malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
  • 5.
Promyki słońca odbijały się o ciemną skórę.
Paliło dziś niemiłosiernie.
Trzydzieści sześć stopni wirowało pomiędzy budynkami śląc na mieszkańców miasteczka gorącą zagładę, jednak oni byli do tego przyzwyczajeni, gorzej z turystami których Pam mijała przejeżdżając na rowerze wzdłuż klifu niedaleko plaży. Zmęczeni, wręcz wycieńczeni wylegiwali swe ciała na piasku - co jakiś czas można było dostrzec, jak niektórzy z całym impetem wbiegają do równie ciepłego morza - chcąc choć na chwilę się w nim schłodzić. Zabawny widok, świadczył jako typowy urok Australii.
Jechała spokojnie równolegle do ścieżki rowerowej, ubrana w jasną, cienką sukienkę - a na nosie gościły przeciwsłoneczne okulary, a w uszach znajdowały się dwie słuchawki - a w nich rozbrzmiewała stosunkowo do sytuacji spokojna muzyka Jonny'ego Tobin'a.
Wycieczka Pameli - miała dziś swój cel, planowała dostrzec do domu męża - co jednoznacznie brzmiało dziwnie i przerażająco, w końcu to był też jej dom, w którym spędziła najpiękniejsze dni swojego życia. Dom gdzie wychował się Jace i w którym urodziła Liberty. Miejsce które zwiastowało ciepło i bezpieczeństwo. Dom w którym mieli się zestarzeć.
A teraz czym było? Co ukazywało? Rozpacz? Stratę?
Może pustka pasowała tu jako idealnie odzwierciedlenie - dojeżdżając do posiadłości nie było słychać radosnego śmiechu dzieci, nie było czuć wylewającego się z okna zapachu pieczonego ciasta, a nawet szczekanie HotDoga nie brzmiało tak zaciekle jak wtedy gdy mieszkali wszyscy razem. Jakby nie miał już czego bronić. Zapewne wiedział, że z jakąkolwiek zagrażającą życiu sytuacją Ephraim - poradzi sobie sam, niżeli mama z dwójką małych urwisów.
Wiedziała, że męża nie ma w środku - zabrał dziś dzieciaki do sanktuarium motyli. Może właśnie dlatego przyjechała? Konfrontacja z ukochanym w miejscu, które niegdyś należało tylko do nich wprawiało w niej zawziętą walkę o to co zniszczyła - do czego doprowadziła kochając dwóch mężczyzn jednocześnie. Bo kto tak robi? Kto będąc oddany jednej osobie, pozwala sobie na szukanie doskonałości w kimś innym?
A co jeżeli te uczucie było w niej zawsze?
Co jeżeli kochając Keith'a pokochała podobną miłością Epharim'a?
A co jeśli...
Dlaczego?

Zawahała się łapiąc za klamkę. Choć się wyprowadziła, w małej torebce zawieszonej przez ramię wciąż posiadała klucze. Zajadaniu psa nie było końca. Wzięła głęboki wdech i ostatecznie przekręciła klucz w zamku. W pierwszym momencie poczuła się jak intruz, przebiegły - próbujący przecisnąć się do środka mieszkających tu osób. Okrutne uczucie sprawiające, że dreszcz przeszedł po jej plecach - w chwili gdy otworzyła drzwi, nie udało się jej nawet zareagować albowiem HotDog zdążył wskoczyć w jej ramiona. Ogromna siła oraz ciężar psa sprawiła, że musiała złapać się framugi by nie upaść. - Cześć psinko. - rzuciła na tyle pieszczotliwym tonem głosu, iż zwierzak mimowolnie z niej zeskoczył, zaraz jednak ukucnęła by przez krótki moment go wygłaskać. Łasił się niemiłosiernie. Nie była tym zaskoczona, odkąd poprosiła męża aby na jakiś czas się nim zajął - rzadko kiedy się widywali, psiak albo spędzał czas z Eph'em albo niekiedy wpadł z nim do dzieci. Mimo to, że był mądrym zwierzyną - jednakże miał w sobie jeden minus, którego Pamela nie mogła zwalczyć. HotDog słuchał tylko Epharim'a - i kiedy on był w pobliżu - wszystko wydawało się w porządku, lecz gdy znikał - pies robił na co tylko miał ochotę. Prośby, groźby - krzyki - nie było sposobu, by móc go przekonać - być może traktował Pam bardziej jak swoją mamę niż właścicielkę, albo skubaniec wiedział, że nigdy w żaden sposób by nie potrafiła go skrzywdzić.
