komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Pomimo przekonania, iż większość osób, która obcowała z Burnettem, wiedziała, jak działał, wciąż nikt nie mógł przewidzieć do końca jego zachowań. Jedynie wszak powierzchownie działał na automacie — pomimo wszystko wciąż pozostawał istotą ludzką i zdarzały się impulsy, własne zachcianki, odrobina dostosowania się do sytuacji. Coś niespodziewanego i niemożliwego do przewidzenia. Jak teraz. Jak tutaj. Z nią. Odczuwał się w jakimś stopniu zobowiązany do tego, aby o nią zadbać. Aby zaopiekować się już do końca wieczoru. Wszak to on przerwał jej moment ciszy i spokoju na tarasie; przez niego znalazła się nad wodą; on odebrał jej ten moment lekkości jeszcze sprzed paru chwil wcześniej. Powrót taksówką wydawał się więc w jakimś stopniu jego mniemania kuriozalny. Szczególnie biorąc pod uwagę jej prezencję — eleganckiej sukni na wieczór nie należało gnieść na wytartym fotelu taryfy. Umiał docenić piękno i dbałość, a pannie Turner nie można było ich odmówić. Do tego coś mówiło mu, że potrzebowała chwili dobroci. Może łagodności. Miał nadzieję, że czuła ten bijący od niego spokój — bo chociaż zakłócony własnymi myślami, nie miało to efektu na otoczenie, w jakim przyszło mu przebywać. Dlatego też zrobił to, co zrobił. Czuł się za nią odpowiedzialny jeszcze przez dłuższą chwilę.
Nie spodziewał się, że kobieta zgodzi się tak łatwo. Wydawało mu się, że była nim pod koniec zawiedziona, rozczarowana i nie zamierzała kontynuować spotkania dalej. Najwidoczniej się pomylił, bo uśmiech, który pojawił się na twarzy blondynki, nie był w żadnym wypadku wymuszony czy grzecznościowy. Jej ton także. Późniejszy gest oraz spojrzenie, jakimi go obdarzyła, sprawił za to, że Ephraim poczuł się dziwnie. Inaczej. Zupełnie jakby tylko poprzez to pozbawiła go prywatności. Odarła go z czegoś, co starannie ukrywał. A Burnett nie chciał czuć się bezbronny. Na pewno nie pod spojrzeniem nieznajomej. Odsunął więc dłoń, puszczając jej nadgarstek, nie zamierzając przedłużać tej chwili. Nie wiedział, że nie uważała tego za coś przykrego. Nie analizował jednak ich interakcji pod takowym kątem — działał z samego siebie. Nie w celu imponowania jej czy wygrania jej atencji. Chciał, aby po prostu czuła się komfortowo. I chciał postępować właściwie — nawet przy krótkiej wymianie zdań oraz spojrzeń. Spuścił więc także i wzrok, pozwalając na chwilę prywatności, gdy ich oczy zbyt długo ulokowały się na sobie nawzajem. To nie tak, że nie chciał na nią patrzeć. Była niewątpliwie piękną kobietą i także na pewno pożądaną w kręgach, w których przyszło się jej obracać. Łatwo było to dostrzec nawet tutaj, na bankiecie — uwagę, jaką inni jej poświęcali.
Mam podać właściwy adres, czy mogę cię gdzieś porwać?
