historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
𝟏
Minuty płynęły szybciej, kiedy zamiast patrzeć w jakiś martwy punkt pośród tłumu, spokojnie próbował policzyć cegiełki biegnące po ścianie, przy której znajdował się jego stolik. Swoista mozaika pięła się ku górze, ponad metalową antresolę zapełnioną stolikami, z których co jakiś czas do jego uszu docierały salwy śmiechu. Nie była idealna, ale na szczęście nie był jednym z tych, który dopatrywałby się w niej symetrii. Skupiał się raczej na całokształcie i doceniał prostotę tego miejsca, w którym spędzał już nie pierwszy i z całą pewnością nie ostatni wieczór. Zawsze przychodził w tym samym celu, zajmując stolik w pojedynkę, a opuszczając go w towarzystwie, kierując kroki w bardziej zaciszne miejsca, najczęściej do własnego domu, albo cudzego mieszkania, by miło spędzić resztę wieczoru.
Profil mężczyzny, który mógł zająć miejsce na przeciwko niego właściwie nie istniał. Starsi i młodsi, wysocy niczym właśnie wyrwali się z treningu koszykówki i niżsi niemal o głowę, równie oswojeni z tematem i swoją seksualnością co on, jak i przestraszeni, rozglądający się jeszcze na boki w poszukiwaniu oskarżycielskich spojrzeń. Miał w sobie coś takiego, że tych spokojnych umiał łatwo oczarować, a zestresowanych prędko uspokajał, rzucając tak naprawdę jedynie kilka słów. Czy to był ten jego ukryty talent? Miał szczerą nadzieję, że nie, a jeżeli coś takiego w ogóle istniało, to zdarzało mu się oczekiwać, że będzie to coś nieco lepszego. Nie żeby często miał wobec siebie jakieś wyraźne, górnolotne oczekiwania. Spośród wszystkich rzeczy, o których nie miał bladego pojęcia, wiedział akurat doskonale jedną i to wiedział na pewno. Posiadanie oczekiwań było naprawdę bardzo niebezpieczną rzeczą.
Nerwowo podrygiwała mu noga, kiedy moment spotkania odsuwał się w czasie. Czuł w kościach już wcześniej, że może się to dzisiaj nie udać; tak było zawsze, kiedy wychodziło na jaw, że ma się spotkać z człowiekiem na co dzień udającym przykładnego partnera, męża czy ojca. Był daleki oceniania takich osób, a wprost przeciwnie, nawet czasem odczuwał wobec nich współczucie, bo przecież oni także (zupełnie jak on) szukali po prostu trochę ciepła, ale czuł irytację za każdym razem, gdy zostawał wystawiony. Nie lubił marnować czasu, nie był też niczyim terapeutą, by później odpisywać na ckliwe wyjaśnienia i krępujące, przepraszające wiadomości. Przypominał raczej przypadek, który można byłoby poddać terapii, w najlepszym wypadku. Dlaczego zatem spotykało go to wciąż i wciąż, na nowo? Trzydzieści parę minut od momentu, w którym powinni się oboje pojawić na miejscu, nadeszła wiadomość. Nawet nie przeczytał jej do końca, po pierwszych słowach wiedząc doskonale, co zobaczy po odblokowaniu ekranu. Wymówki. W przygodnym seksie z zajętymi facetami zawsze któraś strona je otrzymywała, był zupełnie przyzwyczajony. A jednak, poczuł irytację. Zostawiwszy banknot pod pustą szklanką po drinku, ruszył do wyjścia, a kiedy dzieliło go zaledwie kilka kroków od drzwi, poczuł jak zderza się w tym pędzie z czyimś rozpędzonym ciałem. Odruchowo podtrzymał człowieka, który na niego wpadał, w ułamku sekundy czując, że inaczej straciłby równowagę. Nie pomylił się, za moment doleciał do jego nozdrzy zapach alkoholu, niezbyt silny, a jednak podpowiadający mu, w jakim stanie był człowiek, którego dopiero potrącił. - Uważaj na siebie, dobra? - powiedział tylko, pomagając mu złapać równowagę, zupełnie nieświadomy, kogo trzymał w swoich ramionach przed paroma chwilami.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
001
Od czasu powrotu do Lorne Bay miał poczucie, że tak naprawdę nie ma co tutaj robić. Poza opiekowaniem się dziadkami i zajmowaniem ich potrzebami czuł, jak gdyby na nowo został zamknięty w klatce, z której nie widział szansy na uwolnienie się. Pisał swoje felietony o wielkich rzeczach jednocześnie będąc w miejscu, które go dołowało i sprawiało, że czuł się zniżony. Nienawidził tego uczucia, a jednak wiedział, że na ten moment nie ma tak naprawdę wyjścia. Bo i co miałby zrobić? Powiedzieć, że tak naprawdę nic go nie interesuje i po raz kolejny uciec? Wiedział, że to była wygodna opcja, w końcu jego system obronny przetestował ją nie jeden i nie dwa razy, a jednak miał poczucie obowiązku, które tym razem nie pozwalało mu na ten zwinny ruch.
