lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Osnute ciemnością niebo, mimo letniego wieczora, i osnute ciemnością myśli. Nie przepływało przez nie nic konkretnego, ani nawet bliskiego konkretom. To co działo się w jej głowie przypominało bardziej bezdenną pustkę, której nie potrafiła w żaden sposób zapełnić. Czarna sukienka do kostek, którą kiedyś kupiła nie sądząc, że kiedykolwiek ją ubierze. Miała być na jakąś specjalną okazję, ale nie sądziła, że tą okazją okaże się pogrzeb jej własnej ukochanej.
Orchid odeszła. Na zawsze. A Amalia nie potrafiła tej myśli przetrawić. Stała przy cmentarnej ścianie na urny, a słowa księdza zupełnie nie dosięgały jej głowy. Była tylko ona i Adam. Samotni w cierpieniu pozostawiali resztę rodziny w słodkiej niewiedzy. Wiedziała, że nie zapamięta nic z pogrzebu. Wszystko działo się jakby koło niej, jakby nie była członkiem tych wydarzeń, a jedynie pionkiem postawionym gdzieś pośrodku szachownicy.
Szach mat od losu.
Adam odwiózł ją na pole przyczep i gdy tylko wyszła z auta już wiedziała, że nie pojawi się jutro w pracy. Ani pojutrze. Ani przez najbliższy czas. Zapłakane oczy były bardziej podpuchnięte niż gdy okładał je pijany ojciec. Ręce trzęsły się bardziej niż za czasów kokainowego głodu. Wyciągnęła telefon by szybko wysłać wiadomość do Joshuy:
Nie przyjdę jutro do pracy. Możesz mnie zastąpić?
Nie odczytała odpowiedzi. Nie obchodziła jej. Wiedziała, że choćby i Joshua nie mógł się w Shadow pojawić to ona tam również nie zagości.
Nie spała w łóżku nie mogąc się przemóc do pościelenia rozkopanej przez Orchid kołdry. Ułożyła się na podłodze przymykając oczy choć nie mogąc zasnąć nawet na sekundę. Kolejnego dnia jedynie napisała:
Joshua, dasz radę dzisiaj też przyjść za mnie?
Po czym odłożyła telefon ponownie nie sprawdzając odpowiedzi. Jedyne co sprawdzała to ceny biletów lotniczych do Indonezji licząc, że ustuka ostatnie ochłapy wynagrodzenia na swoją misję samobójczą. Dni mijały, a każdy kolejny oznaczał wiadomość wysłaną do kolegi, aż w końcu pękła i napisała:
Możesz wziąć moje zmiany aż do odwołania.
Kiedy miało to odwołanie nadejść? Prawdopodobnie nigdy. Nie miała zamiaru pokazać się w Shadow chociaż raz kolejny. Pogodziła się z myślą o wylocie i wiedziała, że i tym razem ucieknie bez słowa pożegnania. Tak jak i Orchid pozostawiła ją. Bez pożegnania. Bez pocałunku na odchodne. Odeszła na zawsze, a ona miała do niej dołączyć. Musiała. Nie widziała innego wyjścia.
Telefon co jakiś czas rozbrzmiewał, ale Amalia nie miała siły ani chęci sprawdzić kto to. Czy to bracia, Joshua, Gaia? Nie interesowało jej to. Nie chciała z nikim kontaktu. Co miała zrobić to zrobiła, a teraz pozostawało jej jedynie tkwić w tej bezdennej pustce własnego umysłu.

joshua flint
amalia
lachmaniara
barman — shadow
30 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
chłopiec o smutnym spojrzeniu, który miał zostać słynnym astrofizykiem, a w zamian tego barmanuje w Shadow, po tym jak wrócił ze swoich wielkich podróży
010.
{outfit}
Joshua był typem człowieka, który nie za bardzo się przejmował swoją pracą. Wykonywał ją dobrze, nie robił jakiś bzdur, ale też nie angażował się w to jakoś przesadnie. Robił swoje. Jak trzeba było to oczywiście innym pomagał, bo był po prostu dobrym człowiekiem. Naprawde nie wiem co ktoś musiałby mu zrobić, żeby on się przejął i się na kogoś śmiertelnie obraził, albo nawet wkurwił. To był typ człowieka, który się nawet nie denerwował. Był spokojny i do wszystkiego się starał podchodzić z dystansem i na chłodno. Dlatego początkowo, gdy dostał informacje o tym, że ma zastąpić Amalie no to oczywiście doszedł do wniosku, że spoko. Nie ma problemu. Myślał, że to jakaś jednorazowa akcja, bo przecież każdemu coś mogło wypaść. Rozumiał to. Pewnie kiedyś i on będzie potrzebował zastępstwa. Tak to działało co nie? Przysługa za przysługę. Poza tym znał przecież Amalie już trochę i wiedział, że nie zawaliłaby roboty gdyby nie miała jakiegoś powodu.
