Pomaga ojcu prowadzić winiarnie — Passing Clouds Winery
30 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Podjęła decyzje o wyjeździe i powrocie na studia, jednak przez chorobę matki wraca do miasta i u boku ojca prowadzi rodzinną winiarnie, która zepsuła jej całe dzieciństwo. Próbuje szczęścia z Hardenem ale boi się rozczarowania.
W tej właśnie chwili, pragnęła wykrzyczeć mu wszystkie niegrzeczne epitety w twarz. Miała go za podrywacza, bawidamka, zarozumialca i skończonego chama, który dla rozwoju własnego lokalu, byłby w stanie poświęcić jej rodzinę. Od samego początku pragnęła mu pomóc i dokładała wszelkich starań by ojciec zechciał wysłuchać jego propozycji i dobić korzystnego dla obu stron targu. Nie była jednak w stanie podejmować tak kluczowych dla firmy decyzji i żałowała, że nie zrobiła więcej by Caulfieldowi pomóc. Nie myślała jednak, że mężczyzna mógłby zakręcić się wokół jej starszej siostry, tylko po to by osiągnąć zamierzony cel. Nie podobało jej się to w jaki sposób próbował zbliżyć się do jej ojca i czuła się wykorzystana - znowu.
Zdążyłam już zauważyć, że brak ci umiaru — odparła kąśliwie, posyłając mu surowe spojrzenie i odsuwając butelkę od ust. Nie miała nic przeciwko samorozwojowi i szanowała ludzi, który pragnęli osiągnąć nieco więcej ale uważała, że należało robić to we właściwy sposób. Wymagało to odrobiny godności i poszanowania drugiego człowieka, a w jej odczuciu, właśnie tego brakło Hardenowi. Jaki tupet trzeba mieć by pojawić się na jej rodzinnej imprezie w obecności jej siostry po tym jak przeleciał ją zaledwie kilka tygodni temu?
No tak, wspaniałomyślna i dobroduszna Malia — parsknęła śmiechem, szydząc z gestu siostry jakim było przyprowadzenie tu faceta z którym spała. Co prawda starsza córka państwa Beardley nie miała w jej mniemaniu o niczym pojęcia ale i tak obrywało od Donnie przez głupi fakt, że zaprosiła tu niewłaściwego faceta. Miała wszystko czego pragnęła i to co marzyło się młodszej z sióstr, a do tego została doceniona przez właściciela baru za coś, czego sama Donalda starała się dokonać. Nie spotkała się jednak ani z podziękowaniami ani miłym słowem. Czuła się za to ośmieszona. — Ja nie dałam ci takiej szansy, tak? Nie zrobiłam przecież nic by ci pomóc — pokręciła głową z niedowierzaniem, po czym podparła się jedną ręką i podniosła z chłodnej podłogi, poprawiając koktajlową sukienkę. Nie zrobiła jednak kroku w jego stronę. — Robiłam co mogłam, bo wierzyłam w ciebie i twój biznes. Zasłużyłeś na uznanie mojego ojca i tę współpracę, bo jesteś dobrym właścicielem i wkładasz całe serce w to by twój bar prosperował ale jako facet, jesteś po prostu zwykłym palantem — odparła, wpatrując się w niego ze złością w oczach. Była przepełniona żalem i nienawiścią, jednak nawet teraz czuła to łaskoczące uczucie w podbrzuszu, które pojawiało się wraz z jego osobą. Ich zbliżenia napędzane były falą emocji, której upust dawali poprzez fizyczne uniesienia. Wiedziała jednak, że był to kres relacji, która łączyła ich dotychczas - bez względu na to jak gorliwie jej pragnęła.


Harden E. Caulfield
Właściciel i barman — w Rudd's Pub
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzi najlepszy pub w mieście. Wreszcie pogodził się z rozpadem związku i zamiast podrywać wstawione klientki, skupia uwagę na Donaldzie.
Zaskoczyło go, że kobieta nosząca w sobie taki o g i e ń, nie potrafiła zrozumieć, jak ważnym dla niego było Rudd’s. Najwidoczniej nigdy nie zależało jej na niczym równie mocno, gdyż w innym wypadku nie byłaby zaskoczona tym, że mężczyzna chwytał się każdej ofiarowanej mu okazji, by rozwijać wspomniany lokal. Może gdyby z podobną zawziętością podchodziła do s t u d i ó w oraz walki o spełnianie własnych marzeń, dopięłaby celu, zamiast pracować dla ojca. Bo czy nie stać go było na zatrudnienie osoby z zewnątrz? Czy Donalda nie mogła poświęcać wyłącznie weekendów, by wspierać winiarnię w prowadzeniu dokumentacji, przy okazji odwiedzając chorą matkę? Rozwiązania słały się przed nią, a mimo to zdecydowała się odpuścić, zrezygnować z własnych planów, by zająć się tym, co narzucił jej ojciec. Powinna się zastanowić, czy we właściwy sposób rozdysponowuje swoją energię i zamiast przejmować się n i e w i n n y m i poczynaniami Hardena, skupić na własnym życiu.
