weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
Rufus Winthrop

1.9

Walentynki, święto zakochanych... a tutaj przyjaciele Rose zrobili jej psikusa i umówili ją na randkę ciemno w to święto z jakimś nieznajomym typem, zapewne jeszcze z jakiejś apki, której Rose nawet nie znała i nie miała, ale znając życie i znajomych pani weterynarz to pewnie założyli jej tam konto i pisali z mężczyznami, którzy mogliby się jej spodobać. Ciekawe czy umówili ją z marynarzem, do nich zawsze miała słabość. Przybyła na randkę i gdy podała swoje nazwisko to przyjazna kelnerka zaprowadziła ją do stolika. Mężczyzna nie był wcale taki zły z wyglądu, ba, był całkiem przystojny, więc jednak jej przyjaciele mieli gust. Ciekawe jak działają te apki, to losowo ich przydzieliło do siebie, czy to on przewinął jej zdjęcie w bok, czy to "ona" przewinęła jego, by zwrócić na siebie uwagę? Pewnie się wszystkiego dowie na randce.
- Witaj, Rose. - na powitanie wyciągnęła w jego kierunku dłoń, nie przytuliła go ani nie dała buziaka w policzek, bo przecież go nie znała. Może gdyby chociaż pokazano jej ich korespondencję to by wiedziała o czym z nim rozmawiać, a tak to poszła całkowicie w ciemno... co ją do tego podkusiło w ogóle? Nie wiem czy on odsunął jej krzesło, czy zrobiła to sama, ale pewnie zasiedli do stołu i otrzymali kartę menu. Niestety Hepburn tak powiesiła torebkę, że ta spadła i jej zawartość wysypała się na podłogę, zatem kobieta musiała się schylić by pozbierać te rzeczy. Czy mężczyzna jej pomógł czy też nie to daję Tobie do zadecydowania, ale podczas takiego zbierania kobieta mogła zauważyć w co ubrany jest jej towarzysz od góry do dołu, choć właściwie od dołu do góry i dlatego jak już torebka została szczelnie zamknięta, a pani randka siedziała na krześle, zagaiła:
- Nie chcę byś odebrał to za wścibstwo z mojej strony, jednak dostrzegłam pod stołem, że nosisz markowe skarpetki... to Peek Cloppenburg, nieprawdaż? - zapytała, gdyż jej tata miał identyczne skarpetki i kupował je właśnie w tymże markowym sklepie. Miała jednak nadzieję że nie uraziła go swoją bezpośredniością, ale najlepsze i tak jeszcze przed nią.
- Skoro zatem widzę, że stać się na markowe skarpetki, widzę że się powodzi, stąd moje pytanie, jak tam twoja kondycja finansowa? - dodała i ukryła twarz w menu. Pożałowała szybko swojej bezpośredniości, ale co się raz powie, to się nie wróci.
happy halloween
nick
posterunkowy — lorne bay police station
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
od sześciu lat w Lorne i też od tylu zajmuje stanowisko zwykłego posterunkowego, próbując w sobie zdusić przynajmniej część ambicji na coś "więcej". należy do NA, żyje aktywnie, ma dwa psy i... syna, którego nigdy nie poznał
  • osiem
Nie był przekonany do pomysłu jakichkolwiek randek - a co dopiero randek w ciemno - już od samego początku. Znajomi jednak już zdążyli go zapisać i powiedzieli mu o wszystkim dosłownie tego samego dnia, więc za bardzo wyboru nie miał. Głównie dlatego, że byłoby mu głupio pozostawić kogoś samotnego przy stoliku, szczególnie w Walentynki. Tak więc mimo wszystko postanowił się pojawić - niezbyt przesadnie wystrojony (garnitur został w szafie, ale ładną koszulę wyprasował) i bez jakichkolwiek oczekiwań.
Był jednym z pierwszych osób, które pojawiły się tego wieczora w kawiarni. Większość - o ile nie wszystkie stoliki - zostały zarezerwowane dla losowo dobranych par i Rufus parę razy złapał się na tym, że z ciekawością zerka w stronę drzwi za każdym razem, kiedy ktoś wchodził. Dwukrotnie nawet wstał z miejsca z myślą, że kelnerka wskazała komuś właśnie jego stolik, ale zaraz okazywało się, że jednak się pomylił. Upomniał się w myślach. Przecież nie robił sobie co do tej randki żadnych nadziei. Miał co najwyżej spędzić miło czas, poznać kogoś ciekawego, zapoczątkować może jakąś przyjaźń - tyle. Klimat Walentynek chyba jednak mimowolnie się udzielał i jemu, bo jego myśli co i rusz krążyły wokół tego co by było, gdyby tak na serio zaczął randkować.
Do trzech razy sztuka - podniósł się z krzesła raz jeszcze, gdy kelnerka przy wejściu wskazała w tę stronę sali - i poszerzył nieco uśmiech, gdy tym razem ktoś podszedł prosto w jego stronę. - Rufus. Witaj - przywitał się uściśnięciem dłoni, również nie rwąc się do jakichś czulszych gestów. Kobieta była bardzo ładna, to prawda, ale już na wstępie zaznaczyła pewną granicę, której nie zamierzał przekraczać. Nawet go to trochę pocieszało, że nie trafił mu się ktoś bardziej otwarty w tego typu gestach względem nieznajomych. - Pozwól - wtrącił, odsuwając Rose krzesło. Może było to w tych czasach nieco staroświeckie, ale się tym nie przejął. Chciał, by mimo wszystko wieczór upłynął im miło, więc nie zamierzał szczędzić miłych zachowań. - Wino białe czy czerwone? - zapytał, gdy już otrzymali karty dań. Po to głównie, by jakoś rozpocząć rozmowę. Nie było to dla niego szczególnym szokiem, ale nie pamiętał zupełnie, o czym rozmawiało się na takich spotkaniach. Szczególnie na randkach. A już tym bardziej w ciemno.
Oczywiście zerwał się z miejsca, gdy zawartość torebki Rose wylądowała na podłodze i pomógł jej zebrać kilka przedmiotów, które poturlały się nieco dalej. Mimowolnie parsknął, słysząc jej słowa. - Strasznie obskurna ta melina, co? Zwykle jadam w lokalach z klasą - skomentował w pierwszej chwili, nawiązując oczywiście do jej wcześniejszych słów i pytania o jego kondycję finansową. Było to z jej strony mocno bezpośrednie pytanie, ale starał się nie uprzedzać. Może po prostu była zdenerwowana? Właśnie dlatego postarał się obrócić to w jakiś lekki żart. - Dostałem te skarpetki od przyjaciela na święta. Nie miałem nawet pojęcia, że są markowe - przyznał zupełnie szczerze. - Jestem policjantem. Nie narzekam na finanse, ale większość wydaję na moje psy, nie na siebie - wyjaśnił jeszcze z wciąż lekko rozbawionym uśmiechem. Mógł jeszcze dodać, że odkłada na kupno farmy, ale z jakiegoś powodu ten fakt przemilczał. Cóż, jeśli się okaże, że mają sporo wspólnego, to może jeszcze o tym wspomni. - A jak twoje finanse, Rose? - dorzucił, zamiast standardowego pytania o to, czym kobieta się zajmuje. Zerknął na nią znad menu.