Wziął jej zmiany. Jedną, drugą, trzecią... przy czwartej zaczął sie już zastanawiać czy wszystko jest w porządku. Zapytał nawet kierownika, ale ten albo nic nie wiedział, albo nie chciał mu nic powiedzieć. Flint nie byłby wiec sobą gdyby nie postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i po prostu sprawdzić co się stało. To nie tak, że miał jakoś daleko do Amalii, bo mieszkał dosłownie kawełek od niej. Gdy akurat miał jeden dzień wolnego postanowił go wykorzystać na odwiedzenie znajomej i przekonaniu się o co chodzi. Najpierw spróbował do niej zadzwonić, żeby zobaczyć w ogóle czy jest w domu. Nie odebrała, co już bytło dla niego czymś dziwnym i stresującym. No wiec poszedł do niej. Zapukał. Cisza. Zapukał kolejny raz. Dalej nikt nie odpowiadał. Przeczucie mu jednak mówiło, że nie powinien się tak poddawać, bo może coś się dziewczynie stało. Zapukał wiec kolejny raz. – Amalia... jesteś tam? – Zapytał na tyle głośno, by było go słychać w przyczepie. Miał tylko nadzieję, że nikt akurat nie przechodził obok i tego nie słyszal, bo by go wzięli za dziwaka. – Otwórz proszę... – nie wiedział czy jest w środku, ale przeciez warto było spróbować. Co nie? Korona mu z głowy nie spadnie.

Amalia e. Monroe
sumienny żółwik
catlady#7921
luna - zoey - bruno - ellasandra - cece - eric - caritriona - judith - benedict - owen
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Nienawidziła dźwięku pukania, który jak na złość rozbrzmiewał coraz częściej. W kółko ktoś się niepokoił, w kółko ktoś chciał ją uratować. Nikt nie rozumiał, że tu już nie ma co ratować, że wszystko zostało głęboko zakopane, wszystko się skończyło i choć jeszcze stąpała po ziemi to już całkiem niedługo miało się to zakończyć. Nie obchodziła jej teraz praca, obowiązki, sprzątanie, przebranie się, umycie się, wyjście na powietrze, spotkania ze znajomymi. Żadna z tych rzeczy nie miała absolutnie żadnego znaczenia. Każda z nich była ułudą radzenia sobie ze światem, z którym emocjonalnie Eva już się pożegnała.
Wysłała wiadomość po indonezyjsku na grupę rodzinną w ramach nie tyle co podpowiedzi co informacji. Kto ją znał, ten miał zrozumieć aluzję. Samolotu przecież nie zatrzymają. Tylko najpierw musiałoby ją być stać na bilety lotnicze, ale miała zamiar przejąć się tym dopiero później. W końcu odkryje gdzie Orchid schowała pieniądze z porwania, może okradnie Adama z jego pieniędzy wojennych, zawsze pozostawała jakaś opcja, bo Shadow dawno już nią przestało być.
Z początku nie otwierała nie chcąc kontaktu z nikim. Podejrzewała, że to jakiś zaniepokojony sąsiad albo któryś z braci i nawet nie wiedziała która opcja była gorsza od której. W każdej z nich wolała udawać, że nie ma jej w domu, że może już dawno wyleciała pozostawiając po sobie przyczepę pełną prywatnych rzeczy i kompletnie nieopłaconą. Spojrzała ze smutkiem na swój plecak turystyczny obszyty naszywkami z przeróżnych części świata. Miała tam doszyć flagę Indonezji i zostawić go na zawsze gdzieś w krzakach niedaleko miejsca jej odejścia. Może jakiś zagubiony podróżnik kiedyś go odnajdzie i przygarnie. Naiwnie na to liczyła.
Nagle poza pukaniem usłyszała również głos.
Joshua.
Kurwa.
