influencerkami i z życia w Los Angeles. Była raczej jedną z tych, której nie przypisywało się prostych komplementów, bo stanowiłyby niedomówienie. Zauważyła to w ciągu pierwszej sekundy w jej towarzystwie, tak po prostu i bez drugiego dna, skrywającego cokolwiek więcej.
— Dobrze, że nie wzięłam tego pod uwagę, bo pozwoliłabym ci z nim chodzić wśród ludzi — przyznała i chociaż mówiła to poważnym tonem, jej usta lekko drgnęły w uśmiechu. Już słowa kobiety wywołały lekkie rozbawienie w Astorii, ale dopiero teraz pozwoliła sobie to ukazać w pełni. Lekko pokiwała głową, na jej słowa, nie mając szczególnych wątpliwości co do tego, Była to pierwsza impreza, odkąd wróciła, na którą zdecydowała się w końcu udać.
— Astoria — dodała, gdy uścisnęła jej drobną dłoń. — W sumie to tak, ale wychowałam się tutaj — wyjaśniła, nie czując się nagle niepewnie z tym że pozwalała sobie na pociągnięcie tematów, które dotyczyły bezpośrednio jej życia. W normalnych okolicznościach unikała tego desperacko, obawiając się zdemaskowania, które niosło za sobą niewygodne pytania i tematy.
— Jesteś jedyną osobą, która nie stoi z naburmuszoną miną, w grupce podobnie niezadowolonych ludzi — zauważyła nagle, nie kryjąc rozbawienia, gdy pozwoliła sobie prześledzić ludzi pochłoniętych rozmową — którzy prawdopodobnie zastanawiali się, jak przemycić w rozmowie informację, że w ostatnim czasie kupili nowy samochód, a dziecko wygrało konkurs recytatorski.


neurochirurg — cairns hospital
37 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh, I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight
Mal dzisiaj zdecydowanie stawiała na znalezienie sobie spokojnego miejsca z dala od pozostałych gości, którzy albo byli w znacznie lepszych humorach niż ona, albo lepiej udawali. Myślała, że dzisiaj uda jej się przykleić sobie uśmiech na twarz i z czasem sprawić, że stanie się bardziej prawdziwy, ale na razie się na to nie zanosiło. Może to cieplejsze powietrze, zwiastujące nadejście lata wprawiło ją w taki melancholijny nastrój. A może po prostu nie był to jej dzień na przebywanie wśród ludzi i wymuszone, grzecznościowe interakcje. Sprawy mogłyby się mieć inaczej, gdyby był tu ktoś z jej bliższych znajomych, ale, niestety, na nic takiego liczyć nie mogła. Wśród zaproszonych najbliższą jej osobą była jej matka, a to już o czymś świadczyło…
Nagle jednak pojawił się promyk nadziei na poprawę tego popołudnia, które miało się niedługo przerodzić w wieczór. Jej włosy skrzyły się w słońcu, błyszcząc niczym stare złoto i okalały twarz, która przywodziła Mallory na myśl portret z jednego z muzeów w Florencji. Powiedzenie, że była oczarowana wyglądem kobiety, byłoby niewystarczające, a żadne inne słowa nie przychodziły jej w tym momencie do głowy. Nawet kiedy nie była rozproszona pięknem nieznajomej nie radziła sobie najlepiej z górnolotnymi opisami.
Na szczęście żadnych innych w pobliżu nie ma — powiedziała lekko i rozejrzała się by sprwadzić czy żadni się jednak nie pojawili. Z punktu widzenia osoby postronnej nie robiła nic złego, po prostu rozmawiała z inną kobietą. Gdyby jednak ten obserwator miał wgląd do jej myśli, mógłby poczuć się zgorszony jej zachowaniem. Ona tego nie czuła. Głównie dlatego, że kobieta pochłaniała ją do tego stopnia, że nie mogła rozważać tego jak niewłaściwe były jej myśli jak na mężatkę. Nawet taką, która była nią już w zasadzie tylko na papierze. Poza tym, na razie były to myśli całkiem niewinne. Zachłystywać się czyimś pięknem można, to jeszcze nic złego. A nic więcej przecież nie zrobi. — Konkretnie tutaj czy w Lorne Bay? — dopytała, przy pierwszej połowie wskazując ziemie, które znajdowały się dookoła nich. Upiła łyk swojego musującego wina, które nagle smakowało jej o wiele bardziej niż wcześniej.
