lorne bay — lorne bay
28 yo — 194 cm
Awatar użytkownika
about
𝐼 𝑠ℎ𝑢𝑡 𝑚𝑦 𝑒𝑦𝑒𝑠 𝑎𝑛𝑑 𝑎𝑙𝑙 𝑡ℎ𝑒 𝑤𝑜𝑟𝑙𝑑 𝑑𝑟𝑜𝑝𝑠 𝑑𝑒𝑎𝑑;
𝐼 𝑙𝑖𝑓𝑡 𝑚𝑦 𝑒𝑦𝑒𝑠 𝑎𝑛𝑑 𝑎𝑙𝑙 𝑖𝑠 𝑏𝑜𝑟𝑛 𝑎𝑔𝑎𝑖𝑛.
Wizja, którą słowami wymalowała mu Raine wydawała się dość przerażająca. Oczywiście znał sporo filmów o zombie i możliwych rozwiązań ratujących ofiarę przed przemianą... ale w jego przypadku akurat ta nie przyjęłaby się zbyt dobrze - nie zamierzał przecież obciąć sobie głowy, by jad się dalej nie przemieszczał po ciele. Po chwili pokręcił powoli głową, jakby w nadziei, iż tym ruchem strząśnie natrętne obrazy. Wszakże do najbardziej racjonalnych pomysłów z pewnością nie należały i nie istniał żaden powód do przejmowania się nimi. - Jakbym zamienił się w zombie... bądź wampira to upoważniam Cię do natychmiastowego pozbycia się mnie. Chyba że wydam się przyjacielsko nastawiony - bo kto wie? - wzruszył ramionami, woląc zakończyć temat wizyty w szpitalu. Na ten moment, gdyż niewątpliwie zamierzał się tam jakoś niedługo pojawić. - O, podoba mi się taka teoria! Ciekawe czy to miejsce jest w jakiś sposób niebezpieczne? W końcu w okolicy na pewno są jakieś mniej strzeżone - Prawie to przytulał twarz do drewnianych drzwi, starając się dostrzec cokolwiek przez niewielkie szpary. Wszystko to z marnym skutkiem, gdyż tajemnicze pomieszczenie spowijał mrok. Odsunął się niepocieszony od nich, z rozwagą kiwając głową - ładne imię. Wywrócił rozbawiony oczami na kolejną uwagę, naprawdę wyobrażając sobie, jak wystaje z jej torebki kawałek łomu.
- Hmm... a nie wiesz przypadkiem, ile dają za włamanie? - W zamyśleniu prawie to wymamrotał pytanie pod nosem. Było to zdecydowanie coś, co powinni wziąć pod uwagę przy planowaniu takiego przedsięwzięcia. Nie wiedział w końcu czy złamanie prawa opłacało się w tym przypadku - och! W ogóle nie powinni myśleć o tym w ten sposób! Jako porządni obywatele - on właściwie słabo się do nich zaliczał, a o niej nie miał zielonego pojęcia - doskonale rozumieli jak źle wtedy, by postąpili. Z drugiej strony jeśli nie zamierzali niczego kraść? W dodatku teren nie wydawał się należeć do kogokolwiek, więc wysnucie teorii o czyimś prawie od tego pomieszczenia też nie musiało się pojawić u tej dwójki. Tak przynajmniej zaczynał się w głowie powoli usprawiedliwiać, gdy ciekawość zżerała go wręcz od środka. - Ech, wydają się dość solidne. Raczej jesteśmy na przegranej pozycji... gdybyśmy tylko przyszli bardziej przygotowani - Dla podkreślenia swoich słów kilkukrotnie szarpnął drzwiami, które nadal pozostały zamknięte. Najwyraźniej lepiej było odpuścić sobie tę walkę z wiatrakami lub przełożyć ją na inny dzień.


