komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Dla Ephraima w pewnym sensie cmentarz nie był związany jedynie z bólem. Był on częścią czegoś większego. Bo przebywając przy tym konkretnym nagrobku, kapitan był bardziej sobą niż gdziekolwiek indziej. Wiedział, że mógł znaleźć ukojenie w białym marmurze, bo nie otrzymywał go poza granicami cmentarnych murów. Czy to nie była kuriozalna sytuacja? Okropnie smutna? Że żywi musieli szukać ukojenia u martwych? Bo przecież jeszcze kiedyś mógł szukać wsparcia w rodzinie. W małej córeczce. W swojej własnej żonie… Odkąd jednak jej zabrakło, odkąd odarła go z życia w fikcyjności, został z niczym. Miał Teresę, ale ta relacja była odmienna. Blondyneczka była aktualnie jego całym światem, ale jakże niewielki był to świat. Poza nim nie czekało wszak na Ephraima nic. Nie posiadał nawet poczucia przynależności, bo dom, który porzuciła Leonie, ich rodzinny dom, w którym został aktualnie sam, stał się jedynie wynaturzeniem i przypomnieniem, jak wyglądała jego prawdziwa rzeczywistość. Budynek był świadomością, że wspomnienia, które trzymały się tychże czterech ścian, były kłamstwami. Że pięć długich lat nie było prawdziwe. Nigdy. A przecież je przeżył. Pamiętał je… Kłamstwo. Niebyt. Rozum wciąż próbował to poukładać w sensowną całość, która była tak ważna dla kapitana dla przetrwania, ale możliwe, że nigdy nie miało to nastąpić. Możliwe, że zniszczenia były tak poważne, że psychika nie była w stanie sobie z tym poradzić. Uwierzyć w to. Uwierzyć, że wydarzyło się to naprawdę...
Oczywiście, że cierpiał po stracie najlepszego przyjaciela, który był zdecydowanie dla niego bardziej niczym brat, ale czy żyjąc w rzeczywistości kapitana, naprawdę grób był takim niesamowitym miejscem komfortu? Nie miał go nigdzie indziej, nie zaznawał go w rodzinie, która nie istniała, a służba wydawała się pusta. Bez znaczenia, skoro nie miało się filaru, o który można było ją oprzeć. Aktualnie Ephraim walczył za swoją córkę, a tak bardzo brakowało mu domu... Puste ściany nim nie były, więc co nim było? Najbliższe poczucie znajdował właśnie tutaj. Z Gabrielem kryło się wszak tak wiele wspomnień... Dobrych wspomnień, bo związanych po prostu z jego osobą oraz realnością. W jakiś sposób Burnett cieszył się, że marynarz nie dożył czasu, w którym małżeństwo jego najlepszego przyjaciela rozpadało się. Nie chciał, aby Gabriel musiał oglądać oraz nieść na sobie ciężar tych dni. Aby przeżywał to, co przeżywał on sam. Bo przecież w jakiś sposób ciężko było oddzielić uczucia jednego od uczuć drugiego. I nawet teraz, nawet zza grobu kapitanowi zdawało się, że słyszy słowa przyjaciela, dającego mu wsparcie. Zaraz jednak stało się coś innego.
Gdy usłyszał dobrze znany sobie głos, wstał z ziemi dość automatycznie, chowając swoją poprzednią swobodę do kieszeni. I nie dlatego, że Milly była tam źle widziana, ale dlatego, że relacja ich trójki zawsze wyglądała właśnie w ten sposób... Gdy byli razem, to Ephraim stał z dystansem, przez większą część czasu zwyczajnie milcząc. Pozwalając, by to pani domu lub gospodarz wiedli prym. A tutaj... Tutaj wciąż byli niejako w trójkę, nieprawdaż? To ich więź była silniejsza — małżeńska. I chociaż od lutego było łatwiej w relacji z kobietą, Burnett znał swoje miejsce. To było oczywiste — aby zajął się Milly, gdy Gabriela zabrakło. Ephraim wiedział doskonale, że gdyby on upadł, Gabriel wspierałby Leonie oraz Teresę, nie pozwalając im całkowicie pogrążyć się w rozpaczy. Bo tam dalej także było światło. Także istniało dalsze życie. Ponad żałobą, ponad smutkiem. I chciał tego samego również w przypadku ciemnowłosej. - Nie wiem - przyznał szczerze, gdy zadała mu pytanie. Pogoda o tej porze roku była jednaką przez większą część dnia. Czy więc była piąta po popołudniu, czy ósma nad ranem — nie umiał powiedzieć także, o której wyjechał z Lorne Bay. - Teresa ma dzień z babcią, więc nie muszę pilnować czasu - dodał, jakby tłumacząc się z faktu zagubienia w czasie. Bo to nie tak, że Ephraim wraz z separacją przestał być ojcem dla dziewczynki. Starał się. Naprawdę starał się najlepiej jak mógł, bo prawda nie wymazała jego miłości oraz przywiązania. Nie byłby w stanie porzucić pięciolatki, bo ich dane genetyczne się nie pokrywały. Czekał na jej narodziny, wychowywał ją, doglądał i prowadził uważnie przez życie. I chciał to wciąż robić. Wszak kochanek żony, który był biologicznym ojcem Teresy, nie zamierzał nawiązywać z córką żadnej relacji i Burnett upewnił się, że tak miało pozostać. Nie chciał jego ingerencji. Nie chciał, aby małą blondyneczka musiała z nim żyć. Nie, jeśli nie poczuwał się do obowiązków nawet teraz...
