graficzka komputerowa — freelancerka
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
tworzy grafiki, dużo kłamie i udaje, że lubi aktualne życie
006.
Przystrajanie przestrzeni kiczowatymi ozdobami to nie jedyna aktywność świąteczna, którą Teagan kochała. Kompletowanie prezentów sprawiało jej podobnie dużą ilość frajdy — tym bardziej, jeśli mogła robić to podczas zorganizowanego jarmarku. Nic więc dziwnego, że nawet myśl o naburmuszonym Aldredzie, niedoceniającym tego otoczenia tak, jak powinien, nie zdołała Teagan zniechęcić. Nie wpłynęła ona na jej nastrój, ani tym bardziej na decyzję, by do małej torebki zapakować dwie elfie czapki.
Można wierzyć lub nie, ale próbowała ubrać się w kolorach trochę bardziej świątecznych i elfich. Przekopała większość pudeł i miejsc, gdzie zdołała, w tej nieszczęsnej, ciasnej przyczepie, poupychać ubrania. Koniec końców musiała pogodzić się z przegraną, nakładając na siebie cokolwiek innego. To właśnie z tego powodu na umówionym miejscu pojawiła się trochę spóźniona. Kiedy rozglądała się w poszukiwaniu brata, wyciągnęła z torebki czapki, które zakupiła wcześniej — a które idealnie wpisywał się w klimat, pozwalały dopasować do tłumu i — co wydawało się najważniejsze — umożliwiały także odebranie darmowego alkoholu. Naiwność, którą może i czasami się wyróżniała, nie powalała jej i tak wierzyć w to, że Aldred nałoży ją bez marudzenia. Mogli nie utrzymywać odpowiednio zażyłego kontaktu w ostatnim czasie, ale i tak zdawała sobie sprawę z jego naburmuszonej natury wystarczająco dobrze, by z odpowiednim wyprzedzeniem ułożyć w głowie przynajmniej kilka powodów, dla których powinien się poddać i po prostu pozwolić sobie ją nałożyć.
— Tutaj! — zawołała, machając wesoło ręką, by przyciągnąć jego spojrzenie. Na głowie już dumnie nosiła swoją czapkę, więc gdy pojawiła się obok niego, wyciągnęła rękę z drugim egzemplarzem. — Musisz ją nałożyć, to dostaniemy darmowy alkohol. Zgarniemy go i pójdziemy szukać — zaproponowała. Wprawdzie Aldred nie był osobą, która mogłaby marudzić na niedostatek alkoholu w życiu, ale nie stanowiło to w żaden sposób logicznego argumentu dla Tei. Podała mu więc ją, zwalniając rękę, dzięki której mogła zacząć grzebać w telefonie.
— Mam kilka pomysłów na prezenty dla niego. Pomyślałam, że to dobry pomysł, żeby dodać mu w garderobie kolorów — zaproponowała, uważając to, rzecz jasna, za wspaniały pomysł, godny zrealizowana. A jeśli dobrze pójdzie, to mogliby zadbać także o tę Aldreda, by nie prezentował się tak żałośnie i mrocznie. Drugą możliwością było zrobienie czegoś samodzielnie, słyszała, że na tutejszym jarmarku jest taka możliwość.

właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
006.
Święta były trochę magicznym okresem w roku. Nie tylko dlatego, że na desce dołączał do niego brodaty jegomość w czapce i czerwonych kąpielówkach, ale też dlatego, że życie stawało się bardziej barwne dzięki tym wszystkim ozdobom, tradycjom i całokształcie, który tworzył atmosferę jednoznacznie kojarzącą mu się z domem. Może na to nie wyglądał, ale jego łódka co roku przystrojona była aż do przesady, bo w sposób, który nieco utrudniał funkcjonowanie, ale absolutnie mu to nie robiło. Mógł się przemęczyć te kilka tygodni w ciągu roku.
