Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Może faktycznie, ich przeszłość nie należała do takich, o których chciało się zapomnieć i nigdy tego nie wspominać. Byli ze sobą dość długo, bo około trzech lat, dopiero ostatnie miesiące ich związku były ciężkie. Nie tylko z powodu Jamesa, nie bójmy się tego powiedzieć. Sytuacja życiowa Molly nie była idealna, co też zwiększało jej frustrację. Na pewno nie zamierzała kłamać i udawać, że układało im się do końca związku, ale też skłamałaby, gdyby nie powiedziała, że w pewnych momentach naprawdę kochała Amarta i chciała z nim spędzić całe życie. Tak było, oczarował ją sobą, swoim zrozumieniem, dorosłością i podejściem do wielu spraw. Jednak teraz, po tych sześciu miesiącach i kilku poprzedzających ich rozstanie... Trudno było powiedzieć, co teraz do niego czuła. W tym momencie na pewno nie była pewna, czuła się nieco zagubiona. Była w innej sytuacji. Jakby wyjazd do rodzinnego miasteczka był jej kaprysem, dalej była singielką, to może łatwiej jej byłoby powiedzieć, czy po prostu zrobić coś, aby zapomnieć wszystko, co się wydarzyło i wrócić do Jamesa, rzucić się w jego ramiona i pójść z nim do łóżka. Teraz musiała myśleć też o dziecku. I choć Sally była jeszcze za mała, aby zadać pytanie, czy to jest jej nowy tatuś, to jednak trzeba było o tym myśleć. A rolę matki Adams brała bardzo poważnie.
-Nie dziwię się-cóż. James doskonale wiedział, jak w młodości Molly uwielbiała wielkie miasta, jak ceniła to, że może wyjść na moment z mieszkania i pójść do każdej knajpy, na zakupy. Nie raz odwiedzali wspólnie Lorne Bay, bo cała rodzina Adams znała Jamesa, ale wiadomo było, że to nie to, co ona potrzebuje w życiu. A tu taka zmiana...
-No tak, tak. Chodzi mi o ten konkretny-niestety, a może na szczęście, każdy producent tworzył jednak coś innego, by każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Molly jednak w tym momencie, wybierając mebel na ostatni moment, kiedy cała reszta była już gotowa do postawienia pod odpowiednim adresem, musiała dopasować go do reszty.
-Możliwe- jeśli poznawała nowe osoby, a nawet spotykała starych znajomych, musiała mówić, czy nawet zaznaczać, że Sally nie była jej biologiczną córką, że ich sytuacja jest dziwna, skomplikowana prawnie i tak dalej. Przy królu kanap nie musiała udawać, ani się stresować, bo on doskonale wiedział jaka jest sytuacja. Nie poprawiała go, że nie jest matką, a jedynie było to najbliższe doświadczenie dla niej, na jakie może liczyć. Pewnie, wspólnie rozmawiali o tym, że skoro nie będą mieć własnych dzieci, to może adoptują, wezmą jakieś dzieci pod opiekę, czy zdecydują się na jakiś inny krok, więc to nie było tak, że opieka nad Sally była jedyną możliwą opcją, na którą nie byłoby szans, gdyby z nim została, absolutnie. Jednak było w tym coś innego, dziwnego... Może jakby zdradziła Jamesa w taki sposób, że ona była tym rodzicem, a on nie? Choć on w każdym momencie mógł zostać ojcem, wystarczyło znaleźć jakąś dziewczynę. Miał prawo się pocieszać po rozstaniu z nią, choć nie bójmy się powiedzieć, był on takim pracoholikiem w ostatnim etapie ich związku, że na bank nie miał czasu na takie głupoty.
-Świetnie. Wybacz, że Cię tak wykorzystuje, wiem, że nie jesteś tutaj od tego...-powiedziała zbierając swoje rzecz. Jednak miło jej było, że brunet nie odwrócił się na pięcie na jej widok, czy nie wysłał jakiegoś etatowego pracownika, by pomógł jej z jej potrzebami. Był synem właściciela całej sieci sklepów. Pewnie zajmował się zupełnie innymi rzeczami, a nie obsługą klientów. -To jest ten?-zapytała, widząc jedną z aranżacji. Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz była na wycieczce w jakimkolwiek sklepie meblowym. Uwielbiała kiedyś włóczyć się po takich wnętrzach, oglądać meble, przedmioty, szukając inspiracji. Teraz zamawiała głównie z internetu, bo jednak mając dziecko, które zaczyna chodzić, trudno było wyrwać się na kilka godzin, na samotną wycieczkę do Ikei, czy do Amart Furniture.

