aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
13.

Prawdę mówiąc, miała do siebie żal o to, że tak długo zwlekała z tą wizytą, a im więcej dni mijało, tym łatwiej było odwlekać to dalej i dalej. Z drugiej strony nie lubiła mieć długów, więc z tyłu głowy bezustannie wracała do tego, który w swoim mniemaniu zaciągnęła u Bradleya. Pewnie wypadłoby to wszystko lepiej, gdyby nie natłok problemów osobistych, głównie na tle rodzinnym, których widmo gdzieś nadal nad nią wisiało i dlatego też, nie ma co ukrywać, poszukiwała dodatkowych powodów, by zająć jakoś swój czas wolny.
Chyba do ostatniego momentu wątpiła w to, że dobrze trafiła. Samochodem pokonała większość drogi i kiedy już go zatrzymała, powiodła spojrzeniem dookoła, jakby nie była pewna co do tego, czy chce opuszczać pojazd. Może i powinna się tego wstydzić, ale nieszczególnie często bywała w portach, a już na pewno nie takich. Te które w swoim życiu miała przyjemność oglądać, stanowiły raczej atrakcje turystyczne wielkich miast. Wbrew tym przemyśleniom nie należała wcale do wychuchanych panienek z dobrego domu, uważających, że coś może być poniżej ich standardów. Starała się ze wszelkich sił walczyć z tymi stereotypami i teraz też wzięła głębszy wdech, złapała za elegancką, ale też bardzo prostą torbę prezentową z tłoczonego szarego papieru i wyszła na zewnątrz, wygładzając dłonią jasny materiał swojego ubrania. Przy trzecim kroku zachwiała się lekko, gdy butem na obcasie najechała na jakiś kamyk, ale utrzymała równowagę i zapowiadając swoje nadejście charakterystycznym stukotem kroków, weszła do miejsca, które według jej rozeznania, miało stanowić warsztat Bradleya. Z resztą to jego plecy aktualnie obserwowała, zatrzymawszy się na wejściu. Odczekała może z pięć sekund, a potem kaszlnęła tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę.
- Pewnie miałbyś więcej klientów, gdybyś pracował twarzą do drzwi - zauważyła, chociaż bynajmniej w jej głowie nie było złośliwości. Chyba jak już to zawstydzenie, bo przychodzenie niezapowiedzianą nie leżało w wachlarzu jej najczęstszych zagrywek. Nie lubiła się też narzucać, a z tyłu głowy miała obawę, że właśnie to teraz robi. Dlatego też, jak tylko na nią spojrzał, uniosła odrobinę torbę prezentową, by i na nią zwrócić uwagę mężczyzny. - Nie wiem, czy mnie pamiętasz... pomogłeś mi z samochodem, a ja chciałabym jakoś za to podziękować - wyjaśniła, by od razu wiedział po co przychodzi. Może zagrała najłatwiejszą kartą, ale naprawdę uważała whisky za dobry i uniwersalny prezent, który jeszcze nigdy jej nie zawiódł.

Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
009.

Bardzo, bardzo rzadko decydował się na opuszczanie strefy komfortu. Niedawno przekonał się – w boleśnie brutalny sposób – że powinien robić to jeszcze rzadziej. Może w ogóle. Wcześniej, zanim został zmuszony do odwieszenia munduru, nie miewał z tym kłopotu. Nie w takim stopniu. Krótkie przerwy między odbywanymi misjami spędzał ciesząc się towarzystwem przypadkowo poznawanych ludzi – przeważnie kobiet – a gdy nadchodził termin ponownego wyjazdu, żegnał się, nie pozostawiając obietnicy kontaktu. Nie lubił złudzeń, dlatego nie ubarwiał nimi rozstań. Wtedy potrafił rozmawiać. Potrafił czerpać przyjemność z obcowania z ludźmi, z poznawania ich, a niekiedy czuł pustkę, zostając samemu. Teraz nie opuszczało go wrażenie, że bezpowrotnie stracił umiejętność c z u c i a. Poza bólem fizycznym – ten odczuwał, ilekroć rozdarł skórę podczas pracy w warsztacie lub uszkodził palec naprawiając stary kuter służący mu za d o m. Dlaczego, do cholery, przyszło mu do głowy, że k r y z y s minął? Najwidoczniej zasłużył na to, by rzeczywistość przypomniała mu, że nie ma dla niego miejsca w społeczeństwie.
Między innymi z tego powodu nie zareagował na dźwięk obcasów odbijających się od skruszałego betonu. Nie przypuszczał, że kobieta (jak z góry założył, choć przecież mógł się mylić) w nie ubrana mogła kierować się ku niemu. Nie widział więc powodu, dla którego miałby się obrócić. Przynajmniej, póki nie usłyszał chrząknięcia, bo dopiero ono sprawiło, że spojrzał przez ramię.