Raine Barlowe
  • your song fades in like morning
    your song creeps into my dawn
ambitny krab
-
brak multikont
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- Okej, ale jakbyś miał wybór to zamień się w zombie, bo wampiry czasem mają taki dar przekonywania i wtedy nie będę mogła oprzeć się twojej perswazji, bo nie jadłam żadnych trujących dla ciebie ziół, ani nie jestem chodzącą tarczą - o wampirach naczytała się w nastoletnich latach całą masę książek i może gdyby byli w innej sytuacji to byłoby jej trochę głupio, że ze szczegółami pamięta sposoby na walkę z wymyślonymi stworami i wcale nie chodzi tu o czosnek, który jako motyw pojawiał się od dawien dawna. Gdyby w Raine było trochę mniej rozsądku, zajęłaby się może badaniem prawdopodobieństwa wystąpienia poszczególnych cech wampirzych i motywów w książkach, ale te ze świecącą skorą wydawały się jej najbardziej odklejone od rzeczywistości, ona była za ładna na Bellę, więc pewnie bycie tarczą odpadało. - Może to kiedyś była czyjaś działka i dlatego? Nie no, jakby tam były jakieś cenne rzeczy, to chyba zadbaliby o to bardziej, niż taka sobie kłódka - stawiała więc na niebezpieczeństwo, bo dla społeczeństwa niestety wszystko musiało być idiotoodporne. Jeśli barierki nie były wystarczająco wysokie i nie spełniały wszystkich wymagań bezpieczeństwa, ludzie po prostu przez nie wypadali. Jeśli nie było wszelkich znaków ostrzegawczych o zakazie wchodzenia, dotykania, czy jedzenia, to robili wszystkie te głupoty, a potem, pewnie na wzór Amerykanów, podawali kogo się dało do sądu, chcąc wygrać masę pieniędzy, bo na przykład nie zakładali, że zamówiona na wynos kawa może być gorąca. - Nie wiem, ale wiesz, że za porwanie samolotu grozi dożywocie? - to nie tak, że planowała podobne przedsięwzięcie, ale ostatnio wyczytała to na jakiejś stronie internetowej i jeszcze nie miała okazji pochwalić się nikomu tą ciekawostką. - Mam jakieś znajomości w policji, może nie będzie tak źle - szturchnęła go łokciem w ramię i chciałabym napisać jakie, ale ta gra zaczęła się trochę dawno i gubię się w timelinie.
- Jeśli nie masz przy sobie jakiejś strzelby, albo lutownicy, albo młotka, albo czegoś takiego, to chyba nie rozwalimy kłódki - wyliczyła na palcach szybko wszystko, co jej przyszło do głowy, jeśli chodziło o włamywanie się bez klucza. I to nie tak, że miała jakąś kryminalną przeszłość i wiedzę, ale takie rzeczy wiedzieli wszyscy, tak samo jak to, że da się otworzyć zamek kartą płatniczą, tak całkiem serio!

nadir al khansa
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
lorne bay — lorne bay
28 yo — 194 cm
Awatar użytkownika
about
𝐼 𝑠ℎ𝑢𝑡 𝑚𝑦 𝑒𝑦𝑒𝑠 𝑎𝑛𝑑 𝑎𝑙𝑙 𝑡ℎ𝑒 𝑤𝑜𝑟𝑙𝑑 𝑑𝑟𝑜𝑝𝑠 𝑑𝑒𝑎𝑑;
𝐼 𝑙𝑖𝑓𝑡 𝑚𝑦 𝑒𝑦𝑒𝑠 𝑎𝑛𝑑 𝑎𝑙𝑙 𝑖𝑠 𝑏𝑜𝑟𝑛 𝑎𝑔𝑎𝑖𝑛.
Zapewne raczej nie dostałby wyboru jeśli chodzi o możliwą przemianę - czy to tak się działo w filmach? Z drugiej strony nie powinien opierać swojej wiedzy na kinowych dziełach, chociaż w tym przypadku również nie miał innego wyjścia. Jedynym rozwiązaniem była obietnica i marna nadzieja, że jeśli stanie się ofiarą takiej sytuacji, to wszystko potoczy się po ich myśli. Bardziej jej, gdyż zombie nie wydawały się zbytnio rozmyślającymi istotami. - Postaram się... chociaż kto wie? Nie chciałabyś stać się takim wampirem jak w Zmierzchu? I błyszczeć się na słońcu niczym kula dyskotekowa? - Ci krwiopijcy wydawali się Nadirowi najmniej szkodliwi dla społeczeństwa. Oczywiście relację głównych bohaterów uważał za cholernie toksyczną, ale to już dotyczyło zupełnie czegoś innego, więc nie zaliczało się do argumentów przeciw. Ponownie się zamyślił, analizując to, co powiedziała jego towarzyszka przygody - a trzeba przyznać, że mówiła bardzo sensownie! Zupełnie inaczej od jego nierealnych wizji snutych w myślach, którymi na szczęście nie podzielił się w całości. - Może pomyśleli, że złodzieje też dojdą do wniosku? To z działką wydaje się jednak bardziej logiczne... - wzruszył ramionami, tym samym przyznając jej rację. Obojętnie jak mocno nie starałby się uwierzyć w zapierający dech w piersiach scenariusz, to nadal pozostałby tylko w sferze marzeń. Najgorzej jednak przychodziło mu pogodzenie się ze smutną oraz mało ciekawą rzeczywistością, na którą najwidoczniej się natknęli w tym przypadku. Poza atakiem szalonego nietoperza - to nadawało się już na dobrą historię do opowiadania znajomym przy piwie. Uniósł wysoko brwi w prawdziwym zdziwieniu, pierwszy raz słysząc taką ciekawostkę. W końcu nigdy nie przeszło mu przez myśl, by zainteresować się właśnie takim tematem. - Nie wiedziałem... ale i tak nie mam licencji pilota. Chodzi o taki pusty czy z pasażerami w środku? - Typowe rozważania dla Al Khansy, zaciekawionego nową informacją. Nie planowali przecież wlecenia w ruiny w celu dostania się do środka - toż to ogromna głupota! Właściwie już to, iż Nadir o tym pomyślał, wydawało się niezbyt mądre... lecz na szczęście pozostało to wyłącznie w jego głowie. - Czyli trzęsiesz tym miastem? - On niestety nie posiadał żadnych takich znajomości w miasteczku, więc spotkanie osoby z przydatnymi koligacjami wydawało się szalenie ciekawe. To dopiero musiało być życie! Żaden areszt z głupiego powodu nie był jej straszny, prawda? Nie wymyślił jednak, za co właściwie jego nowa znajoma mogłaby trafić za kratki, ale to zepchnął na dalszy plan. - Ech, to się zwijamy. Wracasz w jakimś konkretnym kierunku? Ja idę w kierunku tego parkingu przy sklepie w Sapphire - Odsunął się od drzwi, powoli kierując spojrzenie w stronę schodów. Nic to po nich! I nie, nie zamierzał narzucać swojego towarzystwa dziewczynie - dlatego właśnie sam zasugerował od razu, dokąd zmierza, by ona mogła w razie czego dość naturalnie wymyślić sobie zupełnie inną trasę. Mama może byłaby dumna!