Zadanie 1.2 :hihihi:
Rose Hepburn
Rufus Winthrop
ejmi
weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
Rufus Winthrop

1.10

Szczerze mówiąc chociaż nie robiła sobie zbytniej nadziei związanej z tą randką, ale gdyby okazało się że zostanie wystawiona już na samym początku randki, w sensie pan randka nie przybędzie, to mimo wszystko będzie jej przykro i wiadomo, nie poczuje się z tym najlepiej. Jednak gdy dotarła już na miejsce to okazało się że przy stoliku już ktoś na nią czekał, więc odetchnęła z ulgą. A chociaż nie miała jakichś większych nadziei dotyczących randki w ciemno to mimo wszystko chciała wyglądać ładnie. Mała czarna? Zbyt oklepane. Biel? Coś jej nie grało w tej sukience, postawiła więc na czerwień, dzięki której zachowa jego uwagę na sobie, w końcu ten kolor przykuwa uwagę czyż nie? Jednak nie była nudną osobą, zatem nie powinna mieć z tym problemu, ale skąd wie na kogo trafi? Mężczyzna wyglądał bardzo elegancko w tej koszuli i spodobał się jej pod względem wizualnym. Jak będzie pod względem charakteru? To się jeszcze okaże.
- Dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony. Doceniam takie dżentelmeńskie zachowanie. I bardzo miło mi cię poznać. - stwierdziła, posyłając mu swój ładny uśmiech, gdy ten odsunął jej krzesło. Doceniała takie gesty i mimo młodego wieku chyba pod tym względem była wręcz staromodna. Mężczyzna musiał być dobrze wychowany i być dżentelmenem, ale jednocześnie powinien szanować to, co respektuje kobieta. I ona nigdy nie była aż tak zbytnio otwarta przy poznawaniu nowych osób, nie każdy lubił od razu być przytulany przez co prawda obcych. Słysząc pytanie o wino, zerknęła od razu na stronę z kartami win.
- Preferuję czerwone, ale zdam się na twój gust co do rocznika. - lubiła wina, bo były smaczne, jednak nie znała się tak dobrze na odmianach winogron używanych do wyprodukowania wina, czy na rocznikach. Podobno im starsze tym lepsze, ale do pewnego momentu wraz z przyjaciółką wierzyła w to, że wgłębienie w dnie butelki ma znaczenie, co okazało się mitem. Ale nie będzie mu o tym opowiadała, no chyba jak wypije o jeden kieliszek za dużo. Ale upadek torebki i rozsypujące się rzeczy szatynki zniwelowały chwilową rozmowę i przeniosły ją na zupełnie inny tor, a mianowicie na skarpetki, płynność finansową i ocenę lokalu. Wyłapała żart ze strony mężczyzny i postanowiła go podjąć, krzywiąc się nieznacznie.
- Masz rację, daleko temu lokalowi do pięciu gwiazdek Michelin. Zawsze jednak będziemy mogli zmienić lokal jeśli chcesz. - i wcale tutaj nie sugerowała ani pójścia do niej, ani pójścia do niego, ale może inną restaurację? Po czym się uśmiechnęła, więc mężczyzna na pewno zrozumiał że podjęła zwyczajnie jego żart.
- Z doświadczenia wiem, że jeśli przyjaciele dają drogie prezenty to będą prosić niebawem o przysługę, więc miej się na baczności. - dodała jeszcze apropo skarpetek i gdy już wrócili do stolika to posłuchała o mężczyźnie. Znów spodobało się jej w nim to, że miał psy i stawiał je na pierwszym miejscu, to się ceni, zwłaszcza u pani weterynarz. Uśmiechnęła się znów.
- Moje finanse mają się bardzo dobrze, jestem weterynarzem i z chęcią sprawdzę czy na pewno jest tak jak mnie zapewniasz panie policjancie. W sensie nie zamierzam naciągnąć cię na duży rachunek w klinice, ale chciałabym obejrzeć twoje psiaki. Jak się wabią? Ile mają lat? - zaczęła dopytywać z pewnym zaciekawieniem, bo temat zwierzęta to dla niej temat rzeka, bez dna i bez końca. Prawie jak ocean.
- Tylko uprzedzam z góry że nie wzięłam portfela by ktoś inny zapłacił. Wpojono mi że na randce za kolację płaci mężczyzna. - uprzedziła go i zamówiła wcale nie drogie danie, ale brzmiące smakowicie, nie chcąc narażać go na duże koszta. Mógł mieć markowe skarpetki, dobrze zarabiać, ale ona nie była księżniczką, która wybierze najdroższe danie z menu, a jedynie była kobietą która wie, co chciałaby spróbować i jednocześnie nie wydać na to fortuny.
happy halloween
nick
posterunkowy — lorne bay police station
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
od sześciu lat w Lorne i też od tylu zajmuje stanowisko zwykłego posterunkowego, próbując w sobie zdusić przynajmniej część ambicji na coś "więcej". należy do NA, żyje aktywnie, ma dwa psy i... syna, którego nigdy nie poznał
Rufus również nie znał się zbyt dobrze na winach. Pozwolił jednak Rose zrzucić na siebie odpowiedzialność i - jeszcze zanim wybrali dania - poprosił kelnera o butelkę tego, które w karcie brzmiało najciekawiej. No i było czerwone, oczywiście.
- Tak, na coś godnego moich skarpetek - zaśmiał się przyjaźnie, ciągnąć swobodnie żart dalej. Ktoś inny może by się speszył tym materializmem, wokół którego póki co krążyli, ale Rufus przyjmował to na luzie. Właściwie musiał przyznać, że całkiem dobrze się bawił. Początkowe zdenerwowanie i niepewność (bo przecież ile czasu nie randkował!) gdzieś w międzyczasie uleciały. - Swoją drogą nigdy nie rozumiem, skąd te gwiazdki i dlaczego akurat Michelin... Co mają opony i piankowy ludzik do restauracji?! - zażartował z udawaną powagą, ale kąciki ust lekko drgały mu w powstrzymanym nagle uśmiechu. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że te gwiazdki Michelin i opony Michelin to zupełnie nie to samo, ale jednak nazwy były mylące i aż prosiły się o ten drobny dowcip.
- A to mi się poszczęściło! - skomentował mimowolnie i z uśmiechem, gdy Rose wspomniała o tym, czym się zajmuje. Nawet kiedy skończą się inne tematy, będą mogli wrócić do psów - idealnie! - Delta to trzynastoletnia suczka owczarka niemieckiego. Fritz to terier walijski, ma jedenaście lat. Oba to emetyrowane psy policyjne - odpowiedział, nie kryjąc nawet w głosie, ile ta dwójka dla niego znaczy. - W przyszłości chciałbym ich przygarnąć jeszcze więcej - zdradził jeszcze na dokładkę. - A ty? Masz jakieś domowe zwierzątka? - dopytał.
Powstrzymał dłonią mimowolne parsknięcie, słysząc jej słowa odnośnie portfela. Skojarzenia z poprzednimi pytaniami odnośnie skarpetek i sytuacji finansowej nasuwały się same. - Widzę, że lubisz jasne sytuacje i nie boisz się mówić wprost. W sumie mi się to podoba - skomplementował Rose, samemu decydując się na jedno z dań rybnych. - Bez obaw, nie skończymy uciekając od niezapłaconego rachunku - zapewnił ją jeszcze, gdy kelner już nalał im wina do lampek i odszedł z resztą ich zamówień.

