Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Od nieszczęsnego karambolu minęły dwa dni. Nie zarejestrowała ich w całości. Były jak przewijany w magnetowidzie obraz. Klatki nakładały się na siebie lub zacierały w starej taśmie tworząc zaledwie fragmenty minionych czterdziestu ośmiu godzin, o których szybko zapomni. Wciąż bowiem skupiała się na jednej chwili. Na konkretnej sekundzie, kiedy postanowiła, że wjedzie na skrzyżowanie na czerwonym świetle.
To był przebłysk. Moment tak kruchy, jak jej własna psychika, w której odnalazły się resztki woli walki. Nie wjechała na środek drogi. W ostatniej chwili zahamowała, lecz zrządzeniem losu kierowca autobusu za nią dostał zawału. Pomimo rezygnacji ze zniszczenia własnego życia wylądowała po środku skrzyżowania stając się idealnym celem dla nadjeżdżających samochodów.
Wszystko co działo się potem było szybkie. Nawet nie zarejestrowała jak bardzo źle z nią było. Adrenalina zrobiła swoje a jej potrzeba ratowania ludzi sprawiła, że przez pierwsze kilkanaście minut zdołała wydostać uwięzioną w samochodzie starą znajomą. Kiedy jednak wszystko odpuściło i gdy ujrzała swego zniszczonego do cna pick-upa uświadomiła sobie, że z czegoś takiego nie dało się wyjść cało. Zbity palec u prawej dłoni okazał się złamany podobnie jak trzy żebra i kości czaszki, którą przyrżnęła w boczną szybę.
Zemdlała zanim dotarła do szpitala i od tamtego momentu zdążyła zarejestrować zaledwie parę najważniejszych momentów; diagnozę lekarza, wizyty Sue Ann, która zapewniała ją, że zajmie się psami oraz ośrodkiem i uświadomienie sobie, jak źle z nią było.
Nie. Nie uświadomienie a przyznanie się przed samą sobą, że było z nią cholernie źle.
Długo jej zajęło nim zdecydowała się napisać do osób, które przez ostatnie miesiące odtrąciła. Wiadomości do Haynes były zbyt spontaniczne, wysłane na szybko, dopóki nie napisała tego co trzeba a co prędko przykryła płaszczykiem informacji o karambolu. Chciała wiedzieć, co z innymi poszkodowanymi. Czy ktoś poza kierowcą autobusu zmarł? Jakie dokładnie były szkody? Mogłaby napisać do kolegi z policji, ale wtedy dałaby im zielone światło, żeby ją odwiedzili. Oczywiście, że wiedzieli o jej udziale. Przyjechali do tego wypadku, więc wystarczyło aby jeden z nich rozpoznał Eve a wieść sama rozniosła się po komendzie jak świeże pączki. Nie chciała jednak aby ktokolwiek tutaj przyjeżdżał. Czuła się bezbronna i nienawidziła siebie w takim stanie.
To czemu zasugerowała aby Ever przyjechała? Równie dobrze mogły spotkać się, jak wyjdzie ze szpitala, ale z jakiegoś niezrozumiałego powodu zrobiła wyjątek. Po pięciu minutach chciała zmienić zdanie, ale było już za późno. Mogła jedynie modlić się, że Haynes nie przyjedzie. Po co miałaby?
Pustym wzrokiem wpatrywała się w telewizor podwieszony w rogu pokoju. Nie oglądała lecącego w nim reality show. Jedynie zagłuszała szumem własne myśli, które wciąż kołatały się w jej bolącej głowie. Palcami zagipsowanej ręki dotknęła opatrunku z prawej strony głowy. Czuła, że znów nasiąkną krwią i osoczem, ale jeszcze poczeka z wezwaniem pielęgniarki. Najlepiej do jutra. Na zewnątrz już i tak było ciemno, więc nie było co męczyć pracownicy szpitala tuż przed końcem zmiany.
Za dużo myślała o innych, lecz to było łatwiejsze od zastanawiania się nad sobą; życiem i tym co zrobi później.
Słysząc pukanie zareagowała automatycznie.
- Wszystko gra Susie. – Pielęgniarka nie musiała zaglądać do niej tak często, a jednak z jakiegoś powodu robiła to najpierw pukaniem do drzwi sprawdzając, czy Eve spała. – Chociaż.. – Odwróciła głowę w na drugi bok orientując się, że w drzwiach wcale nie stała Susie.
To była pani detektyw.
- Cześć – przywitała się odrobinę niemrawo i szybko próbowała pozbierać się do kuby. Przynajmniej udawać, że było lepiej niż wyglądało bez uprzedniego przemyślenia próbując się unieść podpierając o materac zdrową ręką. Niestety żebra od razu się odezwały. Skrzywiła się i zacisnęła wargi starając się nie syknąć z bólu. Zrezygnowała z uniesienia do siadu sięgając po pilota, którym mogła unieść część łóżka. – Siadaj. Trochę to potrwa. – Charakterystyczny dźwięk podnoszonego materaca wypełnił ciszę, zaś jego wolne tempo dało Eve na pozbieranie myśli i tego, co chciała powiedzieć. – To nic takiego. – Musiała wyjaśnić „jak się czuła”. – Żałuj, że nie widziałaś tego drugiego. – Zażartowała starając się skupić wzrok na Everleigh. – Był karambol w Lorne i.. – Poczuła nieprzyjemne ukłucie w czaszce, co od dwóch dni nie było niczym dziwnym. – Pewnie o nim słyszałaś. – Wypadki z udziałem tak wielu aut rzadko zdarzały się w Lorne Bay. – Nie ważne. – Nie po to chciała, żeby Ever przyjechała. – Co u ciebie? Jak w pracy? – Jakby tymi dwoma pytaniami mogła nadrobić czas, kiedy dosadnie dawała do zrozumienia, że unikała kobiety.

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Owszem, odpowiedź wysłana na wiadomości tekstowe autorstwa Paxton pewnie była niedojrzała. I jeszcze ta gówniarska kropka nienawiści. Przez ostatnie tygodnie milczenia ze strony Eve, Ever z dnia na dzień czuła coraz mocniej w sercu pewnego rodzaju zadrę. Dzwoniła, pisała, próbowała złapać w domu, próbowała złapać w pracy. Wszystko bezskuteczne. Zupełnie jakby Eve cudownie rozpłynęła się w powietrzu, bez żadnego do widzenia czy pocałuj mnie w dupę. Pewnie to śmieszne i naiwne, że prawie czterdziestoletnia baba przejmuje się taką utratą relacji z drugim człowiekiem, ale w tym przypadku po prostu czuła, że zdążyły złapać jakąś fajną więź i... boom! Jak bańka mydlana, właściwie z dnia na dzień to sobie gdzieś zniknęło. Ever nie mogła sobie znaleźć miejsca. Ale cóż, wysłała tego nieszczęsnego sms-a. I od kiedy tylko zwróciła uwagę, że został dostarczony, zaczęła nabijać sobie głowę wręcz potokiem myśli - jak powinna teraz postąpić.
Nie przyjechać? Zghostować swoją - do tego momentu przynajmniej - przyjaciółkę w taki sam sposób, jak ona dotychczas? Czy pojawić się na miejscu, pokazując, że jest ponad to i cała ich relacja znaczy więcej niż urażona duma? Oh, Haynes, ty miękka buło.
Do szpitala przyjechała prosto po pracy. Na pewien sposób chciała zrobić Eve niespodziankę, więc nie anonsowała się pytaniami dot. tego na jakim oddziale leży, czy w której sali. Ma język w gębie i całe kilogramy uroku osobistego - a jeśli one nie pozwolą jej uzyskać odpowiedzi, ma też policyjną odznakę, która skutecznie otwiera wszelkie drzwi. Stanęła więc pod odpowiednią salą i zapukała, choć w międzyczasie przestępowała nerwowo z nogi na nogę. Czemu się tak denerwowała?
- Ty draniu, nie odzywasz się tyle czasu i pierwsze co robisz, to mylisz moje imię? - doskonale wiedziała, że jej aktualna towarzyszka po prostu spodziewała się zobaczyć tutaj kogoś innego, ale po prostu nie mogła sobie odmówić okazji do żartu na wstępie. Jakoś podświadomie czuje, że sama potrzebuje takiego ponownego 'przełamania lodów'. Oparła się odrobinę nonszalancko o futrynę drzwi, chyba oczekując jakiegoś rodzaju zaproszenia do środka. Dopiero więc, kiedy usłyszała cześć, wgramoliła się do środku, powoli i cicho stawiając kroki, zupełnie jakby mogła kogoś obudzić swoją obecnością czy coś.
