uczeń — lorne bay state school
18 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Nastolatek, który nie zaznał w życiu miłości ani przyjaźni, ale za to zaznał bardzo wielu pieniędzy. Nie znosi Lorne Bay i ciężko jest go znieść.

Zarzekał się podczas kłótni z ojcem, że nie pójdzie wcale po żadne zakupy i że nie ma problemu z tym, aby po prostu codziennie zamawiać coś do domu. Wytknął mu rzecz jasna, że to przecież on był rodzicem i powinien się zajmować takimi rzeczami, ale jak zwykle otrzymał argument zwrotny, że i tak dostawał na wszystko pieniądze i powinien okazać trochę wdzięczności. Dobrze, że sprzeczali się wyłącznie przez telefon, bo pod koniec Pelle kopał już w meble i krzyczał w poduszkę ze złości. Resztę wieczoru spędził w łóżku oglądając czwarty sezon Stranger Things spod groźnie zmarszczonych brwi i jedząc lody na obiadokolację. Zdecydowanie nie było to coś do czego przywykł i co lubił robić, ale przecież musiał udowodnić swoje, prawda?
Nie pójdę do żadnego sklepu, nie i koniec. Już nigdy, mam to gdzieś.

Ostatecznie do sklepu poszedł.
Co prawda miał na to kilkanaście godzin namysłu, ale głód z samego rana i spokojniejszy dzień w szkole sprawiły, że na moment przełknął dumę. Najgorsze było to, że i tak miał market w po drodze, więc no... niech już straci. Jeśli jednak miałoby się okazać, że nagle ojciec wróci do domu, to z premedytacją pochowałby wszystko w swoim pokoju. Jego upartość w relacji z rodzicami nie znała granic rozsądku.
Same zakupy okazały się nie być najgorszymi na świecie. Mógł powybierać sporo rzeczy o których nigdy wcześniej nie słyszał i najwyraźniej musiały być charakterystyczne dla Australii. Wizja ich testowania lekko go nawet podekscytowała. Do tego doszły oczywiście wszystkie ulubione rzeczy do jedzenia i przedmioty codziennego użytku. Przed sklepem skusił się nawet na zakup kawy w doniczce. Kompletnie nie znał się na roślinach i średnio go ciekawiły, ale pomyślał sobie, że było to bardzo dorosłe kupić sobie do domu roślinę. Chciał z nią przejść przez miasto, aby ludzie mogli pomyśleć, że być może mieszkał tutaj całkiem sam i stąd musiał robić samodzielne zakupy. Ugh, nienawidził odkrywać pozytywnych aspektów czynności których początkowo wcale nie chciał robić, bo przez to czuł się jak jakiś kretyn. Przed ojcem i tak zamierzał mówić, że była to istna tortura, bo niby jak mógł mu udowodnić kłamstwo?
Innymi emocjami których nie lubił doświadczać były poczucie niezręczności oraz przytłoczenia, ale po kilkunastu krokach dopadły go z pełną mocą. Siatki były ciężkie, było ich dużo, a on był jednak chuderlawym człowiekiem. Co chwile je przekładał, regularnie zatrzymywał się aby wymyślić nowy sposób na ich transport (wraz z roślinką którą też trzeba było osobno trzymać). Słońce przypiekało dość przyzwoicie, więc nim doszedł do swojej ulicy, to zdążył już się spocić do tego stopnia, że czuł jak ściekało mu ciurkiem po plecach. Koszmar jakich mało, bo nienawidził się pocić, a w tym durnym kraju nie dało się tego uniknąć. W takich chwilach tęsknił za Szwecją najmocniej. Takie trywialne rzeczy wyprowadzały go z równowagi. Chciał z powrotem umiarkowaną temperaturę i najlepiej jeszcze swojego kierowcę dzięki któremu uniknąłby ostatnich dwóch godzin swojego życia.
Oddychając ciężko i marszcząc co chwilę twarz z bólu człapał w kierunku bramy wejściowej. Ulica na której mieszkał była nierówna, a pech chciał, że akurat jego willa musiała znajdować się wyżej. Na oko czekało go jeszcze kilkanaście kroków. Ostatnia poprawka reklamówek i... huk, szmer, a następnie świat jakby zamarł w ciszy absolutnej na kilkanaście sekund.
- Jävla fan! - warknął głośno, bo jego cierpliwość się w tym momencie wyczerpała. Jedna z siatek pękła, a artykuły rozsypały się na ulicę. Próbując je ratować upuścił też doniczkę, a ta naturalnie musiała się rozbić. Ziemia wysypała się na zakupy, a roślinka zatoczyła się żałośnie na asfalcie. Na pewno nie wyglądała jednak tak żałośnie jak zgrzany i czerwony ze złości Pelle. Nabrał powoli powietrza do płuc, ale nigdy mu to nie pomagało. Miał zamiar szybko pozbierać dowody zbrodni, ale kątem oka dostrzegł ruch w bramie sąsiadów i chwilę później ich spojrzenia się zbiegły.
Miał wrażenie, że chłopak regularnie się na niego gapił kiedy akurat obaj byli na zewnątrz i tak jak normalnie mu to nie przeszkadzało, tak w tym momencie miał ochotę go rozerwać na strzępy.
- Nie masz nic lepszego do roboty?! - wycedził z pretensją i kucnął, aby zająć się bałaganem, ale przez jego obecność w ogóle nie mógł się na tym skupić.