Pogrążony we własnych myślach, usiadł po dłuższej chwili koło Fairweather, nie odzywając się. Ich spotkania gdzie indziej nie były pełne takiego dystansu, lecz tutaj wszystko się zmieniało. Oni także się zmieniali. Cofali w przeszłość i znów byli dawnymi sobą z dawną ostrożnością w ruchach oraz słowach. I to było trudne. Wyjątkowo ciążące... Podobnie jak cisza, która między nimi zapadła. - Myślałaś o tym, o czym mówiłem ci ostatnio? - spytał w końcu, przenosząc na moment spojrzenie na siedzącą obok kobietę. Proponował jej przeprowadzkę. Nie do innego miasta, lecz do innego mieszkania. W końcu owa propozycja nie pojawiła się bez związku z niczym — widział, że Milly wciąż niosła w sobie tak wiele wspomnień i tak wiele cierpienia, więc może nowe miejsce pozwoliłoby ukoić chociaż część z nich?
milly fairweather
easter bunny
chubby dumpling
Opiekunka koni i weterynarz — Stadnina w Carnelian Land
32 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci brata wyjechała z miasteczka i zaczęła układać swoje życie na nowo w Melbourne. Poznała świetnego faceta, który wsunął jej pierścionek na palec i została współwłaścicielką kliniki weterynaryjnej, jednak przedślubne przygotowania sprawiły, że zaczęła mieć wątpliwości i zdecydowała się na mały urlop w rodzinnym Lorne, w którym pozostało jej odwiedzić już wyłącznie cmentarz.
j e d e n




Minęły prawie trzy lata odkąd pożegnała się z rodzinnym miasteczkiem i zdecydowała się na wyjazd w nieznane, jednak gdy przekroczyła drewniany płot na farmie zmarłych dziadków, poczuła się jakby zaledwie kilka dni temu żegnała się z tym miejscem. Wierzyła, że względnie przepracowała wszystkie rodzinne tragedie, a pojawienie się w tym miejscu nie zdoła złamać jej ponownie, jednak się myliła. Przez długi czas siedziała z torbami na starym, mocno zaniedbanym ganku, zbierając siły na to by odważyć się wejść do środka, jednak bała się, że gdy tylko pokona próg w drzwiach wejściowych, usłyszy głos brata. Wspomnienia to jedyne co jej pozostało, a mimo to wypierała je teraz z całych sił, bojąc się stracić nad sobą kontrolę, nad która pracowała ostatnie długie lata.
Gdy zebrała się w sobie i chwyciła za klamkę, nie było już odwrotu.
Nie spędziła jednak reszty dnia szlochając w poduszkę, a rzuciła się w wir obowiązków, które miały na celu odgruzowanie starego domu, a także zajęcie czymś myśli, nie dając sobie nawet chwili na to by przysiąść i zacząć się zasmucać. Zdjęła wszystkie folie ochronne i zabrała się za kurze, pranie pościeli, mycie okien a także odkurzanie. Spędziła na porządkach resztę dnia i zasnęła na kanapie z nerwów oraz wycieńczenia.
Następnego dnia wstała jednak wcześnie, chcąc się porządnie odświeżyć i przygotować na wizytę na cmentarzu wojskowym w Cairns. Myślała, że uporawszy się z falą flashbacków w rodzinnym domu, nic nie będzie w stanie jej psychicznie poturbować, jednak bała się. Przygotowała czarną sukienkę, którą ostatni raz miała na swym mocno wychudzonym ciele na pogrzebie brata, a gdy ją przywdziała, głównie po swojej sylwetce dostrzegła znaczną różnice. Wciąż pamiętała tamten okres i nigdy więcej nie chciała doprowadzać się do takiego stanu psychicznego jak i fizycznego.
Gdy po godzinie spędzonej w busie znalazła się z kwiatami na cmentarzu, zajęło jej prawie dziesięć minut nim odnalazła nagrobek starszego brata. Była tu raz, roztrzęsiona i zapłakana, a w dodatku przybyło kolejnych nagrobków, które zupełnie zbiły ją z tropu. W ciszy poświęciła się czyszczeniu kamiennej płyty, po czym przykucnęła zdobywając się na wypowiedzenie kilku zdań, które od tak dawna pragnęła mu przekazać. Smutek i tęsknota pochłonęły ją bez pamięci i nawet nie zauważyła, że przy jej boku znalazł się nieznajomy mężczyzna. Gdy dostrzegła go kątem oka, otarła ociekające po policzku łzy i podniosła się, otrzepując sukienkę z trawy.


Thomas Winfield
radca prawny — w ratuszu w Lorne Bay
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Były wojskowy, który w ostatnim czasie zmienił swoje życie o 180 stopni. Rozstał się z żoną, przeprowadził, znalazł pracę, ale wciąż jest tym samym fajnym facetem, świetnym kumplem i najlepszym bratem na świecie.
/ po grach

Niespecjalnie lubił to miejsce. Za każdym razem, gdy je odwiedzał, miał przed oczami jeden obraz - siebie leżącego w trumnie niesionej przez brata, kumpli z wojska oraz przyjaciół w Lorne Bay. Za nimi z pewnością szedłby cały korowód zapłakanych mieszkańców miasta, którzy znali Winfielda i to stanowiłoby chyba jedyne pocieszenie w całej tej sytuacji. Na jego pogrzeb z pewnością przyszłoby wiele osób; jakby nie było, był tu lubiany, może nawet szanowany (w końcu został nawet odznaczony przez burmistrza!) i niejako stanowiłoby to pewien rodzaj pocieszenia, ale jednak... Mimo wszystko wolał być żywy. Niestety, nie wszyscy mieli takie szczęście.
