Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Wróciła dzień wcześniej niż zapowiadała.
Po pierwsze, chciała mieć święty spokój związany z ewentualnymi powitaniami lub telefonami. Po ośmiu godzinach w trasie pragnęła poprzytulać się z psami, za którymi bardzo mocno tęskniła i wziąć długą kąpiel zmywając z siebie cały pobyt w ośrodku.
Po drugie, planowała zrobić niespodziankę Haynes jakby nigdy nic wchodząc do pubu, w którym kobieta miała być (przynajmniej zgodnie z zapewnieniami jej policyjnego kolegę – Gordona).
Tego właśnie chciała. Przywitać psy, zmyć siebie minione dwa miesiące i zobaczyć się z Everleigh. To jej wystarczyło i tak też zrobiła dokładnie przed godziną dwudziestą parkując w okolicach pubu.
Nie od razu wyszła z auta. Myślała o tym, jak bała się powrotu, ale im bliżej Lorne Bay była tym większą tęsknotę odczuwała. Chciałaby móc z łatwością schować do kieszeni wstyd, który czuła przez swą słabość i tym jak łatwo poddała się depresji. Bo tak; uważała, że zrobiła to zbyt łatwo, chociaż tak naprawdę walczyła do samego końca. Docenienie samej siebie jednak było trudniejsze od docenienia innych. Tego co ją otaczało. Co miała a czego nie.
Wyjęła kluczyk ze stacyjki pożyczonego od Sue Ann auta i niepewnie stawiała kroki chowając ręce do kieszeni jeansowych spodni. Przez ostatnie tygodnie pisała i rozmawiała z Haynes, lecz mimo to czuła obawę przed zmianami, które mogły zajść. Po dwóch miesiącach nieobecności wszystko mogło przewrócić się do góry nogami. Wiedziała coś o tym, bo ponad rok temu była w podobnej sytuacji, ale po drugiej stronie barykady.
- Paxton!
Odwróciła głowę po drugiej stronie ulicy dostrzegając Gordona, który dopiero co zjawił się na miejscu. Odmachała mu na powitanie i postanowiła poczekać. Pomimo ogólnej niechęci do faceta była mu wdzięczna za informację na temat dzisiejszego wieczoru. Niech coś z tego ma i cieszy się swoim udziałem w mini konspiracji.
Zerknęła na grupkę wychodzącą z pubu, a potem w stronę jednego z okiem lokalu, w którym dopiero teraz dostrzegła Haynes siedzącą przy stoliku. Od razu się uśmiechnęła zapominając, że w ogóle zamierzała poczekać na Gordona. W jednej chwili zmieniła zdanie i postanowiła od razu wejść do środka, lecz w jednej sekundzie wszystko się zmieniło. Widząc gest, którym obdarzyła się Ever z jakimś facetem zrozumiała, że niespodzianki nie zawsze są dobrym pomysłem. Czasami można nimi komuś przeszkodzić na przykład w randce, na której najwyraźniej była Haynes. Nawet jeśli nie to przecież kobieta miała swoje życie i koniecznie musiała chcieć akurat dzisiaj zobaczyć się z Eve.
- Słabo się opaliłaś na tych swoich długich wakacjach. – Gordon niespodziewanie pojawił się obok ciągnąć Paxton z powrotem na ziemię. – Wchodzisz czy wychodzisz? – dopytał nie doczekawszy się reakcji na swoje poprzednie słowa.
- Wracam do domu. – Posłała mu delikatny uśmiech i klepnęła dłonią w ramię. – Do następnego.
Gordon zmarszczył brwi, ale nie wnikał. Miał ciężki dzień i bardzo chciał się napić opowiadając kolegom żart, który ostatnio usłyszał.
- Tatuś Gordon przyszedł! – obwieścił wszystkim machając do barmana na znak, żeby natychmiast nalał mu piwa. – Haynes! Dawsey! Co tak siedzicie na uboczu? – Nie wiedział, że właśnie przerwał szczere wyznania/opowiesic Dawseya. Mało go to obchodziło. Podobnie jak ostre spojrzenie kobiety, od której podebrał frytkę. – Szkoda, że Paxton już sobie poszła. Może wreszcie namówiłbym ją na małe co nieco. – Od razu jego uwagę odwrócił inny policjant wychodzący z łazienki. – Fitzgerald! Słuchaj tego! Blondynka i prawnik siedzą obok siebie w samolocie. Prawnik namawia dziewczynę.. – Jakby nigdy nic przeszedł do opowiadania żartu. Liczył, że reszta kolegów również go usłyszy.

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Everleigh sobie za każdym jednym razem obiecała, że nigdy więcej nie da się wyciągnąć nigdzie tym durniom ze swojego wydziału. Oczywiście postanowienie to upadało w momencie, kiedy tylko któryś z panów z komendy wystosowywal odpowiednią propozycję. Haynes mimo swojego dosyć heterycznego wizerunku była bowiem wyjątkowo towarzyska, a i jej miękko-bułowatość niczego w wymyślaniu dobrych wymówek nie ułatwiała. Nie trzeba było więc specjalnie długo czekać, by otoczona wianuszkiem policjantów ze swojego wydziału spędzała wieczór w lokalnym barze, w ich sprawdzonej miejscówce. Spotkanie można było całkiem śmiało uznać za udane, przynajmniej do czasu kiedy Dawsey nie pozwolił sobie na jednego (albo i dziesięć) drinków za dużo, upił się na smutno i postanowił otworzyć się przed całym światem na temat swojego bolesnego i paskudnego rozwodu. Cały świat jednak ograniczał się co prawda do wolnego słuchacza w osobie samej Ever, ale autorowi wynurzeń raczej było wszystko jedno. Gadał i gadał, potrzebował poklepania po pleckach, ojojania, złapania za rączkę. Z boku cała sytuacja może i wyglądała na całkiem sympatyczne spotkanie dwójki znajomych będących w dosyć zażyłych stosunkach, biedna Haynes jednak przeżywała katusze musząc po raz szósty wysłuchiwać o tym jak to doszło do romansu byłej już pani Dawsey. W środku wywracała oczami tak mocno, że już nawet nie tylko widziałaby własny mózg, ale raczej rysowała go gałkami. Kiedy więc swoje wielkie wejście zrobił jej zawodowy partner, początkowo jedynie mu nieśmiało dosyć pomachała, po czym jednak posłała mu raczej charakterystyczne dla ich relacji ostre spojrzenie. Powinien być to chyba wystarczający sygnał dymny oznajmiający p-o-m-o-c-y. I może i współpraca Haynes-Gordon wydawała się dosyć szorstka, a jedno drugiego nie nazwałoby ulubionym człowiekiem na świecie, ale wiedzieli kiedy jedno ma stanąć za drugim. Nie tylko w sensie ratowania komuś dupy na akcji. Wybaczyła mu nawet podebranie, i tak zimnej już, frytki, bo za skuteczną opcję na angielskie wyjście uznała wspomnienie o Paxton.
- Dziadku Gordon, jakie j u ż sobie poszła? Jej tu nie był... - urwała, bo właśnie ją oświeciło, że biedna Eve pewnie wpadła tutaj bez zapowiedzi, napatoczyła się na - prawie zasypiającego już zresztą - Dawseya i jego wysoce prywatne wynurzenia, nie było jej na rękę brać udział w takiej szopce i po prostu opuściła lokal. Między Bogiem a prawdą, właśnie bardzo zazdrościła jej takiej możliwości i raz pewnie już setny obiecywała sobie solennie że już nigdy więcej nie da się tym durniom nigdzie wyciągnąć. Złapała swojego zawodowego partnera za materiał koszuli i poinstruowała go: - Gordon, mordo. Dawsey popłynął, więc z łaski swojej nie chlaj dzisiaj jak ostatnia kurwa i dopilnuj tego, żeby kolega b e z p i e c z n i e - przeliterowała surowym glosem. - Trafił do własnego łóżka. Odwieź go do domu, hotelu czy gdzie on tam teraz ma to swoje leże. Ja spadam, do zobaczenia kiedyś! - nie chciała się skupiać na tym, kiedy wracają do wspólnej służby. Ich czas pracy był raczej nienormowany, więc mogło się przecież zdążyć tak, że jeszcze rano, oboje na kacu, będą pilnować ładu i porządku na ulicach Lorne Bay. Poklepała kumpla po ramieniu i tylko pomachała jak jakaś angielska księżniczka i już jej nie było.