— Pamiętam — zapewnił, wysłuchawszy wszystkiego, co miała do powiedzenia. Odłożył trzymane w rękach narzędzia, którymi chwilę wcześniej szlifował drewniany element pokładu, by wytrzeć dłonie w niezbyt czystą szmatkę. — Laurissa. Francuzka ze zbyt dużego samochodu. Ciężko zapomnieć — zauważył, bacznie obserwując trzymaną przez nią torebkę.
Bywał w lepszej formie oraz w lepszym humorze. Jednakże starał się – małymi krokami – przypominać sobie na czym polega r o z m o w a. Od wydarzeń mających miejsce na Syreniej Wyspie minęło trochę czasu i chociaż Bradley wciąż nie odważył się skonfrontować z popełnionymi tam błędami, zaczynał przynajmniej akceptować, że naprawdę do nich doszło.
— Wystarczy „dziękuję”. Nie oczekuję niczego więcej — powiedział. — Bezinteresowność wyszła z mody?

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Dyskretnie rozglądała się po okolicy, bo niekoniecznie przywykła do takich miejsc. W zasadzie nawet w tej dzielnicy była po raz pierwszy, nie powiedziałaby może, że wszystko ją tutaj fascynowało, bo nie była głupiutką panienką porównującą tę wyprawę do jakiejś wycieczki krajoznawczej, ale jednak jakąś ciekawość to w niej budziło. Samo to, w jakich okolicznościach "przyrody" pracował jej wybawca. Ten sam wybawca, który nie zareagował zbyt entuzjastycznie na jej widok, ale też wcale tego od niego nie wymagała. Samo to, że pamiętał jej imię, wystarczyło by uniosła kącik ust do góry, a następnie przełożyła markowe okulary przeciwsłoneczne z nosa na czubek głowy, zaczesując nimi włosy do tyłu.
- Uznam to za komplement - odpowiedziała, nie przejmując się brzmieniem swojego akcentu, wierząc, że już po tym samym mógł sobie przypomnieć ich wcześniejsze spotkanie. - Chyba, że głównie pamiętasz mój samochód, ale z drugiej strony zaimponowało mi, że wiesz, jak mam na imię - przyznała, podchodząc jeszcze dwa kroki bliżej, po czym pozwoliła sobie spojrzeniem prześlizgnąć się po łodzi, którą się zajmował. Skupiła się na niej na tyle, by zapomnieć o trzymanej przez siebie torebce na parę chwil. Jego słowa zmusiły ją do poświęcenia jej ponownie uwagi.
- Kiedy ostatnio byłam w Paryżu, wciąż była w łaskach krytyków - rzuciła pół żartem pół serio. Ceniła sobie ludzi bezinteresownych, sama lubiła do nich należeć, ale nie oznaczało to, że jednocześnie nie lubiła podziękować nieco lepiej, niż jedynie samym słowem, za udzieloną jej pomoc. Ostatecznie, gdyby Brad rzeczywiście czegoś od niej oczekiwał, nie szukałaby go sama z siebie i nie czułaby aż takiej wdzięczności. - W każdym razie czułabym się źle ze sobą, gdybym w żaden sposób się nie odwdzięczyła. Butelki dobrego alkoholu chyba nie odmówisz? - zagadnęła i wyciągnęła w jego stronę torebkę, w której zapakowany był ten podarek. Uważała whisky za bardzo uniwersalny prezent i nawet do głowy by jej nie przyszło, że w tym przypadku mógłby być tak nietrafiony. Dlatego też teraz patrzyła na niego tak zachęcająco, licząc, że przyjmie to, co dla niego przyniosła. - Ostatecznie wypiłam też twoją wodę, więc jak nie za samochód, to za to powinnam się zrekompensować - zachęciła jeszcze, bo mimo wszystko należała do kobiet, które uparcie zmierzały do realizacji swoich planów. W przeciwnym razie nie goniłaby za karierą tak daleko od własnego domu.

Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
Bradley lubił surowość portowej dzielnicy. Nie brakowało mu widoku wypielęgnowanych ogrodów o trawinkach przystrzyżonych do idealnej długości ani porządnych domów, które – gdyby nie stojące na podjeździe samochody – wydawały się niezamieszkałe. Idealne, lecz puste. Sapphire River było kwintesencją rozgardiaszu. Nieproporcjonalną mieszanką ludzi, którym się nie udało, tych którzy wciąż próbowali oraz takich, którzy nigdy żadnej próby wydostania się z tej zgnilizny nie podjęli. W tym chaosie odnajdował się najlepiej. Prawdopodobnie dlatego, że sam jedynie udawał p o u k ł a d a n e g o. Na pierwszy rzut oka panował nad własnym bałaganem. Niestety pozwolił sobie uwierzyć, że pozór stanowił prawdę, przez co teraz nie mógł poradzić sobie z akceptacją tego, że stracił kontrolę. Może nawet nigdy jej nie miał.