W pierwszym odruchu chciała od razu wyprzytulać swoją niewdzięczną przyjaciółkę, usadzić zadek koło niej na łóżku i zajmować się nią choćby do rana. Jednak ta cała głucha cisza, która nastąpiła między nimi przez poprzedzający dzisiejsze spotkanie czas, trochę te jej odruchy wyhamowała, i jedynie stanęła grzecznie gdzieś w nogach łóżka pokiereszowanej pacjentki.
- Misiu, wybacz że powiem to tak bezpośrednio, ale wyglądasz raczej jak encyklopedyczny przykład ofiary karambolu - zacmokała trochę nawet, starając się powiedzieć to nienazbyt poważnie, co by żadnych uczuć Eve nie urazić. Choć pewnie i sama zdawała sobie z tego sprawę, że jednak w najlepszej formie to się teraz nie znajduje. - Słyszałam. Nawet nas na sam koniec tam wysłali, bo nie mieli już kogo. I nieważne to jest co najwyżej to. Jak się czujesz, co się stało? - naprawdę przecież martwiła się o zdrowie Paxton. A z udziału w takich karambolach większość ofiar wyjeżdża nogami do przodu, na dodatek w czarnym worku. Postanowiła jednak, niesiona chyba siłą swojej własnej pewności siebie, ciągnąć temat dalej i uściślić co działo się w życiu kumpeli w ostatnim okresie. Co było tak zajmujące, że nie miała nawet możliwości odpisać na głupiego sms-a. - Ale ten karambol karambolem, a co to za koniec świata przydarzył się przed nim? - o nie nie, moja miła, z Ever nie będzie teraz niezobowiązującego pitu-pitu o pracy. Pewne rzeczy trzeba wyjaśniać od razu, bo ruszone zbyt późno, z mocą kuli śnieżnej będą niszczyć wszystko na swojej drodze.
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Myślałam, że to pielęgniarka. – Nie musiała się tłumaczyć, ale podświadomie czuła, że jednak powinna. Nie chciała wyjść na taką, co urywa z kimś kontakt a potem myli imiona, jakby relacja nie miała dla niej żadnego znaczenia. Wręcz przeciwnie – miała i to więcej niż przyznałaby na głos.
Sięgnęła do swej głowy w pokraczny sposób próbując włosami zakryć opatrunek. Szybko pożałowała, że jednak wcześniej nie wezwała pielęgniarki, która zmieniłaby gazę na świeżą, jakby to mogło w czymkolwiek pomóc. Jakby jedna zmiana sprawiła, że prezentowałaby się znacznie lepiej niż teraz.
Słysząc kolejne słowa kobiety uśmiechnęła się pod nosem uświadamiając sobie, że za tym tęskniła. Za bezpośredniością, szczerością i nutką żartu ukrytego w brutalnych słowach o wypadku, o którym niektórzy baliby się wspomnieć.
- Brakowało mi tego – wypowiedziała na głos myśli ze wzrokiem opuszczonym na swe nogi okryte szpitalną pościelą. – Usiądź, proszę. – Głupio się czuła, kiedy Haynes tak nad nią stała. Nie zmusi jej do zajęcia miejsca na krześle albo obok swoich nóg, które przesunęła do przeciwnej krawędzi, ale chociaż mogła spróbować zachęcić kobietę do przycupnięcia. Przynajmniej wtedy nie będzie czuła, że tamta od razu ucieknie.
- Mogło być gorzej. – Takie właśnie miała podejście. Nie skupiała się na doznanych obrażeniach, ale na tym, że mogło przydarzyć jej się coś gorszego. – Kierowca autobusu dostał zawału tuż przed skrzyżowaniem a że akurat jechał za mną i było czerwone światło to.. – Dłonią w powietrzu przesunęła do przodu pokazując jak pięknie niczym uderzona piłeczka wjechała na skrzyżowanie. Zresztą, nie tylko ona, bo zaraz za nią dołączył się także wspomniany autobus.
Znów się skrzywiła, tym razem mocniej, aż zamykając powieki pod wpływem bólu w głowie. Nie chciała tego robić. Wolała udawać, że wszystko było w porządku i nic ją nie bolało, ale te gwałtowne ukłucia przychodziły znienacka. Nie miała jak się na nie przygotować i przybrać kamiennej twarzy grając kozaka.
- Od razu z grubej rury, co? – Delikatnie się uśmiechnęła i zrobiła krótką pauzę dając sobie czas na zebranie kolejnych myśli. Od czego powinna zacząć? Od tego co oczywiste. – Przepraszam. – Niby proste słowo, które paść powinno, ale chciała wypowiedzieć je na początku. Bez koloryzowania i tłumaczenia się historią z życia, która może zmiękczyłaby serce Haynes, ale Eve nigdy nie grała w ten sposób. Nie odbierała sobie winy, wręcz przeciwnie – od zawsze obwiniała się za wszystko. – Za to, że się nie odzywałam, nie odpisywałam i zbywałam cię jak skończona sucz. – Nie bała się nazywać rzeczy po imieniu. – To była kutaśna zagrywka. Nie zasłużyłaś na to. – Nie tak traktowało się przyjaciół, bo chyba mogła tak nazwać Ever. Sama nie była pewna, bo nie lubiła nadużywać tego określenia, ale nie powiedziałaby, że Haynes była po prostu koleżanką.
Przez cały czas starała się być uważna obserwując Everleigh, ale niespodziewane kujące bóle w głowie uniemożliwiały jej dokładne wyłapanie wszystkiego. Chciała wiedzieć z jakim nastawieniem kobieta do niej przyszła i jak bardzo miała przechlapane. Bardzo się tego bała, bo wiedziała jak chujowo postąpiła i że być może na całego spieprzyła także tę relację.
- Opowiadałam ci kiedyś, jak znalazłam Jello. – Swoją wierną psinę. Tak łatwiej było to nazwać niż wprost mówić o „próbie samobójczej”, której podjęła się niedługo po powrocie z frontu. Miała depresje, zmagała się z PTSD i pomimo leczenia postanowiła sięgnąć po narkotyki, które przedawkowała. Gdyby tych osiem lat temu Jello jej nie znalazła i nie zaalarmowała przechodniów, Eve by tutaj nie było. – Chyba mam nawrót.chyba; dobre sobie. – To.. – Przyznanie się do słabości było dla Paxton jak wbijanie szpikulca w oko. – Niektóre sprawy w moim życiu nałożyły się na siebie i nagle przestałam być już taka silna za jaką mnie masz. – Niepewnie zerknęła na Ever, której wstydziła się spojrzeć prosto w oczy. – Łatwiej jest wtedy po prostu odpuścić. Odsunąć się od ludzi, żeby sami nie odeszli rzucając mi na koniec spojrzenie pełne zawodu. Ja.. – Wzięła głębszy wdech czując napływające do oczu łzy. Tego jeszcze brakowało, żeby przy Everleigh płakała. Bosko.
Zdrową acz lekko posiniaczona ręką sięgnęła do cienkiej kołdry, którą mocno naciągnęła zakrywając się aż po czubek głowy. Eve była silną kobietą i kiedy dochodziło do okazywania słabości wstydziła się tego, jak dziecko, które nocą zmoczyło łóżko. Łatwiej było się schować niż teraz spojrzeć Ever w oczy.
- Pogubiłam się i wpadłam do bezdennej dziury bez siły na dalszą walkę. – Miała tego dość; ciągłej walki i trzymania się w ryzach, bo taka właśnie była. Nie ważne jak źle się działo, ona walczyła. Pruła do przodu starając się działać a nie siedzieć i zadręczać. Kiedyś jednak baterie musiały się wyczerpać, zaś umysł wypełnił się tak wieloma cierniami, że nie było możliwości postawić w nim nogi bez ukłucia się o kolec.

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Ściągnęła usta w dziubek.
