Nauczycielka plastyki — LORNE BAY STATE SCHOOL
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Girl, come show me your true colors
Paint me a picture with your true colors

Gdy Olive zaproponowała przenocowanie u siebie Jordanowi, to myślała, że.... Nie, chyba w ogóle tego nie przemyślała. Po prostu widziała człowieka w potrzebie, więc zaproponowała mu swoje lokum. Nie znała go? Nic o nim nie wiedziała? Nie był w stanie dorzucać się do rachunków? To dla Olive w ogóle nie miało znaczenia! Miała naprawdę dobre serce i po prostu chciała pomoc bliźniemu.
Spodobało jej się mieszkanie z nim. Nie wracała już do pustego mieszkania, a do miejsca, gdzie zawsze ktoś na nią czekał. Mogła zawsze z kimś porozmawiać, ponarzekać na kiepski dzień albo pochwalić się kolejnym uczniem, któremu zaszczepiła miłość do sztuki. W dodatku mieszkanie z facetem miało też swoje plusy, największym było oczywiście zabijanie pająków, których po trzysiestu latach mieszkania w Australii, Olive wciąż się panicznie bała. Co więcej, Jordan nie miał dwóch lewych rąk i wiedział jak się obsługiwać narzędziami. Kran w kuchni przestał w końcu przeciekać, wanna w łazience dostała nareszcie nowy silikon i co najważniejsze- ściany zostały ozdobione jej obrazami! Naprawdę lubiła z nim mieszkać, a to że Jordan był przystojny było dodatkowym atutem. W końcu to nie grzech popatrzeć sobie na umięśnionego mężczyznę, który bez koszulki naprawiał jej wspomniany kran. Nie raz zawiesiła na nim oko i łapała się na tym, że zastanawiała się nad tym jak całuje... Ale jednocześnie zdawała sobie sprawę, że gdy przekroczą tą granicę, sprawy mogą się niepotrzebnie skomplikować. Więc trzymała rączki przy sobie.

Nie była pewna, kiedy ciśnienie między nimi zaczęło narastać. Gdy minął kolejny tydzień, który Jordan w większości przeleżał na kanapie? A może wtedy, gdy się zirytował, gdy chciała porozmawiać o jego marzeniach i zmotywować go do działania? Przykro jej było po tamtej rozmowie, bo miała dobre chęci, a odczuła, że Buchanan nie miał zbyt pozytywnego nastawienia do niej.
Do tego dochodził jeszcze Gabriel. Dopiero co go poznała, a już nie potrafiła wyrzucić ze swojej głowy. Zaintrygował ją, był inny niż dotychczasowi mężczyźni w jej życiu. I ta gra, którą z nią prowadził! Z jednej strony się wkurzała, a z drugiej strony już dawno nie była tak nakręcona jak teraz. Siedziała właśnie przed sztalugą w swoim pokoju i próbowała malować, ale nie miała weny. Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu czegoś, co ją natchnie i uznała, że może zadzwoni do Webstera? Może go tutaj zaprosi? Może to ją jakoś natchnie tak jak po ich pierwszej wspólnie spędzonej nocy, gdy cały kolejny dzień nie mogła przestać malować, aby móc jak najlepiej odwzorować te widoki. Już chwytała za telefon, gdy uznała, że zanim po niego zadzwoni, to musi trochę posprzątać tutaj. Nie dojdzie do takiej perfekcjonizmu jak on, gdzie pewnie nawet skarpetki miał posegregowane kolorami, ale co nieco ogarnąć chałupę to przecież może. Tak jak pomyślała, tak zaczęła robić. Rozpoczęła pracę od swojej sypialni, a potem doszła do salonu. Tam było już ciężej. Gdy poprawiała poduszki na kanapie, nagle natrafiła na coś twardego - do połowy opróżnioną butelkę whiskey. Na pewno nie była to jej butelka. Wściekła wparowała do pokoju Jordana, ale niestety go nie było. Za to jej oczom ukazał się niemały bałagan. Jeszcze bardziej zdenerwowana zaczęła wszystko przerzucać na środek pokoju trafiając na kolejne butelki alkoholu. Nie patrzyła czy wśród tego stosu są jakieś jego prywatne rzeczy. Była wściekła, że oddała mu swoje mieszkanie, a on go nie szanuje i pewnie znowu gdzieś pije.


Jordan Buchanan
wystrzałowy jednorożec
Miło
pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.

Nadwyrężał już co raz bardziej jej zaufanie i dobroć, chyba aż ponad stan. Nie mówiąc nic złego, chyba po prostu polubił to co miał w tamtej chwili. Zawsze uważał, że jeśli ktoś do kogoś wyciąga rękę w dobrym celu, zostanie w końcu za to wynagrodzony. Ona to zrobiła wobec niego i dalej w tym trwała, nawet jeśli momentami Jordan mógł być już męczący, niczym wrzód na tyłku albo pryszcz na czole. Dała mu dużo więcej niż tylko miejsce w mieszkaniu w postaci pokoju. I cóż, chyba sam za bardzo się poczuł w tym wszystkim, naginając czas i to ile już u niej siedział bez konkretnych i stanowczych ruchów. Chociaż to nie do końca tak , że nic nie robił bo jednak w niektórych miejscach walały się sterty gazet z ogłoszeniami o pracę, które przeglądał i tak dalej. Już nie róbmy z niego aż takiego pasożyta, okej? Starał się zmienić swoje postępowanie, czego dowodem było to, że częściej gotował ale też szukał pracy i chodził na spotkania. Mimo to, pewnie i tak więcej czasu przesiedział w jej mieszkaniu niż wykorzystał, co mogło podnieść nieco temperaturę i klimat między nimi. Dosłownie.
Widział jej spojrzenie i czasem dostrzegał w nim wyrzuty, a te pewnie miała już na końcu języka ale najwyraźniej trzymała to w sobie aby nie wybuchnąć. On doskonale ją rozumiał bo pewnie sam na jej miejscu już dawno wystawiłby rzeczy kogoś prawie obcego za drzwi.