To mógł być on. Wystarczyło, żeby Tom stanął metr bliżej lub zamienił się miejscami z kolegą, a to właśnie Winfield mógłby być tym, który oberwał bardziej. Wielokrotnie zastanawiał się nad tym, dlaczego tak się stało, co sprawiło, że tamtego dnia stracił przyjaciela, a sam został jedynie ranny, ale do tej pory nie potrafił znaleźć żadnego rozwiązania. Może więc pora przestać go szukać? Może trzecia rocznica tamtych wydarzeń była odpowiednim momentem na to, by w końcu zapomnieć o wszystkich okropieństwach wojny, których był świadkiem?
Dość regularnie odwiedzał swojego przyjaciela w miejscu jego pochówku. Doglądał grobu, starał się dbać o porządek w najbliższym otoczeniu, usuwał chwasty, zapalał świeczki, zamontował tam nawet niewielką ławeczkę, by móc chociaż na chwilkę przysiąść i "pogadać" z kumplem. Dziś również miał taki zamiar, ale już z daleka dostrzegł sylwetkę kobiety krzątającej się w pobliżu płyty. Nie widział jeszcze jej twarzy, ale już teraz uznał, że nie będzie jej przeszkadzał. Pogawędka z przyjacielem może poczekać. Położył więc na nagrobku jedną białą lilię, po czym kątem oka zerknął na dziewczynę.
- Przepraszam, ale... Może się przydadzą - podał jej opakowanie chusteczek higienicznych. Być może było ono odrobinkę wygniecione, w końcu nosił je przy sobie od dłuższego czasu, ale przynajmniej nieużywane i jeszcze nawet nienapoczęte.

philomena salberg
Opiekunka koni i weterynarz — Stadnina w Carnelian Land
32 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci brata wyjechała z miasteczka i zaczęła układać swoje życie na nowo w Melbourne. Poznała świetnego faceta, który wsunął jej pierścionek na palec i została współwłaścicielką kliniki weterynaryjnej, jednak przedślubne przygotowania sprawiły, że zaczęła mieć wątpliwości i zdecydowała się na mały urlop w rodzinnym Lorne, w którym pozostało jej odwiedzić już wyłącznie cmentarz.
Cmentarz kojarzył jej się wyłącznie z utratą bliskich i bólem, którego wciąż nie zdołała przepracować do końca. Pomimo szczęśliwego życia, które wiodła w Melbourne, czuła pustkę, której nie potrafiła wypełnić jedynie miłością narzeczonego i udana kariera zawodową. Brakowało jej wsparcia rodziny, rozmów telefonicznych i świątecznych spotkań, gdzie przy jednym stole cieszyliby się każda, wspólną chwilą. Brakowało jej c o d z ie n n o ś c i, której wiele osób zwyczajnie nie doceniało i wiedziała, że gdyby tylko miała taką sposobność, wymieniłaby swe dotychczasowe osiągnięcia na rodziców, dziadków oraz starszego brata.
Przez naprawdę długi czas analizowała śmierć Paula, próbując poznać przyczynę dla której wojenne żniwo odebrało jej brata. Wiedziała, że nie miało to najmniejszego sensu i nigdy nie dowie się co zaszło na polu walki, lecz nie była pewna czy kiedykolwiek uda jej się pogodzić ze stratą która poniosła. Może powrót do domu i wizyta w tym miejscu da jej ulgę, której tak bardzo potrzebowała w ciągu ostatnich trzech lat?
Gdy odnalazła kamienny nagrobek brata, nie umknęło jej uwadze, że płyta na której wyryte było jego imię oraz zieleń dookoła były zadbane. Nie miała pojęcia czy była to sprawka jakichś tutejszych pracowników, którzy dbają o ogólny porządek na cmentarzu czy też jakiegoś znajomego, bo przecież rodzinę mogła wyeliminować na starcie. Z jednej strony się cieszyła, a z drugiej było jej głupio, że po trzech latach wciąż nie zadba o miejsce pochowku Paula.
Pełna konsternacji skupiła swój wzrok na białej lilii, a dopiero potem zerknęła na mężczyznę, który w jej stronę wyciągnął paczkę chusteczek higienicznych. Cholera, wyglądała jak jeden, wielki bałagan, a przecież miała być silna.
Dziękuje, nie przygotowałam się. Byłam pewna, że nie ma takiej potrzeby — wyjaśniła, nie wiedząc po co tłumaczyła się obcemu mężczyźnie na środku cmentarza. Przecie wiele osób przychodziło tu i roniło łzy, nie? — Nie spodziewałam się też, że tu kogokolwiek spotkam. Jest pan znajomym Paula? — zapytała i rozwinęła chusteczkę, która oczyściła twarz z łez i nadmiaru tuszu do rzęs.


Thomas Winfield
radca prawny — w ratuszu w Lorne Bay
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Były wojskowy, który w ostatnim czasie zmienił swoje życie o 180 stopni. Rozstał się z żoną, przeprowadził, znalazł pracę, ale wciąż jest tym samym fajnym facetem, świetnym kumplem i najlepszym bratem na świecie.
No właśnie. Czasem po prostu trzeba pogodzić się z tym, co się stało i przynajmniej spróbować żyć dalej. Wizyta w rodzinnym mieście i odwiedziny grobu brata były ku temu całkiem niezłym początkiem. Kto wie? Może niebawem oboje doznają czegoś w rodzaju swoistego katharsis?