- Mhm - oceniła pseudo-obojętnym westchnięciem. - To się tak teraz nazywa. Pielęgniarka. Bóg jeden wie co żeś wyprawiała ostatnio - nadal próbowała obracać być śmiertelnie poważna, na dodatek obracać swoją wypowiedź w tonie zazdrosnej żony, ale kiedy tylko sama zdała sobie sprawę jak idiotycznie musiało to brzmieć, jej głos zaczął zdradzać rozbawienie, ba - delikatny uśmiech ponownie zagościł na jej twarzy. Postanowiła skorzystać z zaproszenia Paxton, bez słowa najpierw usiadła gdzieś w nogach jej łóżka, stwierdzając jednak że jest od niej stanowczo za daleko, wstała i tym razem dosłownie przycupnęła tyłkiem na samym brzegu materaca w okolicach połowy jego długości. Dopiero teraz zwróciła większą uwagę na opatrunek na głowie swojej aktualnej towarzyszki. Dni, a może raczej godziny świetności miał już dawno za sobą. - Pokaż no to - teraz jej ton głosu naprawdę zrobił się surowy, ale realnie martwiła się o swoją przyjaciółkę. Nie mogła przecież pozwolić na coś takiego. - Poczekaj - jej mina zdradzała na swój sposób skurczenie. Jak można się nie zainteresować opatrunkiem do zmiany, na litość Boską. Wstała i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę dyżurki. Zdawała sobie sprawę, że to jest publiczny szpital a ona sama jest pewien przewrażliwiona, bo właściwie pierwszy raz ma tak bliską osobę na oddziale, na dodatek zależną od personelu, ale w żaden sposób nie przeszkadzało jej to w tym, by zrobić odpowiednią - acz kulturalną - mini awanturkę o to, że panie łaskawie mogłyby się bardziej wziąć do roboty. Nie będzie tu najmilej widzianym gościem.
Do sali ponowie weszła dopiero, kiedy opuściła ją pielęgniarka, od razu wracając na miejsce, które próbowała zająć wcześniej.
- Przeprosiny przyjęte. I już, spokojnie, nie gadaj tyle. Przemęczasz się i cię boli, przecież widzę - sama nie wiedziała z czego to wynikało, ale miała nieodparte wrażenie że nie dość, że zdążyły się z Eve poznać jak te łyse konie, to na dodatek w pewnym momencie ich znajomość stała się zażyła na tyle, że teraz wręcz czytała ją jak otwartą książkę. Bardziej niż pewne było to, że Paxton nadal będzie zgrywać niezłomną twardzielkę, której nie ruszył nawet udział w karambolu, a wszystkie odniesione tam obrażenia to jedynie zadrapania i tak właściwie to ona biedna nawet nie rozumie dlaczego jeszcze marnotrawią jej czas i ją tu trzymają. Ever jednak nie urodziła się wczoraj i widziała, że nie dość, że jej aktualną towarzyszkę w tym momencie boli chyba nawet sama chęć do życia, to na dodatek ogólnie... cóż, no nie jest w najlepszej formie. Wyciągnęła dłoń by położyć ją w okolicach przeciwnego łokcia Eve - uznała tamtą rękę za tą mniej poturbowaną i właściwszą do dotykania. Bardzo delikatnie, właściwie samymi opuszkami palców pogladziła jej skórę.
Kiedy jednak Paxton mówiła dalej, mogła być pewna że pod materiałem ubrania u Ever pojawiła się gęsia skórka. Nie spodziewała się chyba, że jej przyjaciółki dosięgną aż takie problemy.
- Ej, mała... - rzuciła zmartwionym głosem. Trudno pewnie w jakikolwiek sposób zakwalifikować Eve do grupy "małych", ale Haynes po prostu poczuła że ona w tym momencie tak się po prostu czuje. Malutka. Znikająca. Poczuła przemożną chęć przytulenia jej. Bycia blisko. Choćby miała to robiić tak długo, aż w choć najmniejszym stopniu pomoże jej wydobrzeć. Postanowiła porzucić wszelki dystans jaki jeszcze między nimi był. Poprawiła się na tym nieszczęsnym szpitalnym łóżku, właściwie układając obok samej Paxton (w żaden sposób jej nie przesuwając i wykorzystując oczywiście jedynie dostępną przestrzeń, więc między Bogiem a prawdą poza punktem zaczepienia koło głowy swojej towarzyszki, cała reszta jej ciała raczej bardziej wisiała obok łóżka niż miała się znajdować na nim.
- Martwiłam się o ciebie. Odchodziłam już chyba od zmysłów, próbując zrozumieć co się stało. Zresztą, cały czas się martwię - widziała że Eve się rozkleja, chciała ją w tym momencie przytulić mocniej ale ta zakryła się kołdrą. Ever wywróciła mocno oczami. Ściągnęła z niej bardzo delikatnie ten nieszczęsny fragment materiału. - Chodź no tu bliżej - rzuciła po odłożeniu go na miejsce, sama wróciła do swojej wcześniejszej pozycji i ułożyła się teraz tak, że głowa Eve opierała się o jej klatkę piersiową. Cmoknęła ją krótko w czoło, z zaczęła odrobinę, chyba uspokajająco gładzić ją po włosach po tej drugiej stronie.
- Wiesz, ja tu będę. Nigdzie się nie wybieram. I jeśli tylko mogę ci jakoś pomóc to to zrobię, choćby miało to być niewykonalne - cmoknęła ją drugi raz w to samo miejsce. - I nigdy nie rzucę ci spojrzenia pełnego zawodu - dodała pewnie, przysuwając swoją głowę w okolice włosów Eve, taką bezpieczną, gdzie nie zarejestrowała żadnej rany. Ułożyła się tak, że stykała się z nią policzkiem. I dalej uspokajająco próbowała gładzić swoją towarzyszkę po włosach. Może i zrobiło się zbyt blisko, zbyt intymnie jak na wyłącznie przyjacielską relację, ale w tym momencie miała to w głębokim poważaniu. Chciała być dla Eve i to było najważniejsze.
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Tam jest dobrze – jęknęła niepocieszona, kiedy Haynes zabrała kołdrę, pod którą się chowała (i gdzie ‘było dobre’). To była jej strefa bezpieczeństwa, ale też zasłona przed wstydem, który czuła mówiąc o swoich porażkach i słabościach. Miała z tym trudność. Bywało, że się przed kimś otwierała, lecz zawsze czuła się wtedy skrępowana, bo nie taką chciała być. Nie chciała, żeby ludzie się nad nią użalali. Sama wolała pomagać niż tę pomoc uzyskiwać, bo nigdy nie uważała się za kogoś, z czyjego powodu warto zawracać dobie tyłek. Kim warto się przejmować albo tracić na tę osobę czas; właśnie za taką osobę się miała, pomimo przekonania wszystkich dookoła, że była twarda, otwarta, pewna siebie i na pewno miała wysoką samoocenę. Błąd. Od czasów nastoletnich przekonywała się, że nie była warta.
- Wszyscy umierają albo znikają z mojego życia, jakbym była tylko punktem przejściowym. – Poczuła jak parę łez spływa po jej policzku. Naprawdę nie chciała płakać. Już nie tylko przez wstyd, ale także dlatego, żeby mocniej nie rozbolała ją głowa. - A może po prostu jestem zjebanym człowiekiem. – Dostrzegała w sobie wady i była w stanie przyznać się do błędu, jak to zrobiła w przypadku przeprosin Ever, więc nie będzie udawać, że była idealną osobą. Nazywała siebie po imieniu u boku osoby, której ciepło ciała sprawiało, że miała ochotę jeszcze bardziej się rozkleić.
Nie przywykła do czułych gestów wsparcia. Rodzice jej tego nie nauczyli, potem ich zabrakło, aż sama zaczęła unikać prostego przytulania, które tolerowała głównie w wydaniu Sue Ann (kobiecie, która pomagała Eve w ośrodku i którą śmiało mogłaby nazwać swoją przyszywaną ciocią). Teraz było inaczej. Nie miała siły, żeby walczyć o swoją przestrzeń. O to aby pokazać, że była silna i nie potrzebowała tego typu pocieszenia, bo to była bzdura. W tej chwili potrzebowała właśnie tego. Ba, pragnęła czułej bliskości częściej niż byłaby w stanie to przyznać, bo była głupia i nie umiała wprost powiedzieć komuś, żeby ją przytulił. Nie wypracowała w sobie podobnego odruchu ani zachowania, dlatego poczuła szaloną wdzięczność za śmiałość z jaką Haynes zmniejszyła między nimi dystans; za bliskość, ciepły głos, dotyk i całusy.
- Wyzwanie przyjęte. – Nagle zechciała zażartować na temat rzucania spojrzeń typu zawiodłaś mnie i nawet wyrzuciła z siebie dwa razy krótkie „ha”, które brzmiały marnie i równie szybko przepadły gdzieś w przestrzeni zastąpione nagłym wyraźnym płaczem.
Stało się. Nie wiedziała jak, czy to przez leki czy niespodziewaną bliskość, ale tama się otworzyła. Czuła się bezbronna jak małe dziecko, które nie wiedząc jak radzić sobie z bólem – płakało. Nie jęczała i nie wyła, ale ciągała nosem, łapczywie łapała powietrze wprawiając w ruch połamane żebra i pozwalała łzom lecieć ciurkiem bez przemyślenia przekręcając głowę bardziej w bok, jakby chciała schować się w Ever; gdzieś w okolicach jej obojczyka i piersi.