Jarmark też uważał za wspaniały twór, łączący tutejsze święta z bardziej tradycyjnymi odpowiednikami z krajów, w których padał śnieg w tym miesiącu. Przechadzał się wśród budek z lokalnymi wyrobami i mniej lokalnymi napojami. Było mu zdecydowanie za ciepło na to, żeby pić grzane wino czy gorącą czekoladę. Zimnym piwkiem by za to nie pogardził, ale lojalnie czekał na siostrę, która oczywiście się spóźniała, ale dziś mu to nie przeszkadzało. Usłyszał jej głos, który byłby w stanie rozpoznać nawet w znacznie większym tłumie. Krzyczała tak wiele razy kiedy się zgubiła, bo coś okazało się bardziej interesujące od trzymania się blisko rodziców czy starszych braci. Odwrócił się w odpowiednią stronę i zaczął iść w jej kierunku. A raczej jakiegoś bardzo dziwacznie ubranego elfa. Zanim zdążył się odezwać i przywitać, Teagan zaczęła mówić. Uśmiechnął się lekko i bez słowa wziął od niej czapkę, żeby wcisnąć ją na głowę.
Jak wyglądam? — zapytał i poprawił pompon, który opadł mu na czoło. Odrzucił go na tył. Rozejrzał się w poszukiwaniu najbliższego stoiska z piwem, skoro mieli już sposób na to, żeby je dostać za darmo, a nie za niebotycznie wysoką kwotę, na widok której skakało mu ciśnienie. A młody już nie był, więc mogło się to skończyć źle. Otworzył szerzej oczy, kiedy jego siostra stwierdziła, że w garderobie Marcy’ego m brakuje kolorów. Myślał, że z wiekiem wyrośnie z prób dopasowania ich do swojej wizji świata, ale najwyraźniej pokładał w nią zbyt dużo nadziei.
Może zacznijmy od darmowego alkoholu — zaproponował jej zamiast od razu negować jej propozycję. Nie chciał się dziś kłócić ani na nią denerwować. Nie w święta. — Co jeszcze masz na tej liście? — zapytał, żeby zobaczyć czy cokolwiek z jej pomysłów się nadaje na prezent dla ich brata albo wystarczą jakieś drobne modyfikacje, żeby Marcy nie skrzywił się niemiłosiernie jak ten prezent otworzy. Liczył, że zrobi to najwyżej tak jak zwykle się krzywił. Stanęli w kolejce do budki z zimnym alkoholem. — Co pijesz? — chciał od razu złożyć zamówienie za nich oboje, żeby było sprawniej.

teagan reddington
graficzka komputerowa — freelancerka
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
tworzy grafiki, dużo kłamie i udaje, że lubi aktualne życie
Tegoroczna fascynacja Teagan świętami, była odrobinę przesadzona. Naturalnie zdawała sobie z tego sprawę i równie dobrze wiedziała, skąd się to brało, ale rozsądne wnioski nie zabijały jej przaśnego ducha świąt — pełnego kolorów, światełek i wszystkiego tego, co tylko jej w ręce wpadło. Jej ostatnia rozmowa z Marcym wprawdzie nieco jej skrzydła podcięła, budząc całkiem uzasadniony lęk, ale była już o krok od tego, by wystawić na próbę prąd w przyczepie, sprawdzając na żywym organizmie, czy był w stanie uciągnąć wszystkie te światełka, które sobie zakupiła.
Mierzyła go miarą Marcy’ego, zakładając, że wciśnięcie czapki na uszy będzie w jego głowie zgrzytało z jego naburmuszoną miną (którą chyba utrzymywał z dedykacją dla niej właśnie). Kiedy jednak tak mile ją zaskoczył, nie pozostało jej nic innego, jak tylko uśmiechnąć się bardzo szeroko, zdradzając dziecięce podekscytowanie, które odczuwała na myśl o jarmarku. Zamierzała spróbować nie tylko alkoholi, ale i potraw z odległych zakątków, zanim oddadzą się poszukiwaniu idealnego prezentu — lub po w zależności, jak to sobie z Aldredem dokładnie rozplanują.
— Bardzo elfio — zapewniła go, uznając, że mogło to służyć jako najwyższe słowo uznania. Zmrużyła oczy, próbując wypatrzeć stoisko z czymś chłodnym do picia, bo myśl o gorących, rozgrzewających napojach, gdy temperatura była tak wysoka, wydawała się absurdalna. Musieli chyba wtopić się jednak w tłum, ruszając odrobinę dalej, bo u wejścia znajdowały się przede wszystkim stragany z ręcznie wykonanymi bombkami, które — na co portfel Teagan wyraźnie się buntował — też dość mocno przykuwały jej uwagę.