Uciekam od naburmuszonych ludzi — przyznała się cicho, bo o sekretach głośno się nie mówiło. — I od mojej matki — dodała żartobliwym tonem, choć była to sama prawda, która pewnie była jedną z tych osób, które próbowały w rozmowie przemycić przechwalanie się tym jakie to wspaniałe było jej życie. I przykładna córka, którą dosłownie chwilę temu gdzieś widziała i Margerita na pewno ją jeszcze znajdzie, żeby móc zapytać o powód swoich bólów głowy… Nie, Mallory zdecydowanie nie chciała wracać do ludzi. Wolała zostać tu z Astorią.
Słyszałam, że gdzieś w tych ogrodach kryje się labirynt z żywopłotu — podzieliła się z nią informacją, o której ktoś jej kiedyś powiedział. Nie miała pojęcia dlaczego akurat w tym momencie i przy tej osobie o tym pomyślała. — Zawsze chciałam go znaleźć, ale do tej pory nie miałam okazji.

astoria lindbergh
influencerka na urlopie — internet
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
don't wanna complicate the rhythm that we've got, but I'm speechless. when everything's so pure, can it be aimless?
Astoria mogła być jej promykiem nadziei. Nie aspirowała do tej roli, nie dostrzegając nawet początkowo szansy na zajęcie takiego miejsca, ale gdyby zaproponowano jej bycie wybawieniem z nudnej imprezy i miłym dla oka towarzystwem (w tym miała całkiem porą wprawę), przyjęłaby tę rolę, spełniając się w niej tak dobrze, jak tylko potrafiła. Najpierw chodziło o liść — nic więcej. Kiedy go zobaczyła, pomyślała jedynie o tym, że sama nie chciałaby chodzić z nim, nie otrzymując od zebranych ludzi wskazówki, że należało przeczesać palcami włosy, by wyplątać niepotrzebny dodatek.
Kiedy usłyszała słowa Mallory, mimowolnie rozejrzała się, by zweryfikować ich autentyczność. Zanim zwróciła na to uwagę, Astoria byłaby gotowa przysiąc, że ktoś kręcił się w bliskiej odległości, gotów wciskać im w dłoń szampana lub zabawiać rozmową, której nie chciałyby kontynuować. — I dobrze, tamtych nie polubiłam — zdradziła jej, pozwalając, by kącik ust powędrował nieznacznie ku górze, a ramiona lekko drgnęły. Drobne kłamstwo, które zastąpiło stwierdzenie, że byli jej obojętni.
— W Lorne Bay, chociaż w podobnie pretensjonalnym towarzystwie — przyznała bez cienia wstydu, czy wyrzutów sumienia, które podtrzymałyby ją przed kierowaniem złośliwych komentarzy pod adresem ojca, który finansował znaczną część jej życia. Zakołysała zaraz potem lekko kieliszkiem, zanim uniosła go do ust, by dopić resztkę znajdującego się w nim prosecco.
Jej brwi powędrowały nieznacznie ku górze, gdy usłyszała o labiryncie. Jedynie przez chwilę zastanawiała się, czy kobieta rzucała jej między słowami nieśmiałą propozycję, uznając ostatecznie, że miała w nosie interpretacje. Pozwoliła sobie samodzielnie podjąć decyzję, której była świadoma już wtedy, gdy powoli kiwała głową, z nieprzeniknioną miną. — Labirynt to dobre miejsce na ucieczkę od matki — zauważyła z przesadnie poważną miną. Nie zdołała jednak zapanować nad mimiką do końca, pozwalając sobie na lekki uśmiech w reakcji na jej kolejne słowa. — Poczekaj, zaradzimy coś na to — zaproponowała. Zostawiła ją samą na kilka krótkich chwil, podczas których namierzyła jedną z butelek prosecco, którą kelnerzy napełniali kieliszki. Mając w nosie zasady panujące w towarzystwie, podkradła ją i w pośpiechu wróciła do Mallory, która minęła, by oddalić się w stronę, która — jak zakładała — była odpowiednim kierunkiem.

