studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
d z i e w i ę ć




Poprawiając przed domowym lustrem fryzurę, zastanawiała się, co właściwie skłoniło ją do tego by zgodzić się na randkę z gościem, którego poznała zupełnie przypadkiem w social mediach. Rzadko kiedy odpisywała nieznajomym na prywatne wiadomości - ba, rzadko kiedy w ogóle je czytała, żyjąc w przekonaniu, że tylko totalni desperaci, szukaliby sobie kobiety w ten sposób. Czemu na tę jedną wiadomość odpisała? Samotność? Brak zainteresowania jej osobą? Wyjazd Milesa? Wszystko razem? Cóż, przez kilka dni wymienili ze sobą cała masę wiadomości i blondynka nie uważała by po drugiej stronie zasiadywał jakiś oszust z kradzionymi zdjęciami czy zboczeniec, który spróbowałby jakkolwiek wykorzystać jej naiwność. Był od niej odrobinę starszy, całkiem przystojny i zabawny, choć nieco bezpośredni. Nawet ją, królową bezpardonowości i ciętego języka, potrafił zawstydzić i momentami, może zniesmaczyć? Wychodziła jednak z założenia, że u facetów, było to zupełnie normalne. Zgodziła się na spotkanie i choć nie była pocieszona lokalizacją, którą wybrał, zjawiła się na miejscu z uśmiechem i zamiarem spędzenia miłego wieczora. To w zupełności by jej wystarczyło.
Po około godzinie dziwnych sugestii i gestów, które wpędzały ją w zakłopotanie, uśmiechała się sztywno i spoglądała na zegar, który wyświetlał się na ekranie jej telefonu, jak gdyby gdzieś się spieszyła. I tak też było - pędem jej było do domu. Mężczyzna nie tylko śmiało ją obejmował ale układał dłonie poniżej jej talii, nieugięcie namawiał ją do tego by pojechali do jego mieszkania w centrum i właściwie wiedziała jak planował zakończyć ten wieczór. Nie miała oporów przed pójściem facetem do łóżka ale na pewno nie przespałaby się z facetem, którego znała zaledwie od sześćdziesięciu minut. Jego zachowanie wcale jej nie imponowało, wręcz przeciwnie; odrobinę była nim zdegustowana i może odrobinę przestraszona? Jasno podkreśliła, że musiała już wracać do siebie i mimo jego niezadowolenia, wciągnęła na ramionami ramoneskę i opuściła bar. Gdy zatrzymała się by zamówić taksówkę, kątem oka dojrzała mężczyznę, który wyszedł za nią z lokalu. Zaczęła iść przed siebie, nerwowo wyszukując w internecie numeru telefonu by zamówić transport, jednak gdy ten, w zupełnych ciemnościach, które królowały o tej porze w Sapphire, zaczął przyspieszać tempa i nie zbaczał z drogi, także zaczęła szybciej przebierać nogami. Gdy skręciła za jednym z domów, zaczęła biec i nie wiedząc dokąd powinna się udać, pomyślała jedynie o porcie i łodzi, która zamieszkiwał Weatherly. Czuła, że serce biło jej jak szalone, jednak nie było to spowodowane samym biegiem, a przerażeniem, które czuła. Gnała niczym bohaterka, wyrwana z drętwego kryminału czy nawet horroru. Gdy znalazła się przy porcie, odwróciła się i na końcu przecznicy, dostrzegła oglądającego się dookoła mężczyznę. Wykorzystała więc ten moment i zaczęła szukać łodzi. Gdy w ciemnościach, przy pomocy latarki w telefonie dostrzegła napis Commando na dziobie, po drewnianym pomoście wbiegła na łódkę i bez ostrzeżenia, zaczęła uderzać w drzwi. Modliła się w duchu, by mężczyzna był w środku i nawet była skora przysiąc, że gdy tak się stanie, odezwie się do rodziców i pójdzie do kościoła. Ale tego nie zrobiła - nawet w obliczu zagrożenia.
Brad, otwórz, proszę!!! Brad!!! — zaczęła krzyczeć przez łzy i otwartą dłonią walić w drzwi, a kiedy stanął w nich pół nagi, pomazany smarem mężczyzna, otarła policzek od łez i pod jego ramieniem wcisnęła się do środka. — Przepraszam ja.. nie wiedziałam dokąd pójść. Chciałam się schować, jeden facet za mną idzie i nie mogłam go zgubić.. — zaczęła, jąkając się i trzęsąc jak galaretka. Najpewniej nikt, nigdy nie wiedział jej w takim stanie; roztrzęsionej, wrażliwej i złamanej.


Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
010.

Commando nie prezentował się d o b r z e. W pierwszej kolejności – a trwało to od przeszło dwóch lat – zdecydował zająć się remontowaniem wnętrza przerdzewiałego kutra. Zależało mu na pozbyciu się wstrętnego zapachu r y b. Na usunięciu niepotrzebnych, zagracających przestrzeń sprzętów, z których prawdopodobnie nigdy by nie skorzystał. Ostatecznie wyrzucił większość tego, co znajdowało się pod pokładem. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że każdy pojedynczy przedmiot cuchnął martwymi rybami – rzeczną zgnilizną lub oceaniczną solą. Działający (lub dający się naprawić w łatwy sposób) sprzęt sprzedał. Nie chciał, aby historie, których były częścią, przepadły wraz z nimi, lądując na hałdach śmieci. Następnie zerwał wiórowe płyty imitujące ściany, doskonale wiedząc, że nawet one nasiąknęły smrodem. Wyczyścił wszystko. Wyszorował każdy zakamarek – niektóre dwukrotnie. Zajrzał w każdą znalezioną przestrzeń, silnymi środkami chemicznymi docierając w każde miejsce, do którego był w stanie wsunąć rękę.