— Mam dobrą pamięć — stwierdził, nie rozwodząc się nad tym, gdzie oraz w jaki sposób zdołał ją wytrenować. Mózg dla żołnierzy był równie ważnym narządem co mięśnie – jedno bez drugiego nie mogło działać efektywnie.
Spojrzał na pakunek, w którym – jak zostało mu zdradzone – znajdował się alkohol. Cholera, nie mogła mieć pojęcia, jak chętnie napiłby się zimnej whisky. Uśmiechnął się z zakłopotaniem, co nie zdarzało mu się często. Laurissa emanowała tym rodzajem kobiecości oraz szyku, do jakich nie przywykł. Nie spotykał t a k i c h kobiet.
Wyciągnął wsuniętą za pas szmatę i przetarł dłonie. Spoglądał na pakunek o sekundę za długo, by jego wahanie mogło pozostać niezauważone. W końcu sięgnął po torebkę, lecz nie zajrzał do środka.
— Doceniam to — powiedział. Jego wyraz twarzy sugerował, że trzyma w dłoniach coś skrajnie odpychającego. — Ale nie piję alkoholu — dodał, starając się zabrzmieć dobitnie, by przypomnieć sobie, że nie bez powodu zrezygnował z picia. — Ty jednak możesz się poczęstować. W warsztacie mam tylko wodę. Whisky wydaje się bardziej atrakcyjne — zapewnił, oddając torebkę w jej ręce. Do niedawna czuł się dobrze ze swoją abstynencją, jednak im więcej błędów popełniał, tym bardziej chciał utopić je w wódce. Pomóc sobie wyłączając m y ś l e n i e. Wiedział jednak, że byłoby to objawem słabości.
— Zaproponowałbym ci, żebyś usiadła, ale tu nigdzie nie jest czysto — stwierdził, rozglądając się. Na tym etapie nie był pewien, czy chciał, aby ta wizyta przedłużała się, czy wolałby odprawić Laurissę i czym prędzej zostać sam.
— Zadomowiłaś się? — spytał, czując przygniatający ciężar odpowiedzialności za pociągnięcie rozmowy. Był w tym kiepski. Nie odznaczał się ciekawością, nie miał w zwyczaju pytać co słychać i udawać zainteresowania odpowiedzią. Cóż, prawdopodobnie z tego powodu nie odnawiał relacji z biologiczną rodziną.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
W Paryżu, jak w większości miast, też były takie miejsca, do których się nie zaglądało z przyjemnością. Nie, żeby obrażała dzielnicę portową Lorne Bay, ale jednak widziała doskonale, że odbiega ona od pozostałych, znanych jej już części miasteczka. Daleka była od jakiegoś absurdalnego lęku, ale też skłamałaby mówiąc, że nie dostrzegała nieco niższego standardu życia, jaki musiał tutaj panować. Inna sprawa, że nigdy nie zamierzała mówić o tym na głos, ani jakkolwiek tego podkreślać swoim zachowaniem.
- No tak... nie jesteś z tych, którzy pozwalają poczuć się rozmówcy wyjątkowo? - w zasadzie to nie brzmiało to nawet jak pytanie, a bardziej stwierdzenie, po którym pokiwała delikatnie głową na boki. Może i go nie znała, ale po ostatniej rozmowie niejako wiedziała, czego się spodziewać, więc teraz też bynajmniej zamierzała się zrażać. Jak już przyjechała tu w konkretnym celu, to nie byłaby sobą, gdyby nie dopięła tego do końca. Tak szybko nie odpuszczała, już od dzieciństwa będąc niezwykle wytrwałą w swoich postanowieniach. Tylko, że całe jej zadowolenie prysnęło tak szybko, jak usłyszała, że jej prezent jest nietrafiony.
- Och - wymsknęło jej się nieplanowane westchnięcie, bo tyle co oddała mu torebkę, a już jasnym było, jak bardzo spaliła z tymi podziękowaniami. - Miałabym pić sama? To byłoby z wielu względów niekulturalne - zauważyła, a straciwszy azymut, nie potrafiła tak szybko opracować nowej strategii działania. Traktowała to trochę, jak swoją osobistą porażkę, a pewnie z łatwością można się było domyślić, że niekoniecznie dobrze takie znosiła. - Przepraszam, mam nadzieję, że w żaden sposób tym ciebie nie uraziłam... chciałabym mimo wszystko się jakoś zrekompensować - przyznała, bo nie umiałaby udawać, że się nie wygłupiła. Przy okazji w jej głowie zrodziło się parę pytań, ale też nie znali się dobrze, a w zasadzie wcale, by uważała je za grzeczne. Pozostawało więc liczyć, że rozmowa jakoś sama ruszy w odpowiednim kierunku i pomoże jej jakoś odpokutować te potknięcie.