James Amart
właściciel sklepu meblowego — Amart Furniture
39 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie tylko Molly była skołowana. Znaczy, na pewno dużo bardziej niż James, bo przecież on tu przyjechał ze świadomością o obecności byłej narzeczonej, ale na pewno nie było mu łatwo. Nie bójmy się powiedzieć - chciał ją odzyskać. Chciał ją odzyskać nawet w całym pakiecie z Sally, ba! Wziąłby nawet cały pakiet rodziny Adams, gdyby Molly miała taką wolę. Nadal ją kochał, o czym przekonał się właśnie teraz, gdy po raz pierwszy zobaczył ją po tylu miesiącach. Zamierzał o nią walczyć, ale też chciał dać jej przestrzeń i czas, nie chciał od razu się narzucać. Trochę też dlatego, żeby nie wyjść na jakiegoś creepa stalkera, ale cicho. Chciał, żeby Molly oswoiła się z jego obecnością w miasteczku, bo nie miał zamiaru nigdzie się stąd ruszać. Chciał, żeby to Molly sama zadecydowała, a nie jego ciągła obecność. Dlatego nie zamierzał samodzielnie wchodzić z butami w jej życie. Jeśli Adams stwierdzi, że to nie on jest tym jedynym i będzie chciała szukać szczęścia gdzieś indziej - wtedy miał zamiast usunąć się w cień i jej nie przeszkadzać. Chociaż czy faktycznie by tak zrobił? Nie wiedział tego tak naprawdę. Bo z drugiej strony, gdyby go Molly uraczyła takim stwierdzeniem, to przecież mógł sobie pomyśleć, że się nie podda. Że mimo wszystko będzie o nią walczył. Tylko znowu, nie chciał być tyranem i niczego na niej wymuszać.
- Wiesz… Nie chciałbym być nachalny i nie mówię, że miałoby to być od razu. Rozumiem, że moja obecność tutaj może nie być dla ciebie komfortowa, ale… Nie znam tutaj nikogo póki co, więc może dałabyś się kiedyś namówić na wycieczkę krajoznawczą? Właściwie to nawet nie musi być wieczka, kawa w zupełności by wystarczyła - denerwował się, kiedy to proponował, co Molly mogła od razu stwierdzić po słowotoku, jaki właśnie wylał się z ust Jamesa. Ale kurde, raz kozie śmierć, nie? Była wolnym człowiekiem, więc zawsze mogła mu odmówić. Po za tym wspomniał, że ta kawa nie musi być od razu. Molly mogła się do niego odezwać za kilka miesięcy, a James nadal uzna to za dobrą monetę.
Cóż, James nie był typem podrywacza ani żadnym psem na baby. Co prawda od ich rozstania minęło sześć miesięcy i to był chyba taki właśnie optymalny czas, by mógł się zacząć z kimś spotykać, ale nie chciał. Tak zwyczajnie w świecie nie chciał. Z jednej strony kochał Molly i chciał ją odzyskać, a z drugiej była ta druga, niczemu winna kobieta, której nie chciał krzywdzić. Bo prawda była taka, że on nie wiedział kiedy i w ogóle czy uda mu się odkochać. Zresztą, James ledwo co zaczął wychodzić z pracoholizmu, więc umówmy się, nawet gdyby nigdy w życiu nie zobaczył już Molly, przez te sześć miesięcy i tak nie miałby czasu, by poznać kogoś nowego.
- Daj spokój. Lubię pomagać moim pracownikom i trochę odciążać ich od obowiązków. Oczywiście jeśli ze swoją pracą jestem na bieżąco, więc można powiedzieć, że dzisiaj miałaś szczęście - uśmiechnął się lekko. I taka była prawda. Kiedy wychodził ze swojego gabinetu, by pomóc w rozkładaniu towaru, nie wiedział jeszcze, że Molly jest w sklepie. A klientów lubił obsługiwać, po prostu.