Wyszła przed bar, rozejrzała się i super szczęśliwie zauważyła ją w drodze do auta. Przed Moonlight znalezienie miejsca parkingowego blisko wejścia zawsze wręcz graniczyło z cudem. Wykrzyknęła jej imię, zwracając tym samym uwagę na swoją skromną osobę i lekkim truchtem - na więcej nie pozwalały jej dziś założone buty na obcasie - podbiegła do swojej przyjaciółki. Bez większych wstępów rzuciła się jej po prostu na szyję, zamykając w pewnie odrobinę zbyt mocnym uścisku. I tak ją sobie nawet trochę ściskała w najlepsze, w końcu się jednak odrobinę odsunęła:
- Gordon cię zdradził, uciekinierko. Czemu nie zostałaś? Ja wiem, że towarzystwo jest wątpliwe, ale to nie ładnie tak się przede mną ukrywać - pokiwała jej palcem jak jakaś surowa nauczycielka, choć cały czas super szeroki uśmiech nie schodził jej z twarzy. - Taaaaaak tęskniłam - i cyk, Eve znowu została przytulona. - Czemu nie dałaś znać, że będziesz? Jezu, teraz będę miała do ciebie milion pytań do - zaśmiała się trochę i odsunęła się na kilka kroków, by sobie na Paxton popatrzeć. Naprawdę bardzo brakowało jej przyjaciółki przez cały ten czas.
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Nieszczęsny staruszek Ford Aspire odmawiał posłuszeństwa przy otwarciu drzwi. Metodą wetkniętego kluczyka w dziurkę niemiłosiernie się zacinał. Paxton bała się, że prędzej połamie klucz niż otworzy auto, a potem zostanie jej tłumaczenie Sue Ann, czemu tak brutalnie potraktowała jej biedne dziecko. Biedne, bo stare i już nic nie warte. To był rzęch, ale na więcej teraz Eve nie mogła liczyć. Swój samochód skasowała w wypadku a na nowy nie było ją stać. Musiała przełknąć dumę i pokazać się na mieście w tym smerfowym dziadko-kurduplu (klik), którego kolor podkreśliło silne światło pobliskiej latarni.
Czuła się przy nim tak żałośnie, jakby wyszła do ludzi ze stanikiem i majtkami założonymi na wierzchnie ubranie. Cóż, w końcu wróciła z wariatkowa, więc wszystko było możliwe.
Jeszcze miała czas aby oznajmić światu, że miała nie po kolei w głowie; choćby przez założenie majtek na spodnie.
Słysząc swoje imię cała się spięła domyślając, że Gordon powiedział o jej obecności. W pierwszej sekundzie miała mu za złe, ale później poczuła wdzięczność, bo naprawdę chciała zobaczyć Haynes. Po prostu egoistycznie nie pomyślała, że mogłaby jej w czymś przeszkodzić.
- Hej – zdążyła z siebie wyrzucić czując silny uścisk, któremu nie była winna. Od razu objęła Ever czując ulgę, której źródła nie potrafiła wyjaśnić. Czy bała się, że po powrocie z ośrodka psychologicznego będzie inaczej traktowana? Tak. Czy strach dotyczył też chęci Haynes do dalszego kumplowania się z nią? Owszem. Było wiele powodów, a jednak czuła, że ta ulga wynikała z czego innego.
Rozchyliła wargi chcąc się wybronić, ale znów poczuła uścisk, przed którym również nie opanowała.
- Też tęskniłam – odpowiedziała cicho, jakby to była tajemnica. – Puścili mnie bez kaftana. – W prosty sposób skomentowała to, jak Ever jej się przyjrzała. Przed nią mogła nabijać się, że była w wariatkowie albo na temat kaftana bezpieczeństwa, bez którego na szczęście się obyło. To jednak nie był ten typ ośrodka, żeby ludzi przykuwać do łóżek.
- Nikomu nie mówiłam, że dzisiaj przyjadę. – Miała wrócić jutro. – Chciałam przywitać się z psami, w spokoju się ogarnąć, zdrzemnąć i.. pomyślałam, że zrobię ci niespodziankę. – Zerknęła w stronę baru. – Nie wzięłam pod uwagę, że możesz być zajęta. – Przyznała, że była egoistką i zarazem zrozumiała, jak źle musiało to brzmieć ze strony Ever. – Znaczy się.. to nie tak, że nie masz co robić po pracy. Po prostu nie pomyślałam, że będziesz na randce. – Zbyt łatwo zinterpretowała to po swojemu. Nie znała wszystkich policjantów. Korzyła głównie tych z wydziału narkotykowego, z którymi przyszło jej pracować, ale cała reszta była jej obca. – Nie weszłam do baru, bo nie chciałam przeszkadzać. – Będąc trzecim kołem u wozu. – No, ale – Żeby zmienić temat. – skoro już tu stoisz, przedstawiam ci smerfowoza. Ścigacz jakich mało. Pali tyle co nic. Do setki potrzebuje tylko dziesięciu minut i cudnie strzela czarnym dymem z rury wydechowej. Nic tylko się chwalić. – Poklepała auto po dachu czując pod dłonią, że jeszcze trochę a blacha się pokruszy (zamieni w popiół). – Pożyczyłam go od Sue Ann. – Wyjaśniła skąd miała to cudo zarazem wspominając o kobiecie, którą miała za swoją przyszywaną ciocię i jaka pomagała Eve w ośrodku (głównie z papierologią, kwestiami prawnymi i księgowością).

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Gdyby tylko wiedziała, ile wątpliwości pojawiało się w głowie Paxton na temat tego, jak będzie traktowana po powrocie z ośrodka, chciałaby jej je wybić - i to skutecznie! - jedna po drugiej. Nie po to ma się w końcu przyjaciół, by ci odsuwali się od ciebie w takich momentach, prawda? Zresztą, i sama Ever chyba poczułaby się odrobinę dotknięta takim założeniem. Była ostatnią osobą, która chciałaby komuś ujmować bo nie wstydził się poprosić o pomoc i zadbał po prostu o swoje zdrowie psychiczne. Które przecież było tak samo ważne, jak to fizyczne.
- Cóż to w ogóle za paskudny żart? - dla Haynes czarne poczucie humoru było jak nogi - nie wszyscy je mieli. Hehehe. I chociaż sama generalnie chętnie śmiała się nawet z takich żartów, kiedy przychodziło do tematów dotykających bezpośrednio jej samej lub osób jej bliskich, niespecjalnie było jej do śmiechu. Pokiwała jeszcze karcąco palcem, znowu pozując na jakąś wymagającą nauczycielkę, nie mogła jednak ukryć swojej radości na widok Eve, więc szczerzyła się przy tym, jak najszerzej tylko mogła, co dawało razem raczej komiczny efekt.
- JEZUS ŚWIETY, NA CZYM BĘDĘ?! - aż się z wrażenia zachłysnęła własną śliną. Chyba by ją doszczętnie Bóg opuścił, gdyby zechciała wracać na randkowy rynek. Spróbowała przypomnieć sobie co właściwie się tam takiego działo, że Eve mogło się wydawać, że spotkanie ma raczej romantyczny charakter, ale chyba nie dojrzała w swoim zachowaniu niczego, co mogłoby zdradzić jakiekolwiek zainteresowanie Dawseyem? Brrrt, co jeśli i on sobie coś takiego pomyśli? Obrzydliwe. - Skarbie najdroższy, ta niemota w barze to był pyskaty Dawsey. Mogłaś nie poznać, bo przestał być pyskaty jak go żona puściła kantem z właścicielem kina czy tam czyscicielem ich basenu, nie powiem dokładnie bo zgubiłam się w połowie opowieści, i generalnie zostawiła w samych skarpetkach. Trochę się nam chłopina w barze rozkleił - prewencyjnie się jednak jeszcze raz wzdrygnęła, co by ten temat nie zajmował więcej jej głowy. Co to był w ogóle za pomysł, że ona mogłaby mieć jakieś większe do czynienia z kimkolwiek z wydziału. Eve była chyba szalona.
Cieszyła się więc, kiedy Paxton zmieniła temat. Odeszła więc na kilka kroków, by fachowym okiem ocenić jakim to spektakularnym wozem zajechała tutaj jej przyjaciółka.
