architekt — c.w. construction
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
chodząca życiowa rewolucja. nie grzeszy nadmiarem pieniędzy, więc wyniosła się od matki. pracę na kilka etatów zamieniła na tą wymarzoną, architekta. a dużo dosyć przypadkowych znajomości na jedną najbardziej szczególną - to alfiemu oddaje całą swoją uwagę.
+ Alfie Buxton

Zdała sobie właśnie sprawę, że pewnego rodzaju zimny prysznic w postaci jego słów o n i e umawianiu się, był jej potrzebny. Dzisiejszy wieczór obfitował bowiem najwyraźniej w tyle wrażeń i taką burzę hormonów i feromonów (posłanych dodatkowo alkoholem), że zaczynała pieprzyć jak potłuczona, roszcząc sobie prawo do niewiadomo jakich randek tylko i wyłącznie z tytułu tego, że zdarzyło się im uprawiać seks. Jeden raz. Szczerze mówiąc poczuła się wręcz odrobinę zażenowana swoim własnym zachowaniem i pewnie nawet jej twarz zdobiły teraz delikatne rumieńce tego otóż zawstydzenia. Trzeba było więc wrócić do swojego jak najbardziej naturalnego trybu.
- Uuu, Romeo, szorstko - zaśmiała się, jakoś tak zupełnie naturalnie, jak jakaś najfajniejsza kumpela a nie jedna z tych herod-bab, którym nigdy nie dogodzisz. Nie była przecież żadną rozgoryczoną gówniarą, która w całym skupieniu na sobie przeżywałaby jedynie odtrącenie jej skromnej osoby. Zresztą, żadnego odtrącenia w końcu nie było, prawda? Skoro więc sprawy nie było, można było wrócić do kumpelskich zachowań. - Ale! - nie zamierzała kręcić nosem. - Niech będzie, że dam się na tą kolację wyciągnąć. Mam do ciebie słabość - zacmokała w jego stronę, po czym się trochę roześmiała. Przyjrzała się tym jego próbą ubierania i cóż, może trudno było oczekiwać że znali się na wylot po raptem jednym wieczorze spędzonym we własnym towarzystwie, ale widać było że trochę mu to doskwiera. Czy powinna zatem czuć się odrobinę winna? W końcu to na upartego jej dzisiejsze występki do tego doprowadziły.
Wyprzedziła go więc i zatrzymała dopiero przy drzwiach, robiąc zgrabny obrót i opierając się o nie - zupełnie tak, jak jeszcze przed chwilą robił to on, po raz pierwszy dobierając do jej bielizny. Tym razem jednak miało być porządnie, więc rzuciła tylko delikatnym uśmieszkiem. Wyciągnęła rękę w jego stronę, w taki odrobinę zapraszający (a może poganiający?) sposób:
- Chodź więc, nie-porządny mężczyzno, zrobię ci tą przyjemność - sama chyba doceniła dwuznaczność swoich słów, bo właśnie jej niewinny uśmieszek przeradzał się w jeden w tych firmowych, zalotnych. Cóż zrobić, że energia między nimi była taka dynamiczna? Nie chciała jednak w kółko narzucać jednego schematu (choć wcale by takowym przecież nie pogardziła) i postanowiła odrobinę zejść z tonu. Zaśmiała się, lekko kręcąc przy tym głową i odsunęła od tych drzwi: - Wróć, to ty rządzisz i dzielisz - zrobiła mu miejsce, by mógł swobodnie przewodzić ich dalszej wyprawie. Sama najpierw stanęła wręcz na baczność, po czym przestąpiła (trochę wyczekująco) z nogi na nogę. Ręki nadal jednak nie zabrała. Do jego delikatnych dłoni miała bowiem wyjątkową słabość.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Alfie Buxton nigdy nie porzuciłby kobiety ot tak, nawet po jednym razie. Nie mieściło się mu to w kodeksie zachowań rycerskich, którymi mimo wszystko nieco się kierował. Może dlatego rzadko dopuszczał do głosu swoje pożądanie, bo jak przyszło co do czego to kończył jako człowiek, który choćby z grzeczności będzie kontynuować znajomość. Tu mimo wszystko tak nie było, naprawdę chciał bliżej poznać tę dziewczynę, choć od początku nie sądził, że jest w stanie nie tyle okiełznać jej temperament, co sprawić, by się zatrzymała obok niego na dłużej. Wręcz przeciwnie, miał wrażenie, że to takie rozkoszne kocię, które wymaga nie dość że ciągłej zabawy, ale i nowych wrażeń, a ten był nikim innym jak niewyspanym stażystą, któremu zdarzało się imprezować jak dziś.
