Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Nie miał pojęcia, że przychodziła tu dzień w dzień i siedziała po kilka godzin bezczynnie w poczekalni. Nie miał pojęcia, że walczyła o wejście do niego każdego dnia, bo domyślał się, że Bruce jej wszystko wyjaśni. To i tak cud, że udało się załatwić to jedno widzenie. Angelo widział, że jego prawnik działał prężnie i nie spodziewał się niczego innego, w końcu Bruce był świetny. Dlatego go wybrał, a że był ojcem jego laski, cóż, niefortunny zbieg wydarzeń, który już sam nie wiedział, czy wyjdzie na dobre, czy na złe. Tak, czy inaczej, załatwienie widzenia Gabi było jakiś takim niemym przychyleniem się w ich stronę, przecież nie musiał tego zrobić. Odnotował to w swojej głowie.
Patrzył, jak Gabrielle Glass wchodzi do pomieszczenia, sunąc wzrokiem po jej zgrabnych nóżkach, których smak znał już w każdym calu. Miała na sobie (oczywiście) sukienkę w kwiatuszki i wyglądała tak, jak lubił. Słodka, niewinna, ale przy tym bardzo seksowna i... cóż. Jej twarz nie była tak promienna jak zawsze, wyglądała na bardzo zmartwioną i zmęczona, ale wciąż była śliczna. Angelo nawet nie zwrócił uwagi na innych ludzi w sali i ich reakcje, bo to oczywiste, że się gapili. Jego wzrok skupiał się tylko i wyłącznie na niej - jego promyczku, do którego uśmiechał się tęsknie, rozczulony jej mówieniem do szyby. Rozbawiło go to, na tyle, by zapomniał na chwilę gdzie jest, po prostu patrzył na nią, jakby była jedyną osobą w pomieszczeniu.
Spodziewał się kolejnego wyrzutu słów z jej ust, którym przyglądał się uważnie, gdy tak śmiesznie układała je w nerwach. Uśmiechał się rozczulony wręcz jej zachowaniem i tym,co mówiła. Jak miał się nie cieszyć? Skoro ją widział, a ona była tak uroczo zabawna. Doszło do niego, jak bardzo za nią tęsknił, jakim była promyczkiem w jego ciemnym jak noc życiu. Tym światełkiem, co oświetlało drogę, a on jak ślepa ćma leciał do tego światełka, w nadziei na coś lepszego i znajdował to tam. Już nieważne, że siedział, nieważne, że mógł tak naprawdę nigdy nie wyjść. Kiedy ją zobaczył, posłuchał jej głosu, obserwował śliczną, troszkę taką oj jaką złą buźkę, normalnie groźną! Wszystko odeszło. Spokój. Lubił ten spokój, który nastawał, gdy była blisko niego.
Nie wytrzymał i roześmiał się krótko, gdy tak bardzo chciała widzieć się z dyrektorem. Jak miał się nie śmiać? Pokręcił lekko głową rozbawiony i wlepił w nią czarne spojrzenie, w którym mogła dostrzec znany sobie błysk. w taki sposób patrzył tylko na nią i na nikogo innego w całym swoim życiu. Gdy powiedziała, że za nim tęskni, przyłożył i swoją dłoń do jej dłoni na tej cholernej, zimnej szybie, patrząc jej głęboko w oczy. Musiał jednak odsunąć dłoń, jeśli chciał coś mówić, bo nadal miał skute dłonie, a łańcuch między kajdankami nie był aż tak długi, by mógł i trzymać dłoń na szybie i słuchawkę przy uchu.
- Ja za tobą też. Pięknie wyglądasz, wiesz? - Rzucił w końcu, błądząc spojrzeniem po jej twarzy. - Kocham jak jesteś taka zła, groźna i jak taka lwica mnie bronisz. - Rzucił, jakby była małym, rozkosznym dzieckiem, a on podziwiał jej rozkoszne psotki.