Potrzebowała tego. Od kiedy trafiła do szpitala nie płakała ani razu i ciągle pytała o innych poszkodowanych a szczególnie o kobietę, którą wyciągnęła z dachującego auta. Wolała skupić się na osobach w otoczeniu niż na sobie. Nawet teraz, kiedy oddała się potrzebie wylania łez w jej głowie przewinęła się myśl, czy Ever to nie przeszkadza; czy jej nie wykorzystuje albo czy kobiecie było dziwnie. Haynes przyszła tu po wyjaśnienia i choć dostała ich zlepek to jednocześnie uzyskała płaczącą i na pewno nie pachnącą kwiatkami (bo to tylko dwa dni od wypadku i Eve jeszcze nie dotarła do prysznica) poturbowaną przyjaciółkę. Na pewno miała lepsze rzeczy do roboty niż siedzieć tutaj.
A jednak tutaj była.
Nie zauważyła ani nie usłyszała wejścia pielęgniarki.
- Czy wszystko w porządku? – zapytała kobieta najwyraźniej pchana tym, że wcześniej dostała zjebkę od Haynes za niewymieniony opatrunek. Musiała się wtrącić, jakby to była kara za złe zachowanie.
Paxton tego nie słuchała. Nie skupiła się na pielęgniarce ani na tym, co Ever jej odpowiedziała. Potrzebowała chwili, żeby zebrać się w sobie. Przestać płakać i móc normalnie towarzyszyć odwiedzającej ją osobie, dlatego pochwyciła temat pielęgniarki, która wyszła minutę temu uznając to za dobry motyw warty złapania i wyciągnięcia z płaczącego dołu.
- Podobno nakrzyczałaś na personel – rzuciła między jednym pociągnięciem nosa a drugim jednocześnie zdrowszą dłonią wycierając policzki. – Susie pytała, czy jesteś moją krewniaczką, bo się rządziłaś jakbyś była z rodziny. – To głównie rodzina walczyła o siebie. Przynajmniej taka, która faktycznie się kochała. – Nie zrozum mnie źle – Wzięła głębszy wdech czując ostatnią łzę, która niesfornie uciekła z kanalika łzowego. To powinno być na tyle. Nie będzie już płakać. – ale nie chciałabym, żebyś była ze mną spokrewniona. – Można te słowa zrzucić na leki a ich dziwaczność na pewno dało się wyjaśnić, co próbowała zrobić spojrzeniem odrywając głowę od ciała Ever. – Wtedy zrobiłoby się dziwnie zwłaszcza po tych naszych.. sama wiesz. – Mogła śmiało powiedzieć, że się przyjaźniły, ale gdyby spojrzeć wstecz, to każde ich spotkanie miało w sobie odrobinę żartobliwego flirtu albo nietypowych komplementów. Niby robiły to śmiechem żartem, ale jednak występowało i doprawdy dziwnie byłoby gdyby kuzynki rzucały sobie podobne teksty.
Odchrząknęła znów nabierając powietrza w płuca i podpierając zdrowszą ręką starała się odsunąć ku drugiej krawędzi robiąc więcej miejsca dla Haynes. Nie obyło się bez bólu żeber, ale nie pozwoli kobiecie wisieć na skraju upadku na zimną szpitalną podłogę.

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
Haynes w dosyć charakterystyczny dla siebie sposób wywróciła właśnie oczami.
- A ze mną nie jest dobrze? - zadała w odpowiedzi pytanie. Spodziewała się, że chęć ukrywania się pod kołderką przed całym światem wynika z tego, jak jej przyjaciółka jest teraz "odsłonięta", zależna od innych i wystawiona na wszelką ocenę. Liczyła się z tym, że samej Eve jest z tym pewnie ciężko, ale zamiast pozwalać jej już na wejściu się w tym swoim bagienku zakopywać, postanowiła choć spróbować poprawić jej humor. Jakiś choćby jeden, pojedynczy uśmiech wywołać na jej twarzy, ale taki żeby był szczery. I postanowiła walczyć. - Ewentualnie jeśli okażę się niewystarczająca, zawsze możemy się schować tam razem - wzruszyła ramionami, nie chciała przecież sprawiać by biedna Eve czuła się akurat teraz jeszcze bardziej niekomfortowo. Rozwiązanie idealne. Everleigh Haynes, mistrz w rozwiązywaniu problemów wszelakich.
Mimo dosyć spartańskich warunków, ulokowała się koło Paxton raczej wygodnie. Choć nawet jakby wcale tak nie było, nie czułaby się źle. Bliskość przyjaciółki, to że się wyjątkowo przed nią tak otwiera, że jej teraz potrzebuje, sprawiały że samej zainteresowanej po prostu miękło serduszko i już niczego więcej do szczęścia nie potrzebowała.
- Heeeej, proszę mi tu nie płakać. Bo będzie cię bolało - nie przemyślała jednak, że taki moment na dosyć intymne wyznania to nie jest najbardziej świadomy wybór. Głównie wynikało to właśnie ze stanu, w jakim znajdowała się jej rozmówczyni - połamane żebra nie ułatwiały z pewnością płaczu. Udało się jej nawet zetrzeć z policzków Paxton jakieś dwie pojedyncze łezki. - Jesteś najcudowniejszym człowiekiem jakiego znam. I nie daj sobie wmówić, że jest inaczej, szczególnie samej sobie - w miarę możliwości zniżyła się na tą chwilę na tyle, by jej twarz znalazła się na wysokości twarzy Eve. Spojrzała jej głęboko w oczy, jakby w ten sposób chciała dodatkowo potwierdzić swoje słowa. Jedną dłoń ułożyła na zarysie szczęki Paxton, ledwo wyczuwalnie gładząc jednym palcem po jej skórze. Złapała się właśnie na tym, że we wszelkich filmach takie momenty są zwykle zarezerwowane dla pierwszych czułych pocałunków jakieś pary. Głębokie spojrzenie w oczy, usta oddalone od siebie jedynie o milimetry, cisza ciężko wisząca w powietrzu... Wszystko byłoby pięknie, ale chyba żadnej ze stron nie było teraz do śmiechu na tyle, żeby pozwolić sobie na amory. Odsunęła się więc i znowu cmoknęła ją w to samo miejsce na czole, po czym wróciła do swojej poprzedniej pozycji.
Ledwo zdążyła się jednak z powrotem ułożyć na swoim miejscu, kiedy w sali pojawiła się pielęgniarka. Patrzcie nagle panią pracuś, jak tylko dobrze opierdolić to się od razu wszyscy do roboty zabiorą. Chcieć to móc. Everleigh postanowiła jednak nie pozować na największą heterę w mieście i tym razem uprzejmie podziękowała za pomoc, zapewniła że sobie poradzą i że jeśli tylko cokolwiek będzie potrzebne, pierwsza zjawi się w dyżurce. O czym w końcu pielęgniarki przekonały się już na samym wejściu Haynes na oddział.
- Czy widziałaś żebym była nieuprzejma? - zapytała odrobinę rozbawiona. Kto jak kto, ale Paxton dobrze wiedziała, że Haynes o swoje się będzie rozpychać choćby łokciami, a jej gorący temperament i niewyparzony język wiele potrafią załatwić.
Naszych... Sama wiesz. Zupełnie postronna osoba musiałaby mieć ciekawe wyobrażenie na temat tego, co za zamkniętymi drzwiami działo się między dziewczynami. Pewnie szczególnie w okresie, w którym stały się właściwie nierozłączne, a ich spotkania rozpoczęte wspólnym obiadem kończyły się następnego dnia po śniadaniu. Trzeba przyznać, że jest między nimi pewien rodzaj energii wskazujący na występowanie zainteresowania większego niż powinno, ale nigdy żadna granica poza pewnym niezobowiązującym dotykaniem przekroczona nie została.
- Mogłaś odpowiedzieć, że jestem twoją żoną. Awaryjnie chociaż mogłabym się czegokolwiek o twoim stanie zdrowia dowiedzieć - zrobiła cwaną minę. Sam pomysł nie był głupi, choć nie był też niezbędny do życia - poza wcześniej już wspomnianymi temperamentem i językiem, Ever dysponowała w końcu również policyjną odznaką, a tutaj już nie było takich drzwi, które po jej użyciu magicznie by się otworzyły. Postanowiła się jednak wyciszyć, i oczywiście tym samym pozwolić na to przyjaciółce. - I nie musisz ode mnie uciekać - złapała Eve za rękę, bo zaraz to ona zaliczyłaby twarde lądowanie jedno piętro niżej. Nie puściła tej dłoni, nawet kiedy ponownie mogła dziewczynę przytulić w ten sam sposób, a nawet pozwoliła sobie spleść ich palce.
