malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
  • 6.
Była przemęczona.
Choroba ojca dawała swe znaki. Dzisiejszej nocy - słychać było jego krzyki; trwało tak już od ponad tygodnia. Pam była w stanie to wytrzymać, gorzej jednak było z dziećmi, które budziły się z przerażającym płaczem, nie umiała temu zapobiec. Z początku przychodziła do jego pokoju, za każdym z większą nadzieją że tym razem uda się jej mu pomóc. Na próżno - albowiem brał już silne leki, które nie sprawiały rezultatu. Widząc jego ból - to jak niekiedy wiję się na swoim łóżku, to cierpiała razem z nim. Nie mogła pojąć - dlaczego akurat jego musiało to dopaść - Bradley Brumby przez całe swoje życie „niósł krzyż.” Najpierw wyniszczały go wojny - raz za razem powracał z nich jako zupełnie inny człowiek, później odeszła żona - zakochana w innym mężczyźnie; podrzuciła mu jedynie kilkuletnią Pamelę i zamieszkała na oddalonym o kilka tysięcy kilometrów kontynencie. Po podpisaniu papierów rozwodowych - nie widział jej już ani razu. Czasem Burnett zastanawiała się - czy to nadal w nim trwało - czy pogodził się z „ucieczką” Molly.
W końcu ona wciąż tam gdzieś była - układała sobie życie na londyńskich przedmieściach z mężem numer trzy. Niekiedy odzywała się do córki (głównie na urodziny lub święta), lecz w ostatnim czasie zdarzało się to częściej - tylko Pamela nie odbierała, bądź nie odpisywała na wiadomości - chcąc zupełnie odciąć od swego życia porzucającą wszystkich matkę. Sama w końcu od niedawna nią była i nie mogła sobie wyobrazić sytuacji w której opuszcza własne dzieci.
Do galerii przyjechała na rowerze, za prośbą Nancy Wheeler, głównej agentki - kobiety co jakiś czas ze sobą współpracowały, choć Pamela nie mogła się już podzielić własną twórczością (zastój weny, chęci czy nawet prób malowania obrazów) to jednak starała się pomóc w zupełnie inny sposób. Dziś pojawiła się, aby odebrać nową dostawę - Nancy prawdopodobnie była na wakacjach, w Europie lub w innych ciepłych krajach, którymi zapewne pochwali się zaraz po przylocie. Nic w tym zaskakującego, była zamożna na dodatek posiadała wspaniałe stanowisko i nie wydawała pieniędzy na dzieci, ani tym bardziej na męża. Wolna, samowystarczalna kobieta - stanowiąca dla niektórych wzór do naśladowania - lubiła pałać się we własnym luksusie i choć niekiedy zapraszała Burnett na wspólne wyjazdy - zwykle kończyło się to odmową. Nie dlatego, że brunetki nie było na to stać - Ephraim zarabiał na tyle przyzwoicie, że raz na jakiś czas mogła pozwolić sobie na podobny tego typu wyjazd. Jednak z Nancy Wheeler nie można było wytrzymać dłużej - niż całą godzinę. Cwana, przebiegła i irytująca - bezustannie wprawiała ludzi w zakłopotanie, bądź gdy sobie kogoś „upodobała” szyderstwom nie było końca. Wydawać się mogło, że po tylu latach tylko Pam - jako jedyna jeszcze przy niej była.
Wyszła z gabinetu koleżanki kierując się wprost do holu w którym znajdowało się większość dzieł - dochodziła dopiero dziesiąta rano z tego względu zaskoczenie pojawiło się na twarzy artystki, gdy ujrzała nieopodal stojącą i przyglądającą się jednemu z arcydzieł kobietę. To było dziwne uczucie - patrząc na sylwetkę nieznajomej, gdzie w tej scenerii stanowiła posąg - choć może bardziej niewzruszony, jak i także niedokończony obraz Leonarda da Vinci - Mona Lisa - nie trudno było tu o podobieństwo - tak jak z „modelki” to z Leighton również płynęła aura nienaruszenia.
Odchrząknęła - na tyle wymownie by skupić uwagę kobiety. - Przepraszam, jeżeli przeszkadzam... - w oddawaniu się sztuce. - Ale galeria otwiera się dopiero o jedenastej. - rzuciła starając się posłać szatynce delikatny uśmiech. - Oczywiście, może Pani zostać, jeżeli nie będzie Pani przeszkadzać dostawa. - dodała, decydując się na kilka kroków w przód ku towarzyszce.