Usmiechnął się delikatnie, gdy kobieta nie odmówiła mu pomocy. Ot, cały Tom. Zawsze był tym uczynnym, nawet w takim miejscu, jak cmentarz, chociaż akurat to zestawienie nie powinno nikogo dziwić. Umówmy się, były znacznie przyjemniejsze lokalizacje, więc chociażby z tego powodu starał się pomagać innym w potrzebie.
- Nie ma o czym mówić. Jeśli mam być szczery, sam zużyłem niedawno ostatnią chusteczkę ze swojej dotychczasowej paczki - odparł. Być może nieco to ubarwił, ale i tak nie zamierzał ukrywać tego, że nawet on wzruszał się, gdy zaglądał na nekropolię i spacerował wśród nagrobków kumpli, z którymi jeszcze kilka lat temu grał w karty, pił piwo, śmiał się i wspólnie walczył. Spędzali razem niemal każdą chwilę, stając się dla siebie kimś w rodzaju braci. Nic więc dziwnego, że śmierć Paula mocno go poruszyła.
- Tak, ja... Można powiedzieć, że byłem jego przyjacielem, a przynajmniej ja lubię tak o nim myśleć Służyliśmy razem - wyjaśnił. - Tom Winfield - przedstawił się, licząc chyba na to, że Paul mógł użyć raz czy dwa jego imienia, gdy wspominał o tym, z kim kumplował się za linią frontu. Nawet jeśli tego nie zrobił, to i tak wolał się przedstawić, bo przecież spotkali się w takim, a nie innym miejscu, bo oboje byli w jakiś sposób związani ze zmarłym.
- Odwiedzam czasem jego grób, a kiedy mam czas, staram się o niego dbać - przyznał. - Sam zostałem poważnie ranny i czasami nie do końca potrafiłem tu ustać, więc pomyślałem o ławeczce. Brat pomógł mi ją montować. Mam nadzieję, że nikt nie będzie miał o to do mnie pretensji.
Rodzina nie powinna, bo jej nie było, ale przecież nigdy nie wiadomo! Na szczęście dość łatwo można było ją wykopać, więc w razie czego Tom uwinie się z tym sam, nawet teraz.

philomena salberg
Opiekunka koni i weterynarz — Stadnina w Carnelian Land
32 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci brata wyjechała z miasteczka i zaczęła układać swoje życie na nowo w Melbourne. Poznała świetnego faceta, który wsunął jej pierścionek na palec i została współwłaścicielką kliniki weterynaryjnej, jednak przedślubne przygotowania sprawiły, że zaczęła mieć wątpliwości i zdecydowała się na mały urlop w rodzinnym Lorne, w którym pozostało jej odwiedzić już wyłącznie cmentarz.
Brzmi pan jak ktoś, kto dość często odwiedza cmentarze — spojrzała niepewnie i zacisnęła dłoń na chusteczce. Wcale nie zamierzała dopytywać o sprawy, które jej nie dotyczyły ani dociekać co było powodem wylewanych przez niego łez. Może tak jak ona, pochował tu większą część swojej rodziny i przez doskwierającą samotność, daje upust emocjom nad kamienną płytą? Nie, na pewno jego życie nie było tak bardzo popaprane. Dopiero gdy wyjaśnił swa obecność nad nagrobkiem Paula, dziewczyna otworzyła szerzej oczy i dostała nieco więcej energii.
..Naprawdę? — zapytała, czując ścisk w żołądku. Pierwszy raz miała okazje zamienić kilka słów z kimś, kto był z jej bratem w ostatnich chwilach jego życia. Poza tym, miłym zaskoczeniem była jego obecność na grobie Paula, bo nic nie cieszyło jej bardziej aniżeli fakt, że ludzie pamiętali o nim i o tym kim był. — Czyli to o tobie wspominał mój brat. Philomena, młodsza siostra Paula — przedstawiła się również, a kąciki jej ust wzniosły się ku górze.
Czuła swego rodzaju ekscytację ale i stres; obawiała się tego co może usłyszeć od blondyna, choć domyślała się, że nieproszony, sam nie podjąłby tematu, który zapewne i jemu wiercił dziurę w brzuchu. Przez ostatnie lata próbowała zrozumieć to, co wydarzyło się na froncie, jednak teraz, gdy miała faktyczne źródło informacji, nie zamierzała dopytywać. Obaj zasługiwali na spokój i nie chciała go zakłócać.
Ja niestety, od trzech lat mieszkam w Melbourne, więc nie mam sposobności bywać tu zbyt często - skłamała, bo nie pojawiała się tu wcale. W zasadzie to właśnie śmierć Paula była powodem dla którego uciekła z rodzinnego miasteczka. — I jestem ci niesamowicie wdzięczna za to, że czuwasz tu nad nim. Za tą ławeczkę także. Nawet nie masz pojęcia, jak wiele to dla mnie znaczy — odparła, czując jak jej serce przepełnia ciepło, a do oczu znów napływają łzy. Nie spodziewała się, że istniał ktoś, kto przychodził tutaj i dbał o nagrobek. Tym bardziej, że był to ktoś bliski sercu Paula. Wypuściła nerwowo powietrze i powstrzymała płacz, próbując nieco się uspokoić.
