dziennikarka — the cairns post
28 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Minęło już kilka miesięcy odkąd podjęła decyzję o powrocie do Lorne Bay. Zapach miejsca z którego przyjechała, wciąż tkwił w jej nozdrzach i głowie. Czuła go na swoim ciele każdego poranka, nim zamknęła się w kabinie prysznicowej, nasiąkając ciało owocowymi żelami i kwiecistymi balsamami, które miały odwrócić jej uwagę. Coś wciąż ją wsysało, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Czasami czuła się jak puste płótno, które ktoś przypadkiem wrzucił do mieszkania, ale zapomniał na nim czegokolwiek namalować. Od dłuższego czasu przezroczysta, nabierała kolorów głównie tylko pojawiając się w redakcji, na jakiś czas zanurzając się w odmętach niewypowiedzianych słów, które wypływały spod jej palców. Tworzyła inny świat i mogła się w nim na moment zagubić, nawet jeśli był daleki od tego co niegdyś sobie wymarzyła.

Łatwo było przywdziać na twarz uśmiech, zmusić kąciki ust żeby wspięły się na wyżyny, odwracając uwagę od skrytego w oczach błysku rozpaczy. Smutek też w prosty sposób można ukryć. Pod kurtyną rzęs, nieśmiałym przymknięciem powiek, czy wierzchem dłoni, niby od niechcenia przesuwającym po kąciku oka. Znacznie trudniej było pozbyć się rosnącej z dnia na dzień pustki. Ciemnej otchłani, gotowej pochłonąć całe dobro, które pojawiło się zupełnie przypadkiem i w skutek lawiny żmudnych osiągnięć, uleciało w ciągu jednego dnia.

Przez pewien czas radziła sobie dobrze. Nie żałowała swojej decyzji, ani tragicznego w skutki służbowego wyjazdu. Oddawała się tym samym utartym czynnościom, które były jej codziennością. Dopiero po jakimś czasie dogoniła ją rzeczywistość, a potem dopadło zwątpienie. Jednostajny szum przewiercał się przez jej czaszkę, niosąc ze sobą wspomnienia zawalających się budynków i wszechobecnego gruzu, spomiędzy którego nie dało się wydostać. Nikt nie trzymał jej za rękę, kiedy wyciągano ją stamtąd na noszach. Z nikim nie komentowała zamaszystych ruchów kościstej pielęgniarki i do nikogo nie mogła się poskarżyć na lekarza maskującego pod uprzejmym uśmiechem, zmęczenia pojawiającego się po nocnej zmianie. Wątpliwości pojawiały się i znikały. Czasem na dłużej gnieździły się w jej głowie, podsuwając stare wspomnienia i wizje niespełnionej przyszłości. Strzepywała je jak kurz, który dopiero co osiadł na poręczy szpitalnego fotela. Za każdym razem budując coraz mocniejszy, bardziej szczelny mur.

W jednej chwili w jej oczach pojawił się płomień, który rozpalił się na dźwięk słów, które padły nieopodal jej biurka. Na kilka krótkich sekund pozwoliła żeby ich spojrzenia się skrzyżowały. Odwróciła wzrok, jakby stalowe spojrzenie oczu nieznajomego mogło ją poparzyć. Ale kiedy na chwilę przymknęła powieki, uzmysłowiła sobie, że zachowuje się jak wariatka. Najpierw zatem pokiwała głową, żeby przytaknąć na pytanie mężczyzny, a dopiero potem rozwarła wargi w krótkim - Tak .

Nim na dobre postanowiła określić siebie mianem wariatki, na jej twarzy pojawiła się konsternacja, a zaraz potem zdziwienie. Przyjrzała się mężczyźnie, omiatając jego sylwetkę, ubranie, a na koniec zawieszając wzrok na jego twarzy.

- Dwa tysiące dwudziesty czwarty, ale domyślam się, że to pytanie retoryczne i po prostu za daleko zabrnąłeś, więc teraz nie wiesz jak z tego wyjść z twarzą - po raz pierwszy na jej twarzy pojawił się uśmiech, który posłała w stronę nieznajomego, w pewien sposób próbując dać mu do zrozumienia, że widziała w życiu gorsze rzeczy i zdecydowanie dziwniejszych ludzi.

- Ty jesteś pewnie tym nowym, który miał mieć dzisiaj rozmowę, nie? Clancy - przedstawiła się, wyciągając w jego stronę dłoń. - Jak ci się tutaj podoba? - zapytała, równocześnie myśląc o tym, co mogłoby sprowadzić tutaj kogoś na pozór normalnego, ale nie zapytała o to na głos. W pewien sposób była przekonana, że nikt o zdrowych zmysłach nie zdecydowałby się na pracę w lokalnej gazecie, gdyby nie był przyparty do muru. Zupełnie tak jak ona. To zaś sprawiło, że odruchowo poczuła sympatię do swojego rozmówcy.