Rola mediatora nie była prosta i wymagała od niego wynoszenia się na wyżyny własnych możliwości oratorskich. Starał się dojść powolnymi krokami do punktu, w którym dziadkowie chcieli się rozwieść, jednak wciąż utykał tam, gdzie od pierwszego dnia w Lorne Bay — babcia miała dość rozrzuconych skarpet, a dziadek kożucha na wieczornym mleku. Czy skrywanie urazy z tak z pozoru błahych powodów przez tyle lat wspólnego życia mogło zniszczyć nawet najbardziej stabilne fundamenty? Kiedyś powiedziałby, że nie, jednak teraz nie miał pewności. Spoglądał na nich, z tak wielką niechęcią na siebie patrzących i próbował zrobić cokolwiek, zaradzić w choć minimalnym stopniu. Przez pierwsze dni nawet próbowali go słuchać, ostatniego dnia babcia powiedziała mu jednak, że co on może wiedzieć o miłości, skoro za pierwszym razem uciekł, a za drugim się rozwiódł. Miała rację, wiedział o tym, a jednak gdzieś w środku słowa te go zabolały i sprawiły, że podkulił ogon i uciekł.
Początkowo chciał zaszyć się w wynajmowanym mieszkaniu i nie wyściubiać z niego nosa przez kilka najbliższych dni. Lodówkę miał zapełnioną, a gdyby czegoś mu brakowało, to zawsze mógł zamówić dowóz posiłków. Idąc jednak spokojnym krokiem przez miasto najpierw dotarł do jednego, potem drugiego, a na koniec trzeciego baru. W każdym pił z przypadkowymi osobami kilka kolejek, rzucał pieniądze i wychodził.
To był czwarty bar, do którego wchodził, choć tym razem już chwiejnym krokiem, nie potrafiąc utrzymać się już we względnym stanie używalności. Nic więc dziwnego, że zachwiany przez zaburzony błędnik wpadł na kogoś, a ten ktoś przytrzymał go na tyle mocno, że nie musiał dzięki temu obawiać się upadku. Nie tego jednak się spodziewał, kiedy jego wzrok powędrował od klatki piersiowej, przez szyję aż do twarzy mężczyzny stojącego naprzeciwko Duncana. — Wyobraziłem cię sobie? — nie był pewien, na ile wytwór wyobraźni byłby w stanie go uchronić przed całkowitą utratą godności i zderzeniem się z podłogą, ale nie był to stan, w którym takie rzeczy by analizował. Był to stan, w którym dziwił się własnym oczom i im niedowierzał.

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
Lekka irytacja brała nad nim górę ze względu na problem, jakim okazywało się w życiu niektórych pojawienie o czasie, dotrzymanie umowy, może nie oficjalnej, ale jednak. Nie oczekiwał wiele, ale żeby napisali chociaż pieprzone “przepraszam, nie dam rady dotrzeć”. Serio, zrozumiałby to dużo lepiej niż ciszę. Istniały nagłe sytuacje, nagły strach, ale wiele osób, z jego punktu widzenia, zapominało, że po drugiej stronie też był człowiek z krwi i kości, który zasługiwał na szacunek i niemarnowanie jego czasu, skoro już doszło do interakcji i umówionego spotkania.
Gdzieś ta irytacja jednak upływała w przestrzeń, a jej miejsce zajmował strach. Pełznący po jego ciele powoli, zaciskający się na kolejnych fragmentach jego ciała, aż w końcu dotarł do gardła. Gdy widzieli się ostatnim razem, wszystko poszło nie tak. Choć to przy nim jego serce nabierało tempa, a płuca napełniały się najczystszym tlenem i sprawiały, że zrozumiał, że nigdy wcześniej nie oddychał tak naprawdę, to teraz było inaczej. Niczym uwięziony w klatce zaczynał się motać, a jego wzrok wędrował tępo po twarzy Duncana. Tyle lat, a on wciąż nie ruszył do przodu. Mimo, że sam siebie zapewniał, że tym razem będzie inaczej. Mimo, że samemu sobie obiecywał, że nie pozwoli, aby tak wyglądało jego życie, mimo, że robił wszystko, aby smutek nie stał się jego codziennością.