Zadania 2.6. i 2.15. <33
Rose Hepburn
Rufus Winthrop
ejmi
weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
Rufus Winthrop

1.12

Zaśmiała się z jego żartu i to wcale nie był wymuszony śmiech, jego żarty naprawdę ją bawiły. Podobnie jak ze zmianą lokalu na taki bardziej pasujący do jego skarpetek, jak i z oponami i gwiazdkami Michelin,
- Tylko wiesz, że z tymi skarpetkami to musielibyśmy się wybrać najbliżej do Sydney? - bo takich skarpetek to godny byłby lokal nieopodal opery w Sydney, albo wzorowany na niej swoim wystrojem. I takie skarpetki to na czerwony dywan od razu, oby nie w sandałach najlepiej.
- Dobre, muszę koniecznie to zapamiętać. A on wygląda na takiego, co lubi sobie dobrze zjeść i dlatego je pewnie tylko w najlepszych restauracjach, bo musi reprezentować swoją markę. Tak jak ty swoje skarpetki. - pociągnęła żart, płynąc w nim najlepsze. Gdyby nie to, że Winthrop zaczął od żartu to sama by pewnie rozważała nad tym, że może człowiek o tym samym nazwisku stworzył najpierw opony, a potem zmienił zawód i zajął się restauracjami? Albo to byli bracia, jeden wolał samochody, drugi jedzenie? Zresztą nie ważne. Potem nieco spoważniała, słuchając o psach i uśmiechając się uroczo, bo uważała, że mężczyzna ma naprawdę dobre serce, a to się ceni naprawdę.
- Ale to te psy były twoimi partnerami przy wykonywanej pracy czy po prostu przygarniasz emerytowane psy policyjne? - zapytała, bo jeśli to były jego zwierzęcy partnerzy w pracy to doceniała to, że mężczyzna je przygarniał gdy nie mogły już pełnić swojej pracy. A opieka nad takimi psami była niezwykle skomplikowana, bo one chorowały często bardziej niż psy nie pracujące z narkotykami przykładowo.
- Jeśli mogę zapytać to w jakiej dzielnicy mieszkasz? Zastanawiam się czy masz dom z dużym ogrodem, który mógłbyś przeznaczyć jako taki azyl, dom spokojnej starości dla emerytowanych psiaków. - nie lubiła nazwy "schronisko dla zwierząt", bo to często kojarzyło się ludziom ze zwierzętami trzymanymi w klatkach i nieszczęśliwymi pupilami. A taki dom tymczasowy był oazą spokoju najczęściej dla psiaków. Tylko policjant mógł zrozumieć psy policyjne, więc to również działało na jego korzyść. Jeszcze mogła mu zaproponować stworzenie fundacji dla takich psów, ona by wsparła tę inicjatywę zarówno jako weterynarz, jak i jako kobieta kochająca zwierzęta. Ale najpierw musiała poznać jego plan na ten biznes, potem dopiero się na niego nakręcać.
- Obecnie przygarnęłam szczeniaka amstaffa, suczkę z chorobą płuc wymagającą drogiego i leczenia trwającego całe jej życie. Również planuję stworzyć dom dla chorych zwierząt, których to nie chcą ludzie, bo boją się aż tak dużej odpowiedzialności, ale póki co mam na to za małe mieszkanie. - marzył się jej dom z ogródkiem i to takim sporym, by psiaki sobie pobiegały, oczywiście zabierałaby je na spacery i dbała, będąc z nimi aż do ostatnich chwil, bo niestety takie pieski często umierały szybciej niż te zdrowe od urodzenia. A gdy już o marzeniach mowa to pochyliła się do niego konspiracyjnie.
- Czy jest coś o czym marzysz? Miałam tego nie mówić, ale moim największym marzeniem jest wykąpać się w basenie z majonezem. Oczywiście mówię to w sekrecie i mam nadzieję że nikomu go nie zdradzisz. - odparła udając powagę, ale jej kąciki ust i oczy śmiały się wręcz do rozpuku. Skąd to w ogóle wpadło jej do głowy? Pewnie przez to że pomyślała o marzeniach oraz przyszły dania, a ten sos, którym polana była ryba przypominał jej majonez właśnie.
- Właściwie to dawno nie robiłam nic na tyle szalonego bym uciekła nie zapłaciwszy rachunku. Zatem to od ciebie będzie zależało czy damy się ponieść szaleństwu, czy zachowamy się jak należy. - a potem będzie wisieć kartka z ich zdjęciami i napisem, że tych klientów nie przyjmujemy.
happy halloween
nick
posterunkowy — lorne bay police station
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
od sześciu lat w Lorne i też od tylu zajmuje stanowisko zwykłego posterunkowego, próbując w sobie zdusić przynajmniej część ambicji na coś "więcej". należy do NA, żyje aktywnie, ma dwa psy i... syna, którego nigdy nie poznał