Zig Lipinski
uczeń liceum — lorne bay state school
16 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
uczy się pilnie, a po szkole uczęszcza na koło z pierwszej pomocy, bo w przyszłości chciałby zostać ratownikiem medycznym
04.


W Australii trwała zima, co oznaczało, że temperatura nie przekraczała w tym czasie dwudziestu pięciu stopni. Niestety wkrótce ferie zimowe dobiegały końca, a Zig wcale nie był zachwycony, że od powrotu do szkoły dzieliły go dwa dni. Dwa bardzo krótkie dni, które zlatywały mu w tempie błyskawicznym, mimo że nic konkretnego nie robił. Trochę pokręcił się po domu, przeczytał dwa tomy komiksu The Umbrella Academy, zjadł to, co zostało przygotowane przez gosposię poprzedniego wieczoru, a korzystając z okazji, że matka i ojczym gdzieś wyjechali (mężczyzna próbował odkupić swoje winy po tym, jak ostatnio zepchnął mamę Ziga ze schodów), praktycznie przez całe popołudnie wylegiwał się na kanapie. Dopiero po tym, jak tyłek zdrętiwał mu do reszty postanowił wyjść do ogrodu i zaczerpnąć nie tylko kąpieli słonecznej, ale też wodnej.
Zawiesił ręcznik na szyję i w samych szortach ruszył w stronę basenu, gdy nagle usłyszał słowa w dziwnym języku, a potem dostrzegł za ogrodzeniem brązową czuprynę.
Znał tego chłopca. To znaczy, nie do końca. Poznał go wyłącznie z widzenia, Słyszał jak matka rozmawiała z sąsiadami o tym, że przyleciał ze Szwecji stosunkowo niedawno i kilkakrotnie mijał go na szkolnym korytarzu, ale zwykle te spotkania kończyły się na jakimś zbywającym kiwnięciu głową.
Lipinski wzdrygnął się za sprawką podniesionego głosu, ale zaraz niezdarnie machnął ręką w geście powitania, bo nie widział powodów, dla których miałby być wobec chłopaka opryskliwy.
- Przepraszam! - zawołał do niego, podchodząc nieco bliżej; omiótł wzrokiem poniewierające się po asfalcie artykuły spożywcze i ponownie zerknął na chłopaka. - Lekka kraksa, można by rzec - lekki uśmiech wpełznął na twarz Ziga. - Poczekaj sekundę, pomogę ci z tym! - i zanim szatyn zdążył zareagować, już przebiegał przez furtkę w samych kąpielówkach, gubiąc po drodze niestarannie zawieszony na ramionach ręcznik.
Od zawsze wychodził z założenia, że życzliwość wraca, dlatego nie miał oporów, aby wesprzeć kogoś, kto nie był dla niego szczególnie miły. Co innego, jeśli dotyczyło to jego znajomych. Dobrym przykładem był szkolny łobuz Skodmore, który bezustannie dręczył rudowłosego okularnika Harry'ego. Parker był w szkole stosunkowo nowy, przyleciał z Anglii i nie miał sobie równych w języku angielskim. Właściwie to wymiatał na wszystkich lekcjach i w ogóle, jakby tak się dłużej zastanowić, Zig czuł się przy nim wyjątkowo...Dobrze. To dlatego odpyskiwał Skidmore'owi za każdym razem, gdy ten mówił o Harrym okropne rzeczy.
Pośpiesznie zgarnął z ulicy jakieś puszki i owoce, po czym spojrzał wyczekująco na sąsiada, bo skoro reklamówka dno, trzeba było zanieść pogubione produkty prosto do domu. Najlepiej jak najszybciej, bo Zig był raczej mizerny, a jego zasięg ramion dość ograniczony,

pelle åström
ambitny krab
-
uczeń — lorne bay state school
18 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Nastolatek, który nie zaznał w życiu miłości ani przyjaźni, ale za to zaznał bardzo wielu pieniędzy. Nie znosi Lorne Bay i ciężko jest go znieść.
Zig był prawdopodobnie jedyną osobą z którą się jakkolwiek witał. Nie było to nic wielkiego, bo jedynie lekkie skinienie głowy, ale czuł się do tego zobowiązany z racji ich sąsiedztwa. Był też prawie pewien, że to brunet rozpoczął ten zwyczaj i że przeważnie on był inicjatorem całej interakcji.
Widział jego zdjęcie w gablocie szkolnej. Wydawało mu się to strasznie cringy, ale z drugiej strony świadczyło też o tym, że nie mógł być jakiś mocno głupi. Tak to przynajmniej dedukował. Oceny niewiele dla niego co prawda znaczyły, ale pretensjonalność którą wyniósł z domu sprawiała, że jeśli ktoś uchodził za głupszego w jakiś oficjalny sposób, to trochę taką osobę przekreślał bez dania jej szansy na zmianę jego zdania.
Zigmund brzmiało bardzo europejsko, wydawało mu się, że było to imię niemieckie, chociaż bazując na nazwisku strzelał też w Polskę. To akurat działało na korzyść chłopaka. Jeśli również nie był tutejszy, to zawsze dawało im to bardzo nietypową cechę wspólną. Obaj byli intruzami, ale być może tylko Pelle z ich dwojgu się takowym faktycznie czuł.