— To moja niewątpliwa zaleta — zaznaczył. Nie chciał dać dziewczynie satysfakcji, dlatego nie zamierzał przejmować się uszczypliwościami, które wysyłała pod jego adresem z coraz większą zajadłością. Zdążył zauważyć, że nadepnął jej na odcisk, pokazując się w towarzystwie starszej siostry, jednak w związku z tą znajomością nie miał sobie a b s o l u t n i e nic do zarzucenia. Ponadto Donalda miała rację – był zachłanny. Dotyczyło to zarówno temperamentu, jakim odznaczał się w łóżku (a także w innych miejscach) oraz rosnących ambicji. I nie, nie uważał tego za cechę negatywną. Przeciwnie, był na tyle pewny siebie, że nie bał się sądzić, iż brak umiaru podobał się pannie Beardsley.
— Niczego takiego nie powiedziałem — poprawił ją. Nie chciał, by wkładała mu w usta słowa, które nigdy się z nich nie wydobyły. Była zła, ale to wcale jej nie usprawiedliwiało. — Doceniam to, że próbowałaś, naprawdę — mówił, obserwując, jak podczas podnoszenia się z podłogi, sukienka Donnie odrobinę podwinęła się ku górze. Chciał odwrócić wzrok od jej nóg, ale było to zadanie fizycznie n i e m o ż l i w e do zrealizowania. — Nie znasz mnie. Wydaje ci się, że mnie przejrzałaś, a tak naprawdę nie wiesz o mnie wiele — mówiąc, przesuwał wzrokiem wzdłuż jej odkrytych nóg, podkreślonej talii i głębokiego dekoltu, ostatecznie zatrzymując się na twarzy i oczach, w których tliły się złość i niezrozumienie. Miał rację, Donnie nie zdążyła go poznać. Nie wiedziała o tym, że jedyna kobieta, którą kochał, zdradziła go, gdy ten walczył z nowotworem. Nie wiedziała, że w związku z chorobą stracił jądro, które teraz zastępował sztucznym implantem. Nie wiedziała, że jego matka od kilku lat zmaga się ze stwardnieniem rozsianym, tracąc panowanie nad ciałem oraz wolę do życia. Nie wiedziała, że został oszukany przez najlepszą przyjaciółkę, przez co stracił mnóstwo pieniędzy. I przede wszystkim nie wiedziała, że niełatwo było mu przestać o niej myśleć, szczególnie teraz, gdy w złości uroczo marszczyła nos.
— Ty na pewno zachowałabyś się inaczej, prawda? — spytał, robiąc krok w jej stronę. — Dla ciebie ważniejsza jest duma — kolejny krok. — Odrzuciłabyś okazję, tak?

donalda beardsley
Pomaga ojcu prowadzić winiarnie — Passing Clouds Winery
30 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Podjęła decyzje o wyjeździe i powrocie na studia, jednak przez chorobę matki wraca do miasta i u boku ojca prowadzi rodzinną winiarnie, która zepsuła jej całe dzieciństwo. Próbuje szczęścia z Hardenem ale boi się rozczarowania.
Sęk w tym, że doskonale to rozumiała. Być może w jego oczach była jedynie rozpieszczoną córeczką tatusia dla której problemem jest choćby dokończenie studiów czy też praca za barem ale ona naprawdę wiedziała ile dla mężczyzny znaczył ten lokal. Poświęcił mu swój czas, pieniądze i całe serce, a ona podziwiała go i starała się wspierać. Żałowała jednak, że sama nie posiadała w swoim życiu czegoś tak istotnego; czegoś czemu mogłaby poświęcić się w zupełności, bo spójrzmy prawdzie w oczy - interesowała się prawem ale nigdy nie marzyła o tym by być najlepszym prawnikiem w mieście. Cieszyły ją bardziej przyziemne rzeczy jak choćby rysowanie albo szycie ale w rodzinie Beardsleyów nie było miejsca na mikro firmy i pogoń za marzeniami. Jedyne czego nie potrafiła pojąć to sposób w jaki mężczyzna starał się osiągnąć zamierzony cel i o ile dla niego nie było to nic niemoralnego, ją zabolało to bardziej aniżeli mógłby przypuszczać. Może była zazdrosna? Może czuła się niedoceniona, bezużyteczna? Zastąpiona przez starszą siostrę?