neurochirurg — cairns hospital
37 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh, I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight
Mal nie oczekiwała, że ktokolwiek wybawi ją dziś od uciążliwego towarzystwa, na które nie miała siły. Nie była damą w opałach ani księżniczką, która utknęła w wypełnionej nieprzyjaciółmi wieży. Astoria pojawiła się niespodziewanie i nic nie zapowiadało, że stanie się kimkolwiek więcej niż nieznajomą, której Henderson podziękuje za wyciągnięcie z włosów niechcianego liścia i zamieni kilka słów nim każda odejdzie w swoją stronę. A jednak, w przeciągu zaledwie garstki wymienionych zdań, dotarły bardzo daleko w zupełnie niespodziewanym kierunku. Powód był bardzo prosty. Oczarowała Mallory jakby rzeczywiście były w bajce i nic nie stało im na przeszkodzie. Tak naprawdę stało bardzo dużo, ale można to było chwilowo zignorować i udawać, że nic takiego nie istniało. W końcu do niczego nie musiało między nimi dojść…
Daj niektórym szansę, mogą Cię pozytywnie zaskoczyć — zapewniła ją, bo mimo jej dzisiejszego nastawienia, nie wszyscy w tym towarzystwie byli tacy tragiczni. Miała tutaj kilkoro bliższych znajomych. Jej najlepszej przyjaciółki co prawda tu nie było, balowała gdzieś za granicą, szukając inspiracji do swoich dzieł, ale znaleźliby się tu inni ludzie, którzy byli co najmniej „w porządku”.
Jest tu jakieś inne pretensjonalne towarzystwo? Czy po prostu nigdy wcześniej nie miałam przyjemności Cię zobaczyć w tym? — kontynuowała dalej, chociaż już chyba powinna przystopować, bo czuła, że zaczyna Astorię przesłuchiwać. Taki tam nawyk zawodowy. Czasem musiała wyciągać z pacjentów informacje prawie jak policjant z podejrzanych. — Przepraszam za moją dociekliwość — powiedziała więc, czując, że rumieniec wstydu wykwitł na jej policzkach. — Nie musisz odpowiadać — zapewniła kobietę i również się napiła, żeby chociaż trochę zakryć swoje zawstydzenie. Alkohol trochę pomagał. Ale też pchał do nieprzemyślanych działań. W tym propozycji zwiedzenia razem labiryntu.
Tak, tam jej nie uświadczymy — zgodziła się, jak gdyby był to jedyny powód, dla którego chciała się tam udać w towarzystwie nowopoznanej towarzyszki. Zamrugała zdziwiona, kiedy została poproszona o poczekanie, ale grzecznie została w miejscu, jedynie lekko się obróciła by zobaczyć poczynania blondynki. Parsknęła śmiechem, lekko zszokowana odwagą kobiety, bo sama już by się na coś takiego nie odważyła. Kilka lat temu jeszcze tak, ale teraz już by się za bardzo bała konsekwencji. Jednak bez zastanowienia ruszyła za Astorią i butelką prosecco, które trzymała.
Tu w prawo — podpowiedziała jej cicho, idąc tuż za nią. — Ale na tym moja wiedza się skończy, więc będziemy musiały najpierw poszukać samego labiryntu zanim spróbujemy znaleźć to co jest ukryte w środku — dodała po chwili i rozejrzała się dookoła. Wątpiła by były w stanie go przegapić, nie mógł być mały. Chociaż tereny posiadłości były na tyle rozległe, że właściciele i pracownicy poruszali się po nich z pewnością meleksami. A one były dwiema kobietami na szpilkach. — Zaczynam się zastanawiać czy to był dobry pomysł — podzieliła się z towarzyszką swoimi obawami. — Och, nieważne — powiedziała, bo niecałą minutę później dostrzegła żywopłot, który mógł być celem ich podróży.
Czytałaś albo oglądałaś kiedyś Alicję z krainy Czarów? — zagadnęła ją, kiedy zbliżyły się do górujących nad nimi równo przyciętych krzewów. Nawiązanie samo nasuwało się na myśl.

astoria lindbergh
influencerka na urlopie — internet
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
don't wanna complicate the rhythm that we've got, but I'm speechless. when everything's so pure, can it be aimless?
Astoria nie aspirowała nigdy do roli rycerza. Chociaż słowo wybawić nadawało temu miłą narrację — jakby Mallory czekała na nią, spodziewając się, że odmieni te kilka godzin, które spędzą wspólnie. Równie miła wydawała się prawda, w której nikt na nikogo nie czekał. Astoria pojawiła się niespodziewanie, by uratować jej fryzurę od niechcianego dodatku i jakoś została. Najpierw na kilka słów, później może na drinka. Jeden liść, miły uśmiech i kilka słów rozmowy, zamieniły ten wieczór, który — jak początkowo jej się wydawało — spędzić miała jedynie na krótkich rozmowach, odbijając się od ludzi, którzy pozwoliliby jej określić, ile w aktualnej jej był jeszcze starej Astorii.