- Paxton, ciesz się, że nie dali nam bloczków na mandaty, bo wypisalabym ci od ręki z pięć, w tym za obrazę uczuć estetycznych - zrobiła poważną minę, zupełnie jakby kiedykolwiek istniał taki przepis. Gdyby było trzeba, wymysliłaby go nawet. - Cóż, Sue Ann najwyraźniej próbuje w ten sposób sabotować twoje życie towarzyskie - zaśmiała się trochę, po czym przeszła na drugą stronę wozu i nadal oceniała go w najlepsze, niczym jakiś krytyk pastwiący się nad obrazem wystawionym przez autora na wernisażu. - Znaczy wiesz... Jak tak się bardziej przyjrzeć, to można typka obdarzyć pewnego rodzaju sympatią... Bo jak zakładam, niespodzianka obejmuje porwanie mnie tym dziełem motoryzacji w inne miejsce? - zapytała, wyraźnie nawet taką opcją podekscytowana. Dla Paxton zniesie nawet podróż w smerfowozie. A w wykonaniu Haynes to naprawdę spore poświęcenie.
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Rzuciła okiem w stronę baru zastanawiając nie podważając słów Haynes. Wiedziała, że ta by jej nie okłamała a ona tylko źle zinterpretowała krótką scenkę, którą widziała przez okno lokalu. Zdarzało się i nie było w tym nic złego, bo przynajmniej Eve uświadomiła sobie, że czasami powinna pomyśleć o innych. Nie, nie uważała się za egoistkę, a jednak w tym przypadku odrobinę nią była przekonana, że swoją niespodzianką nikomu nie przeszkodzi.
- Nie wlepiłabyś mi mandatu – stwierdziła pewna swego zdania na tyle aby po chwili dodać: - Za bardzo mnie uwielbiasz. – Uśmiechnęła się odrobinę cwanie. Była skromna i choć nigdy nie stroniła od żartów to widać było różnicę pomiędzy aktualną Paxton a osobą, którą była w szpitalu. Nie chodziło tylko o fizyczne zmiany, bo – owszem – nieco schudła przez stan depresyjny, już nie miała gipsu na dłoni i nie krzywiła się przez bolące żebra. Poprawie uległa jej postawa oraz spojrzenie, które było wyraźniejsze i żywsze od tamtego sprzed dwóch miesięcy. Poprawa była widoczna jak na dłoni.
- Taaaa, przez najbliższy czas mogę zrezygnować z randkowania. – Z tym wozem nie da rady. Aż wstyd się z nim pokazywać i choć nie była blacharą to wizytówką Paxton od zawsze był porządny pick-up. Taki, na którego pace można przysiąść jedząc burgera i pijąc colę. Bez niego czuła się jak bez ręki (trochę jakby ktoś odebrał jej tożsamość) i na pewno długo tak nie pociągnie.
- Właściwie.. – Nie przygotowała się. Działała spontanicznie. – Nie przemyślałam tego i uznałam, że ja będę tą niespodzianką. – Zaśmiała się nerwowo, bo to jednak było głupie. – Ale tak. Z chęcią gdzieś cię porwę. – Ostatni raz odwróciła głowę w stronę baru. – Nie będą cię szukać? – zapytała o chłopaków z lokalu. Nie przejmowała się nimi, ale nagle nie chciałaby zostać otoczona przez parę radiowozów, bo podobno porwała panią detektyw.
Uzyskawszy zapewnienie wróciła do walki z zamkiem w samochodzie.
- A umiesz włamywać się do auta? – rzuciła mimochodem i o dziwo już po pierwszej próbie drzwi się otworzyły. – Poważnie? – zapytała z irytacją coraz bardziej pewna, że smerfowóz miał kapryśną duszę. – Widocznie papa smerf cię lubi. – Otworzyła drzwi, szybko wskoczyła na miejsce kierowcy i pochyliła się, żeby otworzyć wejście od strony pasażera (bo oczywiście, że same się nie odblokowały). – Lepiej zapomnij pas, bo jak ruszę z kopyta, to cię wgniecie w fotel. – Zaśmiała się i przekręciła kluczyć a silnik opornie się odpalił.

Zaskoczeniem nie była krótka przejażdżka na parking przed ulubioną knajpą Eve. Tęskniła za chimichangami prosto spod rąk Jasmine, właścicielki lokalu uważającej się na matkę wszystkich klientów; doradzała, porządnie karmiła i przede wszystkim była najlepszą kucharką w mieście.
- Kiedyś mogłabyś zjeść w lokalu – jęknęła kobieta przekazując koszyk z zamówieniem.
- Może jak założę kieckę i obcasy. – Z uśmiechem wyszła z kajpy na parking, na którym czekała Haynes. Bywało, że zajeżdżały w to miejsce i siadały na pace samochodu Paxton. Tym razem musiały zadowolić się maską starego Forda, któremu było już wszystko jedno. Wgniecenia raczej nie zrobią, zaś rysy jedynie by go upiększyły.
Zanim jednak Eve dotarła do auta rozejrzała się po okolicy uznając, że za tym miejscem również tęskniła. Przez wiele lat była pewna, że miasteczko będzie kojarzyć się jej z utraconą rodziną, ale od kiedy wróciła z wojska tworzyła własną historię godząc się z tym, że została sama.
- Jestem w szoku, że nadal tu stoisz. – Droczyła się dobrze wiedząc, jak źle prezentowało się auto. Jej samej było wstyd i wcale nie miałaby Ever za złe, gdyby czekając na Paxton robiła to przy Jeepie stojącym trzy miejsca parkingowe dalej. – Te dwa są mięsne a trzeci na słodko. Zjemy na pół, o ile się podzielisz. – Po postawieniu koszyka na maskę wskazała na poszczególne chimichangi i po krótkiej prezentacji podała kobiecie butelkę piwa. Sobie zamówiła bezalkoholowe, z którym musiała się zakumplować na kolejne tygodnie albo miesiące. Wszystko przez leki, które wciąż brała.
Przysiadła na masce najpierw biorąc łyk piwa, po czym sięgnęła po mięsną chimichangę z koszyka stojącego między kobietami.
- Dwa miesiące to kupa czasu do nadrobienia – stwierdziła oczywistą oczywistość, ale chciała pokazać, że odczuła swą nieobecność i zamierzała to naprawić. – Wiem, że przez telefon nie mówiłaś mi wszystkiego – To działało w obie strony. – Dlatego chcę wiedzieć co się działo łącznie z twoimi nie randkami i przede wszystkim jak się ma twój pies. Właściwie to on w tej całej rozmowie jest najważniejszy. Sama rozumiesz. Jestem psem na baby. Nie. To nie tak. Babą na psy? – Pokręciła nosem zastanawiając się czy to miało sens. Nie miało. Zostało więc wgryźć się jedzenie, ale najpierw zerknęła na towarzyszkę i posłała jej rozbawiony uśmiech. Oczywiście, że Everleigh była najważniejsza.

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Ponownie przeszły ją specyficzne ciarki żenady, kiedy pomyślała że ktokolwiek mógł choćby pomyśleć, że ona i Dawsey mogliby ze sobą coś, cokolwiek wykraczającego poza relacje zawodowe. Brrrr. Normalnie nie było chyba lepszego zimnego prysznica pod kątem randkowania niż taka sugestia. Cieszyła się więc, że z taką lekkością uda się jej zmienić temat.
- Oczywiście, że wlepiłabym ci mandat! I to taki z wyższej półki - oburzyła się, głośno wciągając powietrze. W ogóle cała "afera mandatowa" była przez Ever reagowana na wyrost, w dość mocno przerysowany sposób. Aby jednak nie być traktowaną całkiem na poważnie - Haynes bowiem służbistką bywała jedynie w pracy - rozchmurzyła swoją ładną buzię swoim firmowym uśmiechem, po czym się roześmiała. - Ale pewnie taki, że musiałabyś spłacać go w naturze. Spędzać ze mną jeszcze więcej czasu albo nie wiem, ale daj mi czas! Jeszcze to dopracuję! - cóż, gdyby tej rozmowie przysłuchiwał się ktoś z boku, pewnie uznałby jej komentarz za jeden z tych "nie na miejscu", ale wiedziała że są ze sobą z Eve wzajemnie tak blisko, że po prostu mogła sobie na to pozwolić - w żaden sposób nie powinna swojej przyjaciółki tym przecież obrazić. A przynajmniej na to liczyłam w końcu nie taki był zamiar.
- A co, randki ze mną już nie są wystarczające? - przyjrzała się jej badawczo. Cóż, bywały m o m e n t y, kiedy robiło się między nimi dosyć dwuznacznie, ale nigdy nie doszło to do takiego punktu, w którym ich spotkania można było oficjalnie nazywać randkami. A przynajmniej nigdy taka propozycja nie padla głośno. Awaryjnie jednak, gdyby Paxton nie była zainteresowana "awansowaniem" ich spotkań do inne ligi, postanowiła kontynuować jakby nic takiego w ogóle nie powiedziała.