Doceniasz? Jak? — zapytała marszcząc czoło i przyglądając mu się z uwagą. Próbował jej własnie wmówić, że przegapiła jego wszelkie próby okazania jej wdzięczności za dokonane starania? Nie oczekiwała kwiatów ani tego by padł jej do stóp w zamian za to, że wspomogła jego interes ale pokazywanie się tutaj w towarzystwie jej siostry było przekroczeniem wszelkich granic, ot co. — Przychodząc tutaj akurat z moją starszą siostrą? Nie udało mi się przekonać ojca, to postanowiłeś zakręcić się wokół Malii by do niego dotrzeć — dodała z oburzeniem, wymachując dłonią, zaciśniętą na butelce wina. Może zdążyła się odrobinę wstawić i powinna utrzymać nerwy na wodzy ale nie potrafiła tego zrobić. Była choleryczką i szybko się piekliła, Caulfield niejednokrotnie miał okazje się o tym przekonać.
Nie, ani trochę cię nie znam ale nic nie szkodzi. Wiem tyle ile muszę, w zupełności mi to wystarczy — odparła, opierając się plecami o ceglana kolumnę, podtrzymującą konstrukcje całego budynku. W istocie nie wiedziała o całej drodze, która pokonał by zaznać odrobiny szczęścia, którą niewątpliwie dawał mu lokal ale czy to cokolwiek zmieniało? — Nie wiem jak bym się zachowała, bo nie jestem w twojej sytuacji ale na pewno nie próbowałabym ranić niczyich uczuć. Żadna inwestycja nie jest tego warta — odparła, spuszczając wzrok i ściszając swój głos. Przyznała, że jego obecność u boku jej siostry ugodziła odrobinę w jej serduszko ale nie była pewna dlaczego. Wierzyła, że to zwykła zazdrość, bo przecież Malia znów dostała coś, co przez krótką, ulotną chwilę, należało do Donnie. Nie miała niczego, co należałoby tylko do niej. — Idź na górę. Malia na pewno cie szuka — westchnęła ciężko, unikając kontaktu wzrokowego, by się nie rozpłakać jak mała dziewczynka. Wieczór był beznadziejny i z całego serca pragnęła po prostu ulotnić się do domu. — I nie skrzywdź jej, proszętak jak mnie.

Harden E. Caulfield
Właściciel i barman — w Rudd's Pub
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzi najlepszy pub w mieście. Wreszcie pogodził się z rozpadem związku i zamiast podrywać wstawione klientki, skupia uwagę na Donaldzie.
— Skończ — uniósł się.
Nie był to pierwszy raz, gdy sprzeczali się ze sobą. Oboje przywykli do podnoszenia głosu, ale w tym momencie Harden po raz pierwszy użył tonu równie gniewnego. — Powtarzasz się. Mówiłaś to już dwa lub trzy razy. Więc może ja też się powtórzę — zapowiedział. Zamiast zbliżyć się do niej, cofnął się o krok; wolał ustrzec się przed uderzeniem butelką wina. Nie chciał też, by w przypływie wzmagającej się wściekłości, przyszło mu do głowy, by złapać ją za nadgarstki i uspokoić s i ł ą. — Uroiłaś sobie coś, co nie istnieje, Donnie — powiedział, nie przestając się gorączkować. Nagle marynarka oraz ciasno przylegająca do ciała koszula zaczęły mu przeszkadzać – najchętniej zrzuciłby je z ramion, by móc swobodnie złapać głębszy oddech. — Nie wszystko kręci się wokół ciebie — dodał, spoglądając na nią z zawodem. Imponowała mu wieloma cechami, ale niektóre z nich okazywały się przekleństwem. Najgorsze było to, że go nie s ł u c h a ł a! Na potrzebę argumentacji swojej – dla Hardena kompletnie niezrozumiałej – złości stworzyła w głowie historię oraz zdarzenia, jakie nigdy nie miały miejsca. Co więcej, nie miały nawet wydarzyć się w przyszłości. To było wygodne! Zmieszała go z błotem, nie dopuszczając do siebie tego, że nie miała racji. Natomiast tym, co irytowało go najbardziej, było to, że nie miała prawa się na niego złościć. Przeszkadzało jej to, że skorzystał z zaproponowanej mu pomocy? A może piekliła się, bo zobaczyła go w towarzystwie siostry? Z tego co wiedział, był wolnym mężczyzną. I mógł robić, na co miał ochotę.
— Ja również nie zamierzałem nikogo skrzywdzić — powiedział spokojniej, ponownie czując, że Donalda próbowała wmówić mu coś, czego nie zrobił – z pewnością nie w sposób świadomy. Przyjęcie zaproszenia od Malii nie było wyrafinowaną próbą nadepnięcia na odcisk jej młodszej siostry. Z każdą chwilą coraz śmielej podchodził do teorii, jakby Donnie była po prostu z a z d r o s n a, mimo że otwarcie temu zaprzeczała.