Nie spodziewał się po nim takiego zachowania, więc od razu pogrążył się w jeszcze większym skołowaniu. Przyglądał mu się do momentu w którym nie wyrósł u jego boku, zbierając rozsypane zakupy jak gdyby nigdy nic. Jak nietrudno się domyślić - zirytowało go to. Powodem nie było jednak to, że sobie nie życzył jego ingerencji, wręcz przeciwnie, chodziło o to, że była ona bardzo miłym gestem. Ciężko powiedzieć czy Pelle zareagowałby tak samo, ale znając życie po prostu wycofałby się i wrócił do domu.
Nie skomentował jego słów. Prawdę mówiąc to chyba nawet do niego nie dotarły. Zamrugał kilkukrotnie i spięty jak nigdy zaczął zbierać resztę rzeczy, choć większość zabrał Zig. Dobrze, bo on musiał jeszcze zadbać o resztę zakupów, te które na szczęście nie wypadły na asfalt. Roślinę zignorował bo nie sądził aby udało mu się ją uratować... poza tym kupił ją tylko po to, aby przejść z nią przez wioskę, więc jej cel został już spełniony.
Niepewnym krokiem ruszył w kierunku bramy, a następnie drzwi wejściowych. Na szczęście klucz miał na wierzchu, więc nie stracili lat na próbie wejścia do środka. Było tam jak w willi, nic specjalnego. Wnętrza wyglądały jak z katalogu, choć ewidentnie dało się tutaj wyczuć czyjąś obecność ze względu na panujący wszędzie bałagan. Nic ponad normę, ale Pelle miał tendencję do zostawiania niepotrzebnych mu rzeczy w miejscu w którym się znajdował.
- Włóż wszystko do zlewu - wskazał głową na część kuchenną pomieszczenia, które samo w sobie było jednym wielkim salonem, jadalnią oraz kuchnią. W międzyczasie odłożył siatki na kanapę, a potem z resztą rzeczy z ziemi dołączył do Zigmunda przy zlewie i ostrożnie odłożył tam swoją partię zakupów.
- Nie musiałeś tego robić - był to jego sposób na powiedzenie dziękuję, bo takie zwykłe przez gardło mu przechodziło z reguły. - Możesz umyć ręce... jak chcesz - wskazał na kran i wycofał się odrobinę. Czuł się niezręcznie w związku z jego obecnością w jego domu. Zig tego nie wiedział, ale był tutaj pierwszym obcym człowiekiem (przynajmniej w obecności Pelle). Odgarnął włosy i przełknął ślinę. Dotykanie włosów było u niego niczym tik nerwowy, szczególnie kiedy był zestresowany. Nie wiedział co jeszcze mógłby powiedzieć. Wciąż był wściekły, ale z logicznego punktu widzenia wiedział, że nie mógł się na nim wyżyć. To też go dodatkowo wkurzało. Nie dogodzisz takiemu.

Zig Lipinski
uczeń liceum — lorne bay state school
16 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
uczy się pilnie, a po szkole uczęszcza na koło z pierwszej pomocy, bo w przyszłości chciałby zostać ratownikiem medycznym
Nigdy nie czuł się źle z tym, że jego zdjęcie wisiało w szkolnej gablocie osiągnięć. Nie wstydził się tego, ale również nie chwalił, chociaż wewnątrz czuł dumę, bo to był coś, na co ciężko zapracował. Sam. Nie przyczynił się do tego ojczym, dzięki któremu mogli mieszkać w wielkim domu z basenem. Ani matka, która ubłagałabym biolożkę, aby zakwalifikowała jej syna do koła pierwszej pomocy. Zig po prostu był w tym dobry i dlatego jego wysiłek został doceniony. Zupełnie jak w przypadku biegów krótkodystansowych, a każda wygrana wiązała się z kolejnym medalem zdobiącym ściany jego pokoju.
Nie był jednak typem chwalipięty i nie oznajmiał każdej napotkanej osobie, że jako astmatyk wymiata w sporcie, a w przyszłości zostanie ratownikiem medyczny. Zresztą nie mógł wiedzieć, że faktycznie nim zostanie, bo różnie to w życiu bywało.
Pomijając fakt, że w jego domu nie było zbyt kolorowo, dalej pozostawał dobrym człowiekiem ze zwykłymi, niewymuszonymi odruchami. Nie buntował się, nie narzekał, doceniał to, co miał, choć nie pogodził się z myślą, że jego ojczym to totalny dupek, a mama usilnie trwa przy jego boku, jakby od tego zależało jej być albo nie być. Zig nie uważał, że to miłość, raczej kwestia przyzwyczajenia i strachu przed odejściem od mężczyzny, z którym związała się przed laty.
Niesienie pomocy innym przychodziło szesnastolatkowi naturalnie. Nie zastanawiał się czy postępuje właściwie, po prostu działał. Tak też było w przypadku rozsypanych po ulicy artykułów spożywczych, które dzielnie objął ramionami i już po chwili maszerował za sąsiadem w głąb jego domu. Nie oczekiwał nic w zamian i nawet, jeśli chłopak nie postąpiłby tak samo, właśnie to wyróżniało Zigmunda na tel innych - ta wieczna bezinteresowność.
Posłusznie wrzucił wszystko do zlewu (głównie owoce i warzywa, które ściskał mocno, jakby chronił przed upadkiem jakieś niemowlę), po czym obmył dłonie przyjemnie chłodną wodą. Pozwolił sobie nawet sięgnąć po wiszący przy kuchennym zlewie ręcznik, w który wytarł mokre ręce.
- Nie musiałem - przytaknął sąsiadowi, ukradkiem rozglądając się po wnętrzu willi. Nie różniła się znacząco od tej, w której mieszkał wraz z mamą, ale która w rzeczywistości należała do ojczyma. - Ale chciałem - na jego twarzy pojawił się lekki, ale szczery uśmiech. - Lorne chyba wyzwala jakieś dziwne mocne, bo ostatnio pani Yang, to ta starsza kobieta z naprzeciwka, jej również rozerwała się reklamówka z zakupami. Tylko miała znacznie gorzej, bo niosła słoiki z przecierami pomidorowymi. Jej podjazd wyglądał jak z prawdziwej masakry - Lipinski zaśmiał się na samo wspomnienie, chociaż nie miał pojęcia, dlaczego przytaczał tę historię chłopcu, którego imienia nawet nie potrafił wymówić. Kilka razy słyszał z ogrodu, jak ktoś go nawoływał, ale za cholerę nawet w myślach nie umiał tego powtórzyć, a co dopiero na głos.