- Gdybyś się nie pojawiła, nie mogłabyś mnie nigdzie porwać, więc rozwiązując to skomplikowane równanie matematyczne to ty jesteś niespodzianką - zacmokała w jej stronę i znowu wyszczerzyła się szeroko. - Nie martw się, chłopaki są już tak wcięci, że jest im wszystko jedno. Dawsey pewnie nawet nie zarejestrował, że wyszłam i dalej gada po prostu w eter. Wybrałam po prostu lepsze towarzystwo - uśmiechnęła się do niej delikatnie i nawet podeszła bliżej, by złapać ją jakoś tak "budująco" za rękę. Dzięki temu mogła również lepiej ocenić próby Eve dostania się do samochodu.
- Mała - żachnęła się. - Rozmawiasz z mistrzem wschodniego wybrzeża w niespecjalnie legalnym dostawaniu się do aut wszelakich - zaśmiała się dźwięcznie. - Uczyłam się od najlepszych chłopaków w branży. Ale to tak tylko między nami - puściła w jej stronę oczko. Oczywistym w końcu było, że wcale nie chodziło o jakiś policyjnych specjalistów, a raczej przedstawicieli specjalnej, zasłużonej wręcz gwardii wśród złodziei samochodów. Najwyraźniej w tym interesie przyjaciół trzeba było trzymać blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Dzisiaj wyjątkowo nie przyszło jej wykazać się swoimi umiejętnościami, wystarczyło że złapała za klamkę a drzwi otworzyły się niczym przy użyciu jakiegoś cudownego zaklęcia. Puściła dłoń Eve i ruszyła w stronę miejsca dla pasażera. Zanim Paxton zniknęła na fotelu kierowcy, rzuciła jej propozycją: - Gdybyś potrzebowała, mogę pożyczyć Ci swoje auto. Prywatnie go bardzo nie potrzebuję, w pracy wszędzie i tak wozi mnie Gordon, a byłoby bardziej niezawodne niż... Niż to - poklepała smerfowóz po dachu. Bardzo delikatnie, jakby bała się że może mu tym samym zrobić krzywdę.

Słysząc na parkingu komentarz dotyczący swojej osoby, i tak odwróciła się i obejrzała by upewnić się, że nie dotyczy nikogo innego.
-Ja? Kochanie, jestem policjantką, nie mogę mieć w mieście jeszcze gorszej reputacji - machnęła na to ręką. Cóż, Ever może i nie była typowym krawężnikiem, wlepiającym mandaty na lewo i prawo, i ogólnie ci, którzy nie mieli zatargu z prawem pod kątem narkotyków raczej w ogóle nie kojarzyli jej z taką profesją. Dziś po prostu w głowie szumiało jej o jedno piwo za dużo, stąd i rozwiązły język. Za jedzenie podziękowała skinieniem głowy, a na podejrzenie o niepodzielnie się jedynie się roześmiała. Piwo na razie odstawiła na bok. Te wypite do tej pory musiały odrobinę się z jej głowy wyszumieć.
- Eve... - uśmiechnęła się w rozbrajający sposób. - Dwa miesiące to zdecydowanie za mało, by cokolwiek w moim życiu mogło się zmienić. Zresztą... wiesz, ja generalnie nie mam życia poza pracą - wzruszyła lekko ramionami. Potem zamilkła na długo. Długo za długo jak na to, by nawet w tej pracy mogło być Dobrze. Obróciła się więc po swoje piwo - a tak się zarzekała, że to dopiero za dłuższą chwilę! - i golnęła sobie naprawdę spory łyk. - W szpitalu. W szpitalu opowiadałam ci o tym informatorze, pamiętasz? Jego samochód wyłowiono z sadzawki - kolejna pauza. - Powiesili go w środku lasu. A wcześniej torturowali tak, że kiedy znaleźliśmy go ze strażakami, ten ich uroczy młodziak się porzygał - westchnęła ciężko. Chyba nie musiała już w żaden dodatkowy sposób tego komentować. Wdepnęli w niezłe gówno i pozornie prosta praca na prowincji zaczynała jej spędzać sen z powiek. Klepnęła się jednak radośnie w udo i zmieniła temat: - Werter, on zawsze będzie miał niebo na ziemi. Chodzę z nim na te psie spotkania, wiesz, te w parku. Jest nimi zupełnie zachwycony - uśmiechnęła się lekko. Musiało to być zdecydowanie o jedno piwo za dużo, bo nagle poczuła jak ogarnia ją wielki smutek. Siedziała tutaj stara, pijana i samotna, obżerała się niezdrowym jedzeniem a w pracy sufit spieprzył się na głowę. Żyć nie umierać. Uśmiechnęła się jednak szybko, nie lubiła być ostatnio w centrum uwagi.
- Może babą na baby? - i dopiero kiedy dotarło do niej co właściwie powiedziała, roześmiała się perliście.
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Kiwnęła głową na znak, że pamiętała wzmiankę o informatorze i w skupieniu słuchała Ever jednocześnie bacznie ją obserwując. W tej chwili kobieta zyskała całą uwagę Paxton, która nie chciała aby cokolwiek jej umknęło. Dawno się nie widziały, więc Eve czuła potrzebę nie tylko nadrobienia straconego (głównie przez nią) czasu, ale także – z jakiegoś dziwnego powodu – musiała po prostu patrzeć. Nie, nie patrzeć a widzieć. Dostrzec te wszystkie zmiany w zachowaniu, które obserwowała przez trzy lata znajomości. Przypomnieć je sobie, zakodować na nowo i jednocześnie mówiąc wprost nacieszyć oczy. Nie ważne z jaką wersją Everleigh się teraz mierzyła. Czy była radosna, zła, smutna czy spięta przez całą tę chorą sprawę z martwym informatorem.
Paxton ją widziała oraz to jak bardzo Haynes klepiąc sobie w udo starała się zepchnąć dręczącą ją sprawę na bok.
- Świetnie. Na pewno mu to dobrze zrobi. – Spacery z psem często kojarzyły się z nieprzyjemnym obowiązek, który należało odbębnić i wrócić na kanapę. Pies jednak potrzebował się wybiegać, zaś samej Haynes na pewno dobrze robiło przewietrzenie głowy i zmiana klimatu z komisariatu na w miarę miły park (o ile jakiś obcy pies nie gryzie cię po kostkach).
Roześmiała się rozbawiona, bo sama na siebie ściągnęło to określenie. Na domiar wszystkiego było ono słuszne.
- To prawda. Jestem babą na baby. Na dodatek okazuje się, że taki ze mnie rodzaj baby, która to za wlepione mandaty płaci w naturze. – Oj, nie zapomni tego Ever. Nie zamierzała się obrażać, bo na pewno by wyczuła gdyby kobieta swymi słowami chciała ją zranić, ale będzie wypominać te słowa aż.. cóż, pewnie nigdy jej się to nie znudzi. - Jestem ciekawa, co jeszcze sobie o mnie myślisz. Jakie to straszne teorie na mój temat kłębią się w tej ładnej główce? – Upiła łyk swego bezalkoholowego piwa, a potem wgryzła się w chimichangę. Była głodna, bo ostatni raz jadła w połowie drogi do Lorne Bay. – Albo mi nie mów. Wolę żyć w błogiej nieświadomości zadowolona, że pierwsze co ci przyszło do głowy jako formę zapłaty to.. – Cmoknęła znów mając na myśli spłatę w naturze.Najwyraźniej wciąż mam ten urok, który trzy lata temu sprawiał, że twoja koszula w magiczny sposób się rozpinała. – Bardzo dobrze pamiętała tamten wieczór. To pierwszy raz, kiedy spotkały się poza pracą, zakopały topór wojenny i dobrze bawiły się w swoim towarzystwie.
Na moment popatrzył na przechodzącą obok grupkę młodziaków, która właśnie wyszła z salonu gier znajdującego się po drugiej stronie ulicy. Dostrzegła ich spojrzenia. Te ciekawe oraz zalotne (na pewno wymierzone wprost na długie nogi Haynes, która dla efektu podkreśliła wszystko obcasami) oraz zaskoczone i prześmiewcze na widok smerfowoza. Jeszcze parę takich sytuacji a zdecyduje się pożyczyć samochód od Ever. Na razie jednak grzecznie odmówiła argumentując to, że wożenie psów w BMW i jeżdżenie nim po trudnych terenach to raczej kiepski pomysł. Nie chciałaby wtedy dostać mandatu za porysowanie i zniszczenie auta należącego do stróża prawa. Chociaż gdyby to miał być mandat od tej konkretnej policjantki.