Była mu winna jakieś wytłumaczenia, powinna go wpuścić i wytłumaczyć czemu nie jest w stanie pojawić się w Shadow, powinna to zrobić, ale tak okropnie nie chciała się do tego przemóc. Przez chwilę jeszcze tkwiła na podłodze po czym z ciężkim westchnięciem się podniosła. Nie wyglądała na tyle dobrze by komukolwiek się pokazywać. Miała na sobie rozciągnięty dres, nie kąpała się od pogrzebu, w przyczepie panował zaduch od zamkniętych okien i mrok bo nie miała siły zapalić światła. Jej zapłakane oczy były zapadnięte przez chroniczny brak snu, a chude działo z każdym dniem traciło na wadze. Nacisnęła na klamkę i uchyliła drzwi nie otwierając ich jednak na oścież. Zmrużyła oczy oślepiona blaskiem słońca, którego nie oglądała od dawna.
-Co jest?- spytała zmęczonym, wyzutym z emocji głosem. Zupełnie jakby w środku była już pusta.-Co się stało?- no właśnie, Amalia, co się stało?

joshua flint
amalia
lachmaniara
barman — shadow
30 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
chłopiec o smutnym spojrzeniu, który miał zostać słynnym astrofizykiem, a w zamian tego barmanuje w Shadow, po tym jak wrócił ze swoich wielkich podróży
Gdyby nie fakt, że Joshua mimo wszystko był naprawde dobrym człowiekiem to pewnie miałby w dupie to co się dzieje wśród jego współpracowników. Nie oszukujmy się, on się jakoś wybitnie nie starał w pracy. Nie zależało mu na tym, żeby do końca życia być barmanem w Shadow, chociaż jeszcze nie miał za bardzo innych planów na swoją karierę. Musiał się ogarnąć najpierw z innymi rzeczami, głownie ze spadkiem po babci, ale też z jego relacją z Mathilda, która była dla niego teraz priorytetem. Całe szczęście, że Mati też pracowała teraz więcej i akurat jego zmiany często pokrywały się z jej zmianami więc nie było tak tragicznie, że mijali się jakoś mocno. Zalezało mu na tym, by tą relację utrzymać i dalej rozwijać więc nie chciał nagle nie widzieć się z Mati przez pół miesiąca. To by było niewyobrażalne. Poza tym tęsknił za nią, więc i tak, by nie wytrzymał.
W każdym razie nie był troskliwy tylko względem swojej potencjalnej dziewczyny, ale też względem znajomych, z którymi chociaż trochę gadal. Amalia zdecydowanie do takiego grona należała, szczególnie, że poznali się w zupełnie innym miejcu świata i najwyraźniej los zdecydował ich tam ze sobą połączyć, co było przeciez zabawne, bo mieszkali w tym samym mieście. Czasem trzeba wyjechać, żeby spotkac się z kimś kogo mogło się mieć pod nosem. No, a skoro dziewczyna przez tak długo nie przychodziła do pracy i nie było z nią kontaktu to postanowił wziąć sprawę w swoje ręce.
- No może Ty mi powiesz co jest i co się stało – odpowiedział opierając się dłonia o framugę nad drzwiami. – Wziałem za Ciebie zmiany bez problemu, a Ty mogłabyś chociaż odebrać telefon jak ludzie dzwonią i się martwią – rzucił do niej trochę jednak zdenerwowany. – Wyglądasz okropnie – powiedział szczerze, bo sorry, ale Joshua nie będzie kłamczuszkiem. Mówił co widział, a nie taki obraz Amalii miał w pamięci.

Amalia e. Monroe
sumienny żółwik
catlady#7921
luna - zoey - bruno - ellasandra - cece - eric - caritriona - judith - benedict - owen
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Nie miała najmniejszej ochoty tłumaczyć mu się ze wszystkiego. Cholera, to nie był jego interes. Przejmował jej zmiany i na tym ta relacja powinna pozostać, nie powinien się nadto interesować czymś co nie było jego sprawą. Amalia ledwo była w stanie powiedzieć rodzinie z czym się mierzy, a co dopiero komuś z kim pracowała, komuś kto nie był jej na tyle bliski. Nie brała pod uwagę możliwości, że Joshua może okazać jej stanowczo więcej wsparcia niż wiecznie oceniające rodzeństwo.
Zmarła ci narzeczona? Ojej.
Jesteś w depresji? Wyjdź na spacer.
Chcesz się zabić? I tak nie dasz rady.
Otrzymanie realnego wsparcia ze strony rodziny graniczyło z cudem, choć Amalia do granic możliwości łudziła się, że będzie inaczej, że przecież zrobiła tyle dla nich, że powinni jej się odpłacić tym samym. Była naiwna, cholernie naiwna.
