emerytowany hitman | grabarz — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
I know what I believe inside
I'm awake and I'm alive

Może to przez upał, a może jakieś bliżej nieokreślone opary z koron drzew albo rzeki, ale ich konwersacja zeszła na drogę bliską czwartej, niezrozumiałej gęstości. Victor zatrzymał się momentalnie i spojrzał na towarzysza z widocznym na starej twarzy skonfundowaniem, a następnie zamrugał dwukrotnie starając się przeprocesować wypowiedziane chwilę wcześniej zdania.

— A, morze. No tak, bo nie leżało mi w kontekście, faktycznie — przytaknął, nie wracając do tematu wandalizmu w dokach ani dziwnej organizacji żółwiowej, która bezczelnie niszczyła mir pośród kołyszących się zwolna łodzi. Było wiele innych miejsc spacerowych, które we dwóch mogli eksplorować, dopóki Kostucha nie zapuka do ich drzwi.

Duchovic wyciągnął za siebie rękę, chwytając towarzysza asekuracyjnie i szedł kawałek po kawałku, ostrożnie stąpając na drewnianych stopniach. Nie dotykał każdego, zauważając niekiedy niebezpieczne spróchnienie. Mostek kiwał się niestabilnie, ale to nie przeszkodziło im w pokonywaniu wyboistej drogi z odwagą i spokojem. Mężczyzna dawał z siebie sto procent skupienia, marszcząc przy tym czoło.

— Powoli, krok po kroku — mówił bardziej do siebie, niżeli do towarzysza, ale to najprawdopodobniej uspokajało ich obu. Ostatni metr wydawał się trwać wieczność, bo im dalej w las, tym bardziej poniszczone były elementy konstrukcji. Przez ostatnią przeszkodę udało mu się przeskoczyć na suchy brzeg. Niezwłocznie odwrócił się i zachęcająco machnął do Samuela, aby zrobił to samo.

Gdy ten lądował, złapał go mocno w pasie, aby nie upadł na ziemię i przycisnął do siebie. Nagła bliskość była przyjemnym doświadczeniem, choć kompletnie nie nadawała się do zbioru obrazów romantycznych. A może?

Victor spojrzał na kompana podróży, pozwalając chwili trwać. Uśmiechnął się do niego, nie zwiększając dystansu. Wręcz przeciwnie, rozluźnił uścisk na męskiej talii Monroe i przeczesał wolną dłonią jego czuprynę.

— Dałeś radę, jak prawdziwy Indiana Jones — odparł z rozbawieniem, pochylając się odrobinę bliżej. Musnął wargami te drugie, subtelnie, prawie niewinnie łącząc je w mokrym pocałunku. — Gratuluję — dodał, następnie składając pokrzepiającego całusa na czole mężczyzny. Wiedział, że był uznawany a ekscentrycznego, dzikiego, może nawet szalonego, ale czasami zdarzało mu się zwolnić tempo i cieszyć się drobnymi momentami pozostałego życia, korzystając z ich przywilejów pełną piersią. Jak teraz, chwytał okazję bliskości z osobą, która była dla niego atrakcyjna fizycznie oraz psychicznie, a takie combo nie zdarzało się często. Zazwyczaj jego przygody posiadały wygląd, rozwojowo będąc mniej-więcej na poziomie nieporadnego dziesięciolatka.


Samuel Monroe
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ ZADANIA
diabeł Od momentu otrzymania tej karty, każde z was musi napisać minimum jeden post w toczonej grze w przeciągu 24h - inaczej wasz licznik żółwi zostanie wyzerowany.

Ilość wylosowanych kart: 6
Zebrane żółwie: 2
Karta ochrony: aktywna
Łączny licznik postów: 7
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.

Stawiał kroki bardzo ostrożnie, starając się zachować równowagę, gdy most niebezpiecznie się chwiał. Z jednej strony czuł lekki strach, ale taka adrenalina mu się też trochę podobała, dlatego podsumowując czuł sporą ekscytację, tym bardziej że troska Victora osładzała mu tę wędrówkę. Jego dotyk był nie tylko miły i oczywiście dający bezpieczeństwo, ale i sprawiający jakąś ulgę. Chodziło nie tylko o ten jeden gest, ale o całość: o relacje, która rozwijała się w zaskakujący, ale przyjemny i naturalny sposób. Od początku czuł się zrozumiany i chciany - zauważony. Może sam zdawał się być odrobinę zdystansowany i powściągliwy, ale z każdym spotkaniem otwierał się bardziej i dopuszczał go bliżej.