Gdy znaleźli się w samochodzie, atmosfera znów uległa zmianie. Tak, jak wcześniej otoczenie było szersze i przestrzeń większa, tak wszystko skumulowało się aktualnie we wnętrzu auta. Ściśnięte, bardziej spięte — z mniejszą ilością miejsc na ucieczkę. - Myślę, że odpowiednim byłoby odstawienie cię do domu - odparł, chociaż nie było w jego słowach nagany. Była delikatna przekora, która czaiła się w kąciku jego nieśmiało tworzącego się uśmiechu. Nie mówił tego, aby rozstać się z nią jak najszybciej. Uważał jednak, że nie powinni kontynuować tego wieczoru gdzie indziej. Skupił się na chwilę na jej dłoniach starających się trafić w zapięcie — szukających właściwego kąta. Nie pytając o zgodę, powoli i delikatnie ułożył palce na kobiecej skórze i naprowadził ją, uspokajając drżenie. Dopiero wówczas odpalił silnik i wyprowadził ich poza granice Britannia Royal Naval College. Jeśli zamieszkiwała jeden z hoteli w Dartmouth, na pewno były to te z najwyższą oceną, a wszystkie pięciogwiazdkowe znajdowały się w centrum — niewiele dalej od jego uczelni. Mieli więc niewiele czasu na cokolwiek. - Jeżeli zostajesz na dłużej, powinnaś zobaczyć Dartmouth Castle - powiedział więc jedynie, gdy minęli wszystkie bramy akademii. W końcu... Czy przyjechała tam tylko na akcję charytatywną, czy może miała parę dni do zapełnienia?
leonie turner
easter bunny
chubby dumpling
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Zmiana otoczenia nie wpłynęła negatywnie na atmosferę między nimi. Ani ograniczenie przestrzeni, ani stres towarzyszący Leonie. Irracjonalne napięcie obudzone w kobiecie wewnętrznie nieco ją bawiło, a jednocześnie przerażało, bo to coś niepodobnego do niej. Nie kojarzyła, przynajmniej, by tego typu uczucie mogło być na swój dziwny sposób podniecające, a w tamtej chwili właśnie tak odczuwała. Jakby to z natury niezbyt przyjemne poczucie miało prowadzić do czegoś, co zdecydowanie chciałaby mieć szansę poznać. I nie mogła tego zmarnować. Tej okazji, by poznać fascynującą inność bijącą od mężczyzny na siedzeniu kierowcy. Zapewne stąd ten stres, tak sobie tłumaczyła, we własnej głowie.
Nie poczuła się urażona odpowiedzią Burnetta. Zaśmiała się nawet dość krótko, ale nie złośliwie, lekko i z nutą rozbawienia. -No tak, jesteś dżentelmenem - mruknęła więc z podobną odrobiną przekory do tej jego, odnosząc się do słów, które już między nimi padły. Może nie do końca w takim kształcie, a może i w takim, sens jednak zapewne dwukrotnie miał być ten sam.
I jakby na potwierdzenie słów o swojej rycerskości mężczyzna nachylił się w stronę nieporadnej blondynki. Pomoc Ephraima Leonie przyjęła z pogodnym, promiennym uśmiechem pełnym wdzięczności, a jedynie w błękitnych tęczówkach kobiety czaiło się niewielkie zakłopotanie wywołane własną nieporadnością. Turner pozwoliła, by szorstkie dłonie naprowadziły ją w odpowiednie miejsca, chłonąc z tej chwili tyle, ile mogła. Zapach, strukturę skóry mężczyzny, te przyjemne mrowienie odczuwane przez nią samą. I by nie psuć tego spokoju, wyszeptała jedynie dziękuję. -Seven stars - dodała nieco głośniej, kiedy przekręcił w stacyjce kluczyk, a wewnątrz żałowała, że to tak blisko. I nie wybrali spaceru. Aktualnie jednak było za późno na zmianę decyzji. Wspólny czas, którym tak niespodziewanie i z lubością Turner się delektowała nieuchronnie zbliżał się do końca. -Hm - mruknęła z zamyśleniem, jakby rozważała sugestię swojego towarzysza. W rzeczywistości ważyła swoją odpowiedź, natura nieco nakazywała się Leonie podroczyć, ale z drugiej strony nic nie było między nimi podobne do tego, do czego świat przyzwyczaił blondynkę. -Jeśli powinnam zobaczyć Dartmouth Castle, to rozumiem, że warto też mieć dobrego przewodnika... Może mógłbyś mi kogoś polecić, Ephraimie? - zapytała, nie kryjąc swojej ogromnej nadziei, że miał kogoś do polecenia. Chwilę wcześniej Leonie zwróciła się na siedzeniu pasażera w stronę kierowcy, oparła głowę wygodnie o zagłówek i teraz z wyczekiwaniem wpatrywała się w tę surową twarz kryjącą pod skorupą tak wiele czułości i troski - a przynajmniej drobne gesty tak kazały patrzeć Leo na niego. Pozór chłodu został zastąpiony doświadczeniem ciepła, jakiego jeszcze w swoim życiu nie spotkała. I może wyolbrzymiała, równie dobrze mogła się cholernie mylić, ale w tej chwili... Chciała po prostu więcej.