Bo przecież Duncan go nienawidził. Nie powiedział mu tego co prawda nigdy prosto w twarz, lecz Ozzy czuł, że to jest, narosła między nimi bariera nienawiści, a Duncan postarał się, aby wszystko, co kiedykolwiek pojawiło się między nimi zostało wymazane raz na zawsze. Bolało, ale nie czuł się uprawiony do jakiegokolwiek wpływania na jego decyzję. Był w końcu tym złym w historii, który zniszczył związek swojej przyjaciółki, bo nie potrafił utrzymać penisa w spodniach. - Nie, nie wyobraziłeś nic sobie - odparł drżącym głosem, starając się jednak brzmieć na tyle głośno, aby przebić się ponad gwarem otoczenia, w którym się znajdowali. No i przebić się do podświadomości Duncana. - Wypiłeś za dużo? - nie udało mu się ukryć troski w głosie, choć bardzo się starał. Pozostawało mu tylko mieć nadzieję, że jednak umysł Duncana był na tyle zamroczony, żeby nie był w stanie tego wyłapać. Odruchowo złapał go jednak, nie chcąc pozwolić, żeby upadł na podłogę widząc, że jednak chwieje się niebezpiecznie. - Chcesz, żebym zszedł ci z oczu? - jeśli by wyraził taką chęć, był gotów się usunąć w cień i dać mu spokój, nie zadręczać go sobą, nie zmuszać do patrzenia na siebie. Rozpłynąłby się niczym cień w powietrzu, gdyby tylko Duncan chciał, aby do tego doszło, choć kosztowałoby go to strasznie wiele energii.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
Przed oczami tworzył mu się kalejdoskop kolorów i świateł, a on sam nie wiedział już, w którym kierunku powinien się wyciągać, aby się wyprostować. Czuł, jak bardzo wiele rzeczy mu wiruje, jak cały świat przestaje być na miejscu, a on sam jakoś dziwnie oddala się od wszystkiego tak naprawdę. Wiecznie zagubiony, choć już dorosły, wiecznie nie na miejscu, choć tak bardzo starał się być dostateczny. Nie wiedział, co z tego, co działo się przed nim było prawdą. Burza w jego głowie nie dawała spokoju, zrywała się po raz kolejny naprawdę mocno i sprawiała, że ze zmrużonymi oczami przyglądał się duchowi przed sobą. Takiego nierealnego i namacalnego jednocześnie. Coś, co zdecydowanie nie było zdrowym rozsądkiem nakazało mu powędrować dłonią do policzka mężczyzny. Prawdziwego czy też nie, chciał pogłaskać go po nim i poczuć delikatny zarost pod palcami, elektryczne przeszywanie swojego ciała, które tak bardzo przez ostatnie lata tęskniło za tym, którego sam odrzucił, przeprowadzając się do innego kraju. Czy gdyby został, mogliby być razem, szczęśliwi i spełnieni? Panicznie bał się odpowiedzi na to pytanie, tak samo jak bał się czuć cokolwiek do drugiego mężczyzny, jak gdyby zmieniało to całkowicie obraz jego samego, choć w rzeczywistości wciąż pozostawał tym samym Duncanem, czy też pragnął w tym czasie Ozzy’ego czy też nie.
Jeśli jesteś prawdziwy… to powiedz coś po prawdziwemu — sam nie wiedział, co chciał usłyszeć po wypowiedzeniu takich słów, ale na pewno istniało coś, co mógłby mu Ozzy powiedzieć. Coś, co wiedzieli tylko oni, co sprawiłoby, że by przestał podejrzewać, że jest tylko jego idealnym, alkoholowym wyobrażeniem, projekcją najskrytszych marzeń, do których wstydził się przed sobą przyznać. — Mam nadzieję, że nie na tyle za dużo, żeby o tym jutro nie pamiętać — bo chciał mieć zachowany w pamięci moment, w którym dotyka jego policzka, a Ozzy się nie rozpływa w powietrzu, bowiem było to… naprawdę istotne z jego punktu widzenia. I naprawdę mocno by nie chciał, aby przestało trwać. — Nie schodź mi z oczu. Albo zejdź. Zrób co chcesz — wybełkotał i zachwiał się przy tym niebezpiecznie. Wciąż stojąc w przejściu narażali się dość mocno na szturchnięcia i pchnięcia i kto wie, może właśnie jedno z nich sprawiło, że Duncan prawie wylądował na Ozzym?

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
Wizja rychłego powrotu do domu i zamienienia tego wieczoru w krótki maraton ulubionych seriali rozmyła mu się w palcach. Oczami wyobraźni wiele razy widział ten dzień, kiedy na siebie wpadają. Zdawał sobie wprawdzie sprawę z tego, że Duncan wyjechał do Nowej Zelandii zaraz po tym, jak to się stało, ale nie podejrzewał, że będzie siedział tam wiecznie. Choć każdy z nich wyparłby się tego z miejsca najpewniej, Osiris znał go całkiem nieźle, jakby nie patrzeć. Całe lata spędzone w tym dziwnym trójkącie pełnym napięcia i niezaspokojonych potrzeb, z którymi walczyli naprawdę dostatecznie długo, pozwoliła mu poznać go, zrozumieć. Nie w pełni, bo tego nigdy nie spodziewał się osiągnąć, ale w stopniu wystarczającym, by się wypowiadać. W kościach czuł, że jego powrót jest kwestią czasu, choć miał tu na myśli raczej powrót do kraju, a nie do tego małego miasteczka, która chyba im wszystkim kojarzyło się tylko z jednym, gdy o sobie nawzajem myśleli. Choć czy to było mądre, tak optymistycznie zakładać, że Duncan w ogóle myślał o nim od tamtej pory, kiedy spakował się i bezceremonialnie opuścił jego życie? Skarcił się, przełykając głośnio ślinę. To, że z jego głowy nie sposób było mężczyznę wypędzić, nie oznaczało to, że zasada działała w obie strony. W końcu to nie Lonsdale powiedział temu wszystkiemu pas przed laty...
