influencerka na urlopie — internet
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
don't wanna complicate the rhythm that we've got, but I'm speechless. when everything's so pure, can it be aimless?
Astoria pokiwała głową, bo chociaż ich historie prawdopodobnie nie pokrywały się w żadnym aspekcie, to doskonale rozumiała uczucie, że to przeminęło. Przyzwyczajała się do myśli, że to okej, które zdusiłoby niepotrzebną nostalgię, ale jeszcze nie była na etapie, kiedy było to wykonalne.
Chociaż skinęła głową na kolejne słowa, to gdyby chciała być w pełni szczera, musiałaby przyznać, że z jej strony wyglądało to już odrobinę inaczej, skoro jej nazwisko stało się w pewnych kręgach rozpoznawalne, a trzymanie za dłoń Wendy, wpychało ją dodatkowo w jeszcze inny krąg zainteresowań. Kiedyś jednak tak było i Astoria teraz bardziej, niż kiedykolwiek, tęskniła za poczuciem anonimowości. Która wróciła na te kilka chwil w towarzystwie Mallory, gdy kobieta wiedziała o niej jedynie tyle, ile zdołała wyciągnąć uprzejmymi pytaniami.
To poniekąd zabawne, ile miłych uczuć potrafiła obudzić w niej obca kobieta, która nie robiła nic, poza wypełnianiem jej czasu rozmową i późniejszym skradaniem się po ogrodzie. Nie musiała robić nic więcej, by po ciele Astorii rozlało się przyjemne ciepło.
— To prawda, ale na razie wstrzymajmy się od umierania — zaproponowała z lekkim rozbawieniem, pobrzmiewającym w jej słowach. Pewność, z jaką Mallory wypowiedziała te słowa, podniosła ją odrobinę na duchu. Na tyle, że zrobiła jeszcze śmielszy krok do przodu, pozwalając sobie skręcić w jeszcze jedną z alejek, zapominając już całkowicie powtarzaną dotychczas w głowie sekwencję, która miałaby im, w razie czego, pomóc odszukać drogę powrotną. Zostawiła za to buta, tworząc kolejną wskazówkę, podczas późniejszego powrotu. Mogła mieć jedynie nadzieję, że lada chwila nie pożałuje decyzji o porzuceniu butów, gdy jej stopy natkną się na ostry kamień, leżący gdzieś pomiędzy kępkami trawy.
— Co? — zapytała, nie dostrzegając w pierwszej kolejności nic. Wcisnęła rękę pomiędzy jedną a drugą gałąź, starając się zrobić większy prześwit, który pomógłby im wypatrzeć źródło lekkiego światła. — Ale ciasne — mruknęła, nie mogąc za bardzo rozdzielić poszczególnych gałęzi. Zrezygnowana westchnęła, brodą wskazując alejkę.
— Tędy, musimy być już blisko — rzuciła z zadziwiającą pewnością. Nie miała co do tego żadnej gwarancji, ale mimo to i tak lekko pociągnęła Mallory za rękę — w stronę przeciwną do tej, z której chwilę temu przyszły.


neurochirurg — cairns hospital
37 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh, I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight
Mallory często marzyła o anonimowości i chowała się przed tym światkiem, w który dzisiaj wkroczyła z poczucia obowiązku. Ilekroć to robiła, odnosiła klaustrofobiczne wrażenie bycia uwiązaną przez konwenanse, kłamstwa i rodzinną schedę. Nie mogła przynieść wstydu nazwisku Henderson, które coś znaczyło w tych kręgach. Skandale, w tym rozwody i romanse nie były dla niej. Potrafiłaby więc zrozumieć dlaczego Astoria łaknęła możliwości przechadzania się wśród ludzi, którzy nie widzieli w niej całej historii kryjącej się za piękną twarzą.
Tym bardziej więc ciągnęło ją do kogoś, kto wiedział o niej równie mało, co ona o urzekającej szatynce. Śmiałą, pełną uroku i tego nieuchwytnego czegoś, czego Mallory nie potrafiła ująć w słowa. Nie było to jednak wielkie zaskoczenie, bo poetka z niej była żadna, a Astoria wymagała kogoś o takich zdolnościach by oddać jej osobowość.