Wgapiała się tępym wzrokiem w Joshuę zastanawiając się co właściwie powinna odpowiedzieć. Wymęczenie organizmu w żaden sposób nie pomagało, wręcz czuła jak jej mózg wolniej pracuje od braku przyjmowania jakichkolwiek posiłków czy wody. Zwłaszcza w te upały. Jej głowa była całkowicie pusta, nie potrafiła sklecić żadnego sensownego zdania, które by mogła wypowiedzieć współpracownikowi. Nie wiedziała też na ile chciała wchodzić w szczegóły minionych wydarzeń, analizowała na ile było to niezbędne.
-Dzięki, wiem.- odpowiedziała jedynie na jego komentarz na temat jej wyglądu. Była świadoma, że powoli przestawała przypominać człowieka, ale było jej to całkowicie obojętne. Nie potrzebowała poklasku swojej urody, którą w coraz szybszym tempie traciła na rzecz zatracania się w depresji. Tonęła każdego dnia coraz głębiej zaczynając wątpić czy jeszcze kiedykolwiek wypłynie na powierzchnię wody. Wydawało jej się to całkowicie nierealne, nie była wstanie uwierzyć, że kiedyś jeszcze będzie mogła być szczęśliwa, kiedy nie miała mieć przy swoim boku Orchid.
-Nie chce o tym rozmawiać, Joshua. Po prostu nie mogę być teraz w pracy, nie jestem w stanie.- mówiła powolnym, zachrypniętym tonem. Dawno nie piła niczego przez co każde jej słowo raniło jej gardło. Przełknęła ślinę próbując je jakkolwiek nawilżyć. Patrzyła na Joshuę pustym spojrzeniem próbując zrozumieć czy musi mówić mu cokolwiek więcej, czy jednak może po prostu zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Jeśli by to zrobiła, to malały szanse by ten przejął po niej jeszcze jakiekolwiek zmiany, a zakładając, że kiedyś jeszcze będzie chciała pojawić się w Shadow, to nie mogła ryzykować.-Jestem w żałobie.- dodała więc beznamiętnie.

joshua flint
amalia
lachmaniara
barman — shadow
30 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
chłopiec o smutnym spojrzeniu, który miał zostać słynnym astrofizykiem, a w zamian tego barmanuje w Shadow, po tym jak wrócił ze swoich wielkich podróży
Oczywiście, że to nie była jego sprawa do momentu aż musiał brać jej zmiany przez więcej niż dzień czy dwa, wtedy to i owszem stawała się jego sprawa. Gdy ona nie przychodziła do pracy, to cała załoga musiała robić w okrojonym składzie co dawało im więcej pracy i to znów była jego sprawa. Joshua nigdy się nie skarżył, bo nie był tym typem człowieka, który miałby jakiś wielki problem z tym żeby komuś pomóc. On raczej należał do tych spoko ludzi, na dodatek takich, którzy pracą się za bardzo nie przejmowali. Shadow nie było spełnieniem jego marzeń, a raczej etapem przejściowym. Ludźmi natomiast raczej się przejmował, szczególnie jeżeli ich znał, a Amalie znał. Nie wiedział co się z nią dzieje, bo nie odbierała telefonu, nie wiedział jak długo ma ją zastępować. No więc jakie miał wyjście poza tym żeby sprawdzić na własne oczy czy nie umarła w swojej przyczepie?
- Okej rozumiem - kiwnął głową - ale możesz odebrać telefon. Nie chcę Cię martwić, ale bez kontaktu to raczej nie utrzymasz za długo tej pracy. - No, bo nawet Nathaniel nie był na tyle durny żeby trzymać ludzi, którzy nie pokazują się w robocie i nawet nie wiadomo co się z nimi dzieje. Był przede wszystkim biznesmenem i liczył się hajs, a nie dobroć serca. W sumie to Joshua, by nawet Nathaniela o nic takiego nie podejrzewał. Nie można było się niestety wyłączyć na tak długo. Praca była pewnym rodzaju zobowiązaniem i odpowiedzialnością, z którą trzeba było się mierzyć nawet w ciężkich chwilach. Nie musiała się nikomu tłumaczyć, bo nikt tego od niej nie oczekiwał, ale jakakolwiek oznaka życia byłaby wskazana. - Przykro mi to słyszeć - cóż, wiedział jak to jest. Pamiętał jak zmarła mu babcia, która go wychowała i zastąpiła mu matkę po tym jak ta zostawiła go i jego młodsza siostrę na przystanku autobusowym. Kochał tą kobietę nad życie, to ona dała mu możliwość jako takiego wyjścia na ludzi. Przeżywał po niej żałobę do tej pory, nosił to głęboko w sercu, ale jednak nigdy nie wypiął się całkowicie na świat, a praca jakoś pomogła mu się z tym wszystkim pogodzić. Zajął myśli czymś innym niż tylko użalaniem się nad sobą. Wiedział, że nie był pierwszą, ani ostatnią osobą, którą dotknęła taka tragedia. - Jadłaś coś chociaż ostatnio? - Zapytał, chociaż mógł obstawiać, że zna odpowiedź. Wyglądała jakby ją z krzyża zdjęli. Nie miał zamiaru obchodzić się z nią jak z jajkiem, nie byli przyjaciółmi, ale zwykła ludzka przyzwoitość i to, że kiedyś jednak trochę ich do siebie ciągnęło sprawiło, że po prostu chciał jej w jakiś sposób, taki zwyczajny i przyziemny, pomóc. Nie był terapeutą żeby jej powiedzieć jak przechodzić żałobę.