Przechodził z jednej deski na drugą, cały czas stawiając kroki tam, gdzie wcześniej stawała noga Victora. Ostatni odcinek przeskoczył, również w ślad za przewodnikiem, wydając z siebie ciche stęknięcie z wysiłku. Przylgnął do mężczyzny, gdy ten go objął i uniósł spojrzenie na jego twarz. Miał wrażenie, że ten ich moment pojawił się zupełnie znikąd, chociaż w swojej tajemniczości zdawał się być na miejscu. Oparł dłoń na jego przedramieniu, drugą na torsie, uśmiechając się, gdy usłyszał pochwałę.

Chyba mam talent 一 odparł krótko, zanim ich usta się złączyły. Musnął jego wargi z zadowoleniem, a jedne wpasowały się w drugie, jakby były dla siebie stworzone. Duchovic był niezaprzeczalnie atrakcyjnym mężczyzną, który ponadto imponował mu nie tylko swoim wyglądem. Musnął opuszkami palców bok jego szyi, a gdy ich usta się od siebie odsunęły, ponownie lekko się uśmiechnął, tym razem naprawdę delikatnie. 一 W końcu mam z kogo brać przykład 一 dodał, niejako odwzajemniając komplement.

Pocałunek w czoło był pieszczotliwym gestem, który wywołał w Samuel kolejną falę ciepła i musiał przyznać, że nie było innego miejsca i innej sytuacji, w której chciałby się teraz znaleźć. Najchętniej chciałby jeszcze przeciągnąć tę chwilę bliskości, ale ostatecznie mieli w końcu misję do wypełnienia. Odsunął się, opuszczając dłonie, przy czym nie odmówił sobie przesunięcie palcami po dłoni Victora.

Już blisko? 一 zapytał, przekręcając głowę w stronę, w którą powinni się udać, przynajmniej według mapy, na którą Samuel wcześniej zerknął przez ramię grabarza. 一 Myślisz, że cmentarzysko tam dalej jest? Most ledwo się trzyma, chyba dawno tu nikogo nie było 一 zauważył, poprawiając plecak i łapiąc za paski po bokach. Przez chwilę zastanawiał się czy się napić, ale uznał że jak dotrą do celu to na pewno spędzą tam trochę czasu, odpoczną i posilą się.

Ruszyli w dalszą drogę, podczas której Samuel ponownie docenił piękno otoczenia i samej rzeki, w której czysta woda obijała się z szumem o skały i gnała naprzód silna i odważna. W pewnym momencie po jego prawej rozległ się szelest, jakby coś w popłochu uciekło. Drgnął niespokojnie, spinając mięśnie, mając nadzieję, że jednak to coś, cokolwiek to było, nie postanowi wrócić.


emerytowany hitman | grabarz — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
I know what I believe inside
I'm awake and I'm alive

Wiedział, że zdobyte informacje nie były błędne. Usunięcie cmentarza było niemożliwe, nawet jeśli nie był on częścią humanoidalnej społeczności. Zostawały pomniki, jakieś specjalnie przygotowywane nagrobki albo uschnięte stosy kwiatów. Nie wiedział, co dokładnie zastaną na miejscu, ale był dobrej myśli, choć na pierwszy rzut oka przypominał zagorzałego pesymistę.

— Zaufaj mi, to niedaleko — zapewnił mężczyznę, idąc dalej w głąb lasu. Zgodnie z wyznaczoną trasą skręcili w prawo, gdzie pod ich stopami zaczęła pojawiać się bardziej widoczna, wydeptana dróżka. Victor uznał to za dobry znak, który świadczył o aktywnym obieraniu konkretnego celu. Szedł zaraz obok towarzysza, w pewnym momencie po prostu łapiąc go za rękę. Bez kontekstu, bez najmniejszego słowa. Z jednej strony chciał mieć pełną kontrolę nad sytuacją, żeby Monroe nie postanowił zboczyć z trasy. Z drugiej zaś zadbał o jego komfort, czując jak przyjemnie ciepły pocałunek zadziałał na jego ciało. Należała mu się odrobina rozkoszy, nawet jeżeli nie prowadziła ona do niczego poważnego. Nie przysięgali sobie miłości, właściwie nie rozmawiali o uczuciach, chociaż tematów mieli mnóstwo. Duchovic co prawda nie siedział dzień za dniem w bibliotece ani księgarni, jednak posiadał obszerną wiedzę czerpaną z wypożyczanych książek oraz podróżowania po całym świecie za zleceniami od bogatych ludzi. Widział w oczach Samuela błysk, kiedy opowiadał znane tylko sobie anegdoty pozbawiane pikanterii zabójstw. Chronił tajemnicę dawnego zawodu, nie chcąc przestraszyć radiowca nietypowością profesji. Już samo pokazanie gabloty z kolekcją noży nie należało do najrozsądniejszych, ale dobrze pamiętał fascynację Monroe jego maleństwami. Niebezpieczny błysk w oczach sprawiał, że przez kręgosłup Victora przechodziły dreszcze, głównie pozytywne, które były wyznacznikami pogłębiającej się ciekawości. Lubił ludzi, którzy coś sobą reprezentowali, a jego aktualny towarzysz podróży poza aparycją posiadał również mózg.