— Okej, to chodźmy — zachęciła go, ruszając śmiało do przodu. Wygrzebała chwilę później z kieszeni telefon, by przejrzeć wypisane tam pomysły. — Coś zrobionego samodzielnie, tęczowe noże do krojenia, taki duży emaliowany garnek w ładnym kolorze i jakąś orientalną książkę kucharską — wymieniła wszystko to, co zdążyła sobie zapisać w drodze na spotkanie z bratem. Uważała, że przynajmniej część z tych pomysłów można było zaliczyć do genialnych, pozostałe do co najmniej bardzo dobrych. Aldred nie musiał się martwić, planując niespodziankę dla niego, również stanęła na wysokości zadania!
— Coś zimnego. Mają coś na ginie? — zapytała, zerkając. Miała nadzieję, że jej wymagania nie przerosną odrobinę tutejszych straganów, bo piwo nie należało do jej ulubionych trunków. Nawet darmowe.

właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
W przypadku Teagan całkiem sporo rzeczy było przesadzonych. Red niejednokrotnie mówił jej, że powinna rozważyć karierę ogrodniczki albo po prostu się na nią krzywił. Jednak nie w święta. Też je bardzo lubił i się tego nie wstydził. Była to jedna z nielicznych cech, która ich łączyła i być może właśnie to sprawiało, że znacznie łatwiej było im się dogadać w tym okresie. Albo to, że był w lepszym humorze dzięki sprzyjającemu otoczeniu i miał wobec młodszej siostry więcej cierpliwości oraz wyrozumiałości. Więc dzisiaj nie miała okazji widzieć jego skrzywionej miny, a zamiast tego lekki uśmiech. Na szerszy nie było co liczyć, o ile go nie rozbawi. To były tylko święta, nie cud. Nawet taki na Trzydziestej Czwartej ulicy.
Wspaniale — uznał usatysfakcjonowany. Mógł już ruszać dalej jako dziarski pomocnik Mikołaja w poszukiwaniu darmowego alkoholu. I prezentu dla ich brata, bo po to się przecież tu spotkali. Wysłuchał jej innych propozycji na to, co powinni umieścić pod choinką dla Marcy’ego i uznał, że nie są takie tragiczne, jeśli usunie się z nich takie słowa jak tęczowe czy ładnym kolorze.
Noże już ma, nie potrafilibyśmy mu pewnie kupić takich, które spełnią jego potrzeby, ale coś żeliwnego do zapiekania albo gotowania by było chyba dobre — zastanowił się na głos. Nie był znawcą gotowania, ale zdążył się zorientować, że noże były ważne i każdy kucharz miał swoje preferencje. Poza tym, nie stać ich było na takie, które mogłyby być dla niego odpowiednie, nie było ich najzwyczajniej w świecie stać. I nie znaleźliby ich na tym jarmarku. — Albo książkę kucharską, ale nie wiem czy tu jakieś będą — dodał jeszcze, rozglądając się po okolicznych straganach. Nie spodziewał się, że nagle zobaczy stoisko pełne książek kucharskich, ale chciał wyczuć tutejsze klimaty.
Zobaczymy — uznał, kiedy dotarli do początku kolejki i zagadał typa, który przygotowywał drinki. Mieli gin z tonikiem, więc wziął to dla Tei, bo nie dało się rozmawiać w zgiełku, jaki panował przy ladzie, więc nie mógł jej zapytać o zdanie. Po chwili odwrócił się do niej, żeby podać jej koktajl. W drugiej dłoni miał piwo dla siebie. — Okej? — zapytał.

teagan reddington
graficzka komputerowa — freelancerka
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
tworzy grafiki, dużo kłamie i udaje, że lubi aktualne życie
Milej byłoby, gdyby potrafili ze sobą rozmawiać częściej, niż raz do roku. Nie pchało to jednak Teagan do żadnej autorefleksji, która przypomniałaby, że była za ten brak porozumienia poniekąd odpowiedzialna. Bywała ciężkim dość człowiekiem, nawet dla najbliższej rodziny i nawet ta myśl gdzieś z tyłu głowy jej siedziała — jednak nie na tyle uporczywie, by w którymś momencie zdecydowała się nad sobą popracować. Nie zrobiła tego przecież w czasie, gdy jej związek, w który dośc mocno się zaangażowała, wisiał na wnłosku, więc wątpliwe, by pchnęło ją do tego cokolwiek innego.