Nastał jednak ten dzień i Jordan zebrał się jednak w sobie aby udać się na spotkanie, które ustalił z pewną redaktor drogą smsową. O dziwo, nie pił przez praktycznie cały tydzień starając się do tego omijać bary czy sklepy monopolowe. Chciał przestać i się ogarnąć, choćby po to aby dobrze wypaść przed rekruterką. Na prawdę to robił, ale znając życia gdyby powiedział na przykład Olive co i jak, to mogłaby nie do końca uwierzyć. Tym bardziej w chwili gdy znalazła trochę schowanych i pustych albo raczej nie dopitych małych buteleczek czy też nieco większych.
Sam fakt, że wkroczyła tak do jego świątyni był pewnie nieco dziwny ale z drugiej strony to było jej mieszkanie i miała prawo z nim robić co chcę. Także sprzątać i zapraszać sobie ludzi, kogokolwiek by nie chciała. To więc nie dziwiło ale też trochę mierziło, bo zawsze mogła go poprosić - ogarnij to czy tamto, tak po prostu.
Buchanan jednak był niczym rasowy artysty w kompletnym nieładzie, poszukując czegoś w sobie co dałoby kilka nowych wierszy czy materiał na książkę, artykuł czy coś jeszcze innego co mogłoby się sprzedać. Stąd może i ten chaos w jego męskim kąciku, ale hej - na tłumaczenie się pewnie i nadejdzie za chwilę pora.

Dzisiaj trochę mu zeszło na wspomnianym spotkaniu, na które przywdział zapewne jeden z lepszych swoich zestawów ciuchów jakie posiadał. Ktoś mógłby pomyśleć, że ubrał się tak na konkretne wyjście a może nawet i na randkę. Ale tak - był badać teren pod ewentualną współpracę z wydawcą musiał wyglądać lepiej niż menel czy domowy skrzat mieszkający w "norze". Do tego, uwaga odniósł kolejny sukces - bo wracał do mieszkania kompletnie trzeźwy, co nie zdarzało się pewnie od dawien dawna. Ktoś inny mógłby chętnie świętować dobre nowiny i nadejście potencjalnie lepszych dla niego dni. Ale jednak, dał sobie spokój. Do tego wszystkiego pospieszył go nagły deszczyk, który zaczynał pokrapywać gdy już pojawił się na "swojej" ulicy.
Parę kroków i już był na miejscu, otwierając drzwi do mieszkania kluczami zapasowymi otrzymanymi już jakiś czas temu od Halsworth

- Halo, hop hop? Jesteś może? - zawołał od progu, będąc w dobrym o dziwo humorze. Był nieco podekscytowany a może i podjarany tym co może nadejść w ciągu kilku następnych dni. I być może miał zamiar jej powiedzieć o dobrych nowinach ale no właśnie. Czar prysł gdy wyjrzała z "jego" pokoju. Sam nie wiedział, czy bardziej się obawia tego iż mogła przeczytać jego wiersze czy inne rękopisy, a może raczej znaleźć tam niezły bajzel. To w żadnym z tych wypadków nie wróżyło najlepiej, bo miał pewne obawy co do tego, o czym pisał i o kim - w tych swoich dziełach oczywiście. Ale te rozważania jego zeszły na dalszy plan w momencie gdy zatrzepotała w powietrzu butelką whisky, o której chyba sam kompletnie zapomniał a która to miała zostać powodem niezłej burzy, która za chwile się rozpęta. I to wcale nie chodziło o tą, związaną z naturą. Chociaż może i za oknem miało zacząć się również dziać nieciekawie z powodu pogody.

Olive Halsworth

przyjazna koala
Ł.
brak multikont
Nauczycielka plastyki — LORNE BAY STATE SCHOOL
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Girl, come show me your true colors
Paint me a picture with your true colors

Olive wierzyła w karmę. Wierzyła, że dobro które dajemy od siebie we wszechświecie, potem do nas wraca. Ale to też nie było tak, że zabrała Jordana do siebie, bo oczekiwała czegoś w zamian. Jedyne czego chciała, to widzieć, że pomogła mu stanąć na nogi.
I oczywiście nie był jakimś pasożytem. W końcu pomagał jej w domu, a ostatnio nawet zaczął coraz czesciej gotować i naprawdę nieźle mu to szło! Olive to doceniała, ale mijały tygodnie i miała wrażenie, że nic się nie zmieniło w jego sytuacji. Może była zbyt pochłonięta swoim życiem, żeby już zacząć zauważać te drobne zmiany? Może była zakręcona tak bardzo, że nie dostrzegała ogłoszeń o pracę walających się w salonie?
A już na pewno nie zauważyła, że w tym tygodniu był całkowicie trzeźwy. Z jednej strony nie ma co się jej dziwić, skoro wcześniej przyzwyczaił ją do innych widoków. Z drugiej strony strony była tak zaaferowana nową znajomością, że przestała dostrzegać człowieka, z którym mieszka pod jednym dachem.

Nie zwracała już uwagi, czy butelki były puste czy nie. Nie przyglądała sie też zapisanym papierom leżącym na biurku. A nawet gdyby je zauważyła i się domyśliła, że to jego dzieło, to na pewno bez jego zgody, by tego nie przeczytała. Były granice prywatności, których nigdy by nie przekroczyła. Oboje mieli artystyczne dusze i wiedzieli, że w sztuce oddaje się część siebie i bardzo łatwo zranić kogoś, gdy się zobaczy tą część bez zgody drugiej osoby.
Jednak to jej nie przeszkadzało, aby brać wszystko co wyglądało jak śmieci i wywalać na środek pokoju. Cudem chyba go usłyszała, bo w jej głowie była plątanina przekleństw rzucanych w jego stronę. Akurat miała w ręce jedną z butelek, którą u niego znalazła, gdy wychylała się z pokoju. Pewnie gdyby nie była tak wkurzona, to zauważyłaby, że dzisiaj wygląda o wiele lepiej niż dotychczas, a w dodatku jest trzeźwy. Niestety był zbyt zaangażowana w walkę ze swoimi uczuciami, że w ogóle tego nie dostrzegała.

