asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Chociaż oczy zaszły jej ciemnością, gdzieś tam między cieniami wyłaniała się męska sylwetka. Z dźwięków, jakie docierały zewsząd, zdołała zrozumieć, że odwołał ochroniarza, chociaż nie pamiętała w której chwili jakkolwiek dał mu znać, by ten podszedł. Z resztą nie mogła być pewna, że to zrobił, jeszcze nie wszystko było jasne i pewnie tylko z tego powodu nie oponowała, kiedy podniósł ją na ręce, chociaż bez wątpienia takiego obrotu spraw się nie spodziewała.
- Nie musi pan mnie nieść - wybełkotała walcząc z całych sił, aby te słowa nie brzmiały, jak ostatnia sentencja konającej kobiety. Nie chciała robić z siebie ofiary, ani atrakcji, nie chciała też, aby ktokolwiek wiedział o jej złym stanie. W zasadzie nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby ten nieznajomy porzucił ją gdzieś w kącie, gdzie przecież w końcu by do siebie doszła. Nie oczekiwała pomocy i na pewno nie miałaby nikomu za złe, gdyby ta nie była jej udzielona. Mimo to nie należała też do kobiet, które były niewdzięcznicami, więc tym bardziej sytuacja ta zdawała się być dość niełatwą, bo z każdą chwilą czuła się dłużna temu nieznajomemu. Przez to swoje zasłabnięcie i stres wywołany nieoczekiwaną pomocą, zamiast się zorientować gdzie się znajduje, po prostu przyjęła szklankę z wodą i upiła z niej kilka łyków, nadal mocno przejęta.
- Żadnych karetek! - zawołała zbyt stanowczo, bo tan nagły zryw sprawił, że zaraz się skrzywiła i złapała za klatkę piersiową. Miała wrażenie, że jej serce właśnie żegna się ze światem i decyduje się na przedwczesną emeryturę, a przecież jeszcze jakiś czas miało ciągnąć. - Nie chodzi o koszty... poza tym wyglądam dla pana na biedaka? - burknęła, podnosząc na niego spojrzenie. W zasadzie jeśli tak wyglądała, to jakoś bardzo nie odbiegało to od prawdy, chociaż jednocześnie też w pełni nią nie było. Pochodziła z zabitej dechami wsi i swoją pracą w kancelarii utrzymywała rodzinę, spłacając kredyt, który ta zaciągnęła. Także tak, faktycznie nie była zbyt bogata, ale jednocześnie miała niezłą pracę, a nie ciągnęła na zasiłkach. Nie mniej jednak nadal było jej głupio z całą tą sytuacją, więc chciała się wytłumaczyć. Należała do gaduł z gatunku tych najgorszych, a przy tym teraz była prawdziwie podenerwowana problemami, jakie stworzyła, więc tym bardziej jej język nie filtrował myśli, które kłębiły się w jej głowie.
- Przepraszam, to naprawdę nic takiego - by zabrzmiało to wiarygodnie, puściła w końcu klatkę piersiową i spróbowała się odrobinę podnieść, chociaż w dalszym ciągu musiała być blada jak ściana, a jej spojrzenie dość nieobecne. - Po prostu nieco się zestresowałam... sędzia kalosz robi problemy mojej kancelarii, przywala się o jakieś pierdoły, pewnie w szkole go nie lubili, więc teraz zgrywa ważniaka - burknęła, uznając, że obwinianie nieznanego sobie człowieka o całe to zajście będzie dobrym pomysłem, a przynajmniej pomoże jej nieco rozładować napięcie. - No bo bez przesady... jestem prostą kobietą, staram się, wydrukowałam wszystko ładnie, próbuję nadążać za tym prawnym tempem, ale no.... tutaj wszyscy są tacy fą fi fą. Uważaj na słowa! Uważaj na ubiór! Uważaj na terminy! Wstawaj w dobrym momencie! Jezu, już w kościele mniejsze problemy robią, jak się nie podniesie tyłka z krzesła, bo ksiądz gra na dzwonkach, nie uważa pan? - westchnęła głęboko, mając wrażenie, ze ta wypowiedź kosztowała ją zbyt wiele energii, ale jednocześnie pomogła jej nieco zapanować nad roztrzęsieniem.

Salinger Trevelyan
Sędzia — Cairns Courthouse
43 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W Nowym Jorku pewnie powiedzieliby o nim wiele niemiłych epitetów odnośnie jego zachowania zarówno na sali sądowej, jak i właśnie na sądowych korytarzach, gdzie wbrew pozorom to właśnie odbywała się większość słownych potyczek pomiędzy prawnikami. Bo nie ma drugiej tak satysfakcjonującej rzeczy jak wyciągnięcie brudu na klienta, z którym się skarżysz i patrzenie jak kolor ucieka im z twarzy, bo oni już wiedzą, że masz ich w garści. Tutaj jednak, jak przystało na sędziego, musiał porzucić swoje złe nawyki i stać się przykładem dla całej sądowej braci. To nie przeszkadzało mu w utarciu nosa jakiemuś niedoświadczonemu adwokatowi od czasu do czasu, kiedy zaczynał gwiazdorzyć na jego sali, lecz niestety nie było to nawet w połowie tak satysfakcjonujące jak jego poprzednie ekscesy. Z racji swojego stanowiska oraz tego, że po prostu był porządnym człowiekiem, z czym na pewno niektórzy by się nie zgodzili, nie mógł zostawić dziewczyny mdlejącej na korytarzu. Nie ważne, co tam majaczyła pod nosem kiedy zanosił ją do swojego gabinetu.