- Widziałam w domu prezent od ciebie. – Wisiorek wraz z krótką notką, której Ever nie musiałaby podpisywać, bo tych parę słów od razu skojarzyły się z właśnie nią. – Jest bardzo ładny. Dziękuję. – Marnie to zabrzmiało, ale.. – Wiesz, w razie czego bilety ode mnie możesz odsprzedać. Kiedyś lubiłaś jeździć na koncerty i festiwale, więc.. – Wzruszyła ramionami, jakby to było nic takiego, ale przecież nie bez kozery podarowała te bilety w konkretny dzień. Sądząc po opakowaniu wisiorka ten również był dedykowany na święto, podczas którego przyjaciółki nie obdarowują się podarkami. Co najwyżej chodzą do kina albo robią imprezę, żeby razem się świetnie bawić.
Everleigh. Czemu bawimy się w podchody? – Czasami robiły krok ku sobie, ale nigdy nie przekraczały granicy, aż wreszcie się cofały i tak w kółko. – Znaczy wiem, czemu ja tak robię. Przerabiałam to na terapii i nie jest to zaskoczenie, ale panicznie boje się straty. – Zaczęło się od siostry, później reszta rodziny, cały oddział w wojsku.. każda kolejna strata bliskiej osoby była dla Eve jak rozdrapanie ogromnych traum. – Im bardziej mi na kimś zależy, tym bardziej się boje. – A nie chciałaby stracić przyjaciółki; tego co już miały. – A uważam się za nieustraszoną. – Prychnęła, pokiwała głową na boki i dopiero teraz odłożyła resztkę chimichangi do koszyczka. – A ty? Jaki jest twój powód? – Łagodnie zapytała idąc za ciosem, a raczej radą terapeuty, który stwierdził, że choć miała problem z wyrażaniem emocji i bardzo bała się ponownej straty, to powinna być szczera wobec wszystkich bliskich osób.
Siedząc na masce auta i czekając na odpowiedź znów spojrzała w kierunku salonu gier, z którego wysypała się kolejna grupka głodnych młodziaków. Szybko jednak zawiesiła spokojne i troskliwe spojrzenie na Haynes. Cokolwiek usłyszy, nie zamierzała się za to gniewać, obrażać albo oceniać. Liczyła na szczerość.

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Czemu bawimy się w podchody? Pytanie zadane chwilę temu przez przyjaciółkę w błyskawiczny sposób wyparło z jej głowy to radosne szumienie jednego piwa za dużo i zaczęło odbijać się w niej coraz głośniejszym echem, otrzeźwiając samą zainteresowaną błyskawicznie. Cyk i już. Lekko obróciła głowę w stronę Eve i ta pewnie bez pudła mogła stwierdzić, że wszystkie trybiki u Haynes mocno teraz pracują. Bo i pracowały. Ever bowiem poczuła się wywołana do tablicy niczym pozornie niewinny uczniak, który dopuścił się jakiegoś występku. Nie, nie w złym sensie oznaczającym wyczekiwania rychło nadchodzącej kary. Raczej wybicia z głowy tych wszystkich niewinnych założeń, które ją pod tą tablicę doprowadziły. Bo owszem, w relacji obu pań sporo było podchodów. Nie można było im w końcu odmówić, że ich przyjaźń jest prawdziwa i silna - sprawdziły ją choćby ostatnie próby. Z drugiej jednak strony... Przypomniała sobie tą gęstniejącą atmosferę ich pierwszego spotkania, kiedy to Paxton tak dzielnie walczyła z jej koszulą, rozpinającą się cudownie i zupełnie przypadkowo na wysokości biustu. Każdy jeden raz, gdy splatały dłonie. Jak i te kiedy mogła gładzić ją po włosach. Albo kupowała na Walentynki prezent, który nie był jakimś tandetnym, zabawnym chińskim bibelotem. A finalnie - jak martwiła się o Eve, kiedy ta była w szpitalu.
Najpierw chciała rozładować ewentualne napięcie żartem, że z tą pełną formą jej imienia zabrzmiała jak jej matka, ale coś gdzieś w środku podpowiadało jej właśnie, że to nie jest najbardziej odpowiedni moment na śmieszki. Wyciągnęła jedynie rękę i po raz niezliczony już pewnie splotła palce swojej dłoni z jej. Kciukiem drugiej ręki przesuwała teraz po jej kłykciach, zupełnie tak jakby chciała ją uspokoić. Między Bogiem a prawdą jednak, uspokajała siebie. Milczała kilka dobrych sekund, kiedy w końcu postanowiła wyjść ze swojej strefy komfortu i zachować się jak przystało na równie nieustraszoną detektyw Haynes.
- Wiesz, wtedy w szpitalu... Kiedy proponowałam ci odstawienie, a potem odebranie z ośrodka... Chciałam, żeby częścią umowy było to, że pierwszą rzeczą, którą zrobisz po tym jak już do mnie wrócisz - na moment przerwała, bo złapała się właśnie na tym, jak intymnie brzmiały te słowa. Pewnie mocno na wyrost zawłaszczała sobie opuszczenie przez Eve ośrodka, w końcu dziewczyna wracała do Lorne Bay nie tylko do niej, ale do swojej farmy, psów, pracy, przyjaciół czy Sue Ann, ale w tym momencie zabrzmiało to tak ladnie, tak dźwięcznie że po prostu nie mogła się ugryźć w język. Kontynuowała więc, licząc chyba że Eve nie wyłapie takiego niuansu: - będzie pójście ze mną na r a n d k ę - złapała ją za rękę odrobinę mocniej. Nie wiedziała czy dobrze odczytuje jej pytanie. Czemu bawimy się w podchody? To, co na ten moment powiedziała było więc jedynie dość śmiałym zdradzeniem swoich zamiarów w stosunku do jej osoby. A co z resztą treści? Czy w ogóle Eve była w stanie nazwać to, co pozwalało jej tak skutecznie zamknąć się samej ze sobą ze swoimi uczuciami? Przez cały czas przygląda się swojej aktualnej towarzyszce dosyć badawczo, w pewnym momencie jednak spuściła wzrok.
- Ja całe swoje życie spędziłam z jedną osobą. Z jednym mężczyzną. Hm, i że cię nie opuszczę aż do śmierci - przerwała chwilę, by lekko parsknąć śmiechem. - A kiedy to wszystko zniszczył i zostałam sama... Jezu, to jest takie żałosne, że normalnie sama z siebie nie mogę, ale wiesz że ja wtedy o t t a k uwierzylam, że tak już zostanie? Że to jest koniec końców i ja już od teraz zawsze będę sama - to była jedna z niewielu rzeczy, które wywoływały u Ever wręcz fizycznie odczuwalny wstyd. Wstyd za to, że ktoś mógł ją tak łatwo złamać, choć nie było nigdzie żadnej, choćby najdrobniejszej jej winy. - Sama zresztą wiesz, że ja się z nikim nie umawiam, nie chodzę na randki - to akurat była prawda.
Kątem oka również obserwowała kręcące się w ich otoczeniu grupki. Gdzieś z tyłu głowy właśnie łapała się na myślach o tym, jak chętnie cofnęłaby się w czasie, by znowu mieć tyle lat co oni. Zero zmartwień, zero zobowiązań, zero bagażu doświadczeń. Jakże odmienne podjęłaby decyzje dotyczące swojego życia. Tylko czy wtedy doprowadziłyby ją do dzisiejszej chimichangi spożywanej na smerfowozie? Czy doprowadziłyby ją do Eve?
- I wiesz, ja nigdy nie próbowałam poderwać dziewczyny - uśmiechnęła się odrobinę... zawstydzona? To chyba było to. A przynajmniej taki rodzaj reakcji zdradzały rumieńce pojawiające się na jej policzkach. Haynes nigdy nie była bowiem osobą wstydliwą, właściwie od liceum była dosyć otwarcie biseksualna, ale... nic za tym nie szło. Nie była jedną z tych dziewczyn o której to podbojach miłosnych dyskutowała połowa miasteczka. O rozwodzie może i owszem, poza tym była wyjątkowo wręcz porządna. - I tak, to jest chyba pewien strach. Jakaś taka pieprzona obawa przed tym, że okaże się, że zupełnie fatalnie odczytujesz sygnały drugiej strony a to już droga w stronę białego światła, by wszystko spektakularnie spierdolić - przerwała by westchnąć. - Przepraszam. Po prostu... Zależy mi na tobie. I dziękuję za bilety, ale nie mam najmniejszego zamiaru ich sprzedawać, a raczej zabrać cię tam ze sobą - w końcu zdobyła się jednak na odwagę i uniosła głowę, łapiąc swoim spojrzeniem twarz Eve i patrząc jej prosto w oczy. Nakręcała ją jakaś dziwna mieszanka pewności o słuszności tego co teraz mówi z mocą tych słów, jakby to drugie mogło zapewnić brak odpowiedzi negatywnej. Uśmiechnęła się w końcu, choć było w tym dużo więcej swego rodzaju zaproszenia, niż zwyczajnej, tak charakterystycznej dla Haynes pewności siebie.