Zapewne masz cała masę lepszych rzecz do roboty ale może w ramach wdzięczności, dasz zaprosić się na jakiś lunch w okolicy? Mam pociąg dopiero za dwie godziny, a chętnie dowiem się o tobie czegoś więcej — odparła i zdobyła się na uśmiech, chcąc przegnać całą ta ponurą aurę.


Thomas Winfield
radca prawny — w ratuszu w Lorne Bay
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Były wojskowy, który w ostatnim czasie zmienił swoje życie o 180 stopni. Rozstał się z żoną, przeprowadził, znalazł pracę, ale wciąż jest tym samym fajnym facetem, świetnym kumplem i najlepszym bratem na świecie.
Westchnął tylko i delikatnie wzruszył ramionami. Rzeczywiście, czasami miał wrażenie, że cmentarz był jednym z najczęściej odwiedzanych przez niego miejsc. Z jednej strony powinien się cieszyć, że miał jeszcze taką możliwość, ale wolałby jednak odwiedzać kumpli w ich domach i popijać sobie z nimi piwo.
- Wspominał o mnie? - żywo zainteresował się jej słowami. Nie mógł powiedzieć, że to go zaskoczyło, w końcu on też mówił mu o swojej rodzinie. Mimo to pierwszy raz miał okazję spotkać ja na żywo, bo przecież widział ją kiedyś na zdjęciu. Nie skojarzył twarzy; kobieta musiała być wtedy o wiele młodsza, a on sam nie zapamiętał aż tak dokładnie jej rysów twarzy. Wiedział tylko, że była naprawdę ładna i wydawała mu się szalenie podobna do starszego brata.
- Miło mi. Cieszę się, że w końcu się widzimy - uśmiechnął się szczerze. - Nie wiem, czy powinienem, ale... Kilka tygodni przed naszym... Przed moim powrotem - zawahał się przez chwilę, bo przecież mieli wrócić obaj, a wyszło inaczej - planowaliśmy, że kiedy już będziemy w kraju, urządzimy jakąś imprezę, wiesz, piwo, grill, i wtedy... Miałem cię poznać.
Wyszło inaczej. Wyszło znacznie gorzej. Mimo to nie chciał ukrywać tego, że dawniej panowie byli ze sobą naprawdę blisko. Thomas był adoptowany i pojęcie braterstwa miało dla niego zupełnie inne znaczenie, niż dla innych ludzi. Prawdziwym rodzeństwem było dla niego to adopcyjne, takimi samymi braćmi byli dla niego kumple z jednostki.
- O, czym się tam zajmujesz? - spytał, bo naprawdę go to interesowało. - Daj spokój. Nie ma nawet o czym mówić.
Bo naprawdę nie chodziło mu o to, by zbierać pochwały. Zrobił to, bo czuł taką potrzebę, a że przy okazji jakoś się przysłużył... Same plusy.
- Ale dobremu jedzeniu nigdy nie odmawiam - dodał po chwili. Serio, nie czuł, żeby zrobił coś wielkiego, bo taki już był. - Jesli potrzebujesz jeszcze chwili, to mogę poczekać gdzieś przy bramie albo pod tamtym drzewem - wskazał na wielką, rozłożystą roślinę. Zdecydowanie chciał dać jej jeszcze trochę czasu. On "pogadał" sobie z kumplem, ona mogła chcieć spędzić jeszcze moment ze swoim bratem. Chociażby z tego powodu zamierzał dać jej odrobinę przestrzeni.

philomena salberg
Opiekunka koni i weterynarz — Stadnina w Carnelian Land
32 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci brata wyjechała z miasteczka i zaczęła układać swoje życie na nowo w Melbourne. Poznała świetnego faceta, który wsunął jej pierścionek na palec i została współwłaścicielką kliniki weterynaryjnej, jednak przedślubne przygotowania sprawiły, że zaczęła mieć wątpliwości i zdecydowała się na mały urlop w rodzinnym Lorne, w którym pozostało jej odwiedzić już wyłącznie cmentarz.
Tak, o tym też mówił. Wspomniał, że chciał kiedyś zaprosić przyjaciela z którym służy, jednak nigdy się nie złożyło — wzruszyła ramionami, żałując, że nie miała okazji spędzić z bratem większej ilości czasu. Był młody i miał tyle planów na życie niezwiązanych z wojskiem, a jednak los postanowił z niego zakpić i napisał mu zupełnie inny scenariusz. Niemniej cieszyła się z tego spotkania, bo wiedziała, że mężczyzna był blisko z jej Paulem i ten również ucieszyłby się wiedząc, że ich drogi się skrzyżowały. Żałowała jedynie, że w takich okolicznościach. — Ale spotkaliśmy się tutaj i wierze, że to nie przypadek — uśmiechnęła się i ponowie zerknęła na nagrobek. Wierzyła, że jej zmarły brat miał w tym swój udział. Przez chwilę wyobraziła sobie zorganizowanego przez Paula grilla na farmie. Zjedliby wspólnie posiłek, wypiliby kilka piw, a ona śmiałaby się z opowiastek brata. Byłoby i d e a l n i e.
Temat jednak uległ zmianie i na chwilę odeszła myślami od chwytających za serce wyobrażeń tego jak wyglądałoby jej życie gdyby nie zabrakło w nim jej ostatniego członka rodziny.
Jestem weterynarzem, prowadzę klinikę w Melbourne — odparła grzecznie i zaśmiała się — Ciebie nie muszę o to pytać, chociaż może robisz coś jeszcze? Cos niekoniecznie związanego z wojskiem? — zapytała z ciekawości, nie zorientowana w tym, czym aktualnie się zajmował. Nie miała pojęcia, że porzucił karierę żołnierza i osiadł na stałe w kraju. Wiedziała o nim tyle, ile opowiedział jej brat - ponad trzy lata temu.