Wsunął dłonie w kieszenie spodni. Przyjrzał się siedzącej pod filarem dziewczynie. Doznał wrażenia, że w przeciągu kilku krótkich chwil uszła z niej cała energia. Nie chciał ponownie jej prowokować. Nie chciał pytać, nie chciał drążyć. Był zmęczony wydzieraniem się i słuchaniem obelżywych rzeczy na swój temat. Mimo to poruszył się, ale zatrzymał w pół kroku. Przyszło mu do głowy, że powinien dopuścić. Tym razem.
— Nie zamierzam — odpowiedział, kierując się ku wyjściu, gdy Beardsley odezwała się po raz ostatni, wysuwając do niego i d i o t y c z n ą prośbę.

Koniec.
donalda beardsley
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
002.

wine and dine
{outfit}
Randki zdecydowanie nie były czymś, na co skłonny byłby umówić się dobrowolnie. Odkąd jego żona zginęła podczas jednego z własnych wyjazdów, Graham nie potrafił pogodzić się z perspektywą zaczęcia własnego życia od nowa, w dodatku u boku zupełnie innej osoby. To po prostu mu się ze sobą gryzło – wydawało mu się, że kochał swoją zmarłą partnerkę tym rodzajem miłości, którego niczym nie da się zastąpić. Nie chciał tego robić – przez długi czas nie chciał nawet próbować, cały swój wolny czas poświęcając pracy. Dopiero teraz, kiedy wszędzie pełno było serduszek, czerwieni i wszystkich innych oznak miłości, które wprost biły po oczach w okresie walentynkowym, dał się namówić na to, aby jedna z jego sióstr umówiła go na jakieś wyjście. Zastrzegł sobie jednak, że nie może to być walentynkowy wieczór – wychodzenie akurat w niego wydawało się jakieś niewłaściwe i jedynie sprawiłoby, że czułby się bardziej niekomfortowo. A przecież i bez tego doskwierać miało mu zagubienie.
Pozwolił na to, aby wszystko zaplanowała jego siostra. Nie tylko zadbała o to, aby miał na dzisiejszy wieczór towarzystwo, ale przy okazji też wybrała miejsce, dzięki czemu on niczym nie musiał zaprzątać sobie głowy. Jego jedynym obowiązkiem było stawienie się w odpowiednim miejscu, którym okazała się miejscowa winiarnia. Jak widać, dusza romantyka, która siedziała w jego siostrze, nie pozwoliła jej na zorganizowanie zwykłego spotkania, zamiast tego wpychając go w coś, co musiało okazać się degustacją wina – czymś, czego on szczerze nie znosił. Na miejscu trafił jednak na, jak mu się wydawało, swoje dzisiejsze towarzystwo. Kiedy niewysoka blondynka zjawiła się na horyzoncie, Graham dość niepewnie omiótł ją spojrzeniem, a później pokonał tych kilka kroków, które dzieliły ich od siebie. - Mara? - odezwał się, przeczesał dłonią włosy, a później posłał dziewczynie łagodny, ale nieco koślawy uśmiech. Najwyraźniej potrzebował czasu, aby poczuć się w jej towarzystwie w pełni swobodnie. - Graham. Zgaduję, że to ze sobą umówiła nas Lorie - zagaił, chcąc upewnić się, że do czynienia miał z właściwą osobą. Byłoby głupio, gdyby przed kimś się skompromitował, co pewnie dodatkowo sprowadziłoby go do wniosku, że do randek stworzony nie był i zwyczajnie powinien ich unikać.

kryminolog — bez pracy
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
29 letnia wdowa, która wróciła do Lorne Bay po latach, żeby załatać złamane serce i otworzyć w okolicy szkołę sztuk walki. Ale czy to jej się uda?
