animatorka społeczna — dom kultury
28 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
animatorka społeczna poszukująca swojego miejsca na ziemi
Codzienność potrafiła być przytłaczająca, wręcz dusząca, kiedy człowiek docierał do punktu, w którym popadał w rutynę. Flavia wiele lat walczyła o stabilizację, o to, aby każdego dnia nie budzić się z obawą o rachunki, co zje na obiad, jak kupi bilet miesięczny. Bywały miesiące, lata, gdy poranki oznaczały powrót do walki, nie tylko o kilka dolarów, ale też o własne zdrowie, na którym podupadała ze względu na zbyt mało jedzenia, zbyt wiele obowiązków. Marzyła, aby rano budzić się, pić kawę z własnego ekspresu, oglądać wschód słońca przez okno. Może nie udało jej się osiągnąć momentu, kiedy robiła to z własnego domu, lecz z mieszkania już tak. Takiego na kredyt, do którego była przywiązana na kolejnych dwadzieścia lat, ale to nie było istotne, najważniejsze było, że miała jakąś poduszkę finansową, która pozwalała na spokój. A jednak czuła pustkę.
Samotność była przytłaczająca, a brak drugiej osoby u boku potrafił naprawdę mocno dać w kość. Afirmowała sobie, że jest dobrze, a miłość do samej siebie wystarczy, lecz czasem to było za mało, a Flavia tęskniła za czyimiś dłońmi na swoim ciele. I nie, żeby nie miała tego na co dzień, problemem nie było znalezienia osoby, z którą spędzi noc, uprawiając dużo seksu. Problemem było znalezienie dłoni, które z czułością sunęłyby po jej ciele i dawały rozkosz nie tylko fizyczną, ale również emocjonalną. Trzeba przyznać, że Flavia borykała się z naprawdę mocnym syndromem odrzucenia i nie bardzo wiedziała, jak sobie z nim poradzić.
Ale wiedziała, jak go zagłuszyć.
Po pracy na moment wróciła do mieszkania, w którym szybko wzięła prysznic i ubrała się w jedną z sukienek, które ostatnio kupiła. Posiadała cały rytuał, jaki przeprowadzała przed wyjściem na miasto w poszukiwaniu potencjalnego chętnego na tę noc. Tym razem nie było inaczej, drogie perfumy, ale wygodne buty, trochę pomadki na usta i różu na policzki, rozpuszczone włosy. Tak też weszła do baru, zamówiła drinka i ruszyła do stolika na antresoli, z którego miała idealny widok. Zazwyczaj mężczyźni sami do niej podchodzili, z tym że dziś… było inaczej. Jej wzrok przykuł jeden z mężczyzn, który wydawał się równie zagubiony w życiu, co ona sama. Nie miała pojęcia, dlaczego właśnie takie skojarzenie pojawiło się w jej głowie, lecz Flavia rzadko kiedy kwestionowała to, co przynosił jej umysł. Zamiast tego czekała, zerkała i obserwowała. Jak można się jednak domyślić, także obserwacja ją wkrótce znudziła, a Halberg wstała ze swojego miejsca i dosiadła się do mężczyzny, samotnie siedzącego przy jednym ze stolików. — Powiedz słowo, a sobie pójdę — nie było sensu zmuszać nikogo do kontaktu, ale może? Może miał chcieć poświęcić jej parę chwil i kilka słów? — Jeśli jednak mogę zostać to… ostatnio czytałam to grze, w której mówi się prawdę za prawdę. Mogę ci więc powiedzieć, że niesamowicie denerwuje mnie cała otoczka poznawania ludzi, to udawania kogoś, kim się nie jest i sztuczne budowanie zawstydzenia, byle druga osoba nie pomyślała o nas czegoś nieprzyzwoitego — bardzo trudno było jej przypomnieć sobie ostatni raz, gdy była aż tak rozgadana. Czy to wina nowego drinka, którego zamówiła, samotności, a może mężczyzny siedzącego naprzeciwko niej — nie wiedziała. Działała jednak pod wpływem impulsu i dawała sytuacji płynąć własnym rytmem.

Ephraim Burnett
powitalny kokos
hangover
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
twenty three
flavia & ephraim
Od śmierci Nate’a minął niecały tydzień, od pogrzebu niespełna dwadzieścia cztery godziny i Ephraim zdecydowanie nie miał siły na to, aby normalnie funkcjonować. Przecież jeszcze nie przeszedł z tym do porządku dziennego — wypieranie ze świadomości zdarzeń prowadzących do salwy honorowej i rzucenia grudki ziemi na trumnę aktualnie przychodziło mu z zaskakującą lekkością. I to pomimo spotkania z Josephine. Bo i jak mógł się tak łatwo pogodzić z faktem, że przyjaciel, który towarzyszył mu we wszystkim od lat dziecięcych, po prostu już nie istniał? Nie mieli już rozmawiać, śmiać się, dyskutować zażarcie o stanie Sił Zbrojnych oraz ich ukochanej marynarki wojennej. Nie mieli walczyć już ramię w ramię i nie mieli wypływać, obserwując własne statki na horyzoncie. Nie mieli patrzeć na swoje dorastające dzieci, a Teresa nie miała mieć już ojca chrzestnego, który rozpieszczałby ją przy każdym spotkaniu kolejnymi prezentami oraz falami czułości. Już tego nie było i nie miało być. Pozostało jedynie puste miejsce i żal. Tęsknota, rozgoryczenie i brak spełnienia. W końcu im wszystkim miało go brakować — dzieciom ojca, żonie męża, siostrze brata, przyjacielowi przyjaciela… To, co się działo, było niczym lawina zdarzeń nie do powstrzymania, a Ephraim nie mógł zrobić nic, aby ochronić przed nimi tych, których kochał.