Postaram się — zapewniła ją z delikatnym uśmiechem. Też by wolała, żeby do takiej sytuacji nie doszło, więc łatwo jej było składać tego typu obietnicę. Jeszcze łatwiej było jej podążać za Arią w głąb labiryntu po tym jak kobieta zaczęła śmielej wykonywać kroki w stronę tego, co wydawało im się sercem tej konstrukcji z żywopłotu. Mogły się grubo mylić, ale Mal wcale nie czuła, że musi zobaczyć co się kryje w centrum. Samo przemierzanie alejek w towarzystwie Lindbergh było jak jedzenie najbardziej dekadenckiego tortu, a dotarcie do środka byłoby jedynie wisienką na nim.
O tam — powiedziała, wskazując palcem ręki, w której miała prosecco, kierunek. Nie dostrzegły nic więcej nawet po tym jak Astoria próbowała odsunąć ciasno ułożone gałęzie, więc nie pozostawało im nic innego jak ruszyć w stronę, którą wskazała szatynka. Mal poczuła jeszcze mocniejszy dreszczyk ekscytacji, kiedy dźwięk pluskania się nasilił po kilku krokach. Zakręciły i światło przesłoniło jej na chwilę widok. Zmrużyła oczy i potrzebowała chwili by przyzwyczaić się do ciepłej poświaty sączącej się z pięknie oświetlonej fontanny niemal żywcem wyciągniętej z ogrodów jakiegoś starego francuskiego pałacyku. Dookoła były ławeczki i klomby kwiatów, które zaczęły dopiero zyskiwać pierwsze liście po zimie. Spojrzała w bok na twarz Astorii, której włosy i oczy błyszczały w nowym oświetleniu. — Prawie jak staw z prosecco — zauważyła rozbawiona, nawiązując do ich wcześniejszej rozmowy. Uśmiechała się przy tym delikatnie. — Domku z piernika nigdzie nie widzę, więc chyba jesteśmy bezpieczne – zauważyła jeszcze i puściła rękę kobiety, żeby podejść bliżej do fontanny. Przysiadła na kamiennym brzegu i zanurzyła dłoń w wodzie. — Chodź, letnia jest — zachęciła ją i zrzuciła ze stóp buty. Obróciła się tak, żeby móc włożyć nogi do środka. To przemierzanie posiadłości i labiryntu odbiło się na nich dość mocno.

astoria lindbergh
influencerka na urlopie — internet
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
don't wanna complicate the rhythm that we've got, but I'm speechless. when everything's so pure, can it be aimless?
Mimo rozbawienia, które skryło się w słowach Mallory, zabrzmiało to wystarczająco przekonująco, by Astoria skinęła głową. Nie sądziła też, by w środku labiryntu mogło czyhać na nie prawdziwe niebezpieczeństwo — wbrew ich skojarzeniom, nie uciekały właśnie do krainy czarów. Nie umiała jasno określić, co takiego mogłoby, a może i powinno, skrywać się w samym środku, ale nie było to istotne. Rozmowy i lecąca w ich tle muzyka, zdołały ucichnąć, pozwalając Astorii wierzyć w to, że oddaliły się już wystarczająco. Nie musiała przejmować się zgromadzonymi tam ludźmi, manierami i serdecznymi uśmiechami — nawet gdyby między słowami okazało się, że nie była tak anonimowa w towarzystwie, jak miała nadzieję.
Wyglądało to tak zachwycająco, że rozchyliła lekko usta, śledząc wzrokiem każdy centymetr odkrytego placu. Fontanna, ławeczki, kwiaty, które sprawiały, że mogła myśleć o tym, jak bardzo chciałaby mieć to w zasięgu ręki każdego dnia — by schować się pośrodku labiryntu, gdy odczuje taką chęć. Nie sądziła, że ktokolwiek, nawet przesadnie bogaty i snobistyczny, byłby gotów postawić sobie coś podobnego pośrodku ogrodu, ale była wdzięczna Mallory, że wyciągnęła ją stamtąd, by to wspólnie odkryć.