- Szkoda, że mam Czinkłeczento w holenderskim gazie, moglibyśmy pojechać już teraz - stwierdził, udając wielkie zasmucenie i nawet teatralnie opierając łokieć na stole, ułożył brodę na uniesionej dłoni. Oczywiście dalej żartował, choć jego stary pick-up pewnie też nie doceniłby nagłej podróży do Sydney. Nie mógł jednak przerwać tak po prostu tej osobliwej rozmowy, szczególnie kiedy szła tak dobrze i obie strony zdawały się tak dobrze bawić. No, przynajmniej dla Rufusa ta randka w ciemno zdawała się takim powiewem świeżego powietrza, pośród ostatnich stresów, obowiązków, odpowiedzialności i... no, nie czarujmy się, trochę też mimo wszystko samotności.
- To drugie. Niestety ominęła mnie przyjemność pracowania z nimi - przyznał, nie kryjąc lekkiego rozczarowania. Czasem widział jak Delta czy Fritz czujnie i szybko reagowali w różnych sytuacjach i wyobrażał sobie ich przy pracy, ale to wszystko. To wyobrażenie musiało mu wystarczać. Nawet nie chciałby, by którekolwiek z nich musiało naprawdę poddawać znów testowi swoje wyszkolenie. Delta wciągnęła w nozdrza wystarczająco narkotykowej woni, a Fritz zbyt długo wyczuwał zapach nieboszczyków. Zasłużyły na spokojną emeryturę.
- Chciałbym. Póki co mam mieszkanie w Opal Moonlane, ale mam w planach zmienić je na coś większego. Dom z dużym ogrodem albo... najlepiej farmę, gdzie miałyby dużo swobody - odpowiedział, mimowolnie przy tej drugiej opcji poszerzając uśmiech. Jeszcze nie był pewien, czy byłby w stanie poświęcić się takiemu azylowi w pełni - a co za tym idzie, rzucić pewną posadę policjanta - ale do niedawna sądził, że całe to jego marzenie farmy i pełnoprawnego domu spokojnej starości dla emerytowanych psów policyjnych było... właśnie takim jeszcze mocno niedoścignionym marzeniem. Ostatnio jednak w tej kwestii sporo się zmieniło i prędzej czy później będzie musiał podjąć bardziej zdecydowane kroki. Do tego czasu po prostu zajmował się Deltą i Fritzem i odkładał dalej fundusze na to, co przyniesie przyszłość.
- To wspaniałe! - rzucił bardzo entuzjastycznie. Fakt, że poza zarabianiem na leczeniu zwierząt, Rose zależało na nich do tego stopnia, by mieć zbliżone do niego plany, bardzo mu imponował. Tym bardziej, że nie brzmiało to wcale na proste zadanie. - Jak bardzo żałośnie to zabrzmi, jak powiem, że żałuję, że to nie pod twoje skrzydła trafiła Delta albo Fritz? - zapytał odrobinę niepewnie, chowając się nieco za szerszym uśmiechem. Nie, żeby weterynarz jego psów był zły, absolutnie. Zajmował się zwierzętami na piątkę z plusem. Po prostu Rufus zdawał się mieć więcej wspólnego z Rose już po tej krótkiej rozmowie, niż z już prawie emerytowanym i raczej nie skorym do żartów Peterem po wieeelu wizytach.
- Hm - zamyślił się nad pytaniem kobiety, nie mogąc jednak powstrzymać cichego parsknięcia. Kąpiel w basenie z majonezem brzmiała... co najmniej cudacznie, ale złapał się na tym, że właściwie chętnie by to zobaczył. Chrząknął, wyobrażając sobie mimowolnie zdecydowanie ZA dużo. Może rzeczywiście za długo z nikim nie był? - Wiesz, jako dziecko chciałem być marynarzem, chciałem mieć tatuaże - odparł, nie chcąc wdawać się w poważniejsze marzenia, które miał dzisiaj, jako dorosły. Nie, żeby nie miewał już głupich pomysłów i takich zwariowanych, drobnych marzeń, ale teraz, po jej pytaniu nie mógł nawet wymyślić nic innego, poza chęcią poznania syna i pozostania czystym już do końca... - Chciałem zwalczać piratów i pośmiertnie zostać bohaterem książek albo komiksów - kontynuował więc temat marzeń kilkuletniego Rufusa. Najwyraźniej chęć walki z bezprawiem tkwiła w nim od dziecka. - Ale ta kąpiel w majonezie brzmi ciekawiej, mów dalej. Obiecuję, że nikomu nic nie powiem - zachęcił i obiecał, łapiąc za sztućce i zabierając się powoli za jedzenie.
- Pamiętasz, że rozmawiasz z policjantem? - zaśmiał się cicho, słysząc jej propozycję ucieczki bez płacenia. - Właściwie nieźle się spisali, z tymi randkami w ciemno, więc chyba zasługują przynajmniej na opłacony rachunek - dodał, sięgając po swój kieliszek wina i posyłając jej dosyć wymowne spojrzenie. Nie, żeby z nią flirtował, nie umyślnie przynajmniej... Po prostu na prawdę cieszył się z faktu, że ją poznał. - Możemy w zamian pomyśleć nad jakimś innym szaleństwem, któremu moglibyśmy się ponieść - dodał, nie chcąc w tym wszystkim wypaść na jakiegoś sztywniaka. Potrafił przecież być szalony!