Wciąż poruszony pogrzebem z dnia poprzedniego sam nie wiedział, jak przetrwał spotkanie z nauczycielką Teresy o problemach córki w szkole, a później również całą rozmowę z Leonie na ten temat. Jego umysł musiał uciec w formalność, surowość i analityczność, aby nie czuć się zbytecznie przytłoczonym. Inaczej nie był w stanie racjonalnie tego wyjaśnić, a przecież kapitan nie należał do ludzi małej wiary. Na szczęście — lub też nie — gdy usłyszał, że to Turner miała odebrać córkę od teściowej, wrócił do domu i szybko stwierdził, że nie zamierzał siedzieć przez cały wieczór samotnie. A przynajmniej nie samotnie w czterech ścianach domu, który kiedyś był tym rodzinnym. Aktualnie stał zaś pusty i Ephraim nie mógł znieść ciszy, jaka w nim panowała. Zostawił więc auto w garażu i po prostu… Ruszył przed siebie, niekoniecznie znając cel podróży. Szedł zwyczajnie przed siebie, czując, że właśnie tego też potrzebował. Na szczęście wieczorami temperatura opadała, a dłuższy spacer był przyjemnością, nie zaś wyjątkowo ciężką przeprawą przez upał i duchotę. Oceaniczny wiatr zawiewał od wschodu, wprowadzając dodatkowe odświeżenie i chociaż spacerujący w garniturze mężczyzna nie przypominał ubranych w zwiewne stroje turystów, nie wydawał się równocześnie tym przejmować. Tak samo jak nie przejmował się faktem zbłądzenia do jednego z barów znajdujących się w Lorne Bay. Poczuł ochotę na chwilę kontemplacji nad aktualną sytuacją — lub po prostu pozwolenie na swobodną emisję myśli, które bombardowały jego umysł — ze szklanką alkoholu w dłoni. Nie zamierzał się upijać, nie zamierzał siedzieć tam długo. Wziął podwójną szkocką i skierował się do jednego z nielicznych, wolnych stolików, które znajdowały się niedaleko wyjścia. Pchanie się w głąb nie wydawało się dobrym pomysłem, a zresztą kapitan nie lubił tłumów.
Nawet nie zauważył, że ktoś go obserwował. Zresztą kto by miał to robić i po co? Ephraim przyszedł wszak sam, ale nie szukał towarzystwa. Nie wydawał się zresztą epatować pewnego rodzaju na to chęcią. Pogrążony we własnych rozmyślaniach, zdawał się nie dostrzegać otaczających go ludzi, a wzrok — spod marsowego czoła — wbity był w napój. Chwilę więc mu zajęło zrozumienie, co się wydarzyło, gdy zaczęła się przy nim kręcić jakaś osoba i wcale nie zamierzała wślizgnąć się na miejsce do sąsiedniego stolika. Krzesło odsunęło się przy nim, a mężczyzna z brodą wciąż opartą na dłoni obserwował, jak nieznajoma dziewczyna usiadła naprzeciwko niego. I mówiła do niego. Zdecydowanie pasowała do barowej klienteli, która była tam z innego powodu niż Burnett — nie znajdowała się tam dla smutku oraz do zebrania ponurych myśli. Chciała się bawić, chciała kogoś poznać, chciała zdecydowanie czegoś innego od tej nocy niż on sam. Bo szczerze wątpił, iż kontemplujący śmierć przyjaciela mężczyzna był kimś, kto miał być dla niej odpowiedni. Przy okazji… - Nie jesteś trochę za młoda? - odezwał się i mimo że w barze panował szaszor, a Ephraim nie mówił specjalnie głośno, wiedział, że usłyszała. Głębszy tembr głosu dobrze radził sobie z otaczającymi ich rozpraszaczami. Jego słowa nie były przytykiem. Równie dobrze mógłby powiedzieć, że sam był dla niej za stary. W końcu nie było nowością, że młodsze kobiety lubiły towarzystwo starszych od siebie mężczyzn i dobrze o tym wiedział, ale on tego nie potrzebował. Co prawda nie nosił obrączki już od paru miesięcy, co niejako mogło sugerować coś, jednak to nie dlatego się jej pozbył... A dziewczyna przed nim... Gdy siadała, miał chwilę na to, aby się jej przyjrzeć. W końcu pomimo makijażu widział jej młodą twarz, błyszczące oczy, a ciało nawet bez większej obserwacji miała nieokraszone wiekiem. Nie chciał zgadywać, ile dokładnie lat miała, ale nie sądziła, że była za młoda na jego towarzystwo? W Moonlight kręciła się tego wieczoru całkiem przystępna grupa młodszych mężczyzn, jej rówieśników zapewne, którzy mogli ją zainteresować i na pewno byli dla niej zdecydowanie lepszym towarzystwem od niego. Ephraim dość łatwo znalazł kilku spojrzeniem, którego wcale nie ukrywał przed dziewczyną. Niejako sugerował jej, że wśród nich mógł być ktoś, kto by się jej spodobał. Zdecydowanie nie grał przed nią, kimś, kim nie był w tym przypadku. W końcu… Prawda za prawdę?
flavia p. halberg
easter bunny
chubby dumpling
animatorka społeczna — dom kultury
28 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
animatorka społeczna poszukująca swojego miejsca na ziemi
Flavia przez całe lata samej sobie kreowała świat, w którym wcale nie potrzebuje miłości, jest całkowicie samodzielna i niezależna. Wmawiała sobie, że bycie samotną jest lepsze, niż bycie zranioną. Uwierzyła na pewnym etapie, że miłość generuje wyłącznie problemy i cierpienie, że nicość w sercu jest lepsza od bólu, jątrzącej się rany bez perspektyw na zostanie zaleczoną. Uznała to wszystko za prawdę absolutną i jedyną, taką, która może być albo wypita z mlekiem matki, albo wpojona bardzo boleśnie, na przestrzeni wielu lat bólu i cierpień. Nie była to oczywiście prawda, a wyłącznie bariera ochronna, mur, który starannie dookoła siebie wybudowała. Gdzieś w środku łkała, błagając o choć odrobinę ciepła, której nie otrzymywała od lat, chciała być dla kogoś w końcu ważna, skoro w świecie do tej pory nie znalazła ani jednej osoby mogącej ją w ten sposób postrzegać. Nie było to proste, było za to bolesne i łamiące serce, dlatego też w końcu wzięła sobie mocno do serca bronienie się. Za wszelką cenę, z całych sił, choćby ceną była samotność, równie mocno wyniszczająca, co miłość bez spełnienia. Trudno było jej powiedzieć na ten moment, co było gorsze, choć gdzieś w środku przeczuwała, że zapętlona we własną siatkę niechęci do zbliżeń emocjonalnych w końcu się złamie, ale z jej serca nie będzie już co zbierać.
Stąd też brało się jej poszukiwanie czegokolwiek w przelotnych znajomościach, tych na jedną noc, które kończyły się wraz z nadejściem świtu. Taką znajomością miała być też ta, nawiązana z mężczyzną siedzącym przed nią. Nigdy nie uważała znalezienia sobie kogoś za jakieś zadanie, samą w sobie ekscytującą grę. Gdy ktoś wyraźnie nie był zainteresowany — odpuszczała i szukała kogoś innego, kto byłby chętny. Zdawała sobie sprawę, że wiele osób znacznie bardziej pociągał sam proces niż to, co działo się już po znalezieniu takiej osoby, lecz Flavia do nich nie należała. Liczyło się znalezienie w jej bądź jego łóżku, zapomnienie na tych parę chwil o czymkolwiek innym, co nie było pieszczotą niesioną przez ciepłe i silne palce, uniesienie nad krawędź, z której się potem spadało.