Nareszcie doszli do obiecanego cmentarzyska żółwi. Na samym środku niewielkiego pola znajdowało się coś na wzór grobowca, który wykonany z kamienia przypominał żółwią skorupę, gdzieniegdzie umalowaną na pomarańczowo, prawdopodobnie naturalnie utworzonymi farbami.

— A nie mówiłem? — powiedział zadowolony, podczas długiego spaceru tracąc wiarę w prawdziwość legendy. Teraz jednak był przekonany, że warto było przemierzyć gęstwinę. Podszedł bliżej znalezisk, uważnie badając teren posiadający oznaczone niewielkie groby żółwi, razem z datą śmierci oraz imieniem w dialekcie rdzennych mieszkańców Australii i - co dziwniejsze - angielskimi odpowiednikami. Jakby poza Aborygenami to miejsce służyło do hołdu składanego przez nowoczesne społeczeństwo. Zatrzymał się przy jednym, dość specyficznym. Zadbanym jak reszta, ale posiadającym zaraz obok dziwną norę, do której bezmyślnie wlożył dłoń.

— Jaja... — mruknął, kucając nad znaleziskiem. — Sam, znalazłem gniazdo — powiedział entuzjastycznie, choć daleko było tej reakcji do infantylności. Uradowany uśmiechnął się, ale nie wyjmował niczego ze środka. To mogłoby zaburzyć inkubację.



Samuel Monroe
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ AKCJI
premia Otrzymujecie jednego dodatkowego żółwia.

Ilość wylosowanych kart: 7
Zebrane żółwie: 2 + 1 = 3
Karta ochrony: aktywna
Łączny licznik postów: 9
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.

Zaufał i szedł dalej, nie mając najmniejszych wątpliwości, że ostatecznie gdzieś dotrą. Był naturalnie nastawiony, że faktycznie znajdą cmentarzysko, bo bardzo chciał je zobaczyć. Wiedział też, że Victor się przygotował i zdawał sobie sprawę, co robił. Miał tylko małe wątpliwości czy to cmentarzysko się na pewno zachowało, ale gdy jego oczom ukazała się ścieżka, to uśmiechnął się lekko, a ekscytacja wzrosła, tak jak i mocniej zabiło serce. Tym bardziej, że poczuł dotyk mężczyzny, przez co lekki uśmiech nie chciał tak łatwo zejść z jego twarzy.

Splótł ich palce razem - dla wygody, ale również, aby wyraźniej poczuć ciepło jego dłoni - a kciukiem pogładził delikatnie bok jego skórę, zadowolony z tej subtelnej bliskości. Sam spacer z Duchovicem był już niezwykle przyjemny, a w dodatku mieli w tym większy cel. Przez ostatnie tygodnie spędzali ze sobą coraz więcej czasu i chociaż na początku było to dla Samuela pewnym zaskoczeniem, to przyzwyczaił się do ich spotkań i długich rozmów. Uwielbiał słuchać opowieści grabarza, a sam rewanżował się innymi tematami, jak audycje w radiu, które prowadził lub miał prowadzić czy pisarstwo i jego dzieła literackie. Poza tym wplatał w rozmowy również nawiązania ze swojego sytuacji rodzinnej, bo to przecież była istotna część jego życia: opieka nad rodzeństwem i troski z nią związane, problemy jego braci, które starał się rozwiązywać jako prawny opiekun. Głównymi zmartwieniami na pewno była choroba Isaaka i plany na przyszłość Viper. Trudno było się w końcu pogodzić z myślą, że jego młodszego brata może niedługo zabraknąć. Czuł wsparcie chociażby w tym, że Victor potrafił słuchać. Nie oczekiwał od niego wielkiej pomocy i sama możliwość otworzenia się i posłuchania kilku mądrych rad sprawiała, że robiło mu się lżej na sercu.