- Jeszcze nie znamy się zbyt dobrze, a chociaż może to być zaskakujące, nie umrę, jeśli się odrobinę pobrudzę - uśmiechnęła się, sugerując tym samym, że jej uwaga była raczej żartem, niż zaczepką. Po tym faktycznie rozejrzała się za jakimś miejscem do siedzenia. Może rzeczywiście nie zachęcało w zestawieniu z jej jasnym strojem, ale na blacie znalazła jakąś gazetę, więc ułożyła ją na stołku i poprawiając spodnie, usadowiła się wygodnie, spoglądając na niego tak, jakby jej oczy miały mówić widzisz, udało się. - W twoim warsztacie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, zakładając jeszcze nogę na nogę, ale nim odpowiedział, parsknęła cicho. Wiedziała co miał na myśli. - Jeszcze nie do końca, ale jestem na dobrej drodze - w zasadzie nie była pewna, czy tak właśnie rysowała się prawda, ale potrafiła odróżnić pytanie zadane z uprzejmości, to też nie chciała za bardzo się rozwodzić. - Więc tu pracujesz... czym dokładnie się zajmujesz? - zagadnęła, rozglądając się dookoła, nie kryjąc nawet, że to miejsce ją interesowało.

Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
— Nie, nie jestem — przyznał, nie widząc w tym problemu. — Prawdopodobnie trudno w to uwierzyć, ale kiedyś przychodziło mi to z większą łatwością. W którymś momencie człowiek po prostu zdaje sobie sprawę, że poczucie komfortu przypadkowych ludzi ma niewielkie znaczenie — wyjaśnił. I bynajmniej nie miał na myśli celowego odpychania od siebie ludzi (choć to również zdarzało mu się robić), lecz bycie szczerym ze sobą i nieudawanie innego jedynie po to, by zaskarbić sobie czyjąś sympatię. Bo mimo wszystko Bradley nie był robotem. Zdawał się dzielić z maszynami niektóre cechy, ale od czasu do czasu nawet on potrzebował z kimś porozmawiać. Natomiast za sobą miał okres, w którym zależało mu wzbudzaniu w kimś pozytywnych odczuć. Jeśli ktoś miał go polubić, musiał go znosić właśnie takim.
— Nie mogłaś wiedzieć — powiedział, nie traktując tego w kategoriach urazy. — Jeśli nie zamierzasz tego wypić, lepiej będzie jeśli zabierzesz, cokolwiek tam jest, ze sobą — dodał. Mógł podziękować. Udać, że idealnie trafiła w jego gust. Zwyczajnie zignorować kryjącą się w ozdobnej torebce butelkę, a następnie wyrzucić ją, byle nie na oczach kobiety. Niestety w ostatnim czasie ufał sobie mniej niż wcześniej. Ryzyko, że u l e g n i e było zbyt wysokie. — To dla mnie ważne, a przeprosiny nie są konieczne — dodał, na moment zawieszając na niej wzrok. Spróbował nawet uśmiechnąć się odrobinę, lecz miał wrażenie, że nie wyszło z tego więcej niżeli denny grymas.
Nie pasowała do jego przestrzeni, do brudnego warsztatu, w którym każde narzędzie nosiło ślady długiego użytkowania. A mimo tego nie dawała za wygraną, wykradając dla siebie miejsce – może nie idealne, lecz przynajmniej względnie spełniające najważniejsze wymogi. — Nie przychodź do mnie z pretensjami lub rachunkiem za pralnie. Ostrzegałem — rzucił, chcąc nadać słowom żartobliwego tonu. Nie chciał zabrzmieć, jakby próbował różnymi sposobami pozbyć się jej.
Rozejrzał się, dając sobie chwilę na skonstruowanie odpowiedzi.
— Wszystkim — uznał, że żadne inne słowo lepiej tego nie określi. — Jestem całkiem… Lubię naprawiać rzeczy. To jest fragment łodzi, którą remontuję — wskazał na część kadłuba, której doprowadzenie do porządku było dla niego łatwiejsze tutaj, w warsztacie, gdzie miał więcej narzędzi. W dodatku mógł pracować nad nią między wykonywaniem zleceń, za które rzeczywiście mu płacono.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Uśmiech na jej twarzy się poszerzył, gdy Bradley przyznał jej rację, ale i bez tego była świadoma, że trafnie zgadła.