Liczyła, że mężczyzna siedzący przed nią jej to da, może potrzebuje podobnych doznań równie mocno co Flavia? W oczach jego widziała ten sam smutek, który patrzył na nią samą codziennie z lustra. W głowie czaiła się jej myśl, kto go skrzywdził, kto zadał mu ten śmiertelny dla emocjonalnej części serca cios? Nie pytała jednak, to nie była jej sprawa i zawsze denerwowała się natrafiając na mężczyzn uważających, że wypowiedzenie smutku przed seksem cokolwiek naprawi. Nic nie naprawiało, a wyłącznie udawała orgazm i znikała w ciemności nocy, nie chcąc rano budzić się obok kogoś, kto nie spełnił przewidzianego przez nią zadania.
Za młoda na co? — nie poszedł za jej propozycją wyraźnie, a Flavia nie była pewna, dokąd miało doprowadzić jego pytanie, jakiej odpowiedzi oczekiwał. Zdawała sobie sprawę, że nie wyglądała jak ktoś, kto ma stałą posadę w banku i jest słomianą wdową na tych kilka tygodni delegacji męża, ale za młoda? Uniosła nieznacznie brew ku górze, w wyrazie zainteresowania i lekkiej konsternacji. Co kryło się w tej głowie? Co próbowało jej przekazać to spojrzenie. Miała bardzo wiele niewiadomych i bała się, że nie przyjdzie jej zapoznać się z danymi, mogącymi pomóc rozwikłać tę zagadkę.

Ephraim Burnett
powitalny kokos
hangover
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Ephraim nie był wychowywany w domu, gdzie kultywowało się tak infantylne słowo jak miłość. Nie w idei, jaką znała ogólna część populacji. Burnettowie okazywali swoją najwyższą formę uczucia w postaci szacunku, lojalności oraz wytrwałości. Byli nie do zatrzymania, a odpowiedzialność jaką na siebie brali oraz opieka, jaką się nawzajem obdarzali, wybijała się w ich postawie dość jednoznacznie. Singleton nie było dużą miejscowością, ale wszyscy wiedzieli, gdy mieli do czynienia z członkiem najbogatszej rodziny w okolicy. I nie chodziło jedynie o ich odmienność w ubiorze i dbałość, jaką przykładali do manier, ale było w nich coś, co wyróżniało ich na tle pozostałych tubylców. Coś, co sprawiało, że byli tacy, a nie inni. Nie pasowali do ogółu, ale także nie byli tymi, których nie chciało się oglądać. Stali wszak na straży utrzymywania pokoju oraz bezpieczeństwa pozostających na lądzie, gdy sami wysyłali kolejne pokolenia na ocean. Od początku Ephraim był więc tym idealnym skumulowaniem cech wszelakich, jakie pożądane były w potomku rodziny słynnego marynarza z czasów I Wojny Światowej. Miał ich fizjonomię, miał ich moralność, miał ich etykietę. Chowany od małego na wybitnego nie zawodził. Mężczyzna jednak na żadnym z etapów swojego dorastania nie aspirował do wywyższania się ponad innych — pozostawał skromny, lecz nie w przypływie fałszu czy próby podniesienia własnego statusu poprzez udawanie pokornego. Ephraim wierzył wszak całym sobą w rodzinne przesłanie, które chciał kultywować. Które chciał rozszerzać. Które chciał dawać innym. Naprawdę zamierzał dążyć do bycia silnym, odpowiedzialnym oraz świadomym, iż to w jedności kryło się zwycięstwo. Tradycje marynistyczne odpowiadały mu aż nadto, a świadomość posiadania braci wśród załogantów nie równała się z niczym innym. Towarzysze broni byli tymi, którzy nadawali mu wartość i poczucie istotności. To wśród nich czuł się jak w domu. To z nimi chciał walczyć i to z nimi chciał ginąć. Do czasu aż poznał Gemmę.
Miał niecałe dwadzieścia dwa lata, gdy spotkał ją po raz pierwszy. Przy starciu z nią, z jej cierpliwością, jaką wykazywała w uczeniu go swobodności w okazywaniu sobie ciepła, Ephraim zrozumiał, że poza marynarką wojenną istniał jeszcze inny świat. Ten na lądzie, do którego chciał przynależeć. Do którego chciał wracać. Równocześnie też po raz pierwszy ta popularyzowana przez media wersja miłości go dopadła. Oczywiście odsłona miłości Ephraima nie była błaha. Nie była także powierzchowna. I nie była w pełni uromantyzowana. Nie była pozbawiona kręgosłupa tak charakterystycznego dla wycofanych i surowych Burnettów. Oswoiła go. Gdyby nie Gem, najprawdopodobniej nie nauczyłby się odpowiedniego ciepła, które później przelał na Leonie, a także na ich córkę. I zawsze miał być za to Fernwell wdzięczny. Ich relacja może nie przetrwała, ale to, co zostało po niej, tak. Nawet w formie bycia dobrym mężem i ojcem. Oczywiście ta pierwsza rola nie miała trwać już długo, ale Ephraim nie żałował nigdy pojawienia się w jego życiu Teresy. Że pomimo wszystko miał szansę być jej ojcem i faktu, że tak też właśnie go nazywała. Hunter może i mógł być odpowiedzialny za jej poczęcie, ale to jednak do Burnetta dziewczynka biegła, gdy coś się działo. Dobrego i złego. To w jego szyi się chowała, gdy potrzebowała ucieczki przed światem. I to tego miało mu wkrótce brakować.
Za młoda na co?
Damski głos przywołał go na ziemię i kazał znów odszukać spojrzenie orzechowych tęczówek. Lekki cień smutnego, nieco współczującego uśmiechu przemknął przez męską twarz. Nie widziała, jak wyglądał? Jak się prezentował? Naprawdę chciała zmarnować sobie wieczór w jego towarzystwie? Nie był w końcu dobrym towarzystwem ani dla niej, ani dla nikogo innego. - Nie marnuj sobie wieczoru - odparł jedynie, pozwalając sobie zanurzyć usta w kolejnym łyku alkoholu, który przepłynął przez kapitańskie gardło, pozostawiając przyjemnie rozpalającą ostrość. Opróżnił już swoje szkło i zdecydowanie potrzebował dolewki. - Nie będę dla ciebie dobrym towarzystwem - dodał jeszcze, odrywając na chwilę spojrzenie od dziewczyny przed sobą i odnajdując nim kelnerkę. Nie wiedział, ile jeszcze miał siedzieć w lokalu, ale miał ochotę na kolejną porcję whiskey. Po prostu. W trakcie czekania pozwolił sobie także na odchylenie na oparcie własnego krzesła i po prostu chwilowe wpatrywanie się w swoją niecodzienną towarzyszkę. Była piękna i Ephraim wiedział, że zdawała sobie z tego dobrze sprawę. Umiała wszak eksponować to, jak się prezentowała. Powinna była odejść i bawić się z innymi. Nie siedzieć z nim.