Raine Barlowe
  • your song fades in like morning
    your song creeps into my dawn
ambitny krab
-
brak multikont
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- O, a tego nie wiem - przyznała, kiedy zapytał o samolot. - Ale pewnie z pasażerami, taki w trakcie lotu, bo inaczej przecież nie ma zagrożenia życia i zdrowia, prawda? - tak się jej wydawało, w końcu niektórzy bogacze mieli swoje własne samoloty i pewnie za podwędzenie takowego z hangaru nie groziło aż dożywocie, będąc raczej nieadekwatną karą. - Ale ja już przystawiasz pilotowi nóż do pleców i każesz gdzieś lecieć, to jest gorzej - nie trzeba było być pilotem, żeby móc porwać samolot. Wystarczyło kazać pilotowi wykonywać konkretne czynności, tylko... właściwie po co? - Jak już porywasz samolot z ludźmi, to chyba ciężko jest się w ogóle wywinąć, co? - trzeba było gdzieś wylądować, a samolot zdecydowanie ciężej było zgubić, niż na przykład taki samochód. I wtedy od razu wpadało się w sidła odpowiednich służb, poza tym, po co w ogóle podejmować odpowiednie kroki, a ile nie chce się tych wszystkich pasażerów dosłownie pozabijać? - Nie wiem w sumie, nie latam za często samolotem - a gwoli ścisłości, leciała raz, do Sydney, będąc dużo młodszą, bo jej rodzina przecież nie była majętna, więc nie mogli sobie pozwolić na zagraniczne podróże, ani nic z tych rzeczy, a dorosłe życie Barlowe wcale nie stało pod znakiem większej majętności. Jeszcze, bo miała nadzieję, że to się zmieni. - Chciałabym - chociaż czy naprawdę by chciała? Nie robiła nic nielegalnego i wcale jej to nie kusiło, choć podobno to okazja czyni złodzieja. Miała wrażenie, że pod tym konkretnym względem była niesamowicie nudna.
- Ja wrócę do domu. Szukałam mojego kluczyka od roweru, ale chyba nic z tego, więc jeszcze raz pójdę tą samą ścieżką - w nadziei, że tym razem uda się jej znaleźć kłódkę i nie odbierze sobie możliwości dojazdu na uczelnię, czy też dojazdu na przystanek autobusowy. - Ale kawałek jest w twoją stronę - o ile mówili o tym samym sklepie, to owszem, więc rezygnując z próby włamania do ruin, ruszyli w kierunku ulicy, może trochę kontynuując rozmowę o tym kto jest jakim wampirem ze Zmierzchu i czy lepiej jest się świecić, czy palić na słońcu.
zt. x2

nadir al khansa
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
studiuje — i sprzedaje dragi
22 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Było warto oszaleć dla tych uszytych z pozłacanej waty sekund.
- 14 -