- Auć - rzuciła trochę teatralnie, przykładając przy tym dłoń do klatki piersiowej. Nawet w tym pozornie niedbałym geście nie dało się nie zauważyć pewnego rodzaju gracji. Czegoś, na co ona nie zwracała już uwagi, a co było wymagane w sferach, w których przez całe swoje życie się obracała. - Nie łudziłam się co do tego, że odgrywam w twoim życiu jakąś znaczącą rolę, ale, żeby tak bez pardonu wytknąć mi bycie przypadkową osobą? Okrutnik z ciebie - podsumowała go wcale nie surowo, bo nadal z jakąś lekkością. Nie przeszkadzało jej w zasadzie jego usposobienie. Przynajmniej był w tym szczery. To n pewno lepsze od osób, które na siłę próbowały być miłe, a poza tym samo w sobie, takie zachowanie w jej kierunku, było dla Laurissy czymś nowym, a co za tym idzie dość ciekawym, by jeszcze się nie podniosła i nie poszła w swoją stronę.
- Jesteś pewien? Mógłbyś to komuś innemu sprezentować... nie miałabym z tym problemu, a ty miałbyś prezent z głowy, dla jakiegoś brata czy innego przyjaciela - zasugerowała, bo zwyczajnie nie była zwolenniczką pomysłu z zabieraniem prezentu, nawet jeśli z nim nie trafiła. Nie myślała kompletnie o tym, że może niepotrzebnie ten by go kusił i to był jej błąd. Nigdy nie miała do czynienia z kimś, kto miewał problemy z alkoholem. Nie, żeby jej środowisko było bez skazy, tak po prostu wyszło... z resztą ona sama paliła papierosy, piła za dużo wina i przesadzała z lekami na depresję, więc nie jej wytykać wady innych. - Skoro tak mówisz - mruknęła bardziej pod nosem, niż do niego, bo sama czuła się lepiej z tym, że przeprosiła, ale nie chciała też niepotrzebnie tego wałkować w nieskończoność. - W sumie ta opcja z rachunkiem brzmi całkiem dobrze - odpowiedziała przekornie, na fali tej jego żartobliwej nuty i nawet z pewnego rodzaju rozmachem rozsiadła się na tym swoim stołku, zakładając nogę na nogę, jakby w ten sposób chciała zamanifestować, jak swobodnie czuje się w miejscu, do którego tak boleśnie nie pasowała.
- Czyli taka... kolorowa rączka z ciebie? - totalnie pomieszała francuski odpowiednik na określenie majsterkowicza, tłumacząc go po części kalkując, po części stosując poprawny sposób, ale oczywiście sama nie mogła się zorientować, że popełnia jakikolwiek błąd. Poza tym złota, czy kolorowa... - Teraz już wiem, że miałam duże szczęście, że to ty się zatrzymałeś... pewnie w porcie masz dużo fragmentów łodzi do remontu - próbowała trochę pociągnąć rozmowę, czując, że lepiej będzie wziąć to na siebie.

Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
Zapytany, zgodziłby się z nią. Może to, co uznawał za szczerość – powszechnie uważaną za cechę pozytywną, a nawet pożądaną – było w jego wykonaniu okrutną, niewyważoną przesadą. Może rzeczywiście tak było. Z drugiej strony, nie widział potrzeby udawania s y m p a t y c z n e g o chłopaka z przedmieścia. To nie była rola dla niego. — Nie mierzyłem w ciebie — zaznaczył, rozumiejąc, że mogła odebrać to personalnie, czego wcześniej nie wziął pod uwagę. — Chciałbym powiedzieć, że to powierzchowne i wcale nie zamierzałem być nieuprzejmy, ale nie lubię się zasłaniać — dodał, zerkając na nią. Bezwiednie potoczył spojrzeniem ku prezentowej torebce. Nie tylko c h c i a ł dowiedzieć się co skrywała, przede wszystkim c h c i a ł tego spróbować. Cholernie dużo prawdy było w słowach twierdzących, że zakazane smakuje najlepiej. Cholernie.
— Nie ufam sobie na tyle, by trzymać to w pobliżu — wyjaśnił, woląc, by wiedziała, że ma problem z alkoholem niżeli, że nie posiada żadnych bliskich osób. Bynajmniej nie czuł się z tego powodu źle; świadomie wybrał separowanie się. Nie chciał jednak dodatkowych pytań ani litości, która w takich momentach pokazywała się w oczach rozmówcy. — Dlatego będzie lepiej, jeżeli sama się tym… zajmiesz — nie ustępował. Nie miałby nic przeciwko temu, by napiła się w jego obecności. Wprawdzie nie byłoby to dla niego w pełni komfortowe, ale przynajmniej pozwoliłoby sprawić, w jakim stopniu się kontrolował. Przy niej nie pozwoliłby sobie na potknięcie. Będąc z samym sobą, byłoby to znacznie trudniejsze. Uzależnienie było słabością, której chciał się pozbyć.
Rzeczywiście nie pasowała do tego miejsca. Widział to, a mimo wszystko nie odczuwał wiążących się z tym nieprawidłowości. Radziła sobie, dostosowywała się – nawet jeśli nie czuła się swobodnie w obecności brudnych narzędzi, udawała, że jest inaczej.