— Może nawet trochę lepsze — przyznała. Gdyby ich zapasy były większy, rozważyłaby niewychodzenie stąd przez długie godziny. Nie sądziła, by po imprezie ktokolwiek sprawdzał labirynt. W otoczeniu krzewów, z pięknie oświetloną fontanną, czuła przyjemny, spływający na nią spokój, który pchnął ją do tego, by wykonać kilka śmiałych kroków za kobietą.
Chociaż Mallory puściła jej dłoń, nie pozwoliła jej oddalić się od niej za bardzo, dołączając zaraz do niej na murku. Nieporadnie przerzuciła jedną nogę, podciągając trochę nogawki jasnych spodni.
— Odblokowało to jakieś nowe marzenie u mnie — przyznała z lekkim rozbawieniem, ale całkowicie szczerze. Gdyby miała wielką posiadłość i ogród, którego końca wypatruje się, mrużąc oczy, postawiłaby taki labirynt. Póki co musiała zadowolić się czyimś, zanurzając stopy, brudne po bosym spacerze, w wodzie, która, zgodnie ze słowami Mallory, była przyjemnie letnia. — Chyba czas na prosecco — dodała, uznając, że mogły już świętować osiągnięty sukces. Dlatego wyciągnęła rękę w stronę butelki, przejmując na swoje barki próbę otwarcia butelki — nawet jeśli szczerze nie znosiła tego robić.
neurochirurg — cairns hospital
37 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh, I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight
Ani żadne bajkowe niebezpieczeństwo, ani Johnny z „Lśnienia” nie czekali na nie w samym sercu labiryntu, do którego udało im się dotrzeć. Mallory też nie miała pojęcia czego się spodziewać, ale to tylko mocniej zachęcało ją do brnięcia dalej by odkryć tę niespodziankę. I nie zawiodła się. Jedyne co słyszały to szum wody, więc mogły udawać, że są w swoim własnym świecie. Jak w szklanej kulce, w której chciałaby zamknąć ten czas spędzony z Astorią by móc później do niego wracać ilekroć będzie się czuła paskudnie. Wątpiła by ktokolwiek inny wpadł na ten sam pomysł, co one, więc nikt nie rozbije tej bańki i czar nie pryśnie, dopóki któraś z nich tego nie zrobi.
Tak — zgodziła się z nią i próbowała dalej chłonąć widoki dookoła nich, ale łapała się na tym, że co chwila wraca spojrzeniem do kobiety. Teraz, kiedy czuła się tak bardzo odcięta od świata zewnętrznego, zapomniała o wszystkich zobowiązaniach, które czekały na nią poza labiryntem. Mąż, rodzinne zobowiązania i cała reszta towarzyskiej śmietanki Lorne Bay znajdowały się gdzieś daleko i była z nimi związana zupełnie inna Mallory niż ta, która zachęcała Astorię by zanurzyła stopy w fontannie.
Hm? — mruknęła zachęcająco, chcąc by kontynuowała. Oparła ręce o murek i głowę o swoje ramię, żeby móc bez przeszkód spoglądać na Lindebrgh. Stopami wolno przebierała w wodzie, tworząc małe fale. — Chciałabyś labirynt z fontanną po środku? Czy mieć tyle pieniędzy, żeby móc spełniać każde swoje marzenie? — zapytała, bo takie opcje przyszły jej do głowy. Sama miała w tym momencie zgoła inne marzenie, ale nie miało szans się spełnić, więc nie chciała go wypowiadać na głos by stało się jeszcze bardziej realne i rozczarowujące. — Chyba nie będzie lepszego czasu — zgodziła się z nią pogodnie. Podała jej butelkę, którą wcześniej oparła o brzeg fontanny, żeby się nie przewróciła w miękkiej trawie. Pisnęła, gdy korek wyskoczył z butelki z głośnym hukiem i zakryła usta dłońmi zawstydzona.
Na zdrowie! — powiedziała do Astorii, śmiejąc się serdecznie ze swojej reakcji. Była w wyśmienitym humorze, czuła się tak lekka jakby była jednym z bąbelków w prosecco. — Czy to czas na przemowę przed wypiciem? — zapytała ją zaczepnie.

astoria lindbergh
influencerka na urlopie — internet
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
don't wanna complicate the rhythm that we've got, but I'm speechless. when everything's so pure, can it be aimless?