- Zdjąłem opatrunek, bo mi niewygodnie robić pompki... Nie. Cicho. Teraz ja mówię. - Dodał od razu, widząc już te jej rosnące dalej oburzenie. - Jesteś taka słodka, jak się złościsz, czemu nie prowokowałem cie wcześniej? - Znów się krótko roześmiał i kontynuował, rozsiadając wygodnie na krześle. - Słuchaj, nudy tu straszne, więc sobie ćwiczę, nic mi nie jest. Chyba nie zapłacili za współdzielenie konta na netflixie, bo nawet klawisze oglądają naziemną telewizje... Mam super widok z celi, wieczorami odbija się z jednego okna telewizor dyżurującego. - Skąd w nim tyle siły na żarty? Miał dziwnie dobry humor, ale to chyba dlatego, że po prostu ją zobaczył. Wywrócił oczami pochylił się do przodu, opierając o blat przed sobą. W ten sposób był bliżej swojej ukochanej, świdrując jej twarz dokładnie swoimi ciemnymi oczami. Trochę spoważniał, ale wciąż miał zakochany wzrok.
- To całe aresztowanie i sprawa o napaść to tylko przykrywka mój największy skarbie. Myślę, że chcą mi udowodnić, że jestem kimś, kim nie jestem, dlatego traktują mnie jakbym był tym gangsterem i już nigdy miał stąd nie wyjść. - Odpowiedział jej na zadane wcześniej pytania . - Znowu mnie przesłuchiwali i znowu w tamtej sprawie, a nie tej, przez którą siedzę. W sumie to im się nie dziwię, myśląc jak oni, to i tak kurwa dziwne, że pozwolili nam się spotkać. - Westchnął. - Ogarniemy, dobrze, że twój tata tak szybko działa, to może uda się równie szybko z tą kaucją... Oby. Wystawię im jedną gwiazdkę w Google za tą całą aferę i niewygodne łózka. - Wywrócił oczami. - Słuchaj mała, nie martw się. Wszystko na pewno się niedługo wyjaśni i do ciebie wrócę. Najgorsze jest to, że będzie tyle syfu do zbierania... moje biznesy, przecież to jakaś parodia. - Pokręcił głową, już trochę mniej wesoły niż przed chwilą. - Nieważne. Podziałamy z Brucem... Wróćmy do mojego pytania z początku. Jak się czujesz mała? I nie, nie wkurwiaj mnie. To ważne. Dla mnie. To po pierwsze. - Uniósł jeden palec znad słuchawki. - A po drugie... - I drugi- Co robiłaś przez te wszystkie dni? Jesteś u mamy, co nie? - wydedukował, skoro Bruce nic nie mówił, że zatrzymała się u niego.
Kurwa... Jak uda się z kaucją, to będzie musiał się gdzieś zatrzymać. Jeśli faktycznie mieszkała teraz z matką, to... Do chuja jak długo będą zblokowane konta! Miał co prawda swoich bandziorów i zapasową gotówkę w razie takich akcji, ale nie mógł ryzykować. Będą obserwować każdy jeden jego krok, jak stąd wyjdzie, doskonale dawał sobie z tego sprawę. Przekazanie gotówki przez kogokolwiek będzie mocno ryzykowne. Angelo widocznie się zamyślił, marszcząc ze sobą brwi.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
To było jakieś szaleństwo... Kilka dni temu świetnie bawili się w Polsce, bawili się w pacjenta i pielęgniarkę, a teraz nawet nie mogli się dotknąć i oddziała ich od siebie ta pieprzona szyba, którą Gabrielle miała ochotę rozwalić w drobny mak. Chyba Angelo faktycznie miał na nią zły wpływ, bo zaczynała bardziej ulegać swoim emocjom, które zwykle trzymała na wodzy, jeśli chodzi o złość czy agresję, a teraz była wściekła, tak bardzo, że miała ochotę krzyczeć. Nie miała pojęcia jak ojcu udało się załatwić to widzenie, ilu ludziom musiał obiecać przysługę, od kogo wyegzekwować tą, którą mu dany człowiek wisiał. Pociąganie za tyle sznurków na raz nie było łatwą grą i trzeba było być cholernie inteligentnym i wprawnym logistycznie by to wszystko udźwignąć. Bruce nadawałby się na polityka z takimi koneksjami i znajomościami, ale czasami lepiej jest nie być na świeczniku, robić swoje najlepiej jak się potrafi niż wystawiać się na publiczny ostrzał. To chyba za nim Gabi była takim "social butterfly", bo też potrafiła odnaleźć się w każdym towarzystwie, zwyczajnie będąc sobą i nie przejmując się tym, co ktoś sobie o niej pomyśli. Dla niej liczyła się tylko opinia kilku osób, którym ufa, nikogo więcej, bo po co ma się przejmować opinią kogoś, kto jej nie zna?