Zanim weszła na górę, z początku nasłuchiwała - jednak cisza górowała nad harmonią. W środku było czysto, wydawać się mogło, że o wiele czyściej niż brunetka tu panowała - nawyk wojskowego. Nie planowała grzebać, jedynie zabrać kilka rzeczy, nawet nie swoich - tylko Jonathan'a - który jak to typowy chłopiec na ostatnią przyznał się mamię do jutrzejszego przedstawienia. Wdrapała się po schodach - prosto do ich sypialni. Równo zaścielone łóżko, ale nie w ten sposób jak ona. Wniosek: nadal tu spał. Na buzi Burnett zagościł cień uśmiechu. Dopiero wtedy spojrzała wyżej, na lustro znajdujące się nad łóżkiem, a w niej postać - znajdująca się tuż za nią, w pierwszej chwili nie była w stanie poznać. - Kurwa! Ja pierdole! - druga czynność próba znalezienia ostrego przedmiotu - nauka męża. By zaraz ciemnymi tęczówkami odnaleźć twarz drugiego intruza mężczyzny. - Becky?! - w normalnych okolicznościach zapewne rzuciłaby mu się w ramiona. Ot tak, po przyjacielsku, lecz teraz nie tylko będąc przerażona, ale również zaskoczona bacznie obserwowała towarzysza. - Kiedy przyleciałeś? - udało jej się wypowiedzieć jedyne, kolejne pytanie zanim całkiem znieruchomiała.


abraham goldschlag
ambitny krab
.
lekarz w marynarce wojennej — royal australian navy
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
003.

Promienie z całą swoją bezczelnością, uporczywie próbowały się przebić przez zasłony w pokoju gościnnym, w którym gospodarz pozwolił zamieszkać swojemu wieloletniemu druhowi oraz jego wiernemu, czworonożnemu kompanowi.
Becky nie przewracał się nawet z boku na bok - wiedział, że Ephraim spędzał dzisiaj dzień z dzieciakami, dlatego niespecjalnie ruszał się z miejsca. Chociaż należał do osób aktywnych teraz marzyło mu się błogie lenistwo. Niemalże z zamkniętymi oczami zrobił to, co absolutnie konieczne przy psach - chyba wciąż nie umiał poradzić sobie z jetlagiem. Bo ponownie leżał w łóżku, z Rogerem w nogach, któremu - szczególnie w tak ciepły dzień - odpowiadało lenistwo właściciela, zamiast kilometrowych, pieszych wycieczek i jakichś niepoważnych zabaw z piszczącymi piłkami. Nie w taki ukrop!