Mimo to wciąż czuł c h o l e r n e ryby.
Nie była to kwestia realnego zapachu. To pamięć o nim nie pozwalała mu zrozumieć, że zniknął. Wyobraźnia drwiła z niego. Zresztą nie po raz pierwszy.
Także teraz, pracując nad przekładniami, czuł go. Dokładniej, wydawało mu się, że go czuł. Skupienie na zadaniu pomagało odwrócić uwagę, a lepka woń smaru wspomagała efekt.
Łomotania do drzwi nie usłyszał od razu. Znajdował się nisko pod pokładem i choć nie towarzyszyła mu muzyka, głośnie dźwięki odbijających się od siebie narzędzi odwracały uwagę od otoczenia. Gdy wreszcie zorientował się, że ktoś próbuje dostać się do środka, chwycił za szmatę i przecierając dłonie, udał się na górę. Ledwie zdążył otworzyć, nie wypowiadając przy tym ani słowa, a drobna blondynka przesunęła się pod jego ramieniem. W pierwszej chwili pomyślał o tym, że była pierwszą kobietą, którą tutaj wpuścił. Dopiero w drugiej kolejności zwrócił uwagę na to, w jakim była stanie. Roztrzęsiona, ze skulonymi ramionami i rozbieganym, czujnym spojrzeniem, w którym szkliły się łzy.
— Zejdź na dół. Za tymi drzwiami są schody — poinstruował, nie starając się, by zabrzmiało to jak prośba. We własnym głosie usłyszał złość, której się nie spodziewał, dopóki nie wylała się z niego. — Po prawej stronie jest główna kajuta — dodał. Czuł wewnętrzny zgryz, patrząc na nią, dlatego prędko odwrócił wzrok. Nie mógł przyglądać się jej oczom, bo im dłużej to robił, tym mniej nad sobą panował.
— Zaraz wracam — oznajmił i wyszedł. Zamknął za sobą drzwi, nie przejmując się tym, że nie był ubrany, ani że Susan została sama – na kutrze była bezpieczna.
Zszedł z kładki. Dla uspokojenia dłoni wsunął je do kieszeni szortów poplamionych czarną mazią. Mazią, którą kilka minut później przeniósł na ubranie podejrzanego gościa, który z zaskakującą swobodą zapytał go, czy przypadkiem nie widział przechodzącej tędy blondynki.
Po wszystkim wrócił na łódź. Przed wejściem pod pokład rozluźnił palce prawej dłoni, które wciąż – choć nie było już takiej potrzeby – zaciskały się w pięść. Nieco przez to zdrętwiały. Były odrobinę obolałe.
Wszedł do kajuty, która mieściła w sobie jednocześnie kuchnię (a raczej niewielki aneks, w dodatku nie najlepiej wyposażony), pokój dzienny i sypialnię. Na tę ostatnią składał się duży, twardy materac ułożony na prowizorycznym podwyższeniu zbitym z kilku palet przemysłowych oraz szafka z przestarzałym budzikiem.
— Herbata. Zrobię herbatę — stwierdził, walcząc z własnym spojrzeniem. Chciał sprawdzić, czy miała się dobrze, lecz jednocześnie nie mógł na nią patrzeć. Nie, kiedy zaczerwienione oczy przypominały mu o strachu, który w nich widział. Może… Może potraktował go zbyt łagodnie?


suzie worthington
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
Rybny zapach, unoszący się nad zatoką nie był czymś, co mocno ja odstraszało. Mieszkała w miasteczku całe życie, kręciła się tu i ówdzie i doskonale wiedziała, że tutejsza część Lorne skupiała się przede wszystkim na porcie, gdzie cumowały prywatne jak i przemysłowe łodzie, zwożące połów. Teraz, gdy czuła nóż na gardle, nie zwracała tak naprawdę uwagi na nic. Nie przejmowała się tym, że Weatherly mógłby już spać bądź.. mieć kobietę z która spoczywał wygodnie w łóżu. O tym, pomyślała dopiero t e r a z.
Brunet bez zbędnych pytań nakazał jej by zeszła do kajuty pod pokładem i nie zamierzała oponować. Posłusznie wykonała jego polecenie i zbiegła na dół, a gdy znalazła się w kajucie, dostrzegła jedynie materac i niewielki aneks kuchenny. Nie skupiała się jednak na wystroju wnętrza i jego wyposażeniu, czuwając przy drzwiach, jak gdyby próbowała cokolwiek dosłyszeć. Zdołała jedynie zorientować się, że Brad opuścił łódź i to zmroziło jej krew w żyłach. Co jeśli coś mu się stanie albo skrzywdzi mężczyznę, który ją śledził i będzie miał przez nią problemy? Wiedziała, że nie powinna przychodzić do niego z czymś takim, jednak jakie miała wyjście? Mogła zostać ofiarą gwałtu lub wprosić się na łódź mężczyzny, który najpewniej po ostatnich wydarzeniach na wyspie, niespecjalnie miał ochotę z nią rozmawiać. Usiadła na materacu i podkuliła nogi, obejmując je ramionami. Wciąż się trzęsła.