Usta jej drgnęły, gdy skinęła głową, składając coś pokroju obietnicy, której wiedziała, że nie dotrzyma. Nie byli wystarczająco ciekawi wcześniej, gdy jej uwagi nie skupiała Mallory. Dwadzieścia minut wcześniej Astoria byłaby gotowa przyznać, że daleko było jej do szukania znajomych — nawet jeśli w samym miasteczku miała prawie jedynie Lemmie.
— Ja zwykle ich unikałam, ale mój ojciec mógłby wydawać się znajomy — wyjaśniła. Kiedy mieszkała w Lorne Bay była za młoda na zabieranie jej na większość imprez, ale gdy wróciła, stanowiła raczej wątpliwą dumę rodziny. Taką, którą niekoniecznie chciałby się chwalić, przytaczając historię o złamanym sercu i nieudanym ślubie, na który i tak kręcił odrobinę nosem — wciąż przekonany, że związki z kobietami, to wpływ amerykańskiej mocy. — Nie mam nic przeciwko pytaniom. Po prostu po liceum wyjechałam i kilka lat mieszkałam poza Australią — wyjaśniła, ściągając z niej konieczność dorzucania do puli kolejnych pytań. Zadziwiająco nie czuła strachu, gdy odsłaniała kolejne szczegóły, nie bojąc się zdemaskowania, plotek i pytań, dotyczących jej wcześniejszego życia — które pełne było pretensjonalności, z której tak łatwo przychodziło jej teraz się śmiać.
Kilka miesięcy wcześniej, z chęcią nagrałaby filmik, na którym tak śmiało podkradałaby alkohol, prowadząc później swoich obserwujących — razem z nimi — kolejnymi korytarzami labiryntu. Kiedy ruszyła razem z Mallory, na ułamek sekundy nawet o tym pomyślała — że byliby zachwyceni tą wycieczką i śmiałymi poczynaniami Astorii. Zanim jednak pomyślała o zachowaniu tej chwili jedynie dla siebie, dotarło do niej, jak zaburzone postrzeganie przyjemnych chwil miała.
Zdała się an Mallory, gdy śmiało oddalały się od miejsca, w którym tłoczyli się pozostali. Wysokie szpilki, które miała na nogach, nie nadawały się do przedzierania przez trawę, dlatego przystanęła na chwilę, oddając w ręce kobiety butelkę. — Poczekaj sekundę — poprosiła, odpinając pasek sandałów, które miała na stopach. Chwyciła je za paski i z widoczną ulgą ruszyła do przodu.
— Oglądałam — potwierdziła, przyglądając się żywopłotowi. Lekki dreszcz przebiegł jej ciało, gdy pomyślała, że zapadający zmierzch mógłby utrudnić im, późniejsze wydostanie się, ale nim podzieliła się tą myślą, śmiało ruszyła wzdłuż wysokiej ściany, szukając w niej wejścia. — Tutaj! — zawołała, czując ekscytację — taką, jakiej nie odczuwała od kilku długich miesięcy.


neurochirurg — cairns hospital
37 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh, I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight
Nie trzeba było dorabiać żadnej mitologii ani szukać drugiego znaczenia. To spotkanie mogło pozostać po prostu tym, czym było — miłą niespodzianką, która osłodziła to gorzkie popołudnie, które stawało się powoli wieczorem. Prostota była chętnie witaną odmianą w życiu Mallory. Jej dotychczasowe komplikacje zdążyly jej spowszednieć i nie wydawały się już tak zawiłe jak na samym początku, ale w dalszym ciągu nie mogłaby stwierdzić, że funkcjonowanie z nimi stało się znacznie łatwiejsze.
Pokiwała głową na jej słowa, przymując je do wiadomości. Nie musiała pytać kim był jej ojciec, średnio ją to interesowało szczerze mówiąc. Wolała się skupić na samej Astorii, którą bardzo chciała poznać. Nie zastanawiała się na razie przesadnie nad powodami tego stanu, po prostu czerpiąc z tych chwil, które mogła z nią spędzić. Na myślenie i analizowanie przyjdzie jeszcze czas, nie wątpiła w to. Taką miała naturę i nie było sensu się z tym kłócić.