- Tak, to była TA propozycja - uściśliła na koniec. Cóż, wystawiła się i może w tym momencie najbardziej jak tylko się dało, ale nikt do tej pory nie obiecywał, że Everleigh Haynes należy do najbardziej romantycznych ludzi pod słońcem.
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Czując uścisk na swojej dłoni wiedziała, że to mogło oznaczać WSZYSTKO. Od "nie masz zwidów i coś tu się dzieje" po "też jesteś mi bliska, ale nie licz na więcej". Ten gest albo miał ją uspokoić przed ewentualnym odrzuceniem albo tak po prostu, bo przyznała się do strachu, który między innymi wpakował ją w depresje. Uświadomił też, że właśnie tego brakowało jej gdy była nastolatką. Nie dziewczyny w formie cudownej królowej balu a najzwyklejszego wsparcia. Po śmierci Isabelle cała rodzina Paxtonów odsunęła się od siebie. Pogrążeni we własnym smutku, wyrzutach sumienia i pretensjach o niedopilnowanie dziesięciolatki jedynie kopali pod sobą dołek. To wszystko – nieprzerobiony ból czternastolatki – odbijało się teraz na Eve, która nie miała w tendencji prosić o pomoc. Teraz też nie oczekiwała, że w razie odrzucenia Ever potraktuje ją łagodnie albo będzie głaskać po główce. Poradzi sobie z tym, ale.. okazało się, że wcale nie musiała walczyć z nieodpowiednimi uczuciami wobec Haynes zaś dłoń, którą czuła na swojej, jedynie dodała odwagi (od wyjazdu do ośrodka wciąż skrupulatnie zbieraną do kupy).
- To do ciebie dziś przyjechałam. – Jeszcze pod barem mówiła, że wróciła dzień wcześniej, żeby na spokojnie wszystko ogarnąć. Przywitać z psami, umyć się, zdrzemnąć i zrobić niespodziankę Haynes. Nie brała pod uwagę spotkania z nikim innym. Nawet by nie chciała uznając, że była zbyt zmęczona po ośmiogodzinnej podróży. Teraz jednak tego nie czuła. Choćby była po nieprzespanej dobie nie zrezygnowałaby z tego spotkania.
Wyprostowała plecy biorąc głęboki wdech. Pomimo, że uważała się za kiepską flirciarę, patrząc wstecz na swoje związki z kobietami zawsze to ona inicjowała bliższy kontakt. Często w reakcji na jawne zaczepki przekraczała granicę albo to zasiewała ziarnko intymności, z czym nie miała problemu. Była tą co próbowała, lecz z czystej ostrożności przed utratą Ever, nigdy nie przekraczała granicy. Tego czegoś, co choć upragnione było zakazane przez irracjonalne obawy.
W ciszy i spokoju przetwarzała wszystkie słowa kobiety. Wiele razy chciała wtrącić się w słowo, ale uznała, że to nie będzie fair. Szanowała Ever na tyle, żeby pozwolić jej się w pełni zwierzyć i chłonąc tę wiedzę usłyszała coś, czego się nie spodziewała.
- Nie przepraszaj. – Musiała zareagować. – Obie zwlekałyśmy. - Nie mogła pozwolić aby Haynes w jakiś sposób czuła się winna albo że to co robiła lub czego nie czyniła do tej pory wymagało wybaczenia.
Uśmiechnęła się pod nosem i pokiwała głową, jak to robią osoby podczas rozmowy. Wiedziała, że nie powinna sobie żartować, ale znała Ever na tyle aby wiedzieć, że ta nie czuła się komfortowo w poważnych sytuacjach. Że wolałaby wpleść w to wszystko jakiejś zabawne wtrącenia, co Eve bezczelnie uczyniła. Najpierw swobodnie i nie puszczając drugiej dłoni wstała z maski. Odwróciła się lokując naprzeciwko kobiety, ku której lekko się pochyliła i patrząc jej prosto w oczy rzuciła luźno:
- Zastanowię się. – Jakby nigdy nic. Jakby miała co rozważać i stwierdzenie tego było błahe jak „zastanowię się, co będę chciała zjeść na kolację”.
Długo nie czekała na reakcje. Poczuła jak Ever zabiera dłoń, którą zaraz szybko złapała.
- Hej, hej. Żartowałam. – Haynes na pewno to widziała w ciemnych tęczówkach. Za dobrze się znały, żeby nie móc odgadnąć kiedy jedna z drugą się droczyła. – Dziwnie mi mówić „wróciłam z wariatkowa, więc już możemy iść na randkę”. – Wiedziała jak głupio to brzmiało i wyglądało. Była osobą po leczeniu psychiatrycznym a mimo to był ktoś, kto wciąż ją lubił. – Poza tym nie wiem, czy przemawiała przez ciebie Everleigh czy alkohol. – Zasłużyła sobie na porządny cios w ramię, ale liczyła na to, że rozbrajający szeroki uśmiech nieco zmiękczy serducho towarzyszki, z którą mogłaby dalej poważnie rozmawiać. Mogłaby jej wyznać wszystkie swoje obawy i słuchać o każdej najmniejszej wątpliwości, ale wciąż miała na uwadze komfort Haynes. To, że albo zrobią wszystko w opór zbyt poważnie albo dadzą sobie więcej swobody sprawiając, że te z początku trudne wyznania i wątpliwości złagodnieją wraz z kolejnymi uśmiechami.
- Chodź.Gdzie?Do salonu gier. – Zrobiła krok w tył ciągnąc Haynes za rękę. – Zostaw to. – Wolną dłonią machnęła na pozostawiony koszyk i butelki z piwem. Posprzątają później chyba, że Haynes obawiała się, iż jakiś życzliwy przechodzień zrobi to za nie (marzenia ściętej głowy). – Chce się z tobą zabawić. – W ten czy inny sposób. Już dwuznaczności były bardzo oczywiste, ale w tym momencie Eve naprawdę chciała się pobawić. Oderwać swoje i Haynes myśli. Od jej pracy i tego, że kiedyś komuś obiecywała miłość aż po grób. - O randkę ze mną trzeba zawalczyć, Kocie. - Nie pojedzie na festiwal tak po prostu (kłamstwo - pojedzie). - O randkę z tobą też zawalczę. Nie myśl sobie. - Mówiła dalej ciągnąc Haynes w stronę salonu gier. Z kim będą walczyć i w co? W wybranej grze albo ze sobą nawzajem albo z jakimiś młodziakami (niech mają coś z życia i popatrzą na ładne kobiety).

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Everleigh funkcjonowała jak możliwie najprostszy człowiek - okazywanie czułości, podkreślanie gestami bliskości były zarezerwowane jedynie dla tych najbliższych jej osób. Koniec kropka. Zawsze wydawało się jej, że to wiele w życiu ułatwia, otaczasz się takim mniejszym lub większym gronkiem zaufanych osób, które znają cię na wylot. Dlatego też pozwoliła sobie w tym momencie na ściskanie dłoni Eve. Bo przecież wspaniałomyślnie nie pomyślała o tym, że druga strona nawet jej najlepsze zamiaru może odbierać opacznie.
- Czy ktoś ci już mówił, jak fatalnym kłamcą jesteś? - ściągnęła usta w dziubek i siliła się na poważną minę. - Nie? To ja będę pierwsza. Przecież wiem, że byś się nie fatygowała, gdyby nie było to dla mnie - wyszczerzyła ząbki w jednym z tych swoich doskonałych uśmiechów i roześmiała się. Haynes skromna, owszem, czasem bywała, ale i tak potrafiła żartować z tego, że zwykle nie jest. Zresztą, dystans do siebie był od zawsze jej mocną stroną. No, a przynajmniej od wtedy kiedy musiała zrozumieć że ładna buzia i ciało bogini to za mało, a bez tego - w sensie dystansu do własnej osoby, nie tych dwóch pierwszych - nie przeżyje w policji nawet jednego dnia. Najwyraźniej w tym szaleństwie musiała być pewna metoda, skoro dziewczyna wytrzymywała na swoim stołku niedługo już dwadzieścia lat.