Nie spuszczała wzroku z Angelo, uśmiechał się, był wręcz rozpromieniony, aż normalnie to nie pasowało do sytuacji, w której się znalazł. Czy on coś brał? Czy już zdążył złapać kontakty na spacerniaku albo na siłowni i ktoś mu kopsnął działkę dropsów, albo innych dragów? Przecież na trzeźwo ciężko jest znieść taką izolację. Blondynka zmarszczyła śmiesznie nosek, aż jej się zrobiła zmarszczka między brwiami, a wkoło oczu pojawiły się drobne kurze łapki, a usta wyglądały jak lekko napompowane, próbowała go rozgryźć. Czy to możliwe, żeby aż tak ucieszył się na jej widok? Zwykle ta radość objawiała się czymś zupełnie innym niż tak wesołym i promiennym uśmiechem, a mianowicie mówię tu o wzwodzie, tak okazywał niebywałą radość na jej widok, zwłaszcza w tak krótkiej kiecce. Specjalnie się tak ubrała, czytała o kobietach więźniów! Czytała ich rady na forum, które wygrzebała w internecie i każda, jak jeden mąż mówiła o seksownych ciuszkach, żeby osłodzić partnerom rozłąkę i pozwolić podziwiać ciałka, których tak pragną, żeby zająć ich umysł swoim widokiem, który będą rozpamiętywać przez kolejne dni i sobie dogadzać. Widziała jego wzrok, podobał jej się, zawsze topił jej w ten sposób serduszko i ona już wiedziała co to oznacza. Obserwowała go ot tak i przy Julii i przy nawet obcych kobietach, na żadną tak nie patrzył jak na nią i to było piękne. Mimo wszystko miała ochotę się obrazić za to, że się z niej śmiał, a raczej z tego jej przejęcia i potraktowania więzienia jak hotelu, w którym goście nie otrzymują od obsługi wystarczających udogodnień.
- Wiem skarbie, dla ciebie to nawet w worku po ziemniakach będę wyglądać ładnie... Mam wrażenie, że czego nie ubiorę, jak się nie uczeszę, jak się nie pomaluję to będę dla ciebie najpiękniejsza na świecie. Troszkę mnie to dziwi, ale jest cholernie miłe i roztapia mi serduszko...- no nie potrafiła się na niego długo gniewać, rozczulał ją swoimi słowami, gestami, rozbrajał uśmiechem i tym swoim luzem. Okej, to był rollercoaster emocji, złość jej minęła, ale znów ją naszła. CO ZA NIEODPOWIEDZIALNY BAŁWAN ZDEJMUJE OPATRUNEK ZE ZŁAMANEJ RĘKI I JESZCZE ROBI POMPKI?! Zagotowało się w niej, poczerwieniała, już chciała mu zrobić wykład o tej odpowiedzialności i wyjaśnić jak działają tego typu opatrunki, że stabilizują kości, pomagają w szybszym zroście, przecież jak kość mu się nie zrośnie dobrze to znów będą musieli mu ją łamać, operacyjnie zespolić, żeby mógł w ogóle ruszać palcem! A ona potrzebowała jego sprawnych palców i to nie tylko do łóżka, ale i paru innych rzeczy. Paskudny uciszył ją, zahamował wybuch i ten potok słów, jaki miał wylecieć z jej ust. Aż nadęła policzki jak taka ryba rozdymka i wywaliła na niego gały niczym żaba z kreskówki. Wysłuchała go z takimi policzkami, nie oddychając nawet, zacisnęła palce na brzegu swojej sukienki, przez co musiała odkleić łapkę od szyby zdecydowanie szybciej niż by chciała. Dopiero jak skończył wypuściła powietrze z ust, tym samym szyba lekko zaparowała po jej stronie.
- A wiesz, że złość piękności szkodzi? Chcesz, żebym osiwiała, miała zmarszczki i zwiędłe cycki? Chcesz tego? To mnie nie denerwuj.- pogroziła mu palcem, śmiesznie wyglądała taka rozzłoszczona. Wpadła na pewien uroczy pomysł... Namalowała na tej zaparowanej szybie serduszko, w którym napisała A+G i uśmiechnęła się słodko.
- Przyniosłam ci książkę i dwa cygara i zapalniczkę, przechodzą właśnie kontrolę bezpieczeństwa, zaraz ktoś ci je przyniesie, tak powiedzieli. - westchnęła cicho do słuchawki, tak jak jemu czasem wzdychała do uszka kiedy się namiętnie kochali. Tylko to był inny rodzaj westchnięcia, raczej taki zrezygnowany.