To dobrze, bo nie potrafię przestać — przyznała się z lekkim uśmiechem i delikatnym rumieńcem wstydu na policzkach. — Gdzie? — zadała w związku z tym kolejne pytanie. Nie potrafiła poradzić nic na to, że się pojawiały, bo każda odpowiedź podsycała jej ciekawość i sprawiała, że chciała schodzić dalej w głąb króliczej nory. Nie było to nic rewolucyjnego, dużo ludzi wyjeżdżało z miejsca swojego urodzenia by po latach wrócić. Ale Mallory i tak chciała posłuchać o tym więcej. Do momentu, w którym Astoria postawi jej granicę i powie dość.
W głowie Mal też tworzył się ciąg myślowy, jednak zupełnie innego rodzaju. Kiełkowało w niej już poczucie winy, bo to, co robiła nie było do końca niewinne. Nic się nie wydarzyło, po prostu rozmawiały i spędzały razem czas, ale wszystko co przy tym myślała i czuła nie było właściwe. Miała męża, którego powinna kochać i chcieć być tylko z nim. Co prawda jemu było bardzo daleko do obydwu tych powinności, ale to nie rozgrzeszało Mallory do końca. Powtarzała sobie jednak, że nic nie robią i dopóki jej odczucia i wrażenia pozostaną tylko w jej umyśle, może uznać ten dzień za dar od losu i niemalże magiczną chwilę wytchnienia.
Okej — powiedziała, stanęła i przejęła od niej butelkę. Uniosła brwi, patrząc na poczynania kobiety, ale ostatecznie jedynie się roześmiała. Sama zerknęła na swoje obcasy, ale ostatecznie pozostały na swoim miejscu. Nie miała wystarczająco dużo odwagi by biegać boso po czyjejś posesji. Już i tak zrobiła w ciągu tych kilkudziesięciu minut zrobiła rzeczy, których się po sobie zupełnie nie spodziewała.
Też się czujesz jakbyś właśnie miała wkroczyć do tego świata? — zapytała, zerkając na kobietę. Co prawda ona już wcześniej zaczęła się czuć jak Alicja, ale odkąd jej oczom ukazał się żywopłot, wrażenie to stało się wyraźniejsze. Szukała wytrwale wejścia, ale Lindbergh ją w tym uprzedziła. Bez wahania podążyła za nią do środka. — Nie uciekaj mi, nie chcę Cię zgubić! — zawołała za nią wesoło, kiedy miejsce, w którym zanurzyły się pomiędzy krzaki, zniknęło za nimi. Nie po to oddaliła się z nią od innych gości, żeby teraz rozdzieliły się w labiryncie. Nie wspominając już o tym, że mogłoby im to znacząco utrudnić wydostanie się ze środka, gdy już przyjdzie na to pora. Chociaż na razie Mallory daleko było do tego by chcieć to miejsce opuszczać. — Mam prosecco — powiedziała jeszcze jako zachętę by szatynka się zatrzymała.

astoria lindbergh
influencerka na urlopie — internet
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
don't wanna complicate the rhythm that we've got, but I'm speechless. when everything's so pure, can it be aimless?
Lekko drgnęły jej usta, gdy Mallory wypowiedziała te kilka słów. Pozwoliła sobie na krótkie skinięcie głową, potwierdzające, rzucone wcześniej przez nią słowa — że nie miała nic przeciwko pytaniom. Bo jeśli tylko jakieś zagości na języku Astorii, to prawdopodobnie równie szybko skieruje je w stronę Mallory, skoro Henderson nie była jedyną osobą, w tym towarzystwie, która chciała dowiedzieć się czegoś więcej.
— Los Angeles. Najpierw na studia, które rzuciłam, a później zostałam jednak na dorosłe życie — wyjaśniła, przechylając lekko głowę. — A ty? Jak długo jesteś w Lorne? — zapytała łagodnie, szczerze zainteresowana. Zadziwiająco wiele rozsądku w sobie odszukała, zamieniając niebrzmiące najlepiej mieszkasz tu całe życie, na pytanie, które wydawało się mniej oceniające. Bo chociaż do głowy nie przyszłoby jej, że mogło być w tym cokolwiek złego, to próbowała ostrożniej dobierać słowa, by nie przegonić niespodziewanego i bardzo przyjemnego sojusznika, z którym kilka spędzonych minut górowało znacząco nad pozostałym czasem, który tutaj spędziła.