flavia p. halberg
easter bunny
chubby dumpling
animatorka społeczna — dom kultury
28 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
animatorka społeczna poszukująca swojego miejsca na ziemi
Flavii trudno było przypomnieć sobie moment w swoim życiu, kiedy nie była samotna. Kiedy to uczucie nie pukało do jej drzwi, nie drapało w przerażający sposób w środku nocy, nie sprawiało, że budziła się zalana potem i łzami. Na samo wspomnienie tego, że nie miała tak naprawdę nikogo w swoim życiu, jakoś ciężej jej się oddychało, a świat zdawał kurczyć. Oglądanie tych wszystkich szczęśliwych osób dookoła niej denerwowało, sprawiało, że chciała walczyć i przeciwstawiać się całemu światu. Najzwyczajniej w świecie zazdrościła szczęścia, którego sama nie była w stanie osiągnąć w żaden znany jej sposób. Może gdyby nauczyła się najpierw kochać samą siebie, to byłoby jej lepiej w życiu, ale było to poza zasięgiem Flavii, która patrząc w lustro jedyne kogo widziała to osobę, której nikt nie chciał.
Choć sama kreowała wszystko tak, aby trwało jedną noc. Szybkie miłości kończące się wraz ze wschodem słońca były prostsze do przełknięcia. Ostatnim razem, gdy poświęciła jakiemuś mężczyźnie więcej uwagi, prawie się zakochała. Prawie jej serce wyrwało się do niego i pragnęło wyłącznie obecności tej osoby, a Flavia nie mogła tak żyć. Nie po tym, gdy ostatnim razem zakochane serce zostało złamane na tak wiele części, że była pewna zgubienia części z nich. Gdzieś po drodze, przypadkiem. Nie było ich jednak, a ona wiedziała, że to oznacza, że już nigdy nie pokocha nikogo w sposób dostateczny. Na tyle silny i piękny, aby móc dostać coś podobnego w zamian.
Bar pełen był osób, do których mogła podejść, zagadać, poszukać w nich choć cienkiej nici porozumienia, co do planów na ten wieczór. Ale to właśnie mężczyzna siedzący przed nią przykuwał najbardziej uwagę. Nie wiedziała, skąd się to brało? Czy wszystkie romanse, które na przestrzeni lat przeczytała doprowadziły, że mroczna postać unikająca światła jest bardziej atrakcyjna niż mężczyzna świecący najjaśniejszym i najbezpieczniejszym światłem? A może sama Flavia bała się jasności i tego, co mogłaby ukazać? Jej własne zepsucie, wszystkie lęki i każdą jedną fobię. Nie chciała się z nimi mierzyć, nie potrzebowała dziś mężczyzny, który powtarzałby jej, jak bardzo wartościową kobietą była i na jak wiele zasługiwała. Czułaby wtedy wyłącznie smutek, a nie tego potrzebowała. Na liście jej priorytetów znajdowała się szybka rozkosz przypominająca o sobie przez następne dni w przypadkowych momentach. Nic więcej, nic mniej. Cielesność. Tak niewiele, a czasem wydawało się, że tak niesamowicie dużo.
Prawie jakbym słyszała siebie — odparła, upijając łyka swojego drinka. Był dużo mocniejszy, niż ostatnim razem, dlatego też lekko się skrzywiła. — Jeszcze lubię mówić, że ktoś zmarnuje sobie przy mnie wieczór. Albo że nie dam mu tego, czego oczekuje. Zazwyczaj działa — kiwnęła głową niczym znawca tematu. Jeśli nie chciał spędzać z nią czasu, miała za moment pójść. Póki co jednak dobrze siedziało się Flavii w miejscu, w którym siedziała i obserwowało tego tajemniczego mężczyznę.
Jakie tajemnice skrywał i czym nie chciał dzielić się ze światem? Które z demonów zamieszkujących jego serce na stałe próbował utopić kolejną szklanką alkoholu? Miała często ochotę dopowiadać sobie historię osób, z którymi aktualnie przebywała, nawet jeśli w dużej mierze nie trafiała i prawda wydawała się zgoła inna. Jednak on, ten siedzący przed nią mężczyzna miał w spojrzeniu coś, co przypominało jej własne i nie pozwalało odejść od jego stolika zbyt łatwo.

Ephraim Burnett
powitalny kokos
hangover
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Nie odczuwał nigdy samotności. Nie w sposób, w jaki odczuwali to inni ludzie. W końcu zawsze był… Odmienny. I nie pod względem wymuszonej oryginalności, ale Ephraim nie miał zwyczajnie na to czasu na analizowanie własnej obecności pod względem odniesienia się do innych. Ochoty. Dorastał w innym środowisku i w tymże innym środowisku był wychowywany. A tam nie było miejsca na użalanie się nad sobą. Wymagało się i dążyło do perfekcji. Nie za wszelką cenę, lecz charakter młodego Burnetta od samego początku odznaczał się dążeniem za celem. Samodyscypliną. Wiarą w przekonania, które odziedziczył. Widział perspektywę w większym, bardziej rozszerzonym spektrum. I nie czuł się samotny. Owszem, bywał sam, jednak posiadał rodzinę związaną tradycjami, również za tą rodziną przyszedł Nate, który stał się jego najwierniejszym przyjacielem i wspólnie dołączyli w szeregi marynarki wojennej. Otoczeni wieloma innymi kadetami, później załogantami i oficerami, nie byli samotni. Ephraim znał bardzo dobrze swój cel i nie będąc zainteresowanym prozaicznymi tematami, które tak chętnie podejmowali jego rówieśnicy, sięgał dalej. Tam, gdzie nikt patrzeć nie chciał, nie mógł lub zwyczajnie nie zamierzał. Nie skupiał się na sobie w przesadzie i nie odczuwał samotności jako takiej. Zaznał jej dopiero w wieku dorosłym i odczuwał ją aktualnie, gdy opuszczone ciało pragnęło, a nie mogło otrzymać. W końcu ile to czasu minęło, odkąd ostatnio kochali się z Leonie? Tak naprawdę próbował sobie tego nie przypominać, bo wówczas starali się jeszcze o drugie dziecko, a sama myśl o tym sprawiała, że wykręcał mu się nieprzyjemnie żołądek. Chryste... Nie powinien był, ale odczuwał ulgę, że wówczas Turner nie zaszła w ciążę. Kolejne dziecko jedynie wszystko by jeszcze mocniej skomplikowało...