Powieki same kleiły się do siebie i prawdopodobnie gdyby Ephraim wraz z dziećmi wrócił wcześniej, to Libbie i Jace mogliby z wujka urządzić sobie trampolinę, a wątpliwym było, aby chociaż przeciągnął się z tego powodu. Poza tym podniesienie się z łózka oznaczało podejmowanie decyzji, których niczym małe dziecko, próbujące wymigać się od przedszkola, chciał unikać. Bo chociaż nie mówił o tym głośno to brak swoistej przystani dawał mu się we znaki. Powoli wchodził w etap życia, w którym każdy z jego marynarskich braci zaczynał zostawiać go w tyle. Coraz częściej, zamiast na posiadówkach w barach, spotykali się na grillach urodzinowych jednego z ich dzieci, weselach albo rocznicach. A on dalej pozostawał kawalerem bez kawałka podłogi, który mógł nazwać swoim. Dlatego - na pierwszy rzut oka - łódź Balmonta seniora zdawała się idealnym rozwiązaniem. Nadawała się do zamieszkania i wystarczyło trochę tchnąć w nią życie. Natomiast problem stanowiło nazwisko poprzedniego właściciela. Nie chciał mieć z tą rodziną nic wspólnego - odepchnięty wtedy, kiedy najbardziej ich potrzebował chciał solą morską i bielą lekarskiego kitla zmyć siebie dziedzictwo Balmontów. Jedynie dla brata zostawił uchylone drzwi. No właśnie - brata, którego stan również powinien mu zaprzątać myśli i w istocie zaprzątał, ale jednocześnie obarczał barki poczuciem winy. Dlaczego dopiero teraz? Dlaczego tak późno? Echo najpierw rzekomej śmierci bliźniaka, potem jego odnalezienia, dotarło aż do jednej z baz w Zatoce Perskiej, w której stacjonował Becky.
Czy warto było postawić krok w stronę osiedlenia się i złamać w złości wypowiedzianą obietnicę?
Balansując gdzieś między jawą a snem, dodatkowo pogrążony w myślach, początkowo nie słyszał kroków stawianych w głębi domu. Nawet szczekanie Hotdoga nie zrobiło na nim wrażenia. Dopiero jeszcze tłumione warczenie Rogera oraz wyraźniejsze dźwięki sprawiły, że otworzył oczy i wyślizgnął się z łóżka. Wyszedł z pokoju całkiem powoli, próbując jeszcze przebić się przez rozmazaną warstwę i dostrzec godzinę. To niemożliwe, żeby Ephraim już wrócił do domu. Hotdog ponownie zaczął szczekać, ale jakoś tak wesoło? Zmarszczył brwi i ruszył w stronę pokoju, który stanowił sypialnię Ephraima i Pam (chociaż swojego przyjaciela dużo częściej zastawał na salonowej kanapie). Zmarszczył brwi i zerknął zza futryny. A kiedy zorientował się do kogo należy drobna sylwetka pochylająca się nad jedną z szuflad, odetchnął i oparł się ramieniem o framugę drzwi. Z czystej przekorności, która wynikała nie tylko z wyraźnego obrania stron w konflikcie, który go nie dotyczył, ale także z charakteru samego Abrahama, ten nie odezwał się słowem, dopóki Pam nie ujrzała jego odbicia w tafli lustra.
Na widok jej gwałtownej reakcji uśmiechnął się głupkowato i przeczesał palcami włosy do tyłu. - A kto niby? Jezus? - w sumie w obecnym stanie nawet przypominał ikony Chrystusa. Przetarł uczy i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Nie miał zamiaru wykonywać pierwszego kroku. Nie chciał się też kłócić - nadal pozostawała matką jego chrześnicy. - Kilka dni temu, jeszcze walczę z jetlagiem - odparł całkiem minimalistycznie. - Eph nie wspominał, że wpadniesz - dodał po chwili. Jednocześnie, w ślad za Abrahamem do środka wszedł Roger, ciekaw nowego przybysza. Pies jednak usiadł obok nogi swojego właściciela, nie ruszając się na krok. Czuć było z jego strony dystans. I nie powinno to dziwić. Czasem miało się wrażenie, że Ephraim i Abraham to dwie różne skrajności jednego człowieka. Beck poświęciłby dla niego wiele, może nawet i wszystko. I nie rozumiał jak mogła zrobić to w taki sposób. Chociaż akurat jego ludzka okrutność - i fizyczna, i emocjonalna - nie powinna dziwić.

pam burnett
ambitny krab
lenny
ernest, larabel, jose, jolene, priscilla, nova
malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
Nie uważała, że łamię wypowiedziane przez wiatr zasady.