1.3. i 1.13. <33
Rose Hepburn
Rufus Winthrop
ejmi
weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
1.17

Rufus Winthrop

- Właściwie to zawsze marzyłam by zrobić coś szalonego, jak wybrać się jakimś starym autem w daleką podróż, zaryzykować tym, że może się zepsuć w drodze, przeżyć prawdziwą przygodę. - w tym momencie akurat nie żartowała, miała tak bardzo stabilne życie, że wydawało się ono poniekąd nudne, a chociaż lubimy swoje ustabilizowane życie, to słysząc o podróżach i przygodach innych aż im zazdrościmy, chcąc przeżyć tego samego. A Rose umawiając się zwykle z marynarzami nasłuchała się przygód na morzu i trochę im tego zazdrościła. Ach, gdyby jakiś marynarz chciał zabrać ją ze sobą by mogła przeżyć przygodę życia, prawdziwe wyzwanie na morzu, ba, oceanie wręcz. I też tak szatynka oparła brodę na wnętrzu swojej dłoni, której to łokieć był oparty o blat stołu, wzdychając przy tym niczym marzycielka.
- Wiem że wasza praca często wiąże się z niebezpieczeństwem, zatem czy Delta i Fitz stracili swojego policyjnego partnera? Słyszałam że jak dany pies przechodził na emeryturę to były przypadki że policjant z którym pracował przygarniał swojego towarzysza, bo jednak to są lata tresury i przywiązania. - zapytała zatem, chcąc dowiedzieć się więcej jak to było z psami policyjnymi kończącymi służbę, jak wybierano dla nich spokojne domy, gdzie były z człowiekiem, któremu w pełni ufały. A jak pewnie nie od dziś wiadomo takie psy były czujne i nie ufały każdemu, więc osoba która je przygarnia powinna być bardzo dobrze przeszkolona w opiece nad psem po ukończeniu służby. A później kobieta usłyszała że jej towarzysz randki mieszka na tej samej ulicy co ona i przez chwilę nie mogła w to uwierzyć.
- Zobacz jaki ten świat mały, mieszkam w tej samej dzielnicy, być może nawet mieszkamy po sąsiedzku, a musieli zorganizować randkę w ciemno, byśmy się poznali. Może zatem umówimy się na wspólny spacer z naszymi psiakami, skoro mieszkamy obok siebie? - naprawdę z każdym słowem wydawało jej się że mają z mężczyzną naprawdę wiele wspólnego. Żarty na tym samym poziomie, miłość do zwierząt, wspólna dzielnica, odpowiedzialna praca, ona też miała dziecko dopóki go nie straciła, ale o tym jeszcze nie wiedziała że mężczyzna miał dziecko, upodobanie do morza skoro on chciał być marynarzem i oboje chcieli przeżyć jakąś ciekawą przygodę! Czy tak się nie mówi o bratnich czy tam siostrzanych duszach?
- Właściwie co do farm to wiem, że jedno gospodarstwo jest wystawione na sprzedaż. Ostatnie burze i wichury wywołały tam spore spustoszenia i właściciele niestety nie są w stanie finansowo tego odbudować, dlatego zdecydowali się na sprzedaż farmy i kupno mieszkania w centrum Lorne Bay. - odparła, bo akurat była z tym na bieżąco, skoro jeździła na farmy opatrywać ranne konie. Uwielbiała tam jeździć, zawsze czuła tam spokój i ciszę, pewnego rodzaju błogość ducha i idealny odpoczynek od gwarnego miasta, które uwielbiała, jednak każdy potrzebuje czasami się wyciszyć czyż nie?
- Nie brzmi to ani trochę żałośnie. I zawsze możesz zmienić im lekarza, a ja dołożę wszelkich starań by miały u mnie jak najlepszą opiekę. - wtedy Rose nie zdawała sobie jeszcze sprawy z tego, że wkrótce i ją czeka jeszcze większa odpowiedzialność, bo przygarnie ciężarną suczkę bliską porodu, zatem jej mieszkanie będzie pełne psiaków dopóki nie odnajdzie im właściwego domu. Pytanie tylko czy zarządca lokalu nie będzie robił jej z tego względu problemów.