Pewnie dlatego wreszcie postąpił tak niedelikatnie i po jej odpowiedzi mógł sobie jedynie pluć w brodę. Uśmiechnął się jednak, gdy zareagowała tak cool. Za dużo w życiu miał do czynienia z rozkapryszonymi królewnami, by nie docenić prostoty zachowania Sage. Przynajmniej ona jedna nie obrażała się o byle co.
- Masz do mnie słabość, bo…? - podchwycił wyławiając z potoku jej słów te najbardziej istotne. To o kolacji akurat nie zrobiło na nim wrażenia, bo wiedział, że się zgodzi. Dobrego jedzenia na kacu i po seksie się nie odmawia, nawet jeśli wyglądali raczej jak para menelów i równie świetnie pachnieli, co mogło okazać się kłopotliwe, jeśli mieli uderzać w coś bardziej wykwintnego.
Wróć, nadal stać go było jedynie na jakąś pizzę i to najlepiej dzieloną na dwoje. Mimo wszystko jednak zgrywał człowieka majętnego i przede wszystkim pewnego siebie, choć zadrgała w nim struna, gdy tak się odwróciła i spojrzała na niego. Wspomnienia sprzed kilkunastu minut robiły mu w głowie przedziwne tsunami, a on zdawał sobie sprawę, że ta cała Sage, gdyby chciała to mogłaby sobie go owinąć wokół palca, a to było przerażające i niespotykane odkrycie.
Tak bardzo, że szybko dopiął guziki i ruszył za jej poleceniem, choć musiał docenić, gdy w końcu przestała być taka władcza i pozwoliła mu się poprowadzić. A raczej prawie pozwoliła, bo musiał chwycić jej dłoń i nagle uderzyło go, że wcale nie myślał o grzecznej kolacji. To jednak sprawiło, że poczuł do siebie spory niesmak, bo nie przywykł do traktowania kobiety aż tak przedmiotowo. Ba, był jakimś grzesznym i pozbawionym smaku erotomanem, więc pokręcił głową nad swoim upadkiem i uśmiechnął się lekko.
- Samochód muszę zostawić, ale możemy znajdziemy coś w okolicy? - planu na ten wieczór nie miał, czystych myśli również, a na dodatek trzeźwiał i ogarniała go nieznana wcześniej panika.
Co to dziewczyna z nim robiła?

Sage Gilmore
architekt — c.w. construction
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
chodząca życiowa rewolucja. nie grzeszy nadmiarem pieniędzy, więc wyniosła się od matki. pracę na kilka etatów zamieniła na tą wymarzoną, architekta. a dużo dosyć przypadkowych znajomości na jedną najbardziej szczególną - to alfiemu oddaje całą swoją uwagę.
+ Alfie Buxton

To chyba było jedno z tych mitycznych kliknięć - momentów w których poznajesz jakąś nową osobę i wystarczy właściwie jeden wieczór (w ich przypadku nawet jeszcze niedokończony), by wiedzieć że nadajecie na tych samych falach. Sage zrozumiała to właśnie teraz, kiedy z co najmniej kilku zdaniowego monologu wyrwał dla siebie jedno zdanie. Gdyby mogli zamienić się miejscami, do niej najpewniej też najmocniej dotarłoby to, że ma słabość. W ogóle jak doskonałe to było określenie, jak płynęło przez usta. Cudownie zdradzało pewien rodzaj zainteresowania, jeszcze nie uderzając w tony zdradzające nadmierne zaangażowanie. Mimo wszystko przez chwilę, może nawet minimalnie przedłużoną, milczała jedynie przyglądając się swojemu dzisiejszemu towarzyszowi badawczo. Była ciekawa jakiej odpowiedzi po niej oczekiwał. Przez chwilę analizowała w głowie co mogłaby w tym momencie wymienić. Szybko jednak jej twarz po raz kolejny ozdobił charakterystyczny, zadziorny uśmieszek. To oznaczało, że pojawił się pewien plan.