Gdy w końcu dotarli na miejsce, Samuel wpatrzył się z podziwem w cmentarzysko, przeskakując wzrokiem z jednego fragmentu na drugi. Przyspieszył trochę, aby przyjrzeć się wszystkiemu z bliska.

Jesteś znakomitym przewodnikiem. Może się minąłeś z powołaniem 一 powiedział z uśmiechem, kucając przy ułożonych kamieniach, aby przyjrzeć się budowli i farbie, która ją pokrywała. Stan był niesamowicie dobry, co oznaczało że ktoś może o to dalej dbał, a ciekawscy goście okazywali należyty szacunek. Byłoby wielką szkodą, gdyby pojawił się tutaj ktoś, kto zbezcześciłby to miejsce i po prostu je zniszczył.

Jaja.

Odwrócił się akurat żeby zobaczyć Victora z ręką wepchniętą w jakąś norę. Dreszcz przeszedł mu po plecach, kiedy pomyślał, że tam mogło być cokolwiek niebezpiecznego. Podniósł się i ruszył w jego kierunku, chociaż skoro mężczyzna wyczuł jaja, to raczej nie wyskoczy na niego zaraz nic jadowitego. Trochę się więc rozluźnił, słysząc że to gniazdo.

Uśmiech 一 mruknął z rozbawieniem, kiedy po chwili zrobił mu telefonem zdjęcie, tak samo jak zaraz uwiecznił całe cmentarzysko. Szkoda, gdyby nie mieli jakiejś pamiątki, bo przecież nie wezmą ze sobą jaj.


lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
AKTUALIZACJA
statystyki Ilość wylosowanych kart: 7
Zebrane żółwie: 3 + 1 = 4 (za 10 postów)
Karta ochrony: aktywna
Łączny licznik postów: 10
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
emerytowany hitman | grabarz — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
I know what I believe inside
I'm awake and I'm alive

Nigdy nie zastanawiał się, jakie alternatywy jego życia trzymało przeznaczenie. Nie brał pod uwagę innej profesji, choć posiadał wiele pobocznych zainteresowań, a jego zamiłowanie do ciągłej edukacji rozkwitało im starszy stawał się Duchovic. Po latach ciągłej tułaczki nareszcie miał czas na robienie czegoś dla siebie. Nie musiał ukrywać się przed światem, nie podróżował z kraju do kraju w poszukiwaniu zleconych ofiar, nie zmieniał dziesiątek tożsamości podyktowanych maskowaniem. W Australii znalazł swoje miejsce, a chęć poznawania dzikiej natury oraz entuzjazm sprawiały, że idealnie odnajdywał się w roli przewodnika. Prawdopodobnym jest, że odpowiednio przygotowany zabrałby Samuela na wiele wycieczek okraszonych odkrywaniem niespotykanych wcześniej rejonów. Choć zwiedził samotnie wiele krajów Europy, Azji i nawet Ameryki Południowej, nie miał sposobności na zasmakowanie ich prawdziwego piękna. Tego żałował, wspominając ciężką, stresującą pracę najemnika.

— Może — uśmiechnął się pod nosem, uznając stwierdzenie Monroe za drobny komplement. Sięgnął do nory po żółwie jaja, chcąc je policzyć. Uważał ich aktualne miejsce za nietypowe, żeby nie mówić nieodpowiednie. Powinny leżeć zakopane w piasku i tam inkubować się przed wykluciem. Musiał być jakiś konkretny powód, dla którego leżały przykryte suchą, leśną ściółką.

Odwrócił się do Sama, słysząc dźwięk aparatu telefonu. Nigdy wcześniej nie spędzał z kimś wystarczająco czasu, aby zostać uwiecznionym na zdjęciu. Właściwie, gdyby wciąż był na czynnej "służbie", kazałby mężczyźnie usunąć jakiekolwiek oznaki jego obecności pod groźbą krzywdy fizycznej. Nachodziły go lekko paranoiczne potrzeby chorobliwej prywatności, które stłumił subtelnym wyszczerzem posłanym towarzyszowi podróży.

— Trzeba je wziąć nad wodę — postanowił, rozglądając się w poszukiwaniu matki. Nie mogła odejść daleko, bo prawdopodobnie była praktycznie sama z jajami, które mogła narazić nieuwagą na atak drapieżników. Musieli złapać ją oraz resztę niewyklutych żółwi, a potem zaprowadzić bliżej oceanu.

