Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Nie od razu odpisała na propozycję spotkania od Haynes. Po pierwsze, nie spodziewała się tego od osoby, na którą wciąż mówiła per detektyw. Jeszcze na początku ich niezbyt udanej znajomości określenie to było wypowiadane szorstko. Dopiero z czasem, kiedy wyznaczały sobie granice i przestały rzucać gromiące podejrzliwie spojrzenia, słowa te zaczęły brzmieć miękko oraz naturalnie. Nie było w nich już jadu ani chęci podkreślenia, że istniał między nimi ogromny dystans. Tak naprawdę obie robiły to z tego samego powodu, o czym przekonały się dopiero później. Wiele spraw się wyklarowało i wcale nie potrzebowały do tego poważnych rozmów prowadzonych przez mediatora. To po prostu się stało. Samo. Gdzieś między spojrzeniami, słowami oraz działaniem. To ostatnie jasno i wyraźnie pokazało, że znały się na swojej robocie i nie należało z buciorami wchodzić w kompetencje tej drugiej. W tym stawie było miejsce na dwa rekiny wśród frywolnie pływających męskich członków.
Walka o dominację to coś, co nie zawsze miało sens.
Dopiero po godzinie, kiedy wreszcie mogła usiąść, sięgnęła po telefon i odpisała godząc się na spotkanie wraz z sugestią, czy nie chodziło o pracę. Po cóż innego detektyw Haynes chciała się z nią spotkać?

Przed wejściem do budynku mieszkalnego krytycznie spojrzała na swoje odbicie w szklanych drzwiach. Po co w ogóle zwracała uwagę na to, jak się ubrała? Bo mogła lepiej. Nie żeby jej zależało, ale zwykłe jeansy i koszula (klik) były mało reprezentatywne. Nie żeby w ogóle chciała być reprezentatywna.
Zresztą, nieważne.
Odpowiednie, piętro i drzwi, które otworzyły się szybciej niż przypuszczała.
Uśmiechnęła się kryjąc niepewność z powodu zaistniałej sytuacji, bo nigdy nie przypuszczałaby, że będzie jej dane spoufalać się z detektyw Haynes.
- Pani detektyw – Kiwnęła głową na powitanie z czystego szacunku zwracając się do kobiety w ten sposób. Tak samo robiła w pracy, więc czemu teraz miałoby być inaczej? – Mam piwo i coś mocniejszego. – Z pustymi rękoma nie wypadało się pojawiać, dlatego uniosła wspomniany sześciopak oraz butelkę whisky, które kolejno podarowała w ręce gospodyni.
Po wejściu do środka zamknęła za sobą drzwi od razu przypatrując się nieznajomej przestrzeni, po której jeszcze nie mogłaby poruszać się tak swobodnie jak Haynes odchodząca z podarowanymi trunkami.
- Piwo na początek będzie dobre – odpowiedziała na pytanie, co takiego jej polać i ruszyła za kobietą przesadnie nie eksplorując prywatnej przestrzeni Everleigh. – Nadal obawiam się, że wrobiłaś mnie w pracę. – W pełni nie uwierzyła w zapewnienia, że wcale nie chodziło o konsultację w sprawie śledztwa. – Że to coś bardzo delikatnego, o czym nie chciałaś pisać albo sierżant Gordon ci nie pozwolił. Przyznaj, że siedzi w łazience albo za kanapą czekając aż się wzajemnie pożremy. – Wspomniany policjant był zagorzałym fanem ich cat fight. Krążą plotki, że zakładał się, która z nich w danym momencie wygra a która odpuści. Nie szczędził też komentarzy na temat tego, że mogłyby to zrobić w kisielu albo pocałować się na zgodę, bo na początku naprawdę ciężko pracowało się przez panującą ciężką atmosferę. Z drugiej strony Gordon czerpał z tego niemałą przyjemność, przez co nie raz i nie dwa dostał od Haynes z pięści prosto w ramię (a czego Eve udawała, że nie widzi, chociaż w duchu jej przyklaskiwała). - Chyba, że wreszcie się z nim spiknęłaś i jakimś cudem namówił cię na trójkąt? - Skoro kiedyś dopiekały sobie w ten mało przyjemny sposób, to czemu teraz Eve nie mogłaby robić tego w bardziej żartobliwym kontekście? Wszyscy w policji mieli oczy. Niby Gordon się czepiał, że Haynes warczy na Paxton, ale tak naprawdę dzięki temu miał pretekst żeby z nią porozmawiać, nawet jeśli to była przypierdolka (bo kto się czubi ten się lubi).

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Kiedy zdała sobie sprawę z tego, że niebawem - oczywiście o ile jej z jakiegoś powodu nie wystawi - w drzwiach jej mieszkania stanie akurat Eve Paxton, zaczęła odrobinę się stresować. Nie było w tym jednak nic z negatywnych czy złych uczuć - raczej coś w rodzaju delikatnego podenerwowania przed spotkaniem, na którym chcesz koniecznie dobrze wypaść. Przez moment łapała się na tym, że szykuje się jak na randkę, ale przecież to miało być niezobowiązujące spotkanie przy piwie z koleżanką z pracy, a nie elegancka kolacja zakończona romantycznymi uniesieniami. Czarne jeansy z wysokim stanem i koszula o kroju raczej tych codziennych, oczywiście odrobinę frywolnie niedopięta odpowiednio wysoko, były zatem jak najbardziej OK. Haynes taki już miała styl, że nawet w luźnych sytuacjach wyglądała raczej seksownie, niż wygodnie. Cóż.

Dzwonek do drzwi ją autentycznie ucieszył. Ruszyła w ich stronę szybkim krokiem i otworzyła z właściwym swojemu temperamentowi rozmachem. Obdarzyła swojego dzisiejszego gościa szerokim uśmiechem i odrobinę odbijając piłeczkę, odpowiedziała:
- Panno Paxton - i nawet głową skinęła góra-dół, wykonując gest, którym na codzień witają ich raczej współpracownicy na wspólnym wydziale a nie oddani koledzy czy przyjaciele. Odsunęła się szybko w bok, wpuszczając Eve do środka, nie będą przecież dywagować o niczym w progu, prawda? - Daj spokój, pani detektyw została w pracy. Ever - wyciągnęła nawet rzekomo-oficjalnie rękę w jej stronę, przecież jeszcze do tej pory nie miały okazji do tak bezpośredniego wydostania się z ram relacji wyłącznie zawodowej i przejścia na ty. A tego raczej wymagać będzie charakter dzisiejszego spotkania. Odebrała od niej zakupiony alkohol, gdzieś po drodze zapewniając zapewne że nie trzeba było, i że ona je na wieczór również odpowiednio wyposażyła. Przecież nie zapraszałaby nikogo na pustego! Zniknęła na moment w kuchni by wszystko poodstawiać, pytając na odległość - zupełnie jakby to nie było na ten moment oczywiste - od czego zaczynają. Do pokoju wróciła więc z rzeczonym piwem i śmiałym gestem poprosiła Eve, by ta się rozgościła.
- Mój Boże, nie! Nie jest ze mną aż tak źle, że żyję tylko pracą - pozwoliła sobie na odrobinę za głośne pewnie roześmianie, bo łapała się w tym momencie na tym, że w ostatnim czasie działania zawodowe zajmowały ją tak bardzo, że nie miała już właściwie czasu na cokolwiek innego. Takie spotkanie okazywało się zatem całkiem miłą odmianą od obecnego stanu rzeczy. Skrzywiła się w teatralny sposób, gdy jej gość wspomniał nazwisko wspólnego współpracownika: - A tutaj to "mój-Boże-nie" nawet po wielokroć. Zadzwoniłabym po policję, gdyby Gordon pojawił się choćby w okolicy tego budynku. Aaaa, nie, poczekaj, ja jestem policją - tym razem roześmiała się szczerze, w docenieniu dla własnego dowcipu. - Więc nie, nie ma szans by się tutaj pojawił. I raczej wolałabym się bawić bez niego - dodała, uzupełniając odpowiedź na stwierdzenie Eve. Przetrawiła szybko, że jak na pierwsze spotkanie dosyć szybko i w chyba zbyt bezpośrednio dała odczuć Paxton, że seks z nią byłby spoko opcją i znowu zaczęła wewnętrznie panikować w ten sam sposób, jak wtedy kiedy w ogóle szykowała się do spotkania z nią. Co jest z Tobą do jasnej cholery, Haynes? Gdyby nie makijaż, pewnie w tym momencie zdradzałby ją minimalny rumieniec, a resztę zawstydzenia próbowała właśnie ukryć rozpoczynając piwo i pijąc pierwsze jego łyki. Zawsze, nawet poza pracą starała się jak mogła by jej kontakty ze współpracownikami były poprawne, więc może nie kipiała sympatią w stronę każdego, ale na pewno miała dla nich same pozytywne uczucia. Może nie aż takie jak detektyw Gordon do niej samej (nie urodziła się przecież wczoraj i powoli zaczynała czuć tam pismo nosem!), ale było OK.