Ephraim Burnett
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Na pewno nie tak wyobrażał sobie wieczoru z akcją charytatywną. Oczywiście wiedział, że miał unikać innych w pewnym momencie, preferując samotność, ale nie spodziewał się, że w tej odmienności znajdzie kogoś innego. Kogoś, kto również chciał się skryć i uciec. Nawet na moment. A przecież z chwili stało się pół godziny, godzina, która wciąż trwała. Nie musieli spędzić z sobą nie wiadomo jak długiego czasu, by zrozumieć, że zarówno jedno, jak i drugie było dla siebie odświeżeniem w sztywnych ramach ich własnych światów. Mało kto był tak ulotny i infantylny, jak Turner, która była w oczach Burnetta częścią wiecznego spektaklu. Nigdy prawdziwa i niepozwalająca sobie na odpuszczenie. Ktoś mógłby spierać się z jego zdaniem, zarzucając mu krótkowzroczność oraz ideę efemeryczności. W końcu pozwoliła sobie na chwilę porzucenia butów, zatopienia w rzecze, kilku zaczepnych słów w jego kierunku. Ephraim jednak miał wrażenie, że to wciąż była fasada, kryjąca coś więcej. Żaden z ludzkich tworów nie był wszak prosty i tutaj odmawiał wiary w to, iż to, co miał przed sobą, było prawdziwą kobiecą twarzą.
No tak, jesteś dżentelmenem.
Nic nie odpowiedział na jej słowa, gdy znaleźli się w samochodzie, ale nie był nimi w żaden sposób skrzywdzony. Wszak miała rację i komu jak komu, ale daleko było mu do kogoś, kto wykorzystywał śmiało sytuację. I tak. Musiał kiedyś wrócić do Akademii.
Może mógłbyś mi kogoś polecić, Ephraimie?
Spojrzał na nią jedynie wymownie i pokręcił głową, pozwalając sobie na nikły uśmiech. Milczał tak, jak wcześniej, ale od samej dalszej odpowiedzi wyratował go również cel, który w kilka chwil później osiągnęli. Gdy pojawili się pod hotelem, a Burnett zatrzymał się przed samym wejściem, jeden z pracowników lokalu zszedł po kilku schodkach i otworzył drzwi pasażera. Mężczyźnie nie umknęło zamieszanie pod lobby, gdzie stało kilka osób z aparatami w dłoniach i ewidentnie na coś czekało. Zignorował ich na chwilę, by przenieść spojrzenie na siedzącą wciąż obok kobietę. Złapał z nią ostatni kontakt wzrokowy, po czym uśmiechnął się delikatnie, acz ciepło i wypowiedzieć Dobranoc. - Uważaj na siebie, panno Turner - dodał jeszcze w ostatnim momencie, gdy wysunęła się z gracją na zewnątrz, by zaraz zostać zaatakowaną przez wcześniej widzianych fotografów. Ephraim zmarszczył lekko brwi, obserwując całe zajścia, ale blondynka szybko przeszła dalej z pomocą pracownika hotelu, a gdy zniknęła finalnie za jego drzwiami i ruszył w drogę powrotną, zdał sobie sprawę, że wyszła z akademii bez żadnego płaszcza. Noc była ciepła, lecz nikt nie zjawiał się tak po prostu na przyjęciu bez niczego na ramionach. Nie chciał już dzisiaj wracać do niej z odebranym odzieniem, szczególnie że oznaczałoby to przyjście do jej pokoju hotelowego w nocy. Zapewne by się jej to spodobało, ale Ephraim wolał nie grać w podobne szarady. Na szczęście wspominała, że miała zostać jeszcze chwilę w mieście — mógł więc to zrobić następnego dnia. Dopiero chwilę później zobaczył, że na siedzeniu pasażera leżał numerek z akademickiej szatni. I zdecydowanie nie należał od niego. Odetchnął głęboko, ale po chwili po prostu parsknął krótko. A więc jednak miał brać udział w szaradach — niech i tak będzie.