pelle åström
ambitny krab
-
uczeń — lorne bay state school
18 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Nastolatek, który nie zaznał w życiu miłości ani przyjaźni, ale za to zaznał bardzo wielu pieniędzy. Nie znosi Lorne Bay i ciężko jest go znieść.
Pelle zawsze zdobywał dobre stopnie w szkole, ale nigdy się przesadnie nie starał. Tylko na zajęciach informatycznych wychodził przed szereg i dawał do zrozumienia, że było to coś co go interesowało. Był inteligentnym człowiekiem, ale zwyczajnie mu nie zależało. W głowie miał już określoną ścieżkę swojej kariery, więc jeśli coś jej nie dotyczyło to... jaki był cel? Uczył się ile trzeba było, zdawał i zapominał. Tym sposobem nie mógł liczyć na swoje miejsce w gablocie (nie żeby mu zależało), ale nie wydawało mu się też aby szkoła w Lorne Bay mocno skupiała się na osiągnięciach informatycznych (kolejny minus tej zapyziałej dziury). O wiosłowaniu to już nawet nie wspominał. Nie była to jego wielka pasja, ale momentami brakowało mu popołudniowych treningów, no cóż... podziękowania należały się ojcowi.
Szkoda, że Pelle nie miał w sobie chociażby krzty z jego bezinteresowności i dodatkowo błędnie podejrzewał ją jako jakiś podstęp. Miał ogromne problemy z ufnością, ale zawiódł się już zaskakująco wiele razy na ludziach w swoim stosunkowo krótkim życiu. Zigowi nawet nie chciał dawać szansy na to aby mógł powtórzyć schemat.
Niekontrolowanie parsknął na jego przyrównanie rozbitych słoików do scena zbrodni. W myślach zaraz się za to skarcił, bo miał przecież pewną personę na którą się kreował, więc wychodzenie z roli nie było czymś na co mógł sobie pozwolić.
- Następnym razem wezmę lniane torby - stwierdził tylko niezręcznie. Nie wiedział za bardzo co mówić, ale taki był właśnie urok nastolatków. Najśmieszniejsze było chyba to, że uważał, że to Zig był tym dziwnym i że przez niego było niezręcznie.
- Muszę... muszę jeszcze posprzątać tę roślinę z ulicy - przypomniało mu się, że przecież na asfalcie nadal znajdowała się malutka sadzonka kawy, ziemia i rozbita doniczka. Nie obchodziło go to czy ktoś by w to wjechał czy nie, ale no wolał uniknąć ekscesów z sąsiadami jeśli miał ich znosić jeszcze przez ponad pół roku. Sięgnął po worek na śmieci, zmiotkę oraz szufelkę. Widać było, że trzymał to po raz pierwszy w życiu bo zmiotka z szufelką były łączone i kiedy jedno wypadło z drugiego, to kompletnie nie potrafił tego z powrotem złączyć. Czuł, że robi się czerwony na twarzy, ale to nie jego wina, że ten głupi Zig cały czas tutaj był i się na niego gapił! Dał sobie spokój i chwycił narzędzia osobno, a następnie niepewnym krokiem ruszył na zewnątrz. Miał nadzieję, że brunet pójdzie za nim, ale nie wyraził werbalnie tego, że to właśnie powinien był zrobić.
Gdy znalazł się już na miejscu zbrodni, worek wpakował do kieszeni i zaczął zamiatać bałagan w najbardziej pokraczny i nienaturalny sposób w jaki można sobie to wyobrazić. Jego ręce nie były stworzone do sprzątania, ale innego wyjścia z sytuacji nie widział.