Kreska, kreska, zawijas, kropka. Od nowa, ciąg znaków i kropka, i pomieszany alfabet, zawijas, odstęp, kreślenie. Następna linijka. Zgrzyt pióra na kartce papieru. Maszynowo, precyzyjnie prowadzone, w największym skupieniu. Ale słowa na kartce nie mają sensu. Stukot klawiatury. Białe płótno przed oczami. Zupełne nic. Znów ten zeszyt. W nim przynajmniej coś zapisała, ale czuje jak wypełnia ją po brzegi niemoc twórcza. Musi wyjść. Tylko o tym myśli, że musi...

Zbliżał się już wieczór. Słońce już dawno zniknęło za horyzontem, pozostawiając po sobie bladą łunę, która z każdą, kolejną minutą ginęła, wchłaniana przez granat nadchodzącego wieczoru. Gdzieniegdzie tliły się dogasające ogniska, pozostałości po wycieczkowiczach, chwytających się resztek dnia.
Brodziła w kamieniach. Nie bez celu, idąc drogą znaną tylko swoim stopom, które nadawały kierunek. Zbierała myśli, ale bezskutecznie, bo te lawirowały i wymykały się gdy tylko próbowała je nieśmiało pochwycić. Żadna głębsza analiza nie wchodziła w grę. Zostawało tylko błądzenie, ale nie bez celu.
Być może wybór tego miejsca o tej porze nie należał do najlepszych, ale lubiła je. Było inne, majestatyczne i sprawiało, że tętno przyspieszało jej za każdym razem kiedy stawała u podnóża ruin.
Przymknęła powieki, na chwilę dłuższą niż zazwyczaj. Pozwoliła wedrzeć się zapachom wilgoci, kamienia i pobliskiego lasu do płuc, a kiedy je otworzyła nieopodal zamajaczyła niewyraźna sylwetka. Grzechem byłoby nie pozwolić wiedzionym ciekawością nogom obrać nowego kierunku. Odwrócić się - ot tak - i wrócić do domu, nie mogła. Nie po przejściu tych wszystkich kilometrów, przez które miała wrażenie, że zaraz odpadną jej nogi. Zaryzykowała więc, skradając się wśród gęstwin i nadgryzionych czasem kamieni, w razie gdyby miało okazać się, że to jakiś duch, psychol albo ktokolwiek, kto nie ma najlepszych zamiarów.
- F-fff-Finn? - jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Była pewna, że to jakaś fatamorgana, że go tam nie ma, a jej umysł jest przejarany do tego stopnia, że tworzy teraz za nią obrazy. Zamrugała dwa razy, a on nadal tam stał, wyglądając na równie zaskoczonego co ona. - Postanowiłeś dla odmiany spróbować życia Indiana Jonesa? - czuła jak zaczyna się denerwować. Nie była przygotowana na to spotkanie, a już na pewno nie na to, że serce podskoczy jej do gardła, a mózg odmówi posłuszeństwa, podsyłając ustom jakieś bzdurne słowa. - Tylko wiesz, że on wyjeżdżał do Indii i takich tam... No i... - zamilkła. Nie wiedziała czy udawać zaskoczoną, czy jednak nie.

Finn Finnigan
grzybiara
bowie
instruktor gry w tenisa — korty tenisowe
22 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Mordo, jestem nieobliczalny jak pierwiastek z dwóch
trzynaście