— Chyba trochę tak — przyznała, dostrzegając zadziwiająco dużo podobieństw, które z pewnością wyłapała Mallory. Istniało mnóstwo powodów, dla których nie powinny tam wchodzić — od błahych (nie były u siebie przecież), aż po te odrobinę poważniejsze (łatwo mogły się tam zgubić). Przemknęły jej one oczywiście przez głowę, budząc w Astorii niezdrowy dreszczyk podniecenia, który podrzucał jeden, decydujący argument w tym wewnętrznym starciu, mówiący o tym, że powinny bo chciały.
Dlatego nie chcąc zgubić jej ani na starcie spaceru, ani tym bardziej w jego trakcie, pozwoliła sobie wyciągnąć do niej dłoń. Chciała spleść ich palce w niewinnym geście, który pozwoliłby im nie rozdzielić się, nawet gdyby okazało się, że już za pierwszą ścianą zostanę pochłonięte przez niewygodny mrok. Starała się w tym wszystkim panować nad swoją mimiką, by nie odzwierciedlała lekkiej niepewności, która zmusiła Astorię do wzięcia jednego, głębszego oddechu. A potem pociągnęła ją lekko w stronę wejścia.
— Którędy idziemy? — zapytała, zerkając najpierw w jedną, a później drugą ze stron. Zanim przeniosła baczne spojrzenie na jej twarz, jeszcze raz tego wieczora. — Powinniśmy rozrzucać coś po drodze, by łatwiej było nam wrócić? — podsunęła. W dłoni miała tylko buty, więc poza nimi, w grę wchodziłyby tylko kolejne elementy garderoby. Czego nie sformułowała oczywiście wprost, odrobinę tą myślą zażenowana.



neurochirurg — cairns hospital
37 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh, I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight
Jest tam trochę tak jak tutaj? — dopytała się zaintrygowana, bo była tam tylko raz, na kilka dni. Nie dało się tego porównać do mieszkania tam przez wiele lat. Wydawało jej się jednak, że LA ma wiele punktów wspólnych z Lorne Bay i okolicami północno-wschodniej Australii. Nie była jedynie pewna co do ludzi, ale chyba nie mogli być tacy źli, skoro Astoria była jedną z nich przez wiele lat. — Zrobiłam sobie przerwę na studia w Melbourne — powiedziała pokrótce. Nie miała żadnych fascynujących historii o mieszkaniu w jakimś odległym zakątku świata. Poza tym, nawet w trakcie tych kilku lat na południu nie robiła rzeczy, które można by uznać za godne opowiedzenia. Nie w porównaniu do historii, które Lindbergh z pewnością mogła przedstawić. Była straszną nudziarą, rzadko podejmowała ryzyko i spontaniczne decyzje. Kalkulowała wszystko, robiła w głowie listy za i przeciw. Nie oznaczało to jednak, że nie żałowała niczego. Wręcz przeciwnie.
Ale teraz nie myślała za dużo. W szczególności o konsekwencjach. Po prostu robiła to, na co miala ochotę. Czuła się z tym po części bardzo dobrze, taka lekka i prawie jak to prosecco, które niosły razem ze sobą w środek labiryntu. Poczucie winy i inne emocje związane z tym, że miała męża, nawet jeśli niewiernego, dawała radę spychać gdzieś w głąb, tak samo jak obawy, że może im się nie udać z niego wydostać. Nie przejmowała się tym zupełnie. Zacznie jeśli naprawdę się zgubią. Przestanie wówczas myśleć o tym jak przyjemnie się jej spędzało czas z Astorią, a wszystkie porównania z Alicją z Krainy Czarów wylecą z jej głowy. Na razie zrobiły to z innego powodu. Odruchowo splotła swoje palce z szatynki i jednocześnie przełknęła ślinę zdenerwowana. Było to jednak niezaprzeczalnie przyjemne uczucie, którego nie skomentowała, bo nie miała pojęcia co powiedzieć. Ledwie potrafiła się skupić na tyle, żeby stawiać jedną nogę za drugą w głąb labiryntu. Spojrzała na kobietę dopiero po tym jak się rozejrzała we wszystkich kierunkach, w których mogły się udać. Jej serce tłukło się w jej piersi jak ptak w klatce, kiedy zrobiła krok w lewo, ciągnąc Astorię za sobą.