- Tak, jestem i sprzątam Twoj syf, kiedy Ty siedzisz w barze i znowu pijesz- odpowiedziała mu wkurzona i na potwierdzenie z mocnym hukiem odstawiła alkohol na stolik. To był kolejny cud, bo szkło się nie rozbrysło. - Czy to było Twoim celem przylatując do Australii? Znaleźć jakąś naiwną, głupią blondynkę, która zaoferuje Ci wszystko co miała, a w zamian dostanie alkoholika, który nawet nie może po sobie posprzątać?!- spytała, na razie tylko, podniesionym głosem. Była wściekła i zraniona, bo czuła się naprawdę wykorzystana. Chciała mu pomóc, wierzyła że mu pomoże, a teraz miała wrażenie, że po prostu wykorzystał jej dobroć.


Jordan Buchanan
wystrzałowy jednorożec
Miło
pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.

To prawda, że na początku nie dawał od siebie praktycznie nic i wtedy, no cóż mogła go uznać za pomyłkę, za błąd albo za kłopoty. Z czasem jednak Buchanan chciał się ogarnąć, chociażby po to aby pokazać, że umie i chcę a przede wszystkim wciąż ma coś do zaoferowania. Przyzwyczaił się do tego wiedziony faktem, a pro po tego jak jego życie wyglądało do tej pory. Miał w końcu kiedyś żonę i być może to tak wbiło mu się do głowy, że trochę za bardzo się poczuł jak w tamtym okresie. Co prawda tutaj była to innego rodzaju relacja ale idzie się przyzwyczaić do samego faktu obecności drugiej osoby i zabawy w dorosły dom. O samo podobieństwo i coś na ten wzór, co sprawiało iż czasami przeginał, tak jakby był u siebie.
Nie pochwalał swojego poczynania w żadnym stopniu, dlatego być może nadchodził czas na zmiany, także i dla nich obojga. Może pora było wynieść się od niej i spróbować żyć na swój własny rachunek? Takie myśli krążyły mu po głowie w ostatnim czasie. W końcu nigdy nie chciał być dla kogoś ciężarem czy chodzącym problem.
Ogarnął się sam, na tyle ile mógł i nawet jeśli tego nie widziała to może była szansa, że się domyśli sama z czasem albo że po prostu jednego dnia ją zaskoczy i powie, że wyprowadza się na przykład.
Do tego potrzebował jednak pracy, a ta miała nadejść na dniach, jeżeli spodoba się im jego pismo, jego dzieła a także sam się ogarnie na tyle mocno, aby odpuścić alkohol. To też był problem nad którym musiał się pochylić, który nie mógł tak długo bagatelizować.

Dzisiaj jednak był na tyle trzeźwy i ogarnięty, że pewnie nie zdawał sobie sprawy, jakie szkody pozostawił za sobą. Że to będzie takim punktem zapalnym tego wieczoru, gdy pozna inną stronę Olive. Halsworth on fire.
W teorii lepiej byłoby cofnąć się w stronę drzwi gdy widział już jej minę oraz potencjalną buzującą powoli złość. Znalazła butelki a także niezły śmietnik w pokoju, który w sumie miał też powód w tym, że szukał swoich rzeczy, rozwalając tym kosztem resztę ubrań czy stert papierów. Okej, było to niczym burdel na kółkach, ale nie sądził iż to będzie dla niej aż tak denerwujące, aby odpalić tutaj wręcz III wojnę światową.

- Ohh.. okej, przyznam to. Jest burdel ale jeśli chciałaś abym posprzątał, mogłaś to powiedzieć, poprosić, zasugerować czy inne takie. I nie, nie byłem do cholery w żadnym barze. Czy zawsze musisz mnie o to oskarżać? – sam się uruchomił i nieco podniósł głos, broniąc swego. Nastawiał się w tej rozmowie na defensywę ale znał też siebie i swój styl bycia, nie da sobą pomiatać przez pewien zły etap w jego życiu. No i tak prędzej się tutaj nawzajem pokłócą niż on skuli głowę i będzie ją o coś błagał czy przepraszał. Nie, gdy w momencie znowu odpaliła inną bombę, wyzywając go od alkoholika.

- Przestań już z tym alkoholikiem... Czy tylko nim dla Ciebie jestem aktualnie? I o co Ci chodzi dokładnie? Masz okres może? Albo nie wiem wstałaś lewą nogą? Wygadujesz bzdury. - no tak, pojazd po kobiecych dniach nie był najlepszym pomysłem, więc może Jordan powinien szukać jakiejś zasłony aby czasem nie oberwać butelką w łeb? No cóż, sam nie pomagał swoimi tekstami w tym zamieszaniu, więc musiał się liczyć z tym co może nadejść z drugiej strony.

Olive Halsworth

przyjazna koala
Ł.
brak multikont
Nauczycielka plastyki — LORNE BAY STATE SCHOOL
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Girl, come show me your true colors
Paint me a picture with your true colors

Olive chciała, żeby Jordan czuł się jak u siebie w domu. W końcu nie zaoferowała mu kanapy, jakby chciała insynuować, że ma się stąd wynieść jak najszybciej. Nie, nie była taka. Oddała mu swoją pracownię, aby mógł mieć swój własny kąt i namiastkę prywatności. Jej dom był jego domem. Miał do dyspozycji wszystkie udogodnienia włącznie z telewizją, jedzeniem i wiele innych. Po prostu chciała, żeby wykorzystał to wszystko, aby stanąć na nogi, a nie mieć miejsce do picia i spania.

Gdy tylko usłyszała jakie tłumaczenia, aż zaczęło się w niej gotować. Przecież nie wyzywała go każdego dnia od alkoholików, a w dodatku samą swoją postawą dawał jej ten wachlarz przymiotników. Nie mógł mieć do niej o to pretensji. Gdyby nie dawał jej powodów nazywania go tak, to takie sformułowanie nie wpadłoby jej do głowy.