Jordan Buchanan

powitalny kokos
pochmurnica
adria, navy
pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.
Jordan naprawdę chciał zmienić swoje życie na lepsze, chciał to zrobić tutaj w Australii. Chociaż różnie to jego życie się tutaj póki co toczyło, to jednak nie zwątpił. Chyba. Działanie było lepszym wyjściem niż wylegiwanie się na kanapie czy kręcenie się po innych miejscach. Nie chciał okupować mieszkania Joela przez następne miesiące i polegać na nim. Chciał własnego konta dla siebie, swoich czterech ścian, chciał także dorobić się auta i w końcu wrócić na tory. Kiedyś w końcu był pisarzem pełną gębą, redaktorem w Denver, kimś kto nigdy nie cofał się przed niczym i nie schylał głowy. Tutaj musiał wrócić ten Buchanan, którego kiedyś znał, którym kiedyś był. Co prawda aktualnie jako samoocena spadła w dół i on sam stał się teraz kimś kto wydaje się nie być pewnym do końca w tym co robi. Nie rozumiał tego do końca, ale próbował. Nerwowy tekst w kierunku nieznajomej, nawiązanie kontaktu i próba zrobienia jak najlepszego wrażenia, taki był plan.
Ale to wykonanie..
- Fakt, wypadłem z obiegu i chyba czasami lepiej się ugryźć w język. - przytaknął kobiecie, nieco się pesząc z tym swoim wywodem. Denerwował się równie mocno jak lata temu gdy był studentem i tylko odbywał praktyki w lokalnej gazecie. Z czasem nieco budował swoją pozycję, ale potem wszystko znów spadło na sam dół i aktualnie chyba na nowo musiał budować samego siebie, niczym domek z kart. Naprawdę chciał tej roboty i chciał znów poczuć się jak dawniej, może nie było powiedziane, że wrócą stare dobre lata jego świetności, ale może jakaś nadzieja w tunelu?
- Tak, to ja. Ale czy nowy? To się dopiero okaże, jestem dopiero na początku tej drogi. Jordan. Po prostu Jordan. - doceniał to, że przejęła rolę w tej rozmowie i zadała mu to pytanie. Mógł się lepiej poczuć, może nawet rozchmurzyć i wypuścić parę z płuc, skoro już był po oficjalkach. Teraz miało być chyba z górki, no nie?
- Mam nadzieję, że to wypali. Może to nie Stany i nie to co mnie już spotkało w tym zawodzie, ale aktualnie jestem w takim miejscu życia, że to jak szóstka w totka. Zależy mi. - przyznał, kiwając głowo poniekąd, że chyba jest w tym miejscu w miarę okej. Nie miał w zwyczaju wytykać to, że jest to mały budynek i niezbyt mocno rozwinięty w różne działy czy inne takowe, ale to też nie była metropolia, duże miasto i dużo wszystkiego. Przesył informacji miał mieć pewnie prosty przekaz, łatwy i konkretny dla tutejszych mieszkańców. Wszak pewnie pisali tutaj o wszystkim, od wydarzeń sportowych po blok informacji codziennych, a także innych stref.

clancy beardsley
przyjazna koala
Ł.
brak multikont
dziennikarka — the cairns post
28 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Jeszcze kilka lat temu świat stał przed Clancy otworem. Nie tylko w jej mniemaniu, ale i w głowach przełożonych jawiła się niczym ktoś, kto nie cofnie się przed żadnym wyzwaniem. Zawsze miała dryg do pisania artykułów, ale nie chciała poprzestawać na nowinkach ze świata. Pragnęła mieć bezpośredni wpływ na to co robi, a przede wszystkim przysłużyć się do czegoś naprawdę wartościowego, dlatego informacja o tym, że została wybrana by zasilić szeregi korespondentów wojennych, mimo że spadła na nią znienacka, wywołała jedynie silny, aczkolwiek przyjemny dreszcz emocji, który na dobre wypełnił jej ciało. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak ogromne konsekwencje pociągnie za sobą ten wyjazd.

Miała kilka okazji wycofać się i wrócić do domu. Obserwowała jak twarze kolegów po fachu szarzeją, a ich spojrzenia ciemnieją im dłużej oglądały makabryczne sceny rozgrywające się na ulicach Iraku. Łamali się dzień po dniu, a z początku szerokie grono reporterów, malało, by na końcu pozostawić wyłącznie wąską grupę ludzi o najbardziej wytrzymałych nerwach.

Po powrocie żałowała, że nie podjęła tej samej decyzji co korespondenci, którzy wrócili wcześniej. Ów niewielka garstka ludzi, którzy postanowili pozostać, po części została pogrzebana wśród gruzów na zawsze. Nie pamiętała ich krzyków. Nie pamiętała ich głosów, a jej własny na jakiś czas ugrzązł w gardle. Ona też nie była już tą samą Clancy Beardsley, którą znała. Choć jej twarz wciąż zerkała na nią w odbiciu lustra, coś się w niej zmieniło i nie potrafiła tego naprawić. Nawet stwarzając pozory normalności w pracy, w miejscowej redakcji.