Możesz zostawić swój but na zakręcie — zaproponowała, starając się brzmieć lekko. Oczywiście jej też przemknęła myśl o pozostawianiu śladu z ubrań, ale to była granica, do której nie mogły się nawet zbliżyć. Ale samo wyobrażenie sprawiło, że się zarumieniła. — Mogę swoje też oddać na ten cel, żebyśmy wiedziały jak uciec od wiedźmy mieszkającej w domku z piernika — rzuciła żartobliwie, kiedy oddalały się coraz bardziej od wejścia. Zniknęło za nimi po tym jak pokonały pierwszy zakręt. — Boisz się, że się zgubimy i utkniemy tu? — zapytała Astorię zaciekawiona, bo jej ta wizja wcale nie wydawała się straszna. Nie wierzyła, że może do niej dojść, a nawet jeśli to byłaby to z pewnością przygoda, a Mal nagle poczuła, że chce jakąś przeżyć.

astoria lindbergh
influencerka na urlopie — internet
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
don't wanna complicate the rhythm that we've got, but I'm speechless. when everything's so pure, can it be aimless?
Lekko wygięła usta, gdy pokręciła odruchowo głową. Jakiś czas temu przyznałaby, że nie — było lepiej, bardziej kolorowo, głośniej i szybciej. Teraz dodałaby, że chaotyczniej, krucho i niepewnie.
— Chyba mniej fajnie — przyznała. Mogła nie być obiektywna, skoro Los Angeles było dla niej miastem złamanego serca, wielkich planów, ciasnego mieszkania dzielonego z Wendy i kilku tajemnic, które zabrała ze sobą razem z pospiesznie zapakowaną walizką. I mogła rozczytywać jej słowa, jak chciała — odnosząc je do klimatu, pogody, piasku na plaży, czy przejrzystości wody. — Melbourne jest lepsze, niż Lorne? — zapytała, przechylając lekko głowę. Nie uwierzyłaby na słowo, gdyby zapewniła ją, że jest nudziarą. Zadawała pytania Astorii, mało przemycając informacji o sobie, ale w tym wszystkim i tak obudziła jakąś ciekawość Lindbergh. Taką, której nie trzeba pielęgnować historiami o przygodach, na podstawie których nagrywa się filmy. Była fascynująca, w sposób, którego nie umiałaby jasno przedstawić, ale który pchnął ją przecież do propozycji wspólnej wyprawy na poszukiwanie labiryntu. Samo to kolidowałoby ze stwierdzeniem, że Mallory mogła mieć w sobie, chociażby gram nudy.
Pozwoliła się pociągnąć w wybraną przez Mallory stronę. Mogła jej zaufać, chociaż wiedziała, że jej znajomość alejek pokrywa się z tym, co wiedziała Astoria. Przyjemnie było jednak trzymać ją za rękę, czuć dreszczyk ekscytacji, który opuścił ją na tak długi czas ostatnio, że czuła się odrobinę tak, jakby pierwszy raz w życiu łamała jakąś zasadę. Robiła coś, co było zabronione i źle widziane — a Astoria to wiedziała, ale znalazła idealnego partnera do tej zbrodni, dzięki której wydawała się nagle idealnie na miejscu.
Wypuściła z dłoni jeden z butów, gdy znalazły się odpowiednio zakrętu. Opadł na trawę, dając jej naiwną nadzieję, że może faktycznie to wystarczy, by później dotrzeć do wyjścia.
— Wiedźma jest chyba niegroźna tak długo, jak nie będziemy chciały zjeść jej chatki. Chyba że miałaby staw z prosecco, a nam skończy się ta jedna butelka — zauważyła, lekko się przy tym uśmiechając. Nie chciała jednak uciekać przed żadną wiedźmą. Nie z lęku o własne życie, ale przez swoją szczerą nienawiść do biegania. — A ty nie? — odparła z rozbawieniem. Za jakiś czas zrobi się ciemno, co utrudni im ocenę, czy przypadkiem nie pokonały już wcześniej alejki, którą właśnie przecinają. Podbijało to uczucie podekscytowania, które Astoria odczuwała,
— Pewnie mogłyśmy wziąć więcej alkoholu i jedzenie — wtrąciła nagle, gdy znalazły się przy rozwidleniu, znajdującym się w połowie jednej ze ścian. Po jednym, szybko rzuconym spojrzeniu na twarz Mallory, odbiła w tamtą stronę.