Przychodząc do domu męża w to miejsce - postrzegała je jako nieskazitelny cel do którego ze wszystkich sił powinna dążyć. W głowie Pameli - dokładnie od haniebnego czynu, rozpoczęła się zawistna walka; czy istniała jeszcze dla nich szansa? Czy separacja była ostatnim czynnikiem przed ich upadkiem? Trudno jest stwierdzić dane rozmyślenia - jednak względnie grasowały pomiędzy małżeństwem realia. Jednym i najważniejszym z nich było wyłaniające się z powierzchni - zatłaczające, odrzucające wręcz duszące poczucie bezradności. Niewierność jest łamiąca - krzywdząca, a w niektórych sytuacjach może prowadzić do autodestrukcji; więc dlaczego to zrobiła? Dlaczego wzięła na siebie odpowiedzialność wyniszczania drugiego człowieka? Co zmieniło się w Pam, że zdecydowała się pójść drogą udręki?
A może powinno być zadane zupełnie inne pytanie?
A może na wszystkie pytania była tylko jedna odpowiedź?
Miłość.
M i ł o ś ć.
Czy da się kochać dwie osoby jednocześnie? Tak samo?
Nie. Na pewno nie.
Kto nim był? Kto wygrał ten bój?
Cisza. Nie umiała wybrać. A może już to zrobiła? Być może nieświadomie wyrzucając wszystko (fizycznego, niestety nie z umysłu) co łączyło ją i Keith'a - na horyzoncie pozostał tylko, jedynie, aż, na szczęście Ephraim. A jeśli już wcale go tam nie było?
Mógł nie wybaczyć - zakończyć to, czego ona nie potrafiła - wziąć odpowiedzialność - za to czego ona nie potrafiła. Zmierzyć się z tym bólem, stratą - krzywdą spowodowaną przez najbliższą mu osobę - wyjść na prostą - już bez niej. Może właśnie na to zasługiwał - na życie bez niej - oraz tej udręki - był dobrym mężczyzną, być może nawet zbyt doskonałym. Na nią - na to co roiło się w jej umyśle - na to, że nie potrafiła przezwyciężyć swojej przeszłości - że ta przeszłość wciągała ją w swój wir, raz za razem demolując wszystko co wspólnie stworzyli.
Mógł wybrać kogoś lepszego - kobietę godną, uczciwą - niezwyciężoną, poukładaną, taką która nie zaprzepaściłaby każdej wspaniałej chwili na rzecz zmory, zjawy uwzględniającej w niej uczucie podniecenia - tego co miała i z czego zrezygnowała.
A jednak wciąż w tym tkwili. Wspólnie. Razem. Ramię w ramię.
Będąc w środku, pośród tych wszystkich mebli, pastelowych kolorów - nie czuła zagrożenia. Ten dom nadal był dla niej domem - pełnym harmonii, spokoju i ciepła - mimo iż brakowało tu śmiechu dzieci - przeróżnych zapachów - czy włączonego na full telewizora, od tak - aby leciał w tle - bezpieczeństwo wciąż górowało. Właśnie dlatego ją zaskoczył - nie wyczuła jego obecności - uwięziona we własnym umyśle oraz w skupieniu przeszukiwaniu szafy - nie spodziewała, że ktokolwiek napotka ją na węszeniu - choć wcale do końca to nim nie było.
A kto niby? Jezus?
W sprzyjających jej okolicznościach zapewne by się roześmiała, zawsze uważała przyjaciela męża jako bardziej rozluźnionego z tej dwójki - jednak teraz, po wszystkich wydarzeniach jakie ich spotkały - w które pewnie Abraham był wprowadzony - pozostało brunetce jedynie delikatnie uniesienie kącików warg. - Nie mówiłam mu, że dziś wpadnę. - odpowiedziała na krótki moment zerkając na Rogera - niepewność automatycznie pojawiła się w oczach Burnett. - To nie było zamierzone, Jace ma za dwa dni przedstawienie... - zaczęła powracając spojrzeniem do mężczyzny. - A zostawiłam tu sporo materiału... - jak się wyprowadzałam. - Po co kupować nowe. - dodała by zaraz włożyć do torby kilka starych szmat. - Dobrze Cię widzieć. - pomimo upiornego, a zarazem przerażającego ją spotkania - Pam posiadała swój naturalny dryg do pozostawania miłą. Dlaczego miałoby być inaczej?