— A może być w ładnym kolorze? — uparła się, krzywiąc wewnętrznie na myśl o nudnym, brązowym lub czarnym garnku. Była gotowa nie upierać się przy różu, ale jeśli tylko namierzą coś w odcieniach niebieskiego, to z pewnością ciężko będzie je to wybić z głowy. Uważała przecież, że odrobinę barw nikomu nie mogłoby zaszkodzić — czego była najlepszym przykładem, wcale ich sobie na co dzień przecież nie szczędząc. — To będzie można zamówić potem z internetu — podsunęła. Mieli odrobinę czasu, więc skompletowanie pełnego prezentu poza jarmarkiem też wchodziło w grę. Zmrużyła oczy i rozejrzała się po otoczeniu, jakby w tej chwili ją olśniło. — Albo może jakiś przepiśnik? — podsunęła. Nie była pewna, czy Marcy korzystał z takich rzeczy w ogóle, ale gdy zaczynała zastanawiać się nad tym, co pasowało do ludzi pracujących na kuchni, to jej do głowy przyszło. Nie dodawała jedynie, że takie z kwiatami na okładce. Teagan była całkiem niezła w prezenty — pod warunkiem że akceptowało się, że często wybrane przedmioty bardziej pasowałyby do niej samej, niż do osoby, którą obdarowywała.
— Bardzo okej — pochwaliła, gdy przejęła papierowy kubek wypełniony alkoholem. Napiła się go nawet, ostrożnie przepychając ku głównej alejce, żeby móc ruszyć razem z Aldredem wzdłuż straganów. — A ty masz dużo ozdób dla siebie kupionych? — zagadnęła, widząc stoisko, które wspaniale się świeciło. Mogli wykorzystać ten dzień do tego, by załatwić więcej, niż jedną sprawę. Jej samej zostało już tylko wybrać prezent dla Marcy’ego, nawet ten dla starszego brata miała już przecież pięknie zapakowany.

właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
To też by trzeba było podciągnąć pod cud. Mieli charaktery, które się nie mieszały. Jak olej i sok pomarańczowy. W tym scenariuszu on był kwaśnym, ale generalnie całkiem przyjaznym dla języka sokiem, chyba że miało się rany w buzi, a ona ciężkim, łatwopalnym olejem. Można je było zmieszać na chwilę, ale po kilkunastu sekundach znów się rozdzielały. Żaden z niego biolog, ale miało to dla niego sens i uznał, że pewne sprawy były przegrane. Byli w stanie funkcjonować we dwójkę, spotykając się od czasu do czasu i obojgu zdawało się to wystarczać, więc po co w tym grzebać, jeśli istniała szansa, że tylko tę relację pogorszą?
Granatowy? — podsunął kolor niebędący czarnym, ale też taki, który Marcy byłby skłonny zaakceptować. Starał się być ugodowy i szukać kompromisów, gdzie mógł. Jednak nie chciał też, żeby brat się skrzywił niemiłosiernie po otwarciu prezentu, a potem go nigdy nie użył, bo kolor by go bolał w oczy. Byłoby to straszne marnotrawstwo pieniędzy, których Red za dużo nie miał, bo z klubu na razie dla niego pieniędzy było mało. Musiał przeznaczać większość zarobków na utrzymanie miejsca, oferty i wypłaty dla pracowników. Także jak już miał kupić bratu porządny prezent to taki, z którego będzie korzystał. — No, wiadomo — zgodził się, bo jeśli by złożyli zamówienie dość szybko to przed pierwszym dniem świąt powinno dojść. — Przepiśnik? — powtórzył po niej, bo nie miał pojęcia o czym Tea mówi. Pomyślał w pierwszym momencie o jakiejś przepasce, ale coś mu nie pasowało do końca. Nie znał się na kucharstwie i akcesoriach do tego potrzebnych poza tymi podstawowymi, z których sam korzystał do gotowania.
Oj tak, Pearl będzie w tym roku piękna — zapewnił siostrę z iskierkami radości w oczach. Miał naprawdę super plan, który chciał wcielić w życie nazajutrz. — Zgarnąłem stare ozdoby, które znalazłem w domu Claya. Pamiętasz jak miał przez kilka lat obsesję na punkcie surferskich świąt? — zagadnął ją, żeby trochę nakreślić swoją wizję na przystrojenie łodzi, na której mieszkał.