Przemknęło jej to przez myśl chwilę wcześniej. Przez ułamek sekundy obawiała się możliwości, że ktoś pijany i odpowiednio znudzony, zdecyduje się szukać tego miejsca tak, jak one. Gdyby miała taką możliwość, cofnęłaby się do wejścia, by zastawił je czymkolwiek — tak, jak w czasach studenckich dawało się sygnał, wieszając na drzwiach znak ostrzegawczy. I zrobiłaby to nie dlatego, że jej głowa pełna była scenariuszy wywołujących żywy rumieniec na jej bladej twarzy, ale po to, by mieć tę ciszę w towarzystwie Mallory jak najdłużej.
Potrafiłaby przyznać z pełnym przekonaniem, że od momentu zerwania, były to pierwsze kilkadziesiąt minut, gdy wcale nie przejmowała się światem poza nią — zarówno tym najbliższym, jak i internetowym.
Przyglądała się wodzie, którą kobieta wprawiała w ruch, jasnemu światłu, które przełamywało ogarniający ich już powoli mrok i czasami samej Mallory. Bo chociaż była najmilszym widokiem, to potrzebowała nie być za bardzo natrętna w swojej fascynacji jej osobą, by przypadkiem nie uciekła w nagłym popłochu.
— Chyba obie te rzeczy — przyznała. Może znudziłoby jej się za miesiąc, a może za dwa jakoś straciłby ten niezwykły urok. Może nawet odkryłaby, że zachwyt potęgowało towarzystwo, ale w tej chwili — gdy siedziała na betonowym murku, ze stopami zanurzonymi w czystej i przyjemnej wodzie, naprawdę wierzyła, że chciała taki labirynt dla siebie na dłużej. — Ty nie? — zagadnęła więc zaciekawiona. Może tylko Astorii podobało się tutaj aż tak? Może Mallory wcale nie zachwycała się światłem, wodą i jej obecnością tak mocno, jak odbierało to dech samej Arii?
Pokiwała głową, zanim uniosła butelkę do ust, by pociągnąć z niej dwa duże łyki. Kiedy alkohol przyjemnie musował jej na języku, podała ją Mallory, by i ona mogła się napić — psując odrobinę jej propozycję.
— Trochę wyprzedziłam fakty, ale to nic. Ja jestem beznadziejna w przemowy — zdradziła jej. Lepiej radziła sobie z pisaniem, bo potrafiła wciskać żarty, które (podobno) bawiły też innych ludzi. Potrzebowała jednak na nie kilku chwil, które mogłyby się znacząco przeciągnąć pod wpływem samego spojrzenia kobiety. — Ale ty możesz. Jeśli powiesz coś ładnego, to i ja się postaram — dała jej słowo, które zabrzmiało bardzo poważnie. Składała obietnicę tak pełnym przekonania tonem, że nikt z zewnątrz nie uwierzyłby, że mówiły jedynie o toaście wypowiedzianym nad butelką prosecco, podawaną z rąk do rąk.


neurochirurg — cairns hospital
37 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh, I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight
Mallory miała wrażenie, że pierwszy raz od lat wzięła głębszy oddech. Przez lata małżeństwa popadła marazm i zobojętniała na tyle mocno, że wątpiła by jeszcze kiedykolwiek poczuła szarpnięcie w sercu albo rumieniec na policzkach. Wystarczało jednak, że siedziała obok Astorii na murku fontanny i czuła się bardziej żywa niż w jakimkolwiek momencie w ciągu ostatnich trzech lat. Nic więcej nie musiało (i nie mogło) się wydarzyć, żeby ten wieczór zapisał się w jej wspomnieniach jako coś absolutnie magicznego. Przez myśl jej nie przeszło, żeby stąd uciekać przed kobietą. Wręcz przeciwnie, szukała sposobów by przedłużyć tę chwilę jak najbardziej. Nie chciała opuszczać tego miejsca, w którym czas się dla nich na chwile zatrzymał, a cały świat dookoła ucichł.