- Hmmm - skoro jednak w końcu podchwycił jej wysuniętą w jego stronę rękę, więc pozwoliła sobie go odrobinę przyciągając go do siebie. - A nawet jeśli się zdradzę, co będę z tego miała? - zapytała zalotnie. Pewnie i bez żadnej nagrody by mu w końcu wyjawiła z czego wynika tą jej słabość do jego osoby. Obróciła się jednak zgrabnie, jakby niespecjalnie wymagając odpowiedzi tu i teraz. Postanowiła się odrobinę porządzić, więc w końcu poprowadziła ich szalony duet na poszukiwanie jakiegokolwiek jedzenia.
Kiedy w końcu znaleźli się na chodniku przed budynkiem, jej głowa zdała się wytrzeźwieć wręcz w mgnieniu oka. To pewnie przez to cholerne australijskie powietrze. Rozejrzała się po bokach i już miała się odezwać na temat tego, że jest jednak zwyczajny dzień tygodnia i środek nocy, wszędzie pocałują pewnie klamkę, ale ta część od słabości do Alfiego Buxtona, kazała się tej trzeźwej skutecznie zamknąć. Zamknęła się więc, w końcu wspólny spacer też zapowiadał się całkiem przyjemnie.
- Jakieś propozycje? - to w końcu dosyć jasno określałoby w którą stronę będą w ogóle ruszać. I czy chodzi faktycznie o jedzenie, czy o zgoła inny rodzaj konsumpcji. Puściła jego dłoń i odeszła na dosłownie trzy, cztery kroki. Zawsze kiedy się niecierpliwiła - choć wcale go w ten sposób nie chciała poganiać - chodziła, to było silniejsze od niej. Obróciła się z gracją i przyciągnęła jedną nogę do drugiej, przez co stała przed nim jak jakaś grzeczna pensjonarka. Cóż za niepasująca do niej poza. Odchyliła głowę do tyłu i przez dosłownie ułamki sekund obserwowała gwiazdy, potem jednak zamknęła oczy i na swój sposób delektowała się i ciszą, i - w końcu! - chłodnym wiaterkiem. To pewnie jakaś konkretna bryza, ale geografia nigdy nie była mocną stroną Sage. Nagle w jej głowie zapalił się pewien pomysł, wróciła spojrzeniem na Alfiego i poprosiła:
- Opowiedz mi coś o sobie - początkowo minę miala poważną, ale powoli, niczym w zwolnionym tempie przerodziła się ona w naprawdę serdeczny uśmiech. - Może dzięki temu uda mi się łatwiej ustalić czemu mam do ciebie tą słabość - nie mogła sobie odmówić i postanowiła się z nim trochę podroczyć. Złapała się właśnie na myśli, że może i jest to sytuacja dla niej zupełnie nietypowa, ale jest po prostu miło. A Gilmore zwykle nie angażowała się w sytuacje, z których wynikało jakiekolwiek miło.
Co ten chłopak z nią robił?
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Takie dziewczyny jak Sage rzadko zawracały sobie głowę takimi chłopcami jak Alfie. Przynajmniej tak było do czasu, gdy nie dowiadywały się, że kroi się przed nim świetlana przyszłość lekarza, który na dodatek jeszcze odziedziczy jakąś piękną rezydencję w Szkocji. Wówczas nagle zmieniły punkt widzenia i okazywało się, że Buxton jest szalenie pożądanym kawalerem. Nie musiał chyba mówić, że tego typu roszada grała mu tylko na nerwach, bo wcale nie chciał być jednym z tych, który jest całkiem możliwy ze względu na swoje rodzinne koneksje. Całe dorosłe życie zmagał się w końcu z przeświadczeniem, że wszystko co mu wyszło, zawdzięcza swoim rodzicom.
Może dlatego czuł się dziwnie podbudowany słowami Sage, która przecież pojęcia nie miała o jego rodowodzie, ba, pewnie uważała go za jednego z tych biednych studencików, którzy wpadają na imprezę, by żłopać tanie piwo (to była w zasadzie prawda), a mimo wszystko nagle złapała jakąś słabość do niego. Nawet fakt, że wyrażała się o tym tak jakby cierpiała na jakąś zakaźną chorobę był absolutnie rozczulający. Tak bardzo, że po raz pierwszy od dawna poczuł się odrobinę pewniej sam ze sobą i był gotowy zachować się w końcu jak przystało na człowieka w swoim wieku.