Prawie jakbym słyszała siebie.
A teraz była tu także i ona. Nieznajoma z baru. Nie odpuszczała. Widział to, że podobało jej się, że usiadła właśnie obok niego. Z jakiego większego powodu — nie wiedział. Może była masochistką, bo osób, do których mogła podejść — i które mogłyby być nią zainteresowane — było aż w nadwyżce i akurat trafiła na niego. Dlaczego nie odeszła? To jeszcze większa zagwozdka, chociaż może powodowane to było niechęcią do przyznania się do błędu? Do porażki? Do źle wybranego celu? Słysząc jej słowa, ramię kapitana praktycznie niezauważalnie zostało wzruszone, ale nic więcej. Oczywiście, że nieznani sobie ludzie mieli ograniczone pole do popisu pod względem wypowiedzenia swojej niechęci do zawarcia znajomości. Szczególnie w takim miejscu jak to i w momencie, w którym znajdował się sam Burnett. Powrócił spojrzeniem od kelnerki do niej i chyba nie miał wyjścia, jak pozwolić się jej samej znudzić. Wspomniała jednak o tym, że może nie spełnić oczekiwań innych. A ona sama? - Czego więc ty teraz oczekujesz? - Skoro już poruszyła ten temat i nie planowała odchodzić, dlaczego nie miał zadać pytania. I chociaż oboje najprawdopodobniej znali odpowiedź, Ephraim zastanawiał się, że skoro już chciała szczerości, czy sama miała się na nią zdobyć. Wątpił, żeby dołączyła do niego z uwagi na jakiś zakład z koleżankami — wszak żadna z grupek młodych kobiet zgromadzonych w lokalu nie przyglądała się im ani nie zwracała na nich uwagi. Nie sądził także, że chciała porozmawiać i się rozejść. Mimo to skoro już podjęła się rozmowy, mogła powiedzieć, czego od niego chciała, a on mógłby powiedzieć z całą pewnością, że nie. Że nie był kompanem dla niej. Nie był także kimś, kto przelałby na nią swoje żale. Preferował trzymać swoje myśli z daleka również od bliskich mu osób. Jaki cel miałoby wylanie ich na kogoś obcego? Jaki cel w ogóle miało przenoszenie na drugą osobę własnych frustracji? Jedyna osoba, która mogła go zrozumieć, już nie żyła.
W międzyczasie dostał swoje zamówienie i uniósł nieco szklankę w stronę dziewczyny, niejako wznosząc niemy toast. Na zdrowie? Zdecydowanie nie. Ku nowej znajomości? Powątpiewał. Wszak nie szukał dla siebie towarzystwa. Na pewno nie kobiecego, ale to nie dlatego że go nie potrzebował. Po prostu... Wciąż się gubił. Kiedyś było inaczej. Nie rozglądał się za kobietami, a gdy któraś przykuła jego uwagę, to zdecydowanie po to, by zaraz wypaść mu z głowy, gdy patrzył na Leonie. Ale tu i teraz jej z nim nie było. I miał świadomość, że nie miało być.
flavia p. halberg
easter bunny
chubby dumpling
animatorka społeczna — dom kultury
28 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
animatorka społeczna poszukująca swojego miejsca na ziemi
Daleko było jej do typu osoby histerycznie wręcz poszukującej wrażeń. Raczej brała od życia to, co było jej podsuwane, bardzo uważnie się rozglądając i sprawdzając możliwości będące w zasięgu jej rąk. Nie powiedziałaby więc, że tego dnia ustawi sobie jakiś plan, cel, który będzie polegał na... na czym, tak właściwie? Oczarowaniu tego mężczyzny z niesamowicie smutnym spojrzeniem? Sprawienia, żeby zechciał spędzić z nią noc? Opowiedzieć, kto zranił go tak bardzo, że wyraźnie ból sprawiało mu samo istnienie, nie mówiąc już o podtrzymywaniu rozmowy? Nie wiedziała, ale na zastanowienia nad powodami przyjdzie czas później, gdy w samotności, ciemności i ciszy położy się do łóżka i otwartymi oczami śledzić będzie ciemność dookoła niej. Tę samą, z której z czasem zaczną wyłaniać się niewyraźne kształty, obrysy elementów rozstawionych po jej mieszkaniu kupionym na kredyt.
Czy właśnie tak chciała żyć? Uwięziona w jednym mieszkaniu do przynajmniej pięćdziesiątego roku życia? Nie była pewna, ale z drugiej strony, nie miała za bardzo lepszych perspektyw. Rodzice nie byli majętni, przynajmniej nie z tego, co wiedziała Flavia, więc nie mogła liczyć na kupienie jej przez nich miejsca do życia. Nie miała dalekich krewnych, którzy mogliby chcieć zostawić jej w spadku cały swój dorobek. Była sama. Ale co gorsze, była samotna. Mieszkanie w Lorne Bay było trochę zakotwiczeniem jej w jednym miejscu i daniem poczucia, że gdzieś przynależy. Podtrzymaniem tak bardzo potrzebnej jej myśli, że jeszcze kiedyś ma szansę być szczęśliwą, a nie wyłącznie być.
Flavia przejechała spojrzeniem zarówno po twarzy mężczyzny siedzącego naprzeciwko niej, jak i po tłumie ludzi, który zaczynał narastać wewnątrz baru. Przyjście tu mogło mieć na celu dwie rzeczy, pierwszą było znalezienie sobie kogoś na resztę wieczoru, co jednak mogła już teraz wykluczyć, biorąc pod uwagę z jaką niechęcią podszedł do jej próby nawiązania jakiegokolwiek dialogu. Drugą była chęć ukrycia się wśród ciał i twarzy, których miało się nawet nie zapamiętać. Dawało to wszystko poczucie anonimowości, niebycia samym, chociaż wciąż nie wygrywało to z poczuciem bycia samotnym.