Amalia e. Monroe
sumienny żółwik
catlady#7921
luna - zoey - bruno - ellasandra - cece - eric - caritriona - judith - benedict - owen
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Nie chciała całej tej rozmowy, nie chciała brnąć w szczegóły. Nie czuła się zobowiązana do wyjaśnień, mimo że faktycznie była. Joshua robił jej ogromną przysługę pomagając jej utrzymać pracę zastępując ją przy każdej możliwej okazji. Była mu winna cokolwiek. Jednak trawiło ją uczucie porażki, upadku, niechęci do świata, a tym bardziej do jakichkolwiek gości w jej progu. Chciała czystej samotności, w której mogła samoistnie upadać jeszcze głębiej i głębiej, aż nie pozostanie po niej już nic co można by było zbierać. Rodzina się na nią wypięła, znajomi się nie interesowali, więc do tej pory mogła w spokoju obumierać. Dopóki nie pojawił się Joshua.
Chciała jeszcze kiedyś wrócić d Shadow, choć myśl o tym była cholernie odległa. Nawet nie majaczyła na horyzoncie. Nie była pewna ile dni, tygodni czy miesięcy zajmie jej zbieranie się do kupy i czy w ogóle będzie w stanie to zrobić. Dużo łatwiej było jej podejrzewać, że umrze na tej cholernej indonezyjskiej plaży przedawkowując kokainę. Przez kokę się poznały i przez kokę znów się połączą. Czyż to nie było romantyczne?
-Odebranie telefonu wiązało by się z rozmawianiem z kimkolwiek. A ja nie mam na to ochoty. - jej zachrypnięty głos pozostawał beznamiętny. Zmrużyła oczy rażona światłem dnia. Od wielu dni nie odsłaniała zasłon w przyczepie i to stanie w progu aż nadto ją irytowało. -Makayla wie o wszystkim. Któryś z moich braci jej powiedział. Mam taryfę ulgową.- wzruszyła ramionami pokazując przy tym, że właściwie to ją ta ulga nie obchodziła w najmniejszym stopniu. Mogłaby być traktowana jak każdy inny pracownik i zostać wyrzucona z pracy, prawdopodobnie w tym momencie nawet by jej to specjalnie nie obeszło.
-Tak, wszystkim jest przykro.-nienawidziła kondolencji. Nie zaprosiła na pogrzeb ani jednej osoby, część jej rodziny nawet nie wiedziała o śmierci Orchid. Przy cmentarnej płycie stanęła jedynie ona i Adam, który pokrył koszty pochówku, więc nie dało się go wyrzucić. Zrobiła to głównie dlatego, że nie była w stanie znieść tych smutnych spojrzeń i wymęczonych kondolencji od ludzi, którzy nawet dokładnie nie wiedzieli kim była Castellar. Nie znali jej uśmiechu, nie wiedzieli jakim pała ogniem, gdy się zdenerwuje, nie wiedzieli, że była uzależniona od kokainy, ale wyszła na prostą, nie wiedzieli, że pijała jedynie czarną kawę. Na pogrzebie pojawiłyby się wydmuszki ludzi, którzy udawaliby jaka to wielka jest strata. Pierdolenie.
-Nie pamiętam, kiedy ostatnio coś jadłam-odpowiedziała szczerze bo nie widziała sensu w mataczeniu. -Ale nie mam ochoty tego zmieniać- dodała po chwili woląc mieć pewność, że Joshua nie wpadnie na jakiś genialny pomysł namówienia jej na posiłek.

joshua flint
amalia
lachmaniara
ODPOWIEDZ