Prywatny detektyw — znudzony śledzeniem niewiernych żon
36 yo — 201 cm
Awatar użytkownika
about
I don't stalk, I investigate
#2

Gilbert większość swojego zawodowego życia spędzał za kółkiem. Niekoniecznie jeździł samochodami, ale siedział w nich, przyglądał się, pił kawkę i przeglądał wiadomości na telefonie. Do bycia detektywem potrzeba było nie tylko umiejętność dedukcji i łączenia faktów, ale także twarda dupa, aby odciski się na niej nie zrobiły i anielska cierpliwość. On ją posiadał, na całe szczęście. Był generalnie dobrym człowiekiem, na takiego wychowali go rodzice, może w nieco starodawny sposób. Nie lubił marudzić, zwłaszcza jeśli sprawa, która mu uwierała była zależna od niego. Wolał się wziąć do roboty i samemu wziąć sprawy w swoje ręce.
Można by rzec, że jego praca jest nad wyraz nudna, ale on ją kochał. Może i większość czasu brakowało fajerwerków, ale jak już zaczynało się coś dziać, to od razu z pierdo... nięciem. Tak było i w tym momencie. Może i siedział w tym samochodzie już od dwóch godzin, czekając aż obserwowany przez niego mężczyzna wyjdzie z biura, ale w końcu to miało miejsce. Gość wydawał się być wyjątkowo śliski i obrzydliwy, a podejrzewany był nawet o coś gorszego niż zdrady. Odłożył telefon na miejsce pasażera, aby móc się włączyć do ruchu za uberem, czy innym boltem, do którego wsiadł obserwowany. Jechał za nim spokojnie przez większą część miasta, jak i dziesiątki samochodów o takiej porze. Dlatego też nie wyglądało to ani trochę podejrzanie, do momentu aż nie wjechali na parking. Było to miejsce, gdzie parkowali goście wielu miejsc. Były tu sklepy, kręgielnia, którą doskonale znał, ale także domy mieszkalne, plus pewnie parę biur także. Naprawdę trudno było zgadnąć, dokąd typ się wybierał, a to było dla niego ważne. Na podstawie takich informacji odwalał drugą część swojej roboty, czyli dedukowanie jaki powinien być jego następny ruch, aby w końcu dojść do tego, po co go zatrudnili.
Jednak było to miejsce dość popularne, wolnych miejsc na parkingu nie było wcale tak dużo. A żeby mieć dobry widok, należało mieć podejrzanego na oku. Niestety, taksówki miały to do siebie, że mogły klienta wyrzucić w każdym dowolnym miejscu, ale każdy inny zatrzymujący się choć na minutę już spotykał się z dźwiękiem klaksonów i niezadowoleniem reszty samochodów. Starając się mieć mężczyznę na widoku w tylnym lusterku, starał się też zaparkować w pobliżu. Mógł mieć zeza rozbieżnego, by to osiągnąć, ale miał tylko dwoje oczu i mając jedno oko na Maroko, a drugie na Kaukaz, nie mógł widzieć wszystkiego, bo pozostawała spora część globu do ogarnięcia. Więc i całego parkingu nie widział. Wjechał gwałtownie na pierwsze wolne miejsce, które tylko zauważył i dopiero wtedy usłyszał pierwsze dźwięki klaksonu skierowane w jego stronę. Niesłusznie z resztą! Może nie uważał się za idealnego kierowcę, ale tym razem naprawdę nic nie wymusił! Wjechał gładko, nie przecinając drugiego pasa jazdy, co mógł zrobić źle?! -No co?-zapytał, zerkając w tylne lusterko. Chwycił telefon, naciągnął bejsbolówkę na głowę i wyszedł z samochodu, widząc że inne auto stoi wciąż z włączonym migaczem. Zupełnie jakby kierowca oczekiwał, że Gilbert grzecznie uniesie łapki w geście poddania i grzecznie wyjdzie, zwalniając miejsce. No litości... Wzruszył tylko ramionami tak, by osoba siedząca w środku to zauważyła i skierował się w stronę jednego z budynków. A przynajmniej taki miał zamiar.