Słuchała go trochę z niedowierzaniem, czy oni się przypadkiem na mózgi nie zamienili w tym samolocie? Gabi miała wrażenie, że Angelo to teraz takie duże, rozbawione dziecko, a z ich dwójki to ona jest bardziej poważna i przejęta sytuacją... Ale... Ona już wiedziała czemu tak jest! Chciał jej pokazać swoją postawą, że wszystko jest w porządku, że nie ma się martwić i ma się dobrze, ale dla niej to była tylko poza maska, już zdążyła go trochę poznać, ale wysłuchała go spokojnie, nie śmiejąc się jednak z tych żarcików.
- Wiesz, że nie umiem się nie martwić, zawsze będę się martwić, każdego dnia do końca mojego, albo twojego życia, taka już jestem i tego nie zmienisz, nie potrafię się nie przejmować ludźmi, na których mi zależy, a na tobie zależy mi najbardziej na świecie.- wyrzuciła na jednym oddechu. Czyli nic się nie zmieniło, nadal trwała przy swoim zdaniu, że go kocha i potrzebuje. Powrót do domu nie odmienił jej o 180 stopni, była tą samą Gabi co przed wyjazdem i w jego trakcie.
W tym momencie do pomieszczenia, ale od strony Angelo wszedł strażnik i położył na ladzie książkę, dwa tanie cygara i zapalniczkę. Wszystko przeszło pomyślnie kontrolę bezpieczeństwa.
- Twoja dziewczyna jest szalona, była tu dzień w dzień, widać upór się opłacił. Trzymaj się jej bracie, taka dama to skarb.- ciemnoskóry strażnik poklepał Angelo po ramieniu i uśmiechnął się do niego przyjaźnie. Widać nawet w takiej robocie można być człowiekiem do samego końca. Gabi nie słyszała co on mówił, słuchawka tak dobrze nie zbierała dźwięków.
Poczekała, aż mężczyzna sobie pójdzie i oparła łokieć o blat, a na dłoni wsparła brodę przypatrując się ukochanemu z uwagą, czyli nie wykręci się od odpowiedzi na pytania, a przecież przyszła tu dla niego, dla nich, żeby go wesprzeć, wywiedzieć się jak się czuje. Może dobrze, że pytał... Może tak chciał jakoś odwrócić swoje myśli od tego całego bałaganu.
- W porządku, jestem już zdrowa jeśli o to pytasz. No i okres mi się spóźnia, powinnam go dostać dwa dni temu. To chyba ze stresu albo przez zmianę klimatu, albo ze zmęczenia, a to dziwne, bo z implantem antykoncepcyjnym wszystko powinno działać jak w zegarku. Chodzę zła, ciągle płaczę, bo mnie coś wzrusza, śmieję się bez powodu, nie znoszę tego stanu przed miesiączką, jest okropny nie tylko dla mnie, ale i dla otoczenia. Do tego ciężko mi spać samej. Nie mogę zasnąć, długo się wiercę, już się przyzwyczaiłam, że jesteś obok, przyciskasz mnie do siebie tymi twoimi silnymi ramionami, przyzwyczaiłam się do twojego ciepła, zapachu, oddechu na policzku. Jesteś dla mnie jak melatonina dla osób cierpiących na bezsenność...- powiedziała zupełnie szczerze. Gabi jak nikt inny potrafiła wywalać na światło i ubierać ładnie w słowa swoje uczucia, a to znaczyło tylko tyle, że cholernie tęskni i nie może bez niego żyć.
- W zasadzie to nic takiego... Głównie to siedziałam, przeglądałam tik toka, czytałam jakieś książki. I tak jestem u mamy, ona jest w jakieś delegacji teraz więc jestem sama. Gdy już wyjdziesz to zamieszkamy w moim pokoju razem na jakiś czas, myślę, że mamą nie będzie problemu, chociaż może mieć wątpliwości co do nas tak jak tata. Chociaż z matką powinno być łatwiej.- sprawnie ominęła temat tego, że czytała książkę i oglądała tik toki w więziennej poczekalni, po co miała mu o tym mówić, żeby się wkurzył, że marnuje swój czas? A co miała lepszego do roboty? Nie poszła na studia, znajomi ją olali, sporo wyjechało na różne uczelnie i tak o, została sobie sama, więc takie siedzenie wśród ludzi było zdecydowanie lepsze niż w samotności.