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Nie, skąd. Zawsze jesteś przemiła i urocza jak puchaty zajączek. – Musiała skłamać, bo za bardzo lubiła swój nos, żeby móc teraz w niego dostać. Wyglądałaby wtedy nie tylko jak ofiara wypadku, ale także pobicia przez wkurzoną babę, do czego jednak na pewno by nie doszło. Nie podejrzewałaby Ever o agresję ani o obrażanie się za prawdę, którą Paxton pokrętnie przekazała wypowiadając ów słowa bez przekonania, ale także z nutką chęci podroczenia się. Obie dobrze wiedziały na co je stać. Umiały się wkurzyć i kogoś podrapać, ale jeszcze nigdy nie widziały się w stanie „zaraz kogoś zabije”, czego jednak nie życzę żadnej z nich.
- Żoną – powtórzyła po Haynes. – Jeszcze wczoraj ze sobą nie rozmawiałyśmy a już awansowałaś na żonę? – Wciąż starała się zachować lepszy humor niż miała. Z kobietą wydawało się to łatwiejsze, bo sama się podkładała pod wszelkie zaczepki albo docinki a Eve wiedziała, że może sobie na nie pozwolić. Że Ever się nie obrazi a tym bardziej nie pomyśli, że w magiczny sposób Paxton zrobiło się lepiej, bo obie tak samo radziły sobie z niekomfortowymi emocjami; przykrywały je żartami (nawet sucharami). – Nie jestem pewna, czy chciałabym abyś poznała mój prawdziwy wiek i wagę. – Niektóre kobiety mocno chroniły tego typu dane i choć Eve niekoniecznie należała do jednej z nich to znów wykorzystała okazję do obrócenia sytuacji w skromny żart.
Wzięła wdech. Nie tak głęboki jak zwykle, żeby nie nadwyrężyć żeber, ale wystarczył aby w miarę ze spokojem przyjąć kolejne słowa Haynes.
Ucieczki nauczyła się niedługo po liceum. Zwiała za starszym chłopakiem do wojska, bo tak łatwiej było uporać się ze stratą siostry. Od tamtego czasu wolała uciekać i odsuwać się od innych, kiedy sama miała się źle. Dzięki temu nie musiała nikomu mówić, jak się czuła ani szukać rozwiązania, które na pewno by się jej nie spodobało. Tak było łatwiej, dlatego wciąż powielała schemat w efekcie ostatnimi czasy odsuwając od siebie wszystkie bliskie osoby.
Popatrzyła na swoją dłoń splecioną z tą Ever i przymknęła oczy nawet nie myśląc o tym, co właśnie robiły. Nie analizowała tego, bo z jakiegoś powodu uznała całą sytuację za całkowicie naturalną. To, że siedziały bardzo blisko siebie, trzymały się za dłoń i rozmawiały albo siedziały w ciszy okazało się niezwykle proste. Za proste jak na przyjacielską definicję, ale swoboda tej sytuacji wynikała również z braku presji, jakby obie dobrze wiedziały, że to nie pora na rozmowę o tym (o czymś, czego Eve cały czas unikała oglądając się za innym – głównie młodszymi – pannami).
Przesunęła kciukiem po wierzchu dłoni Ever przerywając ciszę dopiero po paru minutach
- Prawie to zrobiłam. Zanim doszło do wypadku coś mnie tknęło i nagle zapragnęłam wjechać na skrzyżowanie na czerwonym świetle. – To coś, to była depresja i nawrót PTSD wraz ze skłonnościami samobójczymi, które miała nie tylko odziedziczone, ale też narodziły się wraz z wydarzeniami w wojsku. Nie myślała o tym codziennie. Miała się gorzej po powrocie z Afganistanu i od tamtej pory dopiero teraz poczuła powracający ciążący na jej klatce piersiowej stan agonii. – W ostatniej chwili zahamowałam. – Ciało i umysł jeszcze walczyło; resztkami sił próbowało utrzymać ją przy życiu, do czego Eve nie umiała podjeść z entuzjazmem. Nie teraz. – Nie musisz nic mówić. Nie chce pocieszenia. Po prostu.. musiałam powiedzieć to na głos, żeby stało się realne. Żebym już nie mogła się wyprzeć tego, że jest ze mną źle. – Wyznała prawdę. Ciężką, bolesną i niezwykle trudną do ujawnienia część siebie, o której musi się nauczyć mówić. Z przeszłością prawie nie miała problemów. Była w stanie wyznać, że raz przedawkowała i dzięki temu natrafiła na Jello. Z teraźniejszością jednak ciężej było się mierzyć niż ze swymi dawnymi błędami oraz problemami, które były już tylko odległym koszmarem.
- Pani detektyw – Nie uniosła głowy i nie spojrzała prosto w oczy Haynes, ale zbliżyła ku sobie ich ręce. – Dziękuję. – Ucałowała wierzch dłoni Ever i dopiero teraz od dłuższego czasu zerknęła na wciąż włączony telewizor. – Zostaniesz tu jeszcze trochę? – Czuła, że niedługo zaśnie, ale podoła ewentualnej dalszej rozmowie o ile Haynes będzie miała na nią ochotę. – Możesz pytać o co chcesz – Paxton ogólnikowo wyjaśniła, czemu się nie odzywała, ale mogła spróbować wszystko wyjaśnić. Było tego sporo, ale najwyżej rozłoży to na części. – albo obejrzymy.. sama nie wiem, co to jest. – Reality show z jakimiś sexy ludźmi na plaży było obce dla Eve, która rzadko oglądała telewizję (a przynajmniej nie miała okazji oglądać tego typu programów rozrywkowych). – Mogę mieć prośbę? – Kolejną. – Zgasisz światło? Od tych jarzeniówek bolą mnie oczy. – Ekran telewizora powinien oświetlić sale na tyle wystarczająco aby Ever bez problemu wróciła na materac.

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Cichutko parsknęła śmiechem.
- Ale tego puchatego zajączka to ci zapamiętam. I będę wypominać w najmniej oczekiwanych momentach - pogroziła jej palcem tej wolnej dłoni niczym jakaś surowa nauczycielka. I minę nawet do tego odpowiednią zrobiła, choć szybko zastąpił ją lekki uśmiech. To nie jest przecież tak, że Ever jest jakimś wyjątkowo roszczeniowym człowiekiem. Po prostu najpierw rodzina, a później praca nauczyły ją skutecznie rozpychać się wszędzie łokciami, co też często czyni z uporem maniaka. Oczywiste, że chętnie widziałaby się w roli tego przemiłego i uroczego króliczka, ale do teraz nie znalazł się jeszcze nikt, kto pokazał samej zainteresowanej w jakich momentach należy odpuścić. Życie stałoby się wtedy dużo latwiejsze.
- Żoną - podchwyciła ponownie temat, powtarzając to słowo z całą pewnością i mocą. - A to co, nie chciałabyś takiej żony?! - zrobiła teatralnie zdziwioną minę, włącznie ze zdecydowanie za głośnym i za intensywnym wciągnięciem powietrza. Aż musiała z tego powodu kilkukrotnie zakasłać. Cudownie, do szczęścia brakuje jeszcze jakieś nadgorliwej pielęgniarki, która zaraz tu wpadnie, narobi rabanu i wbije biednej Haynes covid. - W razie czego można dorobić do tego ckliwą historyjkę. Że ta twoja żona to pracoholik. I pewnie jakaś choleryczka, która dużo się kłóci i rzuca wtedy przedmiotami. Ale kochać to cię nad życie kocha - niby żartowała dalej, niby z jej twarzy nie znikał wcale wskazujący na to uśmiech, ale właśnie złapała się na tym, że to był idealny opis jej samej, jej Everleigh Haynes, jako żony. No po prostu najlepsza rekomendacja. Coś, co tak boleśnie zostało przed kogoś trochę czasu temu tak boleśnie niedocenione. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie powinna rozpamiętywać w nieskończoność ani swojego małżeństwa, ani swojego rozwodu z Chrisem. Były jednak takie momenty, kiedy ślina sama cisnęła ten temat na język i potem po prostu trudno było się wycofać. A przecież miała swoje nowe, całkiem fajne życie i wydarzenia z tamtego starego nie powinny mieć na nie żadnego wpływu. Zatroskaną minę szybko zastąpiła ta przebiegła.