— Kolorowa? Tak mówi się we Francji? — spytał, rozpoznawszy błąd w popularnym zestawieniu słów. — Tutaj mówimy „złota rącza”. Idiotyczne określenie, prawda? — zauważył, wymownie spoglądając na swoje dłonie, które bynajmniej nie kojarzyły się z bogactwem i przepychem, z którymi zwykle łączy się złoto.
— W zasadzie mam całą łódź. Na ten moment wciąż wygląda parszywie, ale może kiedyś uda mi się ją skończyć. W każdym razie, nie spieszę się — odparł. Dłubanie przy starym kutrze rybackim sprawiało mu przyjemność i zapełniało wolny czas. Przynajmniej nie robił wtedy niczego głupiego.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Nawet gdyby w nią mierzył, najpewniej nie czułaby się urażona. Wtargnęła mu tutaj do zapowiedzi i widziała doskonale, że Bradley nie był typem człowieka, który przepadał za cudzym towarzystwem. Na własne życzenie naruszała więc jego przestrzeń, więc i tak miała szczęście, że jeszcze tu siedziała, zamiast być wywaloną na bruk.
- Nie jesteś duszą towarzystwa, co? - skonfrontowała z nim jeszcze to, czego już sama się domyśliła i pokręciła głową na boki, jakby znajdowała w tym coś zabawnego, ale też nie na tyle, by się śmiać. Zwyczajnie przez moment zastanawiała się nad tym, jak to się stało, że ich drogi się skrzyżowały. Pamiętała, w jakich okolicznościach miało to miejsce, ale wciąż stanowiło to sytuację, jaka była dla niej dużą nowością.
W pierwszej chwili chyba nie zrozumiała przesłania jego słów, a raczej to do niej nie dotarło tak naturalnie. Niby przetworzenie informacji nie zajęło jej więcej, jak dwa, może trzy uderzenia serca, ale ten czas wystarczył, by wyraźnie dostrzec na niej moment, w którym coś przeskoczyło. Źrenice się nieco poszerzyły, usta nieznacznie rozchyliły, a mięśnie spięły.
- Och - rzuciła, nie zapanowawszy nad tym odgłosem. Wyraźnie się zmieszała, bo nagle wszystkie fragmenty układanki na siebie naszły, a ona poczuła, że zaliczyła faux pas. - Wybacz mi najmocniej - dodała zaraz, nie będąc pewną, jak ma zareagować. To też było nowe. Wiedziała, że alkoholizm jest powszechny, ale nawet w myślach korzystając z tego określenia, czuła się tak, jakby robiła coś złego. Jej poliki lekko się zaróżowiły, a ona wyraźnie straciła na pewnej siebie postawie. - Jasne, zabiorę to stąd, tak będzie pewnie najlepiej - dopowiedziała, bo czuła, że w jednej chwili cisza zaczęła być niesamowicie nieprzyjemna i niewygodna. Pewnie demonizowała, ale nie potrafiła od tego uciec i pilnie potrzebowała jakiegoś innego tematu. Różnice językowe wydawały się świetną okazją do wypełnienia rozmowy. Pokiwała więc głową twierdząco.
- Mi się tam podoba... ręce, które wszystko naprawią... zdecydowanie złota cecha - uśmiechnęła się, starając zatuszować wcześniejszą niezręczność. Przyjrzała się też jego dłoniom i cóż, przyłapała się na myśli, że jej własne w niczym ich nie przypominają. - Pokażesz mi swoją łódź? Jak już ją odnowisz... kiedyś - zapytała, bo nie miała w zasadzie nic do stracenia, a wciąż było to lepszym rozwiązaniem, niż pielęgnowanie ciszy. - Powiesz mi, co lubisz, Bradley? - zagadnęła po krótkiej chwili, jakby dopiero na to wpadła. Śledziła go też spojrzeniem, które mogło dawać wrażenie, że nie odpuści. No i słusznie. - Chciałabym jakoś podziękować, mimo wszystko... lepiej, niż tym, co przyniosłam - wyjaśniła, ostatecznie samej nawiązując do butelki alkoholu.

Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
— To aż tak rzuca się w oczy? — zadrwił z samego siebie, doskonale zdając sobie sprawę, że t o w a r z y s k i to jeden z ostatnich przymiotów, jakie można było mu przypisać.
W rzeczywistości powinien był okazać jej wdzięczność. Może nie zrobiła tego w pełni świadomie, jednak wyrwała go z odrętwienia. Potrzebował jednak czasu, by dostrzec tego zalety oraz je zaakceptować.