Ucieszyła się gdy zgodził się na jej zaproszenie.
Naprawdę? To świetnie — odparła z uśmiechem i pochyliła się nad kamienną płytą, poprawiając kwiaty — Wystarczy mi płaczu na dziś. Poza tym zgłodniałam i liczę, że znasz jakąś godną polecenia knajpkę? — odparła ponosząc się i zmniejszając dystans między nimi.


koniec <3
Thomas Winfield
Zawodnik rezerwowy — Brisbane Roar FC
40 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I wish I could say everything in one word. I hate all the things that can happen between the beginning of a sentence and the end.
013.
It’s so much darker
when a light goes out than it would have been if it had never shone.
{outfit}
Śmieszny numer rozgrywki na taką grę.
Zdawał sobie sprawę z tego, że zaproszenie kogokolwiek na takie wydarzenie jakim był pogrzeb było nieco dziwne. Kirby jednak nie chciał iść sam. Poza tym Albert, agent Kirby’ego, któremu się zmarło, byłby naprawdę dumny z tego, że Vandenberg w końcu postanowił na nowo ułożyć sobie życie. Oczywiście Kirby nie nazwałby tego układaniem życia, bo bez przesady. Raptem zna Ellę ze dwa lata czy coś. Ciężko tutaj mówić o zakładaniu życia. Dopiero ją poznawał i zaczynał ją lubić. Albo nie. Lubił ją od dawna, teraz po prostu akceptował fakt, że ją lubił. A przynajmniej próbował przekonać sam siebie do myśli, że Ella nie jest mu obojętna.
Był nieco staroświecki, więc po raz kolejny złożył jej wizytę w domu. Późnym wieczorem, bo około 18:30, ale nie było czasu na zwlekanie. Wpadł i zapytał czy Ella ma plany na jutro i czy ewentualnie chciałaby mu towarzyszyć na pogrzebie. Zgodziła się, więc Kirby powiedział, o której przyjedzie po niej następnego dnia i po prostu sobie poszedł. Tym razem jednak jej nie całował. Nie było na to nastroju, chociaż znał typa, który w dniu śmierci swojej siostry oświadczał się jakiejś lasce, którą dopiero co poznał. Niektórzy ludzie to mieli jednak pojebane fantazje.
Kirby rzeczywiście następnego dnia stawił się o umówionej porze pod domem Elli. Nie wychodził do drzwi i nie dzwonił i nie pisał, bo przyjechał punktualnie i zakładał, że ta na niego będzie czekać. Może nie było tak jak to sobie umyślił, bo jednak on siedział w aucie, a ona czekała w domu, ale ostatecznie podejrzewam, że Ella była bardziej ludzka i wyjrzała przez okno i zobaczyła, że typ siedzi i czeka. Na szczęście Kirby miał momenty, że miał w sobie spore pokłady cierpliwości. Nie był na nią zły, że się spóźniła. Wyszedł otworzyć jej drzwi i ruszył na cmentarz. Przez całą drogę się nie odzywał, bo nie wiedział za bardzo co powinien mówić. Nie chciał żartować (co najmniej jakby był żartownisiem nie do powstrzymania) i nie miał żadnych interesujących tematów do pociągnięcia. Na samym pogrzebie nie byli, bo to jednak bardziej wydarzenie dla rodziny, a nie dla nieznajomych. Chociaż rodzina Alberta traktowała Kirby’ego jak rodzinę. Albert był jedynym agentem Kirby’ego.
- Dziękuję, że przyszłaś tutaj ze mną. – Powiedział jak już na cmentarzu stanęli sobie gdzieś na boku, żeby pożegnać Alberta. Kirby nawet nie patrząc na Ellę, odważył się, żeby złapać ją za rękę. Nie zrobił z tego jednak zadnej wielkiej afery i po prostu nieobecnym spojrzeniem nadal patrzył się przed siebie. – Albert był moim agentem od ponad dwudziestu lat. – Wyszeptał, żeby dać jej backstory typa, którego właśnie pakowano do ziemi. – Wyobrażasz sobie to, że postanowił tak po prostu umrzeć i mnie zostawić? – Dopiero teraz spojrzał na Ellę. Widać, że był zraniony tym, że jego prawie osiemdziesięcioletni agent po prostu umarł.
sumienny żółwik
-
już nie
nauczycielka — szkoła podstawowa
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Jak zwykle obdarzasz go silną emocją. I bronisz się z całych sił, by emocji tej nie nazwać przypadkiem właściwym imieniem.
016.
I want to tell you my secret now.
I see dead people
{outfit}

Gdyby ktokolwiek kiedykolwiek jej powiedział, że będzie szła na pogrzeb z Kirbym Vandenbergiem, to przez 25 lat swojego życia odpowiedziałaby "a kto to?", przez ostatnie dwa lata odpowiedziałaby "nigdy w życiu", a obecnie doszłaby do wniosku, że nawet, by się nie zdziwiła. Już naprawdę istniało mało rzeczy, które Elle wprawiłyby w osłupienie i gdy Kirby przyszedł do niej żeby zapytać się czy z nim pójdzie, to przez trzy milisekundy sądziła, że sobie żartuje. Całe szczęście szybko sobie przypomniała, że Kirby w życiu, by nie zażartował, a już na pewno nie w ten sposób. Nie spodziewała się, że ich kolejne spotkanie będzie na cmentarzu, ale jak mogła odmówić? Po pierwsze nie wypadało, po drugie była w chuj ciekawa, a po trzecie po prostu chciała spędzić z nim czas. Jakkolwiek, by to nie było. Czy powiedziałaby to na głos? Nie.