- A co, jeśli już to wiem? - zapytała tajemniczo i rzuciła swojej aktualnej towarzyszce spojrzenie godne kreskówkowego detektywa.
Słuchała Paxton dłuższą chwilę, nie przerywając jej, nie robiąc nawet tych swoich wszelkich charakterystycznych min. Złapała ją po prostu odrobinę mocniej za dłoń, którą trzymała od dłuższego czasu i bardzo delikatnie, regularnie, zaczęła przejeżdżać kciukiem po jej kostkach. Ever nie była mistrzynią trudnych rozmów. Nie potrafiła mówić o swoich własnych słabościach, nie umiała również reagować na takie wyznania w cudzym wykonaniu. Kulało to nawet w pracy - jeśli musiała jechać do jakieś rodziny i poinformować ich o śmierci ich bliskiej osoby, żołądek bolał ją później przez trzy dni. Teraz jednak czuła, że Eve jej potrzebuje. Nie tylko fizycznie jej obecności, ale tego żeby spięła się w sobie i otworzyła w końcu tą gębę. A nóż widelec uda się jej powiedzieć coś z sensem? Przekręciła się dosyć zgrabnie tak, by patrzeć teraz prosto na Eve, mimo wszystko nadal nie puszczała jej dłoni.
- Wiesz, moja mama zawsze mawia... To pewnie trywialne i banalne, i w ogóle nie przystoi, że ja teraz to wyciągam, ale... Powinnam pewnie coś zauważyć, nie? - oczywiście, Ever nie jest durna i nie ma empatii na poziomie orzecha, by nie wiedzieć, że depresja nie ma twarzy. To przecież nie jest tak, że pewnego dnia stajesz się wiecznie markotny i smutny, a na czole wyskakuje ci olbrzymi napis informujący o chorobie. Wie też, że nie może ani obwiniać samej Eve o to, że za wczasy nie prosiła o pomoc, jak i samej siebie że nie wyłapała żadnych sygnałów. Nie znaczy to jednak, że nie zaczęła się czuć strasznie chujowo sama ze sobą. Bo zaczęła. - W każdym razie... Moja matka. Wiem, to pewnie nędzne pierdololo, ale zawsze mi powtarzała, że zwykle jest tak że kiedy myślimy że wszystko się wali, to po prostu po raz pierwszy się układa. Nie wiem czy ma to coś wspólnego z rzeczywistością, ale chciałabym żeby tak było u ciebie - zamilkła na trochę. Poczuła się trochę zawstydzona tym, że w takim momencie nie może się ogarnąć i powiedzieć czegoś bardziej sensownego. Czegoś bardziej z wyższej półki. Poczuła się znowu jak gówniara gdzieś w liceum, takie teksty były chyba właśnie na takim poziomie. Przełknęła głośno ślinę i dodała jeszcze: - Mogę ci jakoś pomóc? - to chyba było w tym momencie pytanie kluczowe. I jedyne, które ma jakikolwiek sens.
Zmiana tematu pozwoliła poczuć się jej odrobinę pewniej. Nie znaczyło to jednak, że Eve przestała być tematem nr 1.
- Zostanę tyle, ile sobie życzysz. Albo przynajmniej dopóki te twoje fanki mnie nie wyproszą - skinęła głową w stronę dyżurki pielęgniarek, a na jej ustach igrał jakiś figlarny rodzaj uśmiechu. Zupełnie bez powodu się przecież tutaj tak chętnie nie pojawiają, prawda? Na prośbę o zgaszenie światła skinęła tylko przytakująco głową, po czym - co prawda niezbyt chętnie - ale powoli i możliwie jak najciężej zgramoliła się z łóżka Paxton. Wymagało to puszczenia jej dłoni i zaprzestania przytulania, więc najbardziej na świecie eleganckie nie było, ale po kilku krokach wróciła na miejsce. Ułożyła się ponownie, w podobny sposób, ale chyba grzeczniej, jakby mniej ingerując w przestrzeń osobistą Eve.
- To jest... Love Island. Powtórka z tamtego roku. Grupa całkiem seksownych ludzi żyje sobie w luksusowej willi na Majorce i się muszą jakby tymczasowo wiązać w pary, żeby nie odpaść. Ej, nie patrz tak na mnie, miałam ostatnio dużo wolnych wieczorów, co innego miałam robić? Oglądałam takie o, superprodukcje - zaśmiała się lekko. - W każdym razie w tej serii jest taka dziewczyna, o tam przy lodówce w tych brązowych spodenkach, ma na imię Jasmine i ma tam turbowzięcie. Jest podobna do ciebie - owszem, obie rzeczone dziewczyny były pewnie w jakiś sposób podobne, ale Eve raczej powiedziała to jedynie po to, by dodatkowo zainteresować Paxton tym co dzieje się na ekranie małego telewizorka, który był teraz jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Liczyła też, ze uniknie oceny związanej ze swoim zamiłowaniem do reality shows.
Nie wiedziała, czy cisza która pojawiła się później trwała pięć sekund, minutę czy kwadrans. Złapała w każdym razie ponownie rękę swojej towarzyszki i szeptem, zupełnie jakby mogła w tym momencie komuś przeszkadzać zapytała dosyć bezpośrednio:
- Eve... to nie był pierwszy raz, prawda? - chyba nie musiała dodatkowo swojego zapytania wyjaśniać.
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Rozchyliła wargi chcąc od razu wszcząć bunt i zaprzeczyć temu, że Ever powinna coś zauważyć. Paxton dobrze wiedziała co robi. Idealnie dopasowała się do otoczenia i była jak kameleon tuszujący swoje uczucia. Kiedy jednak zrobiło się gorzej, odsunęła się od innych aby ci niczego nie zauważyli. Była w tym przypadku bardzo sprytna i chwilami zadowolona z siebie, że nikt nie dostrzegł głębszego problemu. Może ktoś zauważył, ale nie zdążył jej o tym powiedzieć, bo świadomie zniszczyła wszystkie bliższe relacje. Nie wszystkie, bo niektórzy zrobili to zanim poczuła się gorzej, ale i tak obwiniała się za ich utratę. Za to, że brat znów wyjechał i się do niej nie odzywał. Za przyjaciela, który wrócił z wyprawy i podobnie jak ten pierwszy bez słowa zniknął z jej życia. Za to, że być może przytłoczyła kobietę, którą jak sądziła polubiła bardziej (ale bez wzajemności) i ta także ją zostawiła. A może po prostu nie zrobiła nic złego, ale i tak doszukiwała się w tym swojej winy, bo wciąż czuła się odpowiedzialna (i winna) za śmierć siostry oraz całego swego oddziału.
Wina ocalałego; to chujowa sprawa.
- Też chce w to wierzyć – przyznała szczerze, nawet jeśli nie miała przekonania, że cokolwiek w jej życiu się ułoży. Nie ma co jednak doszukiwać się w tym braku szczerej wiary w słowa Ever. Paxton znalazła się w takim punkcie, że wszystko widziała w ciemnych barwach i dopóki czegoś z tym nie zrobi, to ciężko jej będzie myśleć pozytywnie o swym życiu i przyszłości.
- Oddam wszystko za chimichange z tej mojej ulubionej knajpy. – Do której na pewno kiedyś zabrała Ever. To nie było nic wielkiego, ale na tę chwilę tylko to przychodziło Eve do głowy, bo nie umiała wprost powiedzieć „odwiedzaj mnie, bo wariuje” albo „skuj mnie i siłą zaciągnij do terapeuty, bo sama będę się przed tym migać i uciekać”.
- Dziękuję. – Raz jeszcze i na pewno wypowie to słowo parokrotnie, bo doceniała pomoc, a raczej to, że Haynes jeszcze nie uciekła przed problemem jakim była Eve; bo właśnie tym się teraz stała, a przynajmniej sama tak się czuła.
Powiodła wzrokiem za kobietą, kiedy ta odeszła ledwie na dwa metry, żeby zgasić światło. Pomyślała o wszystkich swoich porażkach i złych decyzjach, do których zaliczyła również niedostrzeganie tego, jak dobre osoby miała wokół siebie. Że pomimo bycia odrzuconą przez innych wciąż miała przy sobie kogoś, kto świadomie jej nie odtrącił. Kogoś, kto nie zmieniał zdania z dnia na dzień, nie pakował manatek i nie znikał. Kogoś, kogo długo nie dostrzegała, bo za bardzo skupiła się na tym aby nie spieprzyć relacji, którą już miały.