- Jakie zawsze?! Przy Tobie to trzeba uważać na każde słowo, aby przypadkiem Cię nie urazić. Trzeba się z Tobą obchodzić jak z jajkiem!- zirytowana aż przewróciła oczami i już miała się wycofać do swojej sypialni. Skoro już wiedział, że ma posprzątać, to chciała stąd zniknąć i dać mu możliwość ogarnięcia tego bałaganu. Niestety wtedy Jordan powiedział coś, co dopiero miało pomóc Olive rozpętać III wojnę światową. Spojrzała na niego zaskoczona i aż podparła się pod boki.

- Słucham?!- może się przesłyszała? Bo chyba Buchanan był masochistą, skoro wypowiedział to na głos. Nie było chyba nic gorszego, co można było powiedzieć zdenerwowanej kobiecie. - Oh czyli nie mogę być zła o to, że człowiek, któremu od tygodni próbuję pomóc woli pić aniżeli stanąć na nogi. Nie. Oczywiście, że nie. Mój zły humor musi być spowodowany okresem. Przecież my kobiety tak mamy, prawda?- mówiąc to patrzyła na niego tak wkurzonym wzrokiem, że mogłaby dziurę w nim wypalić. Jednak zamiast tego chwyciła za poduszkę z kanapy i rzuciła nią w niego.- Krzyczymy wtedy!- i kolejna poduszka poszła w ruch. - Na biednych facetów!- i kolejna.... Musiała się wyżyć, więc niech Jordan się cieszy, że butelki nie złapała.

Jednak w końcu dala sobie z tym spokój i podeszła do niego celując w niego palcem, który zatrzymał się na jego torsie.- Ale zaskoczę Cię- nie, nie mam okresu. I nawet nie wstałam lewą nogą. Wstałam w wyśmienitym humorze i chciałam zaprosić na wieczór kolegę, bo jak już wiesz to okresu nie mam. Ale jak go mogę zaprosić do miejsca, gdzie walają się głównie opróżnione butelki po alkoholu?- spytała nie spuszczając z niego wzroku. Po wielu tygodniach wspólnego mieszkania pierwszy raz zranił ją tak bardzo, wkurzył, zawiódł... Czuła jak to wszystko w niej narasta z każdą sekundą.


Jordan Buchanan
wystrzałowy jednorożec
Miło
pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.

W teorii żyło mu się jak królowi i to powinien na pewno docenić, sam fakt iż tak długo obyło się bez spięć czy konfliktu. Zaufała mu i oddała część swojej prywatności na rzecz jego osoby, obcego człowieka. Teraz można by rzec, to zyskane zaufanie – tracił przez swoje postępowanie czy teraz przez słowa które padały albo miały dopiero paść. Głupotą było aby się rzucał w tym przypadku „jak na główkę” bo przecież rzucała mu same suche fakty i prawdę pod nogi, skąd więc to jego oburzenie?
Sam nie wiedział czemu, ale paliło go to jedno słowo, które gdzieś się przelatywało w tej rozmowie. Chciał się od tego odciąć ale to wciąż nad nim wisiało a też swoim wywodem nie pomogła.

- Cholera wiesz o co mi chodzi! To nie ma pomaga wcale, jeśli stale się słyszy o tym albo jest się tak nazywanym. Doskonale wiem jaki mam problem i próbuje go rozwiązać, okej? Wiedziałabyś o tym, że nie pije od kilku dni i jestem trzeźwy ale pewnie nawet tego nie zauważyłaś. – no tak było i wolał ją uświadomić aby czasem nie walnęła tekstu, że aktualnie jest pod wpływem albo no jeszcze inne epitety. I może sam Buchanan nie musiał się tak unosić i ją prowokować, bo podawał jej dosłownie narzędzie do kłótni na talerzu. Nie potrzebna była ta jego zaczepka a pro po kobiecych dni, ale cóż – stał się i tak po prostu poszła lawina niepotrzebnych haseł i zdań.

- Nie o to mi chodziło. Już.. weź nie…. Nie musisz mnie brać za ofermę i pasożyta i Bóg wie kogo tam jeszcze. Staram się coś zmienić, tak? Próbuje i pewnie myślisz, że co? Czaruje i głoszę przed Tobą piękne słowa abyś się odwaliła? W żadnej kwestii do tej pory Cię nie okłamałem, zawsze mówiłem prawdę a pominąłem może jedynie coś o sobie. Ale to tyle. Okej, to o okresie było niepotrzebne. Fakt. – podsumował, pewnie nawiązując zupełnie teraz do czegoś innego ale to była próba odciągnięcia jej od innych kwestii. Odpalił jednak ten granat i była za późno aby ugasić powstały pożar. Chyba.

Zaczęła rzucać w niego poduszkami i w duchu cieszył się, że to tylko albo aż one poszły w ruch. W końcu kto wie co mogło się jej nawinąć pod rękę. Nie widział chyba jej jeszcze w takim stanie? No to teraz miał okazję, przez swoją własną głupotę. A pasowało skulić tylko nisko głowę i dać się jej wypowiedzieć, jak matce co tłumaczy dziecku, że ma sprzątać.
Okej, zrobił też dużo swoją podstawą ale chyba nie chciał wyjść na łacha czy kogoś kto nie umie postawić na swoje, miał swoją godność. Tak było i teraz gdy znowu chodziło o butelki, gdy napomknęła o jakimś kolesiu i gdy wszystko połączył w jedną całość.

- Po to cała ta akcja? Chodzi Ci o powody, wyciągasz takie kwestie i to co tam masz jeszcze w zamiarach. A może pasowałoby prościej? A może wystarczy powiedzieć jasno, że chodzi o jedno.
Dalej! Śmiało! Po prostu powiedz, abym stąd wypierdalał. Myślę, że to całkiem proste.
- unosił się i sam nieco mocniej zareagował, stojąc przed nią i cóż, ciężko oddychając. Jeśli chciała tego, wystarczyło powiedzieć a bez słowa by ją ominął i udał się do pokoju aby spakować tą garstkę rzeczy jakie posiadał. Ile by to zajęło? Pięć a może dziesięć minut, ale w końcu by dopięła swego i pozbyła się tego problemu jakim zdawał się być Buchanan. Chociaż było mu z tym faktem źle i pewnie nieco jego twarzy przybrała niejako grymas, to i tak był gotów zrobić to co liczył, że powie mu prosto w twarz.