leonie rochester
pielęgniarka ratunkowa — w szpitalu w Cairns
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Czasem na oddziale ratunkowym bywa tak, że braki kadrowe i idiotyzm ludzi nie znają granic; skutkiem czego pracujesz kilkadziesiąt godzin w tygodniu, całkowicie rezygnując ze swojego życia i szansy na jakiekolwiek relacje czy wypoczynek.
Tak jak Leonie.
Właśnie zakończyła kolejny osiemnastogodzinny dyżur w serii, bez ani jednego dnia wolnego. Marzyła tylko o tym żeby jechać do domu, ale, jak to zwykle bywa, dorosłość wrogiem radości - musiała jeszcze ogarnąć parę rzeczy przed powrotem do miasteczka. W fazie głębokiego wkurwienia na cały świat i swoje wybory objechała parking siedem razy szukając miejsca, aż WRESZCIE jedno się zwolniło.
Sprawnie podjechała do tej wymarzonej pustej przestrzeni, w której mogłaby zostawić auto i iść spokojnie zrobić zakupy. Najwyraźniej jednak... Ktoś jej się WEPCHNĄŁ. Niepisana zasada życia w społeczności kierowców nakazywała respektować KOLEJKĘ. A kolejka była taka, że Leonie była tu PIERWSZA i czekała na to miejsce DŁUŻEJ. Mogłaby się też kłócić, że na miejscu zależało jej BARDZIEJ. Nic nie wiedziała o typie w czapce, poza tym że wyglądał jak z serialu "you" który zmaniaczyła na netfliksie.
- No chyba sobie żartujesz - warknęła wściekle obserwując, co typ wyczyniał, bo to przechodziło LUDZKIE POJĘCIE. Wysiadła z samochodu, wyraźnie zdenerwowana jego pytaniem - gdyby ta sama sytuacja zdarzyła się innego dnia, pewnie wzruszyłaby ramionami i spisała miejsce na straty. Dzisiaj jednak miała dosyć wszystkich i wszystkiego, około zerową cierpliwość i nie potrafiła sobie odnaleźć ani grama chęci na wyrozumiałość wobec mężczyzny. - Czekam na miejsce od dziesięciu minut. Od razu podjechałam, gdy się zwolniło, a ty się wpieprzyłeś - celowo, czy nie patrzyłeś w lusterka? - może nie przedstawiała się teraz z najlepszej strony, ale pokłady sympatii i opiekuńczości zostawiła na szpitalnym oddziale. Teraz była zła i głodna, a to oznacza, że Gilbertowi dostawało się bardziej niż to było warte. Koniec końców szkoda nerwów obojga na kłótnię o parking - rowerzyści nie mają takich problemów, Leonka powinna zrewidować swój wybrany środek komunikacji. - Słuchaj, wyszłam z pracy po prawie dwudziestu godzinach, jestem wykończona, nie mam czasu na to... - pomachała przed sobą ręką w bliżej nieokreślonym geście. - ... To wszystko, więc zwolnij, p r o s z ę, moje miejsce i poszukaj sobie innego.
To przecież było jedyne prawidłowe rozwiązanie sytuacji, prawda? Nie brała za bardzo pod uwagę jego potrzeb w tej chwili. Nie zastanawiała się, czy też się spieszył, czy też długo pracował, czy co mogło nim kierować. Tak długo jak on miał wy-kierować autem poza miejsce parkingowe które sobie wypatrzyła, reszta była jej obojętna.

Gilbert Zeimer
Prywatny detektyw — znudzony śledzeniem niewiernych żon
36 yo — 201 cm
Awatar użytkownika
about
I don't stalk, I investigate
Każda swoja praca ma swoje plusy i minusy, każda może spowodować, że traci się nerwy, czy wręcz chęci do życia - nie można mówić, że jeśli nie pracuje się w tej, a nie innej branży, t ma się sielankę i to tak naprawdę nie są ciężkie dni, a marudzenie i robienie z siebie ofiary. Gilbert wiedział, że jego profesja nie umywa się do pracy policjantów, czy strażaków, wojskowych czy choćby lekarzy i innych pracowników medycznych, ale nie da się powiedzieć, że jest jak pogodynka, której nikt nigdy nie pociągnie do odpowiedzialności, jeśli powie złe przewidywania na temperaturę następnego dnia. Zeimer potrafił być podenerwowany, potrafił być zmęczony i rozdrażniony, potrafił się spinać niczym agrafka.
Niepisana zasada, a właściwie prawo ulicy mówiło jedno - jest wolne miejsce na parkingu, to korzystaj. Nie ma co się rozglądać dookoła siebie, czy nie ma innej osoby, która myśli może o zaparkowaniu. Nie był dupkiem, nie nacisnął na gaz, byle tylko wjechać pierwszy, nie zajechał drogi, nie wymusił. Ot, nie zauważył drugiego samochodu. No sorry, ale nie zamierzał traktować tego jako największy błąd, jaki popełnił w swoim życiu! Ani nawet w ostatnim roku.
Gdy kobieta wyszła z auta, czy tam darła się przez otwarte okno, tylko spojrzał na nią, jednak obserwując, gdzie jego cel się oddala, do którego budynku, dokąd on też się spieszył. -Nie wybacz, nie czułem potrzeby przypudrować sobie noska-powiedział, bardzo brzydko nawiązując do stereotypu, jakoby panie za kierownicą tylko w tym celu używały lusterek, którymi dzisiejsze auta były naszpikowane. Zazwyczaj Zeimer nie był ani szowinistą, ani świnią, ani nawet wyjątkowo sarkastycznym człowiekiem, ale też nie był chodzącym aniołem, który zawsze jest grzeczny i dobrze wychowany. Wiedział, że to co powiedział było złośliwe, więc uznajmy, że to trochę zmniejsza jego winę.
-Wybacz, jestem teraz w pracy-powiedział krótko, dalej rozglądając się na lewo i na prawo, aby jednak kłótnia z jakąś inną kierowczynią nie kosztowała go kilku godzin siedzenia na dupie i śledzenia swojego obiektu. Właściwie, to uznał, że ta cała rozmowa jest już zakończona, więc tylko ostentacyjnie wyciągnął kluczyk z kieszeni i zamknął zdalnie samochód, co było jednoznaczne z faktem, że nie ma opcji, by teraz grzecznie się wycofał.

leonie rochester
ODPOWIEDZ