- No... moja propozycja nie ma nic wspólnego z pracą. Pomyślałam po prostu, że miło byłoby się w końcu spotkać na bardziej neutralnym gruncie. I tak, że nikt po cichu nie odstawia bukmacherki w kategorii 'która z dziewcząt zwyciężyłaby w walce w kisielu' - wzruszyła lekko ramionami i zaśmiała się po raz kolejny. Zwykle jest aż nazbyt pewna siebie, ale dzisiaj były momenty, że czuje, że stara się za bardzo. No zupełnie jak jakiś podlotek, który musi, koniecznie musi zrobić na kimś dobre wrażenie. Postanowiła więc pozować raczej na dobrą gospodynię, a nie koleżankę z dawnych lat. Klasnęła więc bezdźwięcznie w ręce i poderwała się, kierując powoli w stronę kuchni. W międzyczasie tłumaczyła:
- Słuchaj, nie wiedziałam co lubisz, co możesz jeść i w ogóle... kucharz to ze mnie jest co najwyżej jak natchnie mnie jakiś przepis z Netflixa, ale coś tam nam przygotowałam! W razie, gdybyś jednak uznała to za niejadalne, tam na szafce z tyłu są jakieś chipsy i tego typu pierdoły - i zniknęła w tej kuchni, wracając - teraz w roli własnego, prywatnego kelnera - z talerzem jakiś pierdołek i pewnie jakąś sałatką. Gdyby jej rodzice albo jej - szczęśliwie już były - mąż widzieli ją teraz w roli idealnej gospodyni, chyba wszyscy gruchnęliby srogim śmiechem.
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Czyli, kogo zapraszamy do trójkąta? – Skoro zabawa z Gordonem odpadała to może ktoś inny się nada, co oczywiście było tylko żartem podłapanym w trakcie ich luźnej wymiany zdań. Paxton lubiła żartować, abstrahować i się droczyć. Nie wyobrażała sobie rozmowy bez podobnych rzeczy. Nawet poważne konwersacje musiały mieć w sobie choć odrobinę humoru, nawet jeśli to ledwie krótki frazes powodujący sekundowy uśmiech. Taka już była. Łatwiej żartować z wielu rzeczy niż brać wszystko na poważnie. Przynajmniej z wierzchu, bo po chwili dotarło do Eve co jej słowa mogły sugerować, a przecież jeszcze nie były z panią detektyw na takim poziomie zażyłości, żeby żartować sobie z ich potencjalnego trójkąta. Zwłaszcza, że to mogło brzmieć jak sugestia, którą było także śmiałe stwierdzenie Ever o bawieniu się bez Gordona. Nie żeby to było bardzo ważne. Przecież tylko sobie żartowały, ale – wciąż – nie znały się na tyle dobrze żeby stwierdzić co było żartem a co faktyczną sugestywną zaczepką.
- Te ich zakłady trochę mnie wkurzają, ale na swój sposób też bawią – stwierdziła na temat kolegów z pracy Haynes. Organizatorem wszystkich zakładów był Gordon, ale reszta świadomie i z ochota brała w tym udział. Cóż, gdyby Paxton była tylko obserwatorem, to również brałaby w nich udział. – W sumie to im się nie dziwię. Na ich miejscu zrobiłabym to samo zwłaszcza, że – sama przyznaj – ale dawałyśmy się sobie we znaki. – Teraz już było lepiej, a przecież nie pracowały ze sobą przez cały czas. Paxton była jedynie zewnętrznym wykonawcą. Dzwoniono po nią, kiedy potrzebowano kogoś niezawodnego. Nie żeby wytresowane przez nią psy dla wydziały narkotykowego były kiepskie. Po prostu wiele zależało też od przewodnika. Sam pies to część całości. Bycie dobrym przewodnikiem to lata praktyki, którym policyjnym przewodnikom trochę brakowało, ale Eve nigdy nie powiedziałby, że byli słabi. Wychodziła z założenia, że człowiek uczył się przez całe życie. Nawet ona.
Upiła łyk piwa nienachalnie kręcąc się po salonie. Oglądała, ale nie przyglądała się każdemu detalowi; pamiątkom, zdjęciom lub książkom. Nie znała jeszcze tej przestrzeni na tyle, żeby pozwolić sobie na panoszenie się i wnikanie w prywatne życie Everleigh. To nic, że parę plotek usłyszała od policjantów.
- Nie przejmuj się. Moje psy jadają lepiej ode mnie, więc zjem wszystko co nie jest zupką chińską. – Odrobinę przesadzała, bo jej prawa ręka poczciwa Sue Ann czasami z litości robiła jej obiad albo kolację. Eve jednak nie kłamała, bo psy były dla niej najważniejsze i wykładała na nie więcej forsy niż na samą siebie.
Jeszcze chwilę stała w miejscu popijając piwo, aż wreszcie, gdy ostatnie talerze spoczęły na stoliku, dosiadła się do gospodyni na kanapie. Ever może i nie żyła pracą, ale Eve już tak, przez co czuła się dziwnie bez swoich psów. Jak tak pomyśleć to Haynes nigdy nie widziała Paxton bez czworonożnego towarzysza. To mogło być nietypowe podobnie jak teraz czuła się Eve, która przywykła do obecności chociaż jednego futrzanego podopiecznego.
- Dawno się tu wprowadziłaś? – zahaczyła o oczywistą oczywistość ponownie rozglądając się po najbliższej przestrzeni – Wybacz brutalność, ale chyba jeszcze się nie zadomowiłaś, co? – Kto wie? Może Ever miała taki styl i lubiła minimalizm? A może po prostu jeszcze nie rozpakowała wszystkich pudeł, bo na pewno jakieś były. Każdy gdzieś mieszkał „przed”. – Nie wolałaś zamieszkać w Cairns? – Bliżej pracy, co było oczywistą oczywistością, która również nie umknęła uwadze Paxton. Była psiarą i skupiała się tylko na swojej pracy, ale miała oczy oraz uszy, z których umiała korzystać. – Bo przecież pewnie masz wezwania w środku nocy i musisz mknąć na łeb na szyję do tego „wielkiego miasta” zastanawiając się, czy na pewno zamknęłaś drzwi od mieszkania. – Trochę koloryzowała i na pewno wiele z tych słów nie pokrywało się z rzeczywistością, ale pozwoliła sobie na to tylko po to, żeby zachęcić Haynes do rozmowy. Do zwierzenia się z czegoś, czego Eve naprawdę była ciekawa.

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Dosyć wyraźnie poczuła, że Eve jest jedną z tych osób, które w zupełnie niewymuszony sposób skracają dystans. Nie, żeby jakiś specjalnie wielki między nimi teraz jeszcze był, ale to jak swobodnie dryfowała w temacie tego wyimaginowanego trójkąta, ośmieliło odrobinę zawstydzoną (co, warto przypomnieć, specjalnie często się nie zdarza) jeszcze chwilę temu Ever.