Wezwanie karetki było oczywistym pierwszym krokiem do rozwiązania tej sytuacji, ale kiedy tak się zerwała na byle wspomnienie tego słowa postanowił odpuścić. Za to na jej następne słowa tylko uniósł wymownie brew jakby to nie miało być do niego. Jego pierwszą myślą nigdy nie było ocenianie zawartości portfela nowo poznanej osoby. Z resztą dziewczyna nie wyglądała na aż tak biedną, aczkolwiek wzywanie profesjonalnej pomocy może rzeczywiście trochę ją kosztować, jeśli nie ma dobrego ubezpieczenia. Jego bardziej jednak interesowało dlaczego tak żywiołowo odmawiała pomocy. Czy miała coś na sumieniu? Wrzucenie jej do bazy danych wzniesie jakąś flagę w organach ścigania? Gdyby się ich bała chyba nie przebywałaby w sądzie. To byłoby naprawdę głupie, bądź absolutnie genialne. W każdym razie tylko pokiwał głową ochroniarzowi by tej karetki nie wzywał.
- Niekoniecznie, ale takie omdlenia naprawdę powinny być zbadane przez lekarza. Gdybym cię nie złapał mogłabyś rozbić sobie głowę, stracić zęby albo złamać nos. Te schody, po których się wspinałaś są dość twarde. - odpowiedział całkiem spokojnie podpierając się o swoje biurko naprzeciwko niej.
Przeprosiny przyjął delikatnym skinięciem głowy oraz łagodnym uśmiechem. W tej chwili nie zamierzał oceniać dlaczego nie chce pomocy. Na narzekania na kogoś ze swojego zawodu nie mógł się nie uśmiechnąć. Rzeczywiście, większość tych starych sędziów potrafiła być dość upierdliwa z tymi wszystkimi szczegółami, aczkolwiek na tym niestety polegała ta praca. Byli tutaj po to żeby przestrzegać prawa, a jeśli prawo stanowiło, że dowodu muszą być przedstawione w jakimś przedziale czasowym to tak właśnie musiało być, a on miał wyciągnąć konsekwencje od tych, którzy tego nie zrobią. Nie ważne, jak frustrujące by to nie było.
- W kościele ryzykujesz tylko wiecznym potępieniem w piekle. Tutaj niedotrzymanie terminów, czy obraza sędziego ma trochę bardziej... realne konsekwencje. - uśmiechnął się wymownie od razu rysując linię gdzie stoi jeśli chodzi o religię - Ale tak, niektórzy sędziowie potrafią być bardzo upierdliwi jeśli chodzi o szczegóły oraz zachowanie na ich sali. Niektórzy mają jakąś manię wielkości bo robią to od dekad... A niektórzy są jeszcze całkiem ludzcy. - oczywiście on zaliczał się do tej ostatniej kategorii, a przynajmniej tak myślał - To który cię tak urządził? - spojrzał na nią pytająco.

Mari Chambers
ambitny krab
Kłapouchy
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Chyba jeszcze nie do końca docierało do niej, co właśnie miało miejsce, ale też skłamałaby mówiąc, że było to jej pierwszym omdleniem. Do tych dochodziło odkąd pamiętała, ale w ostatnim czasie podobne zdarzenia pojawiały się coraz częściej. Zawroty głowy, zasłabnięcia, problem ze złapaniem oddechu czy mroczki przed oczami... próbowała żyć tak, jakby tego nie było, ale ignorowanie choroby zaczynało stanowić dla niej problem. Póki co jednak cieszyła się, że trafiła na - jak jej się wydawało - obcego mężczyznę, z którą totalnie nic jej nie łączyło i którego być może już nigdy nie spotka. Nie, żeby na tym ostatnim jej jakoś szczególnie zależało, ale no, nie chciałaby, by ktoś dowiedział się o jej małym wypadku, a już na pewno, żeby dowiedział się ktoś z jej kancelarii, bo wówczas sprawa najpewniej by się rozniosła. Mimo wszystko nie spieszyło jej się do przymusowego urlopu, gdzie i tak pracowała aktualnie na naprawdę korzystnych warunkach, jakich pewnie nie dostałby byle pracownik z ulicy.
- Spokojnie, wiem co jest tego powodem, więc kolejna badania nie są mi potrzebne - machnęła dłonią, bo uznała, że skoro i tak się nie znają, to przyznanie się do tego, że to wydarzenie nie było dla Marienne niezrozumiałym przypadkiem posłuży na korzyść ich aktualnej rozmowy. W przeciwnym razie jej wybawiciel mógłby jeszcze wspominać o konieczności badań, a tak wierzyła, że ten temat nie będzie już tak istotnym. - Poza tym mam twardą głowę, w dzieciństwie oberwałam od syna Callowayów podkową podczas festynu i miałam ledwo guza - podzieliła się z nim faktami, które najpewniej wcale go nie interesowały, ale Mari już taka była, mówiła nieco za dużo, w sposób otwarty i prosty. Przynajmniej zdobyła się przy tym na uśmiech, chociaż nadal musiała wyglądać, jakby trwała na pograniczu przytomności i zasłabnięcia. Czuła to sama, to też po tej wypowiedzi ponownie napiła się wody i jeszcze nie próbowała wstawać, bo miała pewność, że długo pozycji pionowej nie utrzyma.
- Oho! By pan spróbował powiedzieć to mojej babci - podsumowała jego opinię na temat kościoła i może zrobiła to zbyt żywo, chcąc przy tym przewrócić oczami, bo w rezultacie zachwiała się nieco i złapała za głowę, na całe szczęście cały czas pozostając w bezpiecznej pozycji na kanapie. - To ja chyba na tych ludzkich jeszcze nie trafiłam - przyznała, wzdychając cicho, a potem skupiła się na moment, aby odnaleźć nazwisko. - Mam zapisane w teczce... mam strasznie kiepska pamięć... Trawertyn? Hmm, nie, tamto brzmiało tak bardziej śpiewnie... Travelala? Travelila? Jezu, może jednak przywaliłam tą głową o podłogę? - wysunęła palce między włosy i zacisnęła je delikatnie, jakby to miało jakoś pomóc w przypomnieniu sobie odpowiedniego nazwiska. Niestety najpewniej w przeciwieństwie do większości ludzi, którzy swoją karierę wiązali z prawem, Mari nie posiadała najlepszej pamięci, a w ostatnim czasie z ta było nawet gorzej, niż wcześniej.