Cisza się przedłużała, bo nie miał pojęcia co powinien powiedzieć. Na jego usta pchało się mnóstwo słów, które zamykały w sobie skrawki wspomnień czy drobnych detali o jego osobie. Miał setki rzeczy, które mógłby powiedzieć, żeby mu udowodnić, że to naprawdę on, ten sam co przed laty. Problem pojawiał się w chwili, gdy docierało do niego, że nie wiedział co będzie odpowiednie, czyli dostatecznie neutralne, by nie zdradzić, że wciąż pamięta nawet rzeczy najbardziej niedorzeczne. Nie chciał zrobić z siebie idioty ani zdemaskować tego, jak bardzo jego umysł nadal był zainfekowany obecnością człowieka, po którym w jego życiu już dawno nie było śladu. - Na litość boską - odchrząknął. Myśli w jego głowie było zbyt wiele. - Nosisz okulary do czytania i pewnie nadal robisz z tego wielką tajemnicę przed światem. Może być? - Miał nadzieję, że tak, bo naprawdę nie miał siły więcej udowadniać, że tak, naprawdę jest sobą. Nie był na siłach mówić o jego bliznach i znamionach, które ukrywał pod ubraniami i pokazywał tylko komuś, kto miał sposobność znaleźć się naprawdę blisko. Nie miał siły mówić o słabościach, lękach, nieaktualnych już pewnie marzeniach. Gdyby się w tym wszystkim zanurzył, od razu byłoby to zanurzenie po sam nos albo może raczej jakiś nieudany skok na główkę. Utonąłby w tych wspomnieniach, bo miał ich z nim tak wiele, że jego płuca nie zniosłyby takiego ciężaru. Nie chciał, nie mógł sobie tego robić. I może nawet by nie zrobił, ale jak, skoro los ewidentnie chciał, by cierpiał, tak bezczelnie pchając (dosłownie) Duncana w jego ramiona? Był przerażony, zwłaszcza, że Gallagher ledwo trzymał się na nogach. Mam nadzieję, że nie na tyle za dużo, żeby o tym jutro nie pamiętać. O tak, on też miał taką nadzieję... choć nie był pewien, czy to nie było kolejne stadium głupoty. - Hej, uważaj. Złap się mnie - zarzucił sobie jego ramię na szyję i powoli zaczął wyprowadzać go z dusznego wnętrza na świeże powietrze, z nadzieją, że chłód wieczoru, o ile takowy zastaną, pozwoli mu nieco otrzeźwić umysł. A poza tym, coraz bardziej roztrzęsiony, czuł się tak jakby szedł po omacku, przekonany, że trzeźwy Duncan nie chciałby mieć z nim absolutnie nic wspólnego.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
Patrząc teraz, w tym barze, tym swoim rozmazanym spojrzeniem na Ozzy’ego czuł się tym wszystkim, czym nigdy nie chciał się czuć. Tak bardzo bezużyteczny i niechciany, tak bardzo ogłupiały, nierozsądny i całkowicie pozbawiony resztek człowieczeństwa. Na przemian zalewała go fala niechęci do samego siebie za potraktowanie mężczyzny w taki a nie inny sposób lata temu i chęci stanięcia odrobinę bliżej, chłonięcia jego bliskości odrobinę bardziej. Nienawidził siebie, gardził sobą, ale ten jeden raz, całkowicie pijany, dotykając lekko ramienia Ozzy’ego w końcu robił to, czego skrycie chciał, znajdował się parę oddechów od mężczyzny, za którym przecież tęsknił. Nie przyznawał się przed sobą z prostego powodu — był przerażony myślą, że to w co wierzył tak wiele lat nie jest tym, czym jest naprawdę. Miał przepotężny kryzys orientacji i tożsamości i był święcie przekonany, że gdy ucieknie, będzie lepiej. Nigdy do tego jednak nie doszło, a Duncan jedynie bardziej zatapiał się w przekonaniach, które go pogrążały. Na zmianę tęsknił i gardził za to sobą, myślał, drżał, przeklinał, oglądał zdjęcia, a potem szedł z tych wszystkich nerwów, tego całego przeładowania swojego organizmu wymiotować.
Ze ściągniętymi brwiami słuchał odpowiedzi, która sprawiła, że się skrzywił. — Być może — odparł wyłącznie, ale to potwierdzało wyłącznie, że stał oto twarzą w twarz z mężczyzną, który naprawdę go znał, a nie jego bliźniakiem, czy czymkolwiek innym. — Powiedz coś o sobie, co wiemy tylko my — dorzucił zaraz, choć gardło ścisnęła mu naprawdę potężna gula stresu, nawet pomimo alkoholu radośnie tańczącego w jego żyłach. Były granice, które przekroczone nawet po pijaku sprawiały, że coś jednak zaczynało uwierać i dawać znać, że przekroczyło się ją zdecydowanie zbyt pewnym krokiem. A wszystko dlatego, że bał się jego odpowiedzi. Bał się tego, co mógłby usłyszeć z ust Ozzy’ego, jaki sekret, który dzielili mógłby pojawić się jako karta potwierdzająca jego… bycie. Istnienie. Choć na ten moment była to już bardziej gra jego pijanego umysłu, który sabotował go wyraźnie.