- Potrzebujesz czegoś? Przywieźć ci coś konkretnego? Nie wiem ile tu jeszcze zostaniesz, uschnę do tego czasu, wyschnę na wiór i zarosnę pajęczynami. Chcę być blisko... Tęsknie za twoimi rękami, ustami i sam wiesz czym jeszcze...- zarumieniła się mocno i odwróciła wzrok, wbiła go w swoje kolana, zakłopotana swoją śmiałością. Znowu to robiła... Dwa kroki w przód, pięć do tyłu jeśli chodzi o te erotyczne gadanie.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
- Najlepiej oczywiście bez. - Jakżeby inaczej. Na jego usta wślizgnął się firmowy uśmieszek braci Denaro, a jego wzrok zlustrował jej ciało jakby na potwierdzenie swoich słów. Oczywiście, że ucieszył się na jej widok. Bywała męcząca i za bardzo za bardzo, ale mimo wszystko ten tydzień to wystarczający czas, by zatęsknić. Doceniał jej obecność i bliskość, teraz mu tego brakowało w chłodnej, nieprzyjemnej celi. Miło było jednak mieć ją obok siebie i widzieć jej twarz każdego ranka. Brakowało mu jej i nie wyobrażał sobie, że mogłoby byś tak już na zawsze. Nie chciał o tym myśleć, ale musiał, bo to przecież jedna z rozważanych opcji. Najgorszy scenariusz, gdy powiedzą mu, że jest winny, a on będzie musiał prosić swoją ukochaną, by o nim zapomniała i ruszyła na przód. Nie będzie wtedy innego wyjścia, może nawet sprawiłby, by go znienawidziła? Tylko po to, by mogła normalnie po tym wszystkim żyć, a on już do końca życia spędziłby swój czas za kratkami, kochając ją i tęskniąc.
Patrzył teraz na nią i jakby wszystko się zatrzymało. Został sam ze swoimi myślami na chwilę, tak trudnymi do zaakceptowania, jak żadne inne. Wkurwiłby się strasznie, gdyby akurat teraz go złapano, akurat w tym momencie życia, w którym w końcu odnalazł kogoś, kto miał tyle odwagi, by wejść do jego serca. Patrzył tak na nią i modlił się do Boga by dał im jeszcze czas. Przynajmniej kilka lat... Bał się, cholernie się bał, że ją straci, a ona straci jego. Jak chyba jeszcze niczego w całym życiu. Nie mogę do tego dopuścić
Chciał denerwować ją choćby do końca życia... Uśmiechnął się i wrócił do rzeczywistości, a czas znów jakby wrócił do swojego normalnego biegu.
- To jest poświęcenie na które jestem gotowy. - Zażartował. - Od czego jest medycyna estetyczna maleńka, co? - Puścił jej oczko, chociaż nie uważał, że Gabi potrzebowałaby jakichkolwiek zabiegów. Możesz z biegiem czasu, na pewno, jeśli będzie chciała zahamować procesy starzenia, ale teraz? Dla niego była piękna taka, jaka jest.
Zmarszczył brwi, obserwując, co ona te znowu wymyśliła. Zaśmiał się krótko na widok tego serduszka, to było takie kompletnie w jej stylu. Czasami lubił te jej gówniarskie zachowania rodem z filmów o licealistach, bo były takie... prawdziwe.
- O. - Wydał z siebie dźwięk zaskoczenia. - Świetnie. Dzięki mała, jesteś najlepsza. Nawet nie wiesz jak mi się chciało wczoraj wieczorem cygara i łychy... i ciebie między nogami. - Oj nie kłamał. Puścił jej oczko. Jasne, że chciał jej pokazać, że wszystko z nim dobrze, że się "nie przejmuje" zarzutami, które przecież oficjalnie były mijające się z prawdą. Poza tym, nie chciał, żeby się o niego martwiła tak, jak pewnie to robiła. "Mam wszystko pod kontrolą", to jej musiał pokazać. "Wszystko będzie dobrze, widzisz, nie stresuje się". Poza tym, naprawdę był szczęśliwy, że tu przyszła, że ją widział, jego dzień stał się od razu lepszy, gdy z samego rana dowiedział się o jej odwiedzinach. Był twardym skurwielem, bezdusznym i bezlitosnym potworem, ale mimo tego posiadał uczucia. Kochał i tęsknił, też chciał ją przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, że wyjdzie stąd i będą mogli być razem, że nie spędzi życia za kratkami.