W końcu to ona zlekceważyła przysięgę - poszła w ramiona innego, zapomniała co to oznacza słowo „żona” - nic dziwnego, że był krytyczny - nie byłaby wcale zdziwiona, że nie pałał do niej sympatią - bo ostatecznie to i tak Pamela będzie musiała z tym żyć - mierzyć się już wiecznie.
- Na długo przyleciałeś? - rzuciła z wyczuwalną niepewnością kierując się w stronę wyjścia - w słowach kobiety można był też dostrzec nutkę niezręczności, albowiem kierowało ją poczucie wstydu i całkowitego zagubienia.
Jednego była tylko pewna.
Nigdy nie planowała skrzywdzić Ephraim'a.

abraham goldschlag
ambitny krab
.
lekarz w marynarce wojennej — royal australian navy
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie rozumiał.
Nie umiał pojąć, jak znaleźli się w tym miejscu.
Owszem, nie powinno go to obchodzić, nie w sposób w jaki go obchodziło. Tylko, że przez znaczną część jego życia Ephraim był mu personą najbliższą do figury brata. Szczególnie w czasie, kiedy otoczony był rażącą po oczach bielą i sterylnym środowiskiem szpitala. Stąd myślał o rodzinie Burnettów jako o najbliższej rodzinie - a w tym scenariuszu i w oczach Abrahama, Pamela występowała jako jednostronny i jedyny złoczyńca w tej historii. I nie chodziło tylko o braterski kod zapisany w męskiej przyjaźni. Nie, ponieważ kiedy uczynili go ojcem chrzestnym Libbie, kiedy powierzyli mu ten obowiązek opieki nad drugą osobą, ochroną, on wziął to na poważnie. Nie tylko z uwagi na słowa wypowiedziane podczas ceremonii, ale także te wypowiedziane między nim a Ephraimem, przy akompaniamencie szkła szklanek i długiej, pełnej przykrego zrozumienia ciszy. I chociaż sytuacje malowały się zupełnie inaczej, Abraham na własnej przekonał się jak wiele zła mogą wyrządzić decyzje podejmowane przez dorosłych na dziecku. I jeżeli przysięgał chronić Libbie, to miał zamiar robić to w każdym scenariuszu.
Może nie znał tego rodzaju miłości, którą kiedyś (nadal?) mieli Burnettowie.
I chyba pogodził się, że nigdy jej nie zazna.
To jednak nie sprawiało, że łatwiej patrzyło mu się na rozpad ich rodziny.
Owszem, zawsze się różnili, ale ich małżeństwo, ich rodzina sprawiała, że nawet wpadając na krótkie odwiedziny czuł, że ma dla siebie miejsce, że gdzieś jest ktoś kto i jego nazywa rodziną. I nie umiał zrozumieć czego mogło brakować Pameli.
Ale może to on, żyjący w świecie fantazji? Żyjący iluzją?
Zwyczajnie nie rozumiał, jak ktoś dobrowolnie - bo przecież nie pod wpływem nacisku osób trzecich - może z tego zrezygnować. Samolubnie. O Abrahamie można było powiedzieć z pewnością wiele rzeczy, ale samolubność nie była jedną z nich. Z bólem patrzył na Jonathana, chłopiec miotał się, targany emocjami niby chorągiew na porywistym wietrze, nie wiedząc w którą stronę się zwrócić. Widział ile bólu sprawia to Ephraimowi. I tylko czas chronił ich przed dostrzeżeniem podobnego buntu w oczach Liberty.