neurochirurg — cairns hospital
37 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh, I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight
Usłyszawszy odpowiedź Astorii i zobaczywszy jej minę, na chwilę zamilkła, spoglądając na nią spokojnie. Nie była pewna jak to interpretować, ale uznała, że na razie jej wystarczy taka wiedza, jaką posiada. Coś musiało się jej tam przytrafić i patrząc w tył na tamten okres, zawsze widziała go przez pryzmat tamtego wydarzenia. Lub wydarzeń. Dopytywanie jej o więcej byłoby już przekraczaniem granicy, którą Mallory stworzyła w swojej głowie. Dlatego ostatecznie jedynie pokiwała głową w zamyśleniu. A potem skupiła się na pytaniu kobiety, na które odpowiedź wcale nie była taka łatwa.
Inne. Zawsze będzie mi się kojarzyć z tą częścią mojego życia, która minęła — powiedziała zapatrzona w drzewo, którego liście poruszały się na wietrze, odsłaniając się trochę bardziej. Ale tylko trochę, bo wciąż zdradziła na swój temat tyle co nic. — Ale zdecydowanie łatwiej tam o anonimowość niż w miejscu, w którym spędziło się całe swoje dzieciństwo — dodała. Było to coś, co szatynka mogła najprawdopodobniej zrozumieć. Dla niej była to miła odmiana i szansa na poznanie samej siebie na nowo, nie patrzenie na siebie poprzez oczy ludzi, którzy znali ją odkąd była bardzo mała. Choć ostatecznie wróciła tutaj by wieść dokładnie takie życie, jakie zaplanowała dla niej matka, dość dużo się na swój temat dowiedziała, kiedy mieszkała sama w odległym o tysiące kilometrów od domu mieście. Nawet to, że jest gotowa wrócić do Lorne Bay z mężczyzną zaaprobowanym przez matkę, pierścionkiem na palcu i podjąć pracę w szpitalu w Cairns. W swoim scenariuszu nie przewidziała tylko tego, że Raymond zmieni zdanie w kwestii jej osoby i ich wspólnego życia. Ale nie oznaczało to, że ona zamierzała postąpić podobnie.
Nawet jeśli teraz dokładnie o tym myślała, karcąc się za każdym razem, gdy jej fantazje wykraczały za daleko. Ale nie wypuściła dłoni Astorii i dalej brnęła z nią w ten magiczny labirynt, który pozwalał jej uciec od swojego życia w miejsce, w którym będą tylko we dwie. Nie miała pojęcia co się stanie jak tam dotrą, ale nie zamierzała zwalniać ani, tym bardziej, zawracać.
Staw z prosecco brzmi jak coś za co warto umrzeć — uznała dziarsko i obdarzyła kobietę lekkim uśmiechem. Bardziej niż słodycze na pewno. — O dziwo, nie — przyznała się pogodnym tonem. Czuła raczej ekscytację niż strach. Mogło się to zmienić gdyby się zgubiły i nie potrafiły znaleźć wyjścia, ale obecnie jej to nie uwierało. To wszystko było dla niej trochę jak sen na jawie, z którego wcale nie chciała się budzić.
Damy sobie radę — uśmiechnęła się znów. W towarzystwie Astorii przychodziło jej to znacznie łatwiej niż normalnie. Ruszyła śmiało za nią, ale pociągnęła ją lekko, żeby przystanęły. — Zostaw buta — zaproponowała, bardziej dla spokoju ducha towarzyszki niż dla własnego. W ten sposób będą wiedziały, że to rozwidlenie już odwiedziły jeśli wrócą do niego od drugiej strony albo zgubią się na tyle, że będą wracać tą samą drogą, zupełnie tego nieświadome. — Ja mam jeszcze dwa jakby co — zadeklarowała. Była gotowa się z nimi rozstać, gdyby zaszła taka potrzeba.
Widzę coś tam — powiedziała, wskazując na prześwit w żywopłocie, który utworzył się pomiędzy dwoma zakrętami znajdującymi się blisko siebie. Nie potrafiła do końca określić co takiego to było, ale sączyło się stamtąd ciepłe światło i słyszała coś jakby szum.

astoria lindbergh
ODPOWIEDZ