leonie turner
|KONIEC
easter bunny
chubby dumpling
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Wieczór, który zaczął się nie najlepiej, kończył się zdecydowanie przyjemniej, co wprawiało w blondynkę w lepszy nastrój. Długo nic nie zwiastowało obrotu spraw na lepsze tory, ale gdy wreszcie to nadeszło... Zdecydowanie za szybko minęło. Za niewiele dla przyzwyczajonej do zawrotnej prędkości wszelkiego typu akcji blondynki się działo. Powinna być znudzona. A mimo wszystko pozostawała zachwycona, o czym świadczyły te iskierki w błękitnych tęczówkach, tak widoczne. I tak właściwe. Jak każda chwila tego spotkania, które w żaden sposób nie było wymuszone, ani na siłę. Po prostu... Na swój dziwny sposób, Leonie miała wrażenie, że pasowali do siebie. I sama nie umiała wytłumaczyć skąd w niej to przekonanie.
Pomimo wszelkich różnic, których sporo między tą dwójką było, a i które wyczuwali sami już po niezbyt długiej wymianie zdań... Turner odczuła zawód, że Ephraim nie podjął rękawicy rzuconej przez nią, a właściwie wydawałoby się i przez niego samego. Zupełnie, jakby się z nią droczył, dając nadzieję, by zaraz ją zabrać. Przekłuć, by rozprysła się niczym mydlana bańka, tuż przed oczami uradowanego dziecka. Tak właśnie stało się z nadzieją Leonie na ich kolejne spotkanie, kiedy on nie kontynuował tego tematu, kiedy tak zwyczajnie się zatrzymał i wyszeptał dobranoc, na które odpowiedziała blondynka równie cicho.
-Panie Burnett, zapewniam, że zawsze na siebie uważam. Jednak... Nie zawsze moje starania dają właściwy efekt - przyznała nieco ze smutkiem, a nieco ze zmęczeniem, wzruszając przy tym dość obojętnie, może i lekceważąco ramionami, bo przecież... Co za różnica? Grała, tę beztroską twarz dziewczyny, a właściwie już kobiety, która nie przejmuje się nieprzemyślanymi słowami innych. W świecie Leonie nie można było przyznawać się do słabości, bo on bardzo szybko to wykorzystywał przeciwko człowiekowi. A i bez takiej wiedzy, bywało w tej codzienności trudno. Męcząco. Ona czuła się już cholernie zmęczona, dlatego nieco ociągała się przy wysiadaniu z auta. Poniekąd też liczyła, że może... Może chociaż zapyta o jej imię, ale nic takiego się nie zdarzyło. Wysiadła więc z auta zdecydowanie, pewnym krokiem, bez oglądania się za siebie, ruszyła do przodu, wkraczając na scenę swego codziennego spektaklu. Świat Turner już się za nią stęsknił i upominał dość widocznie. Koniec przerwy, co blondynka akceptowała ze smutkiem. Tak jak i świadomość, że po raz pierwszy nie zainteresowała sobą mężczyzny... Co uwierało Leonie podwójnie, gdyż pierwszy raz od bardzo dawna jakiś mężczyzny prawdziwie zaintrygował ją. Tym, co chował pod fasadą obojętności, małomówności oraz spokoju... Tego spokoju, którego tak brakowało kobiecie w codzienności... Którego brakowało już chwilę po powrocie i wiedziała, że szybko znów nie zazna... Bo to przecież zwyczajnie nie było możliwe w codzienności, którą znała... Nieprawdaż?

/ end Ephraim Burnett
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
ODPOWIEDZ