Gdzie byłeś? I gdzie Waren? — zerwała się na równe nogi i podeszła do niego, wypytując o przebieg zdarzeń. Zdołała się już przecież przekonać o tym, że Weatherly bywał narwany i ciężko było mu zapanować nad samym sobą, dlatego wolała się upewnić, że jej prześladowca nie wylądował na dnie zatoki. Nie spojrzał jednak na nią i wyminął ją, kierując się w stronę niewielkiej kuchenki na której postawił zalany woda czajnik. — Brad? — zapytała kolejny raz i znów podążyła za nim, nie odstępując go na krok. Martwił ją fakt, że brunet nie zadawał żadnych pytań ale też to, że milczał jak grób.
Nagle pociągnęła nosem i rozpłakała się, dając emocjom upust. Łzy popłynęły jej po policzku i szybko starała się je otrzeć dłonią. — Dlaczego się do mnie nie odzywasz? Czemu milczysz, gdy pytam o to co stało się u góry? Rozmawiaj ze mną! — zaciągnęła i odwróciła się, powracając na materac. Dawno nie pozwoliła sobie na łzy, jednak n i g d y nie czuła się równie mocno zagrożona. I odepchnięta.


Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
Nie odwrócił się.
Twarde, wciąż nieuspokojone spojrzenie wbił w smagany ogniem czajnik. Na jego brzegach osadziła się czarna sadza; płomień był zbyt duży, zbyt wiele razy sięgał krawędzi, uszkadzając stalową powierzchnię. Powinien obrócić pokrętło w lewo, zmniejszyć intensywność przepływu gazu, zmniejszyć płomień. Lecz bardziej niż na czajniku, zależało mu na czasie.
Zadawane przez blondynkę pytania docierały do jego uszu, a mimo to wydawał się ich nie słyszeć.
Wyciągnął dwa kubki – różniące się od siebie pod każdym względem, ewidentnie niebędące częścią tego samego zestawu – i wsypał do nich, zakrywając dno, nieco suszonych liści herbaty.
— Krzyczysz — zauważył, samemu bezwiednie podnosząc głos. Odchrząknął, chcąc to zamaskować.
Weatherly wcale nie był n a r w a n y, był pierdoloną oazą spokoju. Panował nad sobą. Nie miał problemów. Do cholery, potrafił przecież tłumić gniew! To Susan była wszystkiemu winna. Była zapalnikiem. Ile razy pojawiała się w pobliżu, krew zaczynała wrzeć mu w żyłach.
Byłby niesamowicie, kurwa, wdzięczny, gdyby woda również zawrzała!
— Im mniej wiesz, tym lepiej — wycedził przez zaciśnięte zęby. Nie powinna znać szczegółów, a on nie zamierzał c h w a l i ć się tym, ile razy uderzył wspomnianego kretyna. Zasłużył na każdy cios. A przynajmniej na większość z nich. Motywowany złością znajdował dla siebie usprawiedliwienie, lecz nawet teraz wiedział, że za kilka dni jego perspektywa ulegnie zmianie. Prędzej czy później dojdzie do wniosku, że przesadził, że niepotrzebnie opuścił pokład. Przecież tutaj, w Lorne Bay, miało być inaczej, miał trzymać się z daleka od kłopotów.
Słysząc lawinę wyrzutów, otwartą dłonią uderzył w szafkę nad kuchenką. Miał ochotę zrobić to jeszcze raz, później następny. Powstrzymanie się wiele go kosztowało. Podobnie, jak odwrócenie się ku rozpłakanej blondynce.
— Wpadasz, jak huragan. Prawie płacząc, mówisz, że ktoś cię śledzi. A teraz, kurwa, pytasz o to, jak się miewa? Znasz go? Myślisz, że poszedłem poprosić go, by więcej tego nie robił? — warczał, nie potrafiąc odnaleźć w tym sensu. To ona robiła z niego złego gościa. Przecież w innych okolicznościach… — Czego oczekiwałaś? I dlaczego, do cholery, ciągle płaczesz?! — nie panował nad głosem. Nie zauważył nawet, jak mocno zacisnął dłonie, dopóki nie usłyszał przeraźliwego gwizdu czajnika, ku któremu ponownie się obrócił. Chwycił ciepłą rączkę i nalał wrzątku do kubków. Żadnego z nich nie podniósł, bo nie miał pewności, czy zdoła je utrzymać.

suzie worthington
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
Nie zwracała uwagi na jego dłonie, przygotowujące herbatę przed wybrzmieniem gwizdka, lecz wpatrywała się w jego tył, czekając aż w końcu spojrzy na nią i odpowie na zadane pytania. On za to ignorował ją, zwracając się do niej zdawkowo. Czuła się paskudnie i teraz, nawet stąd zamierzała wybiec z płaczem.
Tak, krzyczę. Nie lubię być ignorowana, zwłaszcza gdy nie wiem jaki jest ku temu powód. Język ci upierdolił czy jak? — zapytała, nie zważając w nerwach na słownictwo i okazanie jakiejkolwiek wdzięczności. Musiała się upewnić, że człowiek, który wyszedł za nią z klubu żył, bo choć jego zachowanie klasyfikowało się jako nękanie, stalking i molestowanie, nie życzyła mu śmierci. Chciała też wiedzieć, że z Bradem było wszystko okej, choć nic na to nie wskazywało.