Salinger Trevelyan
Sędzia — Cairns Courthouse
43 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Cóż... Nie będę pani wchodził z butami w życie, mogę mieć tylko nadzieję, że uda się pani z tego wyjść. - odpowiedział uprzejmie ponieważ tylko na tyle mógł sobie teraz pozwolić.
Nie miał pojęcia kim jest ta dziewczyna, czy jakąś młodą prawniczką, pomocą obrony, oskarżenia czy nową stażystką w tym budynku. Wiedział tylko tyle, że w jakiś sposób z prawem musiała być związana. Czy to od strony technicznej czy od bycia skarżoną. Niemniej takie omdlenia nie wydawały mu się normalną rzeczą, więc nie poddawał nawet w wątpliwość tego, że jej sytuacja musi być dość poważna. Z drugiej jednak strony słyszał o przypadkach, które były całkiem banalne, a po prostu nieuleczalne. Nie był lekarzem, więc nie zamierzał nawet próbować oceniać. Oby tylko następnym razem był w okolicy ktoś równie spostrzegawczy co on by zdążył ją złapać. Sal nie miał w zwyczaju nic na nikim wymuszać, więc nie będzie wzywał do niej pogotowia, ani próbować wyciągnąć z niej, co jest nie tak. To nie jego sprawa. Miał wiele innych zmartwień na głowie niż choroba obcej dziewczyny.
- Głowę możesz mieć twardą, jednak szkoda by było gdybyś złamała sobie nos czy zęby. Oszpecenie takiej ładnej twarzy powinno być karalne, a wie pani... Jesteśmy w miejscu, gdzie te kary właśnie się wymierza. - uśmiechnął się do niej pogodnie i wcale nie filuternie.
Był sędzią, więc to w ogóle nie wypadało, tym bardziej, że do tego wszystkiego był żonaty. To jednak nie sprawiało, że nagle stał się ślepy na wszystkie piękne kobiety tego świata. Tym razem po prostu stwierdzał fakt. Całkiem przyjacielsko i bez żadnych nieprzyzwoitych podtekstów, chociaż dziewczyna może to odczytać jak chce. Tego jej nie może zabronić.
- Proszę przyprowadzić. Zawsze wpadałem w oko starszym kobietom. - zaśmiał się cicho, ale szybko przerwał i spojrzał nieco zmartwiony na stan dziewczyny, która pomimo pozycji siedzącej trochę się zachwiała, a to sprawiło, że znów przygotowywał się do ratowania sytuacji - Proszę dać sobie czas. Nie wszyscy to takie biurokratyczne mendy. - przytaknął lekko jakby na potwierdzenie swoich słów.
Całkiem dobrze wyszło mu zachowanie kamiennej twarzy, kiedy wyszło na jaw, że przyszła tutaj właśnie do niego. Może to dlatego, że nie był jeszcze absolutnie zdziadziały, ale postanowił trochę przeciągnąć ten okrutny żart, którym była ironia takiego spotkania. Z resztą, co mu powie nawet jak jej się to nie spodoba? W końcu to on jest tutaj sędzią.
- Trevelyan? O tak... Straszny z niego dupek. Wrócił z jakiejś wielkiej kancelarii w Stanach Zjednoczonych i wydaje mu się, że wie więcej o życiu niż inni, bardziej doświadczeni sędziowie. - pokręcił głową naprawdę dobrze grając - Dopierdziela się do każdej najmniejszej pierdoły w aktach. Ostatnio nawet jakaś pani prawnik przegrała u niego sprawę bo podobno nie przepada za rudowłosymi. - przewrócił teatralnie oczami - Co za gbur... - mruknął mając nadzieję, że dziewczyna podejmie jego narzekania.

Mari Chambers
ambitny krab
Kłapouchy
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Uśmiechnęła się, chociaż do śmiechu wcale jej nie było. Też miała nadzieję, że uda jej się z tego wyjść, a jednocześnie wiedziała doskonale, że to niemożliwe. Choroba zostanie z nią na zawsze, co najwyżej teraz liczyło się to, czy uda się ją uratować przed śmiercią, czy raczej nieszczególnie. O tym jednak nie zamierzała mówić, mało komu z resztą przyznała się do prawdy. Pamiętała, jak wszyscy przeżywali wszczepienie sztucznej zastawki, która miała być końcem batalii o jej zdrowie, a okazało się, że była jedynie wierzchołkiem góry lodowej.
Całe szczęście niedługo musiała myśleć o przykrych tematach, bo była tylko prostą kobietą, więc gdy przystojny mężczyzna mówił jej komplement, naturalnie twarz jej się rozpogadzała. Zachichotała zaraz, czując, jak lekko się rumieni, chociaż do zbyt wstydliwych z pewnością nie należała.
- Och, proszę nie przesadzać - machnęła dłonią, udając zawstydzoną, ale po jej minie było widać, że to jedynie teatralne zagranie. - Pan również jest bardzo przystojny! - odpowiedziała też zaraz, pewna, że wypada oddać komplement, tym bardziej, że ten przyszedł jej naturalnie. - W zasadzie to cieszę się, że to właśnie pan mnie złapał, to o wiele bardziej filmowe, niż gdyby robił to ktoś o gorszej aparycji... nie, żebym grymasiła, ostatecznie każdy jest lepszy od walnięcia o podłogę - wyjaśniła z typową dla siebie swobodą, która najpewniej nie pasowała do miejsca takiego, jak to. Niestety taki był już jej urok i nawet gdy próbowała zgrywać kogoś, kim nie była, jej małomiasteczkowa otwartość wciąż wybijała się na wierzch. Można to było pokochać, albo znienawidzić.