- Hej, hej, hej! Bo zacznę podejrzewać, że serio liczysz na jakieś uniesienia z Gordonem a ja w tym układzie jestem na doczepkę, żeby nie było mi przykro - zrobiła teatralnie ni to zdziwioną, ni to oburzoną minę. Przecież z drugiej strony to nie było też tak, że ich wspólny kolega to był znowu jakiś ostatni, że nic tylko go kijem tknąć. Po prostu Ever traktowała wszystkie te niecnoty z pracy w prawie taki sam sposób, w jaki traktuje swojego prywatnego brata, dość abstrakcyjnym zatem wydawało się jej w tym momencie seksualizowanie któregokolwiek. Pokiwała palcem wskazującym niczym surowa nauczycielka i nawet trochę przy tym zacmokała. - I to mnie będziesz brała pod włos z kim bym chciała! Przejrzałam cię! - pokiwała jeszcze chwilkę, by całość miała żartobliwy wydźwięk. Może naiwnie, po tak krótkiej chwili, ale zakładała że między nią a Eve coś kliknęło. Czasem tak po prostu jest, że czujesz gdzieś w kościach czy ta lub inna relacja zmieni się w coś regularnego i dla Haynes w tym momencie istniały pewne przesłanki by twierdzić, że powinno udać im się z Paxton zakolegować jakoś bardziej.
- Mnie rozbawiło dopiero to, że jest stworzona cała tabelka, w której jest to jakoś punktowane. Normalnie jak wyścigi konne. Wisi u któregoś z chłopaków w szafce, w szatni. Jak mi się uda ją jeszcze jakoś złapać to zrobię zdjęcie i ci prześlę - upiła kolejne łyki swojego piwa, przysłuchując się w najlepsze temu, co do powiedzenia dalej ma jej dzisiejszy gość. Przecież nie będzie jej tak w kółko wchodzić w słowo, prawda? Pokiwała głową jakby twierdząco, przyznając Eve rację co do tego, że gdyby mogła również brałaby udział w podobnej swego rodzaju bukmacherce. Zmrużyła jednak tajemniczo oczy i postanowiła wziąć trochę dziewczynę pod włos: - To co, na kogo byś stawiała? - cóż, chyba całe tygodnie ich wszelkich zawodowych mniej lub bardziej cat fights kwalifikowały już ich znajomość do tego rodzaju zaczepek słownych. Do bezpośredniej odpowiedzi przecież nikt nikogo nie zmuszał, najwyżej sama Eve obróci całą sytuację w żart. Całkiem nieźle coś takiego jej w końcu wychodzi.
Kiedy pojawiło się pytanie o przeprowadzkę, sama Ever rozejrzała się po wnętrzu. Faktycznie, niespecjalnie wyglądało na zamieszkiwane przez szczęśliwego właściciela od lat. Meble sprawiały wrażenie przypadkowych, bo przecież takie były. Książki pamiętały jeszcze daty, kiedy Ever w wieku z przodu miała dwójkę. A zdjęć nie było, bo dziewczyna nie miała najmniejszej chęci rozpamiętywać czegokolwiek. Liczyła na napisanie zupełnie nowego lub nowych rozdziałów swojego życia i wszystkie stare próbowała zamknąć, zostawiając je chyba pochowane w tych nieszczęsnych pudłach.
- Aż tak widać? - próbowała udawać zdziwioną. - Szczerze mówiąc to nawet nad tym ostatnio nie myślałam, wszystko było organizowane trochę na łapu-capu. Boooo... Teraz uwaga, będzie prywata, ale w tej wsi i tak wszyscy wiedzą o wszystkich wszystko, więc pewnie nie powiem nic, czego jeszcze nie wiesz - wzruszyła dosyć obojętnie ramionami. Swoje już wypłakała, i jeśli chodzi o to czego dopuścił się Chris, jak i o to, że nie ma żadnej kontroli nad tym, że wiedzą o tym wszyscy. - Mieszkam tutaj z dwa miesiące, przeprowadziłam się po tym jak kochanka mojego, szczęśliwie już byłego, męża spaliła nasz wspólny dom - klasnęła bezgłośnie w ręce, po czym wzięła naprawdę spory łyk piwa. Chyba na odwagę albo żeby po raz pierdyliardowy się nie rozkleić. - Jestem na zupełnie świeżo po naprawdę, naprawdę chujowym rozwodzie. A tutaj to też nie tak, że jestem pierwszy raz czy coś, mieszkałam tutaj już kilka lat temu, zanim wybudowaliśmy dom, to mieszkanie gdzieś tam z dziada pradziada w rodzinie mojego hmm... eks. Stało, kurzyło się i czekało na lepsze czasy, więc oto nadeszły! - to ostatnie rzuciła z tak udawanym entuzjazmem, że aż jej samej zrobiło się po prostu głupio. Fakt faktem bowiem, sam fakt zdrady, potem rozwodu, sądów, dzielenia majątku, przeprowadzi tutaj, "walki" o Wertera połączony z tym, że coraz mniej chce się jej chodzić do ukochanej pracy, dobijał ją tak skutecznie, że nienawidziła tego mieszkania z całego serca. I gdyby tylko z tej nieszczęsnej pensji detektywa było ją stać na cokolwiek więcej, nie pakując w hipotekę siebie, dzieci i wnuków, pewnie nie zastanawiałaby się ani minuty. I po prostu wyniosła stąd w pizdu.
No, ale sama teraz musiała sobie przyznać, że nie chciała aż tak bardzo eksponować się ze swoimi emocjami, albo nawet z samym faktem, że kumuluje się ich w niej w ostatnim czasie aż tyle. Albo, że niespecjalnie sobie z tym wszystkim radzi. Próbowała więc odwrócić kota ogonem.
- No, ale ile można o mnie. A ty? Jesteś stąd? - Ever liczyła w tym momencie, że Paxton w przeciwieństwie do niej samej okaże się w temacie swojej osoby wyjątkową gadułą i nie dość, że będzie mogła dowiedzieć się o swojej aktualnej towarzyszce naprawdę dużo informacji (nie wychodząc przy tym na wścibską) to jeszcze odsunie wszelkie niewygodne pytania od siebie. Tak byłoby lepiej.
- Z tą pracą... Ostatnio właściwie pracujemy po równo i w Cairns, i tutaj na miejscu w Lorne. Więc fakt, czasem trzeba się najeździć, choć muszę przyznać że ostatnio często gęsto poświęcamy czemuś tyle uwagi i zaangażowania, masę, zupełnie masę energii a finalnie okazuje się, że chodzi o jakiegoś gnojka działającego z garażu, który zrobi przed sądem oczy kota ze Shreka i sędzia przybije mu niską szkodliwość. Trochę się czasem odechciewa - minimalnie znów spochmurniała, ale żeby nie pozwolić sobie samej zniszczyć do końca dobrego dziś przecież humoru, zagryzła to szybko kawałkiem jakieś przekąski i zalała kilkoma łykami piwa.
- Na straszną marudę chyba wychodzę, co?
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Hej, hej, hej!; Eve automatycznie uniosła obie dłonie, w tym jedną z piwem, w geście braku złych intencji. Nie miała w rękach broni, pod rękawem nie trzymała asa i z pewnością, ale to na sto procent nie zamierzała wrabiać pani detektyw w trójkąt z Gordonem. A jednak zrobiła minę, jakby faktycznie została na czymś przyłapana i nie opuszczając jeden ręki upiła łyk z pierwszej, bo przecież nie mogła być spragnionym „przestępcą”, którego wskazała policjantka.
- Co złego, to nie ja. – Wyrzekała się będąc grzecznym gościem. Siedziała, piła i niczego nie ukrywała. Przynajmniej w kwestii żartów o trójkącie. – Ale skoro już ktoś miałby być na doczepką, to Gordon. – Znów zbliżyła szyjkę butelki do warg uważnie obserwując reakcję Haynes. Eve nie miała problemów w mówieniu o swej seksualności oraz otwartości na kobiety. Nie chwaliła się tym i nie orzekała wszem i wobec, że większość związków miała z płcią piękną. Po prostu badała grunt, bo dla niej ktoś, kto miał z tym problem nie był nawet wart bycia jej znajomym. Ktoś, kto nie lubił jej za coś takiego od razu wskakiwał do worka niechęci, bo co to za moda, żeby oceniać ludzi tylko i wyłącznie na podstawie ich łóżkowych preferencji? Ludzie byli bardziej złożeni i mieli o wiele więcej do zaoferowania, czego niestety niektórzy nie dostrzegali mając klapki na oczach. Dlatego, jeżeli Haynes okaże się zniesmaczona dosłownością wypowiedzi Eve, to ta będzie musiała podziękować za kolację i kolejne piwo.