Była dla niego za dobra. Nie rozumiał, czym sobie zasłużył że ją spotkał? Po tych wszystkich rzeczach, które w życiu zrobił, miał kogoś o tak czystym sercu. Zaśmiał się cicho, takim westchnięciem, może nieco smutno.
- Wiem... - Lustrował ją spojrzeniem, chcąc powiedzieć coś jeszcze, pewnie, że to czyni ją taką wyjątkową, ale za jego plecami pojawił się strażnik. Angelo spojrzał na niego, marszcząc brwi. Pomyślał, że chce zakończyć widzenie, ale było zupełnie inaczej. Jego słowa i go zaskoczyły i jakoś nie. Przytaknął mu głową na znak, że doskonale o tym wie, wracając już spojrzeniem na Gabi. Przychodziła tu każdego dnia? Dlaczego go to nie dziwiło? Oczami wyobraźni widział ja, robiącą awantury, że mają ją wpuścić i koniec i ona chce widzieć dyrektora. Jakoś go to rozbawiło, patrzył na nią nie kryjąc tych emocji. Już chciał pytać o tą dziwną książkę (myślał, że przyniesie mu coś jego, a to wyglądało jak jedno z jej romansideł... ), lecz ona w końcu zaczęła odpowiadać na jego pytanie. Skamieniał. Zmroziło go, a przez ciało przeszedł dreszcz. Nie to niemożliwe.. Było możliwe, mogła być w ciąży. Zrobiło mu się duszno i sucho w ustach, a dłoń zacisnęła silniej na śliskiej słuchawce, która aż zaskrzeczała nieprzyjemnie pod jego uściskiem. Już miał zacząć krzyczeć, że mają go stąd natychmiast wypuścić, ale ona zapewniła, że antykoncepcja działa i zaczęła w swój piękny sposób mówić o swojej tęsknocie. Zabolało go to, jej widok i głos, taki tęskni i zraniony. Był na siebie zły, że to przez niego dziewczyna teraz cierpi, nie zasługiwała na to. Bolało go jej cierpienie, bo zasługiwała na wszystko co najlepsze, zasługiwała na cały świat, a nie na to, co jej fundował. Wiedział, że cierpi, że tęskni, patrzył na nią tak, jakby go to raniło. I tak w zasadzie było. Jeszcze kilka miesięcy temu przerastały go te odczucia, ale teraz pozwalał sobie je czuć i się tego nie wstydził, nie bał. Nie była jego słabością, już zrozumiał, że jest jego siłą. Miał dla kogo walczyć i obiecał sobie, że dla niej będzie, nieważne jak ciężki bój będzie musiał stoczyć.
- Też mi cię brakuje. - Przyznał cicho.- Ale już niedługo będę obok, obiecuję. - Mogła dostrzec w nim determinację, nie tylko w głosie, ale i w twarzy, która nieco się spięła. Jedna myśl jednak nie dawała mu spokoju... Nie miel pewności, że Gabi nie jest w ciąży. Znów przeszedł go jakby dziwny paraliż. Może to strach? Że mogła być, a on nigdy nie będzie dla swojego dziecka ojcem? Skazując ją na bycie samotną matką.... Nie. Tak się nie stanie. Wykluczone. Słuchał, co robiła przez ostatni tydzień, jak widzi jego wyjście za kaucją i... no miała racje. To chyba będzie najlepsze rozwiązanie.
- Czyli jeszcze z nią nie rozmawiałaś... Gabi musisz to zrobić, okej? Może nawet jeszcze dzisiaj. Ja wiem, że czasami chce się czekać do samego końca, ja też tak zrobiłem. - Rzucił jej dość jednoznaczne spojrzenie, mając na myśli prawdę o nim. - I sama wiesz, że to nie jest dobre rozwiązanie. Twoja matka myślę, że może się domyślać, nie raz nas widziała jak zaczynaliśmy się jeszcze spotykać. Druga sprawa, zamieszkanie u was wydaje się rozsądne, ale... dziwne. Myślałem o tym, co ze sobą zrobić po wyjściu i jeśli oni mi faktycznie wszystko zablokują, to chyba nie będziemy mieli wyjścia... - Widać było, że ciężko mu się jakoś z tym pogodzić. Pokręcił głową, jakby nie wierzył w całą tą sytuację. - Mam nadzieję, że to wszystko szybko się wyjaśni. - Rzucił już chyba bardziej do siebie niż do niej. Nie mógł słuchać jak za nim tęskni i jak jej źle... Ale na szczęście powiedziała coś, co mógł podchwycić. Zerknął na nią, rzucając dobrze jej znane spojrzenie i uśmieszek.