Choć wszystko w nim krzyczało aby tego nie robił, Duncan złapał się jednak Ozzy’ego i dał wyprowadzić na zewnątrz. W porównaniu z wnętrzem lokalu było tam chłodniej i bardziej rześko, a wiatr przyjemnie owiewał lekko spoconą od zaduchu we wnętrzu twarz. Kiedy jednak już wyszli nie zabrał swojego ramienia z szyi mężczyzny, zamiast tego stał tak blisko, że gdyby nie rozmyty wzrok, byłby w stanie policzyć wszystkie plamki w jego oczach, które zawsze tak bardzo ko… nie. Lubił. Kontemplował. Nic więcej. Nic. Westchnął przeciągle i zamknął na moment oczy, a głowa jego, całkiem niezależnie od Duncana, poleciała w kierunku ramienia mężczyzny. — Chyba się upiłem — wydusił z siebie ciężko, głosem zduszonym przez materiał ubrania, w które ubrany był jego towarzysz. Czy on zawsze tak pięknie pachniał, czy jego tęsknota sprawiała, że wszystko co związane było z Ozzy’m uważał za tysiąc razy lepsze?

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
Wiązanka przekleństw prawie mu się wyrwała, kiedy obserwował jego niezadowoloną reakcję. Naprawdę liczył, że to będzie wystarczające, że to będzie to. Oczami wyobraźni widział doskonale moment, kiedy pewnego wieczoru zapukał do drzwi Duncana po przeciągniętym do niebotycznych godzin wernisażu. Wyobrażał sobie trasę, którą pokonał po zsunięciu butów ze stóp, prowadzącą do rozjaśnionej światłem niewielkiej lampki sypialni. Zastał go tam, na łóżku, pochłoniętego jakąś książką, z okularami na nosie. Pamiętał, jak patrzył na niego wtedy nieco oniemiały, a kiedy ten w końcu zorientował się, co ma miejsce, utwierdził go wielokrotnie w przekonaniu, że wygląda naprawdę dobrze. Pamiętał też jeszcze jedną rzecz - to, jak dosiadł się do niego i ostrożnie zdjął je, odkładając na szafkę. Nie chciał ich przecież pobrudzić, kiedy go pocałuje. Przełknął ślinę głośno, początkowo skupiając się tylko na tym, by go wyprowadzić przed lokal, a w jego głowie szalały wręcz myśli. Co miał mu powiedzieć? Wiedział, że milczenie będzie wiązało się z tym, że Duncan najprawdopodobniej nie da sobie pomóc, bo był uparty jak osioł i Ozzy nie podejrzewał, że cokolwiek mogło się zmienić w tym aspekcie. Nie wierzył w takie rzeczy i nie sądził, by ludzie tak po prostu zmieniali się z roku na rok, a już na pewno nie tak bardzo. Chociaż... czy znał go kiedyś tak naprawdę? Nie był pewien. Duncan był dla niego niedostępną zagadką i niczego nie powinien zakładać. Zwłaszcza teraz, kiedy jego próby utrzymania się na powierzchni miały spełznąć na niczym, kiedy na jego życzeniem musiał skoczyć w głęboką wodę wspomnień o nim. Podejrzewał, że szybko się z tego nie wydostanie, ale czuł się niejako postawiony pod ścianą. - Ducky. Kiedyś... kiedyś tak na ciebie mówiłem. Chyba początkowo ci się nie podobało, ale z czasem zacząłeś się uśmiechać, gdy zdarzyło mi się tak do ciebie zwrócić - powiedział w końcu słabo. Czuł, że drży, a fakt, że w ogóle wypowiedział to zdanie składnie i bez nerwowych przerw uważał za jakiś ewenement. Nawet jeśli jeszcze nie tonął, bo to zdecydowanie miało nadejść nieco później, to właśnie zanurzał się w wodzie, do której nawet nie powinien się zbliżać i wchodził w nią coraz głębiej. Bardzo chciał zapalić papierosa, ale z Duncanem, pijanym i ledwo trzymającym się na nogach, którego nadal podtrzymywał, było to co najmniej trudne, jeżeli nie zupełnie dla niego niemożliwe. - Faktycznie. Upiłeś się - potwierdził, bo co innego mógł właściwie zrobić. Duncan doskonale czuł, w jakim stanie się znajduje, nawet jeżeli wspomnienie tych uczuć miało wyparować w przeciągu kilku godzin, gdy w końcu pogrąży się we śnie, a jego organizm zacznie dochodzić do siebie. Pomyślał, że na pewno potrzebuje snu, choć nie wiedział, co z tą świadomością zrobić. Obecność Gallaghera w Lorne Bay, jak on sam zresztą, była teraz dla Ozzy'ego wielką tajemnicą. - Słuchaj, potrzebujesz odstawienia do domu? Jasne, że potrzebujesz. - Nie musiał zadawać tego pytania, by wiedzieć, więc postanowił zmienić narrację. - Pamiętasz adres? - I nie byłby zdziwiony, gdyby otrzymana na to pytanie odpowiedź brzmiała nie.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
Niewidzialna dłoń powoli obejmowała Duncana za szyję, sprawiając, że trudniej mu się oddychało. Nie była to wina alkoholu, tego był całkowicie pewien nawet teraz, gdy ledwo stał i wspierał się częścią swojego ciężaru na mężczyźnie stojącego obok. Chodziło właśnie o fakt, kto stał tuż przy nim, czyje ciepło czuł, czyj głos. Tak bardzie nienawidził tej części samego siebie tęskniącej do zapachu Ozzy’ego, że teraz, gdy przyszło mu go czuć, prawie się rozpłakał. Spychał w otchłań wszelkiej świadomości każdą rzecz przypominającą mu o tym, czego w sobie nienawidził, że kiedy ta została spuszczona ze smyczy, nie chciała dać się w żaden sposób zatrzymać.