Po tych kilku dniach, które spędziłem w Lorne Bay, mogłem śmiało stwierdzić, że powrót tutaj wydawał mi się idealny, jednak tylko w myślach, jakie przychodziły mi do głowy podczas pakowania. Wtedy idealizowałem sobie rodzinną miejscowość, mając jednocześnie praktycznie stuprocentową pewność, że wszystko sobie ułożyłem i uporałem z problemami, ale… w rzeczywistości było nieco inaczej. Już od samego początku boleśnie zderzyłem się z rzeczywistością, kiedy okazało się, że mieszkanie, w którym wcześniej mieszkałem, jest już zajęte przez kogoś innego. Dzięki Bogu, że udało mi się znaleźć coś nowego, zresztą, jak się okazało, pod dachem dawnej przyjaciółki.
Nie chcąc spędzić dzisiejszego wieczora na plotkach przy winie z Lią (nie miej mi tego za złe, okej?), zdecydowałem się na spacer w towarzystwie siebie samego, a nogi zaprowadziły mnie daleko, bo aż na Sapphire River. O tej porze otaczające mnie ruiny wyglądały ciut przerażająco, ale muszę przyznać, że w tym miejscu mogłem zebrać myśli i trochę odetchnąć, tym samym delektując się samotnością. I jakoś tak niekontrolowanie myśli odbiegły do pewnej osoby, którą poznałem jeżdżąc po Australii i, cholera, trochę brakowało mi jej towarzystwa. Może niepotrzebnie wracałem? Może powinienem z nią zostać albo wyjechać gdziekolwiek indziej, byleby być blisko niej? Cóż, na chwilę obecną nie byłem w stanie tego stwierdzić, bo czasu nie cofnę. Nie sprowadzę jej też tutaj siłą umysłu… chociaż zaraz, poczekaj. Czy mi się wydawało, czy słyszałem jej głos? -Bowie?- byłem równie zdziwiony jak ona, nie mogąc pojąć, jakim cudem dziewczyna znalazła się w Lorne Bay, w dodatku w tym samym miejscu i czasie, co ja. Jakieś dziwne rzeczy się tutaj działy. Tak, Indiana Jones miał tak barwne życie, że chciałem poczuć, jak to jest- zaśmiałem się, chociaż wciąż do mnie nie docierało, że z nią rozmawiam. -Może ja też będę wyjeżdżać do Indii i takich tam. No i, co?- uniosłem do góry jedną z brwi, kiedy nie dokończyła swojej wypowiedzi. Westchnąłem głośno, kręcąc głową na boki, nie mogąc też powstrzymać uśmiechu, który malował mi się na twarzy. -A teraz mi powiedz szczerze. Zamontowałaś mi gdzieś jakiś czip czy nadajnik, że znalazłaś się tutaj akurat wtedy, co ja? wiedziałem doskonale, że tego nie zrobiła, ale nawet gdyby okazało się to prawdą, to przecież nie miałbym jej tego za złe, nie?

bowie hillbury
ambitny krab
michałowa
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uwaga
lokacja podwyższonego ryzyka
Zbliżające się w waszą stronę niskie, basowe dźwięki nie od razu docierają do waszych uszu, a wydające je z siebie stworzenie stawia zbyt ostrożne kroki, by odpowiednio wcześniej was przed sobą ostrzec. Kolorowy łeb dostrzega dopiero Bowie, kiedy ten wychyla się już z krzaków tuż za plecami Finna. Macie do czynienia z półtora metrowym kazuarem, który mierzy was uważnym spojrzeniem, wydając z siebie charakterystyczne dźwięki, których nie powstydziłby się welociraptor. Rada? Uważajcie na pazury!
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
studiuje — i sprzedaje dragi
22 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Było warto oszaleć dla tych uszytych z pozłacanej waty sekund.
Czyli to jednak był on.
Nie mogła czuć się zaskoczona. Przynajmniej tak przypuszczała, a jednak widok tej znajomej twarzy zbił ją z tropu. Wiedziała, że go spotka. Prędzej czy później. Nie raz powtarzał jej w trakcie wspólnych rozmów, że planuje powrót do miasteczka. To ona nie wiedziała co zrobi, tłumiąc w środku ten istotny fakt, że sama też kiedyś będzie zmuszona wrócić do Lorne Bay i stawić czoła rodzicom, który w mniej lub bardziej budzący grozę sposób przyjmą do siebie wiadomość, że ich córka została wyrzucona z uczelni. Po raz kolejny ich zawiodła, a im częściej o tym myślała, tym mniej chciała roztrząsać kwestię powrotu. Może okłamywała samą siebie, w duchu udając, że tak naprawdę nigdzie się nie wybiera, ale nie mogła tam siedzieć w nieskończoność. Bez funduszy, bez dalszego planu. Bez niego.
Nie była to wielka miłość rozdzierająca serce, ale to niewinne uczucie zakwitło w niej, kiedy po raz pierwszy zarwali noc, siedząc na plaży do rana. Nim się spostrzegli słońce, które zdążyło już zgasnąć kilka godzin wcześniej, zapalało się na nieboskłonie, leniwie zalewając ich promieniami.
A teraz tu był. Żywy. Namacalny. Nie w ciasnej uliczce, ani w barze, ani nawet w miejskim ratuszu, czy chociaż na plaży. Spotkała go w ostatnim miejscu jakim mogłaby się spodziewać.
- Bowie - powtórzyła po nim, skinąwszy głową, nie kryjąc wyrazu rozbawienia na twarzy, który powoli zastępował szok. - Czyli jednak zgadłam! Pasowałby Ci taki kapelusz. Wiesz, jako poszukiwacz przygód, nim staniesz się sławny, powinieneś mieć jakiś rozpoznawalny atrybut - wyjaśniła, głosem nieco rozedrganym od wzbierających weń emocji. I przez kilka chwil, przygryzając wargę, zaczęła skanować go wzrokiem od góry do dołu i na odwrót, głęboko się nad czymś zastanawiając. - Chociaż może nadałoby się coś bardziej oryginalnego, jak... Bo ja wiem? Może jakaś laska? Albo naszyjnik? - laska mogłaby się niekoniecznie praktycznym rekwizytem okazać. Zwłaszcza podczas podróży. Chyba, że byłaby czekanem, ale ten był zarezerwowany dla młodej Lary Croft. Przynajmniej tyle pamiętała z gier komputerowych.
- Bardzo zabawne - mruknęła, marszcząc nos i wcale nie wyglądała na rozbawioną. Prawdopodobnie dlatego, że wciąż istniała jakaś ewentualność, że mógł brać to pod uwagę! - Prawdę mówiąc... Nie wiem co tutaj robisz i to chyba ostatnie miejsce w jakim spodziewałabym się Ciebie spotkać, ale jeśli chodzi o Lorne... Musiałam się rozliczyć tutaj ze swoich spraw - wytłumaczyła dość zagadkowo, choć prawdopodobnie mógł się domyślić, że miało to związek z jej tymczasowymi wakacjami od uczelni. Otworzyła usta żeby dopowiedzieć coś jeszcze gwoli wyjaśnienia, ale zamarła w bezruchu, kiedy jej wzrok napotkał....
- Coooo to jest? - wydusiła z siebie. Wiedziała, że coś na "K", ale na pewno nie kangur. Ani nie krokodyl. I chociaż bardzo przypominało koguta, też nim nie było.