Słysząc o tabeli wyników wysoko uniosła brwi. Żarty żartami. Pośmiać się można, ale wszystko miało swoje granice i choć tabela z punktami była zabawna, to Paxton zaczęła obawiać się o policjantów. Nudzili się czy po prostu byli potencjalnymi hazardzistami?
- Jestem skromna, ale na siebie – stwierdziła śmiało, ale bez dumny mówiącej „Jestem lepsza od ciebie”. Eve nie była kimś, kto się przechwalał. Nie machała dyplomem przed nosem, nie chwaliła się wojskiem ani nie kazała stać nad sobą i wzdychać. Była skromna, ale w tym przypadku. – Ty w końcu musiałabyś odpuścić i tylko i wyłącznie ze względu na swego przełożonego. Ja nad sobą nikogo nie mam. Nikt by mi nie dał po dupie każąc się uspokoić na oczach wszystkich kolegów. Ty wreszcie musiałabyś to zrobić, bo – powiedz jeśli się mylę – ale słabo byłoby stracić sprawę z powodu dumy, prawda? – To był fakt. Wygrana nie zależałaby od faktycznej mentalnej siły przebicia a przez pozycje, na których się obie znajdowały. Eve była wykonawcą z zewnątrz i nie podlegała pod żadną wyższą instancję. Haynes nie miała już tak dobrze. Szef nad nią mógłby postawić warunek – albo się uspokoi albo straci sprawę lub co gorsza wysłałby ją na przymusowy urlop. W takim wypadku musiałaby się poddać. – Life is brutal. – Wzruszyła ramionami, bo nic na to nie mogła poradzić. W żaden sposób też nie dała do zrozumienia, że jakkolwiek uważała się za lepszą i w innych okolicznościach ciężko byłoby ocenić wygraną.
Znów napiła się piwa i nieco spoważniała podchodząc do prywatny Haynes z należytym szacunkiem.
Słyszała plotki, ale nie wsłuchiwała się w je, dlatego im więcej szczegółów do niej docierało tym wyżej unosiła brwi. Była zaskoczona i zarazem pod wrażeniem tego, że na pierwszy rzut oka Ever wydawała się pozbierać, a przecież minęły zaledwie dwa miesiące.
Właśnie, to tylko dwa miesiące.
Wszystko co widać na pierwszy rzut oka nie jest prawdziwe. Podpalenie, wiadomość o zdradzie i rozwód. To nie są rzeczy, z których człowiek otrząsa się po zjedzeniu kubełka lodów.
Wzięła głęboki wdech zamierzając coś powiedzieć, ale Haynes szybko zmieniła strony zamykając temat i zadając pytanie. Paxton szybko zrozumiała, co to oznaczało, ale też nie zamierzała całkowicie odpuszczać. Poczeka jeszcze do trzeciego piwa albo mocniejszego drinka (bo alkohol otwierał duszę, czy coś).
- Tak, urodziłam się tutaj i nadal mieszkam na rodzinnej farmie. Teren jest tak duży, że otworzyłam w nim ośrodek. – Z początku nie chciała wracać w rodzinne strony, ale kiedy nagle stworzyła w głowie plan na życie uznała, że warto wykorzystać przestrzeń i zorganizować na niej coś naprawdę dużego. Hala stojąca prawie po środku mówiła sama przez się. – Lubię otwartą przestrzeń. Wielkie miasta mnie nie przyciągają. Za dużo w nich.. wszystkiego. Być może to recepta na samotną śmierć po środku niczego otoczona stadem psów, ale o dziwo wcale się tego nie boję i nie wstydzę. – Inni mogli to uznać za wariactwo, ale ona naprawdę kochała psy bardziej od ludzi, dlatego stroniła od życia w wielkim mieście. Mogła do niego wyjechać, pobyć parę dni albo tygodni, ale nie wyobrażała siebie tam na stałe.
- Bardziej na kogoś, kto chciałby aby świat był bardziej sprawiedliwy. – A niestety nie był. – Dlatego odcinam się od spraw. Robię swoje, kończę, składam zeznania i zamykam temat. – Kiedyś była ciekawa dalszego ciągu, ale szybko okazało się, że efekt ją frustrował, więc postawiła na nieangażowanie się aż za bardzo. Jeżeli miała znaleźć zwłoki, to je odnajdywała i na tym koniec. Z całą resztą tak samo. Nie wnikała, nie czytała wiadomości i nie pytała policjantów, co dalej. Swoje zrobiła. – Ty też robisz swoje – stwierdziła wsuwając jedną nogę na kanapę nieco bardziej się rozgaszczając, dzięki czemu mogła usiąść nieco bardziej bokiem i przodem do rozmówczyni. – Wiesz o tym, czy trzeba ci przypominać? – zapytała zaczepnie i lekko się uśmiechnęła. – To co dzieje się dalej.. cóż, nie masz na to wpływu. – Nie zamierzała kłamać, pocieszać, że będzie lepiej albo to kwestia zmiany nastawienia. Nie. Człowiek mógł się starać, wyciskać z siebie ostatnie poty, ale ostatecznie gdzieś dalej w tej całej rozgrywce cała ta praca może pójść na marne. – Wiem, że ciężko to przyswoić. Sama nie zawsze stosuje się do tej zasady, ale warto spróbować. Choćby po to, żeby potem się nie denerwować albo nie obwiniać za decyzję sądu. – Jeszcze nie wyłapała, że przez podobne zdarzenia Haynes czuła bezsens swojej pracy. Sądziła raczej, że rozchodziło się o emocje i gniew na system niż samo stanowisko w wydziale narkotykowym.
Zerknęła na przystawki i zdecydowała się na koreczek. Skoro Ever się postarała, to pewnie takie przyrządziła (jedne z łatwiejszych przystawek, ale za to były bardzo wzięte).

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Ever również wzięła kolejny łyk ze swojej butelki, trochę jakby w lustrzanym odbiciu zachowania aktualnej towarzyszki. Przyjrzała się jej przez dłuższy moment, z odrobinę większym zainteresowaniem niż wcześniej. Pewnie było to w tym momencie na wyrost, ale odebrała akurat tą wypowiedź jako swego rodzaju, zupełnie niewinny flirt. A kto jak kto, ale akurat Ever takie wyzwania podejmowała nader chętnie.
- Potraktuję to jako swoisty komplement - uniosła do góry swoje piwo w geście jakby toastu. Cóż, kiedy masz w ręku stylowy kieliszek pełen szampana pewnie wygląda to odrobinę bardziej dostojnie, niż kiedy wykonanie tego gestu wieńczy butelka nie najdroższego, złotego trunku. Mimo to, musiała przyznać, naprawdę, nawet w najgłębszych zamiarach, nie celowała w to, że w trakcie pierwszego spotkania nagle zejdzie im na takie dosyć dwuznaczne tematy. Ale nie przecież, że było w tym cokolwiek złego. Ever nawet uśmiechnęła się teraz w odpowiednio... cwany sposób? Sama do końca nie wiedziała czemu, ale taki obrót spraw zaczynał się jej bardzo podobać.
Teraz to ona uniosła jedną rękę, jakby w geście kapitulacji. Właściwie to mogła tego tematu w ten sposób nie rozgrywać, dla samej pytanej było to pewnie odrobinę chociaż niezręczne. A akurat nie zależało jej na tym, by jej gość źle się u niej czuł.