Rozumiem — pokiwała głową z lekkim uśmiechem na ustach. — Chyba wolałabym się znów zakraść tutaj niż mieć swój własny labirynt — uznała. Nie dodała, że najchętniej z nią, a nie sama, bo wiedziała, że to nie sama konstrukcja z żywopłotu i to, co kryło się pośrodku sprawiało, że tak jej się tu podobało. W jej własnym labiryncie brakowałoby tego, co czyniło go najbardziej zachęcającym. — Pieniędzy mam sporo. Może nie tyle, żeby było mnie na to stać — powiedziała, wskazując dłonią na to, co znajdowało się dookoła nich. — Ale i tak bym wolała je przeznaczyć na coś innego — dokończyła spokojnie, patrząc jak woda obija się o brzegi fontanny. Dopiero po chwili podniosła wzrok na Astorię. Przejęła od niej butelkę i zaśmiała się cicho.
Hmm… — zastanowiła się poważnie. Zmrużyła przy tym lekko oczy i zapatrzyła się w światło małych latarni pomiędzy kwiatowymi krzakami. Nie wygłaszała zbyt dużo przemów w swoim życiu. Toastów było kilka, ale żaden w ciągu ostatnich kilku lat, więc wyszła z wprawy. — Potrzebuję łyka na odwagę — uznała i tak też uczyniła. Dało jej to chwilę na myślenie, którą spędziła na zastanawianiu się czy to, co ciśnie się jej na usta jest czymś, co powinno zostać wypowiedziane na głos. Wypiła jeszcze jednego łyka i uznała, wbrew swojej naturze, że raz kozie śmierć. Odwróciła głowę i spojrzała na szatynkę. — Za to by ta chwila trwała jak najdłużej — wzniosła w końcu bardzo krótki toast, podając jej butelkę lekko trzęsącymi się rękami. Były to pozornie nic nieznaczące słowa, ale nie dla kogoś, kto nosił na palcu obrączkę. Która, co prawda, nie wyglądała jak obrączka, ale nie zmieniało to faktu, że Raymond gdzieś tam był.

astoria lindbergh
influencerka na urlopie — internet
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
don't wanna complicate the rhythm that we've got, but I'm speechless. when everything's so pure, can it be aimless?
Astoria nie postrzegała tego momentu w kategoriach, które wyrwałyby się z początkowych założeń Mallory. Pozwalała, by wszystko było niewinne i pełne uroku w zupełnie pozbawiony podtekstu sposób. Chciała siedzieć z nią na murku przez kolejne minuty (jeśli nie godziny), jedynie dlatego, że chciała. Było w tym coś tak orzeźwiającego, że pozwoliła sobie pierwszy raz od dawna, nie myśleć zbyt wiele o życiu, które toczyła. O złamanym sercu, z którym się nie pogodziła, zaprzepaszczonej karierze i o dręczącym na co dzień uczuciu, że marnowała dzień za dniem. Kiedy ludzie odnosili sukcesy, realizowali się zawodowo i budowali swój własny światek od podstaw, Astoria po prostu czekała — nie mając najmniejszego pojęcia na co.
— Gdybym miała własny, mogłabyś zakradać się tak często, jak tylko chcesz — dała jej słowo. Pozbawione jakiegokolwiek sensu, bo w żadnym momencie nie mogła pozwolić sobie na wybudowanie go, ale lubiła myśl, że Mallory będzie wiedziała, jak mile była w nim widziana. Kolejne słowa sprawiły, że Aria przekręciła lekko głowę, przyglądając się jej twarzy w chwilowym skupieniu. — A na co byś chciała? — zapytała zaciekawiona. Próbowała odpowiedzieć sobie w głowie, co mogłoby pasować do Mal, którą zdążyła poznać. Nie przypięłaby do jej imienia nic, co można było uznać za przesadnie wystawne. Pasowała do tego otoczenia i imprezy jeszcze mniej, niż sama Astoria.