- Kutasem? - Wiedział, że ją to zawstydzi, a dla niego było to świetne odgonienie myśli. I się nie mylił. Lubił, gdy płonęła rumieńcem. - Nie martw się mała, jak tylko stąd wyjdę, będziesz go dla siebie miała tyle, ile zapragniesz. - Obiecał, prostując się dumnie na krześle. - Wiem, że za nim bardzo tęsknisz, ale hej, obiecaj mi, że nie będziesz już tu przychodzić każdego dnia, co? To nie jest miejsce dla ciebie kochanie. - Zmienił zgrabnie temat, patrząc na nią już widocznie zatroskany. - Jestem pewien, że ojciec na pewno da ci znać, jeśli będziesz mnie mogła znów odwiedzić. - Chociaż bardzo w to wątpił. - Dobrze, będziesz dobrą dziewczynką? - Spytał już nieco niższym głosem, takim, jakiego używał do niej w łóżku.
Poczekał aż mu odpowie, żeby z ręką na gardle, dodać jeszcze na koniec.
- I zrób test. - Jego ton głosu był nieznający sprzeciwu, jednak sam głos lekko się złamał. - Tak dla pewności... - Musiał wiedzieć. Na sto procent, musiał wiedzieć, że nie była w ciąży. O ironio. W normalnych okolicznościach skakałby z radości, ale w tych? Nie potrafił. Kiedy jeszcze nic nie było pewne...

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Nie mogła się nie wyszczerzyć na ten jego komentarz o braku żadnego ubrania, to przecież było oczywiste, ona też go lubiła najbardziej nago! Chociaż... Nie, ona jednak lubi jak coś pobudza jej wyobraźnię i np. Angelo paraduje sobie w nisko zawieszonych na biodrach bokserkach albo przepasany jest ręcznikiem i ocieka wodą, a kropelki sobie płynął po jego ciałku! Aż się rozmarzyła, brakowało jej tego widoku, przyzwyczaiła się do tego, a jak wiadomo do tego co dobre łatwo jest przywyknąć.
Blondynka nie przewidywała innych możliwości, aniżeli tylko i wyłącznie pozytywnych! Była święcie przekonana o tym, że jej ojciec poradzi sobie dość skutecznie z wymiarem sprawiedliwości i ukochany szybko wyjdzie na wolność, nawet jeśli do procesu będą musieli się kisić w mieszkaniu jej matki, z którą nie dogadywała się najlepiej. One mają kompletnie różne pomysły na to jak powinno wyglądać życie Gabrielle, co niestety powoduje dużo zgrzytów między dziewczynami i Gabi chyba nikomu innemu jak jej aż tak nie pyskuje. Jasne, że się bała, że śledczy dokopią się do dowodów obciążających Angelo, ale nie mogła dać się zjeść temu strachowi, zwłaszcza że widziała ukochanego w całkiem dobrym nastroju, cała jego postawa aż krzyczała, że wszystko będzie dobrze i traktuje pobyt tutaj jak wakacje w bardzo, ale to bardzo kiepskim kurorcie, gdzie łażą myszy i karaluchy.
Robisz dobrą minę do złej gry, więc i ja muszę to robić... Musisz widzieć, że wcale się nie przejmuję, chociaż jest inaczej... Nie wyobrażam sobie mojego życia bez ciebie ty skończony durniu... Wlazłeś niespodziewanie, rozgościłeś się i nie chcesz z niego wyjść, a ja nie chce byś to robił.
Z zamyślenia wyrwał ją jego tekst o medycynie estetycznej i poczuła jak kostka lodu spada jej do żołądka, czyli jednak coś mu się w niej nie podobało? Typowy mózg nastolatki, porównywanie się do innych, zwłaszcza do takich zrobionych Juleczek. Ona doskonale pamięta jak Angelo na nią patrzył, jak świdrował kobietę spojrzeniem, jak podziwiał jej piękno. No i sama Julka wytykała jej mankamenty urody i zasiała to okropne ziarenko kompleksów, których jakoś nigdy specjalnie wielkich nie miała, prócz drobnych i bladych rozstępów na biodrach.