Czyli absolutnie nierozważnie, wręcz głupio i bez liczenia czasu, który dla przyszłego doktora był niemal jak pieniądz.
- Jak mi zdradzisz skąd ta słabość to będę ci bardzo wdzięczny, ale dżentelmeni nie rozmawiają o takich rzeczach - wyjaśnił i nachylił się do niej, by kolejna część wypowiedzi trafiła akurat tylko do jej uszu: - oni je robią dokończył i objął ją ramieniem, by przywitać rześkie (dobre sobie), australijskie powietrze.
Może i działało otrzeźwiająco, ale nadal miał wrażenie, że jego szare komórki umierają zawsze, gdy jest zmuszony do obcowania z tym przykrym gorącem. Dodatkowo rozgrzewała go obecność tej szalonej dziewczyny, która weszła mu do głowy i tej nocy rozgościła się w niej na dobre.
Nie potrzebowała, skubana, nawet specjalnego zaproszenia.
- Chodźmy na plażę. Tu niedaleko jest budka z dobrymi hot- dogami - chciał, żeby to brzmiało absolutnie na luzie i wcale nie tak, że chętnie sprowadziłby dla niej francuskiego kucharza, gdyby tylko było go na to stać. Mimo wszystko dostrzegał w tym pewną ironię, bo przecież chciał pozować na zwykłego chłopaka i wreszcie miał szansę to osiągnąć. Nie musiał się przejmować, że nagle zapomni się i zacznie szastać pieniędzmi, bo przy stanie swojego portfela obecnie mógł jedynie szastać banałami takimi, że jest piękna w świetle tego księżyca, gdy odchodzi od niego.
Ktoś mu powiedział, że kobieta wygląda jak bogini, gdy z tobą zrywa i wybiera siebie, a Buxton patrząc na Sage (choć jedynie droczącą się z nim) musiał przyznać mu rację i napawał się nią tak długo, że praktycznie odskoczył, gdy usłyszał jej prośbę.
- Nie jestem nikim zwyczajnym. Jestem na stażu w szpitalu, niedługo będę wybierał specjalizację. Jakiś czas temu powróciłem tutaj z zagranicy i właściwie tyle o mnie - bo przecież jej nie powie o tych całych, lordowskich zapędach swoich przodków.
Po co psuć tak piękny wieczór.
- A kim jesteś ty, Sage? To cię nakręca? - poza znajdywaniem sobie przyjaciół na wątpliwych imprezach, po flaszce. Podszedł do niej i delikatnie objął ją w talii, zupełnie jakby na chwilę zapomniał o swoich gastronomicznych planach i skupił się na oddychaniu nią. Bardzo chciał znowu ją pocałować.

Sage Gilmore
architekt — c.w. construction
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
chodząca życiowa rewolucja. nie grzeszy nadmiarem pieniędzy, więc wyniosła się od matki. pracę na kilka etatów zamieniła na tą wymarzoną, architekta. a dużo dosyć przypadkowych znajomości na jedną najbardziej szczególną - to alfiemu oddaje całą swoją uwagę.
+ Alfie Buxton

Musiała przyznać, że zwyczajowo nie pozwalała raczej by takie przypadkowe relacje miały jakikolwiek ciąg dalszy, jakąkolwiek wartą uwagi historię. Pojawiały się, szybko je przetrawiała zabierając co najlepsze i jeszcze szybciej odchodziły w niebyt. Z pewną dozą zdziwienia więc przyjmowała dziś to, że akurat z towarzystwa Alfiego szybko zrezygnować zbytnio nie potrafiła nie chciała. Z zainteresowaniem za to obserwowała jego reakcje na wszystko co się między nimi działo. A raczej to jak skutecznie cały czas on działał na nią.
- Umiesz odpowiednio zainteresować dziewczynę - rzuciła nonszalancko, trochę ciszej niż swoje poprzednie wypowiedzi, jakby jednak to co robią dżentelmeni i to, że dziewczyny chcą by to było z nimi robione było w tym momencie najdroższą z ich wspólnych tajemnic. Obdarzyła przy tym Alfiego jednym z tych swoich podstępnych uśmieszków, z których dosyć jasno mógł w tej chwili wyczytać, że jego słowa powzięła za pewnego rodzaju obietnicę i będzie wyglądała jej dopełnienia. Zapewne jeszcze zanim wzejdzie słońce, w końcu Gilmore nigdy nie należała do panien obdarzonych nadmiarem cierpliwości.