- Nie chciałby pan jej poznawać. Zamęczyłaby pana na śmierć i zmusiła do noszenia dzierganych swetrów w upale - zażartowała, bo w to, że wpadłby w oko jej babci nie wątpiła. Byle kto by jej wpadł, a co dopiero wysoki, przystojny mężczyzna o przyjaznym usposobieniu. Jaka kobieta by na to nie poszła, w gruncie rzeczy? - Mówi pan? Mam nadzieję, że dożyję poznania tego lepszego sortu - ponownie zażartowała, ale też uderzyła w nią szczerość tych słów, bo od jakiegoś czasu, mimo emanowania humorem, w zaciszu swoich własnych myśli, po prostu bała się, że faktycznie mogłaby umrzeć. Nie pojmowała tego, ale lęk nie chciał jej opuścić.
Gdyby wiedziała też, że rozmawia dokładnie z tym człowiekiem, którego tak śmiało obraża, to cóż... zamknęłaby się, ale niestety była mistrzynią podobnych wpadek.
- Dokładnie, Trevelyan! - podchwyciła i zaczęła kiwać głową, gdy słowa mężczyzny zgadzały się z jej przypuszczeniami. - Nie przepada za rudowłosymi? To teraz co? Będzie mi robił problemy, bo jestem ruda? - obruszyła się, ale jednocześnie zestresowała, bo przecież nie chciała zawalić pracy tylko z uwagi na swoje ryże kosmyki włosów. - Jasne! Bo wielcy sędziowie to albo blondynki albo brunetki! A nas, rudowłose się spycha na margines! Co on? Ani z Zielonego Wzgórza nie czytał? - ostatnie zdanie mogła sobie śmiało darować, ale jednak była już w pewnym transie wyrzucania z siebie swoich przemyśleń. - Chciałabym zobaczyć jego własne włosy! Pewnie już ma zakola i siwiznę, no i chowa to pod tą śmieszną sędziowską peruką! - kontynuowała. - Wygarnęłabym mu... ale nie mogę robić problemów swojej kancelarii... może powinnam założyć jakąś czapkę? - zagadnęła, wyskakując z kolejnym absurdalnym pomysłem.

Salinger Trevelyan
Sędzia — Cairns Courthouse
43 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Powinien był już z tego wyrosnąć w swoim wieku, aczkolwiek z jakiegoś powodu za każdym razem, kiedy udało mu się wywołać ten subtelny rumieniec na młodej, kobiecej twarzy czuł satysfakcję. Nadal to miał. Nie powinien tak myśleć, ani pewnie nawet się czuć z racji tego, że ma żonę i nie jest to małżeństwo z przypadku, jednak chyba nie można go do końca winić za to, że nadal podoba się niektórym kobietom. Ani za to, że czerpał z tego satysfakcję. Przecież dzięki temu wiedział, że nie musi spędzać kolejnych godzin na siłowni, a co za tym idzie, może je spędzić w towarzystwie swojej małżonki. Więc to wręcz działało na jej korzyść. Teraz wychodził z niego ten korporacyjny prawnik, który potrafił przekuć wszystko w coś pozytywnego i tak obrócić kota ogonem żeby wyszło na jego, jednak nawet w tym jest jakieś ziarenko prawdy. W każdym razie wszyscy byli szczęśliwi i kryci.
- Czy to już ten moment w filmie, kiedy czas trochę zwalnia, a pani właśnie sobie uświadamia jaka świetna ze mnie partia i, że to tak naprawdę miłość od pierwszego wejrzenia? Jakiś krótki monolog o tym jak to muszę być tym jedynym, skoro byłem w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie? - zaśmiał się cicho nie mając jej za złe tej odrobiny próżności, każdy miał do tego prawo.
Czy to był lekki flirt z jego strony? Może. Czasami mógł się zapomnieć, lecz chyba oboje wiedzą, że to wszystko tylko w żartach. Przecież nie byli w żadnym filmie ani nawet na jego planie. W prawdziwym życiu to wszystko tak nie działało. Przynajmniej nie tak łatwo. Poza tym bądźmy ze sobą szczerzy, chyba była od niego o połowę młodsza, więc czego się tu doszukiwać?
- W lato taki sweter byłby przesadą, ale na zimę pewnie byłby w sam raz... - pokiwał głową na lewo i prawo jakby naprawdę się nad tym zastanawiał - Myślę, że już pani poznała. - spojrzał na nią udając trochę urażonego, jednak szybko ciepło się do niej uśmiechnął.
Mogła przemawiać przez niego arogancja, ale naprawdę uważał się za całkiem w porządku sędziego. Tak, przestrzegał prawa, bo taka była jego praca, aczkolwiek potrafił pójść na ugodę czy komuś na rękę. Może to nie było koniecznie etyczne, zwłaszcza w procesach, gdzie ktoś popełnił poważne przestępstwo, a nie sądzili się o za wysoki płot sąsiada, ale jako jeden z najmłodszych sędziów w tej części Australii był jeszcze na tyle w kontakcie ze światem, że nie zapominał jakimi prawami się rządzi.