- Zależy na kogo trafisz. Jak dla mnie to był całkiem nienajgorszy start - odparła, puszczając do niego oko. Być może, gdyby stanął przed kimś komu brakowało dystansu do siebie, rzeczywiście osiągnąłby fiasko, na etapie pierwszego wrażenia, ale stojąc przed Clancy nie musiał niczego się obawiać. Widziała wszystko, dosłownie i w przenośni, a ów niecodzienny wstęp do rozmowy sprawił, że na krótki moment poprawił jej się humor. Sama zresztą w ostatnim czasie stroniła od rozmów z ludźmi, dlatego nie była pewna, czy zamieniając się z nim miejscami, nie wypadłaby jeszcze gorzej.

- Po prostu Jordan - powtórzyła po nim, pozwalając sobie na delikatny uśmiech. - W takim razie witaj w szeregach The Cairns Post, po prostu Jordan - z tego co zrozumiała, czekał jeszcze na ostateczną odpowiedź, ale patrząc na brak wystarczającej konkurencji, to było bardziej niż pewne, że go przyjmą.

- Pisałeś do jakiś większych gazet? - zapytała, z zainteresowaniem obserwując jego twarz. Skoro mówił o Stanach, to pewnie tak. - Też kiedyś pracowałam w takim miejscu… - ciche westchnienie wyrwało się spomiędzy jej ust. - Ale dobrze, kiedy nie za dobrze, a to miejsce… To jest dobre miejsce dla osób, które potrzebują przegonić swoje demony - dodała, nie spuszczając z niego wzroku.

Jordan Buchanan

powitalny kokos
pochmurnica
adria, navy
pisarz/artysta — sam sobie u siebie
37 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
pisarz/artysta o złamanej duszy i problemie ze startem nowego życia w Lorne Bay.
Jordan w sumie trzymał się z dala od ciężkich tematów, chociażby przez pryzmat zdrowia psychicznego oraz tego, że był od innych zadań, bardziej przyziemnych i ludzkich, tych codziennych. W Stanach zaczynał na grubo i miał staż nawet i w NBC przy porannym bloku informacyjnym. W pewnym momencie mógłby być bardziej kimś z telewizji niż z gazety chociaż przez to, że miał charyzmę i dobrą prezencję. Kto wie! Może gdyby życie napisało inny scenariusz byłby teraz dalej w tamtym miejscu i przedstawiał informację dnia na antenie. Jak widać nie wyszło - pozostała mu Australia i rzucenie się w wir możliwości tutaj. Zawsze miał też backup w postaci pisania książek, ale w tej materii był równie mocno zblokowany. Cairns Post miało być takim dla niego odkupieniem, miejsce które przypomni mu o tym co kochał, co robił solidnie i dobrze. Chciał do tego wrócić i mieć tą codzienną rutynę, ale swoje w tym momencie zrobił - zaprezentował swoją osobę, swoje CV i sukcesy na koncie.
Co prawda to zwolnienie, które miał na koncie do atrakcyjnych nie należało, ale to naprawdę nie była jego wina, jeden mały błąd, który mu się trafił i który zdawał się być "niewinny", zaważył na tym, że gazeta musiała poświęcić jego osobę dla własnego dobra. Rozumiał to.
- Tak? Grunt to mieć przyzwoity start. - stwierdził, ze wzruszeniem ramion. Może ten występ przed nią nie był aż tak istotny co ten z przed paru minut, ale wciąż - dobre wrażenie było podstawą do sukcesu. Nie chciał jej się naprzykrzać i zabierać czas, ale skoro już tu był, to chciał kogoś poznać, zapytać o środowisko i zainteresować się całym tym miejscem. W końcu w jego przypadku nie chodziło tylko o miejsce, które da mu godne miesięczne wynagrodzenie, chciał robić coś na czym się znał i poznać te realia mniejszego świata.
- Hoho, nie wyprzedzajmy jeszcze faktów, proszę. Nie mam jeszcze tej roboty, zobaczymy co będzie. - nie wiedział ile i czy w ogóle jest jakaś konkurencja, ale wolał nie być aż tak przesadnie otwartym i pewnym swego. To też nigdy niej jest dobre, dlatego wybrał gdzieś ten środek jako dobrą przeciw wage.
- Hmmm.. no powiedzmy, że tak. Głównie w Denver, a potem i w okolicy. Na początku też miałem staż w NBC i innych takich w Stanach, mniejsze i większe miejsca. Potem głównie kariera solo i próba napisania książki życia, ale.. cóż. jestem tu - możesz zgadywać co nie wyszło. - stwierdził z lekkim skrzywieniem się. Gdyby chciał być w innym miejscu to fakt, pewnie by go nie było tutaj i na odwrót. Nie było go tam bo był tutaj, a więc nieco ta jego kariera się wykoleiła. - Tak? No możliwe, że i ja tego potrzebuje. Naznaczysz mi na czym się skupiacie i jak duży macie odbiór mniej więcej? Zgaduje że jest to zbiór informacji z okolicy, także i Lorne oraz Brisbane?

clancy beardsley
przyjazna koala
Ł.
brak multikont
ODPOWIEDZ