Leighton Wyatt
ambitny krab
.
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
4.

Dom.
Była w domu.
Po tylu latach, po długiej tułaczce, po próbach odnalezienia siebie.
Była w domu.
Więc dlaczego brzmiało to jak kłamstwo?
Choć niegdyś uliczki Lorne Bay nie miały przed Leighton żadnych tajemnic, a ich zwiedzanie było bezpośrednio związane z licznie wymyślanymi przez dzieciaki z sąsiedztwa zabawami, to jednak Wyatt nigdy nie czuła się w tym miejscu tak dziwnie obco. Zupełnie tak, jak gdyby opuściła urokliwe, słoneczne Włochy i przesiąkniętą kulturą wysoką Francję na rzecz zupełnie nowego, obcego świata, w którym rządziły zasady zupełnie odmienne od tych, do których zdążyła się przyzwyczaić; które w pełni akceptowała i które odpowiadały jej sposobowi życia.
Było to niewątpliwie głównym powodem zwłoki względem remontu, rozpoczęcia tworzenia nowych prac, wypełnienia formalności związanych z zamkniętymi niedawno wystawami oraz tymi, które dopiero miały zostać otwarte. Chociaż czasu pozostawało niewiele, Leighton sprawiała wrażenie spokojnej - nawet jeżeli były to tylko pozory, których podtrzymywanie było wypracowanym na przestrzeni ostatnich lat sposobem na przetrwanie.
Do miejscowej galerii trafiła przypadkiem. W teorii miała przecież udać się do jednego ze sklepów meblowych, wszak zastana w mieszkaniu kanapa oraz biurko wołały o pomstę do nieba. Wciąż jednak nie były to aspekty istotne na tyle, by Wyatt potraktowała je jako priorytet. Tym zawsze pozostawała dla niej sztuka, dlatego nie czuła jakiegokolwiek dyskomfortu względem zignorowania oznak tego, że nie przebywała w pomieszczeniu zupełnie sama.
Jej uwagę nieznajoma kobieta zwróciła na siebie dopiero w momencie ponownego odezwania się.
Och, przepraszam – odparła, posyłając rozmówczyni subtelny, nieco przepraszający uśmiech. – Przechodziłam obok, zobaczyłam, że światło jest włączone i po prostu...Weszłam. Kolejne uniesienie kącików warg przypominało raczej grymas niezadowolenia w związku z tym, jak lekkomyślnie się zachowała, skoro podstawowe zasady dobrego wychowania wymagały, by chociaż kątem oka zerknąć na witrynę w celu zorientowania się w godzinach otwarcia danego miejsca.
Proszę mi wybaczyć. Przy obrazach wpadam w jakiś trans – wyjaśniła, mając nadzieję, że był to argument wystarczająco mocno przemawiający za uniknięciem ewentualnych konsekwencji. W gruncie rzeczy nie wydarzyło się bowiem nic złego, ale Leighton byłaby w stanie zrozumieć również drugą stronę - sama z pewnością poddałaby się irytacji, gdyby ktoś wtargnął na jej artystyczny teren. – Absolutnie nie. Może... mogłabym pomóc? – zaproponowała, dopiero po chwili orientując się, jak absurdalnie musiała ta sugestia zabrzmieć z ust kogoś, kto pojawił się w galerii dość niespodziewanie, poza godzinami otwarcia.
Albo po prostu pooglądam resztę prac. To pani galeria? – dodała, nie chcąc, by ewentualne zrobienie z siebie wariatki poskutkowało wyproszeniem jej z tego miejsca.

pam burnett
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
Kto bardziej zrozumie artystę jak drugi artysta?
A co jeżeli jest to upadły artysta?
Sztuka kierunkowała Pamelę (niegdyś Brumby aktualnie) Burnett całe jej życie - wciągała ją w swój wir rozkoszy, podniecenia a także zapomnienia - prowadziła wedle bezprawia i granic. Wszystko było możliwe. Rozkochiwała się w tym świecie, pragnęła w nim tkwić - topić się - wręcz cała płonąć. To stanowiło pewną ideę, taką którą trudno zrozumieć zwykłemu przechodniu - „sztuka” odzwierciedlała pasję; to ona ukazywała prawdziwe oblicze drugiego człowieka. Dlatego można było się odnaleźć, wychwycić własną drogę - albowiem każdy jest niepowtarzalny - każdy ukazuję w niej swoją prawdę.