- Spokojnie, nie gniewam się - zaśmiała się trochę, ale szczerze mówiąc wcale nie oczekiwała innej odpowiedzi. Faktycznie, jej pozycja w tym układzie była odrobinę gorsza. Eve była dochodzącym specjalistą, który - gdyby tylko kobiecie coś nie odpowiadało w warunkach wykonywanej pracy - mógł obrócić się na pięcie i wyjść. Kiedy jednak coś nie odpowiadało Everleigh i dała by temu upust w zbyt rozemocjowany sposób, skończyłoby się dywanikiem u każdego u kogo tylko można na dywaniku być. Dlatego też Ever przestała w ogóle chyba nawet chcieć konkurować w czymkolwiek, stąd też to aktualne zdrowsze podejście do ich relacji i dzisiejsze zaproszenie pewnie też.
- Też jestem stąd - podjęła temat. -Ale przez długie lata miałam wszystkim za złe, że uziemiają mnie w tej... w tej wsi - pozwoliła sobie na delikatne zaśmianie. Lorne Bay trudno uznać było za wieś w jej najbardziej idyllicznym znaczeniu, ale spokój, monotonia tego miejsca w przekonaniu Ever pakowały tą miejscowość właśnie do takiej szufladki. - Najpierw rodzice, potem Chris... A długo ciągnęło mnie do dużego miasta. Do tego stopnia, że miałam nawet szalony plan przenieść się do samego Sydney. Ale wiesz jak jest, im dalej w las, tym więcej drzew - rozłożyła ręce w geście bezradności. Oczywiście, że chodziło raczej o powodu do pozostania tutaj na miejscu, a nie niewiadomo co. - I zostałam. A teraz, z wiekiem, trochę doceniam spokój tego miejsca. Czy wyjeżdżam, czy wracam do Cairns, poza sytuacjami gdzie zdarza się wypadek, nie stoję w korkach. No pełen luksus - tym razem uśmiechnęła się, zadowolona z siebie. A słysząc o recepcie na samotną śmierć wśród stada psów, roześmiała się w głos. To była naprawdę wyjątkowo abstrakcyjna opcja na zakończenie własnego życia. - Widzisz, Ty masz chociaż gromadę tych wpatrzonych w ciebie mordek, ja doczekałam się tylko jednej - i śmiała się dalej. Gdyby ktoś teraz posłuchał ich z boku, pewnie pomyślałby że na tanie wino umówiły się dwie samotne matki, które teraz będą zupełnie bez końca prawić o swoich dzieciach. A chodziło przecież tylko o równie kochane stworzenia, czyli psy.
Na resztę, po prostu westchnęła.
- Masz mnie teraz pewnie za ostatnią marudę, co? Zwykle tak nie mam, po prostu wszystko co zwaliło mi się na głowę ostatnio, chyba w pewnych momentach mnie przerasta. I odreagowuję, narzekając właśnie na pracę - bo jak się nie ma życia prywatnego, to na co innego można narzekać?
Sama również skusiła się na jeden ze swoich wyrobów. Nie, żeby musiala przekonywać Eve że się nimi nie zatruje ( :lol: ). Zorientowała się, że jej piwo się już kończy. Został jej dosłownie łyk, może dwa na samym dnie. Kiwnęła prawie pustą butelką w stronę swojego dzisiejszego gościa, z odrobinę pytającym wyrazem twarzy. Nie będzie szła przecież tylko po jedną flaszkę!
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Ledwie na sekundę zmarszczyła brwi szybko myślami wracając do wspomnień z dawnych lat. Wiele z nich wyparła z pamięci. Młodość była jak zapomniany sen, którego pamiętała zaledwie urywki.
- Dziwne, że nie kojarzymy się ze szkoły. – Może coś było. Może mijały się na korytarzach a w stołówce siedziały przy stołach stojących obok siebie, ale nic istotnego związanego z Ever nie pukało w tył głowy przypominając o sobie. – Haynes to twoje panieńskie nazwisko? – Może to pozwoli Eve sobie przypomnieć? Z drugiej strony możliwe, że kobieta jeszcze nie zmieniła nazwiska. Niektóre nigdy tego nie robiły woląc pozostać przy tym uzyskanym od byłego męża. Paxton nawet nie starała się zrozumieć takiego zachowania, ale temat rozwodu był u Ever świeżą sprawą, więc nie zamierzała o to pytać. Chciała tylko wiedzieć, czy mogła znać kobietę pod innym nazwiskiem. Być może to nieistotne, ale wspólne powiązania, jak choćby szkoła, to dobry punkt zaczepienia do bliżej niż zawodowa relacji.
- O nie, jeszcze nie mam tej gromady. – Pokiwała palcem na znak, że kobieta się myliła i żeby nie brała jej za aż taką psią świruskę. Zrobiła to luźno i z uśmiechem, bo tak podchodziła do tej rozmowy. – Mam tylko dwa. – Musiała to zaznaczyć. Wiedziała, że wszyscy wokoło sądzili, iż miała w domu masę psów. Ku zaskoczeniu wielu prywatnie posiadała tylko Jello oraz Apollo. Pozostałe psiaki przebywały w specjalnej hali i były to czworonogi do tresury oraz przekazania dalej. Musiała dbać o swoją przestrzeń, czas i finanse. Kochała psy, ale otoczenie się ich gromadą przewidywałaby raczej na starość, żeby nie czuć się samotną. Nie wcześniej. Nie żeby już teraz nie czuła się samotna, ale miała jeszcze siłę, żeby jakoś sobie z tym radzić.
- Jeszcze raz mnie o to zapytaj a sama zacznę marudzić. – Pogroziła, bo w przeciągu zaledwie paru chwil Ever aż dwa razy zapytała, czy Paxton ma ją za marudę. – Od teraz to słowo zakazane. Jeżeli go użyjesz, to będziesz musiała zabrać Gordona na kolację. – Wyzwanie przyjęte?
Zamierzała jeszcze coś wtrącić, ale wtedy Haynes wstała sugestywnie patrząc na trzymaną przez Eve butelkę, na którą sama zerknęła. Zdziwiła się, że już dopiła całe piwo. Szybko poszło, a przecież nie należała do tych co wlewają je w siebie w parę minut. Czy czas naprawdę tak szybko pędził?
- Musisz jeszcze coś o mnie wiedzieć. Rzadko się upijam. – To ważna cecha i zarazem informacja, jeżeli z jednego spotkania spłodzi się parę na przyszłość. – Jedno lub dwa słabe piwa to mój limit. Praca.. cóż, jest jaka jest. Zawsze muszę być gotowa, bo w każdej chwili mogą po mnie zadzwonić. Nie żebym nie mogła odmówić. Mam do tego prawo, ale jestem pracoholiczką. – Dlatego nie odmawiała, tylko pakowała manatki i gnała do pracy. Taka już była i przywykła do ów stanu, na który wcale nie narzekała. Przyzwyczaiła się do braku stanu mocnego upojenia. Właściwie to lubiła świadomość posiadania kontroli, którą alkohol odbierał i to było coś, co niektórzy w niej lubili, bo zawsze mogła robić za kierowcę. – Ale mogę się skusić na więcej – stwierdziła uznając, że tym razem wyciszy telefon i zrobiła to tuż po tym jak wstała z kanapy. Wolnym krokiem powędrowała za Ever chcąc widzieć jej reakcję na kolejne słowa. – o ile nie zbyjesz mnie, kiedy zapytam co tak bardzo cię przytłacza. – „Wszystko co przerastało Ever” wcale nie musiało ograniczać się do pożaru i rozwodu. Owszem, to poważne problemy, które mocno ciążą na psychice, ale w tym wszystkim mogło być też coś jeszcze. Jeżeli nie, to Paxton z chęcią posłucha szczegółów na temat tych dramatów. Cóż, Haynes miała pełną jej uwagę.
Swobodnie oparła się o framugę między kuchnią a salonem i uważnie wpatrywała się w kobietę. Nie od razu przyłapała się na tym, że lustruje ją wzrokiem. Dopiero, kiedy towarzysza obróciła się przodem z kolejnymi trunkami, uniosła spojrzenie na twarz, z której starała się cokolwiek wyczytać.