Tak - to miejsce było dziwnie ciche bez dzieci, do których obecności przyzwyczaił się chyba każdy. Do ich śmiechu, do porozrzucanych zabawek. Teraz? W pokoju dziecięcym najczęściej przebywał Hotdog, wciąż chcąc chronić najmłodszych członków rodziny. Rodziny, która rozpadała się na ich oczach.
Wyczekująco patrzył na Pamelę.
I skinął głową. - Trzeba było pukać, oszczędziłabyś nam zawału - odparł, siląc się na naturalną lekkość, która zawsze gościła w głosie Becky. Roger - widząc, że jego pan nie zwraca uwagi większej na Pam - wycofał się do sypialni gościnnej, która na jakiś czas stała się miejscem Abrahama. - Masz wszystko? -zagadnął. Ostatecznie złość opadała, kiedy mierzył się z nią twarzą w twarz. Dużo łatwiej było chować w sobie złość na odległość. Przyglądał jej się przez chwilę i nieco wycofał się z wejścia do pokoju, nie chcąc go blokować, gdyby musiała przemieścić się dalej. - Ciebie też, Pam - odparł po chwili. Bo ostatecznie - przed tym wszystkim - dogadywali się świetnie. Obydwoje rozumieli potrzebę wolności i wychodzili poza schematy. Ale tylko jedno z nich ze swojej potrzeby wolności zraniło inną osobę. Bo czy to miało znaczenie czy specjalnie? Ostatecznie mleko się rozlało, szkody nie można cofnąć. Nawet posprzątanie bałaganu wciąż zostawia pustkę w tym cholernym kartonie na mleko.
- Możliwe, że na stałe, jestem w trakcie przygotowania swojego miejsca - poinformował ją, siląc się na lekki uśmiech. W końcu dla niego to coś wielkiego - osiąść w jednym miejscu, próba zapuszczenia korzeni. Westchnął ciężko - nie umiał ukryć, że istniał jakiś ciężar, który chciał zrzucić ze swoich barków.
- Pam? - zaczął. - Wiem, że to może nie moje miejsce, ale cokolwiek planujesz zrobić ze sobą dalej, miej na uwadze dzieciaki bo pewnych rzeczy nie da się odwrócić - on coś o tym wiedział. Na własnej skórze posmakował odtrącenia ze trony biologicznej matki. I biologicznego ojca. - I daj mu czas, on kocha tego dzieciaka i potrzebuje czasu żeby zrozumieć, że to nie test dna robi z ciebie ojca - dlaczego sam wpychał się w rolę mediatora? Nie wiedział. Może pewne rzeczy powinny być powiedziane z perspektywy osoby trzeciej.

pam burnett
ambitny krab
lenny
ernest, larabel, jose, jolene, priscilla, nova
malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
Nigdy nie uważała, aby ich rodzina stanowiła zaledwie iluzję - dla wciskających nosa gapiów. Naprawdę się kochali, miłością pełną - taką jaka powinna prezentować się w każdym ognisku domowym. Byli czuli, uczciwi - niezmiernie dbający o siebie nawzajem. Właśnie dlatego nie można było przewidzieć takiego wybuchu.
Sama nie rozumiała. Jak mogła wytłumaczyć to innym?
Pierwsze i najważniejsze z czynników było to, że nie planowała - nie wodziła oczami, nie kokietowała - nie rodziła w swej ciemnej łepetynie scenariuszów niewierności. Stało się - dana zdrada nie wyróżniała się na tle innych, a jednak była ciosem z największych szczytów, bo nikt się jej nie spodziewał - zaczynając od głównej zainteresowanej.
Być może się zatraciła.
Być może posmak przeszłości przywołał wspomnienia i zaczęła pragnąć więcej.