- Dokładnie ten sam. Możemy go przestawić i zrobić aranżację z meblami, które już masz - nie wiedział, czy resztę mebli Molly kupowała akurat u nich, ale jeśli chciała to przecież mogą znaleźć bardzo podobne. Amart Furniture to była porządna firma, James nigdy nie chodził na skróty.

Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
James musiał się liczyć z tym, że teraz to już nie była tylko Molly. Jeśli Amart chciał być ponownie obecny w życiu swojej byłej narzeczonej, to nie było opcji, aby nie było go w życiu Sally, a z racji mieszkania w Lorne Bay (bo chyba już oboje sprawdzili, że w Brisbane im się nie powiodło. W Cairns było okej, w Lorne Bay teraz brunetka miała swoje życie, więc nowy etap na pewno miałby miejsce gdzieś tutaj. Niekoniecznie w Lorne Bay, jakieś okoliczne miejscowości czy wsie wchodziły w grę. A tutaj też mieszkała cała rodzina kobiety, więc tak, teraz ona byłaby na wyciągnięcie ręki. James musiał być na to gotowy, musiał brać to pod uwagę. Jeśli godził się z tym i nie stanowiło to dla niego większego problemu, to mógł zacząć działać w temacie powrotu do Molly. Pewnie pierwszym, za co musiałby się zabrać, to nie obiecywanie gruszek na wierzbie czy mówienie o tym, że się zmienił, a po prostu pokazanie tego. W końcu to było ich kością niezgody.
-W porządku, James. Myślę, że po tym wszystkim co się między nami wydarzyło, udawanie że się nie znamy byłoby co najmniej dziwne. -przyznała, choć nie była tak w stu procentach pewna, że wierzy w te swoje słowa. Chciałaby, ale nie była jeszcze na to gotowa. Chyba. I chyba nie chodzi o to, że minęło dopiero pół roku, ale że widziała się z nim po raz pierwszy od tamtego dnia, kiedy rozstali się. -Nie mam za dużo czasu dla siebie z pracą i z Sally, więc nie wiem jak z wycieczką, ale na kawę kiedyś możemy się umówić-powiedziała. Nie chciała od samego początku mieszać dziewczynki w ich relacje. Pewnie, była ona bardzo mała i nie zapamiętałaby Jamesa, gdyby ten postanowił jednak w którymś momencie zniknąć. Na wycieczkę to pewnie musiałaby zabrać córkę ze sobą, bo nigdy nie chciałaby być rodzicem, który swoje dzieci widuje tylko na zdjęciu.
-Z tego akurat zdaję sobie sprawę. Zawsze potrafiłeś znaleźć coś do roboty-powiedziała. Dbała o to, aby nie zabrzmiało to za bardzo jako zarzut, ale czy to nie na tym polegał pracoholizm Amarta? Zawsze było coś do zrobienia, więc to robił. No, ale nieważne. Nie przyszli tutaj, aby się kłócić, to nie było na to miejsce, ani czas.
-Nie, nie będę robiła wam problemu. Wezmę ją. A jeśli znalazłbyś coś co nadawałoby się na barek, to daj znać. -powiedziała. Pokazała mężczyźnie wizualizację tego co potrzebowała i do jakiego wnętrza. Jakby wpadło mu coś do głowy, to ona na pewno będzie zainteresowana. -Dzięki wielkie za pomoc. Do kasy mam podejść uregulować wszystko?-zapytała. Mogła wziąć szafkę od razu, mogła powiedzieć gdzie ją wysłać, albo kiedy może się po nią zgłosić. -Wybacz, muszę już wracać do domu, moja przyjaciółka zajmuje się Sally...-wytłumaczyła się, skąd takie nagłe zerwanie się z miejsca. Nie było to nagłe, ale teoretycznie mogła zostać jeszcze i zamieć z nim parę słów, jednak naprawdę musiała już iść. Dorosłe życie. Nie zawsze można robić to, na co ma się ochotę.
-Miło Cię było zobaczyć, Jamie...-odpowiedziała, kierując się do kasy, aby ogarnąć wszystko i móc pojechać do domu.

James Amart
ODPOWIEDZ