Finn Finnigan
grzybiara
bowie
uczeń — lorne bay state school
18 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Nastolatek, który nie zaznał w życiu miłości ani przyjaźni, ale za to zaznał bardzo wielu pieniędzy. Nie znosi Lorne Bay i ciężko jest go znieść.
åtta
kläder

[akapit]

Cała ta sytuacja eskalowała tak szybko i gwałtownie, że nie miał tak naprawdę pojęcia co się dookoła niego działo. Idąc spokojnie obrzeżami Sapphire River, w oddali dostrzegł dwóch ze swoich prześladowców. Z początku ogarnął go lęk, ale szybko zacisnął zęby oraz pięści, przypominając sobie, że przecież z jakiegoś powodu te lekcje u Percy'ego brał, tak?! Musiał w końcu stanąć twarzą w twarz z oprawcą, gotów stawić mu czoła. Nie zamierzał prowokować czegokolwiek, tak jak go uczył Matthews, ale pozostawał czujny. Wiedział, że oni i tak sobie nie odpuszczą, ale na szczęście nie znali jego potencjału, więc miał nad nimi przewagę.

[akapit]

Nie dali mu się nawet wyminąć. Z daleka zaczęli go nawoływać, a potem popychać. Pod wpływem chwili, Pelle wymierzył jednemu taki cios, że typ poleciał do tyłu, pozostawiając tego drugiego i jego samego oniemiałych. Potem zaczęły się krzyki i w końcu Åström rzucił się do ucieczki. Obaj z zapałem za nim podążali i w ten właśnie sposób znaleźli się pośród jakichś ruin, które szwed widział na oczy po raz pierwszy w życiu.

[akapit]

Deszcz spadł z nieba po dłuższej chwili walki, kiedy to dwójka nieźle dawała mu popalić. Opad był niemal jak filmowy zwiastun nadziei, bo wspomnienia treningów stopniowo zaczęły do niego powracać. Nie była to może najładniejsza, najbardziej efektowna walka na świecie, ale jakimś cudem Pelle udało się pobić ich do tego stopnia, aby w końcu się stamtąd zawinęli. Wymówką był nasilający się deszcz, ale to i tak nie odebrało mu przyjemności z tego czego dokonał. Leżąc na samym środku jakiejś zrujnowanej altany, patrzył w przestrzeń z szerokim uśmiechem na ustach. - Udało mi się. UDAŁO MI SIĘ! - zawołał (jak myślał) sam do siebie i zaczął się głośno śmiać. Czuł się jak jakaś postać z Fight Club, choć sama bójka nie była tutaj powodem jego oczyszczenia.