Zig Lipinski
uczeń liceum — lorne bay state school
16 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
uczy się pilnie, a po szkole uczęszcza na koło z pierwszej pomocy, bo w przyszłości chciałby zostać ratownikiem medycznym
Zig, mimo że chciał się uczyć, nie za bardzo miał do tego warunki. A to wszystko przez ciągłych awantury rodziców, kiedy to ojcze w szale podnosił nie tylko głos, ale również rękę na matkę chłopaka. Teraz było nieco łatwiej, nie musiał wracać od razu po szkole do domu, więc lekcje odrabiał w bibliotece, żeby uniknąć tych krzyków. Ale dawniej, gdy był jeszcze takim podrostkiem, matka albo ojczym odbierali go od razu po zajęciach, dlatego skupienie się na nauce graniczyło z cudem.
Początkowo wcale nie był takim dobry uczniem - miał duże problemy z koncentracją, był bardzo nerwowy i nie potrafił odnaleźć się w społeczeństwie. Dopiero gdy domowe kłótnie nieco ustały, on również się uspokoił, ale to wszystko wracało wraz z kolejną awanturą i podbitym okiem mamy.
Widział namiastkę uśmiechu na twarzy chłopaka, która szybko przybrała poważny wyraz. Chyba nie był zbyt towarzyski, a na pewno nie był jakoś szczególnie rozmowny. Świadczyły o tym krótkie, wręcz zdawkowe odpowiedzi, a to dało Zigowi do zrozumienia, że sąsiad nie chciał nawet dać mu szansy na rozwinięcie dłuższej konwersacji. Wprawdzie pozwolił sobie pomóc (a w zasadzie to Lipinski narzucił mu swoją pomoc) i zaprosił go do domu (tylko po to, żeby umieścił pozbierane z ulicy rzeczy w zlewie), ale chyba nie cieszyła go możliwość kontaktu z rówieśnikiem.
- Dobra myśl - pochwalił jego pomysł, ponownie uśmiechając się szeroko. Zastanawiał się czy w oczach chłopca wyglądał idiotycznie. - Są o wiele trwalsze i tym sposobem dorzucić cegiełkę w dbałości o środowisko - oczywiście nie mógł powstrzymać się od tych swoich mądrości, o które nikt nie pytał i chyba nikt słuchać nie chciał. A na pewno nie dzieciak z sąsiedztwa. - Pójdę z tobą - bez wcześniejszej zgody podążył za nim, nie zwracając uwagi na to, jak nieporadnie radził sobie ze szczotką i szufelką. A gdyby jednak tak było, Zig nie uznałby tego za brak umiejętności w łączeniu ze sobą dwóch przedmiotów od kompletu, a za lekkie poirytowanie zaistniałą sytuację. No bo kto nie potrafiłby tego zrobić? Nawet Zig umiał, mimo że dwa razy w tygodniu przychodziła do nich pani, która sprzątała cały dom, więc on nie musiał tego robić.
- To arabski kawowiec? - zapytał, po czym przykucnął obok. Nie zauważył na roślinie większych zniszczeń i żal było ją wyrzucać. - Możemy ją przesadzić. Jego korzenie są całe, szybko puszczą pędy. Widzisz? - w tym miejscu wskazał palcem na dolną część sadzonki. - Masz jakaś doniczkę? Jak nie, to moja mama na pewno ma jakieś w ogrodzie - tym razem machnął w kierunku swojego domu, bo jego mama czasem zajmowała się doniczkowymi kwiatami i ziołami w ramach walki ze stresem, dlatego sama pielęgnowała rośliny doniczkowe, pozwalając ogrodnikowi zajmować się jedynie tymi większymi.

pelle åström
ambitny krab
-
uczeń — lorne bay state school
18 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Nastolatek, który nie zaznał w życiu miłości ani przyjaźni, ale za to zaznał bardzo wielu pieniędzy. Nie znosi Lorne Bay i ciężko jest go znieść.
Zamrugał w ciszy po jego komentarzu i naprawdę nie miał zielonego pojęcia co mógłby na to odpowiedzieć. Chłopak wydawał mu się bardzo dziwny, ale nie spodziewał się niczego innego po kimś kto wisiał w gablotce szkolnej. Wyszło głupio, bo Pelle ostatecznie obrócił się na pięcie i odszedł, ale zrobił to z konkretnego powodu, a sąsiad na szczęście szybko podłapał i poszedł za nim. Ulżyło mu bo chociaż coś poszło zgodnie z jego zamysłem. Miał nadzieję, że był to dopiero początek dobrej passy.
- Ummmm, chyba. Tak - nie był pewien bo nie wiedział na jakie rodzaje dzielili kawę sprzedawaną w doniczkach. Prawdę mówiąc to z początku wcale nie uwierzył, że miał do czynienia z prawdziwym kawowcem. Nie pamiętał zbyt wiele z lekcji biologii na ten temat, ale był prawie pewien, że istniało na świecie sporo plantacji. Pierwsze słyszał jednak o kawie w doniczce którą mógłby sobie hodować w domu. Prawdopodobnie i tak zapomniałby o niej po pierwszym podlaniu więc może to i lepiej, że ukrócono jej cierpień? Tak przynajmniej myślał, ale brunet szybko dał mu do zrozumienia, że los kawowca wciąż był w ich rękach.
- Widzę - nie widział. Nie lubił gdy ktoś robił z niego głupka, a Zigmund ewidentnie się teraz popisywał aby z niego zadrwić.
- Nie. Nie wydaje mi się - innych roślin w domu nie mieli, a jeśli mieli to Pelle jeszcze sobie nie zdawał z tego sprawy. To tylko potwierdzało, że nie należało mu powierzać jego własnej roślinki. Dom teoretycznie powinien był być wyposażony w przeróżne rzeczy, nawet tak nieistotne dla niego jak doniczki, ale szczerze ostatnie na co miał ochotę to poszukiwania.
- Może... - na moment przerwał jego plany reanimacji i posłał mu niepewne spojrzenie. - Może chciałbyś po prostu ją wziąć? Ja i tak nie mam na nią miejsca - wzruszył ramionami. Absurdalny powód kiedy mieszkało się w ogromnej willi, ale przecież nie mógł mu powiedzieć, że zwyczajnie się na roślinach nie znał. Nie robił tego też w ramach dobrego czy sąsiedzkiego gestu. Zależało mu tylko na tym aby pozbyć się jednego zbędnego obowiązku. Skoro on się na tym znał to w jego rękach kawa miała nawet szansę zakwitnąć. W przypadku Pelle tej pewności już nie było. Po co ryzykować?
Próbował w międzyczasie zamieść resztki doniczki i ziemię, ale średnio mu to szło. Na domiar złego jakoś dziwnie zaczepił szufelką o swojego buta i siłą ją spod niego wyrwał w wyniku czego strzelił ziemią prosto w twarz Ziga. - Sorry. To niechcący. Wszystko okej? - był jedynakiem, ale poczuł się w tym momencie tak jak gdy starsze rodzeństwo niechcący raniło swoje młodsze rodzeństwo a potem prosiło aby nie płakali lub nie mówili rodzicom.