Przez dosłownie kilka sekund analizowała w głowie jego propozycję, i jako że uznała ją za całkiem atrakcyjną (dzisiaj zresztą poszłaby z nim pewnie i do samego piekła). Była odpowiednio niezobowiązująca jak na ich króciutką, dopiero kiełkującą relację i co ważne - było tam blisko, więc na miejscu nie zastanie ich świt. Dygnęła więc jak na grzeczną (dobre sobie) panienkę przystało i na dodatek pokiwała twierdząco głową, jakby to pierwsze było niewystarczającym oznaczeniem aprobaty.
- Prowadź więc - wskazała lekko ręką w stronę plaży. A przynajmniej w kierunku, w którym zakładała, że powinni się na ową udać.
To co jej o sobie powiedział, tak idealnie pasowało do wizerunku, jaki sobie stworzył, że gdyby tylko miała możliwość wymyślić to, kim ten człowiek jest, pewnie jej odpowiedź brzmiałaby przynajmniej podobnie. Aż się lekko uśmiechnęła pod nosem, kiedy zdała sobie z tego sprawę.
- Proszę, pan doktor. Brzmi jak w cholerę ciężkiej pracy - skomentowała w końcu z niekrytym uznaniem. Zawsze podziwiała te wszystkie mądrale z lekarskiego, ilość rzeczy które musieli ogarnąć na tych nieszczęsnych studiach wydawała się jej wręcz przytłaczająca. Kiedy jednak zapytał o nią... Cóż, liczyła się z tym, że ma ją pewnie za jedną z tych niepoprawnych imprezowiczek, które studiują jakiś gównokierunek jedynie by zrobić przyjemność rodzicom, a po prawdzie jedyne co je zajmuje to marnotrawienie rodzicielskich pieniędzy. Była ciekawa czy zatem uwierzy w to, że jest zgoła inaczej.
- Ja? Och... To - zakręciła się i wskazała nonszalanckim gestem w stronę imprezy, którą dopiero co opuścili. - Nie jest moje naturalne środowisko. Studiuję architekturę, pracuję na dwa etaty żeby było mnie na to stać i tylko czasem dam się namówić durniom z pracy, by mnie gdzieś wyciągnęli. Jestem tu dziś więc jak ten kopciuszek, a ty jesteś moim księciem z bajki - rozłożyła ręce na boki, w rzekomo bezradnym geście i do kompletu odpowiednio wzruszyła ramionkami. Normalnie siła wyższa, aż obdarzyła go jakimś bardziej czarującym uśmieszkiem, co by odpowiednio ten wyszukany komplement docenił.
Gdy objął ją w talii, dosyć szybko zakręciła się tak skutecznie by znaleźć się z nim twarzą w twarz. Żarty żartami, ale jak widać takie niewiele już wystarczyło, by znów zrobiło się między nimi dość intymnie. Zupełnie jakby cała pracująca przy tej dwójce chemia nagle się przebudziła i przypomniała o tym, jak na siebie działają. Przez chwilę zastanawiała się nad tym, czy go ponownie nie pocałować, nawet zagapiła się pewnie nazbyt na jego usta, jak te wszystkie idiotki w komediach romantycznych. Przypomniała sobie jednak, że nadal jest mu krewna opowieść o tym, czemu ma do niego słabość, więc postanowiła odpalić się z nią właśnie teraz. Ułożyła sobie nawet jakoś grzecznie dłonie na jego klatce piersiowej i delikatnie go nimi po niej gładziła.
- Uwielbiam twój brytyjski akcent, cudowne, delikatne dłonie, rozmowy o Szekspirze, że znosisz dla mnie pogniecioną koszulę i że mogę przeglądać się w twoich oczach. I jak mnie całujesz. - lekko wzniosła spojrzenie tak, by spotkało się z jego oczami. Teraz to chyba już na serio rzucała mu wyzwanie.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Ponownie poczuł się odrobinę lepiej, gdy zauważył, że jej nastawienie do jego skromnej osoby nie wynika z grzeczności i nie chce porzucić go za rogiem jak bezpańskiego psa. Wprawdzie pewności siebie Alfiemu nigdy nie brakowało, ale czasami miał wrażenie, że zbyt często ląduje w magicznej strefie friendzone, bo laski i tak wybierają złych chłopców. Wiedział, że to spore uproszczenie i że ci dobrzy chłopcy i tak mają sporo na sumieniu, ale nie mógł nie zauważać tej prawidłowości. Właściwie nie przeszkadzało mu to zbytnio do czasu, gdy okazało się, że tego typu przyjemniaczek objął w posiadanie jej córkę. Postanowił jednak dać Sage szansę, bo nie wydawała się być zainteresowana nikim innym.