- Oh... Tak. Pewnie jakaś rzuciła go w przeszłości i od tamtej pory uprzykrza życie innym. - przytaknął dziewczynie całkowicie poważnie splatając dłonie na piersi żeby przypadkiem nie przeczytała jego nazwiska na plakietce - O nie... Wielcy sędziowie to tylko mężczyźni. Ale szowinistyczna świnia... - przewrócił oczami nadal świetnie odgrywając swoją rolę chcąc zobaczyć jak daleko uda mu się to pociągnąć - Kto wie, co on tam chowa. Nigdy nie wychodzi bez niej z gabinetu, więc pewnie ma pani rację. - odpowiedział nieco konspiracyjnie - Zły pomysł, to by był brak szacunku i bóg tylko wie, co by wtedy zrobił. - pokręcił głową - I pamiętaj żeby nigdy nie patrzeć na niego z góry. To skrzat, więc będziesz musiała rozmawiać z nim schylona. Nie ma innej opcji. Paranoja, nie sądzi pani? - wyszczerzył się w między czasie chwytając metalową plakietkę ze swoim nazwiskiem z biurka za sobą i unosząc ją przed sobą na poziomie jej wzroku bardzo tajemniczo się uśmiechając.

Mari Chambers
ambitny krab
Kłapouchy
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
No nie była ślepa, prawda? To znaczy wadę wroku miała dość poważną, ale z soczewkami świetnie sobie radziła i potrafiła racjonalnie stwierdzić, czy jej rozmówca bybl atrakcyjny, czy też nie. Poza tym skłamałaby mówiąc, że na aparycję osób ze swojego otoczenia nie zwraca większej uwagi, co nie znaczyło, że uważa ją za główny czynnik oceny. Nie mogłaby, chociażby przez wzgląd na to, że kiedy sama przyjechała do Lorne Bay i podjęła pracę w Cairns, nosiła wybitnie źle dobrane, niemodne ubrania i oprawki, które przysłaniały jej twarz w możliwie najbardziej niekorzystny sposób, o makijażu nie wspominając. Dużo od tamtego czasu minęło, ale wciąż nie była w pełni dystyngowaną damą, w zasadzie nawet w połowie, chociaż już nie odstraszała stereotypowo wiejskim lookiem.
- Z tego co wiem, te filmy kierowane są głównie do kobiet, więc to pan powinien mieć motyle w brzuchu na mój widok i od teraz cały czas o mnie myśleć - wytknęła mu, jednak z szerokim uśmiechem na twarzy, bo niezwykle podobało jej się podchwycenie przez niego nawiązanie do sztampowych filmów. Zwykle, kiedy Marienne pozwalała sobie na podobne porównania, nie spotykała się z przychylnością otoczenia, więc było to naprawdę przyjemną odmianą. Schlebiało jej takie zachowanie i chyba potrzebowała go, aby się nieco oderwać od wszystkich problemów, jakie spadły na jej barki, a na jakie nigdy nie była gotowa. Poza tym też nie uważała, że robiła coś złego, to nie tak, że z nim otwarcie flirtowała, była w szczęśliwym związku, z mężczyzną, który na pierwszy rzut oka był całkiem inny od tego stojącego przed nią. Szanowała swojego partnera za opanowanie i powagę, ale teraz, szczególnie po omdleniu, dobrze było się pośmiać, zamiast mierzyć z kolejną dozą przerażenia.
- Oho, czyli pan jest tym lepszym sortem? Wysokie mniemanie mamy, widzę - rzuciła dość zaczepnie, nadal pozwalając sobie na swobodne żarty. Nie należała do szczególnie powściągliwych kobiet, ale taki był już jej urok. Inna sprawa, że nadal czuła się dość słabo i swoim zachowaniem chciała pokazać, że jest całkiem inaczej.
- Ech, no i jasne... z jednej strony szkoda, że ma złamane serce, ale czy to powinno usprawiedliwiać bycie dupkiem? - zapytała dość otwarcie, bo jego sposób mówienia i ją popychał do swobody wyrażania własnych myśli. Przecież nie mogła wiedzieć, że oboje obrażają osobę, która znajduje się w tym pomieszczeniu. - Jak się schylam, kręci mi się w głowie... jezu, co to za zakompleksiony typek? - burknęła, w głowie notując jednak wszystko, by w razie konfrontacji wcielić w życie ewentualne rady. Sięgnęła jeszcze po wodę, upijając kilka łyków, gdy jej rozmówca wyciągnął przed nią plakietkę, z początku nie rozumiała, potem przeczytała i o mało się nie zachłysnęła. Otworzyła oczy szeroko, rozglądając się zbyt szybko.
- To jego gabinet!? - zawołała, a adrenalina dała o sobie znać. Niestety dla niej, jej serce podobnych niespodzianek nie znosiło najlepiej. - Dlaczego tu jesteśmy? A jak wróci? Jak ktoś mu powi... - ucięła w połowie zdania, gdy szare komórki już się rozgrzały, a do niej dotarł sposób, w jaki mężczyzna stojący przed nią na nią patrzy. Nawet taki niedomyślny skrzat, jak Marienne potrafił dodać dwa do dwóch. - Kurwa - wymsknęło jej się wybitnie nieodpowiednio, jak na miejsce i okoliczności. Zasłoniła usta dłonią, ale ta niedługo tam się znajdowała, bo zaraz skrzywiła się mocniej, dociskając ją do mostka, kiedy serce zakotłowało mocniej, co zaowocowało dość silnym ukłuciem bólu. Zgięła sie odrobinę, ale nie myślała o narządzie, a o tej sytuacji. - Jezu... jak mogłam... być taka... głupia - z trudem wyrzuciła z siebie te słowa, czując, że robi jej się gorąco. Mimo to walczyła o każde słowo i nie planowała dawać sobie czasu na spokojny oddech. - Prze... przepraszam... prze... jestem... idiotką... przep... raszam - nawet nie potrafiła przywołać w głowie wspomnienia, kiedy ostatnio była tak przerażona, jak w tej chwili.

Salinger Trevelyan
Sędzia — sąd
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
both inside and out, and just like the cold that is harsh and burning, I will always be the warmth to soothe you and make you feel better. I will love you.