- Ej! - zgłosiła głośno swój mały sprzeciw. - Jakie zastanowię się? To ja tu... Kobieta do ciebie z sercem na dłoni, całymi miesiącami czeka wiernie a tu tylko "zastanowię się". Oj mała, będziesz czegoś ode mnie chciała jeszcze... - westchnęła ciężko, nadal siląc się na poważny ton tej swojej minityrady, ale długo się jednak powstrzymać nie musiała i pozwoliła sobie się troszeczkę zaśmiać. - I teraz to oczywiście, żartowałam. Pffff - wiedziała że jej przyjaciółka (czy skoro właśnie awansują do randkowania, nadal mogą się tak nazywać?) się zbija, więc jedynie wystawiła jej - w oczywiście możliwie najbardziej dojrzały sposób - język i dopiero potem roześmiała się najlepsze. Uwielbiała ten niewymuszony luz ich spotkań, żarty ze wszystkiego i rozmowy kompletnie o niczym. Dawało to cudowne poczucie tego, że z kimś nadajesz na tych samych falach. - I halo, co to w ogóle za faza z tym waristkowem? Bardzo mi się to określenie nie podoba. Jest strasznie pejoratywne - teraz już spoważniała, ale powód był jeden - miała wrażenie, że Eve w ten sposób odrbinenza bardzo sprowadza wszystko do pewnej przypadkowości. - Jeszcze raz i oberwiesz w ucho. Albo kazaniem o tym jak było ci to potrzebne i o proszeniu o pomoc, takie samo jak w szpitalu - w końcu tych ich rozmowy dotyczących (wtedy jeszcze przyszłego) pobytu Paxton w ośrodku to były całe godziny, więc bez problemu moglBy teraz przytoczyć swojej aktualnej towarzyszce odpowiednio motywujący cytat. Z samej siebie, oczywiście. Ścisnęła jej dłoń mocniej, aby ta wiedziała (po raz n-ty już), że sama Haynes nie ma żadnego, choćby najmniejszego problemu z tym, że Eve jest osobą po leczeniu psychiatrycznym. Będzie jej to chyba musiała podkreślać tak długo, jak to tylko będzie potrzebne.
- Człowieku małej wiary. Nawet przez trzeźwą Everleigh przemawia alkohol - zaśmiała się jeszcze. Wiadomym było, że dziewczyna wcale tak dużo nie piła, a nawet jeśli to były to wyskokoki w stylu dzisiejszych kilku piw, ale skoro tylko taki układ pasował do całej historii?
Dała się jednak zaciągnąć do salonu gier. Nie wiedziała, że takie przybytki jeszcze istnieją, a tym bardziej że jeden z nich znajduje się w ich mieście i cieszy taką popularnością. Miejsce bowiem wręcz wypchane było ludźmi, całymi grupkami graczy i kibiców, było gwarno... i w jakiś sposób magicznie. Ale to pewnie niezbyt trzeźwy osąd w wykonaniu kilku piw za dużo.
- No dobrze więc - zaczęła, obejmując Eve w pasie i przyciągając ją bliżej do siebie. Taki przerób miejscowej gawiedzi wymagał skrócenia między sobą dystansu, choćby po to żeby lepiej się słyszeć. To wcale przecież nie tak, że Ever zależało na większej bliskości ze strony Paxton (wierutne kłamstwo). - Rzucilaś wyzwaniem więc powinnaś wybrać i to, w jaki sposób dojdzie do starcia, no i oczywiście nagrodę... - może akurat za to faktycznie odpowiadało to jedno piwo za dużo w wykonaniu Ever, ale była na tyle ośmielona całą sytuacją, że chyba zaczynała się domyślać (wraz z odpowiednią wizualizacją w głowie!), jaka czeka je dziś nagroda. Obie.
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
To moje wariactwo i zrobię z nim co zechcę; chciała rzucić broniąc określenia, które sobie przypisała, bo tylko tak mogła sprowadzić poważną chorobę do poziomu błahostki. Czegoś, z czego śmiały się dzieciaki tymi słowami obrażając kolegów. Tak, Eve obrażała samą siebie, ale tylko przy Everleigh mogła mówić o tym wprost. Mogła i chciała nie czując żadnych oporów, które miała przed trafieniem do szpitala. Wtedy za bardzo się bała, lecz po tamtej obawie nie było już śladów.
- Uwielbiam sposób, w jaki się o mnie troszczysz. – Poprzez mało szkodliwe groźby i kazania, które choć surowe były podparte realnym zaangażowaniem w dobry stan drugiej strony. Paxton to dostrzegała lepiej niż dawała po sobie poznać, lecz teraz na chwilę zatrzymała ich kroki i zamilkła patrząc na Haynes ze spokojem, wdzięcznością i z iskierkami w oczach. Nie raz i nie dwa patrzyła w ten sposób na kobietę, ale zazwyczaj robiła to z ukrycia albo kiedy tamta akurat stała tyłem (i tylko „czasami” obaczajała sobie jej pośladki).
- Może to jednak ty powinnaś jechać do tamtego ośrodka? – zasugerowała na wzmiankę o alkoholu non stop płynącym we krwi Haynes. Nie odpuściłaby sobie, gdyby tego nie skomentowała i od razu odrobinę się odsunęła pewna, że mogła teraz dostać we wspomniane ucho. Wolała nie ryzykować i zarazem tymi odruchami oznajmiała towarzyszce, że dobrze się bawiła.
Widziała grupki osób wychodzących z lokalu i zanim obie tam dotarły te same jednostki wracały zapewne po paru głębszych z pobliskiego monopolowego. Niektórzy byli młodzi – za młodzi na widoki seksy lasek – zaś inni głównie turyści wydawali się zaczarowani tutejszą atrakcją pokoleniowo utrzymywaną przez rodzinę Simpson.
Śmiałość z jaką Ever ją objęła przypomniała Paxton o gestach, którymi przez ostatnie trzy lata się dzieliły. Nie od zawsze. W którymś momencie to po prostu zaczęło się dziać. Łapały się za ręce (tylko w swojej obecności i zawsze z intencją – poprawienia humoru, wsparcia..), obejmowały albo subtelnie dotykały po plecach przechodząc obok. To zawsze były chwile czymś argumentowane, zaś teraz nie musiały niczego sobie tłumaczyć. Na samą myśl o tym, że nie miała związanych rąk, coś w środku Eve wybuchło i poczuła radość.
Wyzwolenie – bo już nie musiała się pilnować, jak podczas ich pierwszego nieoficjalnego spotkania.
Rozejrzała się nie myśląc zbyt długo. Nie miała wielkiego planu. Samo to, o czym dzisiaj rozmawiały wypłynęło spontanicznie trochę pod wpływem chwilowego nieporozumienia, że Ever była z kimś na randce, ale też przez uczucie tęsknoty, które mówiło samo przez się.
- Przyznaj, że lubisz jak przejmuję kontrolę – rzuciła stając naprzeciwko kobiety i nie mając żadnych zahamowań palcem wskazującym zahaczyła o szlufkę w spodniach Ever, którą mocniejszym szarpnięciem przyciągnęła bliżej siebie. – albo po prostu uwielbiasz ryzyko. – Nie umiała powstrzymać się przed delikatnym uniesieniem kącików warg i długim spojrzeniem, którym raczyła kobietę. – Każda wybierze dwie gry. Będziemy w nich rywalizować aż wyłoni się zwycięzca. – Remis nie wchodził w grę, a nawet jeśli to przecież wcale nie chodziło o wygraną albo przegraną. – Ty – Zrobiła krótką pauzę umyślnie opuszczając wzrok na drugie wargi. Czekała trzy lata, więc i tych paręnaście minut nie zrobi różnicy. – w nagrodę wlepisz mi mandat, który spłacę jakkolwiek zechcesz. – Mówiąc to cały czas patrzyła na usta Ever, po czym znów uniosła ciemne tęczówki decydując się konfrontację z tymi nieco jaśniejszymi. – Kiedy ja wygram – cóż – zrobię to, o czym myślałam podczas naszego pierwszego spotkania i z ledwością się powstrzymywałam. – Uniosła wzrok do góry i pokiwała głową, jakby naprawdę mówiła o wielkim poświęceniu. Nie jej wina, że Ever wciąż odpinała ten cholerny guzik od koszuli, a przez kolejnych parę spotkań Paxton zastanawiała się, jaki tym razem miała na sobie stanik.
Kolejna długa przerwa mogła zwiastować wszystko, lecz wtedy do ich uszu dotarły słowa jakiegoś dzieciaka o tym, że „Te hot laski chyba zaraz coś odwalą. Weźcie obczajcie”.