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Nie wiedzieć czemu, w życiu Haynes nie ostało się specjalnie dużo osób z młodości. Wszelkie te znajomości się gdzieś po drodze zupełnie zatarły, zabierając ze sobą większość wspomnień. Przez chwilę próbowała przekopać się przez wszystko (a naprawdę nie było tego wiele), co pamięta z tamtego okresu ale Paxton nigdzie jej w tej historii nie śmignęła. Może i są w podobnym wieku, a samo Lorne Bay nigdy nie było żadną metropolią, ale czasem po prostu tak się to układało, że drogi danych osób nie zdążyły się przeciąć.
- Może i kojarzymy, ale jeszcze nie wiemy że kojarzymy - zaśmiała się lekko. Szkoła i lata w niej spedzone dają duże pole do popisu, by móc się później zatrzeć komuś we wspomnieniach. Wystarczyło być chudszym lub grubszym, bardziej lub mniej popularnym, nerdem albo gwiazdą korytarzy. Albo po prostu inaczej teraz nazywać się "po mężu". - Nie, to nazwisko, które przyjęłam przy ślubie i jakoś tak ze mną zostało. Moje panieńskie to Hattersley - była ciekawa czy może Eve uda się cokolwiek w tym momencie skojarzyć. Choć złapała się teraz też na tym, że pewnie powrót do nazwiska "po tatusiu" byłby też w trakcie rozwodu bardzo dobrym rozwiązaniem. Odciąć się od - szczęśliwie byłego już - męża całkowicie, na każdym możliwym polu. Zerwać jak plaster, raz a skutecznie. Tylko czy potem kombinowanie ze zmianą wszystkich dokumentów, dyplomów, pozwoleń, nadal nie byłoby rozdrapywaniem ran?
- Szczerze mówiąc, zawiodłam się - zrobiła teatralnie smutną minę, taką dziecięcą wręcz podkówkę. - Nie no, żartuję, ale wyobrażałam sobie ciebie raczej jak w tych familijnych filmach, że żyjesz sobie gdzieś na uboczu z całą psią ekipą, liczną tak że obstawiłyby w razie potrzeby cały zaprzęg - pytanie tylko po co komu takowy w Australii, gdzie chyba nikt nie widział śniegu, a na pewno nie w ilościach takich by biedne czworonogi miały cokolwiek więcej do roboty. Uśmiechnęła się lekko i aby nie palnąć większej głupoty, zajęła się przez chwilę popijaniem piwa. Ever zwykle naprawdę potrafiła się nienajgorzej i zachować, i odezwać, nie wiedziała w tym momencie czemu ślina przynosi jej na język akurat takie mądrości. Weź się Ever ogarnij.
- O nie, w takim razie nigdy więcej! Słowo skauta! - nawet jakoś dosyć pokracznie próbowała zrobić gest jakiegoś harcerskiego przyrzeczenia, ale że nigdy się w takiej grupie nie przyszło jej znaleźć, to pewnie wyglądało co najwyżej śmiesznie. Wyobraziła sobie w tym momencie sam moment zapraszania ich wspólnego kolegi na ową kolację... i aż ją otrząsnęło. Dosłownie. Aż gęsiej skórki dostała. - Naaaah, to straszne. To najgorszy odpowiednik słoika na złe słowa jaki słyszałam - zaśmiała się jednak. Musiała szybko pozbyć się wizji spędzania wspólnego wieczoru akurat z Gordonem. Na dodatek z jakimś romantycznym podtekstem. Brrr. Upiła kolejny łyk ze swojego piwa.
Spojrzała wyraźnie zainteresowana na Eve.
- A masz takie zamiary dzisiaj? - zapytała. Biorąc pod uwagę ich dzisiejszy nieskromny raczej zapasik było to wysoce prawdopodobne, ale kto tam mógł wiedzieć co się akurat dzieje w kobiecej głowie? - Wiesz, ja ogólnie też nie mam specjalnie do tego okazji. Czasem jakieś piwo, może dwa... - przerwała, słysząc że jej aktualna towarzyszka mówi dalej. Wcięła się jednak na moment: - Brzmi kusząco... - i się sama złapała na tym, że poczuła się przez tą jedną chwilę jakby flirtowały. Dziwne uczucie. Jakby naraz nie wiedziała czy chce więcej, czy czas wrócić na bezpieczne tory rozmowy. I chyba wybrała to drugie? - Zależy jak dużo chcesz wiedzieć? Albo raczej jak dużo masz wolnego czasu - siliła się w tym momencie na jakiś rzekomo niezobowiązujący żart, ale między Bogiem a prawdą gdzieś tam w środku siedziało w niej teraz całkiem dużo mniejszych lub większych zadr, które tkwią sobie takie nieruszane. Bo dobrze jest jak jest, nie?
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- To ty jesteś Big Sley? – Kojarzyła to przezwisko albo przydomek. Sama nie wiedziała na jakiej zasadzie funkcjonowało ów określenie. Słyszała je w szkole. Parę osób rzucało „Sley to” albo „Sley tamto”, ale rzadko kiedy Eve miała okazję przypisać to do konkretnej twarzy. Dziewczyna była od niej starsza. Tak, na pewno była rocznikowo wyżej, bo starszaki rzadko kiedy bujały się z młodszymi, a potem.. cóż, potem zginęła siostra Paxton, która po tym wydarzeniu miała już wszystko w dupie. Nie interesowali ją znajomi ani wyczyny niejakiej Big Sley. Możliwe, że tamta nawet do niej podeszła. Może była na pogrzebie albo równie smutnym wzrokiem patrzyła na Paxton, kiedy ta przechodziła szkolnym korytarzem. Niestety tamten okres życia był dla Eve jak widmo, którego wcale nie widziała. Jak życie przez mgłę, które wcale się nie wydarzyło. Było i przeminęło. Pstryk i koniec. Zero wspomnień, prócz przytłaczającego uczucia straty i beznadziei.
- Co za cliche. Jesteś okropna, wiesz? – Zaśmiała się słysząc to jak Ever postrzegała życie Paxton wśród psów. – Uważaj, bo zacznę rzucać stereotypami na temat glin. – ostrzegła ją wciąż z szerokim uśmiechem i nawet prychnęła rozbawiona, bo przecież to były tylko żarty. Takie żarty, które lubiła przeciągać i wykorzystywać je do droczenia się. Tak sobie radziła z samą sobą; wiele rzeczy obracała w żart i z miłą chęcią przyjmowała to samo od innych.
- Lepiej się pilnuj. – Wycelowała palec w kobietę dając do zrozumienia, że będzie weryfikować wypowiedzenie słowa „maruda” i wyciągnie z tego konsekwencje choćby miała powiedzieć Gordonowi prawdę (że to ustawka a nie prawdziwa randka). Z drugiej strony prędzej sama by na nią poszła z Ever niż pozwoliłaby facetowi odebrać całą przyjemność. To byłby dobry twist, ale raczej mało realny. Pracowały razem i choć Paxton miała tendencję do flirtowania, co teraz również jawnie robiła, jakiś głosik z tyłu głowy przypominał jej o zawodowym profesjonalizmie. Oh, gdyby tylko spotkała Haynes w barze (bez znajomości w pracy), to od razu wzięłaby ją w obroty, bo – tak – Eve bywała podrywaczką.
- Zacznijmy od podstaw. Podobno tak jest najlepiej. – Dopiero, gdy kobieta podeszła z dwiema szklankami wypełnionymi whisky z colą (gdzie jak podejrzewała było więcej whisky), przestała wpatrywać się w nią w ten charakterystyczny sposób, jak to robiły osoby sugerujące, że kogoś sobie wypatrzyły. Że to będzie podryw wieczoru albo że po prostu było na co popatrzeć. – Ale chyba powinnam dać ci coś w zamian, co? – zapytała umyślnie nie od razu odbierając od niej szklankę. Zmusiła kobietę do zatrzymania się obok i czekania, aż jedno ze szkieł przejmie Paxton. – Powiedziałaś mi trochę o swoim szajsie, więc fair byłoby opowiedzieć o swoim. – Coś za coś i choć Eve nie należała do wylewnych osób, to znała społeczne zasady. Czasami też miewała przebłyski otwartości; tej drobnej chęci podzielenia się swoimi życiowymi tragediami, jakby to cokolwiek mogło zmienić.