Kolejna próba zbycia jej także się nie powiodła, a zamiast tego, blondynka zadawała kolejne pytania i domagała się kurczowo jego uwagi. Nie miała pojęcia czym zasłużyła sobie na to i było jej naprawdę przykro, zwłaszcza, że teraz, kiedy potrzebowała jego uwagi najbardziej, on ignorował ją w najlepsze. A płacz jedynie go rozjuszył.
Teraz ty krzyczysz.. — wybąknęła cicho, czując się jak mała, skarcona przez rodzica dziewczynka. Nikt n i g d y nie sprawił, że czuła się w ten sposób - zwykle odszczekiwała się i dyskutowała. Teraz zaś nie miała na to chęci ani energii. — Spotkałam się z nim w barze, był nachalny. Śledził mnie aż tutaj, a ja potrzebowałam się gdzieś ukryć ale.. ale nie chciałam byś wysłał go na intensywną terapięani cmentarz. Tego jednak głośno nie dodała, nie chcąc by zabrzmiało to tak, jakby robiła z niego morderce. I nie, wcale tak o nim nie myślała. — Mógłbyś mieć.. przeze mnie problemy — dodała między pociągnięciami nosem, dając mu do zrozumienia, że nie chciała mu zaszkodzić. — Nieważne, nie chce herbaty. Pójdę sobie — odparła, podnosząc się i chwytając swoją torebkę. Teraz, zdała sobie sprawę, że może nie był typem na którego jakkolwiek zadziałałyby jej nachalne zaloty? Zdecydowanie różnił się od facetów z którymi miała do czynienia teraz i może źle to ograła? Czuła się jak idiotka i nie chciała więcej zawracać mu głowy. Mogła wypłakać się gdzieś indziej, przykładowo w taksówce.


Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
Wulgarnie zadane pytanie zignorował. Nawykł do przekleństw. Stanowiły one nieodłączną część życia w koszarach, gdzie naprawdę małą przestrzeń dzieliło wielu mężczyzn. Każdego z nich inne powody pchnęły ku zaciągnięciu się do armii, lecz podobne nastawienie, brak lepszych perspektyw, a przede wszystkim kotłująca się w ich ciałach agresja, nadawały im wspólny cel. Przekleństwo wypowiedziane ustami blondynki było ś m i e s z n e. Brzęczało mu w głowie niczym nieznośny owad, którego nie sposób zlikwidować. Było niczym uszczypnięcie – zbyt wyraźne, by mogło pozostać niezauważone, lecz zbyt mało dotkliwe, by przyniosło ból, na który należałoby zareagować. Mimo to prychnął pogardliwie. Waren nie był w stanie go zadrapać. Nie mógł więc uszkodzić mu aparatu mowy.
Miała go za kompletnego i d i o t ę? Wykazała się spostrzegawczością, domyślając się, że służył w armii, a mimo to założyła, że był w stanie kogoś zabić? Przez nią? Nie. Nie! Ponadto raz już spędził trochę czasu osadzony za kratami i nie zamierzał trafić tam po raz kolejny z powodu j a k i e j ś blondynki!
— Prowokujesz mnie — warknął nieprzyjemnie. Czy ona nie widziała, że musiał się uspokoić? Że potrzebował chwili ciszy oraz tej cholernej herbaty, żeby rozluźnić napięte mięśnie i złapać oddech?
Myślała tylko o sobie!
Zniszczyła mu spokojny wieczór i d o m a g a ł a się uwagi.
— Trzeba było zadzwonić na policję, jeśli chciałaś, żeby wlepili mu mandat — wycedził, powstrzymując się przed dodaniem zamiast walić w drzwi byłego żołnierza, który zaatakował cię przy plaży.
Od ciągłego zaciskania, zaczynała boleć go żuchwa.
— Dlatego nie zamierzam powierzać ci żadnych szczegółów! Czego nie rozumiesz? — odezwał się, wbijając w nią ostre spojrzenie. Był bezpieczniejszy, milcząc. Nie powinna nic wiedzieć, znać żadnych szczegółów.
— Doskonale — warknął, gdy uznała, że chce wyjść. Znała drogę. Złapała torebkę i weszła na wyższy pokład. W tym czasie Bradley sięgnął po kubek i zrobił zbyt zachłanny łyk gorącego napoju. Język zapiekł go boleśnie, a powieki ściągnął, zamykając oczy – ni to w reakcji na wrzątek, ni jako konsekwencja dźwięku zamykanych drzwi kabiny.
Dokładnie tak, jak się spodziewał, niecałą minutę później usłyszał łomotanie o metal. Niechętnie wyszedł spod pokładu, zostawiając kubek z parującą herbatą na blacie.
— Chyba nie myślałaś, że zostawię je otwarte — rzucił, wyciągając klucz z kieszeni spodni. — Nie zachowuj się, jak rozkapryszone dziecko i pomyśl trochę. Uciekłaś, bo się bałaś, a teraz zamierzasz tam wyjść? Rozsądnie — jego głos przesiąknięty był ironią, ale również złością. Susan była impulsywna. Podejmowała g ł u p i e decyzje i opuszczenie łodzi miała być kolejną z nich. Bradley nie czuł się jednak upoważniony do zabraniania jej czegokolwiek. Dlatego jeśli chciała, mogła wziąć klucz i wyjść.