Nikt nie lubił odkrywać słabości. Bradley miał ich cholernie dużo, choć na pierwszy rzut oka niełatwo było je dostrzec. Nauczył się maskować swoje słabe strony oraz omijać niewygodne tematy. Jednocześnie nie próbował zatajać ich ponad wszelką konieczność. Tym razem sytuacja zmusiła go, by przyznał się do problematycznej relacji z alkoholem. Wstydził się tego. Drażniło go, że nie panował nad sobą, nad swoimi żądzami i chęcią sięgania po wódkę. Przynajmniej był tego świadomy.
— Nie mogłaś wiedzieć, że masz do czynienia z alkoholikiem. Nie chwalę się tym przy każdej okazji — wyjaśnił ze słabym uśmiechem. I nawet mimo tego, że rozumiał zmieszanie odznaczające się teraz na jej twarzy, chciał ułatwić jej przełknięcie tej wiadomości. Znormalizować to, z czym mierzył się na co dzień. — Kiedyś wyglądałem gorzej. Wtedy można było poznać, że mam pewien problem. Im więcej czasu mija, tym trudniej to zauważyć. Z drugiej strony, poznałem ludzi w garniturach i dopasowanych krawatach, którzy byli w głębszym bagnie ode mnie. Dowód na to, że reguły nie istnieją — powiedział. I pewnie była to najdłuższa jego wypowiedź tego dnia. Co więcej, jednak z najszczerszych.
— Mówi się też, że nie wszystko złoto, co się świeci — wtrącił, dopiero po chwili orientując się, że nie wnosiło to zbyt wiele do rozmowy. Na jego szczęście Laurissa rozumiała już, że nie był obyty z zasadami rozmów prowadzonych o niczym.
Jego dłonie były widocznie spracowane. Za paznokciami miał czarne plamy, bo chociaż szorował je regularnie, wystarczyło kilka minut w warsztacie, by ponownie pokrywały się ciemnymi smugami. Natomiast kobiecie dłonie – drobne i delikatne rzeczywiście w niczym tego nie przypominały.
— Przypomnij mi, jak długo planujesz zostać w Lorne Bay? Pełna naprawa łodzi zajmie jeszcze rok, może dwa lata. Wszystko zależy od ilości wolnego czasu i pieniędzy — powiedział, zachowując neutralność, nie wymóc współczucie lub litość. Zależało mu, by zrobić to samodzielnie. W pracy nad starym kutrem odnajdował spokój. Nie miał pojęcia, co zrobi, kiedy rzeczywiście go ukończy. Z pewnością będzie potrzebował nowego wyzwania. — Ale tak. Mogę ci ją pokazać, choć nie jest skończona.
Kolejne pytanie zbiło go z tropu.
— Steki. I kawę — odparł, nie wiedząc, co poza upodobaniami smakowymi mógłby wymienić. — Ale jeśli przyjdzie ci do głowy zaprosić mnie do eleganckiej restauracji, odmówię. Nie zrozum mnie źle. Jesteś piękna, ale nie skończyłoby się to dobrze.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Jedynie zaśmiała się pod nosem w ramach odpowiedzi, bo raczej oboje dobrze ją znali. Chociaż tyle rozbawienia mogła z siebie wykrzesać. Temat alkoholizmu nie był łatwy, ale wcale nie oceniała go przez to źle. Nie mogłaby tego robić, sama nie była święta. niby alkohol nigdy nie był jej nałogiem, ale zdecydowanie za często sięgała po leki, dzięki którym łatwiej było przetrwać noce i wyłączyć natrętne myśli. Nie, żeby zamierzała się tym chwalić i jakkolwiek to ujawniać.
- Albo na to, że każdy człowiek może borykać się ze swoimi demonami, niezależnie od tego, jak wygląda jego sytuacja życiowa - wtrąciła spokojnie, bo osobiście nie uważała, by regułą było, że problemy takie, jak alkoholizm, dotykały jedynie ludzi nie należących do najwyższych klas. Nie chciała też tego ubierać w takie słowa, bo nie przeszłoby jej przez gardło coś, co brzmiałoby tak obraźliwe. - Widzę jednak, że masz do tego spory dystans - dodała po chwili, chcąc go wspomóc w tym przechodzeniu z tym tematem do normalności. - Dawno z tego wyszedłeś? - zagadnęła, ale też szybko się zreflektowała. - Wybacz, jestem obcą osobą. Oczywiście nie musimy o tym rozmawiać - zapewniła, bo gdyby ten temat wcale nie był dla niego taki łatwy, nie chciałaby stanowić zapalnik, do przypominania sobie jakiś niepotrzebnych i słusznie minionych traum. Przynajmniej tak zakładała, że są one już minione.
- W twoich ustach zabrzmiało to dość pesymistycznie - zauważyła odnośnie powiedzenia, które przytoczył. Wiedziała, że tutaj nie pasuje, ale starała się to ignorować i naprawdę nie chciała uchodzić za intruza, którego najchętniej pozbyłby się z miejsca. Dlatego wyraźnie jej ulżyło, gdy po chwili zaproponował jej pokazanie łodzi. Brakowało jej tutaj jakiś przyjaciół, a ludzie z wyższych sfer często ją przytłaczali, nawet jeśli to do nich należała.