Przekrzywiła lekko głowę w reakcji na zadane jej pytanie. — Teraz? Trochę rozmowy, smacznych drinków, w których nawet nie czuć alkoholu, aż nie spróbuję pójść do łazienki. Seksu i chwili zapomnienia. Zazwyczaj to nie jest coś, czego oczekują tu ludzie, więc... nie spełniam ich potrzeb — wyjaśniła. Każdy mężczyzna, z którym wylądowała do tej pory w łóżku deklarował, że poszukuje czegoś na jedną noc. Na następny dzień prosił jednak o numer, czasem jej szukał, nachodził w pracy. — Tamci dwaj — wskazała głową w odpowiednim kierunku, który również jej towarzysz siedzący naprzeciwko niej mógł dostrzec bez problemu. — Zawsze przychodzą razem, jeden robi złe wrażenie, potem podchodzi drugi i oczarowuje dziewczynę dobrym. Zarzekają się, że szukają tylko seksu na jedną noc, ale i jeden i drugi potem próbują wydzwaniać i umawiać się znowu — gdyby chciała, mogłaby opowiedzieć mu historię wielu osób, które się tutaj plątały. Wielu słomianych wdów i wdowców. Wiedziała, kto ściąga obrączkę przed wejściem do środka, kto jej nigdy nie nakłada, a kto nawet się nie kryje. Kto za dnia jest dobrym ojcem i mężem, a wieczorem zaprasza chłopców do hotelowego pokoju i daje upust frustracji przez orientację, którą tak pieczołowicie skrywa. Z częścią z tych osób pracowała, pomagała z projektami, które rodziły im się w głowach. Byli to dobrzy ludzie, choć bardzo często zagubieni i niezdolni do poszukania czegoś, co miałoby potencjał dać im szczęście.
Lekko uśmiechnęła się do niego i chwyciła za swojego drinka, którego również nieznacznie uniosła, nim napiła się z niego. Nieme toasty zawsze chwytały ją za serce z prostej przyczyny — każdy mógł pić za to, za co chciał. I nie musiał mówić, czego tak naprawdę chciał.

Ephraim Burnett
powitalny kokos
hangover
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
20

Zbieram się! Serio, dziewczyny, wybaczcie – rzuciła Scarlet ze swoim najbardziej szczerym i przepraszającym uśmiechem do swojego stolika tuż po tym jak dopiła ostatniego drinka. Towarzyszyły temu jęki zawodu. Ale Scarlet nie czuła się bynajmniej w nastroju do imprezowania. Prawdę mówiąc w ostatnim czasie była po prostu przez cały czas zmęczona. Treningami, wymyślonymi przez jej agenta zadaniami, próbami napisania czegoś więcej niż paru słów, które po krótkim przemyśleniu, nadawały się tylko i wyłącznie do skreślenia. Była też zmęczona nieustanną blokadą twórczą. Poza tym czuła się nieswojo, kiedy wszystkie jej koleżanki z pracy ze środowiska uniwersyteckiego rozmawiały o swoich mężach i dzieciach, podczas, gdy Scarlet nie była po prostu jeszcze na tym samym etapie, co one.
Przemknęła pomiędzy osobami, próbującymi dopchać się do baru w celu zamówienia czegoś i w owym momencie nieumyślnie zderzyła się ramieniem z postacią o drobnej, filigranowej posturze. – Och, przepraszam! – powiedziała natychmiast Scarlet ze skruchą, gdy przez przypadek wpadła na śliczną kobietę. Rzuciła jej szybkie spojrzenie, a następnie jej wzrok prześlizgnął się na towarzyszącego jej mężczyznę, który bynajmniej nie wyglądał na zadowolonego. Nie wiedziała tylko czy wynikało to z jej obecności tutaj, czy raczej z całokształtu sytuacji. – Och, cześć, Ephraimie. Przepraszam, nie chciałam wam przeszkadzać – odezwała się z zakłopotaniem. Nie pamiętała, by Ephraim kiedykolwiek wyglądał jej na zadowolonego z życia, ale w tym momencie wyglądał na wyjątkowo… udręczonego. Przez chwilę Scarlet zastanawiała się czy nie przerwała tym dwojga sprzeczki albo bardzo poważnej dyskusji. Poczuła się przez to jeszcze bardzo nieswojo. Zresztą, w jego obecności często miała poczucie, iż jest nie na swoim miejscu. Nawet, gdy była dziewczyną Joela, czuła zdystansowanie ze strony Eprhraima, które czasem interpretowała wręcz jako niechęć wobec swojej osoby. Nie miała pojęcia czy mężczyzna miał takie podejście już z natury do każdego, ale mimowolnie zawsze umysł podpowiadał jej, że być może po prostu za nią nie przepada.
Ephraim Burnett
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Musiał przyznać, że czuł się wyjątkowo nieswojo. Z każdym kolejnym słowem siedzącej naprzeciwko dziewczyny czuł zwiększającą się ochotę wyjścia. W ustach wszak zaczął panować mu posmak goryczy. I nie chodziło wcale o to, że tak otwarcie mówiła o swoich oczekiwaniach ani nawet o tym, że doskonale znała techniki dwóch bawidamków, którzy właśnie weszli do Moonlight Bar. To były jedynie części składające się na coś większego. Poważniejszego. Ephraim czuł wewnętrzną niechęć, dlatego, że dziewczyna siedząca naprzeciwko przypominała mu w tym Leonie. W tej rozpuście i okropnym uprzedmiotowieniu nie tylko samej siebie, lecz także wszystkich wokół. Uprzedmiotowieniu jego samego. W końcu był marionetką w dłoniach Turner, która okłamywała go, by osiągnąć cel. Która robiła to z niesamowitą precyzją. Aż w końcu prawdę musiał wręcz z niej wydusić. Kłamałam, bo chciałam, żebyś został. A więc trzymała go jako zabawkę dla zaspokajania własnych potrzeb. Tak jak i teraz — kobieta szukała towarzystwa na noc, a on miał jej służyć jako przedmiot wspomagający osiągnięcie orgazmu. Wystarczyło, że wzięłaby kogokolwiek innego. Był więc zastępowalny. Wciąż bolało. Osiem utraconych lat, które gdyby nie Teresa, byłby nic niewarte. A to… Była jego rzeczywistość. Czy tylko na tyle zasługiwał?
Och, cześć, Ephraimie.