suzie worthington
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
Klnęła jak poparzona gdy się denerwowała, nie potrafiła tego powstrzymać. Strach w połączeniu z poczuciem bycia zignorowanym sprawiał, że dziewczyna traciła nad sobą kontrolę, zachowując jak skończona wariatka, a fakt, że ignorował ją przez ostatnie tygodnie w niczym nie pomagał.
No i co zrobisz? Znowu chwycisz mnie za nadgarstek? Proszę bardzo — wystawiła rękę, wręcz prosząc się o to by po raz kolejny zrobił jej krzywdę. Nie była ona bowiem gorsza od tego, co pragnął uczynić jej mężczyzna z baru, poza tym nie lubiła rzucania groźbami. Może było to nierozsądne i głupie ale nie obawiała się go, nawet teraz. Brunet jednak nie dał się sprowokować, więc dziewczyna zabrała rękę i zaciągnęła na nią rękaw skórzanej ramoneski. Być może bywała egocentryczna i nie zauważała pewnych gestów, jednak lubiła dramatyzować, gdy czuła się niepotrzebna i odepchnięta przez resztę świata.
Nie tego chciałam. Zadaje ci te cholerne pytania, bo chce mieć pewność, że twoje działania ci nie zaszkodzą. Mówiłam już, że nie chce byś miał przeze mnie problemy — wyjaśniła po raz kolejny, mając wrażenie, że mężczyzna wcale jej nie słuchał. Tak naprawdę, nie oczekiwała od niego niczego, poza tym, że otworzy jej drzwi. Potrzebowała się gdzieś schować i nie pragnęła tego by Bradley go bił - choć Waren z całą pewnością na to zasłużył.
Nie liczyła te na to, że Weatherly starałby się ja zatrzymać, bo jak już niejednokrotnie pokazał, nie był w żaden sposób zainteresowany jej osobą. Łudziła się, że mężczyzna tak porządny, starszy i samotny mężczyzna mógłby zwrócić uwagę na dziewczynę taka jak ona. Może nie miała do zaoferowania nic poza ładną buzią i zgrabną figurą? Facet taki jak Brad, potrzebował więcej; potrzebował k o b i e t y. Skierowała się na schody, w kierunku drzwi prowadzących na pokład, jednak odbiła się od nich i zaklęła. Uderzyła w nie pięścią by wyładować się odrobinę, a gdy się odwróciła, brunet był tuż obok. Splotła ręce na wysokości klatki piersiowej i pociągnęła nosem.
Wygląda na to, że już nikt mnie nie śledzi. Poza tym, zamierzam wezwać taksówkę i wrócić do domu — wyjaśniła niechętnie, odrobinę naburmuszona i sięgnęła do torebki by odszukać swój telefon. Przy nim wybrała numer i zamówiła transport, udowadniając mu, że nie zamierzała dłużej zawracać mu głowy. — Poczekam tutaj — odparła, wychodząc na zewnątrz i podeszła do brzegu burtu, podpierając się o metalową barierkę. Nie spoglądała przez ramie by zerknąć czy Bradley przy niej został, wierząc, że wrócił na dół, dlatego pozwoliła na to by trzymane przez ostatnie minuty łzy, popłynęły po jej policzku. Ten wieczór był koszmarny i pragnęła jedynie by się skończył.



Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
Nie rozumiał oczekiwań jakie wobec niego miała. Nie rozumiał nawet d l a c z e g o czegokolwiek od niego oczekiwała. Przecież na nim nie można było polegać. Przecież niczego nie obiecywał!
Za to wyraźnie p o c z u ł precyzyjnie wymierzone uderzenie, godzące w czuły punkt. Zacisnął szczękę. Jego policzek zdawał się pulsować, emanując złością powodowaną przywołaniem najsłabszego punktu, jakim mógł się pochwalić. Nie musiał spuszczać wzroku, by dostrzec, że wyciągnęła przed siebie ręce, jakby chciała świadomie oraz bez podjęcia próby obronienia się, wystawić ciało na atak. Atak z jego strony. Gdyby wiedział, że porównywała go do ś m i e c i a, którego przegonił, pewnie nie próbowałby przeciwstawić się takiej opinii. Tylko dlaczego, wobec tego jakie miała na jego temat zdanie, szukała schronienia przy jego boku? Podświadomie wiedziała, że łatwo wzbudzić w nim agresję i obrócić ją w kierunku Warena? Nie odpowiedział na zaczepkę, a jednak cofnął się, powiększając dystans. — Opuść ręce — wydyszał. Cholernie żałował tego, co zrobił na plaży. Wspomnienie o tym bolało, podobnie jak świadomość, że wyrządził jej krzywdę. Wtedy powtarzała, że nic się nie stało, że to nie jego wina. Już wtedy wiedział, że to kłamstwo, a teraz otrzymał dosadne potwierdzenie. Nie był naiwny. Wiedział, że prędzej czy później obróci się to przeciwko niemu, pogłębiając problemy ze snem oraz wyrzuty sumienia targające jego zaburzonym poczuciem moralności.
— O mnie nie musisz się martwić — odparł, bo tłumaczenia, którymi się zasłoniła, wydały mu się idiotyczne. Radził sobie. Nie potrzebował niczyjego współczucia ani sztucznej troski. Decydując się zrobić to, na co gość zasłużył, znał możliwe konsekwencje. Nie był błądzącym we mgle dzieckiem, które nie wiedziało, co grozi za napadnięcie człowieka na ulicy. Nie chciał, by tak go traktowała.