4.

Sama nie wiedziała co ostatnimi czasy się z nią działo, ale rzeczywiście zaczęła wychodzić do ludzi. No dobra, może wychodzenie do ludzi to złe określenie, bo nie do końca do tych ludzi wychodziła. Po prostu chętniej spotykała się z tymi, których już znała I nie szukała żadnych wymówek, żeby się z nimi nie spotykać. Z Zackiem widywała się stosunkowo często ze względu na ich zawody, które gdzieś tam się pokrywały. Nawet tak się poznali. Szybko jednak dostrzegła, że z Hendersonem dogaduje się też w tematach nie związanych z pracą. Jeszcze szybciej zaczęła go nazywać swoim przyjacielem. Właściwie to nawet był jej najlepszym przyjacielem. Nawet wśród kobiet nie miała tak zaufanej osoby jaką był Zack.
Dzisiaj więc sama wyszła z inicjatywą, że powinni spotkać się na lunch. Nawet zaproponowała, że ona ten lunch załatwi. Początkowo rzeczywiście miała im coś ugotować, żeby zjedli zdrowo I pożywnie I jeszcze zaoszczędzili na hajsie. Niestety to jej nie wyszło. Musiała dzień wcześniej zostać dłużej w pracy. Miała to być godzinka czy dwie, ale ostatecznie wyszło, że siedziała w pracy tak długo aż usłyszała, że ktoś sprząta korytarz prowadzący do jej gabinetu. Rano też nie za bardzo miała czasu na wykonanie czegokolwiek. Poza tym, piszę tutaj o wykonaniu, a ona nawet nie miała czasu, żeby pomyśleć co mogłaby przygotować. I to nie tak, że nie potrafiła gotować, albo nie lubiła. Wbrew przeciwnie, kiedyś, kiedy jeszcze nie była aż tak zaaferowana swoją pracą, bardzo dużo gotowała I lubiła próbować różnych nowości. Niestety kariera w pewnym momencie pochłonęła całe jej życie. Gotowała więc w weekendy, ale w pewnym momencie nawet weekendy były poświęcane na rzecz pracy. No ostatecznie pamiętała tylko o tym, żeby rano, zaraz po otwarciu restauracji zamówić coś co dowiozą jej do biura na czas. No I rzeczywiście dowieźli, więc jedzenie po prostu czekało, aż Zack dotrze pod sąd, gdzie będą mogli iść zjeść. A, że pogoda była ładna to zdecydowali, że zjedzą sobie gdzieś w terenie. Na ławce w parku. Wzięła pojemniki jak tylko dostała smsa od Hendersona, że na nią czeka I wyszła z budynku sądu.
-Cześć. – Przywitała się z nim pocałunkiem w policzek. –Wiem, że obiecałam, że coś ugotuję, ale absolutnie mi nie wyszło. Nie będę się nawet wdawać w szczegóły. – Mogła się tylko domyślac, że Zack od razu zgadnie, że najzwyczajniej na świecie pochłonęła ją praca. Często zdarzało jej się zapomnieć o tym, że musi cokolwiek zjeść. Przykre. –Jak się trzymasz? – Zapytała z wyczuwalną troską w głosie I nawet pogładziła go po policzku, żeby dać mu jakieś pocieszenie, chociaż być może wcale go nie potrzebował. Ona jednak odnosiła się do jego zawieszenia. Sama pewnie by wewnętrznie umierała, gdyby nie mogła wykonywać swojej pracy. –Niedaleko jest fajny park, może tam coś znajdziemy. – Wskazała drogę. Pewnie marzyło jej się zjedzenie lunchu siedząc na fontannie.
detektyw, ochroniarz — w stoczni
28 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
detektyw zawieszony bezterminowo, chwilowo dorabia jako ochroniarz i udaje, że wcale nic nie schrzanił
#numer

To miejsce prawdę mówiąc nie było jakimś typowym dla Zacka… nie bywał tutaj ostatnio zbyt często, właściwie to kompletnie nie było miejsce, które sam by wybrał akurat teraz, kiedy toczyło się w jego sprawie wewnętrzne śledztwo.. Ale co zrobić, kiedy zobaczyć chce się z tobą piękna blondynka o długich nogach? No oczywiście, że nie warto jej tego odmawiać! A już zwłaszcza kiedy jest to Selene, która ani trochę nie będzie go oceniała za to, co ostatnio narobił w swoim życiu. Pewnie w ogóle niewiele o tym wiedziała, ostatecznie to nie było coś czym lubił się chwalić… nie ze wszystkimi detalami. Ale pewnie była osobą, która miała największą szansę żeby jednak te wszystkie detale poznać.. jak tylko Zack je poukłada w swojej głowie, bo to też przecież odsuwał w czasie. Tak, skomplikowany facet.
Doskonale rozumiał zaangażowanie w pracę, sam też potrafił się w ten sam sposób zaangażować, kompletnie odciąć od świata i rzeczywistości i po prostu zapomnieć o jedzeniu, spaniu, zobowiązaniach. Oczywiście nie był wzorowym policjantem i nie każde jego działanie było honorowe i zgodne z prawem, ale o tym oczywiście nikt nie wiedział. Póki co. Z jego zawieszenia może wyjść wiele… może nawet jakieś sekrety po drodze.
- No hej, właśnie się zastanawiałem czy wyjdziesz w swoim wdzianku - rzucił z rozbawieniem, nawiązując do togi oczywka - wyobrażasz sobie gdybyście wciąż musieli nosić te głupie peruki? Wyglądałabyś absolutnie wspaniale, majestatycznie i… ani trochę klaunowato - zapewnił ją, chociaż ja nie pamiętam gdzie dokładnie i do kiedy te śmieszne ubranka obowiązywały…. i w sumie nie wiem, czy kobiety sędziny w ogóle się załapały na erę takich peruk.