Wreszcie odebrała szklankę i wzrok od Haynes przechodząc z powrotem na kanapę, na której znów się rozsiadła.
- Uwaga, bo to będzie mocne – zapowiedziała od razu i nim wyrzuciła z siebie kolejne słowa upiła trzy duże łyki mocniejszego trunku. Właśnie zdecydowała. Upije się dzisiaj. Mniej lub bardziej, ale to zrobi i nie przyjmie żadnego zlecenia na robotę. – W wojsku – Właśnie przyznała się, że była w armii. – również byłam przewodniczą psa. Mój oddział w Afganistanie odpowiadał za oczyszczenie drogi innym. Byliśmy jak mięso armatnie na pierwszej linii frontu. Pozbywaliśmy się potencjalnych zagrożeń, wrogich jednostek, min i bomb. – Do dwóch ostatnich potrzebny był pies, którego wyszkoliła do wyczuwania materiałów wybuchowych, czego – jak sądziła – nie musiała tłumaczyć Everleigh. – Pewnego dnia tuż przed nami pojawił się dzieciak. Mały smark, który wyglądał tak jakby wybiegł za piłką. To cholerstwo mnie zmyliło. Do tej pory nie rozumiem czemu. Scout – mój pies - nigdy nie wybiegły do piłki tak po prostu, ale wtedy.. – Czuła, że niepotrzebnie się tłumaczyć. Spieprzyła sprawę i płaciła za to ogromem poczucia winy. – Scout pobiegł w stronę tego dzieciaka a koledzy z oddziału oszaleli na widok prowizorycznej piłki. Chcieli pograć z tym małym. Chyba wszystkim nam odwaliło, bo przecież byliśmy na wrogim terytorium. – Z pozoru czystym i bezpiecznym, co parę godzin wcześniej potwierdzili przez intercom. – Coś mi nie grało i nagle zrozumiałam, że Scout wcale nie biegnie do piłki. Ten dzieciak miał na sobie masę ładunku. Wybuch był tak ogromny, że.. – Wzięła głęboki wdech i zaraz po nim opróżniła szklankę do końca. Szybko poszło. – Zginęli wszyscy oprócz mnie. – Finito. Koniec. Kurwa – to był koniec. – Ta wojna była cholernie popieprzona – stwierdziła patrząc na dno szklanki, a potem uniosła wzrok na Ever, której właśnie przekazała kawałek siebie. Uznała, że tak będzie fair skoro Haynes opowiedziała o rozwodzie, zdradzie i pożarze. – To jedna z rzeczy, która mnie przerasta; to ogromne poczucie winy. – Wina za to, że ona żyła a oni nie. – Zachęciłam cię do zdradzenia, co przytłacza ciebie? – zapytała z delikatnym uśmiechem, jakby poprzednie wyznanie nie zrobiło na niej wrażenia. Zrobiło, ale nie była osobą, która pragnęła czuć na sobie całą uwagę. Chciała się zrekompensować i zarazem w prosty sposób pokazać, że skoro ona wyznała coś takiego Ever, to kobieta mogła również okazać ze uczucia. Nie musiała się bać oceny albo uznania, że była słaba; nie przy Paxton.

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Można śmiało powiedzieć, że teatralna mina, która teraz zdobiła jej twarz, powstała w niewymuszony sposób, a Ever po prostu realnie się zapowietrzyła.
- O Jezu, nie. Nie wierzę, że ktoś to pamięta - ukryła na moment twarz w dłoniach, jakby w ten sposób mogła wymazać z pamięci swojej aktualnej towarzyszki wspomnienie akurat jej osoby, na dodatek w ogólniaku. W tamtym czasie szefowanie pomponiarom dawało oczekiwany efekt w postaci zainteresowania całej szkoły jej osobą, turbopopularności i tytułu królowej balu. Z biegiem czasu jednak, tym bardziej kiedy piastowało się tak poważne stanowisko jak Haynes, wyglądało to po prostu dziwacznie i sama Ever po prostu do tego nie wracała. Nawet zdjęcia z rocznika pokazywała niespecjalnie chętnie.
Cudownym ratunkiem okazała się zmiana tematu. Eve i jej życie były zdecydowanie ciekawszymi wątkami.
- Wiem, przepraszam. To po prostu było silniejsze ode mnie - z drugiej strony pewnie mogła ten temat przemilczeć, zmienić go, albo po prostu pewne rzeczy pominąć. Eve jednak tak skutecznie skracała dystans między nimi, że Ever już teraz czuła się tak, jakby spędzała wieczór w towarzystwie co najmniej najbliższej koleżanki. Upiła kolejny łyk ze swojego szkła. Naprawdę zapowiadał się cudowny wieczór. - Dawaj. Idę o zakład, że naprawdę wiele z nich się sprawdzi - nawet lekko uderzyła się otwartą dłonią w klatkę piersiową. No dobra, może nie aż tak lekko, bo spowodowało to rozpięcie się jednego z guzików jej bluzki. W pokraczny sposób zaczęła go zapinać, nie odstawiając z ręki swojego drinka, przez co oczywiście dodatkowo się odrobinę polała. Westchnęła sobie z lekką rezygnacją i mruknęła pod nosem: - Walić to - po czym jednak rozpromieniła się jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i wróciła do tematu:
- Będę! - co więcej naprawdę miała zamiar pilnować się z używaniem pewnego zakazanego słowa. Pewnie w tym momencie siliła by się na jakieś dodatkowe żarciki, ale zupełnie zasłuchała się w historii opowiadanej przez Paxton. Wyglądała jej na typ takiej totalnej twardzielki, jednej z tych kobiet co to - parafrazując dowcip - nie jedzą miodu, tylko żują pszczoły. Ale nie spodziewała się chyba czegoś AŻ TAK mocnego. Podziwiała wszystkich, którzy mieli za sobą służbę w armii. A tych po misjach zagranicznych to chyba nawet podwójnie. Wcięła się jej jedynie mówiąc krótko:
- Mój brat był... jest w armii. Mam względny ogląd na to jakie to gówno - i słuchała sobi dalej. Kiedy Eve skończyła, na moment w pomieszczeniu zapadła z lekka niezręczna cisza. Zwykle wygadana Everleigh nie wiedziała zupełnie co powiedzieć. Czy cokolwiek powiedzieć w ogóle. Czymże były jej problemy przy tym, o czym opowiadała jej aktualna towarzyszka? Wstyd w ogóle zaczynać temat. No ale przecież nie mogła zamilknąć, prawda?
- Przepraszam... nie wiem jak się zachować w takich chwilach. Mam ochotę cię przytulić, tak mocno, jakby miało to wystarczyć na całe życie - uśmiechnęła się delikatnie, naprawdę nie chciała palnąć w tym momencie nic durnego, a akurat w tym bywała dobra. Ciężko u Haynes było czasem z wyczuciem. Upiła łyk ze swojego drinka i nadal poważnie, rzuciła:
- Nie wiem czy się w ogóle odzywać. Z tym przytłaczaniem. Po twoich przejściach ja i tak wyglądam jak rozkapryszona nastolatka, której rodzice kupili niewłaściwą parę jeansów - wzruszyła odrobinę ramionami i dopiero teraz dołączyła do Paxton na kanapie. Zajęła miejsce bliżej niej niż wcześniej. Po prostu gdzieś wewnętrznie czuła, że takich historii nie opowiada się dziewczynie, która siada w najbardziej odległym od ciebie miejscu.
słoik
maruda
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Na co czekasz? – Otworzyła ramiona, jakby była gotowa na wspomniane przytulenie, ale szybko machnęła ręką na znak, że to niepotrzebne i że Ever nie musiała się przejmować swymi słowami. Nie oczekiwała pocieszenia, wielkich refleksji albo zagłębiania się w głąb siebie. Podzieliła się jednym ze swoich przeżyć, bo uważała to za odpowiednie odbicie piłeczki. Poza tym, chciała to zrobić. Nie zawsze jej się to zdarzało. Najczęściej wszystko w sobie tłumiła, kryjąc za ścianą mniej lub bardziej zabawnych żartów. Gotowość do otwarcia się przed kimś była u niej rzadkim elementem lub pojawiającym się dopiero później. Z jakiegoś jednak powodu po wspólnych wojażach z Ever oraz początkowej wspólnej niechęci uznała, że da jej kawałek siebie. Nieduży, ale to zawsze coś.