Olive Halsworth

przyjazna koala
Ł.
brak multikont
Nauczycielka plastyki — LORNE BAY STATE SCHOOL
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Girl, come show me your true colors
Paint me a picture with your true colors

- Oh, weź już przestań. Raptem kilka razy zwróciłam Ci uwagę, że pijesz za dużo. A gdy próbowałam Ci pomóc, to wyzywałeś mnie od cioci dobrej rady!- zwróciła mu uwagę, bo wtedy ją to trochę zabolało. Chciała mu przecież pomóc, ważyła każde słowo, uważała by go nie zranić. A i tak jej się dostało, że niby wyłapuje głupoty z jego wypowiedzi, gdy dla niej po prostu wszystko co mówił o sobie było ważne! Nawet to, że chciał mieć psa. Do diaska, nawet przez chwilę rozważała adopcję jakiegoś uznając, że zwierzak uszczęśliwi i jego i ją. I przecież nie wyzywała go codziennie od alkoholików. Przez bardzo długi czas nic o tym nie mówiła i dopiero ostatnio zaczęła zwracać uwagę na ilości alkoholu, który w siebie wlewa. Ale przecież nie można jej się dziwić. - Czego ode mnie oczekiwałeś? Jak inaczej miałam Ci pomóc? I okej, przyznaję że nie zauważyłam, że jesteś trzeźwy od kilku dni- powiedziała już trochę spokojniej. Potrafiła też przyznać się do błędu, tak jak teraz, że nie zauważyła jego trzeźwości w ostatnich dniach. Miał w tym rację, kompletnie to pominęła. Dopiero teraz też zauważyła jego schludniejszy wygląd i już miała go pochwalić, ale znowu ją nakręcił.

- Widzisz?! Znowu to samo! Nie nazwałam Cię ofermą i pasożytem, wkładasz mi te słowa do ust- miała ochotę wyrwać sobie włosy z głowy. Ta kłótnia pomału ją wykańczała. Jasne, miała krótki lont i szybko się zapalała, ale nie była fanem tak poważnych kłótni. Szczególnie z ludźmi na których jej zależało, a Jordan stał się taką osobą. Nie był jej obojętny. Nie wiedziała jeszcze kim dla niej jest, ale na pewno nie był już obcą osobą. Dlatego bardzo zabolały ją jego kolejne słowa. Starała się, aby czuł się jak u siebie w domu. Nigdy mu niczego nie żałowała, więc jak mógł uznać , że ona go tutaj nie chce?! Zabrała z niego swój palec i podparła się pod boki

- Gdybym chciała, żebyś się wyprowadził, to powiedziałabym Ci o tym wprost bez robienia żadnych podchodów. Ale może to Ty wolisz, żebym Cię wyrzuciła, co? Wtedy łatwiej zwalić na kogoś swoje nieszczęście, aniżeli się przyznać, że to Ty zawiniłeś i zjebałeś?- spytała, a raczej go skonfrontowała z poważnym oskarżeniem. Jednak pomału coraz bardziej czuła, że chce zrobić z niej największe zło na świecie. Mimo, że starała się mu pomóc od samego początku


Jordan Buchanan
wystrzałowy jednorożec
Miło
pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.

Miała rację w swoich słowach a on chyba uparcie szukał czegoś aby się przyczepić, czego absolutnie robić nie powinien. Olive oddała mu część swojego mieszkania, swojej przestrzeni a więc nie powinien wymagać od niej niewiadomo czego skoro już i tak dała mu więcej niż ktokolwiek inny w tym mieście. Była niczym anioł z nieba, dla Jordana będącego w potrzebie. Uratowała go prawdopodobnie przed nocowaniem czy koczowaniem przy jakiś śmietnikach jak bezdomny albo w jeszcze innych okropnych miejscach. O co więc mu chodziło? Po co w ogóle się uruchamiał zamiast siedzieć cicho?

- Okej, masz rację. Jak zawsze masz cholerną rację. Dałaś mi więcej niż mogłem w ogóle o to prosić. Szanuje Cię za to co zrobiłaś, że dałaś mi więcej niż powinnaś. – rzucił nieco bardziej łagodnie. Może nie powinien tak reagować na każde słowo o alkoholu ale było to wyraźnie jego piętą Achillesową i cóż, trzeba to uznać za jego punkt zapalny.

- Właśnie o to może chodzi.. Jesteś taka dobra, taka kochana, taka otwarta na krzywdę innych, taka do rany przyłóż, taka… idealna? perfekcyjna?
Sam nie wiedział po co to wszystko mówi i jeszcze do tego ją denerwuje, skoro jak sam zauważył nic złego nie zrobiła, kompletnie. Z ich dwójki to on wydawał się być tym ciemnym charakterem, całkiem zgubionym i szukającym dziury w całym. Mógł po prostu skulić głowę i przeprosić a do tego po prostu posprzątać te jebane butelki, zamiast niszczyć zaufanie jedynej osoby, która powodowała iż jeszcze funkcjonował w tym Lorne Bay. Strzelał sobie cholernie w kolano i chyba nie docierał do niego jeszcze ten ból. Niestety.