- Scarlet. - Wypowiedziane imię, chociaż posiadało w sobie powagę tak typową dla kapitana, nie było nasączone niechęcią. Można było powiedzieć, że nawet było w tym coś łagodnego. Wszak obecność Callaway mogła być pewnego rodzaju ucieczką. Towarzysząca mu do tej pory dziewczyna — mimo własnych słów o tym, że odejdzie, gdy będzie tego chciał — nie chciała dać mu przestrzeni. A właśnie tego potrzebował. Zwrócił się więc do niej ostatni raz. - Wybacz. Nie szukamy tego samego - powiedział jedynie, skinąwszy głową i wstał od stolika, kierując się ku blondynce. Jakby szukając w niej cichego ratunku. - Możesz zostać jeszcze na chwilę? Nie chcę cię zatrzymywać, ale… - urwał, przenosząc spojrzenie w bok. Chyba to, co chciał powiedzieć, to to, że nie chciał zostawać sam. I nie miało to trwać długo. Tylko pięć minut. Normalnie nie prosiłby ją o coś podobnego, bo zwyczajnie w naturze miał bytowanie w samotności. Towarzystwo, które przed momentem posiadał, uświadomiło go, że nawet chcąc być w pojedynkę, nie mógł. A skoro tak obecność kogoś, kogo nawet pobieżnie znał i wiedział, że na nic nie wpłynie, było najlepszym wyborem. Szczególnie że ostatnia rozmowa z Joelem naprowadziła kapitana na zastanowienie się, czy przypadkiem na nowo Scarlet Callaway nie będzie znajdować się w jednym kręgu. - Słyszałem, że miałaś wieczór autorski. - Komentarz, który miał niejako ułatwić interakcję, a jednakowo mocno ją utrudnił. W końcu łatwiej było milczeć, lecz Joel zawsze pchał swojego przyjaciela, aby nie pozostawał bierny. No, wiesz. Możesz być mniej… Sobą? Ephraim wiedział, że DeWittowi zależało na dziewczynie i że to się wcale nie zmieniło. Kiedyś sądził, że właśnie podobne uczucie posiadał względem Leonie, ale teraz… Tęsknił zawsze za czymś, co nie istniało i to wciąż się w nim odzywało. Jakże więc żałosne było więc to, że zdawał sobie sprawę z fikcji, a mimo to nie mógł zaprzeczyć uczucia, jakie się z tym wiązało.
scarlet callaway
easter bunny
chubby dumpling
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
/bardzo przepraszam! Powroty po nieobce takie ciężkie :c

Łagodność w jego głosie była dość zaskakująca. Nie mogła powiedzieć, by Ephraim kiedykolwiek wcześniej zachował się wobec niej niegrzecznie, ale nigdy też nie słyszała w jego głosie podobnej nuty jak teraz. Dlatego wręcz zastygła w bezruchu, nie odchodząc jeszcze, choć przecież początkowo zmierzała do wyjścia. Była natomiast zaskoczona doborem słów, jakie skierował wobec nieznajomej, która – jak dotychczas myślała Scarlet – mu towarzyszyła. Nawet zerknęła na nią nieśmiało acz ze zdumieniem, po czym wzrok skierowała na powrót na kapitana. I wówczas spostrzegła, że mężczyzna wstaje i zmierza w jej kierunku, a kiedy wypowiedział do niej coś więcej poza standardowym przywitaniem, Scarlet z trudem powstrzymała się, by nie wytrzeszczyć na niego oczy z zaskoczenia. Zreflektowała się jednak szybko i najpierw skinęła głową, czemu towarzyszyły słowa: — Tak, nie ma problemu. — Zgodziła się, ponieważ coś w jego postawie dawało jej jasny sygnał, że chyba powinna. Cokolwiek to było – to dziwne i niespodziewane spłoszenie – sprawiło, że Scarlet w jednej chwili zdecydowała się zostać jeszcze parę minut. Otuliła się mocniej kurtką, którą już miała zarzuconą na ramiona. — Usiądziemy czy… wolisz postać przy barze? — zapytała dość niezobowiązująco, ale dla niej ta sytuacja też była dziwaczna. Na tyle, że na chwilę straciła rezon jak się zachować. Stąd jej propozycja i zapytanie jednocześnie. Wciąż na ten moment nie miała pojęcia czy Burnett wie o jej ostatnim spotkaniu z Joelem – tym przypadkowym i tym na które go zaprosiła. Podejrzewała jeszcze przez chwilę, że nie. Właściwie nie widziała powodów, by Joel miał się dzielić tym z przyjacielem, ponieważ na ten moment nie zdawała sobie nawet sprawy z uczuć Joela. Tym bardziej więc zaskoczył ją owym komentarzem. Zerknęła przelotnie na Ephraima, ale jeszcze przez moment łudziła się, że być może mężczyzna zobaczył gdzieś plakat ogłaszający event, ale ktoś inny mu o tym powiedział. — Tak — przyznała niezręcznie, zakładając kosmyk włosów za ucho. Postanowiła nieco mu to ułatwić i nie kończyć na jednowyrazowej odpowiedzi. — Nie promowałam żadnej nowej książki — wyjaśniła, choć przecież jej o to nie pytał. — Po prostu moja siostra i mój agent uparli się, żeby zorganizować spotkanie autorskie w tutejszym domu kultury i zrobić mały panel pytań i odpowiedzi. Właściwie było dość kameralnie – przez co przyjemniej i spokojniej — opowiedziała pokrótce, rozgadując się wreszcie trochę i definitywnie odzyskując rezon, którego jeszcze przed chwilą jej brakowało. — Joel ci powiedział? — zapytała z lekkim zaciekawieniem, uśmiechając się delikatnie. Choć jeszcze przed momentem myślała, iż być może wiedział o tym z plakatów, tak po krótkim zastanowieniu, stwierdziła, że jej były chłopak musiał poruszać ten temat w obecności swojego przyjaciela.
Ephraim Burnett
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
To była prawda. Nie nawykł do łagodności w stosunku do innych, dopóki nie został ojcem. Oczywiście w związkach partnerskich potrafił uzewnętrznić się w swej delikatności, lecz to wciąż było coś odmiennego. Nie wspominając o tym, że dla postronnych od zawsze pozostawał w pewnym sensie nieujarzmioną kwintesencją dystansu oraz powagi. Niczym wykuty z kamienia posąg, niedostępny zwyczajnym zmysłom był w odmiennej sferze rozmyślań. Ciężka praca, odpowiedzialność, jaką nosił na barkach, stopień dowództwa sprawiły, że nie wydawał się współgrać z aktualną rzeczywistością. Jakby pochodził z wymiaru oderwanego od zwykłej codzienności. W skrzyżowaniu osobowości oraz życiowego doświadczenia nie mógł bardziej różnić się od Joela, a jednak odnaleźli wspólne pole, gdzie pozostawali kimś więcej aniżeli elektronami orbitującymi w tej samej przestrzeni. Zostali przyjaciółmi, wiążąc się razem ze swoimi odmiennościami w sposób dla postronnych niezrozumiały. I mimo że i oni sami nie do końca może rozumieli takową zależność, z każdym mijanym dniem zacieśniali więź mocniej. Teraz po raz kolejny znajdując solidarność w problemach rodzinnych Ephraima oraz wahaniach Joela. Tych niezwykle ekspresyjnych wahaniach, podczas gdy Burnett — nawet w starciu z własnymi sprawami — pozostawał w stoickim uniezewnętrznianiu.
A mimo to nie był tylko tym.
Usiądziemy czy… wolisz postać przy barze?