Ciężko oddychał i słuchał słów, których nie wiedział, czy zapamięta. Jakaś część jego umysłu bała się, że zostanie to wszystko wymazane. A chyba… chyba chciał pamiętać. Tak po prostu. Na przyszłość. — No dobra, wierzę ci — mruknął naburmuszonym głosem, choć zamiast się odsunąć i rzeczywiście być obrażonym, to oparł głowę na ramieniu Ozzy’ego i na moment zamknął oczy. Czy miał zasnąć? Tego nie wiedział, ale gdy spowił swój świat ciemnością, jakoś łatwiej było mu się cieszyć z tego spotkania. Choć odrobinę, na tyle, na ile jego obrzydzenie względem samego siebie na to pozwalało. Czy może bardziej strach, niepewność, całe wiadro przekonań, którymi był otaczany przez całe życie. Poczucie winy wciąż było w nim silne i przypominało o tym, że zdradził w pewnym momencie kobietę, z którą miał się żenić. Ale po co o tym myśleć teraz, gdy mężczyzna potrafiący sprowadzić go na skraj wiary w samego siebie był obok. Taki prawdziwy, ciepły i pachnący?
Zmarszczył brwi zastanawiając się, czy zna adres? Nie był tego zbyt pewien, szczególnie biorąc pod uwagę, że gdyby zapytać go o to, jak ma na imię, to sam by nie potrafił w pełni na nie odpowiedzieć. — Gdzieś w Opal, tak myślę — miasto się zmieniło od jego wyjazdu. Może niediametralnie, lecz pojawiły się nowe ulice, drogi, których nie było, place, których nie pamiętał. Zniknęły też sklepy, które w przeszłości służyły mu jako punkty kontrolne. Teraz trochę się gubił, a do tego jedynym adresem, który w pełni pamiętał, był ten dziadków. Których zdecydowanie nie planował odwiedzać. Babcia wyraźnie dała mu przecież do zrozumienia, że nie chce go widzieć, a Duncan planował to w pełni uszanować, trochę też przy tym urażony faktem, że go obraziła. A co gorsze, obrażając go powiedziała prawdę, co było chyba najpodlejszym, co spotkało go od… czasu ucieczki.

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
Absurdu tej sytuacji nie dało się zmierzyć żadną znaną Ozzy'emu miarą, co niezwykle go irytowało. Chociaż... wcale nie potrzebował skali, by wiedzieć, jak szalone to wszystko było. Kiedy przypomniało mu się, po co w ogóle znalazł się tu dzisiaj, miał ochotę się histerycznie zaśmiać. No tak, plany na ten wieczór (i noc) były zgoła inne, a do domu miał wrócić w czyimś towarzystwie: mówiąc czyimś nie mam jednak na myśli towarzystwa byłego, który prawdopodobnie nawet do ich relacji się nie przyznawał. Nie był jedną z osób, które szalały kiedy nie miały wszystkiego pod kontrolą, ale to była czysta abstrakcja i zdaje się, że jego otwarty na co dzień umysł nie chciał tego do końca przyswoić.