- Taaaak? I co jeszcze? Może myślisz, że pójdę i będę potem udawał ofiarę i pokrzywdzonego? Daj spokój. Doskonale wiem jak bardzo zjebałem swoje życie i co mam w sobie po tym wszystkim. Nie musisz mi tego sugerować, ja to wiem. I wiesz co jeszcze wiem? Że mogę zrobić coś za Ciebie.. – przez chwilę na nią patrzył z grymasem wypisanym na twarzy. Nie chciał za cholerę tego robić, ale jakaś jego część, ta cholerna duma pewnie – spowodowała, że ominął ją i ruszył do pokoju w jednym celu. Złapał za torbę znajdującą się pod łóżkiem i zaczął do niej pakować swoje rzeczy, bez ładu i składu ale jednak. Nie miał tego dużo, parę ciuchów i pewnie jeszcze więcej zapisków z jego myślami czy wierszami. Na moment opuścił pokój, sprzątając te kilka butelek i wyrzucając je do kosza. Potem? Wrócił do pakowania, z którym się owinął w dużo mniej niż pięć minut ale przy okazji wyjścia z pokoju przypomniał sobie jeszcze o cholernej szczoteczce, więc jeszcze zajrzał do łazienki, tak jakby opóźniając swoje wyjście stąd.
W teorii był gotowy do drogi, ale z drugiej strony nie miał cholernego pomysłu co zrobi i gdzie się podzieje, a do tego padał ten pieprzony deszcz więc był w totalnej dupie na własne życzenie. Ale finalnie chyba wygrała jakaś jego mania wyższości i obraza godności nad tym aby zostać, może jednak zmienić sytuscje o sto osiemdziesiąt stopni, przeprosić? Zamiast tego jednak mogła usłyszeć zamykające się za nim drzwi gdy ostatecznie głupio postawił na sobie. Trudno, najwyżej zostanie niczym biedny, mały szczeniak, sam na deszczu.

Olive Halsworth

przyjazna koala
Ł.
brak multikont
Nauczycielka plastyki — LORNE BAY STATE SCHOOL
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Girl, come show me your true colors
Paint me a picture with your true colors

Gdy Jordan trochę wyluzował, odetchnął i zamiast dalej rzucać oskarżeniami w jej stronę, przyznał jej rację i zaczął ją chwalić, to Olive stała całkowicie zaskoczona jego słowami. Czekała na kolejne oskarżenia, kolejne wymówki, a w zamian usłyszała, że jest kochana i nie wiedziała co z tym zrobić, dlatego jedynie wpatrywała się z niego z otwartą buzią.

- Jordan...- szepnęła i chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła dobrać odpowiednich słów. Powinna podziękować? A może zapytać się co to znaczy? Czy chciałby powiedzieć coś więcej? Nie wiedziała co powiedzieć. Słyszała komplementy, szczególnie od byłych uczniów, ale Jordan nigdy wcześniej nie mówił jej takich rzeczy. Nie była na to przygotowana.

Lecz zawieszenie broni było raptem chwilowe, bo znowu walczyli kto tak naprawdę chce jego wyprowadzki. - Taaa jasne, czego ja chcę- mruknęła przewrając oczami i gdy ominął ją idąc do pokoju, ona udała się do swojego. Stanęła przed sztalugą, chwyciła suchy pędzel i tak stała wpatrując się w białe płótno. Raptem dwadzieścia minut temu stała w tej samej pozycji, walcząc z brakiem weny, a teraz nie dość, że w tej kwestii dalej się nic nie zmieniło, to jeszcze była zła. Na siebie. Na Jordana. Na wszystkich.
Nie powinien mówić o okresie, wkładać niewypowiedziane słowa do jej ust, nakręcać się i nie przyznawać się do błędu. Ale ona też nie powinna od razu na niego krzyczeć, ingerować w jego przestrzeń osobistą i wyzywać od alkoholików. Mogli inaczej to wszystko rozwiązać, bez kłótni, na spokojnie. Z rozmyślań otrząsnął ją huk zamykanych drzwi i wtedy podskoczyła uświadamiając sobie, że wyszedł. Dobra, chciał się wyprowadzić, to niech się wyprowadza. Nie będzie go zatrzymywać.

Odwróciła głowę i dalej wpatrywała się płotno, aby po chwili znowu podskoczyć, ale nie na odgłos zamykanych drzwi, a na dźwięk błyskawicy rozrywającą niebo i grzmot tak głośny i mocny, że nagle w całym mieszkaniu zgasło światło.

- Jordan!- tym razem krzyknęła, ale nie ze złości, a ze strachu. Nie o siebie, bo ona była bezpieczna w domu, a o niego. Wyleciała jak strzała z pokoju i zarzuciła na stopy jedynie klapki przed wyjściem z mieszkania. Nie bawiła się w żadną kurtkę, parasol, czy zamykanie drzwi. Chciała jak najszybciej wybiec, aby go zatrzymać. Chciała żeby wrócił tutaj i był bezpieczny.

- Jordan!- krzyknęła ponownie, gdy stanela przed klatką próbując go dojrzeć w strugach deszczu.- Jordan kurwa! Przepraszam!- jej głos przybierał już paniczną barwę. W tle błysnęło ponownie, a kolejny grzmot spowodował że aż znowu podskoczyła. Nie powinna iść dalej, ale nie mogła go przecież zostawić samego na zewnątrz. Tym bardziej w taką pogodę! Aż przed oczami stanęło jej ich pierwsze spotkanie- również podczas burzy.

Jordan Buchanan
wystrzałowy jednorożec
Miło
pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.

To co powiedział nie było planowane, raczej mówił wprost co odczuwa przez te wszystkie dni, które przyszło im żyć w wspólnocie tak naprawdę. Uważał, że ma ogromnie wielkie serce i dobroć w nim na tyle dużą, że ktoś inny mógłby kazać jej się puknąć w głowę w momencie gdy sprowadzała obcego faceta pod dach. I może sam nie miał pojęcia dlaczego to wszystko jej mówił ale widocznie odczuwał potrzebę aby wiedziała, tak po prostu. Była dla niego dobrą wróżką, kimś kto naprawdę zawsze chciał dobrze dla drugiej osoby, czasami bardziej niż dla siebie. I może nie było w tym żadnego innego podtekstu a może po prostu nawet jeśli był to Buchanan to olał bo przecież postawili sobie jakiś mur, którego mieli nie przekraczać. On tego w sumie nie robił ale niebezpieczne brzmieć mogły pewne słowa w jego usta, wprowadzające przy tym ją w konsternację.
W jednej chwili wystawił jej laurkę, ale w drugiej już pakował się za drzwi? Nie było to najrozsądniejsze zagranie Buchanan w życiu, ale widocznie tak musiało się stać aby otrzeźwiał na dobre.
Mógł jeszcze coś powiedzieć ale wolał w tamtym momencie zamkną temat i po prostu siebie przy okazji. Szybko i sprawnie poszło mu zebranie rzeczy, tak samo jak wyjście na zewnątrz.
Nie kalkulował i nawet nie zaglądał do niej aby się pożegnać, po prostu wyszedł.