Lekko usta jej drgnęły, gdy Mallory brała łyk na odwagę. Mocniej wygięły się dopiero po jej późniejszych słowach, które wywołały delikatne uczucie gorąca, odbijające się nieco zarumienionymi policzkami. Przy zapadającym powoli zmroku nie mogło to być aż tak widoczne, ale i tak pozwoliła sobie lekko pochylić głowę, by opadające kosmyki ukryły ten szczegół. — Nie skłamię, mówiąc, że jesteś zachwycająca — przyznała tak niezobowiązująco, jakby komplementowała sukienkę, którą tego wieczora miała na sobie. Dowodziło to, że i dla Astorii te słowa nie były w żaden sposób nieznaczące.
— Miło, że ze wszystkich osób, ten liść postanowił popsuć tobie fryzurę — dodała, jeszcze zanim pozwoliła sobie wyciągnąć rękę w jej stronę, chcąc przechwycić butelkę. Twarz wydawała się piec jeszcze żywiej, ale ignorowała to uczucie, wiedząc, że nie było w nim nic złego. Po prostu kobieta przypomniała, że Astoria naprawdę potrafiła kiedyś zachwycać się mniejszymi rzeczami — bez uwieczniania ich na zdjęciach.


neurochirurg — cairns hospital
37 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh, I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight
To prawda, zwykłe życie i codzienne sprawy zostawiły gdzieś za sobą. Może przy wejściu do labiryntu, może jeszcze wcześniej. Były tu i teraz. Siedziały, moczyły nogi w fontannie, piły prosecco prosto z butelki i rozmawiały. Mallory więcej do szczęścia nie było potrzebne.
Dziękuję — powiedziała, uśmiechając się delikatnie do Astorii. Była to naprawdę miła obietnica, nawet jeśli pozostawała jedynie w sferze ich wspólnych wyobrażeń. Rozumiała jednak, że kryje się za tym coś więcej niż tylko zaproszenie do wymyślonego labiryntu. Zapytana o to na co chciałaby wydać pieniądze, westchnęła cicho. To było pytanie, które trochę sprowadziło ją na ziemię z tej chmury, na której obie się unosiły. Znała odpowiedź. — Na podróże i na spełnianie innych marzeń, na które nie mam czasu — przyznała się, a jej spojrzenie przeniosło się z kobiety na butelkę, którą miała w dłoniach. Praca, egzystencjalny marazm, w który popadła, zmęczenie życiem lub wszystkie naraz zwykle odbierały jej chęci na to by zacząć od choćby tych najmniejszych. O wyjeżdżanie w kierunkach, które miała na swojej liście do odwiedzenia nie wspominając. Odetchnęła jednak kolejny raz i przywołała uśmiech z powrotem na swoją twarz. — Ale może teraz zacznę — stwierdziła dziarsko z głową odwróconą w stronę Arii.
Na widok uśmiechu szatynki poczuła stres, ale ten przyjemny, ekscytujący rodzaj, który pchał człowieka do działania. Nie wiedziała jeszcze jakiego. Kiedy znów usłyszała jej głos, przyszła jej kolej na to by jej policzki pokryły się lekkim rumieńcem.
Nie wiem co na to powiedzieć — głos jej lekko zadrżał przy tych słowach, a dłonie zacisnęły się na murku. — Poza ‘dziękuję’ — poprawiła się, bo to na pewno czuła. Wdzięczność. I całą masę innych rzeczy, które bała się nazwać.
Też się z tego cieszę — przyznała cicho, a potem pokiwała głową. Wówczas ten stres pchnął ją w konkretnym kierunku. W stronę Astorii. Nachyliła się, niemal bezwiednie i zatrzymała dopiero, kiedy jej usta znalazły się w odległości kilku centymetrów od warg kobiety. Dopiero wówczas oprzytomniała i uświadomiła sobie, czego omal nie zrobiła. Wyprostowała się natychmiast, cała czerwona i spanikowana z szeroko otwartymi oczami i sercem, które próbowało jej się wyrwać z piersi. Zepsuła to wszystko. Teraz już nie było szansy na to by mogły kontynuować ten wieczór tak jak wcześniej. Zerwała się na równe nogi i złapała swoją parę butów. — Przepraszam — wydusiła z siebie. — Przepraszam, przepraszam, przepraszam — powtórzyła szybko. — To było nie na miejscu — dodała jeszcze bardzo oficjalnym tonem, wyjętym z ust jej matki. Zaczęła się wycofywać w stronę wyjścia, idąc tyłem. Zatrzymała się jednak po chwili.