- Super, odkrywam nowe powołanie w roli ochroniarza. Wypracowałem lepszy uchwyt latarki w trakcie obchodów, wszyscy koledzy ze stoczni będą mi zazdrościć - rzucił oczywiście udając, że się nabija z tego wszystkiego. A tak naprawdę zamaskował fakt, że ten drobny gest i delikatny dotyk w dziwny sposób poczuł tak, jakby… no bardzo go potrzebował.
- Jasne, chodźmy. Co my tu mamy? Powinnaś była skłamać, że przecież stałaś kilka godzin, pół nocy żeby to przygotować do tych zacnych pudełek - dodał oczywiście zgrywając nonszalancję i pomagając jej z tymi pudełkami, jak na gentlemana (którym ani trochę nie był) przystało.
australia
-
remi, cami, nico
Sędzia — sąd
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
both inside and out, and just like the cold that is harsh and burning, I will always be the warmth to soothe you and make you feel better. I will love you.
Selene za to częściej bywała właśnie tutaj niż w domu. Zdarzały jej się momenty, ale to już bardziej po rozwodzie niż w trakcie trwania małżeństwa, że potrafiła wynajmować sobie pokój w pobliskim hotelu i tam nocować. Głównie dlatego, że próbowała parę razy zostawać w biurze na noc i nigdy nie kończyło się to dobrze. Dlatego lepszym rozwiązaniem było nocowanie w hotelu i szybkie dostanie się do pracy następnego dnia. Nie zawsze droga z Cairns do Lorne była przyjemna. Głównie przez korki. Co prawda Selene nawet stojąc w korkach wykorzystywała każdą chwilę, żeby popracować. No, ale w końcu ogarnęła, że lepiej po prostu zostać w Cairns. Gdyby nie to, że kochała swój dom to zapewne zaczęłaby rozważać przeprowadzkę właśnie tutaj. Żeby nie musieć wynajmować pokoju.
-Niestety. Dzisiaj nie będę spełniać twoich skrytych fantazji. – Również odpowiedziała mu żartem. Nawet nie chciałaby wyjść w tym publicznie. Zakładała to tylko i wyłącznie przed wejściem na salę rozpraw. Nie po to kupowała drogie garnitury i zestawy, żeby zakrywać to pod czymś tak… niekorzystnym. Chociaż dobra, akurat jej było korzystnie we wszystkim, nawet w todze. –Nie wiem czy wiesz, ale peruki są noszone tylko w Anglii przez kobiety. W każdym innym państwie tylko przez mężczyzn. Ale w Australii się ich nie nosi. – Nie miała przyjemności założyć takiej oficjalnej i prawdziwej peruki. Raz na Halloween przebrała się za sędzię z prawdziwego zdarzenia, ale to było na studiach, gdzie nie mogła się doczekać żeby sędzią być. Teraz niespecjalnie chciałaby nosić coś co podczas rozpraw, które mogą trwać kilka godzin, uwierałoby ją w głowę.
-Przynajmniej zachowujesz ciągłość i gdzieś pracujesz. – Wiadomo, że lepiej czułby się w pracy, która sprawia radość i satysfakcje. A teraz mógł się tylko czuć jak zwierzę zamknięte w potrzasku. –Dobrze, zapamiętam, że będę musiała się zainteresować dobrem twoich nadgarstków. Kupię ci latarkę, którą będziesz nosił na głowie. – Uśmiechnęła się. –Albo nie. Nie chcemy zakrywać tej pięknej twarzy. Kupię ci taką, którą sobie przypniesz na klatce piersiowej. – Zdecydowanie lepsze rozwiązanie. Chociaż latarka na twarzy, trochę ocaliłaby jego anonimowość. Światło osłaniałoby twarz w razie gdyby miał zostać przez kogoś rozpoznany.
-Właściwie to jak tak teraz o tym mówisz to żałuję, że po prostu nie wzięłam z domu pojemników i nie poprzekładałam. Wyszłabym na słowną osobę. – Westchnęła ciężko, ale oczywiście była to teatralna zagrywka. Niespecjalnie lubiła kłamać. A już na pewno nie uciekałaby się do kłamstwa w tak błahej sprawie. Podziękowała mu za wzięcie pudełek i wykorzystała okazję, żeby jeszcze raz na niego spojrzeć. –Mam nadzieję, że jedzenie poprawi ci humor. – Rozumiała jego przybicie spowodowane pracą, ale chciałaby zobaczyć uśmiech na jego twarzy.
detektyw, ochroniarz — w stoczni
28 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
detektyw zawieszony bezterminowo, chwilowo dorabia jako ochroniarz i udaje, że wcale nic nie schrzanił
Zack lubił ten stan, kiedy człowiek chce żyć w swojej pracy, nie chce z niej wychodzić. Bywały takie sprawy, które całkowicie go pochłaniały, pobudzały każdy, nawet zapomniany neuron do działania, analizowania i dodawania dwa do dwóch. Oczywiście praca policjanta nie była idealna, ilość papierkowej roboty i nudnych kroków do wykonania po drodze była ogromna, czego zwykle nie pokazują w telewizji. A przynajmniej nie tak 1:1, bo wiadomo, czasem coś tam na przyśpieszeniu puszczą, ale jednak większość filmów i seriali o glinach to przede wszystkim chwile objawienia i wielkich przełomów w dramatycznym śledztwie. W realnym życiu i takim małym zapyziałym miasteczku jak Lorne to zbyt wiele ich nie było. No ale jak były… ta adrenalina była niesamowita. I Zack to kochał. I kto wie, może przez swoje schodzenie z głównej, jedynej słusznej drogi, szukał właśnie takiej samej dawki adrenaliny? Albo można to zrzucić na karb jego ciężkiej przeszłości.