Tego kim jesteśmy. Tego kim chcielibyśmy być.
Dla Pam było za to wyzwanie. Przebiegłe, okrutne - niezmiernie wyniszczające - bo choć oddała twórczości swe ciało i duszę - to przez tyle lat nic się więcej nie ukazało, jakby tego nie potrafiła - nie umiała współgrać ze własnym alter ego - nigdy nie wydała swoich prac - nigdy nie utworzyła własnego wernisażu. Od dekad jej zamalowane blejtramy wylegiwały się w ciemnej piwnicy domu ojca. Według kobiety to było ich miejsce - nie zasługiwały na to by cieszyć oczy innych ludzi. Trudno to zrozumieć, być może była wobec siebie zbyt krytyczna, lub obawa przed odrzuceniem wciskała się w jej drobne ciało tak usilnie, że jakakolwiek próba naprawienia tego problemu kończyła się katastrofą.
Aktualnie nie malowała wcale - jednocześnie odrzucając od siebie myśl, że tego potrzebuję - niegdyś stojąc przed pustym płótnem wiedziała - jak oddać mu siebie - a teraz? Było to nikczemna udręka - wydawać się mogło, że trzydziestodwuletnia Pamela Burnett - nie pasowała już do tego świata, jakby nieświadomie została odizolowana - wyklęta z nadziei; być może to sztuka wcale jej nie potrzebowała. Byli inni - bardziej oddani, zdolniejsi z lepszą kreską - zachłannie wyciągali dłonie po swoje. A ona tu utkwiła - w złotej klatce prezentowałaby się wyśmienicie.
Obecność nieznajomej trochę przypomniała brunetce o tym co powoli traciła - czego się wypierała. Dlatego uśmiech delikatnie się poszerzył, a pudła które miała w rękach postawiła na ziemi. - Proszę nie przepraszać, rozumiem to. - rzuciła, ciemnym spojrzeniem lustrując twarz szatynki. - Ferguson miał niesamowitą perspektywę, nie sądzi Pani? - podbródkiem wskazała obraz, który przed chwilą przykuwał uwagę Wyatt.
- Cóż... - mruknęła niepewnie przez krótki moment obracając łepetyną na dwie różne strony, jakby z obawą, że ktoś mógłby je na tym złapać. - Jeżeli nie jest to problem, tylko że ja Pani za to nie zapłacę. - oczywiście, pomoc-pomocą, lecz Pam nie znała kobiety - i choć widziała w jakich ubraniach się prezentuję - to jednak nie była pewna jej intencji. - Nie, skądże mojej... - nastał moment ciszy, jak przedstawić tutaj Nancy Wheeler. - ...znajomej. - skwitowała w ostateczności. - I proszę mówić mi Pam, jeżeli właśnie wchodzisz ze mną w spółkę. - ponownie jej wargi wygięły się w delikatnym uśmiechu.


Leighton Wyatt
ambitny krab
.
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie malowała również Leighton. Choć z kochanej szczerą, bezwarunkową miłością pasji tych kilka lat temu była w stanie stworzyć sposób na życie, tak aktualnie nie miała pojęcia, co dokładnie stanowiło przeszkodę do tego, by stanąć przed płótnem i przelać na nie tak wiele towarzyszących jej obecnie emocji. Wszelakich bodźców przecież wcale nie brakowało, wszak rodzinne zawirowania i towarzyskie atrakcje były zaledwie kroplą w morzu inspiracji, które zwykła czerpać właśnie z trudów oraz przyjemności dnia codziennego.
Nie była pewna, czy wizyta w miejscu, w którym niegdyś bywała praktycznie codziennie, mogłaby zmienić taki stan rzeczy i sprawić, że ruchy pędzla byłyby łatwiejsze, ale na dobry początek pragnęła wypróbować najlepszej - swoim zdaniem - terapii na brak weny.
Każda perspektywa ma w sobie coś wyjątkowego. I w każdej można znaleźć coś dla siebie – odparła, wzrokiem powracając do wcześniej obserwowanego obrazu. Nie zwykła filozofować zbyt często, ale obcowanie ze sztuką budziło w niej zupełnie inną, nieco bardziej oderwaną od twardej, niewygodnej ziemi naturę, której poddawała się w sposób całkowicie naturalny. Lubiła tę wersję samej siebie, nawet jeżeli ostatnio nie dawała jej dojść do głosu zbyt często. Musiała się przecież skupić na rzeczach nieco bardziej przyziemnych takich jak powrót do domu i związane z nim przeorganizowanie całego swojego dotychczasowego życia.