- Jeśli ci niewygodnie, to mogę załatwić drugie łóżko u moich fanek. – Wątpliwe aby to było możliwe, ale chciała okazać troskę wobec pleców i wygody Haynes, która wcale nie musiała męczyć się z nią na jednej leżance. To było miłe i Eve z chęcią korzystała z fundowanej jej bliskości, ale byłaby totalną egoistką, gdyby nie wzięła pod uwagę potrzeb pani detektyw.
- Wcale nie patrzę – zaprzeczyła acz zaskoczyło ją, że Ever wiedziała co właśnie leciało na ekranie, chociaż może bardziej była zdziwiona fabułą i konceptem samego reality. Szybko jednak powróciła na ekran chcąc przyjrzeć się tej całej Jasmine. – Jestem ładniejsza – stwierdziła prawie pewnie, co starała się udawać, ale trochę jej nie wyszło. Na co dzień była skromna, więc ciężko wmawiać innym, że było się seksowną kocicą. – Czyli skoro ona ma turbowzięcie to ja miałabym.. mega-turbo? Bo wiesz, to trochę kuszące. W końcu ten program to taki one night-stand na legalu. – Przynajmniej tak to pojmowała Paxton po krótkim opisie, który zafundowała jej Ever. Ciężko więc jej było dostrzec głębię, ale być może gdyby oglądała go od samego początku to jak szalona śledziłaby losy bohaterów aż do samego końca. Na tym właśnie polegała magia reality show. Niekoniecznie trzeba było je lubić, ale ciekawość wygrywała nad zdrowym rozsądkiem.
Wbiła spojrzenie w ekran i uważniej obserwowała starając się ignorować ciągły ból głowy. Znów nie zarejestrowała tego, że jej dłoń połączyła się z tą drugą, jakby to było naturalne i nie wymagało analizy albo wyjaśnienia.
- Pierwszy raz to widzę. Serio. – Zagipsowaną ręką wskazała na telewizor, na którym właśnie jakiś pewny siebie facet stroszył pióra przed inną panną. – Oh. – Dopiero, kiedy zerknęła na Ever i zobaczyła jej spojrzenie zrozumiała o co pytała. – Cóż – Zrobiła krótką pauzę opuszczając wzrok i robiąc ni to zawstydzoną ni niezadowoloną minę w stylu tej (klik). – Mówiłam ci w jakim stanie znalazła mnie Jello. – Na pewno podczas ich któregoś spotkania opowiedziała o tym, jak znalazła swoją ukochaną psinę, a raczej to porzucona suczka odnalazła Paxton. – To nie był przypadek. Po powrocie z wojska nie zaczęłam ćpać nałogowo. Nie robiłam tego codziennie i nie marzyłam o kolejnej działce. Po prostu chciałam przedawkować i to zrobiłam. Raz a porządnie. – Przesadziła i umarłaby gdyby nie Jello. – Ostatnio jednak.. – Chęć wjechania na skrzyżowanie nie była jedyna. – Wracając na piechotę do domu zatrzymałam się na moście. Nie myślałam o tym, ale kiedy przechodził tamtędy kolega ze straży i żartem zasugerował, że chciałabym skoczyć to uznałam, że to wcale nie jest taki głupi pomysł. – Poważnie brała to pod rozwagę. – A dzień wcześniej w przypływie ataku paniki wzięłam broń i.. – Bała się dokończyć to zdanie. Jak widać, niczego nie zrobiła, ale miała te cholerne nieprzyjemne zrywy prowadzące ją do jednego. – Mam problem. – Była tego świadoma, ale czasami to nie chodziło w parze z chęcią zrobienia z tym porządku. - Nie mogłaś tego wiedzieć. Tego jak się czuje. – Świadomie powróciła do poprzedniego tematu, którego wcześniej nie rozwinęła a jaki powinna wyjaśnić. – Kiedy się zaczynało po prostu wiedziałam jak to ukryć za żartami. Wyłączałam myślenie o sobie i interesowałam się innymi a kiedy pogorszyło się tak, że już nie mogłam udawać, to się od ciebie odsunęłam. Wiedziałam, że się domyślisz. Że zauważysz problem i będziesz drążyć a ja wtedy powiem coś, czego bym pożałowała. – Powiedziałaby wszystko byleby zostać samą ze swoimi problemami. – Łatwiej było milczeć. – To w jej mniemaniu mniej bolało. – Nie wiń się, że niczego nie zauważyłaś, bo ja robiłam wszystko, żeby do tego nie dopuścić – podsumowała niepewnie unosząc wzrok i znów złapała się na myśli, że była głupia. Miała wsparcie na wyciągnięcie ręki i z niego nie skorzystała. – Nie miałabyś ze mną szans w pokera. – Musiała zażartować albo przynajmniej spróbować, nawet jeśli moment był kiepski a jakaś para na ekranie gziła się w łazience, przez co druga laska płakała innej w ramię.

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Pokiwała głową jakby twierdząco, dając Paxton do zrozumienia, że zamówienie na chimichangę zostało przyjęte.
- To akurat da się załatwić. Podrzucę ci jutro - przyznać należy bowiem, że skoro już udało się jej ponownie po tej nieszczęsnej przerwie, z dumą wkroczyć w życie Eve, nie zamierzała odpuszczać. Nie przewidywała zostawiania jej samej na tym szpitalnym polu boju, szczerze mówiąc dość egoistycznie nie zastanawiając się nawet nad tym, czy sama zainteresowana w ogóle może potrzebować towarzystwa zagrafikowanego u jej boku tak intensywnie. Spojrzała w jej stronę i znowu zawiesiłam wzrok na dłużej. Ich znajomość nie trwała w końcu od wczoraj i chyba powinna się na swój sposób oswoić z tym, że Paxton to ten denerwujący tryb zosi-samosi, ale chyba dosyć naiwnie zakładała, że jednak kiedy coś się będzie sypać, ta będzie potrzebować wsparcia. Niestety było odwrotnie, co dosyć znacząco odczuła na własnej skórze.
- Nie, nie trzeba. Czy wyglądam jakby było mi w tym momencie niewygodnie? - zapytała właściwie retorycznie, bo cóż - jednoosobowa, szpitalna leżanka, nawet ta najbardziej nowoczesna i luksusowa jest jednak obliczona na jedną osobę. Nawet w przypadku dwóch szczupłych dziewczyn, zmieszczenie się tam wymagało pewnego rodzaju ekwilibrystyki, ale Ever była w tym momencie gotowa leżeć nawet w najmniej wygodnym miejscu świata, byle tylko móc towarzyszyć swojej przyjaciółce. Zresztą, czułaby się jak ostatnia zołza, gdyby teraz miała zacząć narzekać na cokolwiek. Nie ona przecież była w tym momencie hospitalizowana po karambolu, na dodatek z takimi rozterkami w głowie.
- Jasne. Też tak mówiłam - zaśmiała się trochę. Cóż, Ever na swój sposób zdążyła przywyknąć do tego, że w momentach kiedy jest sama ze sobą kończy oglądając jakąś papkę dla mas w telewizji. Albo na Netflixie. Teraz jedynie zgrywała niewiadomo kogo, udając że na to nieszczęsne Love Island trafiła przypadkiem. Między Bogiem a prawdą to obejrzała pewnie do tej pory już wszystkie poprzednie serie, a to, że jest na bieżąco również z aktualną śmiało stawiało ją w gronie fanów tego typu formatów. - Stwierdziłam jedynie, że podobna. Jasne, że jesteś ładniejsza. I miałabyś największe branie w historii wszystkich edycji. Ja tam bym brała - oceniła fachowym okiem eksperta i zaśmiała się. Czuła, że zmiana tematu akurat na to, jest w tym momencie odrobinę absurdalna, ale skoro żadna się specjalnie z tego tytułu nie skrzywiała, postanowiła go specjalnie szybko nie zakańczać. Może choć trochę pozwoli się Eve takimi głupotami oderwać od tego wszystkiego?
Najpierw słuchała jej historii, potem na trochę zapadła cisza. To był ten jeden z nielicznych momentów, kiedy zwykle niezwykle wygadana Everleigh Haynes po prostu nie wiedziała co powiedzieć. Spojrzała na swoją aktualną towarzyszkę i wgapiała się w nią w najlepsze, chyba szukając swego rodzaju inspiracji dla tego, co w ogóle powiedzieć w takim momencie wypada.