- Hm, tatuaż... połóż mnie na swym ramieniu, połóż jak pieczęć na sercu, poczuj smak tego pragnienia, jak pieczęć... zawsze imponowały mi osoby które tatuowały imię swojego ukochanego czy ukochanej, bo to oznaczało że są pewni zarówno swojego uczucia wobec tej drugiej osoby, jak i pewności uczuć tej drugiej osoby wobec nas. Ja nie chciałam być marynarzem, ale marzyłam o tym by popłynąć w podróż statkiem dookoła świata i zazdrościłam trochę marynarzom tego, że zwiedzają świat, przypływają do innych kontynentów, walczą z warunkami atmosferycznymi by utrzymać swój statek na wodzie... chociaż walka z piratami również brzmi imponująco. - najpierw nawiązała do tatuaży, bo choć może nie przepadała za tym, żeby mężczyzna cały był wręcz wytatuowany od głowy po same kostki, ale jeśli jakiś tatuaż miał znaczenie to był bardzo ciekawy. Mężczyzna pewnie zauważył to, że szatynka na lewym nadgarstku miała wytatuowaną właśnie psią łapkę, a był to odcisk łapy jej pierwszego psiaka, którego miała już mieszkając samej. Potem się zaśmiała, bo walka z piratami przypominała jej bajki, które oglądała z bratem, a potem naśladowała, przykładowo walcząc. Zaczęła jeść zatem przygotowany posiłek, a gdy mężczyzna postanowił kontynuować temat kąpieli w majonezie to uśmiechnęła się tajemniczo.
- Mogłabym zdradzić ci więcej, ale w warunkach gdzie bylibyśmy jedynie we dwoje. - odparła pochylając się odrobinę bardziej do niego, mówiąc wręcz konspiracyjnie. To też nie tak że mu proponowała coś dwuznacznego, może sobie pozwoliła na jakiś flirt, bo jego zachowanie również tak odebrała. A z drugiej strony jeśli oboje dawno z nikim nie byli to nie zaszkodziłoby chociaż raz zaszaleć.
- Za ten pomysł zamierza mi pan wystawić mandat czy zakuć w kajdanki? - pewnie pan policjant by wybrał tę drugą opcję, w dodatku z wanną pełną majonezu... a podobno to jego myśli powędrowały w pewne interesujące kierunki. Po chwili i ona wzięła do dłoni swój kieliszek wina i spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Masz jakieś propozycje dotyczące tego szaleństwa? - zapytała, po czym upiła łyk wina. Było bardzo dobre zarówno wino, jak i jedzenie, lokal również przyjemny, klimatyczny... jednak należało zapłacić ten rachunek.
happy halloween
nick
posterunkowy — lorne bay police station
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
od sześciu lat w Lorne i też od tylu zajmuje stanowisko zwykłego posterunkowego, próbując w sobie zdusić przynajmniej część ambicji na coś "więcej". należy do NA, żyje aktywnie, ma dwa psy i... syna, którego nigdy nie poznał
Przytaknął ochoczo na pomysł takiej podróży. Ta co prawda musiałaby być poprzedzona odpowiednimi przygotowaniami i przemyśleniem dokładnym co, gdzie, jak, czy z psami i jak nie, to u kogo je zostawić. Czysta spontaniczność niestety zupełnie odpadała. Jak zresztą w ogóle jakikolwiek wyjazd. Z jednej strony był w takim momencie swojego życia, że naprawdę chętnie wyrwałby się codzienności na taką przygodę w nieznane. Ufał sobie na tyle, by spróbować przełamać większość swoich przyzwyczajeń i nawyków, by zasmakować czegoś nowego. Z drugiej jednak... Za dużo rzeczy trzymało go tutaj, na miejscu. Takich, z których nie mógłby lub wcale nie chciałby rezygnować, ani tym bardziej ryzykować ich straty. I nie chodziło tylko o Deltę i Fritza, ale także o możliwość odnalezienia syna, o pracę, o Diane... Pomarzyć jednak było czasem miło. A tym bardziej podzielić się tym niejako z kimś, kto takie zewy przygody również czasem odczuwał.
- Najczęściej tak właśnie jest - pies zostaje u policjanta, z którym przez lata pracował. Nie zawsze jest to jednak możliwe. Delta swoją partnerkę straciła podczas ich ostatniej akcji. Partner Fritza, nie wdając się zbytnio w szczegóły, nie mógł się nim zająć ze względów prywatnych. W pierwszej kolejności szukają domu dla takiego psa wśród ludzi, których już zna - policjantów, z którymi jego partner współpracował na codzień. Dopiero później czekają na kogoś odpowiedniego z zewnątrz, w ostateczności trafiają do zwykłych schronisk. To właśnie dla takich przypadków chciałbym stworzyć dom - wytłumaczył spokojnie, chyba pierwszy raz dzieląc się tym z kimś w taki sposób. Nikt go nigdy nie dopytywał o szczegóły takiej adopcji.