[akapit]

Nie mógł doczekać się aż opowie o tym Percy'emu. Do tego czuł, że również zdrowo oberwał i pozostanie mu parę śladów. Takie jednak mógł nosić z dumą, bo tamta dwójka wyglądała gorzej. Dźwignął się powoli z ziemi i rozejrzał dookoła, poszukując lepszego schronienia przed deszczem. Dach altanki już praktycznie nie istniał, a on znów dał się złapać ulewie w dziczy. Cholerna Australia! To właśnie wtedy dostrzegł płomiennorude włosy.

[akapit]

- Błagam. Powiedz, że widziałaś tę walkę - wyszczerzył się do niej głupio, ukazując jej przy tym swój zakrwawiony zgryz. Wyglądał przekomicznie, ale też i jakby faktycznie wyrwano go z jakiegoś filmu akcji. Wyglądał cool i tak też się czuł.

Monty Fairweather
sprzedawczyni — lost in vibes
20 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
a negroni
sbagliato
with prosecco in it
04.


Pierwszy raz była świadkiem bójki i chyba nie było to coś, co zrobiło na niej jakieś nadzwyczajne wrażenie. Raczej można było to porównać do odrazy, bo doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że przemoc nie była żadnym rozwiązaniem.
Wracała od znajomej, kiedy zaczęło padać i pod niewielkim zadaszeniu ruin skryła się tylko na chwilę, żeby przeczekać największą ulewę. Miała już wracać do domu, ale wtedy zauważyła szarpaninę, w której brał udział ten dzieciak ze Szwecji. Poznali się w jej w sklepie muzyczny, gdzie na co dzień pracowała Monty i ich pierwsza rozmowa wcale nie przebiegła w przyjacielskim nastroju. Chyba już wtedy o coś się poprztykali, a podczas kolejnego spotkania wcale nie było lepiej. A wszystko przez wyszczekaną osobowość rudowłosej i dość gburowatą postawę Pellego.
- Widziałam - odparła bez uznania w głosie. Stała nad nim, przyglądając się sińcowi pod okiem i mierząc wzrokiem rozciętą wargę. - Wy, faceci, myślicie sobie, że takie walenie po mordzie jest przepisem na sukces. Co jest z wami nie tak? - nie omieszkała przekręcić oczami. Deszcze przestał już siekać z ukosa, a zza chmur nieśmiało wyłoniły się praktycznie niezauważalne, słoneczne promienie. - Wyglądasz żałośnie - podsumowała i chociaż powinna, to nie wyciągnęła ręki, aby pomóc pozbierać się chłopakowi z altany, a raczej pozostałościami po niej. Kompletnie nie rozumiała wymalowanej na twarzy Pellego satysfakcji. Czy naprawdę wdanie się w bójkę było powodem do dumy? Czy chodziło tutaj o kwestię zwycięstwa i napawania się sukcesem? Och, Monty nigdy nie pojmie toku rozumowania chłopców. - Dobrze się czujesz? - dopytała, tak na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że Astrom lada moment przekręci się i na wezwanie jakiejkolwiek pomocy będzie o wiele za późno.
Montana nie była całkowicie pozbawiona empatii i nikomu nigdy nie życzyła źle, ale trzeba było wziąć również pod uwagę to, jak wpłynąłby na jej psychikę fakt, gdyby chłopaczyna faktycznie nabawił się uszczerbku na zdrowiu. Rudowłosa mogłaby zostać wtedy oskarżona o nieudzielenie pomocy, nie wspominając już o popsuciu statystyk z nieskazitelną reputacją. W porządku, ta reputacja nie była aż taka niewinna, ale mieszkańcy Lorne Bay nie mogli powiedzieć o niej złego słowa.

pelle åström
ambitny krab
bubu
uczeń — lorne bay state school
18 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Nastolatek, który nie zaznał w życiu miłości ani przyjaźni, ale za to zaznał bardzo wielu pieniędzy. Nie znosi Lorne Bay i ciężko jest go znieść.

[akapit]

Uniósł wysoko brwi, całkowicie zaskoczony jej negatywną postawą. Dobra, faktycznie nie zaczęli tej znajomości na dobrej stopie, ale mimo wszystko oczekiwał jakiegoś uznania za pokonanie dwóch typów. Chyba się szwed przeliczył.