— Wygląda na to, że żółwica nie mogła pogodzić się ze śmiercią partnera. Jaja leżą zaraz przy jednej ze świeżych mogił. Musimy ją znaleźć — wyjaśnił, wskazując dłonią na wspominane miejsce pochówku oraz wykopaną obok dziurę na potomstwo. Czekała ich misja, która mogła skończyć się tragicznie dla zwierząt. Nie mogli zostawić ich na pastwę niebezpieczeństw. Źródło rzeki było niewystarczającym środowiskiem rozwoju tego gatunku, między innymi przez różnicę w typie wody - wszak oceaniczna była słona, a ta rzeczna słodka. To mogło doprowadzić do niechcianych chorób albo śmierci młodych żółwi, które byłyby nieprzystosowane do nurkowania na mieliźnie.



Samuel Monroe
spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.

Uśmiechnął się pod nosem, widząc wyszczerz Victora, który wyglądał po prostu jakby ten odrobinę krępował się przed kamerą, nic więcej. Samuel nie widział w zasadzie innego powodu tego spięcia, więc specjalnie się tym nie przejął, tym bardziej że zdjęcie wyszło całkiem nieźle. Schował telefon do kieszeni i podszedł bliżej, skupiając uwagę na znalezisku mężczyzny i jego dalszych słowach.

Musiał przyznać, że odrobinę rozczuliła go tak silna chęć pomocy żółwiom. Wiele, jak nie większość, osób uznałaby, że to naturalny porządek rzeczy i skoro przydarzyła się już ta mała żółwia tragedia, to tak miało być i nie powinno się tego ruszać. Victor jednak całym sobą pokazywał, że się z tym nie zgadzał. Samuel za to nie miał zamiaru do niczego go przekonywać i o cokolwiek się wykłócać. Przystał na ten pomysł i uznał, że nie ma tak naprawdę powodu, dla którego mieliby nie pomagać małym żółwiom i ich matce. To był dobry uczynek, pomocny i może nie na wielką skalę, ale wystarczyło, że był ważny dla Duchovica, a tym samym stał się ważny również dla Monroe.

W porządku. Zabezpiecz jaja, a ja poszukam w okolicy żółwiej matki. Nie będę odchodził daleko, mam nadzieję że będzie w pobliżu 一 odpowiedział, po czym również się rozejrzał, głównie za jakąkolwiek wydeptaną ścieżką. Może oddaliła się niedawno i zostawiła jakieś ślady? Ruszył się więc i zaczął obchodzić teren dookoła cmentarzyska, pozostając czujnym nie tylko na żółwice, ale i inne stworzenia, które mógł spotkać w zaroślach.

W pewnym momencie natknął się na kilka jaszczurek, które umknęła praktycznie spod jego nóg, na co zareagował szybkim zaczerpnięciem powietrza w płuca. Chyba obawiał się trochę węży, a przynajmniej bardziej, niż by się przyznał. W końcu miał odpowiednie buty i dosyć grube spodnie, ale nigdy nic nie wiadomo.

Po jednej stronie nigdzie nie zauważył żółwicy, więc odszedł nieco dalej, a potem powoli wrócił, jeszcze raz przeczesując teren. Cały czas sprawdzał gdzie dokładnie się znajduje, żeby przypadkiem się nie zgubić. Victor musiałby wtedy nie tylko szukać żółwiej matki, ale i jego. Takiego zakończenia chyba nikt by nie chciał. Zamruczał coś pod nosem, trochę tracąc nadzieję, że ją odnajdzie. Szkoda by było, w końcu przeszli taki kawał i odnaleźli te jaja, nie chciał aby ich czas i wysiłek poszły na marne.

W pewnym momencie dostrzegł skorupę i uśmiechnął się do siebie lekko. Czyżby sukces? Oby to była właśnie matka tych małych żółwi, bo inaczej byłaby to niezła porażka. Chociaż czy w pobliżu mogły być inne żółwie? Nie miał pojęcia i nie chciał dłużej nad tym myśleć. Pochylił się nad żółwicą i podniósł ją, nie przejmując się protestami, bo na pewno jej się nie spodobało, że straciła grunt.

Odwrócił się i ruszył w drogę powrotną, z ulgą przyjmując że widzi już cmentarzysko i nie odszedł jednak za bardzo w siną dal.