#6

To było za wcześnie. Nie była gotowa. Nie, to był błąd. Przecież nie powinna tego robić. Wciąż była wdową. No na co jej to było? No ale hej, przecież coś robić musiała ze swoim życiem. Coś, cokolwiek. To już był najwyższy czas na spróbowanie… no właściwie czego? Dalszego życia. Bez wątpienia żyły w Marze dwa wilki. Jeden z nich wciąż go kochał, a drugi był zły, że to że go tutaj nie było było tylko i wyłącznie jego winą, więc nie powinna z tego powodu cierpieć. Bo właśnie tak było. Miał nie jechać na tamtą misję. To nie tak, że poszedł po bułki do sklepu i jakiś debil za kółkiem go zabił. Albo nie wiem, zapił się, sam się rozwalił jadąc… no po te bułki do sklepu. To nie był wypadek, którego nie można było uniknąć. Dobrze znał ryzyko na misjach, dobrze wiedział, że może nie wrócić. Wystarczająco wiele razy otarł się o śmierć, a jednak… no jednak znowu to wybrał. I zamiast jej posłuchać, no Mara przez ich ostatnią kłótnię nie mogła się nie zastanawiać nad tym, czy nie pojechał tam tylko po to żeby postawić na swoim, a jej zrobić na złość. Wiedziała że to nie fair i totalnie bez sensu.. więc chyba właśnie dlatego tu teraz była. Zestresowana, pełna wątpliwości, za to wystrojona. Zbyt wiele skrajnych emocji kotłowało się w jej głowie, musiała zrobić coś żeby nie być sam na sam z tymi myślami. I dlatego wino wydawało się znakomitą opcją. Kiedy koleżanka namawiała ją na umówienie się na randkę w ciemno, nalegała że musi tam być alkohol. I kiedy Graham Flanagan do niej podszedł, kończyła właśnie drugą lampkę. - Ehm, tak - przyznała, jak już przełknęła - Graham? - i zapytała, tak żeby dopełnić formalności. A potem przeczesała palcami włosy. - Tak.. Twoja siostra? Nie znam jej zbyt dobrze, ale z Jodie uznały, że to dobry pomysł - uniosła brwi - wino jest całkiem znośne - dodała, bo jednak miała w ręce kieliszek, wypadało się wytłumaczyć. - Dużo takich randek zaliczasz?- zapytała zaraz potem, bo jednak no była skrępowana, nie do końca wiedziała co mówić i jak się zachowywać. Czuła się nie na miejscu.
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Gdyby nawet chciał, nie potrafiłby złościć się na swoją żonę. Kiedy dowiedział się o jej śmierci, złamało go to. Wiadomość, która na niego spadła, była dla niego ciosem, a jednocześnie nie była czymś, co drastycznie go zaskoczyło. Oboje wiedli życie, które wiązało się z ryzykiem – poznali się na froncie, a ich wspólna historia również tam się zakończyła. Nie miał do niej pretensji, ponieważ wiedział, że to, co robiła, przyczyniało się do tego, że inni mieli lepiej. Sprawiało również, że w jej oku pojawiał się ten charakterystyczny błysk, który Flanagan tak bardzo uwielbiał, i którego, jak mu się wydawało, sam nigdy nie umiał wywołać. Był tam jednak za każdym razem, kiedy jego ukochana opowiadała o kolejnej misji, na którą się wybrała, a w której on nie miał okazji jej towarzyszyć. Nie miało to jednak znaczenia tak długo, jak dawało jej to szczęście. I najpewniej szczęśliwa odeszła.
On jednak nie był w stanie tego szczęścia ponownie znaleźć. Odkąd zmarła, żył wyłącznie z samym sobą, niejednokrotnie uciekając w towarzystwo alkoholu. Wiedział, że tak nie powinien, ale kiedy kocha się kogoś całym sobą, ciężko jest pogodzić się z tym, że z dnia na dzień odchodzi. On jednak musiał się tego nauczyć. I najwyraźniej musiał też wyjść w końcu do ludzi, na co na odczepnego się zgodził. Bo nie, nadal nie był przekonany, że ta randka była dobrym pomysłem, ale skoro powiedział A, musiał powiedzieć też B. Nie chciał być facetem, który wystawi nieświadomą niczego dziewczynę. - Jodie? - dopytał, a zaraz jednak machnął na to dłonią. Nie miał pojęcia, że w tym wszystkim brał udział ktoś jeszcze, ale jakie to tak właściwie miało znaczenie? Żadne, dlatego zamierzał skupić się na tym, co działo się tu i teraz. Szkoda tylko, że naprawdę zżerały go nerwy. - Nie do końca. W zasadzie praktycznie na nie nie chodzę, więc jeśli zdarzy mi się jakieś faux pas, będziesz musiała mi to wybaczyć - wyjaśnił, siląc się na pełen skrępowania uśmiech. Cholera, czy całkiem już zapomniał, jak obchodzić się z kobietami? - Coś polecasz? - zagaił, nie zamierzając stać tutaj z rękoma wsuniętymi w kieszenie, a tak by to pewnie wyglądało, gdyby nie miał co z nimi zrobić. Poza tym, może i on potrzebował alkoholu dla rozluźnienia? Widać przecież było, że nie czuł się tu zbyt komfortowo. - Jak to się stało, że dałaś się w to wciągnąć? - zapytał po chwili, ciekaw tego, czy przyszła tu z własnej woli, czy może i ona została wplątana w coś, na co nie była gotowa. I czy w ogóle wiedziała, jak było z nim? To wydawało się sensowne, a jednak biorąc pod uwagę to, jak sam niewiele wiedział na jej temat, za nic nie mógł ręczyć. Wiedział natomiast, że nie bardzo miał ochotę mówić o swojej obecnej sytuacji, a przecież czy nie o to chodzi na randkach? Żeby bliżej się poznać? Chyba rzeczywiście zupełnie się do nich nie nadawał.

kryminolog — bez pracy
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
29 letnia wdowa, która wróciła do Lorne Bay po latach, żeby załatać złamane serce i otworzyć w okolicy szkołę sztuk walki. Ale czy to jej się uda?