[akapit]

- O nie, nie, nie - podniósł się szybko z ziemi i potrząsnął głową, aby odgarnąć wilgotne i zakrwawione włosy z twarzy. Z jej zarzutem odnośnie wyglądania żałośnie nie zamierzał się sprzeczać, ale co do reszty jej wypowiedzi... no niestety postanowił choć raz wyjaśnić coś, zamiast oczekiwać, że druga strona się domyśli. - Te dwa cepy prześladują mnie odkąd przyjechałem do tej zasranej dziury - postawę miał wręcz bojową, ale nie przekraczał jej sfery intymnej, bo nie zamierzał jej tutaj zszarżować, a jedynie z ogromną pasją opowiedzieć o tym z czym się właśnie zmierzył. - Pobili mnie już dwa razy z ich równie zacofanymi kolegami - stwierdzenie problematyczne, ale mówił to w absolutnych nerwach. - i w końcu się obroniłem, więc nie wmówisz mi, że to nie było super! - ostatnie słowo aż wykrzyczał, ale dosłownie chwilę potem parsknął śmiechem. Odczuwał wiele rzeczy naraz, po raz pierwszy odkąd tutaj przylecieli z ojcem i było to piękne. Spuścił na moment wzrok.

[akapit]

- Przepraszam, poniosło mnie - zreflektował się w miarę szybko, bo ostatnie na co miał ochotę, to wpadać w kolejny konflikt. Zwycięstwo w bójce złamało klątwę, a Pelle wreszcie spochmurniał, wohoo! - Tak, tak, znacznie lepiej. Dawno nie czułem się tak dobrze - odetchnął i zrobił krok w stronę dziury w dachu, aby przez chwilę postać w deszczu z twarzą zwróconą ku niebu. Nie przestawał się uśmiechać i ewidentnie przeżywał moment jak w filmie.

Monty Fairweather
sprzedawczyni — lost in vibes
20 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
a negroni
sbagliato
with prosecco in it
O nie, nie miała zamiaru akceptować przemocy, a i do rozwiązywania problemów siłą było jej naprawdę daleko, więc jeśli Pelle liczył na jakąś aprobatę z jej strony, to po prostu grubo się przeliczył. Sama Monty może i była pyskata i narwana, ale w życiu nie wdała się w bójkę. No chyba, że zalicza się do tego ciągnięcie za warkocze równie rudowłosą dziewczynkę, która zajmowała sąsiednią ławkę. Cała sytuacja miała miejsce ponad dziesięć lat temu i Monty do tej pory nie czuła się winna. To nie ona zaczęła, a po prostu została bezczelnie sprowokowana i to w okropny sposób, bo Donna Nussbaum odcięła jej szelki od plecaka przy pomocy nożyka do papieru. I Pelle mógł wierzyć albo i nie, ale jego gniew związany z prześladowaniem przez tutejszych łobuzów nijak miał się do furii rozgniewanej dziesięciolatki.
- No i teraz czekasz na oklaski, bo sprawiłeś łomot dwóm frajerom, zamiast spróbować jakoś się z nimi porozumieć? - dopytywała dalej, nie rozumiejąc skąd ta ekscytacja. - A zdajesz sobie sprawę z tego, że oni mogą to gdzieś zgłosić i wtedy będzie przypał? Jak myślisz, komu uwierzą - chłopaczkom, którzy mieszkają tutaj od urodzenia czy jakiemuś przyjezdnemu małolatowi? - oczywiście goście wspomniani chłopaczki znani byli w Lorne z różnych krzywych akcji, ale wciąż byli tutejsi i mogli wcisnąć miejscowym władzom każdy kit.
Nie chciała się w to wtrącać, chciała tylko pośród ruin przeczekać ulewę, a te w miasteczku gościły coraz częściej z powodu upalnej i jednocześnie burzowej pory roku. Finalnie Monty westchnęła i ponownie popatrzyła na Szweda.
- No dobra, przyznaję, to było całkiem niezłe - wzruszyła niedbale ramionami, niby od niechcenia, po czym pokręciła głową z wyraźnym politowaniem. - Tylko oko ci strasznie puchnie, wiesz? Masz powiekę wielkości pięści. Widzisz coś w ogóle? - pomachała mu ręką przed twarzą, chcąc się upewnić czy chłopak nie stracił wzroku. Chyba jednak nic nie robiło na nim większego wrażenia, bo zamiast przejąć się swoją obitą gębą, wystawił ją na deszcz. - Weź przynajmniej to przyłóż - tym razem Monty wyciągnęła do Astroma dłoń z chłodnym kamieniem, którego wygrzebała spod zacienionego murku. Może i przeżywał moment jak z filmu, ale wyglądał przy tym jak skończony debil.

pelle åström
ambitny krab
bubu
ODPOWIEDZ