- Hej, hej, hej – Musiała podkreślić, że kolejne słowa Haynes jej się nie podobały i jednocześnie przysunęła się bliżej bez namysłu sięgając po jej wolną dłoń. Tym gestem chciała zwrócić na siebie całą uwagę Ever. – Nie można oceniać innych przez pryzmat własnego życia. – Przynajmniej ona tego nie robiła. Gdyby tak było, to wszystkich uważałaby za cieniasów a siebie za boginię wytrzymałości. – To co przeżyłam jest moje a twoje.. cóż, jest twoje – unikatowe. – Wyjątkowe same w sobie, bo nikt nie mógłby zdublować emocji Everleigh. – To okropne co mi się przydarzyło i równie okropne jest to, co przytrafiło się tobie. – Nie ważyła obu przeżyć i nie sprawdzała, które było gorsze, bo nie na tym polegało życie. Nie zamierzała się porównywać albo kozaczyć mówiąc „Co to nie ona”. – Wcale nie uważam, że jesteś rozkapryszoną nastolatką, bo sama nie wiem co bym zrobiła, gdyby kochanka mojego męża spaliła dom, w którym prawie umarłam. – Wiedziała, że to ostre słowa, ale czy nie taka była prawda? Czy nie to przydarzyło się Ever? – Wszystko co dzieje się człowiekowi i jakie przez to przeżywa emocje nie podlega ocenie „słabe lub mocne”. – Warte świeczki lub nie. Gorsze lub lepsze od mojego. – Tylko ktoś naprawdę chujowy stwierdziłby, że to co ci się przydarzyło jest marne a ja – wybacz, może cię zaskoczę – ale nie jestem chujowa. – Wcale się też nie przechwalała. Była skromna, ale musiała jakoś przemówić do kobiety, której chciała dać do zrozumienia, że przy niej mogła czuć się swobodnie. Że każde jej przeżycie Eve brała na poważnie i z pełną dozą powagi wobec emocji, które przy tym towarzyszyły Haynes.
Puściła dłoń kobiety pozwalając aby znów cisza wdarła się między nie.
- Dałam ci popalić, co? Prawie jak surowa nauczycielka. – Nie mogło obyć się bez żartobliwego komentarza, który skwitowała krótkim śmiechem. – Wybacz, ale po prostu nie chcę abyś myślała o sobie w ten sposób. – Jak o wspomnianej przez Ever „rozkapryszonej nastolatce”. – Jeju – wbiła spojrzenie w przygotowanej przez Haynes mieszanki, której spora część już ubyła. – robisz mocne drinki. – Znów się zaśmiała zrzucając wszystko na zwiększoną dawkę procentów (ot, w razie gdyby jednak okazało się, że za mocno „wsiadła” na Ever). Nie chciała tego robić. Nie w tak dosłowny sposób, ale czasami – cóż – nie było innego wyjścia.

everleigh haynes
policyjna detektyw — w wydziale narkotykowym
35 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Detektyw wydziału narkotykowego, sprawiedliwie dzieląca swoje siły na walkę z przestępcami, budowanie swojego nowego związku z Eve i próby nie zamordowania swojego byłego męża, Chrisa.
+ Eve Paxton

Mimo tego, że Eve machnęła na jej propozycję ręką, odłożyła gdzieś na bok swojego drinka (a właściwie szklankę wypełnioną czystym alkoholem, ale nikt w to pewnie nie wnika) i poderwała się trochę, by przytulić swoją towarzyszkę. Nie, że jakoś tak super nachalnie, ale raczej delikatnie, i gdyby tylko wyczuła, że Paxton jest z tą swojego rodzaju czułością nie po drodze, od razu by odpuściła. Odsunęła się jednak w końcu i z tą charakterystyczną dla siebie pewnością siebie, rzuciła trochę zadziornie:
- Nie ma za co - i nawet się trochę roześmiała. Eve chyba jeszcze nie przyszło jej poznać z tej strony, a te piwa i późniejsze drinki, tylko ją do tego odpowiednio podburzały. Szybko jednak spoważniała i pozwoliła Paxton mówić. Nie wiedzieć czemu, ale poczuła w pewnej chwili, że one się znają od zawsze. I gdzieś na trochę jej ta Eve zniknęła z radaru, a teraz wraca po to, by ją po tym całym wątpliwej jakości spektaklu w wykonaniu Chrisa, pozbierać. Westchnęła więc i w odpowiedzi zaczęła mówić:
- Tylko się ze mnie nie śmiej! - zaznaczyła udając surowo i nawet palec uniosła w górę, jak jakaś surowa nauczycielka. - Wiesz jaki jest ze mną problem? Wychowałam się w domu, gdzie to facet miał być tym silnym, dzielnym, realizującym się, a kobieta to właściwie ładny dodatkiem do męża, chudym, zgrabnym i takim, żeby mógł się chwalić przed kolegami - zawiesiła się na chwilę. Strach przyznać, ale jako nastolatka bardzo jej to na swój sposób pasowało. Miała prześliczną buzię, ciało bogini, długie nogi, idealne cycki. Nie było faceta, który by się za nią nie obejrzał. Była też najpopularniejszą babką w szkole, każdy chciał ją znać, to od jej widzimisię zależało kto jest lubiany, a kto nie. A potem? Potem bajka się skończyła. - I, ojej. Kiedy byłam gówniarą, ja się w tym dobrze czułam. Wiesz, w tym że to, że jestem wyznacza to jak wyglądam. Kto mnie chce. Jakie zamieszanie generuje to, że w ogóle gdziekolwiek jestem. Całą szkołę się tym karmiłam, to robiło mi dobrze - jeśli wiesz o co chodzi. Dzięki temu miałam dobre oceny, dzięki temu miałam Chrisa - zawiesiła się, tym razem żeby wziąć większy łyk swojego drinka. Na tyle większy, że prawie wyzerowała zawartość szklanki. Ale między Bogiem a prawdą to chyba nigdy wcześniej się przed nikim tak nie otwierała. Bo niby przed kim? Matce by się miała w rękaw wypłakiwać? Dzięki, postoi. - Potem pewnie dzięki temu dostałam tą popieprzoną robotę i dzięki temu zostałam żoną tej gnidy. Znaczy Chrisa. Wszystko było cudownie. Aż do dnia tego pieprzonego pożaru. Nie dość, że fizycznie i w takim rodzinnym znaczeniu straciłam MÓJ DOM, to nagle się okazało, że już nie jestem tą najpopularniejszą dziewczyną w szkole. Że jakaś gówniara, że wystarczyło żeby jakaś blondyna, która ledwo pocałowała swój dowód osobisty, bardziej zaświeciła przed MOIM mężem cyckami czy dupą i już nie byłam numerem jeden. - dopiła do zupełnego cna swojego drinka, odstawiła go na stół i wróciła do poprzedniej pozycji. Znowu na chwilę przerwała, ale teraz chyba wyłącznie po to, by zebrać się w sobie. Nie rozpłakać, nie rozlecieć. - Kurde. To tak jakbym w jednej chwili straciła wszystko co mam. Materialnie, męża, siebie. Poczucie własnej wartości. Zupełnie wszystko. Wyzerowane. A teraz jeszcze w robocie jest taka jazda, że mam wrażenie że wpadam tak jak duch, jakby tylko szło tam opakowanie składające się z mojego ciała, bo nie mam czasu się w sobie zebrać i naładować na tyle, by z powrotem zebrać się do kupy. - klasnęła bezgłośnie w ręce.
- To tyle. Cudowna historia życia cudownej Big Sley - raczej smutna, ale nie czuła się na miejscu, by teraz to oceniać.
słoik
maruda
ODPOWIEDZ