Paxton uśmiechnęła się, ostatni raz spojrzała w oczy Ever i pociągnęła ją w stronę pierwszej gry. Cymbergaj – nic trudnego. Nie wymagał wielkich umiejętności. W końcu chodziło tylko o zabawę

Everleigh 1:0 Eve

Ultimate Mortal Kombat 3 – nie czekały w kolejce. Napaleni nastolatkowie bez zająknięcia podarowali im cyberspluwy.

Everleigh 2:0 Eve

- Jeszcze nie wygrałaś. Mogę zremisować. – Miała dwie gry do wyrównania wyniku, ale nie spodziewała się, że zostanie dosłownie zmiażdżona w wyścigówce.

Everleigh 3:0 Eve

- Lorenz, patrz jaki ma wynik! Pobiła Dryblasa!
Dryblas okazał się mieć dwa metry i wyglądał na o wiele starszego niż wskazywała to jego legitymacja szkolna. Zezłościł się, że jakaś laska go pobiła i choć Eve nie była za konfrontacją z małolatami, to koleś pomimo gniewu okazał się w miarę grzeczny rzucając Haynes wyzwanie.
- Chyba musisz to zrobić – Eve wysoko uniosła brwi schodząc ze swego miejsca. Sprawnie przeszła za fotelami stając od zewnętrznej strony obok tego zajmowanego przez panią policjant. – Kocie, masz rzeszę fanów. – Kucnęła aby mieć lepszy kontakt z siedzącą. – To jest ten moment. Wszyscy cię uwielbiają i wcale nie widzą złej pani policjant. Jesteś wystrzałowa i gdybyśmy kumplowały się w liceum to uwierz mi, ale zabierałabym cię tu co noc żebyś skopała tyłki rówieśnikom. – Tak, kiedyś Paxton często tu przychodziła. Również nie sądziła, że ów przybytek uchowa się przez lata jej nieobecności, ale ku zaskoczeniu (po powrocie z wojska) zauważyła, że lokal wciąż prosperował zabawiając tutejszą znudzoną młodzież i turystów. – Dokop Dryblasowi, a potem zastanowimy się, kto mi rozmasuje tyłek. – Bo Haynes dokopała również Eve, która była zaskoczona, ale też dobrze się bawiła.
Tego właśnie potrzebowała. Po dwumiesięcznym pobycie wśród zdołowanych ludzi musiała się rozerwać. Na pewno wpływ na to miała również terapia przypominając Paxton o życiu. O sobie; o czym myśleć nie umiała, ale w tej chwili właśnie to robiła. O dziwo na trzeźwo i być może przeżywają (między innymi) drugą młodość, a raczej tą pierwszą odebraną przez śmierć Isabelli.

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Spojrzała po sobie w dół, wyraźnie zainteresowana tym co tam najlepszego Eve wyprawia na wysokości jej rozporka.
- Mhmm, czyli tak się zaczynamy bawić - zarzuciła jej minką, która była mieszanką ciekawości i zainteresowania. Może i odrobinę na wyrost odbierała jej gesty, ale po tym jak w końcu postawiły w ich relacji krok do przodu, po prostu gdzieś pod skórą czuła że może sobie na to pozwolić. Jej uśmieszek szybko na dodatek.nabral dość zadziornego sznytu. - Ale owszem - przytaknęła grzecznie, po czym dosyć pewnie przysunęła twarz bliżej Eve i właściwie nad samym uchem dokonczyła, szeptem już: - Lubię jak przejmujesz kontrolę - i odsunęła się na poprzednią odległość, jakby to co stało się przed chwilą było - póki co tylko - kawałkiem rozkosznej obietnicy. Starała się mocno, by ta odrobinę zagęszczająca się atmosfera utrzymała się między nimi jak najdłużej, ale słysząc ciąg dalszy jej tłumaczeń, w pewnym momencie wybuchnęła śmiechem.
- Zabrzmiało jak głos tego narratora z trailerów filmów akcji - sam suspens również zdawał się im nie odstawać. Jeśli jednak chodzi o same nagrody, w pierwszym odruchu miała już zgłaszać swego rodzaju protest - uznała je bowiem za niespecjalnie sprawiedliwe dobrane, szybko jednak w jej główce pojawił się doprawdy cwany plan i jednak doceniła taki a nie inny podział. - Wchodzę w to - w końcu chyba jedynie ostatni szaleniec nie postanowiłby wykorzystać okazji, w której nie ma przegranych.
Kiedy w końcu znalazły się w środku, Ever początkowo pożałowała przytaknięcia na pomysł spędzenia wspólnego popołudnia akurat tutaj. Akurat w salonie gier. Średnia wieku bowiem dosyć mocno zawyżała tutaj grupa uczniaków z ostatniej klasy liceum. Cała reszta? Haynes spokojnie mogłaby być ich matką, nawet nie zakładając kuriozum w postaci poczęcia w trakcie licealnego jeszcze, pierwszego razu. Mogła więc wyglądać choćby i najbardziej wystrzałowo w całym Lorne Bay (bo cóż, akurat tego że umiała się pokazać trudno jej odmówić), a i tak w tym momencie czuła się jak czyjaś babcia. I gdzieś w środku nawet się trochę śmiała, że zainteresowanie młodzieży wcale nie wynika z tego, jak gorące laski nawiedziły właśnie ten przybytek, a raczej z tego że wpadła tutaj dwójka jakiś boomerek, i najwyraźniej pomyliły drogę. Szczerze mówiąc w środku zatrzymało ją jedynie towarzystwo Paxton. I to, w jaki zakład dała się jej wmanewrować.
I kiedy tylko udało się jej wygrać pierwszą z gier (choć z nieprzesadną łatwością), zaczęła podejrzewać, że taktyka jej dzisiejszej towarzyszki - czy można ją już nazywać randką? - polega na tym, by dawać Haynes takie fory, by finalnie to ona wygrała całe to ich małe granie, i żeby to właśnie ona wybierała nagrodę. Kto jak kto, ale Eve wiedziała jak odpowiednio biedną Ever podejść, ta w tym momencie była już tym zagraniem ostatecznie kupiona. To tylko się zwiększało kiedy wygrała drugą z gier, i w końcu trzecią.
- To z dedykacją dla ciebie - poinformowała swoją towarzyszkę. Brunetka była pewnie w tej mniejszości, która nie zwracała specjalnej uwagi na Dryblasa - który to właśnie przeżywał pewnie kryzys tożsamości związany z tym, że ktoś odebrał mu tytuł - wpatrzona była bowiem jedynie w Eve. Strasznie cieszyła się tą radością, jaką Paxton dziś emanowała. Jeśli takie potencjalnie drobne rzeczy mają jej ją zapewniać, Haynes będzie się na to pisać i codziennie. Choć z pewną ulgą udało się jej w końcu porzucić w środku całkiem nowo nabytą grupę odrobinę małoletnich fanów, i w towarzystwie Eve opuściła lokal.
Od smerfowozu dzieliło je dosłownie kilkanaście kroków, niedzielne więc że dopiero kiedy zatrzymały się przy nim, wróciła do pewnego ważnego tematu:
- Hej, kocie, a co z moją nagrodą? - oparła swój zgrabny tyłek o samochód i przyciągnęła ją do siebie - również za szlufkę w spodniach - tak blisko, jak jeszcze chwilę temu były przed wejściem do salonu gier, a nawet bliżej bo Paxton wylądowała właśnie pomiędzy jej nogami. - Chyba czas żebym w końcu wypisała ten mandat? - zapytała więc zadziornie, opuszkiem palca wodząc wzdłuż idealnie odszytej listwy guzików w koszuli Paxton. Góra - dół, na razie grzecznie jedynie trochę poniżej wysokości kołnierzyka. - Formą spłaty będzie wykonanie swojej nagrody, czyli to co chciałaś zrobić w trakcie naszego pierwszego spotkania. Tym razem - muszę wspominać, że jej palce wędrował na materiale koszuli Eve wyłącznie w dół? - Bez powstrzymywania się - skończyła i wyszczerzyła ząbki w zadziornym uśmiechu. Aż żal przecież było takiej możliwości nie wykorzystać, nie? Zabrała dłoń z klatki piersiowej Eve i odrobinę nonszalancko podparła się dłońmi za swoimi plecami, te odsuwając lekko w tył i zarzucając włosami jak te wszystkie modelki w reklamach kosmetyków. Może i wyglądała na wyluzowaną, ale aż przebierała nóżkami w oczekiwaniu na swoją n a g r o d ę.
słoik
maruda
ODPOWIEDZ
cron