Zachował niewzruszoną twarz, gdy sięgnęła po klucz i otworzyła ostatnie drzwi dzielące ich od świata. Docenił, że zadzwoniła po b e z p i e c z n y transport w jego obecności. Nie było lepszego rozwiązania. Powinna wrócić do domu. Tam, gdzie czuła się bezpiecznie.
Nie pozwolił jednak, by drzwi zamknęły się za nią. Wsunął stopę między nie a futrynę, po czym otworzył je szerzej i wyszedł przez nie na zewnątrz. Dopiero wtedy poczuł, jak bardzo potrzebował świeżego powietrza, nawet jeśli mącił je zapach portu. Oparł się o ścianę nadbudówki (w niej kryło się sterowanie łodzią oraz zejście ku niższemu pokładowi).
— To był odruch — powiedział, nie wiedząc, jak zareagować na szloch. — Była noc. Woda nie była spokojna, falowała. Z brzegu dało się widzieć ogień — mówił, sam nie wiedząc, po cholerę się tłumaczy. — Zwykle udaje mi się nad tym panować. Wtedy straciłem kontrolę — powiedział, krzyżując ramiona. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że wciąż się nie ubrał. Że ciało miał oblepione smarem oraz zaschniętymi kroplami potu. Palcami przeczesał włosy.

suzie worthington
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
Nie do końca przemyślała swój dość lekkomyślny ruch, będąc święcie przekonaną, że mężczyzna nie był by w stanie jej skrzywdzić. Nawet wtedy, gdy odcisnął na jej nadgarstku swą silną dłoń, wiedziała, że był w stanie nad sobą zapanować, jednak nie zmieniało to faktu, że nie powinna wystawiać jego cierpliwości oraz samokontroli na próbę. To nie był żaden idiotyczny test, jednak za wszelką cenę chciała mu pokazać, że wcale się go nie obawiała.
A jednak to robię, przeszkadza ci to? — ściągnęła brwi i zapytała, widząc, że mężczyzna nie dopuszczał do siebie myśli, że ktokolwiek mógłby się o niego martwić. Był zamknięty w sobie i za wszelką cenę starał się odpychać od siebie ludzi, którym mogło na nim w mniejszym lub większym stopniu zależeć. Nie wiedziała czym spowodowane były te uniki, jednak nie sądziła by było to skutkiem jego doświadczeń na froncie. Był niezależny i samowystarczalny; zachowywał się jakby okazanie mu zainteresowania było zadrą na jego męskim honorze. Jeśli jednak nikt inny nie dbał o jego dobro i bezpieczeństwo, ona nie zamierzała robić kroku w tył.
Opierając się o metalową barierkę burty, nie zauważyła z początku, że brunet zdecydował się zaczekać wraz z nią aż zjawi się taksówka. Dopiero kiedy si odezwał, pociągnęła nosem i odwróciła się na krótka chwilę przez ramie. Skrzywiła się, nie rozumiejąc w pierwszej chwili jego słów.
Co? — zapytała zdezorientowana i otarła opuszkami palców ociekający łzami policzek. Dopiero gdy po raz kolejny zabrał głos, udało jej się połączyć kropeczki i ustalić, że przywołał wspomnienia z nocy, którą spędzili na Gadhun Island. Czy podjął ten temat przez wgląd na jej durne zachowanie, które przed momentem miało miejsce pod pokładem? W pierwszej chwili chciała mu przerwać, nie chcąc by jakkolwiek tłumaczył jej się z czegoś, co zdążyła wyprzeć ze swej pamięci. Odwróciła się jednak i oparła tyłem o chłodną, barierkę, pozwalając mu dokończyć. Może wcale nie powinna wchodzić mu w zdanie i pozwolić by zrzucił z siebie ciążące mu wyrzuty sumienia? — Też zwykle udaje mi się nad wszystkim panować. Lubię mieć kontrolę i przez kilka ostatnich lat robiłam wszystko by nie dać się nikomu wytrącić z równowagi, aż do dzisiaj — odparła, pozwalając sobie na to by wyspowiadać się ze swych słabości. Mogła przecież po raz kolejny powiedzieć, że nic się nie stało i nie powinien się tym przejmować ale wątpiła by przyniosło to jakikolwiek pożądany efekt. — Kilka lat temu na jednej z imprez studenckich w Cairns, moja koleżanka, Tabby skumała się z jednym ze starszych chłopaków, którzy także zjawili się na tej imprezie. Z tego co nam mówiła, dość często razem pisali i telefonowali do siebie ale nie jestem pewna czy widzieli się wcześniej w cztery oczy — zaczęła i wzięła głęboki oddech, spoglądając w górę, na czyste, gwieździste niebo — Gdy zniknęła nam z pola widzenia, żadna z nas nie robiła z tego wielkiego halo. Gdy po zaledwie trzech godzinach chciała wracać do domu trochę się zdziwiłyśmy ale mówiła, że gorzej się poczuła i wezwie taksówkę. Tydzien później dowiedziałyśmy się, że została zgwałcona w pokoju na piętrze, a żadna z nas jej nie pomogła — wyjaśniła, wypuszczając nerwowo powietrze z ust i zwilżyła językiem usta, czując ścisk w gardle, który sprawiał, że każde kolejne słowo wydostawało się z jej ust z coraz większym trudem. — Dopiero dziś, czując tak potężny strach, zrozumiałam przez co przeszła Tabby, rozumiesz? Nie myślałam o tym, gdy zgodziłam się na spotkanie z obcym gościem, którego poznałam w internecie, wierząc, że mam nad tym kontrolę ale.. ale ją straciłam — pociągnęła nosem i szczelnie objęła się ramionami.


Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
W y d a w a ł o mu się, że nie mógłby zrobić jej krzywdy. Ani żadnej innej kobiecie lub niewinnej osobie. Okazało się, że nie miał racji, że nie kontrolował się wystarczająco skutecznie. Nie ufał sobie, dlatego prowokując go wyciągniętymi rękoma, blondynka popełniała błąd. Igrała z nim. Igrała z jego siłą. A on cholernie bał się tego, że hamulce puszczą i po raz kolejny zrobi coś, czego będzie żałował. Przywołanie wspomnień tamtego wieczora nie było więc skutecznym sposobem na pokazanie, że nie bała się tego, jak mogłoby zareagować jego ciało. Jego instynkt. Przeciwnie, sprawiło, że poczuł się zmuszony do konfrontacji z zachowaniem, którego niebywale się wstydził.
— Inaczej nie mówiłbym, że nie musisz tego robić — odparł bez chwili wahania. T r o s k a była dla niego niezrozumiała. Niewiele doświadczył jej w młodości, dlatego radzenie sobie bez niej przez wszystkie następne lata było równie naturalne jak oddychanie. A ponieważ nie potrafił ich zrozumieć, granice między troską a litością w jego oczach rozmyły się, zlewając w jeden dziwy twór.
Otoczenie kogoś opieką, czuwanie nad bezpieczeństwem oraz szczęściem danej osoby było zadaniem cholernie odpowiedzialnym. Bradley nie chciał przygniatać swoich ramion takim ciężarem. Nie chciał również takim utrudnieniem stać się dla kogoś. Wszelkie rozważania w tym zakresie zamierzał więc ucinać. Bo zwyczajnie nie potrzebował zmian.
Natomiast nie mógł opierać się wyraźnej potrzebie wytłumaczenia swojego zachowania. Był oszczędny w słowach. Jednocześnie próbował opowiedzieć o tym, co sprawiło, że wepchnięcie pod wodę uznał za zagrożenie oraz uniknąć mówienia o wszelkich wiążących się z tym odczuciami. Skupił się na ukazaniu faktów, nie wspominając o emocjach, które wywołały w nim tak agresywną reakcję. Natomiast nie chciał pozbywać się wyrzutów sumienia. Potrzebował ich, by pamiętać, że taki błąd nie powinien się powtórzyć. Ona podobnie n i g d y nie powinna wypierać tego wydarzenia z pamięci.
Słuchał w milczeniu. Przez jego twarz przemykały krótkie, lecz wyraźne impulsy, będące dowodami na to, że skupił uwagę na tym, co miała do powiedzenia. Miał wrażenie, że w ich przypadku k o n t r o l a oznaczała coś zupełnie innego. Przeszło mu przez myśl, że była od niego silniejsza. On nie mógł pochwalić się l a t a m i bez wytrącenia z równowagi. W ostatnich dniach panowanie nad własnym ciałem przysparzało mu olbrzymich trudności. Dlatego się izolował. Bo wtedy wyżywać się mógł wyłącznie na samym sobie.
Problem w tym, że nie rozumiał.
W swoim życiu widział przemoc pod wieloma postaciami. Gwałt również nie był mu obcym zjawiskiem. Sam nigdy się go nie dopuścił, lecz niejednokrotnie mógł zostać uznany za współwinnego takich przewinień – wojna rządziła się swoimi prawami. Zdarzało się, że żołnierze pod wpływem trudnych emocji oraz adrenaliny dopuszczali się obrzydliwych aktów przemocy również w stosunku do kobiet. A Bradley? Nie zawsze reagował. Nie zawsze się mieszał. Bo przecież to nie jest sprawa.
— Dobrze zrobiłaś przychodząc tutaj – powiedział. — I naprawdę mi przykro, że musiałaś skonfrontować się z tym, że ludzie są okrutni — dodał. Nikomu tego nie życzył. Sam zazdrościł każdemu, kto nie miał styczności z przemocą. Bo nawet nie będąc ofiarą, ona zmieniała człowieka. Wypaczała. Bradley czuł się spaczony przez wszystkie doświadczenia. To nie pozwalało mu żyć n o r m a l n i e. Przeszłość zawsze miała go prześladować. Od tego nie dało się uciec.

suzie worthington
studentka i sprzedawczyni — sklep odzieżowy Rowie
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Córka pastora, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami i studentka ostatniego roku, której marzeniem było zostać biologiem morskim. Do niedawna wolała poznawać nowych ludzi, szaleć na imprezach oraz udawać, że wciąż ma dwadzieścia lat, jednak teraz, jej jedynym celem jest poderwanie swojego hydraulika.