- Ohh, nigdy nie mów tego facetowi - pokręcił głową z udawanym rozczarowaniem. I ugryzł się w język, bo bardzo chciał dodać, że może nie byłaby rozwiedziona z innym podejściem, ale to przecież jeszcze za wcześnie. I dobrze, że się rozwiodła.
- Nie wiem czemu zdecydowali się akurat na nie, ja bym postawił na doczepiane włosy, dodają majestatu - rzucił, nabijając się dalej i nawet zrobił minę, jakby naprawdę miał wąsa pod nosem. W sumie może sobie zapuści? Zostanie wąsatym magazynierem. Jeszcze tylko piwny brzuszek i obrazek gotowy.
- Taa - mruknął cicho, ale nie chciał się nad sobą użalać. Co by to dało? A no nic. Musiał czekać i jakoś przetrwać, aż uznają, że może wrócić do swojego zawodu i robić to, w czym od zawsze był dobry,
- Czyli mam do wyboru być górnikiem albo Iron Manem? Chyba druga opcja brzmi lepiej - odpowiedział po chwili zastanowienia. Ostatecznie w simsach właśnie były takie drogi awansu dla policjantów, od krawężnika po superbohatera na samym końcu. A przynajmniej w pierwszej, oryginalnej tak było. Ah ten ostatni etap zawsze taka niespodzianka!
- Tyle się przy mnie jeszcze musisz nauczyć - pokręcił głową - ale nie martw się, daddy is here to help - odpowiedział i oczywiście od razu pożałował. - Okropne określenie - dodał żeby nie myślała, że to popiera i że go to kręci - nie za bardzo - przyznał szczerze, bo nawet jeśli było smaczne, to cóż - ale alkohol może pomóc - odpowiedział po chwili i posłał jej nawet blady uśmiech.
australia
-
remi, cami, nico
Sędzia — sąd
34 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
both inside and out, and just like the cold that is harsh and burning, I will always be the warmth to soothe you and make you feel better. I will love you.
Selene musiała się nauczyć tego, że teraz mogła otwarcie kochać swoją pracę i w niej mieszkać. Wcześniej, jak jeszcze była żoną Jamesa, musiała się z tym kryć i mówić, że praca to konieczność. Teraz miała tyle czasu wolnego, że równie dobrze mogła na głos przyznawać, że praca była jej życiem. No bo to nie tak, że w domu ktoś na nią czekał. Poza kotem oczywiście, ale wiadomo, że koty potrafią być niewdzięczne. A teraz doszło do tego, że momentami James zajmuje się kotem, więc mieszkanie Selene rzeczywiście stało puste.
-Powiedziałam, że dzisiaj! – Próbowała się wybronić, bo naturalnie nie chciała wyjść na typiarę, która nie byłaby w stanie spełnić czyiś fantazji. Byłaby w stanie to zrobić. Nie była aż taka zimna. A przynajmniej teraz taka nie była. Albo dobra, starała się nie być, bo bogowie wiedzą, że potrafiła być zimna i egoistyczna. Wiele ją to kosztowało. Nie chciała już popełnić takiego błędu.
-Jestem w stanie wyobrazić sobie ciebie z doczepionymi włosami. – Pokiwała głową. –Nie żebyś w sumie tego potrzebował. – Selene nie miała nic przeciwko dziwactwom, które ludzie robili według swoich upodobań. Wręcz wspierała ludzi całą duszą, żeby robili to co ich uszczęśliwia. Z drugiej jednak strony, sama stawiała bardziej na naturalne piękno. A prawda była taka, że Zack miał zdrowe i ładne, gęste włosy. Nie potrzebował żadnych doczepianek. Nawet jeżeli miałyby być w ramach pracy czy zabawy.
-Pff. Kto by nie wybrał bycia Iron Manem? – Amant, miliarder, paskudny charakter, średnia twarz. No po prostu żyć nie umierać. Jedyne czego Selene by zazdrościła takiemu Iron Manowi to chyba hajsu. No dobra, może zbroi trochę też. Bo jednak fajnie tak sobie polecieć gdziekolwiek bez zobowiązań i nie martwić się paszportami, wizami i nielegalnie przekroczonymi granicami. Latasz gdzie chcesz i kiedy chcesz. Jeszcze przy okazji możesz sobie pogadać ze sztuczną inteligencją, albo w ogóle pójść sobie spać, a sztuczna inteligencja poleci za ciebie. Fajna sprawa. Chociaż znając życie, to Selene, nawet mając zbroje i pieniądze Tony’ego Starka i tak siedziałaby w sądzie i pracowała 20 godzin na dobę.
-Nie mam pojęcia jak ja w ogóle sobie radziłam w życiu zanim spotkałam ciebie. – Zażartowała i nawet się uśmiechała do czasu aż wypowiedział słowo, które naturalnie w każdym normalnym człowieku powinno wywołać jakieś oburzenie. –Okropne. – Zgodziła się z nim. –Czy naprawdę młode kobiety mówiąc tak o mężczyznach, z którymi sypiają nie myślą przy okazji o swoich ojcach? – Skrzywiła się, bo nie była pewna czy chce brnąć w ten temat. –Nie mam nic przy sobie, ale w sumie… możemy się wybrać na drinka. Albo dwa. Albo trzy. Albo po butelce? – Zaproponowała. Musiałaby wziąć wolne do końca dnia, ale w sumie… przecież nic by się nie stało. Miała milion nadgodzin do odebrania, a dla przyjaciela i poprawienia mu humoru mogła zrobić chociaż tyle. Poza tym, może jej też przyda się trochę alkoholu i zrelaksowania się w dobrym towarzystwie.
ODPOWIEDZ
cron