Jednakże miała pewien problem, bo nie miała się w co ubrać. Najwyraźniej była małą kurewką jeżeli chodziło o ciemne ubrania i naprawdę musiała się naszukać żeby w końcu znaleźć coś odpowiedniego. Mogła odetchnąć z ulgą i pójść spać, ale niestety nie mogła zasnąć, bo zaczęła się stresować. Co jeżeli Kirbyemu zmarła mama albo ojciec i on teraz siedzi sam biedny, a ona się martwi o jakieś durne ciuchy. Złapała nawet telefon żeby do niego napisać czy wszystko w porządku i czy nie chciałby żeby do niego przyjechała, ale całe szczęście oprzytomniała w połowie pisania smsa. Zrobiłaby z siebie tylko idiotkę. Odłożyła więc komórkę i spróbowała zasnąć.
Następnego dnia w pracy ktoś musiał ją zastąpić, bo musiała wyjść wcześniej żeby trochę się na ten pogrzeb ogarnąć i być gotowa na czas. Wyrobiła się ze wszystkim idealnie, nie lubiła gdy ktoś się spóźniał więc nerwowo patrzyła na wyświetlacz ekranu. Pomyślała, że nie będzie robić awantury że musi na niego czekać, będzie wyrozumiała. W końcu mógł mieć gorszy dzień. Nawet nie była zła. Jednak z jej ust wyrwało się ciche "kurwa", gdy okazało się, że Kirby cały czas czekał na dole. Pojebane.
Gdy weszła do samochodu to przywitała się z nim, ale nie zaczynała rozmowy. Nie wiedziała co powiedzieć. Czy powinna się zapytać czyj to pogrzeb? A może nie wypadało? Zerkała więc tylko na niego co jakiś czas, ale że miał tradycyjnie ten sam wyraz twarzy to ciężko było cokolwiek po nim wyczuć więc w połowie drogi skupiła się po prostu na widokach za oknem.
- Nie ma sprawy, to nic takiego - odpowiedziała na jego słowa, gdy już sobie stali na uboczu. Gdy złapał ją za rękę to spojrzała na niego na krótką chwilę i uśmiechnęła się delikatnie, nieco mocniej też ścisnęła jego dłoń tak w ramach dodania otuchy. Całe szczęście, że nie było widać jak Ella odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała, że Albert był jego agentem, bo naprawdę myślała, że to jakiś jego dziadek czy ojciec o innym nazwisku. - 20 lat to dużo - większość jej życia - musiałeś być z nim bardzo zżyty - ona, oprócz swojej rodziny, nie miała ludzi których znałaby aż tyle. Ale była przywiązana do swoich przyjaciół i znajomych, których znała przez kilkanaście ostatnich lat i czułaby się chujowo, gdyby któreś z nich zmarło. - Jestem pewna, że nie zrobił tego z premedytacją. - Powiedziała i wolną ręką przesunęła po jego ramieniu. - Naprawdę bardzo mi przykro, widać że był dla Ciebie ważny. Jak się czujesz? - Zapytała patrząc na niego z troską, bo była to przykra sytuacja i chciała mu dać możliwość do tego żeby się wygadał.

kirby vandenberg
sumienny żółwik
mila przyjaciolka
luna - joshua - zoey - bruno - eric - cece - judith - owen - benedict - cait
Zawodnik rezerwowy — Brisbane Roar FC
40 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I wish I could say everything in one word. I hate all the things that can happen between the beginning of a sentence and the end.
Kirby’emu nawet przez myśl nie przeszło, żeby jej powiedzieć czyj to pogrzeb. Nie pomyślał, że typiara mogłaby sobie założyć, że on na przykład lubi chodzić na randomowe pogrzeby i po prostu zaprosił ją jako, że ją lubi i że dawno nie wychodzili nigdzie we dwójkę. No ten typ tak miał. Po prostu też założył, że skoro Ella się z nim… koleguje? Próbuje spotykać? To tym samym zaczęła śledzić ciekawostki sportowe. Jakby otworzyła gazetę na dziale sportowym to by się dowiedziała, że Albert, jego agent wyzionął ducha jak jakiś Sims. Jak Martin, mąż mojego Macieja Kuli. Z tą różnicą, że jednak ja dostałam w Simsach komunikat, że to ostatnie dni Martina i że Maciej powinien korzystać z pozostałego czasu. Kirby takiej wiadomości nie dostał. Albert po prostu… odszedł. Po prostu przestał istnieć i teraz Kirby musiał stać na jego pogrzebie i nie rozumiał niczego. Musiał powoli ogarniać myśl, że będzie pracował z kimś młodym. Przerażało go to, że jego nową agentką jest kobieta. W dodatku tak młoda. Może będzie musiał porozmawiać o tym z Ellą? Może ona mu powie jak się rozmawia z kobietami.