Blondynka nie chciała być dla nikogo ciężarem, jednak jej własne, nieprzemyślane decyzje, sprawiały, że narzucała mu się po raz kolejny i angażowała go w rzeczy, które wprawdzie wcale go nie dotyczyły. Wtedy na plaży, gdy w wyniku głupiego podstępu zmuszeni byli spędzić noc na dzikiej, odludnej wyspie nie potrzebowała jego opieki, jednak on, wziął sobie za punkt honoru by nad nią czuwać. Nie prosiła o to, jednak on, wziął to na swe barki. Teraz, prosiła go jedynie o bezpieczny azyl, a mimo to on czuł się zobowiązany do tego by sprać gościa, który szedł za nią od momentu opuszczenia baru. Sprawiała problemy, chociaż wcale tego nie chciała!
Oczywiście, że nie muszę — odparła, jak gdyby powiedział najgłupszą rzecz na świecie. Nie lubiła gdy ktoś dyktował jej warunki i sama decydowała o swych działaniach - z własnej, nieprzymuszonej woli. Troszczenie się o niego przychodziło jej jednak nad wyraz łatwo, choć.. byłoby jeszcze łatwiej, gdyby jej na to pozwolił.
Pomimo tego, że nie chciała być dla nikogo dodatkowym kłopotem, pragnęła czuć się potrzebna, doceniana i kochana. Obecnie nie była pewna czy ktokolwiek inny niż jej najlepsze przyjaciółki, troszczył się o nią bezinteresownie i gdy tylko pozwalała sobie uwierzyć, że tą osobą był Weatherly, wszystko pierdoliło się jak gdyby nigdy nie miała poczuć się szczęśliwa. Może była naiwną i głupią dziewczyną, która łudziła się, że mężczyzna w jego wieku mógłby zwrócić uwagę na kogoś takiego jak ona? Ilekroć się starała zachowywać dojrzalej i odpowiedzialniej, popełniała durny błąd, który przekreślał jej szanse na zdobycie bruneta.
Odniosłam zupełnie inne wrażenie. I słusznie, bo nie powinnam cię tym obarczać i ściągać na ciebie kłopotów. Nie wiem co sobie myślałam, decydując się na wyjście z gościem, którego w zasadzie w ogóle nie znałam — odparła, obejmując się dłońmi i gładząc lekko zziębniętą skórę. Wieczór był chłodny, a na nabrzeżu wiatr był znacznie bardziej odczuwalny. — Powinnam wiedzieć, że facet mógł okazać się psychopatą albo zboczeńcem. Zwłaszcza po sytuacji z Tabby — dodała i westchnęła, spoglądając w kierunku drogi dojazdowej do portu z której miała nadjechać za kilka chwil jej taksówka. Czuła się jak idiotka i żałowała momentu w którym zdecydowała się wyjść na tą cholerną randkę. Gdyby została w domu, nie zbłaźniłaby się przed brunetem i nie nabawiłaby się kolejnej traumy.


Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
Wracając myślami do dnia, w którym r o z t r z e p a n a blondynka wpadła na niego, wytrącając mu z rąk ulubioną kawę, wprost nie mógł uwierzyć, że przyszłość pokieruje nimi w sposób, doprowadzający ich do tego momentu. Nie rozumiał, jak do tego doszło! Bo przecież to nie tak, że czuł się z o b o w i ą z a n y pokazać natrętowi, jak nisko znajdowało się jego miejsce. Bradley zwyczajnie chciał sprawić mu ból, chciał, żeby cierpiał. Chciał tego, bo nie mógł zaakceptować, że z jego powodu o n a się bała. To wszystko potwornie go przerażało. Nie potrafił zapanować nad odruchami, nie potrafił również znaleźć wytłumaczenia dla swojego zachowania. Kurwa. Szkoda, że knykcie nie bolały go bardziej; fizyczny ból zasłoniłby przynajmniej część idiotycznych myśli.
Przewrócił oczami. Przerzucanie się słowami zaczynało go męczyć. Susan była cholernie uparta! Ponadto zadawała się nie słyszeć tego, co do niej mówił – jak grochem o ścianę. Byłoby znacznie łatwiej, gdyby zaakceptowała, że nie potrzebował n i k o g o. Szczególnie takiego, jak ona. Była taka młoda, miała przed sobą życie nieskalane problemami, jakie sprowadzić mogła na nią jego osoba. Wolałby, żeby trzymała dystans. Był przekonany, że dzięki temu byłaby bezpieczniejsza. Szczęśliwsza. On nie miał jej do zaoferowania niczego mającego prawdziwą wartość.
— Nie mogłaś tego przewidzieć — stwierdził, wzruszając ramionami. — Nie poznasz nowych ludzi, nie spotykając się z nimi — dodał. Wiedział to, bo postępował dokładnie odwrotnie, co dawało mu dokładnie to, czego chciał. Samotność. Nie zmieniało to faktu, że mogła być ostrożniejsza. Jednocześnie nie mogła patrzeć na wszystkich przez pryzmat sytuacji, która spotkała wspomnianą koleżankę. To oczywiście powinno ją czegoś nauczyć, lecz nie powstrzymywać przed r a n d k o w a n i e m. Była atrakcyjną, młodą kobietą – nic dziwnego, że poszukiwała wrażeń.
— Ważne, że nic ci się nie stało — zaznaczył. — Możesz poczekać w środku — zaproponował. Nie umknęło jego uwadze, że trzęsła się – nie wiedział tylko czy z powodu temperatury panującej na zewnątrz czy ze zdenerwowania.

suzie worthington
ODPOWIEDZ
cron