- Nie chcę cię zatrzymywać. - Odpowiedź była momentalna i jednoznaczna. Chodziło wszak o krótki moment interakcyjny, a zresztą domyślał się, że nie była w tym miejscu sama. Znajomi tudzież ktoś jej bliski zapewne oczekiwali na jej powrót z okolic baru, dlatego znalezienie stolika mijało się z celem. Do tego oboje raczej nie byli przemożnie zainwestowani w pomysł spędzenia ze sobą czasu, więcej aniżeli było to konieczne. Ephraim wiedział, że nie wywoływał w dawnej partnerce przyjaciela poczucia komfortu. Sam też nie chciał już ponownie zaczynać zagrzewać tu miejsca — zamierzał skończyć swojego drinka i wrócić do domu. Pozostanie przy barze było więc najbardziej logiczną decyzją. Zaraz także pogrążył się w wysłuchaniu krótkiego streszczenia zdarzeń, jakie poruszył. W jakiś sposób był wdzięczny za to, że powiedziała więcej, aniżeli zakładały jego własne słowa. On sam nie należał do osób przesadnie rozmownych i zdecydowanie lepiej odgrywał rolę słuchającego. Wolał także, gdy wszelka uwaga skupiała się na kimś, kto nie był nim sam. I nie była to fałszywa skromność. Do tego przez ten czas, podczas którego DeWitt był ze Scarlet, Ephraim obserwował dziewczynę, chcąc niezależnie wyrobić sobie o niej własne zdanie. I zdał sobie sprawę, że lubił jej słuchać. Przykładać uwagę do tego, co umykało w postronności. Kreować jej sylwetkę, jej charakter, jej osobę na podstawie analizy, nie zaś zasłyszanych od innych informacji. Nawet od Joela. Gdy o niego spytała, kapitan nie zareagował, chociaż na jego twarzy i w jego oczach malowała się widoczna odpowiedź. - Wciąż mu na tobie zależy. Jesteś za mądra, by o tym nie wiedzieć. - Oczywiście nie mówił o przywiązaniu dawnych partnerów, ale o uczuciu zdecydowanie silniejszym niż zwykła sympatia. - Niedługo do ciebie przyjdzie. Twoja odpowiedź może wiele zmienić. - Umilkł, biorąc delikatny łyk alkoholu, który przyjemnie rozgrzał mu gardło, a przy okazji pozwolił rozdzielić wypowiedź na dwie części. Chciał też, aby wybrzmiały i ulokowały się w umyśle młodej kobiety. - Cokolwiek postanowisz, bądź dla niego łagodna. - Ephraim w tym momencie prosił. Prosił Scarlet o to, aby uważała na jego przyjaciela. Aby w momencie czy to akceptacji jego uczuć, czy odmowy, była delikatna. Bo to, że Joel miał wkrótce znów pojawić się tak żywo w życiu Callaway, było kwestią czasu. Wtedy, gdy we dwójkę rozmawiali na jachcie, Burnett widział ożywienie, jakie towarzyszyło przyjacielowi w opowiadaniu o byłej partnerce. To wychodziło poza zwyczajne przywiązanie. Epatował czymś, co umykało zmysłom, ale nie w złym znaczeniu. Determinacja do odzyskania dawnego życia rosła i mogła się równie dobrze opłacić, jak i przyczynić do cierpienia. A jako przyjaciel, Burnett nie chciał widzieć DeWitta złamanego.
scarlet callaway
easter bunny
chubby dumpling
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
Mimo swojego niepewnego podejścia do Burnetta, zawsze uważała, że Joel i Ephraim tworzą znakomitą przyjaźń. Możliwe, że dlatego właśnie, że tak dobrze się dopełniali? Dla Scarlet Joel zawsze był energią i promykiem. Może nie takim jak ona – ale zdecydowanie przynosił jej sporo radości i uśmiechu w życiu. Nie wiedziała, jaki Ephraim jest w relacjach, ale odnosiła wrażenie, że znacząco różni się jego podejście od tego, które znała niemal na wylot u Joela.
W porządku — wydukała Scarlet, uśmiechając się do mężczyzny słabo. Nie miała w zasadzie nic przeciwko, by chwilę dłużej zostać, nawet jeśli nie czerpała stritce przyjemności z rozmowy z Ephraimem. Zawsze miała wrażenie, że trzymał ją na dystans – że wręcz za nią nie przepada i traktuje ją wręcz chłodnie i wyważenie. Nie chciała specjalnie zabiegać o jego sympatię, ale z reguły, podczas trwania związku z Joelem mimo wszystko starała się również być wyważenie przyjazna. By nie odczuł zbytniego osaczenia z jej strony. Nie wiedziała czy jej starania zostały kiedykolwiek chociażby dostrzeżone czy docenione, ale dla własnej satysfakcji mogła odnotować, iż w istocie się starała.
Nie spodziewała się jednak słów, które padły. Poderwała głowę, spoglądając na Burnetta ze zdziwieniem poniekąd. Widziała się już do tego czasu już kilka razy z Joelem, ale nie miała pewności czy ten rzeczywiście wciąż żywi do niej uczucia. Nie chciała wręcz do siebie dopuszczać takiej możliwości. Ale Ephraim miał przecież rację. Widziała przecież jak Joel zachowywał się w jej towarzystwie, widziała, jaki był promienny. Problem w tym, że nie wiedziała do końca co z tym począć. Nie chciała się przecież w żaden sposób wygłupić. Spuściła wzrok, ale w odpowiedzi tylko skinęła głową, wysłuchawszy tego, co jeszcze miał jej do powiedzenia. Wreszcie po stosownej chwili spotkała się z nim spojrzeniem. — Nie mam intencji go zranić. Nigdy nie miałam — powiedziała szczerze. Nigdy też przecież nie chciała się z nim rozstawać w pierwszej kolejności, ale życie ich trochę zweryfikowało w tej kwestii. I ten wyjazd Joela do Londynu, a jej konieczność pozostania blisko rodziny. Uświadomiła sobie, że teraz po rozmowie z Ephraimem presja będzie znacznie bardziej jej ciążyła. Nie mogła przecież zranić Joela i tak naprawdę nie chciała. Wiedziała jednak, że nie mogła też nikomu pozwolić na zranienie własnych uczuć. I tego nikt nie mógł jej przysłonić. — Będzie dobrze — zapewniła go jeszcze szczerze, bo cokolwiek się nie stanie między nią, a Joelem, to zostanie to załatwione w bardzo dojrzały sposób. Pozwoliła mu zatem dopić szklaneczkę alkoholu i po przesiedzeniu jeszcze chwili w ciszy, oboje opuścili lokal.
Ephraim Burnett

/zt x2 finally end <3
ODPOWIEDZ