Zig Lipinski
uczeń liceum — lorne bay state school
16 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
uczy się pilnie, a po szkole uczęszcza na koło z pierwszej pomocy, bo w przyszłości chciałby zostać ratownikiem medycznym
Lubił rośliny. Była to jedna z nielicznych cech, którą odziedziczył po matce, a co ważne - podobno miał do nich dobrą rękę. Podobno, bo Zig sam przypisał sobie rolę zaklinacza, bo potrafił mówić do wszelkich kwiatów godzinami i mogłoby się nawet zdawać, że doceniały te monologi odpłacając się rośnięciem jak na drożdżach. A może było to kwestia dobrego nasłonecznienia i regularnego podlewania, a to i tak spory sukces, żeby rośliny nie wysuszyć i nie przelać.
Nie był jakimś znawcą, nie lubił popisywać się wiedzą, a już na pewno nie robił z chłopaka głupka i nie próbował go ośmieszyć. W ogóle nie przyszło mu to przez myśl! Dobrze wiedział, jak to było być wyśmiewanym za brak albo nadmiar wiedzy. Albo z zupełnie innego powodu. Albo bez powodu. Dzieciaki, zwłaszcza w szkole, potrafiły być naprawdę okrutne, a ich słowa niejednokrotnie wyrządzały więcej krzywd niż najpodlejsze czyny.
- Mówisz poważnie? - oczy mu się zaświeciły na wieść, że mógłby zabrać kawowca do domu i doprowadzić go do stanu sprzed bolesnego zderzenia z asfaltem. Nawet nie chciał zatrzymywać go na stałe, chciał po prostu zadbać o niego, a później wręczyć sąsiadowi. O ile ten znalazłby dla rośliny skrawek wolnego miejsca. - W takim razie wezmę. Jeśli mogę, oczywiście - zaznaczył, tak na wszelki wypadek, żeby nie było co do tego wątpliwości i żeby czasami nie nastąpił jakiś błąd w komunikacji. - Zapewnię mu godne życie, obiecuję! - w tym miejscu przycisnął dłoń do miejsca, w którym znajdowało się serce (a znajdowało się na pewno, bo mięsień pod wpływem ekscytacji zaczął bić Lipnskiemu bardzo mocno), po czym pochylił się, żeby podnieść pozbawionego doniczki kawowca, ale zanim zdążył to zrobić, podskoczył jak poparzony, łapiąc się za twarz, bo ziemia z szufelki trafiła go prosto w oko.
Z początku pomyślał, że stracił wzrok. Że oślepł i już więcej nie zagra na skrzypcach, na których przecież nigdy nie grał. Powieka skleiła mu się i za cholerę nie mógł jej otworzyć, dlatego jedyne co mu pozostało, to desperacki gest kręcenia głową.
- Nic mi nie jest - skłamał. Było mu coś, a mianowicie miał durne drobinki czarnej ziemi w gałce ocznej. To wcale nie było nic. - Tylko trochę boli - dodał nieco pewniej, a przynajmniej starał się sprawiać pozory, żeby jego głos tak zabrzmiał. Ale chyba marnie mu to wyszło, bo zaraz przyodział na twarzy żałosny uśmiech. - Po prostu muszę przemyć twarz i już wszystko będzie spoko - oznajmiwszy to, Zig bezradnie wyciągnął ręce przed siebie i zaczął maszerować po omacku w zupełnie przeciwnym kierunku swojego domu. Ba, nie maszerował nawet w stronę sąsiedzkiej willi. Po prostu kroczył gdzieś przed siebie, nie mając pojęcia dokąd właściwie zmierza, ale jednego był pewien - musiał pozbyć się tego dziadostwa z oka jak najprędzej, zanim załzawi się na amen.