Może dlatego, że byli tu całkiem sami? A może to z powodu tego, że nadal grana była znajomość na jeden raz, ale on zachłannie wyciskał z niej wszystko co się dało? Nie był pewien, ale już dawno spakował rozsądek do swojej pojemnej walizki i obecnie zachowywał się bardziej jak gówniarz, który postanowił udać się ze swoją dziewczyną na plażę.
Ta zaś prowokowała go po swojemu i tak skutecznie, że pewnie po drodze kilkakrotnie pomieszały mu się kierunki, choć był przecież małym fanatykiem geografii. W pojedynku kierunki świata versus ciało Sage wygrywało jednak to drugie i musiał przyznać, że nie było mu źle z tego powodu, zwłaszcza gdy ściskał jej talię i zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później będzie je miał.
Jednocześnie było mu całkiem źle, że nie myśli więcej o jej umyśle i karcił się za to w myślach. Można było rzec, że wędrówka na plażę była dla niego równocześnie katorgą jak i przyjemnością. Postanowił jednak skupić się przede wszystkim na rozmowie z nią odsuwając na bok jej fizyczne zalety. Przynajmniej do czasu, gdy znowu nie wytrzyma i spojrzy na nią dłużej.
- Zawsze lubiłem się uczyć. Praca… Tak, dyżury bywają wykańczające, ale lubię to. To jak adrenalina - uśmiechnął się lekko. Chciał to porównać z dobrym seksem, ale nadal nie sądził czy tak po prostu wypadało. Egzystowanie przy tej dziewczynie poniekąd przypominało wciąż jedną wielką enigmę, a on uwielbiał rozwiązywać zagadki, choć obawiał się, że tej akurat może nie podołać.
Uśmiechnął się jednak, gdy wspomniała o architekturze.
Nie, nie patrzył na nią przez pryzmat tego jak się zachowywała. Może i był hipokrytą, ale przecież sam znajdował się na tej samej imprezie i musiałby winić również siebie za ten hedonizm.
- Architektura? Dla mnie to brzmi ambitnie. Nie umiałem nigdy narysować prostej kreski, choć musiałem być dobry z matmy. A z tym księciem z bajki bym nie przesadzał, bo jestem biedny jak mysz kościelna - i w tym momencie nie kłamał, bo przecież funduszu nie ruszał, a w szpitalu nie płacili (jeszcze) takich kokosów. Poza tym mieszkał na okręcie swoich rodziców i był przekonany, że nocami ganiają tamtędy szczury. Z tego powodu mógł oszaleć jako dziecko przyzwyczajone do wygód. Musiał więc ją lojalnie ostrzec, że lepiej by było, gdyby poszukała sobie jakiegoś wyszukanego prawnika i dała spokój z ludźmi jego pokroju. Jak na razie przecież nie był nikim szczególnym, a z rezydentury mógł wylecieć w szybkim tempie.
Mimo tego wszystkiego ją objął i poczuł, że świat ponownie przyjemnie mu wiruje, a on sam jest pijany tym szczęściem. Tym, które przeznaczone jest dla ludzi, którzy chwilowo są zafascynowani kimś. Nie chciał nazwać tego inaczej, by nie zapeszyć.
- A ja lubię w tobie pewność siebie, zadziorność i to, że nie uciekłaś, gdy wspomniałem o Szekspirze. Poza tym wydajesz się być z zupełnie innej bajki niż moi znajomi, a to duży plus - uśmiechnął się i choć delikatnie zetknął się z nosem, nie zamierzał (jeszcze) się z nią całować. Po prostu chciał na moment się z nią podroczyć i zatrzymać tę chwilę w nieco ulotnej pamięci.

Sage Gilmore
architekt — c.w. construction
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
chodząca życiowa rewolucja. nie grzeszy nadmiarem pieniędzy, więc wyniosła się od matki. pracę na kilka etatów zamieniła na tą wymarzoną, architekta. a dużo dosyć przypadkowych znajomości na jedną najbardziej szczególną - to alfiemu oddaje całą swoją uwagę.