A Ty co byś chciała dostać, Tea? — zapytał ją dość bezpośrednio. Nie przepadał za kupowaniem jakiejś pierdoły, wolał prezenty, które ktoś rzeczywiście chciał, ale nie miał pojęcia co by siostrze mogło się przydać ani co by mogła sobie życzyć. Spędzali razem za mało czasu, żeby rozmowy schodziły naturalnie na takie tematy, a na dodatek przez te lata, kiedy mieszkała z dala od Lorne rozmawiali naprawdę mało i raczej z konieczności niż dla przyjemności.

teagan reddington
graficzka komputerowa — freelancerka
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
tworzy grafiki, dużo kłamie i udaje, że lubi aktualne życie
Skrzywienie, jakie pojawiło się na twarzy Teagan dość jasno sugerowało, że w jej głowie granatowy nie do końca był kolorem. Podobnie jak czarny, czy biały — miewały one racje bytu jedynie w połączeniach, nigdy samodzielnie. Jedna, rozsądna całkiem myśl przesunęła się jednak chwilę później po jej głowie, pozwalając dojść do krótkiego wniosku, że z pewnością nie znajdą żeliwnego garnka pełnego jaskrawych kolorów i wzorów, które cieszyłyby oczy w momencie gotowania. Pokiwała wyraźnie niezadowolona głową, akceptując, że nie mogła wybierać go całkowicie pod siebie, skoro to nie ona będzie go na co dzień używała.
— Ale zapakuję w najbardziej kolorowy papier i dorzucę do środka kolorowe cukierki — postawiła warunek, który był stosunkowo łatwy do zignorowania. Sama Tea rzadko ingerowałaby w takie sprawy. Ta sytuacja pozostawała wyjątkiem jedynie z powodu ogólnego nieprzekonania, co do sugerowanego jej koloru. Pozostawało jedynie żyć z tą cichą nadzieją, że kiedyś zarówno Marcy, jak i Aldred dorosną do momentu, w którym nadmiar barw ich nie krzywił. — No taki zeszyt, gdzie się spisuje rzeczy — wyjaśniła. Sama może i była daleka od używania tego rodzaju przedmiotów, ale oglądała wystarczająco dużo TikToków o różnej treści, by dotrzeć do wniosku, że ludzie faktycznie używali tego rodzaju rzeczy w swojej kuchni. Nie potrafiła wprawdzie określić, jak zapatrywałby się na to sam Aldred, ale przecież spędzał w swojej dużo czasu, prawda? I na pewno nie wszystko potrafił robić z głowy.
— Tak. Kochałam te ozdoby — przyznała. Były kolorowe, odrobinę kiczowate i przesadzone — idealnie wpasowały się w świąteczny gust Teagan. — Mogę ci pomóc ją przystroić — zaoferowała. Kolejne, spędzone w swoim towarzystwie godziny mogłyby wystawić tę kruchą relację na próbę niby, ale jeśli tylko wyrazi taką chęć, to Tea chętnie zaangażuje się w pomoc w przystrajaniu czegoś większego, niż jej żałosna przyczepa.
— Lubię biżuterię, im bardziej kolorowa tym lepiej. Mogą też być rzeczy do gotowania, bo Marcy obiecał mnie poduczyć — przyznała. Nie była skomplikowana pod tym względem, ciesząc się raczej z większości pierdół, jakie zwykle znajdowała pod świątecznym drzewkiem. Nie stworzyła też na tyle konkretnej listy, by wręczyć mu ją teraz w dłoń.

właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
Parsknął pod nosem na widok jej wykrzywionej miny. Spodziewał się, że powie fuj albo coś w ten deseń, ale najwyraźniej udało jej się powstrzymać. I przemyśleć swoje podejście do prezentu dla Marcy’ego, skoro był on przeznaczony dla niego, a nie dla niej jednak, jak chyba do tej pory jej się wydawało. Red nie do końca pojmował tę “logikę”, ale już wiele lat temu zdał sobie sprawę z faktu, że on i jego siostra mają zupełnie niepokrywające się podejście do wielu spraw, a jego rozumienie jej postrzegania świata jest bardzo ograniczone. Jeśli nie chciał się z nią kłócić, na co obecnie nie miał ochoty, pozostawało mu tylko zaakceptować ten fakt i liczyć na to, że Teagan sama się opanuje Co też uczyniła, ku jego zaskoczeniu.