pelle åström
ambitny krab
-
uczeń — lorne bay state school
18 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Nastolatek, który nie zaznał w życiu miłości ani przyjaźni, ale za to zaznał bardzo wielu pieniędzy. Nie znosi Lorne Bay i ciężko jest go znieść.
O dokuczaniu bez powodu mógłby powiedzieć naprawdę wiele. W jego poprzedniej szkole dzieciaki zdawały się być negatywnie nastawione do wszystkiego co robił, nawet kiedy wydawało mu się, że przecież nie robił nic. Zawsze coś było nie tak; pojawiała się jakaś głupota której się uczepiali i drążyli temat tak długo, aż Pelle faktycznie to dotykało. Miał przez to wszystko poczucie, że nigdy tak naprawdę nie był normalny i że ludzie nieustannie go oceniali albo poddawali wątpliwości jego inteligencję czy dojrzałość. Wredne dzieciaki wprost zmasakrowały mu psychikę i w Australii było widać tego efekty każdego dnia i przy każdej interakcji.
- T... tak - wydukał niepewnie. Jego ekscytacja była dla niego mocno niezrozumiała i wybiła go z rytmu. Przez moment podejrzewał go nawet (znowu...) o próbę zadrwienia z niego, ale kiedy ten przyłożył dłoń do klatki piersiowej to zrozumiał, że Zigmunda to na serio tak uradowało. - Dobrze. Możesz go nawet nazwać - parsknął niedyskretnie w kpiący sposób. Jeśli bał się, że sąsiad z niego zakpi to rozwiązanie było proste - musiał go w tym uprzedzić. Nazywanie roślin było dla niego niesamowicie dziecinne, ale taki też wydawał mu się Lipinski więc był przekonany, że na pewno postąpi zgodnie z jego sugestią.
Zastygł na bardzo długo po swoim pokazie koordynacji ruchowej i przyglądał mu się z niepewnością. Nawet jeśli go zapewniał z uśmiechem, że nic takiego się nie stało to w przeciwieństwie do niego miał sprawne oczy i widział, że było to zwyczajne kłamstwo.
- Idziesz w złą stronę - oznajmił wreszcie i bardzo niechętnie chwycił go za nadgarstek. - Chodź. Zaprowadzę Cię - wymamrotał niepocieszony, zaakcentował to jeszcze westchnięciem i urządzili sobie już drugą wizytę w willi Pelle.
Trasa zajęła im trochę czasu, ale Åström potknął się o krawężnik przy furtce i musieli zrobić mały przystanek. Po niecałych dwóch minutach sąsiad wreszcie znalazł się przy kuchennym zlewie i Pelle puścił mu nawet wodę. - Pochyl się lekko, tu leci woda - nakierował jego ręką na chłodny strumień i wykonał spory krok w tył, aby nie zostać pochlapany w razie jakiegoś niekontrolowanego ruchu z jego strony.

Zig Lipinski
uczeń liceum — lorne bay state school
16 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
uczy się pilnie, a po szkole uczęszcza na koło z pierwszej pomocy, bo w przyszłości chciałby zostać ratownikiem medycznym
Gdyby nie ziemia w oku, z pewnością już dawno wymyśliłby imię dla kawowca, ale w tym momencie nie miał do tego głowy. Zigowi ślina przynosiła na język okropne słowa, głównie przekleństwa, bo ślepię piekło go niemiłosiernie, ale z racji tego, że bluzgi nie chciały mu się przecisnąć przez gardło, wydał z siebie tylko żałosny jęk, który przypominał kwik ubijanej świni.
W domu Lipnskiego przeklinał tylko ojczym, inni nie mieli do tego najmniejszego prawa. Chłopcu raz wymknęło się kiedyś takie zakazane słowo i chyba nie trzeba wspominać, że całość zakończyła się piekielną awanturą? Od tamtej pory starał się panować nad słowami, nawet w tak podbramkowej sytuacji.
- Co? - mruknął, obracając się znowu w nie tę stronę, co trzeba. - Oj, a teraz? - dopiero jak chłopak zacisnął na jego przegubie palce, Zig obrał właściwy kierunek. Gdyby nie to, prędzej wpadłby pod samochód niż znalazł drogę do zlewu ze strumieniem chłodnej wody.
Kroki stawiał niepewne i trochę się guzdrał, ale w końcu obaj ponownie znaleźli się w willi sąsiada. W zasadzie Zigmund nie liczył, że zostanie odprowadzony do własnego domu, bo do tego, w którym obmywał twarz było nieco bliżej. Poza tym niby jak jego rówieśnik miałby wejść na posesję Lipinskiego? Musiałby prosić go o klucze i w ogóle więcej byłoby z tego zamieszania niż czegokolwiek dobrego.
- Podasz mi ręcznik? - zapytał, kiedy sytuacja była już nieco opanowana, a on znów mógł używać narzędzia wzroku. Oko dalej trochę bolało i musiało być cholernie zaczerwienione, ale Zig przynajmniej nie oślep, jak mu się z początku wydawało. Już wystarczyło, że musiał nosić przy sobie inhalator na astmę, a teraz miałyby dojść do tego okulary? Albo jakaś sztuczna, wkładana gałka oczna? A może zacząłby nosić opaskę jak pirat? Aaargh!
Osuszył dokładnie twarz i zerknął znad ręcznika, upewniając się, że nie został nagle sam. Początku sylwetka towarzysza wydawała się rozmyta, ale w końcu Lipinskiemu udało się nabrać ostrości. Zamrugał kilkakrotnie i spojrzał ze zdziwieniem na rówieśnika, jakby widział go po raz pierwszy w życiu.
- Dzięki... - zaczął, ale nie dokończył. Za to trochę speszony podrapał się w tył głowy. - Nie wiem, jak dokładnie wymawia się twoje imię - dodał zgodnie z prawą, licząc na to, że nie wyszedł w jego oczach na kompletnego kretyna. - Nie zrozum mnie źle, po prostu... - ponownie zawahał si na moment. - Słyszałem jak nauczyciele różnie je akcentują - wypuścił powietrze, bo jeśli już miałby zwracać się do chłopca po imieniu, chciałby wymawiać je poprawnie, a przynajmniej postarać się go jakoś mocno nie przekształcać.