Może oślepła, na tle mężczyzny, którego niegdyś mogła nazywać swoim. Brak obecności męża w domu dodał jej skrzydeł odwagi - bo od samego początku miało to się nigdy więcej nie powtórzyć. Dziwnie jest rozważać nad aspektami własnych czynów i związanych z nimi konsekwencji - w posiadłości, w którą jeszcze nie tak dawno wrastała. Nieprzyjemne ukłucia, poczucie mdłości oraz beznadziejności wirowały nad malarką codziennie, z coraz większym zaangażowaniem. Nienawidziła się za to co mu im zrobiła - jeżeli zapragnęła innego, mogła zawsze odejść - Ephraim nie trzymał jej tu, nie zaciskał pętli na szyi - gdy oddalała się nieco dalej, wbrew obietnicy małżeńskiej otrzymywała od niego wolność - dzięki niemu również rozkwitała.
Masz wszystko?
Bezczelnie. Niespodziewanie wyrwana z rozmyślań automatycznie powędrowała spojrzeniem w błękit tęczówek byłego(?) dawnego przyjaciela i poczuła wstyd, ogromny - przedzierający jej drobniutkie ciało na wskroś; duszący ją i gnębiący, wstyd którego nigdy się nie pozbędzie - a przynajmniej nie kiedy Abraham będzie znajdował się w pobliżu. - Chy-ba t-ak... - rzucone trochę z przerażeniem i swą własną nieporadnością, na moment jeszcze zerknęła na materiały, by w ostateczności schować go do swego plecaka.
Ciebie też, Pam
Nie do końca była w stanie uwierzyć, choć Goldschlag nie zasłynął brakiem szacunku, lub poczuciem pogardy (na co właściwie się przygotowywała) - to jednak był przyjacielem Burnetta - w takich rozłamach bliscy również dzielą się na dwie różne strony, wybierają je - by zaraz jeszcze podzielić się na kategorię. - Ohhh, zaskoczyłeś mnie. - mimo to to wargi Pameli drgnęły w lekkim uśmiechu, choć ciężko było jej sobie wyobrazić lekarza „na miejscu” - w głębi cieszyła się, że będzie znajdował się w pobliżu. Lorne Bay było miasteczkiem artystki, większość ją tutaj znała - a nawet jeśli nie, wystarczyło przedstawić się nazwiskiem Brumby - Eph był nowy i choć zamieszkiwali wspólnie sześć lat, rzadko kto miał możliwość poznania kapitana, głównie przez wieczne podróże - częściej był na morzu, niż na lądzie. Dlatego wspaniale mieć w pobliżu osobę, która będzie wspierać - w prawdopodobnie najgorszym momencie życia.
Kolejne słowa mężczyzny nieco odebrały kobiecie zachwyt, znieruchomiała wzrok najpierw skupił się na pojedynczej plamie na jasnym, aksamitnym dywanie - była ona po zielonej, świecowej kredce - Pamela próbowała zmyć ją przez trzy lata - żadne środki, czy domowe sposoby nie pomagały. Jak widać czasem lepiej wymienić dywan, niż pastwić się nad jego naprawą. - Popełniłam błąd, nie zaprzeczam. Żyję z nim od dwóch lat i biorę całą odpowiedzialność za to co się stało. Jace i Libby są najważniejsi, zrobię wszystko by byli szczęśliwi. Bez względu na to co stanie się ze mną i Ephraimem. - przyznała zgodnie z prawdą, tym razem bez poczucia wstydu wpatrując się w blondyna. Gdy mówiła o dzieciach - jedynie co czuła to dumę, tak wielką jakby miała przebić się przez jej pierś. - Nie musisz się martwić. - nieco uniosła dłoń, w geście położenia jej na ramieniu towarzysza, ostatecznie się zawahała i ręka opadła wzdłuż sylwetki. - Myślę, że Eph już o tym wie... - mruknęła, od chwili gdy wszyscy poznali prawdę na temat prawdziwej tożsamości ojca chłopca, Burnett ani razu nie wykazał niechęci względem maluszka. - Powinnam iść... - skłamała, przebywanie w tym otoczeniu raniło wszystkie komórki ciała malarki.

abraham goldschlag
ambitny krab
.
ODPOWIEDZ
cron