- Nikt mnie nie znał tak jak Albert. – Nie kłamał. Albert wiedział do jakich rzeczy może Kirby’ego angażować, a do jakich nie powinien. Albert wiedział, że nie musi się spotykać z Kirbym. Że mail raz na miesiąc wystarczy, że nie potrzebują kontaktu fizycznego. Albert był idealnym agentem. Nikt nigdy nie zastąpi Alberta. Może nie było tego widać po wyrazie jego twarzy, ale Kirby był naprawdę zraniony i smutny. – Ten człowiek ukształtował moją karierę. Gdyby nie on… – Pokręcił tylko głową. Gdyby nie Albert to Kirby zapewne skończyłby jak Jamie Tartt. Albo ćpałby, korzystał z życia i bawił się w wieczne skandale. Dzięki Albertowi Kirby grał w piłkę, a wszystko związane ze sławą i pieniędzmi nie interesowało go.
- Skąd wiesz? – Zapytał podejrzewając, że może Ella go znała i rozmawiała z Albertem i Albert jej powiedział, że nie planuje umierać. – Wiem, że był stary, ale po prostu… to tak bardzo do niego nie pasuje. – Albert lubił planować i o ważnych rzeczach informować Kirby’ego. O swojej śmierci go nie poinformował. – Jestem wściekły. – Powiedział wprost nie kryjąc swoich emocji. Spojrzał nawet na Elle i przez chwilę jej się przyglądał. Pozwolił sobie nawet na to, żeby pokazać, że jest rzeczywiście zraniony i wściekły. Może nie płakał, ale miał smutne oczy czy coś. – Ale cieszę się, że tu jesteś. – Pewnie gdyby przyszedł sam to rzuciłby wieńcem we wdowę po Albercie. To pewnie jej wina.
sumienny żółwik
-
już nie
nauczycielka — szkoła podstawowa
26 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Jak zwykle obdarzasz go silną emocją. I bronisz się z całych sił, by emocji tej nie nazwać przypadkiem właściwym imieniem.
Ella byłaby naprawdę szczęśliwa, gdyby się jej zapytał jak ma rozmawiać z kobietami, chociaż uważała, że skoro miał jakąś narzeczoną wcześniej i najwyraźniej ona sama lubi z nim spędzać czas... jakimś cudem, to nie potrzebował jej rad, bo szło mu nie najgorzej. Czasem coś dojebał, ale jak się już go trochę poznało to można było się przyzwyczaić do jego sposobu bycia i go nawet polubić czego stojąca tu Ellassandra była idealnym i żywym przykładem. Może to było głupie, ale Hamila cieszyła sie na każde spotkanie z nim, nawet jeżeli było to wspólne wyjście na pogrzeb, którym też jednocześnie się stresowała.
- Rozumiem - kiwnęła głową - był dla Ciebie jak rodzina? - No może traktował go jak dużo starszego brata, albo wujka, który nie rzucał debilnych żartów. Nie wiedziała jaką relację można mieć ze swoim managerem, czy można sie z nimi przyjaźnić czy jest to coś stricte biznesowego. Nie miała pojęcia, bo skąd? Pierwszy raz się z czymś takim spotkała. Jamie miał kilku managerów, każdy odpowiadał za coś innego. Jeden zajmował sie reklamami, drugi kontaktami z klubami, a trzeci najwyraźniej tym jak ukrywać żonę i dzieci przed potencjalnymi kochankami. Jednak żadnego z nich Ella osobiście nie spotkała, więc równie dobrze mogli nie istnieć. - Za Twoją karierę w dużej mierze odpowiadasz Ty sam, gdyby nie Twój talent, wyrzeczenia i ciężka praca to i najlepszy manager nic, by nie pomógł. On pewnie też doceniał, że może współpracować z kimś komu zależy na graniu, a nie z jakimś... bęcwałem. - No, bo przecież było pełno piłkarzy, których bardziej interesowało reklamowanie butów (Ronaldo), chipsów (Messi) czy telefonów (Lewandowksi), niż samym graniem. Wielkie gwiazdy od siedmiu boleści.
- Mało kto chce umrzeć nie pożegnając się z Tobą, więc na pewno nie miał tego w planach - tak z tego wybrnęła, aczkolwiek umiała liczyć i policzyła sobie ile Albert miał lat i cóż... fascynujące, że jeszcze pracował. - Prędzej czy później każdego z nas to czeka. Co jest trochę przerażające. Zawsze byłam pod wrażeniem osób, które wiedzą, że zostało im kilka tygodni życia i są się w stanie z tym pogodzić i po prostu korzystać z czasu jaki mają. Ja bym chyba umarła z przerażenia jakbym tylko usłyszała diagnozę. - Bała się śmierci, bo bała się tego co nieznane, na co nie ma wpływu i nie wie co ją czeka, gdy serce przestanie jej bić. Sam fakt, że nagle przestajesz istnieć, nie masz świadomości i po prostu Cię nie ma jest okropnie przerażający. Ella nie była religijna wiec nawet wizja nieba czy piekła do niej nie przemawiała. - Nie ma sprawy, polecam się na różne okazje. Wesela, chrzciny, bar micwa... jestem świetną towarzyszką. - Uśmiechnęła się lekko do niego i oparła głowę o jego ramię. - To bardzo miłe z Twojej strony, że sie tu pokazałeś. - Sądziła, że rodzinie Alberta zrobi się miło, że był doceniany przez ludzi, z którymi pracował. Gdyby ona teraz zmarła to fajnie by było gdyby wpuścili całą masę dzieci na cmentarz. Niech mają trochę traumatycznych przeżyć. - Jakie masz teraz plany? Jest już ktoś kto go zastąpi? - No coż, typ już zmarł, trzeba było zająć się tym co po sobie zostawił.

kirby vandenberg
sumienny żółwik
mila przyjaciolka
luna - joshua - zoey - bruno - eric - cece - judith - owen - benedict - cait
ODPOWIEDZ