- Z miłą chęcią - od razu przytaknął na pomysł wspólnego spaceru. Nie dziwiło go jednak tak bardzo jak Rose to, że poznawali się dopiero teraz. Życie Rufusa ograniczało się szczególnie ostatnio tylko do kilku aspektów - praca, dom, psy, piwo z przyjaciółmi, syn, Diane... I choć był otwarty, pozwalał się zagadywać chociażby w sklepie i chętnie gawędził z mniej lub bardziej znanymi sobie osobami, to jednak nie oglądał się umyślnie za nikim nowym. A już szczególnie za ładnymi sąsiadkami. Wystarczy spojrzeć na to, że nawet sam na te randki w ciemno się nie zapisał, tylko podstępem ktoś go musiał w nie wkręcić.
- Nie żartuj! Możesz podzielić się jakimiś namiarami? Albo podpowiedzieć, gdzie szukać obecnego właściciela? - od razu się zainteresował. Co prawda wizja odbudowania miejsca po wichurach i burzach brzmiała dość kosztownie, ale może udałoby się odkupić to miejsce za zdecydowanie mniejsze pieniądze? Jasne, miał już na oku farmę rodziny Kelly, gdzie do ewentualnego remontu nadawał się może tylko sam dom, ale zawsze warto było mieć jakąś inną furtkę w zanadrzu. Tym bardziej, jeśli w ostatecznym rozrachunku oferta osoby, o której mówiła Rose, byłaby bardziej dla niego korzystna.
- A ty, masz taki tatuaż z imieniem? - zapytał, szczerze zaintrygowany. Sam nigdy nie zastanawiał się nad czymś takim. I jakoś sobie tego nie wyobrażał. Tak naprawdę najbliższy jego sercu związek, jaki w swoim życiu przeżył, to ten z Charlotte, a była to przecież szczenięca, nastoletnia miłość. Kto wie więc... może nie kochał jeszcze w swoim życiu nikogo na tyle mocno, by chcieć jej lub jego imię zachować na swojej skórze już na zawsze? - Skoro już jesteśmy przy wodzie i pływaniu... Gdybyś była rybą, to jak myślisz, jakim gatunkiem? - rzucił nagle, gdy wspomniała o podróży statkiem dookoła świata. Może było to pytanie w stylu tych z magazynów dla nastolatek, gdzie jedna odpowiedź miałaby ci powiedzieć wszystko o twoim partnerze - "jeśli to płotka, to pewnie cnotka, jeśli powie śledź, to zła zapowiedź" czy coś w tym stylu. Rufus nie patrzył na to oczywiście w takiej kategorii. Zwyczajnie go to zainteresowało. Może nawet sam się chwilę nad tym zastanowi. Gdybym miał okrążyć świat pod wodą, to pod jaką postacią...?
- Nie mogę się doczekać - przyznał, mimowolnie zniżając nieco głos i jakby w odpowiedzi na jej nieznaczny gest, również nachylił się nieco bardziej nad dzielącym ich stołem. Byli na randce, tak, ale przychodząc tutaj nawet przez myśl mu nie przeszło, że zdobędzie się na to, by z kimś choć przez moment mniej lub bardziej świadomie flirtować. Ani tym bardziej, że ktoś na ten flirt będzie pozytywnie odpowiadał. Ba! Że jego randka sama będzie go inicjować. Bo właśnie w ten sposób zinterpretował to pytanie Rose o wybór między mandatem a kajdankami. Skojarzenia przecież nasuwały się same... - Za same pomysły mandatów nie wypisujemy. Ale kajdanki rzeczywiście mogłyby cię powstrzymać przed wprowadzeniem pomysłu w życie... - pociągnął delikatnie temat, snując ewentualny początek scenariusza. Mógł śmiać się i żartować cały wieczór, ale w sferze flirtów przez ostatnie sześć-siedem lat mocno zardzewiał, więc miał wrażenie w tym momencie, że trochę chwieje się nad przepaścią. Jak dotąd wszystko szło wręcz idealnie... Naprawdę nie chciał zepsuć tego spotkania, nawet jak w ostateczności miało się ograniczyć tylko do tych paru godzin w w tym miejscu.
- Zatańcz ze mną - zaproponował pierwsze, co tylko przyszło mu do głowy. Nie był to może szczególnie szalony pomysł, ale wokół próżno było szukać pary, która ruszyłaby na parkiet. Z głośników grała delikatna, instrumentalna, romantyczna muzyka, a przed nim siedziała piękna, zabawna i przesympatyczna kobieta. To chyba nie dziwne, że chciał się znaleźć bliżej niej chociażby w tańcu?