Zobacz kogo my tu mamy 一 odezwał się, podchodząc bliżej towarzysza, trzymając w wyciągniętych dłoniach swoje znalezisko. 一 Można jakoś sprawdzić czy to dobry żółw? 一 zapytał, bo przecież się na tym nie znał. Być może Victor też nie wiedział, a wtedy będą musieli po prostu zaryzykować.


emerytowany hitman | grabarz — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
I know what I believe inside
I'm awake and I'm alive

Podobało mu się to, że Samuel zdecydował się pomóc. Mógł odpocząć na jednej z mogił, obserwować biernie poszukiwania zagubionej samicy albo po prostu odejść, znudzony całą otoczką bezsensownej przygody. Ludzie byli różni, a ci dwaj dopiero poznawali się na wielu płaszczyznach, więc Duchovic nie był w stanie przewidzieć reakcji towarzysza na kolejny impulsywny pomysł.

— Uważaj na siebie — rzucił, gdy Monroe postanowił udać się w głąb australijskiej "dżungli" i odnaleźć powolną, gadzią zgubę. W tym czasie grabarz otworzył swój obszerny plecak i na materiale zabranej, lekkiej koszulki na zmianę zaczął układać jajka. Pomiędzy skorupy wsadził bandanę, którą dotychczas trzymał na czole jako prewencję jakiejkolwiek stłuczki podczas przenoszenia. Dodatkowo zabezpieczył wszystko folią z kanapki, którą postanowił zjeść skoro potrzebował zabezpieczenia dla bezbronnych żółwich jaj i czekał aż Sam przyjdzie do niego z jakimikolwiek informacjami.

Minęło zaledwie parę minut, a na horyzoncie objawił się podróżnik trzymający większego żółwia. Victor uśmiechnął się uradowany i wstał, chcąc pomóc radiowcowi z niesieniem zwierzęcia. Żółwie potrafiły być cholernie nieznośne, a przy tym powolne jak stare baby na pasach.

— Znalazłeś ją! — powiedział uradowany, w nagrodę za dobrze wykonane zadanie racząc Monroe krótkim całusem w czoło. Mając pod opieką całą rodzinę, mogli spokojnie wracać nurtem rzeki aż nie dojdą do oceanu. Na pytanie mężczyzny kiwnął głową, a następnie przejął gada, chcąc go dokładnie obejrzeć

— Jeśli chodzi o płeć, to jak najbardziej. Rzucę ci małą lekcją biologii — zaczął, powoli obracając zwierzaka na plecy, co nie było komfortowe dla nich obojga, jednakże konieczne jeśli chciało się sklasyfikować matkę lub ojca. Victor co prawda nie był ekspertem, ale bardzo dużo czytał i oglądał przed wyprawą. Co innego jaszczurki, w ich przypadku był profesjonalnym hodowcą, a Fabienne miała wszystkiego pod dostatkiem i nie narzekała...chyba.

— U żółwi występuje widoczny dymorfizm płciowy od około drugiego roku życia. Samice są większe, bardziej masywne, generalnie jako chłopy jesteśmy pod ich butami. Jednak łatwiej wykryć płeć za sprawą plastronu — wyjaśniał, pokazując środek dolnej części żółwia, tej miękkiej i skórzanej, która w przypadku trzymanego okazu była płaska.

— Zauważ, jeśli miałaby wgłębiony brzuch to byłaby samcem. Dlaczego? Bo to ułatwia im kopulację. No i nasza kochana matka ma krótki ogon, prawie niewidoczny. Gdyby miała dłuższy i cięższy, moglibyśmy podejrzewać ją o bycie samcem — kontynuował, systematyzując wiedzę jak co najmniej nauczyciel szkolny. Co prawda nie widział się w roli mówcy, bo tłumy ludzi w pewien sposób wprawiały go w dyskomfort, ale dla jednego słuchacza był gotów pogłębiać swoją wiedzę i przekazywać ją dalej.

— Nawet jeśli to nie ich matka, musimy zabrać ją z tego terenu. Po wykluciu zostawi je same sobie, więc najważniejsze jest zabrać je nad ocean — zakończył wywód, po chwili zarządzając trasę powrotną. Przeszli się, porobili zdjęcia, byli prawie jak Indiana Jones zwiedzający Świątynię Zagłady, tylko nie goniła ich banda starych Niemców. Miał nadzieję, że Samuelowi podobała się taka mała, niewinna przygoda, a akcję ratowania żółwi zrekompensował mu wypadem na lody z plażowej budki.


z/t x2


Samuel Monroe
ODPOWIEDZ