- Nie umiem grać w karty - palnęła więc durno, słysząc o pokerze. Jezu, Haynes, ty czasem jak już coś powiesz. Przełknęła głośniej ślinę i postanowiła jednak postawić wszystko na jeden temat - trudno, zapyta, jeśli coś będzie nie tak, Eve pewnie urwie temat i będą potem udawać, że takie durne pytanie się po prostu nie wydarzyło. - Próbowałaś z kimś o tym rozmawiać? Nie jak teraz, ze mną, bo ja mogę ci jedynie sprzedać jakieś wyjątkowo pseudo-mądrości z tych idiotycznie drogich książek dla kołczy z internetu - urwała chwilę, by spoważnieć, bo ponownie zaczynała dryfować w stronę żartów. - Mam na myśli raczej... nie wiem, psychologa? Terapeutę? Może w ogóle jakąś terapię? - no i trudno, powiedziała to. Najwyżej Paxton każe jej za chwilę spadać na drzewo.
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Poważnie? Chłopcy z wydziału cię nie nauczyli? – Pewnie na prywatne partyjki nie zapraszali kobiet. – W takim razie będę musiała dać ci parę lekcji. – Bo poker to dobra zabawa, o ile spodoba się Ever. Zmuszanie się do czego nie miało sensu, ale kto wie? Może kobieta wkręci się w karty i po godzinach zacznie ogrywać kolegów z pracy? Rozrywka i zarobek w jednym, bo każdy wie, że choć to nielegalne to ludzie i tak grali po kryjomu na pieniądze (nawet policja).
Tymi też słowami Paxton dała do zrozumienia, że nie chciała odpuszczać. Zjebała odsuwając się od Haynes i jeszcze nieraz za to przeprosi, ale chciała wierzyć, że to jednorazowa akcja. Że się jakoś pozbiera i wróci do tego co było wcześniej. Jeszcze nie wiedziała, jak to zrobi, ale już same chęci były dobrym sygnałem. Przecież to nie tak, że chciała zagłębiać się w czarną dziurę. Ona sama się powiększała bez zgody i woli Eve, która za późno zrozumiała, że było bardzo źle (łatwiej ignorowało się istnienie problemu).
Reakcją obronną na sugerowanie przez innych, że była słaba, była złość. Rosnąca frustracja, jakby w ten sposób mogła pokazać, że świetnie sobie radziła i wcale nie potrzebowała pomocy.
Teraz też to poczuła. Namiastkę gniewu, który jednak nie był wyraźny przez uciążliwy ból głowy i leki przeciwbólowe robiące z niej pokorne cielę. W takim stanie ciężko zamienić się w bulteriera acz odruchowo wysupłała dłoń z uścisku, jakby to przez niego Ever miała moc czytania w myślach albo odgadywania emocji.
- Mam ochotę odmówić. Powiedzieć, że dam sobie radę, ale.. – Zdrową uwolnioną dłonią przetarła twarz i powieki próbując wycisnąć z siebie nieuniknioną prawdę. – ..nie mam siły. – Na bunt, na protesty i okazywanie jak silna była. Bo – cholera jasna – była. Po prostu miała gorszy okres. Bardzo zły czas, który na pewno dopadał każdego, a czego sama nikomu nie życzyła. – A to sprawia, że pragnę wszystko..zakończyć; w porę ugryzła się w język znów przykładając zdrową dłoń do oczu, lecz tym razem po prostu je zakryła zasłaniając przed światem. – Nie radzę sobie. – Łatwiej było to przyznać udając, że była niewidzialna. Skoro nie mogła chować się pod kołdrą to chociaż zrobiła to za dłonią. – I potrzebuje pomocy – wydusiła to z siebie. Ledwo, z zaciśniętym gardłem i bardzo cicho, ale przyznała się do konieczności pójścia na terapie. Gdzieś z tyłu głowy o tym wiedziała, ale trudno jej było przyznać się do porażki.
Wzięła trzy płytkie wdechy i dopiero po nich zdecydowała się spojrzeć na Ever wyglądając przez palce.
- Co ty mi robisz? – zapytała z nutką udawanej pretensji. – Mówię takie rzeczy i na domiar złego zachęcasz do wzięcia udziału w jakimś reality show. – Jak tak można? Haynes była okropna (w tym dobrym sensie). – Zrobię to pod warunkiem, że też tam będziesz. – Czy to obietnica? Niekoniecznie, ale lepsze żarty niż irracjonalny gniew, który poczuła na początku. Nie miała siły na złość, a przez leki zrobiła się słaba.
Wzięła kolejny wdech i po omacku (ta, jasne) ułożyła dłoń na udzie kobiety, jakby w poszukiwaniu drugiej dłoni, z której niepotrzebnie zrezygnowała.
- Czy teraz opowiesz mi, co ostatnio działo się u ciebie w pracy? Ilu dilerów masz na koncie albo jakie grube akcje mnie ominęły? – Była zmęczona, ale nie chciała wyjść na ignorantkę, która zapraszała Haynes i bezczelnie przy niej zasypiała. – A może kogoś poznałaś? Minęło sporo czasu. Muszę nadrobić. – Uśmiechnęła się pod nosem czekając na najnowsze wieści z życia Everleigh.

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Poważnie. Jak się bowiem pewnie całkiem szczęśliwie okazało, chłopcu z wydziału mogli nauczyć Haynes wielu mniej lub bardziej przydatnych w życiu rzeczy, ale wśród nich nie było akurat żadnej z karcianych gier. Zatem ten jakże zaszczytny obowiązek przypadł w udziale Eve - która zresztą zgłosiła się w roli wolontariusza. To był już kolejny raz, kiedy Ever odwiedzała swoją przyjaciółkę na szpitalnym oddziale. Można śmiało powiedzieć wprost - był to już kolejny dzień z rzędu, kiedy chociaż na chwilę wpadała choć spróbować poprawić jej humor swoim towarzystwem. Teraz na dodatek mogła to jeszcze robić swoją nieumiejętnością gry w karty. Ever bowiem była kobietą wykształconą, inteligentną, ale do tego smykałkę miała zerową i szło jej, cóż, jak po grudzie.
- Chyba musi być to dla ciebie strasznie męczące - rozłożyła bezradnie karty na kawałku szpitalnej pościeli, który zresztą zaraz dosyć pedantycznie zaczęła poprawiać tak, by stał się raczej płaskim kawałkiem podkładki. Wygładziła materiał ostatni raz, po czym westchnęła sobie jakoś tak bardziej. Rozejrzała się po pomieszczeniu. W szpitalach było coś, co ją osobiście denerwowało. Ta wszechobecna biel sugerująca wyłącznie sterylność. Coś, za czym nie ma się jak ukryć, nawet gdyby bardzo się chciało. Grzecznie siedziała dziś jedynie na krawędzi łóżka, właśnie gładziła dłońmi swoje kolana złączone niczym u jakieś małej dziewczynki pozującej razem z resztą kolegów do klasowego zdjęcia. Aż chciała się sama z siebie zaśmiać, jak to nagle ją wygrzeczniło.
- Fanki widzę ci trochę odpuściły? - wskazała palcem w stronę drzwi. Sama nie wiedziała czy to zasługa tego, że wiedzą, że kiedy ona zjawia się u Paxton, tej nie będzie niczego brakować czy to może już jej sława przegoniła samą zainteresowaną i biedne pielęgniarki nie chciały się naciąć na tą upierdliwą krzykaczkę. Klasnęła bezgłośnie w ręce, pewnie pytała biednej Eve o zupełnie wszystko i nic na raz, ogólnie bez ładu i składu z ale po prostu nie chciała o niczym zapomnieć. - I jak ta wczorajsza chimichanga? - przemyciła w końcu swojej aktualnej towarzyszce danie z jej ulubionej knajpy, oczekiwała więc pewnego rodzaju informacji zwrotnej, czy w ogóle było to warte zachodu.
Nagle, zupełnie jakby jej się coś przypomniało:
- Obiecałam ci bieżące informacje z frontu! Pamiętasz tego typa o którym opowiadałam ci ostatnio? Tego, który miał nas naprowadzić na tą wytwórnię? W nocy strażacy wyławiali wrak jego auta z dna jakieś przykrej sadzawki, więc śmiem podejrzewać że i ten człowiek całkiem przykrą śmiercią zginął - westchnęła sobie i przez chwilę zagapiła się gdzieś w okno. Pewnie powinna w tym momencie wysilić się na więcej szczegółów dotyczących tego o czym mówi, ale miała nieodparte wrażenie, że sama Eve pyta o to wyłącznie z grzeczności, i dodatkowo żeby mieć temat zastępczy, aby toczyła się rozmowa na temat jakikolwiek inny niż dotyczący jej skromnej osoby.
- Hej, a pytałam się już jak się czujesz? - nie z Everleigh Haynes jednak te numery.
słoik
maruda
ODPOWIEDZ
cron