Możesz go zapakować jak tylko zechcesz — obiecał jej, ciesząc się niezmiernie z tego, że przystała na jego propozycję kolorystyczną. Dzięki temu istniała szansa, że ich brat będzie chciał tego prezentu używać. I oszczędzą sobie w ten sposób średnio miłej sceny odpakowywania podarunku, który nie miałby szansy mu się spodobać. — Przepisy? — dokończył sobie. — Marcy chyba coś tam bazgroli przy tych przepisach, więc nie wiem czy jakieś uporządkowane strony na przepisy by go nie ograniczały — zastanowił się, przypominając sobie jak kiedyś widział brata pochylonego nad zeszytem. Nie był w stu procentach pewien czy tworzył wówczas jakiś przepis na danie, ale tak czy siak wolał nie ryzykować. — Garnek i cukierki mu wystarczą — dodał, bo skoro udało im się bardzo szybko ustalić wspólną wersję, która obojgu pasowała, lepiej było przy tym nie grzebać. Tylko by mogli napsuć i prowadzić dywagacje i skończyć z czymś beznadziejnym. A ten garnek, w którym można było też zapiekać w zmywarce wydawał mu się super pomysłem, serio. Powinien pochwalić Teę podczas rozpakowywania pod choinką.
Jeśli masz chęć to możesz wpaść — odpowiedział i uśmiechnął się do niej ciepło. Czaiła się w nim co prawda mała obawa, że jego teaganometr osiągnie podczas kolejnego z rzędu spotkania z siostrą w krótkim czasie swoje maksimum i Aldred znów będzie miał jej dość, ale były święta. Mógł zaryzykować. Poza tym, we dwoje zdecydowanie łatwiej było to robić niż w pojedynkę.
Będziesz gotować w swojej przyczepie? — zapytał, unosząc swoją brew. — To może kupię Ci tęczową gaśnicę — rzucił, pół żartem, pół serio, bo jednak obawiał się, że “domek”, w którym mieszkała nie miał odpowiednio położonej elektryki, więc mogło nastąpić jakieś zwarcie. Poza tym, Tea i gotowanie na małej przestrzeni brzmiało jego głowie jak przepis na tragedię. Upił kilka łyków swojego piwa. — Ale o biżuterii będę pamiętał — obiecał jej jeszcze i zatrzymał przy stoisku z przysmakami dla psów. — Czekaj, muszę kupić jakiś świąteczny dodatek do obiadu dla Blue — poprosił siostrę i zaczął się przyglądać temu, co było na straganie.

teagan reddington
graficzka komputerowa — freelancerka
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
tworzy grafiki, dużo kłamie i udaje, że lubi aktualne życie
Było to niesamowicie ciężkie, bo przecież Teagan szczerze nienawidziła chodzić na ustępstwa. Uznała jednak, że samo znalezienie odpowiedniego prezentu było wystarczająco problematyczne, by ukrócić jednak do minimum spory dotyczące kolorystycznego doboru. Już jakiś czas temu próbowała pogodzić się z myślą, że ludzie nie umieli doceniać kolorów. Pozostawało jej po prostu wierzyć, że któregoś dnia dorosną do tego, by zrozumieć, że czarny to nie barwa, która należało wciskać wszędzie i zawsze.
Z zadowoleniem pokiwała głową, układając sobie już w wyobraźni powoli listę zakupów, która zawarłaby wszystkie, niezbędne do tego produkty. W tym pewnie i kilogram cukierków, w najbardziej tęczowych papierkach. Smak był oczywiście kwestią drugorządną.
— Może — przyznała po chwili. Gdyby miała za sobą te lekcje, o których ostatnim razem rozmawiali, to może łatwiej poszłoby jej układanie sobie w głowie tego, co w czasie gotowania byłoby niezbędne. Nie znała wcale jego nawyków, a domyślała się, że miał ich sporo, skoro nie od dziś siedział w tym temacie. — Okej, to szukamy garnka i potem cukierków może — podchwyciła, ruszając do przodu, by pokonać kolejne alejki, poszukując stanowiska, w którym znaleźliby dokładnie to, czego szukają. Miała nadzieję, że trafi się takie stoisko, bo jednak miło by było przygotować te prezenty z odpowiednim wyprzedzeniem i nie martwić się wcale, czy zamówiony z internetu, aby na pewno spełnia ich wymogi jakościowe, czy może jednak był słaby dość i w końcu braknie im czasu na znalezienie porządnego.