Nie mogę Cię tu zostawić samej — uświadomiła sobie. Nie miała pojęcia czy Astoria dałaby sama radę opuścić ten labirynt. Paniczna ucieczka, którą podpowiadał jej umysł nie wchodziła w tej chwili w grę. Mallory przełknęła ślinę, nie wiedząc co zrobić dalej. Była bardzo pogubiona w tym wszystkim, co się teraz działo za jej sprawą i w tym, co czuła w środku. Za dużo. Zapomniała już jak to jest czuć tyle naraz.

astoria lindbergh
influencerka na urlopie — internet
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
don't wanna complicate the rhythm that we've got, but I'm speechless. when everything's so pure, can it be aimless?
Spodziewała się różnych odpowiedzi. Na tyle, że nie skrzywiłaby się, posyłając jej kpiący uśmiech, nawet gdyby wspomniała o finansowaniu fundacji i pomocy innym ludziom. Nie znała jej wcale, ale potrafiłaby uwierzyć, że za tymi słowami kryłoby się sporo prawdy — bez pozowania i udawania. Jej szczera odpowiedź sprawiła, że Astorię coś zakuło.
Może nie nazwałaby siebie podróżniczką, może i niewiele widziała, ale miała szansę wyrwać się z Lorne Bay. Szczere wyznanie dotyczące niespełnionych marzeń obudziło w niej zaskakującą potrzebę zmiany swoich planów. Nie chciałaby jej pokazywać wnętrza kolejnego labiryntu tutaj, na miejscu. Chciałaby to zrobić w jakimkolwiek innym zakamarku świata.
— Powinnaś — przyznała, uśmiechając się lekko. Obudziła się w niej potrzeba zapewnienia Mallory, że powinna robić dokładnie to, co sobie wymarzyła. Słowa te nie opuściły ostatecznie ust Astorii z jednego, proste powodu — krótka znajomość, którą niespodziewanie zawarły, sprawiłaby, że zabrzmiałyby pusto i niepotrzebnie. Nie chciała motywować jej żałosnym dopingiem, wciśniętym pomiędzy jeden, a druki łyk prosecco. Chciała, żeby Mal uwierzyła, że powinna. Ale tego nie mogła przekazać jej przy pierwszym spotkaniu, na murku z alkoholem, skoro była nikim więcej, niż przypadkowym towarzystwem.
— Dziękuję jest okej — dodała jeszcze, posyłając jej uśmiech lekki. Nie musiała mówić na to nic, bo Aria nie wymagała reakcji. W którymś momencie uznała jedynie, że chciała, by to wiedziała — że, nawet gdy nie robiła nic specjalnego, potrafiła odejmować dech ludziom.
Na kilka chwil serce Astorii stanęło. jej ręka uniosła się nieznacznie, gotowa zaczepić ją na ramieniu kobiety, by przysunąć się jeszcze bliżej, ale nim zdążyła, ta wyjątkowa chwila po prostu dobiegła końca. Poczuła jak ciepło, które wcześniej odczuła, kumuluje się w jej policzkach. Nagłe zerwanie Mallory sprawiło, że Astoria potrzebowała kilku długich sekund, nim jakkolwiek zareagowała.
— Nie musisz mnie przepraszać, naprawdę — zapewniła ją, czując zagubienie, lekki wstyd i niezrozumienie. — Też chciałam, żebyś to zrobiła — mruknęła jeszcze, licząc, że zapanuje to nad emocjami, które ją dopadły. Astoria, po tylu latach, pozostawała przekonana, że jej orientacja nie jest trudnym do odkrycia sekretem, dlatego nie sądziła, by ktokolwiek miał problem z rozczytaniem jej.
— Jasne, chodźmy — dodała, nie mając pojęcia, co więcej mogła powiedzieć. Mogła się zgodzić i ruszyć niezręcznie kolejnymi alejkami, szukając wyjścia z labiryntu, który nagle stracił swój urok, gdy kobieta, która — po raz pierwszy odkąd Astoria została porzucona — na jedną chwilę sprawiła, że coś poczuła. A później uciekła spłoszona.
ODPOWIEDZ