+ Alfie Buxton

Sama nie była pewna z czego wynikało to, że przy Alfiem czuła się... inaczej? Tak, to chyba właściwie słowo. Nie wiedziała też jak właściwie mogłaby to inaczej zdefiniować, określić na czym polegało. Chłopak miał po prostu w sobie coś takiego, że czuła się odrobinę jak zauroczona gówniara. Jakby jej dzisiejszy uśmiech był tylko i wyłącznie jego zasługą, z drugiej jednak strony z tyłu głowy nadal niepokojąco pulsowało to nieznośne czerwone światełko przypominające, że to wciąż może być znajomość na jeden raz.
Przecież świat nie jest skonstruowany tak, że kiedy na jakieś podłej imprezie jeden kujon spotyka drugiego, bajka zakończy się radosnym żyli długo i szczęśliwie, prawda? Na razie jednak, pewnie dosyć naiwnie, postanowiła jednak nie zajmować sobie tym głowy. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, kiedy opowiadał o swojej pracy
- Albo coś innego - rzuciła bardziej w eter, niż konkretnie do niego. Kto by pomyślał, że będą mieć w jednym czasie tak podobne skojarzenia. Miała jednak wrażenie, że doskonale rozumie o co mu w tym momencie chodzi - i choć jego dyżury mogła przełożyć jedynie na rysowanie swoich pierwszych projektów, znała ten jazz. Owszem, to było całkiem jak dobry seks. - Miałam zaproponować, że nadal jesteśmy w tym wieku, gdzie kujona powinno się odpowiednio obśmiać, ale spoko, ze mną i tak jesteś bezpieczny. Żaden kujon nie zrobi tego drugiemu kujonowi - uśmiechnęła się szerzej, świecąc odrobinę przy tym ząbkami. Oczywiście nie chciała go tym kujonem obrazić, ale miała wrażenie, że zdążyła wyczuć go już na tyle, że spokojnie uzna to również za żart. Wciąż jednak pozwalała mu się obejmować i gdyby jedna postanowił się choć odrobinę na nią pogniewać za ten tekst, który niektórzy uznaliby pewnie za taki nie-na-miejscu, miała w zanadrzu pewne akcje na przepraszanie. Postanowiła jednak nie być wyrywna i jedynie uśmiechała się do niego najpiękniej.
- W razie czego mogę je rysować za ciebie. Polecam się mocno - zaśmiała się. - Choć pewnie jeszcze trochę i twoje pismo zacznie takowe przypominać. Jak wy to rozczytujecie? - skoro bowiem miała okazję zapytać u źródła, po prostu to zrobiła. - I och, nie przesadzam. Znam ten ból. Najwyraźniej po prostu jesteśmy z tej bajki, gdzie ani księcia, ani księżniczki nie trzyma się forsa - rozłożyła bezradnie ręce i wzruszyła obojętnie ramionami. Oprawiła to wszystko jednym z tych swoich czarujących uśmieszków. Nie zastanawiała się przez cały wieczór, czy towarzyszący jej chłopak jest z bogatej rodziny, czy nie. Czy kariera lekarza przyniesie mu fortunę, czy też nie. Czerpała jedynie, wręcz całymi garściami, z jego towarzystwa i tego ile jego uwagi mogła zajmować.
Kiedy jednak zrobiło się intymniej, a oni zbliżyli się do siebie tak, że bardziej się już chyba nie da, odrobinę spoważniała.
- Musisz uważać, bo jeszcze ci to zostanie - oceniła okiem eksperta, choć mówiła prawie szeptem - zupełnie tak, jakby wymagało tego to, jak blisko znalazły się ich twarze. Odrobinę uniosła spojrzenie by całkiem bezwstydnie pogapić się w te jego piękne oczy. I znowu przepadła. Nie chciała więcej czekać, więc tym razem to ona pocałowała jego. Czule i tak delikatnie, zupełnie jakby chciała pytać o pozwolenie.
Chciała też czegoś innego. Żeby serio mu to zostało.
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Już dawno przestał wierzyć w jakiekolwiek bajki, bo wprawdzie miał zadatki na czarującego księcia, ale wszystkie otaczające go kobiety zachowywały się raczej jak ropuchy i to po pocałowaniu. Zwykle nie miał szczęścia w miłości i choć jeszcze idealistycznie nie przekreślał jeszcze tego uczucia to musiał przyznać, że był już niejako zmęczony próbami, które podejmował w trosce o swoje przyszłe małżeństwo. Jak na razie do deklaracji było daleko, ale wiedział, że sam etap poznania kogoś to nie wszystko.