— Wspaniale, zajrzę i pomogę dekorować — podchwyciła wyraźnie zadowolona. Może zbierze też ozdoby, których nie wykorzystała w ciasnej przyczepie, skoro podczas zamawiania wstąpił w nią świąteczny demon, wpychając do koszyka absurdalną ilość rzeczy.
— Ta przyczepa nie jest taka mała i jest bezpieczna — uparła się. Nienawidziła jej i zgadzała się co do wszystkiego, co jej zwykle zarzucali. Nie chciała jednak przyznawać im racji, by nie ciągnąć tego tematu. Mogła się przecież wyprowadzić i zamieszkać z kimś, ale musiałaby wtedy przyznać, że jej pierwszy pomysł był co najmniej beznadziejny. A tego nie mogła zrobić. — Okej, ja sobie dopiję drinka i popatrzę za cukierkami — dodała, zerkając na stragan obok, na którym wesoło uśmiechająca się kobieta miała pełen wybór czekoladek, landrynek i mnóstwa innych słodyczy, którymi mogła wypełnić prezenty braci. Dlatego kiedy Aldred szukał czegoś dla Blue, Tea przebierała w słodyczach, wybierając kolejne kolorowe cukierki.

właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
Jak na kogoś, to tak bardzo lubił kolory, widziała świat bardzo na czarno-biało. Red doceniał kolory, wiedział, że istnieją inne niż czarny i ciemne odcienie innych barw, ale nie oznaczało to, że chciał je wszędzie wciskać, tak jak czyniła to ona. Marcy też nie był jakimś emo dzieckiem, które nosiło tylko czerń. Trochę więc Tea przesadzała z tymi próbami ubarwienia ich życia by pasowało do jej standardów.
Pokiwał głową, bo właśnie tego mieli szukać. Chociaż obstawiał, że na jarmarku to znajdą tylko cukierki, po garnek będą musieli się zwrócić ku internetowi. Nie był w tej kwestii takim optymistą jak ona, ale też nie był tak pesymistycznie nastawiony do zamawiania z jakiegoś sklepu online. Uśmiechnął się do niej, kiedy przyjęła jego zaproszenie.
Jutro koło jedenastej? Na szesnastą muszę jechać do klubu — zaproponował godzinę i napił się swojego piwa. Jego tryb życia zmienił się diametralnie odkąd przejął stery w The Woolshed. Zaczynał pracę albo w okolicach południa, kiedy musiał ogarniać dostawy i temu podobne albo po piętnastej, kiedy szykowali się by otwierać drzwi dla klientów. W niektóre dni miał wolne albo robił sobie wolne, jeśli nic na miejscu nie wymagało jego uwagi, a bar był w pełni obsadzony. Wówczas tylko kręcił się wszystkim pod nogami i bardziej przeszkadzał niż pomagał jak na razie. A nawet jak opanuje stanie za barem to co za dużo tam ludzi to niezdrowo. Po co było się przepychać i ryzykować, że przygotowywane drinki będą rozlane albo ktoś skończy z nożem w udzie?
Mhmmm — mruknął przeciągle i nie dodał, że czołg mu tu jedzie, odchylając dolną powiekę. Wykazał się naprawdę dużą ilością silnej woli w tym momencie. Nie miał zamiaru się z nią o to kłócić. Nie mógł kazać jej zmieniać miejsca zamieszkania na jakieś, które przeszłoby inspekcję sanitarną. Była dorosła, wiedziała co robi. A nawet jeśli nie wiedziała to uparcie odmawiała przyjęcia swojej niewiedzy do świadomości.
Ok — rzucił, przystając na jej plan i wybrał stosowne smaczki dla swojego psa, a potem dołączył do Teagan, która zdążyła wybrać całe mnóstwo nieziemsko kolorowych słodyczy, żeby zapełnić nimi co najmniej pięć takich garnków jak planowali kupić dla Marcy’ego. Red obstawiał, że będzie musiała zjeść większość sama albo rozdawać je w przyszłym roku na Halloween dzieciom. O ile jakieś będzie się chciało zapuścić do jej przyczepy. O ile ta nie spłonie w pożarze podczas gotowania jakiegoś posiłku…
W każdym razie, skończyli z cukierkami, bez garnka, ale kiedy chodzili dalej wśród straganów, zaczęli go szukać na Amazonie i temu podobnych stronach. Wyglądało na to, że Święta były pod tym względem uratowane.

koniec, teagan reddington
ODPOWIEDZ