- Sama nie wiem, póki co robię tutaj aplikację, więc jeśli nie zrezygnuję, myślę, że doczekam końca pracy nad twoją łodzią - wyjaśniła, bo faktycznie nie zaplanowała sobie w głowie żadnych ścisłych klamerek czasowych. Póki co miała tutaj stanąć na nogi, wyjść z żałoby i znów zacząć żyć, ale prawdę mówiąc nie liczyła, że jej się to uda. Skupienie się na karierze było o wiele bardziej osiągalne. - Chętnie zobaczę nawet nieskończoną - uniosła kąciki ust do góry, jednocześnie czekając na to, co odpowie na jej pytanie. Bała się chyba, że będzie próbował ją zbyć, ale całe szczęście tak się nie stało.
- Dlaczego nie skończyłoby się to dobrze? - zaintrygował ją. Komplement powiedziany ze swobodą, jakby nic go nie kosztował, tylko wzmocnił to uczucie. Poza tym ta jego odmowa... sprawiła, że teraz bardzo chciała zjeść z nim steka w eleganckiej restauracji. - Byłbyś w stanie mi odmówić? Gdybym faktycznie ciebie zaprosiła? - zapytała wprost, nie wstydząc się tego. Ostatecznie była raczej pewną siebie kobietą.

Bradley U. Weatherly
hydraulik, złota rączka — warsztat w magazynie portowym
40 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Wcześniej wykonywał rozkazy, teraz robi, co do niego należy.
Alkohol wcale mu nie pomagał. Owszem, sprawiał, że codzienność, która w najgorszym okresie była dla niego k o s z m a r n y m ciężarem, stawała się łatwiejsza do zniesienia, ale łagodzący rzeczywistość efekt nie utrzymywał się długo i przede wszystkim był niczym więcej niż tylko z ł u d z e n i e m. W dodatku wpędził go w kłopoty, których trzeźwy nigdy by się nie dorobił. I choć minęło wiele miesięcy od kiedy przestał pić, wciąż nie wiedział, co tak naprawdę było trudniejsze. Zerwanie z nałogiem czy życie bez niego.
Trzeźwość była satysfakcjonująca.
Niestety bezbarwna.
— Zwykle nie myślę o problemach innych ludzi. Mam dość własnych — wspomniał, zachowując ostry ton. Prawdopodobnie dlatego nie miał p r z y j a c i ó ł. Nie pochylał się bowiem nad innymi, bo byłby hipokrytą, próbując wspierać osoby trawione trudnościami, kiedy sam nie do końca radził sobie z własnymi. Zresztą… Równie niechętnie co ofiarowywał, przyjmował pomoc. Inaczej wyglądała kwestia pomocy fizycznej lub takiej, za którą ktoś wypłacał mu wynagrodzenie.
— Z tego się nie wychodzi. Ale nie piję od trzech lat i pięciu miesięcy — odparł, lecz wcześniej zerknął na kalendarz wiszący na ścianie, który przedstawiał zdjęcie blondynki ubranej w czerwone bikini (a przynajmniej w jego dolną część). — W tym momencie wiesz o mnie więcej niż ktokolwiek w tym mieście — rzucił. I choć przypominało to żart – nawet w tonie głosu – niosło za sobą smutną prawdę.
Niewiele osób widziało wnętrze jego łodzi, co zważywszy na u s p o s o b i e n i e Bradleya nikogo nie powinno dziwić. Miał przez to małe opory. Uważał tę łódź za prywatną jaskinię. W dodatku, by zaprosić tam Laurissę, musiałby posprzątać. I to porządnie. Dlatego w odpowiedzi jedynie skinął głową. Nie zmienił zdania, ale też nie wchodził w szczegóły.
— Nie psujesz tutaj. Wystraszy, że oprzesz się o roboczy blat, a twoje jasne ubranie zmieni się w czarne. Pewnie nigdy nie trzymałaś w dłoniach klucza lub śrubokręta. Tak samo ja nie pasuję do drogich restauracji — wyjaśnił. Potrafił się zachować – oczywiście nie znał salonowych zasad, ale miał w sobie ogładę, która pozwoliłaby uniknąć mu drastycznych pomyłek. To jednak nie oznaczało, że w takim miejscu czułby się dobrze. Wolał przydrożne bary.
— Tak — stwierdził ze wzruszeniem ramion. — Nie rozumiem, dlaczego miałoby to stanowić problem. Odmowę też trzeba umieć przyjąć z godnością — dodał, tym razem celowo żartując. Jednakże to, co dla niego było żartobliwą uszczypliwością, dla niej mogło stanowić poważny przytyk.
ODPOWIEDZ