Pogoda na zewnątrz była okropna a gdy schodził powoli na dół, najpierw ujrzał błysk a potem huk – świadczący o burzy, która to zdążyła się rozszaleć. Analogicznie po raz drugi w Lorne Bay, miał styczność z deszczem i taką pogodą, a pierwszy raz był wiadomo – w chwili gdy się z Olive poznali.
Była to mogłoby się wydawać swego rodzaju klamra scalająca tą historię , a on sam znowu lądował na deszczu, moknąć w chwili gdy miał zamiar ruszyć w stronę najbliższego przystanku. Zdążył zniknąć za rogiem gdy znowu uderzył kolejny piorun, a potem usłyszał czyjś głos, przeplatany szumem spowodowanym przez deszcz.
Cofnął się o kilka kroków w tył aby spojrzeć za siebie i otrzeć twarz, która to przyjmowała co raz to większą porcję kropli deszczu. Cholerna Halsworth darła się znów na niego? Przez niego? Nie rozumiał o co chodzi..

- Co ty odwalasz mały głupolu? Wracaj do środka bo zmokniesz. - zawołał w jej stronę, może nieco gniewnie ale cóż, chyba mu jeszcze trochę zostało sprzed paru chwili tych negatywnych emocji. Nie ruszyła się, więc on to zrobił, szybko przemierzając kroki ich dzielące. Musiał przeczesać palcami, zmoczone już włosy ale pojawił się tuż obok niej, nieco wkurzony ale i zdziwiony jej widokiem.
Nie ubrała kurtki a jedynie te klapki, z których to pewnego wieczoru się naśmiewał, a teraz? Chyba poprawiły mu humor, chociaż raczej bardziej jej widok to uczynił?
Sam nie wiedział po co w ogóle się wraca ale na pewno nie pozwolił aby ona oberwała deszczem czy trzęsła się przez piorun, który gdzieś mignął za jego plecami. Zmusił ją za to aby się cofnęła i tym samym schroniła nieco bardziej przed zaciekającym deszczem.

- Ja też przepraszam. Za to wcześniej, może i za to teraz.. – rzucił tajemniczo, bo w teorii sam nie wiedział czy nie powie zaraz czegoś znowu nieodpowiedniego albo nie zrobi.
W sumie to prędzej rozchodziło się o to drugie, bo w jednej chwili myślał a w drugiej robił, często. A teraz? Teraz był nieco zbyt blisko i niej i jego dłonie niebezpiecznie ułożyły się na jej tali gdy wycofywał ją w stronę ich chwilowego schronienia. Cholernie dziwne były uczucia, które nim miotały bo jednak zawsze uważał na to co robi, co mówi a dziś? Chyba wyczerpywał właśnie wszelkie limity, bo jak inaczej pojąć to, że właśnie się nad nią pochylał i to wcale nie po to aby coś powiedzieć ale raczej zrobić. Coś najmniej odpowiedniego i totalnie nie potrzebnego jeszcze im do kupki problemów i strat dnia dzisiejszego.
Nachylił się w jej stronę i wiedziony po prostu chwilą, musnął jej usta delikatnie, niczym poranna rosa muska kępki trawy czy motyl rusza skrzydłami w locie. Nie umiał wytłumaczyć siebie całkowicie w tamtej jednej sekundzie, ale po prostu chyba chciał to zrobić skoro nie wiedział jak długo jeszcze zabawi u niej w mieszkaniu, jeśli już go z powrotem przygarnie..


Olive Halsworth

przyjazna koala
Ł.
brak multikont
Nauczycielka plastyki — LORNE BAY STATE SCHOOL
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Girl, come show me your true colors
Paint me a picture with your true colors

Jordan potrafił nie raz podziękować Olive i nazwać ją aniołem. Nie było to coś nowego. Jednak wypowiedzenie takich słów podczas kłótni, gdy emocje w nich buzowały, było dla niej szczególne. Nie wiedziała jak się z tym czuć, co tym myśleć. Jeszcze niecałą godzinę temu jej głowę zaprzątał tylko Gabriel, którego poznała niedawno i nie potrafiła o nim zapomnieć. Teraz chaos w jej umyśle narobił jej współlokator. I zależało jej na nim. Na tyle, że wyleciała za nim w środku tej burzy nie zważając kompletnie na nic. Nic się w tym momencie nie liczyło poza nim. Musiała go znaleźć, a on musiał wrócić do domu, do niej.

Gdy w końcu go ujrzała w tym deszczu, to kamień spadł jej z serca. Nie przejmowała się deszczem czy błyskami za jej plecami. Ucieszyła się na jego widok, bo to oznaczało, że nic m mu się nie stało i może wrócić do domu. Bo dla Olive już nie było innego wyjścia! Musiał wrócić.