Mara była inna. Pewnie dlatego, że jej rodzina od zawsze pakowała się w ryzykowne sprawy i cóż… straciła przez to absolutnie wszystkich. A on miał z tym skończyć. Poprzednia misja miała być tą ostatnią, miał już na więcej nie jechać. Miał zostać z nią. Miał sprawić, że nie byłaby sama na tym świecie, jak przez większość życia. Bo właśnie tak ono wyglądało. Jej życie odkąd pamiętała było wybrakowane, puste, pełne śmierci i smutku. Pełne miejsc do których nie pasowała, ludzi do których nie przynależała, rzeczy których do końca nie rozumiała. Graham Flanagan pewnie miał inaczej. A może nie. Dla niej samotność była towarzyszką życia, więc kiedy otworzyła się na kogoś, pokochała go i chciała z nim spędzić życie… no miało wszystko być inaczej. Miała być w zdrowej relacji, miała się nauczyć przepracowywać emocje, uczucia i po prostu wszystko. A zamiast tego znów była sama, a złość była najłatwiejszą z emocji. Przychodziła tak szybko, była na wyciągnięcie ręki, a do tego była gotowa przykryć każdą inną emocję szybko i skutecznie. Co dla osoby, która nie potrafi nazwać, ani tym bardziej przepracować tych innych emocji, było to rozwiązanie perfekcyjne.
- Tak, właśnie ona - pokiwała głową, czując się jak idiotka. Przecież nie musiała się tłumaczyć, on też się w to wpakował. Miejmy tylko nadzieję, że nie był Tedem Mosbym i nie wyzna jej tu zaraz miłości w przypływie szaleństwa, które nigdy sensu nie miało.
- Najpierw muszę dostać jakiś instruktaż, bo kompletnie nie wiem co się zalicza jako faux pas - przyznała, unosząc zaraz potem brwi. - Ale możemy sobie dać jakieś trzy przepustki na nie i nie wiem, wyciągnąć je jak karty wyjście z więzienia w Monopoly - zaproponowała, a potem spróbowała odwzajemnić jego uśmiech, ale nie była happy glowy person, więc pewnie był podobnie awkward co jego.
- Póki co przetestowałam dwa i żaden do mnie nie przemówił w stu procentach. A co lubisz, wytrawne, półwytrawne, słodkie? - zapytała, celując w to co najbardziej do niego pasowało. To znaczy to co wymieniła najpierw, wiadomo. - Wyglądasz na kogoś, kto woli białe nad czerwone [/b[- dodała jeszcze. Sama dobierała wina do swojego nastroju, ale białe wino wydawało się dzisiaj bardziej odpowiednie.
- Powiedzmy że wyczytałam to w horoskopie.. że to już czas na… coś nowego - powiedziała, czując obrzydzenie do tego zdania jak tylko usłyszała że opuszcza jej ciało. - Poza tym chyba popełniam w życiu złe decyzje… jestem wdową i nie wiem czemu się na to zgodziłam - podsumowała w końcu, a potem machnęła na kelnera [b[- żwawiej Steve, ja tu czekam
- i dodała, ujawniając że już doskonale zna jego imię. I tak, randki były do poznawania się, ale Mary nie było tak łatwo poznać…
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Pod względem pragnień nie wyróżniał się na tle osób, które pragnęły poukładać sobie życie. Choć jego wybranka zdawała się być wolnym duchem, który potrzebował nieco więcej swobody, a sam Graham robił wszystko, aby zbytnio jej nie ograniczać, to nie tak, że nie chciał żadnej stabilności. Myślał o tym, że kiedyś osiądą w niewielkim Lorne Bay na stałe, a wspólny dom nabierze barw dzięki obecności dzieci. Naprawdę snuł podobne plany na przyszłość, a jednak te zostały mu odebrane przez codzienność, którą wybrała sobie jego żona. Nie potrafił jej jednak za to winić – nie umiał teraz wściekać się na nią i wyrzucać jej tego, że zdecydowała się na kolejną misję, ponieważ wiedział, jak wiele to dla niej znaczyło. Znał to z autopsji, ponieważ i on chciał zrobić coś dla świata. I chociaż odeszła – choć zostawiła go tu samego i ze złamanym sercem, było mu trochę lżej, bo wiedział, że była wtedy szczęśliwa. Może wydać się to dziwne, ale był to scenariusz, który po stokroć wolał od tego, według którego żyła w nieskończoność z nim, jednocześnie nie czując się spełnioną. Czy to czyniło z niego osobę nieczułą, czy może wręcz przeciwnie?