A najgorsze było to, że on dwoił się i troił, a Duncan prawdopodobnie nie miał w ogóle tego zapamiętać. Ozzy już widział, jak odstawia go do domu, kładzie do łóżka i z braku laku wychodzi, zatrzasnąwszy za sobą drzwi, a Gallaher budzi się rano i jest przekonany, że dotarł tam na własną rękę. Poczuł jakieś dziwne ukłucie w klatce piersiowej; czy to właśnie było mu pisane? Ledwo wylizał stare rany, a teraz wszystko wskazywało na to, że będzie musiał zacząć od nowa, podczas gdy ten człowiek nawet nie będzie sobie zdawał sprawy z tego, co zaszło, odgrodzony od wspomnień dzisiejszej nocy murem wybudowanym przez jego pijany umysł, do którego nic się obecnie nie mogło przebić. Poczuł, że to potężna niesprawiedliwość, poczuł złość na całą tę sytuację i jeszcze bardziej zapragnął ucieczki, ale zrozumiał dwie rzeczy - po pierwsze, niesprawiedliwość towarzyszyła mu dość często i jak zwykle, nie miał na to wszystko żadnego wpływu, a po drugie, nie miałby serca zostawić go tutaj, pijanego, ledwo trzymającego się na nogach, w stanie, który tylko zachęciłby okolicznych złodziei albo jakichś agresorów, by to wykorzystać i okraść go albo skrzywdzić. Nie był taką osobą, a w takiej sytuacji nie porzuciłby samego nawet największego wroga, a co dopiero człowieka, którego wciąż kiedyś... - Byłbym wdzięczny gdybyś spróbował doprecyzować, chciałbym cię odstawić bezpiecznie - powiedział cicho, pomału głaszcząc go po plecach, co było zupełnie odruchowe i nie kontrolował tego. Nie miał pojęcia, co miał zrobić, jeśli Duncana przerośnie przypomnienie sobie adresu. Zabrać go do domu? Nawet sobie tego nie wyobrażał. Nie miał ochoty stawiać czoła złości i panice, z jakimi by się pojawił w jego kuchni po przebudzeniu. Nawet ta sytuacja pomału sprawiała, że tego wszystkiego było dla niego za dużo, z tym, że raczej nikt nie słuchał jego obaw. Był zdany sam na siebie, jak zawsze zresztą, z tym, że dziś zadanie było nieco trudniejsze, niż zazwyczaj.
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
Trudno było wyobrazić sobie, jak Duncan by zareagował, gdyby to jemu przyszło zbierać pijanego Ozzy’ego z jakiegoś klubu i go niańczyć. Zapewne by czuł złość, skrępowanie, kto wie, czy po prostu by nie uciekł, będąc najzwyczajniej w świecie żałosnym. Na całe szczęście dla nich, to jednak on był zalany prawie w trupa, a Ozzy trzeźwy i gotowy do pomocy. I tak bardzo ciepły. Duncan nie mógł się nadziwić od chwili, w której uświadomił sobie, kto stoi obok niego, jak bardzo miło było mieć jego ciało tuż obok własnego. Delikatnie zaczął głaskać jego klatę, wodzić palcami po jego skrytym ubraniami ciele i zastanawiając się, jak bardzo się zmieniło od ich ostatniego spotkania. Co skrywał przed jego spojrzeniem, co już tak naprawdę nie należało do niego i do czego nie mógł rościć sobie żadnych praw? Miał naprawdę ciężkie chwile i pragnął wyłącznie, aby Ozzy ukrył go w swoich ramionach. Tak na moment, parę chwil, aż poczuje się lepiej. Choć nie mógł zagwarantować, że nie będzie potrzebował do tego całej wieczności.
Spojrzał na niego lekko zamglonym spojrzeniem, po czym oparł głowę o te ciepłe ramię, na którym tak bardzo chciałby codziennie zasypiać. — Wybacz, Ozzy, ale niestety nie pamiętam. Wybaczysz mi? — nie chciał mu dawać kolejnego powodu do obrażania się na niego. Był już wystarczająco beznadziejny sam w sobie, a ta cała sytuacja i tak miała sprawić, że mężczyzna już nigdy więcej miał nie chcieć na Duncana spojrzeć. A jednak prosił go grzecznie o wybaczenie, bo nie robił tego przecież celowo, a był po prostu pijany. Bardzo, bardzo pijany.
Nabrał głęboko powietrza w płuca, tak, aby zapach Ozzy’ego bez problemu dostał się do jego płuc i osiadł w nim na moment. To przynosiło ulgę i koiło skołatane myśli, których w żaden sposób Duncan nie potrafił w tym momencie uporządkować. — Możesz mnie gdzieś tutaj po prostu zostawić, nie musisz się czuć za mnie odpowiedzialny — wybełkotał do niego słabo, naprawdę tak się czując. Nie był przecież nic Duncanowi winien, wręcz miałby pełne prawo go porzucić i jeszcze patrzeć, jak jakieś wygłodniałe sępy rzucają się na jego ubrania czy resztkę pieniędzy w spodniach. I nikt nawet by nie pomyślał, że postąpił źle, nawet Duncan, który uważał, że zasługuje na wszystko co najgorsze. Czyli zdecydowanie nie zasługiwał na opiekującego się nim Ozzy’ego.