- Oj przestań, to tylko mały deszczyk- powiedziała przeczesując rękoma włosy, ale posłusznie się wycofała razem z nim stając pod zadaszeniem w postaci drzewa. Nie było to najrozsądniejsze w taką pogodę, gdy za ich plecami uderzył kolejny piorun.
Może to spowodowało, że przez zwiększone ryzyko śmierci, Jordan zaczął się do niej nachylać. Czuła jak jej serce bije jak szalone wyrywając się na zewnątrz, pragnąc z niej wyskoczyć. Obserwowała jego każdy ruch, mokrą twarz i ten tajemniczy wzrok, którego nigdy wcześniej nie widziała. Dostrzegała niewiele, ale napięcie między nimi wszystko wskazywało. Czuła co zaraz nastąpi, a mimo wszystko i tak ją tym zaskoczył. Przecież przed chwilą na nią krzyczał. A w momencie, gdy poczuła jego usta na swoich od razu mechanicznie przybliżyła się wciskając swoje ciało w jego i zarzucając mu ręce na szyję. Jego wargi były wilgotne i tak przyjemne, że pragnęła więcej. W ogóle nie myślała o konsekwencjach, gdy rozchylała językiem jego wargi pakując się do środka. Chciała więcej, więc to brała. Dopiero po chwili odsunęła się tylko na parę centymetrów. Lecz wciąż go obejmowała wpatrując się w jego oczy.

- Wróć do domu, proszę- szepnęła wyczekując jego odpowiedzi. Przez jej ciało przeszedł dreszcz i zaczęła się trząść. Ze stresu przed tym, co jej powie? Z wrażenia tym pocałunkiem o którym swego czasu rozmyślała wiele razy? Czy może przez to, że była przemoczona do suchej nitki i stała przed nim w samych klapkach? Chyba wszystko po trochu przyczyniało się do tego. Ale naprawdę chciała, żeby wrócił do domu. Nie tylko przez szalejącą burzę i wyłączony prąd w mieszkaniu. Przyzwyczaiła się do jego obecności, do mieszkania z nim. I chciała mu pomóc, chciała żeby wydał książkę, stanął na nogi. Chciała być przy nim w tych momentach jego życia. Tylko jeszcze nie wiedziała jako kto. Na razie jednak o tym nie myślała, nie zastanawiała się jak będzie między nimi teraz. Szczególnie po ostatnich wydarzeniach w jej życiu, gdy nie mogła zapomnieć o innym mężczyźnie.


Jordan Buchanan
wystrzałowy jednorożec
Miło
pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.

Jego słowa były prawdziwe i płynące pewnie z głębi jego serca, bo nawet jeśli był nieświadomy co to wszystko znaczy, to pal sześć wszystko – po prostu powiedział co ma powiedzieć. Poniekąd chciał może i w ten sposób załagodzić ten konflikt ale też po prostu Olive wydawała być mu się tak dobrą osobą, tak przejętą jego losem, że nie potrafił inaczej okazywać swojej wdzięczności. Co z tego, że może nie powinien mówić czy robić pewnych rzeczy bo mogło to pokomplikować sprawę, w tamtej chwili nie myślał o tym, chociaż konsekwencje to jasne, przyjdą z opóźnieniem.

Gdy ją usłyszał nie było innego wyjścia, teraz to on z kolei przestraszył się o nią, w końcu mówiła kilka razy, że nie lubi burz, może nawet ich się bała. Wyleciała na deszcz, w ogóle nie przygotowana czym nieco go irytowała, bo jednak była małą głupiutką wróżką. Przepraszała go i próbowała odczarować urok tego kiepskiego wieczoru jak widać.

A on? Sam tego chciał, sam chciał od niej usłyszeć aby został, aby nie wygłupiał się tylko wrócił do środka. Ucieszył go jej widok bo pokazała mu po części, że nie ma go totalnie gdzieś i że to nie tylko widzimisię spowodowane może aurą? Przynajmniej na to sam liczył.

- Mały? Maluszkiem to jesteś sama. – prychnął rozbawiony ale, to chyba dobrze że nieco poprawił mu się humor, nawet jeśli sam czuł jak woda spływa mu po plecach, a koszula którą to miał na sobie – przykleja się do ciała. Jego torba opadła gdzieś na ziemię obok jej nóg a on sam, nie wiedząc czemu po prostu miał wielką chęć aby ją pocałować, tak po prostu. Kłótnia, zwroty akcji i sam fakt, że jakieś uczucia tkwiły w nim pewnie od samego początku, a o których nie miał to pojęcia – obudziły się akurat teraz. Sceneria, do tego jej bliskości, sprawiły iż przepadł.

Spoglądając na nią, nie kalkulował tylko po prostu zrobił coś, o czym pewnie sam często myślał gdy zerknął na nią gdy wychodziła z łazienki czy przeleciała przez mieszkanie w samym staniku. Później sobie pewnie uświadomi głupi, że to nie jest dobre dla żadnego z nich, ale teraz? Przepadł w jej ustach oraz tym, że wcale go nie odtrąciła, nie dała w twarz czy nie zbluzgała. Wręcz przeciwnie zaskoczyła go swoją aktywnością w tym drobnym akcie i chwili.
Chwilę zajęło mu złapanie oddechu, ale na jego usta wkradł się uśmiech i pokiwał głową twierdząco w odpowiedzi na jej pytanie.

- Oboje musimy. Po za tym co ty zrobisz beze mnie w burze aniołku? - dodał, śmiejąc się pod nosem ale tak wyszło, że musiał to dowalić. Pamiętał zresztą jak sama wspominała, że tego się boi w pewnie drugiej kolejności, zaraz po pająkach czy innych owadach. Zauważył, że jej ciało drży, więc mimowolnie mocniej zacisnął ręce na jej tali, które wylądowały tam z automatu podczas pocałunku. Przekalkulował sytuację notując, że deszcz jest nieco mniejszy, a więc mieli ten swój moment aby pobiec w kierunku klatki schodowej i być bliżej niż dalej od spustoszonego ciemnością mieszkania.

Ten wieczór był pewien zaskakujących momentów, pełny złości i dziwnej chmury emocji tej dwójki. I pewnie żadne z nich nie wiedziało czy jutro będzie tak samo, jak odczucia po tym całym wieczorze oddziaływać będą na kolejne dni. Jordan na tą chwilę był pewny jednego, że chcę dalej być blisko Halsworth za wszelką cenę. Ale pytanie na jakich warunkach to się odbędzie?

Olive Halsworth

/zt
przyjazna koala
Ł.
brak multikont
ODPOWIEDZ