Uśmiechnął się lekko, odbierając jej słowa jako żart, jednak chwilę później zreflektował się, że chyba niewłaściwie to interpretował. Przestąpił więc z nogi na nogę, w myślach zastanawiając się nad jej propozycją. Brzmiało sensownie, choć nie wiedział też, na ile sam potrafił być otwarty w kontakcie z drugą, zupełnie obcą mu osobą. Czy rzeczywiście umiałby otwarcie powiedzieć jej, że coś mu się nie podobało? - Czyli takie randkowe veto? Jasne, to chyba może się udać - odpowiedział, choć w jego głosie dało się chyba słyszeć tę odrobinę braku przekonania. Doszedł jednak do wniosku, że to spotkanie mogło toczyć się własnym rytmem, a oni jakoś dadzą sobie z nim radę. A jeśli nie, cóż, najwyżej będzie niezręcznie, heh. - A nie na kogoś, kto woli szkocką od wina? Szczerze mówiąc, kompletnie się na nim nie znam - pewnie dlatego, że kiedy przychodziła pora wytrawniejszej kolacji, wybór alkoholu zawsze pozostawiał w rękach swojej małżonki. To ona była w tym znacznie lepsza – on natomiast mógł zająć się rezerwacją stolika czy zakupem kwiatów. Od wina trzymał się z daleka, ponieważ to nie była jego bajka. Wydawać by się zatem mogło, że kto jak kto, ale jego siostra zdecydowanie powinna o tym wiedzieć. - Jak długo? - zapytał, czując się jak jedna z tych osób, które to właśnie z nim błądziły po omacku. Kiedy jego żona zmarła, wszyscy zaczęli obchodzić się z nim jak z jajkiem, jednocześnie zachowując się tak, jakby nie potrafili z nim rozmawiać. On jednak w dodatku w ogóle jej nie znał, przez co ta dyskusja wydawała się jeszcze trudniejsza. Poza tym, co wydawało mu się upiorne, przez głowę przeszła mu myśl, że może to właśnie zmarłych partnerów jej siostra uznała za podobieństwo, przez które zdecydowała się ich umówić? Jeśli tak, cóż, będzie musiał kolejną próbę wybić jej z głowy.

kryminolog — bez pracy
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
29 letnia wdowa, która wróciła do Lorne Bay po latach, żeby załatać złamane serce i otworzyć w okolicy szkołę sztuk walki. Ale czy to jej się uda?
Nie można zbyt wiele poradzić na to kogo się kocha. Uczucia działały poza ludzkimi możliwościami kontrolowania ich, chociaż to byłoby o wiele łatwiejsze. Pstryknąć dwa razy i się zakochać albo pstryknąć dwa razy i się odkochać. Zwłaszcza to ostatnie byłoby bardzo przydatne, żeby złamane serce aż tak bardzo nie bolało. Może z każdym kolejnym złamaniem jest łatwiej, może nie, ciężko ocenić czy lepiej próbować i dawać się sparzyć, czy jednak nie próbować w ogóle i pilnować swojego serca, nie pozwalając się nikomu do niego zbliżyć. Mara przez większość życia była fanką drugiej opcji, dlatego zanim się zakochała, myślała że jej serce pewnie już się zamieniło w jakiś kamień. A jednak ktoś się przebił, a potem swoją śmiercią, rozbił ten kamień na kawałki. I może najlepszym wyjściem jest zacementowanie go… a może jednak nie, stąd Mara dająca szansę randce. I Graham Flanagan , który na tym zyska… albo i nie.
- O tak, randkowe veto - skinęła lekko głową, no bo dobrze kombinował, pod tym mogła się podpisać. Nawet jeśli to było dziwne, ale kto powiedział, że randkującą Mara była normalna? Czy jakakolwiek Mara?
- To już inna kwestia - rzuciła i nawet lekko się uśmiechnęła. - I nie będę kłamać, też wolę mocniejsze trunki - dodała, nieco mrużąc oczy i powoli kiwając głową. Tak, to były jej próby randkowego small talku, nie była w nie najlepsza.
- Pół roku - odpowiedziała tylko krótko. Nie wiedziała czy to za szybko, czy za późno.. ale tak właśnie było. Sześć miesięcy bez niego. A ona wciąż nie uroniła nawet łzy.. Nie potrafiła.
- Twoja kolej na opowiadanie o życiowych traumach - dodała w końcu, żeby jakoś przerwać milczenie i odbić pałeczkę.