Słucham? – mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż do swojej aktualnej rozmówczyni. Odsunąwszy się od obrazu, zmierzyła ją uważnym spojrzeniem. Nie miała zwyczaju oceniać ludzi po pozorach, ale postawa nieznajomej i sposób, w jaki przyglądała się jej w jawnie oceniający sposób, wystarczyła, by Wyatt nie tyle pożałowała wystosowanej propozycji, co w ogóle pojawienia się w tym miejscu. – Nie szukam pracy, więc nie musi mi pani za nic płacić – wyjaśniła krótko, choć dużo mniej spokojniejszym i uprzejmym tonem głosu. Faktem było, że nieporozumienie, do jakiego doszło, wprowadziło atmosferę daleką od sympatycznej, co w efekcie znacząco wpłynęło na nastrój Leighton.
Jest pani pewna? – zagaiła, krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej. Słyszalne w głosie kobiety zawahanie sprawiło, że w głowie Wyatt pojawiła się doskonale widoczna czerwona lampka, sugerująca, że to może właśnie intencje niejakiej Pam były niezbyt odpowiednie. – Leighton.

pam burnett
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
To zabawne, że obie panie stojące na przeciwko siebie, z wyczuwalnym zainteresowaniem obserwując wzajemne rysy twarzy - miały więcej wspólnego niż można sobie wyobrazić. Niestety Pamela nie popłynęła z nurtem swoich marzeń - nie stworzyła własnego nazwiska w świecie sielanki artystów. Nie była kimś odsunęła się, odnajdując szczęście gdzie indziej, aby ostatecznie wspomniane „szczęście” plunęło jej prosto w twarz.
Różniły się - kobieta znad przeciwka - świecąca blaskiem włoskiej opalenizny z idealnie dobranym odcieniem powiek, białym uśmiechem i wszelaką dostojnością - nie można było porównywać do matki. Wiecznie zabieganej, zmęczonej - w pięć sekund zarzuconych na siebie niedopasowanych ubraniach - z brakiem czasu na wyjścia ze znajomymi, do kosmetyczki czy nawet do fryzjera. Z plamami (nie do sprania...) po mleku, owsiance czy też kupionych na pchlim targu mazakach, ponieważ dzieci zdecydowały narysować „mapę do skarbu” na białym podkoszulku mamy.
Ciemnym spojrzeniem podobnie jak towarzyszka powędrowała ku dziełu - serce Burnett delikatnie przyspieszyło - wcześniej nie odnajdowała w sobie na tyle siły aby pogodzić się ze sztuką. Bowiem upadła artystka miała ze swoją pasją dziwną, nieokiełznaną relację - gdy nadchodził odpowiedni czas oddawały się sobie wzajemnie - istniały jedynie dzięki sobie, lecz kiedy ten moment odchodził - oddalał się, nienawiść wzrastała - wyrywała serce, niszczyła każdą dobrą emocję - i pozostawiała tylko bezdenną pustkę. - Mam podobne spostrzeżenia. - stwierdziła, bo kto wie może ona i sztuka w końcu się odnajdą.
- Ja... - zaczęła z odrobiną żalu w tonie głosu, by chwili na jej buzi zagościł cień delikatnego uśmiechu. - Bardzo przepraszam, nie chciałam Pani urazić, był to jedynie żart... - rzuciła schylając się, aby wziąć w dłonie kolejne dwa pudła. - ...jak widać nie na miejscu. - skwitowała z zamiarem odejścia od malarki. Być może przesadziła, być może nie każdy posiada nutkę jej nieokiełznanego humoru - ludzie są różni, a zwłaszcza artyści. - Tak, oczywiście tylko proszę przyjąć przeprosiny. Nie chciałabym Pani moją osobą zniechęcić do zaglądania tutaj. - ponowny tym razem już szerszy uśmiech. - I miło mi Cię poznać, Leighton, mam nadzieję że pobyt w Lorne Bay będzie udany. - taki jak planowała, bądź nie planowała. - Jeżeli Twoja propozycja jest aktualna, to weź te jedno pudło i chodź za mną. - odrzekła i zaczęła kierować się w stronę zaplecza.

Leighton Wyatt
ambitny krab
.
ODPOWIEDZ