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
historyk sztuki, kurator — northsite contemporary arts
35 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
say you'll see me again, even if it's just in your wildest dreams
Ciężko powiedzieć, czy zbyt zszokowany zaistniałą sytuacją czy może nadmiernie opanowany przez stres, któremu bezwolnie się poddawał od kilkunastu minut, Ozzy nie był przez moment zdolny do czegokolwiek poza przyglądaniem się w oszołomieniu mężczyźnie, którego trzymał w ramionach. Niemalże bezwładne ciało, które przelewało mu się w rękach, ciało człowieka, który potrzebował jego pomocy; Duncan był tutaj znowu, a jednak jego stan nie wskazywał na to, by miał cokolwiek pamiętać z tego spotkania. Nie wiedział nawet, gdzie Lonsdale powinien go zostawić, nie znał swojego adresu w mieście. Czyżby był tu dopiero od paru chwil? Czy dopiero wrócił? To wszystko, cały ten splot wydarzeń i faktów, które udało mu się ustalić oznaczało jedno: musiał zabrać go tego wieczoru ze sobą, zabrać go do własnego domu, a tym samym zadbać o jego bezpieczeństwo i... nieco egoistycznie utwierdzić się w przekonaniu, że mężczyzna zapamięta to spotkanie chociaż w minimalnym stopniu.
Choć sądził, że wyleczył się już z takich zachowań, w tym momencie był niemal zdeterminowany w dwóch kwestiach - by zadbać o jego bezpieczeństwo tej nocy i jednocześnie zapewnić sobie miejsce w jego myślach nazajutrz. Bez względu na to, co miał myśleć sobie o nim, jakie epitety miały paść pod jego adresem gdy się obudzi. Był przygotowany na wszystko, a choćby te kilka chwil dłużej z Duncanem miały kosztować go wszystkie pieniądze świata, brnąłby dalej. - Nie ma żadnego problemu, damy radę - odparł, choć czuł, jak oczy zaczynają go piec. Chciał mu odpowiedzieć, że wybaczyłby mu wszystko, że zrobił to już dawno. Chciał ująć jego twarz w dłonie, pogłaskać kciukami policzki i powiedzieć, jak bardzo tęsknił, będąc przy tym najżałośniejszą formą siebie w tej i każdej innej galaktyce, w każdym multiwersum. Jeśli w ogóle istniały, był pewien, że czułby dokładnie to samo w każdym z nich. - Nie zostajesz tutaj. Jedziemy do domu - zawyrokował, a choć ręce miał zajęte trzymaniem go, jakoś nawet udało mu się wygrzebać telefon i rozpocząć próby zamówienia im transportu, choć wiedział doskonale, że w tym mieście i o tej godzinie nie będzie to łatwe. Sam planował przejść się stąd pieszo, gdziekolwiek by się wybierał, gdyby jego towarzystwo się pojawiło; w tym wypadku w grę nie wchodziły żadne spacery i wiedział o tym.

duncan gallagher
ambitny krab
felietonista — freelancer
34 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I was in your wet dream
Driving in my car
Saw you at the side of the road
There's no one else around
You're touching yourself, touching yourself
Touching your, touching yourself
Touching yourself
Był w fatalnym stanie i nie było co udawać, że jest inaczej. Świat na zmianę wirował bardziej i mniej, a on sam nie wiedział już, czego tak naprawdę chce. Musiał jednak przyznać, że dzięki alkoholowi krążącemu w jego żyłach był pewniejszy co do samego siebie i tego, co czuje. A czuł naprawdę wiele, kiedy miał przyjemność stać tak blisko mężczyzny, którego przecież… kochał. I wtedy, i dziś. Bez względu na ślub, który zaliczył po drodze, bez względu na to, że wszystko spieprzył, że zwiał, uciekł, schował się i udawał, że zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Ciężko było powiedzieć, czy gdyby cofnął czas, to zachowałby się inaczej. Ze swoją wiedzą z tamtej chwili, zapewne nie. Gdyby jednak wiedział i czuł to, co wiedział i czuł obecnie, być może zostałby z Ozzy’m. Aby być obok, gdy było im najlepiej na świecie i gdy byli swoimi najgorszymi wersjami, byle tylko móc spędzić z nim jak najwięcej czasu. Czy by się sobą szybko znudzili, czy by jednak pragnęli przedłużać ten czas w nieskończoność? A może nigdy nie odczuliby znużenia sobą? Nie wiedział i miał się nie dowiedzieć, bo nie było magicznych wehikułów czasu, które by pozwoliły tę wiedzę pozyskać. Byli tylko tu i teraz, a on tu i teraz stał i wtulał się w mężczyznę, któremu byłby gotów zawierzyć całe swoje życie i całe swoje jestestwo.
Czy idziemy na piechotę? — spytał lekko zmartwiony. Jego nogi mogłyby nie podołać, nie ma co oszukiwać. Gdyby była taka potrzeba, to by spróbował iść i dotrzeć wraz z Ozzy’m do domu, jednak w tej sytuacji mógłby prędko wylądować twarzą na chodniku i nie byłoby to ani trochę przyjemne. — Jeśli nie wypiłeś dużo, to gdzieś tu powinno być moje auto — trochę nieporadnie, wciąż jedną ręką trzymając się Ozzy’ego wyciągnął z kieszeni kluczyk. Gdyby poklikać, pewnie by się je znalazło, jednak czy był sens zabierać się za tego typu poszukiwania w środku nocy? Na to pytanie musiał sobie odpowiedzieć sam Ozzy.

ozzy lonsdale
ambitny krab
buffalo '66
brak multikont
ODPOWIEDZ