Pewnie jak wszystko w jego wypadku zakończy się poznaniem kogoś przystojniejszego, starszego i uczynieniem z niego dobrego przyjaciela.
Tak, bycie w friendzone to była powoli historia jego życia.
Mimo wszystko jednak obecność tej dziewczyny nie przeszkadzała mu ani trochę ani nie wadziło to lekkie poczucie niepewności, które opanowywało go zawsze, gdy była blisko. Wprawdzie na zewnątrz tego nie było widać (i to się chwaliło), ale wewnątrz rozgrywała się prawdziwa bitwa na odpowiednie wyrażanie słów, emocji i trzymanie mimo wszystko rąk przy sobie, bo Buxton nie mógł być mniej niż tylko dżentelemenem, nawet jeśli ta panna sprawiała, że z chęcią zapominał o swoich dobrych manierach.
- Nie wyglądasz jak kujonka. Nie masz okularów i krzywego zgryzu - stwierdził podejrzliwie marszcząc nos, zupełnie jak Sage go nabierała, ale przecież byle idiotka nie rozprawiałaby z nim o Szekspirze, prawda? Uśmiechnął się jednak, gdy stwierdziła, że z nią jest bezpieczny. Nie, żeby ktokolwiek próbował do niego zaczynać, ale gardził przemocą fizyczną i nigdy się nie bił. Wynikało to po części z dobrego wychowania, a po części z tego, że swoje ręce traktował z dużym namaszczeniem i zdarzyło mu się hartować je w lodowato zimnej wodzie tylko po to, by zachowywały dłużej swoją siłę podczas bardziej skomplikowanych zabiegów.
Chwiejne pismo nie miało tutaj nic do rzeczy, ale zaśmiał się.
- To chyba cecha nabyta z czasem. Wiesz, ja na razie piszę całkiem ładne, ale pewnie w przyszłości takie farmaceutki będą miały ze mną trudno - wzruszył ramionami, bo nie bez przyczyny wprowadzili coś takiego jak recepty elektroniczne. Ryzyko pomyłek było znacznie mniejsze. Alfie jednak umarłby w mękach, gdyby na randce debatował o tak nudnych i mało zajmujących rzeczach. Wolał jedynie skupić się na kłamstwie, które mogło mieć bardzo krótkie nogi. W końcu przecież przeprosi się z rodziną i wyjdzie, że wcale nie jest taki biedny jak mysz kościelna. Jest wręcz bogaty jak młody szczur, jeśli już mieli pozostać w tej nomenklaturze. Uśmiechnął się jednak, gdy przyznała beztrosko, że ona też.
Kolejny powód, by polubić tę dziewczynę, skoro nie leciała na jego pełny portfel i znane nazwisko. Jak tak dalej pójdzie to będzie wymyślać te powody bez końca i faktycznie znajdzie się w niebezpieczeństwie. W końcu faktycznie mogło mu to zostać, a przecież miał tyle na głowie, że żadne zauroczenie nie wchodziło w grę.
Poza tym założył sobie, że nie może znowu przepaść w ramionach jakiejś dziewczyny i ponownie narazić swoją karierę na szwank. Takich rzeczy nie wybaczało się po raz drugi, więc zdecydowanie powinien się opanować i nie patrzeć na nią z tak bliska.
- Też się tego obawiam - ani nie mówić czegoś takiego wprost do jej warg, gdy tak kusiło, by wreszcie ich zasmakować i docenić ich miękkość.
Przepadło, to ona pierwsza pocałowała jego, a on wcale nie protestował i nie zamierzał się wycofywać, gdy wciąż pachniała nim i gdy zwyczajnie było mu dobrze. Dopiero wczesnym rankiem rozstali się jako przystało na parę z imprezy, ale tym razem czuł, że to nie do końca taka jednorazowa znajomość.
Nie, o ile ona będzie chciała.
To słowo- klucz jednocześnie wprawiało go w ekscytację, jak i przerażało, a on całym sobą czuł jak to jest mieć dwadzieścia lat i chcieć dziewczyny.

k o n i e c
Sage Gilmore
ODPOWIEDZ