pelle åström
ambitny krab
-
uczeń — lorne bay state school
18 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Nastolatek, który nie zaznał w życiu miłości ani przyjaźni, ale za to zaznał bardzo wielu pieniędzy. Nie znosi Lorne Bay i ciężko jest go znieść.
Pelle mógł przeklinać do woli, ale nie nadwyrężał tej możliwości. Uważał, że czasem nadmiar złego słownictwa był jeszcze bardziej niedojrzały niż jego nieużywanie więc starał się zachować w tym zdrowy umiar. Rodziców i tak nigdy nie było w pobliżu więc nie miał go kto upomnieć. Z resztą... siedemnaście lat to był już zdecydowanie odpowiedni wiek na takie rzeczy i nikt mu zdania zmienić nie mógł.
- Tak, jasne - zaczął się rozglądać po kuchni i szukać ręcznika w który wycierał mokre naczynia lub dłonie. Nie wiedział czy to było odpowiednio higieniczne, zwłaszcza, że ten ręcznik nie był jeszcze prany nigdy, ale średnio miał teraz do tego głowę. Podał mu więc czerwony materiał i przyglądał się procesowi suszenia twarzy.
- No spoko... - trochę nie było za co dziękować skoro to on był sprawcą zamieszania, ale skoro Zig zdawał się o tym zapomnieć, to on na pewno nie miał zamiaru mu przypominać. Nawet go porządnie nie przeprosił (choć rzucił jakieś wymuszone sorry), ale może wcale nie musiał zważywszy na zachowanie Lipinskiego?
- Nikt z nich nie potrafi tego powiedzieć - wywrócił oczami z poirytowaniem. - Ale spoko, już się przyzwyczaiłem, że nikt tutaj do mnie nie powie poprawnie - wzruszył ramionami. Chłopak trafił w czuł temat więc i Szwed się lekko rozgadał. - Pelle - powiedział powoli i wyraźnie, aby jego mały móżdżek przyswoił nową informację. - Akcent na P, przeciągnięte i wyraźnie podwójne L, język przy górnych zębach... nie jest to takie trudne chyba, no ale... - no ale jak widać w Australii przerastało to większość osób. O nazwisku wolał nawet nie wspominać, bo to, że A brzmiało jak O, a O jak A w ogóle zaawansowana fizyka kwantowa. - Pelle - powtórzył raz jeszcze nim ten spróbował wykorzystać tajemną wiedzę.
- A Twoje wymawia się po prostu Zigmund? - zaciągnął trochę ze szwedzkim akcentem, ale generalnie nie było źle. Niestety nie zorientował się, że ujawnił tym samym, że wiedział doskonale jak chłopak się nazywa. Ups...

Zig Lipinski
uczeń liceum — lorne bay state school
16 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
uczy się pilnie, a po szkole uczęszcza na koło z pierwszej pomocy, bo w przyszłości chciałby zostać ratownikiem medycznym
To był wypadek i nikt nie miał do nikogo pretensji. A już na pewno Zig nie obwiniał o nic chłopaka z sąsiedztwa, który może początkowo nie wydawał się jakoś przychylnie nastawiony do jego osoby, ale z pewnością nie wyglądał na takie, co z premedytacją obsypuje ludzi ziemią do kwiatków.
Podejrzewał, że Australijczycy mogą mieć problem z wymówieniem obcojęzycznego imienia, bo Lipinski na początku zmagał się z podobnym problemem. Jego rodzice nieco sobie ułatwili życie (i jemu przy okazji), nie nazywając go w pełni po polsku. Trzeba przyznać, że imię Ziga przez Y brzmiałoby bardzo twardo, a wtedy to dopiero ludzie mieliby problem z mocnym akcentowaniem dwóch pierwszych liter.
- Dlatego wolałem dopytać - uśmiechnął się nieznacznie, przecierając piekące oko wierzchem dłoni. - Żeby nie popełniać tego samego błędu, co inni - rozumiał te irytację, sam często bywał sfrustrowany z tego powodu, jednak na szczęście nikt już nie zwracał się do niego pełnym imieniem, bo skrót okazał się o wiele wygodniejszy. - Pelle - powtórzył po nim, jakby chciał zasmakować tych słów językiem. - Faktycznie nie jest aż tak trudne - ponownie posłał chłopakowi ciepły uśmiech, po czym uniósł wysoko brwi. Nie spodziewał się, że chłopak go zna. W sensie, że zna jego imię i to w dodatku nie tylko jego zdrobnioną wersję. Ale Zig przypomniał sobie, że jego zdjęcie z nazwiskiem wisiało w szkolnej gablocie osiągnięć, więc bardzo możliwe, że Pelle kojarzył go właśnie stąd, a nie tylko zza płotu.
Pokiwał zgodnie głowę, bo w przeciwieństwie do niego, sąsiad nie miał żadnego problemu z wymową. Czy to dlatego, że sam był Europejczykiem, więc kojarzył większość obcobrzmiących imion?
- Wystarczy Zig - poprawił go, ale bez zbędnych złośliwości. Nie chciał być niegrzeczny, ale chciał uprzedzić, że wolał, aby właśnie tak się do niego zwracano. - Ewentualnie Ziggy, ale tak mówi na mnie tylko mama - oznajmiwszy ten fakt, trochę skrępowany podrapał się po kręconej czuprynie i wskazał podbródkiem na drzwi, gdzie dalej na asfalcie poniewierał się cały ten śmietnik. - Masz może jakąś reklamówkę na kawowca? Jak wrócę do domu, to od razu wsadzę go do doniczki. I chyba trzeba zamieść tę ziemię. Mogę się tym zająć - zaproponował wcale nie dlatego, bo bał się, że znowu oberwie w oko. No może trochę, ale istniało prawdopodobieństwo, że poradzi sobie nieco lepiej ze zmiotką i szufelką niż Pelle.

pelle åström
ambitny krab
-
ODPOWIEDZ