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Nawet gdyby taka opcja była możliwa, on raczej nie zdecydowałby się z niej skorzystać. Jego historia nie wiązała się przecież z sercem złamanym przez cudzy błąd – jego żona nie okazała się kobietą, która wyłącznie zabawiła się jego uczuciami. Była kimś, kto zdecydowanie na tę miłość zasługiwał, a to, w jaki sposób zmarła, wyłącznie sprawiało, iż Graham cenił ją sobie jeszcze bardziej. Niewykluczone zatem, że od dłuższego czasu stał w miejscu, ponieważ on wcale nie próbował przestać jej kochać. Uważał, że była najwspanialszym, co mogło przytrafić mu się w życiu i nie wierzył w to, że mógłby trafić na kogoś, kto byłby w stanie mu ją zastąpić. Nie brał jednak pod uwagę tego, iż może wcale nie musiał tego szukać? Nie dlatego, że powinien skupić się na życiu w samotności, ale raczej przez to, iż mógł nie dostrzegać tego, że wcale nie musiał tej miłości zastępować. Mógł natomiast odnaleźć inną, ale żeby to zrobić, musiał naprawdę się otworzyć. I może to próbowała udowodnić mu jego siostra, kiedy zdecydowała się wysłać go na tę randkę? Jeśli tak, chyba mimo wszystko zawiodła, ponieważ Flanagan nadal miał na to zamknięte oczy. I pewnie prędko nie miał ich otworzyć.
Dobrze, że chociaż w tym aspekcie się zgadzali – był to dobry znak, nawet jeżeli wcale nie musiał wiązać się z zapoczątkowaniem romansu. Nikt zresztą nie powiedział, że ich znajomość właśnie w tym kierunku miała podążyć. Równie dobrze mogli pozostać dobrymi znajomymi, tylko… To również zależało od tego, czy w ogóle odnajdą się w swoim towarzystwie. A o tym Graham nie miał jeszcze pojęcia. - Lorie nigdy nie była dobra w wybieraniu lokali - stwierdził, ponieważ sam także lepiej czuł się wtedy, kiedy w dłoni miał szklankę z mocniejszym alkoholem. Od śmierci żony głównie właśnie w ten sposób łatał własne rany, choć może przyznawanie się do tego nie było dobrym pomysłem. Z drugiej jednak strony, czy Mara przypadkiem nie brzmiała jak ktoś, kto mógł go zrozumieć? - Dwa lata, ale cały czas mam wrażenie, jakby to miało miejsce wczoraj. Chyba marny z nas duet, co? Chyba nie takie tematy porusza się na randkach - zauważył, po czym wykrzywił usta w łagodnym uśmiechu. Wbrew temu, co mogło się wydawać, wcale nie czuł się w jej towarzystwie źle, ale czy czuł się tak, jak powinno się czuć na randkach? W to akurat wątpił.

kryminolog — bez pracy
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
29 letnia wdowa, która wróciła do Lorne Bay po latach, żeby załatać złamane serce i otworzyć w okolicy szkołę sztuk walki. Ale czy to jej się uda?
Każdy ma swoją drogę, ale to prawda, że do celu można dojść różnymi drogami i podejmując różne decyzje. A bez podjęcia ich no nie da się nigdzie pójść. Dla Mary zjawienie się tu i teraz było jakimś pierwszym krokiem. A Graham Flanagan bardzo możliwe, że wciąż stał w miejscu, w którym był wcześniej. I obecność Mary, to że byli na randce nic nie zmieniała. Bo nie chciał tego zmienić… a przynajmniej nie na serio. Jak chciał pokochać kogoś innego, nie zamykając poprzedniego rozdziału? A może po prostu Mara była zbyt mało romantyczna i w jej głowie każdy etap w życia trzeba było zamknąć profesjonalnie, jak akta w jej poprzedniej pracy. W ten sposób dystansowała się od tego co czuła i co przeżywała. Czyli właściwie nie przeżywała, a po prostu dystansowała się, zamykając kolejne traumy w folderach w swoim sercu. I doszło do tego, że nie zostało tam już zbyt wiele miejsca na cokolwiek innego, przez te wszystkie zamknięte drzwi. Może to ma sens, a może nie powinnam pisać postów na raty, bo sens gdzieś się po drodze gubi.
- Albo miała nadzieję, że tak szybko się nie upijemy na smutno - pokiwała powoli głową. - Czy tam… po prostu upijemy - dodała, chociaż no można było wyczuć smutną aurę tutaj. Dwóch rozwodników, którzy zdecydowanie nie byli gotowi na kolejny krok, ani pogodzeni z przeszłością. Jedna wielka rozpacz podlana winkiem.
- Nie, wydaje mi się że jest chyba jakiś zakaz mówienia o eksach i swoich życiowych traumach - pokiwała głową, chociaż wiedziała to bardziej z filmów. Nigdy nie była super randkującą osobą.
- Więc co, masz daddy issues, czy mamy issues? - uznała, że pójdzie za ciosem, oczywiście w ramach czarnego humoru… przynajmniej częściowo. A jeśli chodziło o samopoczucie, Mara nie wiedziała jak się czuła. To by wymagało głębszej analizy… no ale nie chciała od niego uciekać i nie zajeżdżało crindżem, więc nie było źle. Graham może to sobie wpisać na swojego tindera, jako referencje.
ODPOWIEDZ