1.16 <33

Rose Hepburn
Rufus Winthrop
ejmi
weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
Rufus Winthrop

1.19

To oczywiste że w podróż dookoła świata nie wybiera się bez żadnego przygotowania, bez rzeczy tylko z jedną kanapką w dłoni i telefonem, na taką podróż trzeba było się przygotować fizycznie, bo nie raz trzeba będzie użyć siły aby zwrócić żagle w odpowiednią stronę, czy wciągnąć na statek sieć z pożywieniem pod postacią ryb, bo mówimy o podróży dookoła świata na statku. Poza tym trzeba mieć przy sobie wszystko na każdą ewentualność pogodową, a także trzeba było mieć kontakt z lądem w razie gdyby potrzebna była pomoc. Na drewnianej tratwie czy w kole ratunkowym długo się nie przetrwa w razie wypadku na statku i utraty go podczas przykładowego sztormu. Zawsze taka podróż była w sferze marzeń szatynki, ale podświadomie wiedziała ona również to, że prawdopodobnym jest iż zapewne nie będzie miała nigdy sposobności wybrania się w taką podróż, bo zawsze coś w życiu wyskoczy i nie będzie czasu na spontaniczność i takowa podróż pozostanie na zawsze w sferze marzeń Hepburn. Wysłuchała mężczyznę z powagą wypisaną na twarzy, bo temat stworzenia domu dla emerytowanych psów policyjnych był bardzo przemyślany, przede wszystkim mężczyzna znał procedury związane z adopcją takich psiaków, jak i same psy policyjne, które jednak różniły się od pozostałych psich przyjaciół przeżyciami i tresurą.
- A jakie warunki powinna spełnić osoba, która nie jest policjantem, ale chciałaby zaadoptować takiego psa? - zapytała zatem, bo pomyślała że mogłaby nawet pomóc w procedurach adopcyjnych, założyć stronę, prowadzić ją wraz z opisami zwierząt do adopcji, a także brać udział w sprawdzaniu potencjalnych kandydatek i kandydatów na psiego właściciela, bo wiadomo że nie każdy się na takowego nada, tak jak nie wszyscy nadają się na rodziców, to też można było zobaczyć i to niestety dosyć często we współczesnym świecie.
- W takim razie będziemy w kontakcie i liczę na to że nasze psy się zaprzyjaźnią. - wiadomo że psy podobnie jak ludzie miały swoje tak zwane pierwsze wrażenie, czy może w ich przypadku to pierwsze obwąchanie. I wystarczyło że jeden psiak dziwnie pachniał dla drugiego, nieprzyjaźnie i to wpływało na dalszą znajomość zwierząt. Rose wolała jednak liczyć na to że ich zwierzęta się zaprzyjaźnią, bo i oni złapali wspólny język mimo tego, że zostali umówieni na randkę poprzez swoich znajomych, zatem na pewno ta randka w ciemno nie będzie się zaliczała do nieudanych.
- Jasne, wcześniej często u nich byłam by badać ich zwierzęta gospodarskie, które niestety stracili w wyniku tornada, które niedawno nawiedziło Lorne Bay, zatem jeśli mogę im pomóc na tyle by w miarę szybko znaleźli kupca i mogli zacząć od nowa to proszę bardzo. - i w tym momencie nawet wzięła torebkę i wyciągnęła z niej telefon, a potem pewnie albo podyktowała, albo wysłała w wiadomości numer na tych państwa mężczyźnie. Można było tym samym upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, ci państwo mogli spróbować żyć na nowo, tym razem w centrum miasta, a on mógł stworzyć dom dla emerytowanych psiaków.
- Właściwie to mogłabym nawet zostać twoją wspólniczką w tworzeniu domu dla emerytowanych psów policyjnych, myślę że mielibyśmy naprawdę piękne psie dzieci, przemyśl to. - bo każdy rezydent tego miejsca byłby niczym dziecko dla obojga z nich, a przynajmniej dla niej. Ponadto miała swoje wolne pieniądze i mogłaby je przeznaczyć na tak szczytny cel.
- Z imieniem co prawda nie, ale mam tatuaż z łapą mojego pierwszego psa. - pokazała mu zatem wnętrze nadgarstka by mógł zobaczyć wytatuowaną psią, czy raczej szczenięcą wtedy łapkę. Prezentowała się bardzo uroczo, naprawdę.
- Chociaż doszły mnie kiedyś słuchy, że jakiś marynarz podobno wytatuował sobie moje imię na ramieniu. Ale nie potwierdzam, bo nigdy tego nie widziałam na żywo i nie zaprzeczam, bo właściwie nie wiem jak jest. - zdarzył się jej chwilowy romans z marynarzem, ale on i tak wybrał morze, nie ją, nawet nie zamierzając jej ze sobą zabrać. Poza tym marynarze są znani z tego że mają kobiety w każdym porcie, ot co.
- Hm, gdybym była rybą to bym była zapewne Pseudanthias bartlettorum żyjącą sobie przy koralowcach i pływającą w stadach, bo jestem dość towarzyskim stworzeniem. Poza tym widziałeś jakie one są przepiękne? I czytałam że pływają na bardzo dalekie odległości, potrafią w ciągu swojego życia przepłynąć cały Pacyfik. - a choć to jest mała rybka to trasa, jaką ma do przemierzenia w ciągu swojego życia jest przeogromna i można było ją podziwiać.
- A jaką ty byś był rybą? - odbiła zatem piłeczkę, skoro pytanie było interesujące. Chyba pierwszy raz w życiu porównywała się do ryby! Następnie podała mu dłonie, pokazując nadgarstki.
- Zatem skoro pan chce mnie powstrzymać przed głupimi pomysłami to proszę bardzo, droga wolna. - odparła kokieteryjnie, choć wiadomo że te kajdanki to można by było użyć w nieco innych, dogodniejszych i bardziej kameralnych okolicznościach. A potem padła propozycja tańca i choć szatynka nie tańczyła już przez całe pięć lat, postanowiła tym razem zrobić wyjątek i podała mu dłoń, tak by mogli zacząć tańczyć w miejscu gdzie nikt nie tańczył. Jednak z tańcem to jak z jazdą na rowerze, tego się nie zapomina, a skoro Rose miała tańczyć zawodowo to znaczy że nadal tańczyła świetnie, wręcz znakomicie. I wiedziała jak dać się poprowadzić mężczyźnie, a były kobiety które miały z tym problemy.
happy halloween
nick
ODPOWIEDZ