Postanowiła jednak tego nie komentować i zachować swoje myśli dla siebie, choć Angelo mógł z jej miny wywnioskować, że trochę ją podkurwił, bo znów nadęła śmiesznie policzki. Czemu faceci tak mają, że lubią jak ich laski się denerwują? Przecież to niechybnie prowadzi do obrażania się, awantur, milczenia i złośliwości z jej strony! Chociaż jakby spojrzeć na to z drugiej strony to gdyby tak się wzajemnie nie droczyli czasami, to by było cholernie nudno, a tak to przynajmniej czasami się coś dzieje! Grunt, żeby nie przegiąć.
- Ej... wiesz, że to się nagrywa? Wiesz, że nas słuchają? Nie mówmy o takich rzeczach... Nie chcę, żeby jakiś stary dziad robił sobie dobrze do tego co usłyszy. Fuj.- wzdrygnęła się z obrzydzenia i przetarła twarz dłonią, chcąc się pozbyć tego niewyjaśnionego poczucia okropnego dyskomfortu, który poczuła gdzieś w lędźwiach. Aż się nawet rozejrzała po sali, czy nikt im się nie przysłuchuje. Oprócz tego, że kilkoro facetów się na nią gapiło wygłodniałym wzrokiem to nie zauważyła, żeby ktoś ich słuchał, a nawet jeśli, to tylko mogli słyszeć jednostronną wymianę zdań, a to wyrwane z kontekstu nie ma żadnego znaczenia.
- Musisz jakoś zabić nudę, przynajmniej za takie morderstwo nikogo nie wsadzają na lata.- zaśmiała się, żartując z obecnej sytuacji, bo co im innego zostało, jak nie to? Czasami czarny humor przynosił ukojenie, a Gabi ma tendencję do śmiania się w najmniej odpowiednich momentach. Kiedyś na pogrzebie jakiegoś dalekiego krewnego parsknęła śmiechem gdy jej kuzyn wygłaszał przemowę o zmarłym i powiedział coś tak zabawnego, że nie wytrzymała. Później już rodzice przestali ją zabierać na pogrzeby, śluby i inne uroczystości, żeby przypadkiem nie narobiła im wstydu.
Nie mogła oderwać wzroku od tych ciemnych tęczówek, brakowało jej tej nuty niebezpieczeństwa, nieprzewidywalności, jaką wiecznie przy nim czuła, nigdy nie mogąc być pewną jego zachowania, czy np. nie weźmie jej gdzieś znienacka, albo nie powie czegoś sprośnego, powodując, że się zarumieni. Uzależnił ją od adrenaliny, od samego siebie, był jej narkotykiem. Nie potrzebowała kokainy, marihuany, alkoholu... Wystarczyło, że mogli być razem, żartować, śmiać się, robić zwyczajne rzeczy, które robią normalne pary, choć im do normalności dużo brakuje, oraz te mniej zwyczajne. Przy nikim innym tak dobrze się nie czuła, to był jej człowiek, ten na właściwym miejscu, we właściwym czasie. Jasne, że przy innych ludziach też czuła się dobrze, ale tylko dobrze... Przy nim to było jak stąpanie w chmurach. Opiekuje się nią, sprawia, że czuje się bezpieczna, piękna, chciana i jakby nie było poniekąd rozumiana. Z kim ma się śmiać jak nie z nim? Przy kim ma płakać, jak nie przy nim — nawet jeśli to tylko płacz dlatego, że w filmie umarło jakieś zwierzątko? Kto ją lepiej nakarmi, kto lepiej przytuli? Nikt. Nawet jeśli okaże się, że będą mieć pecha, czego oczywiście Gabi nie przewiduje i Angelo trafi do włoskiego więzienia, to ona zostanie kurde zakonnicą, będzie ślubować czystość do końca życia i nigdy nie spojrzy w ten sposób na żadnego mężczyznę, jak patrzy na niego.
- Powiem jej jak tylko wróci z delegacji, nie chcę z nią rozmawiać o takich rzeczach przez telefon. Uwierz mi, nie chciałabym, żeby była zaskoczona, gdy zobaczy cię półnagiego, wychodzącego spod prysznica. Jeszcze by cię walnęła patelnią w łeb albo policję wezwała, a z nimi to raczej nie chcemy mieć nic do czynienia biorąc pod uwagę obecną sytuację. Moja mama jest... A tam!- machnęła ręką w lekceważący sposób, nie miała ochoty o niej mówić, bo jej zwyczajnie w świecie nie lubi. Ciągle ma wymagania, ciągle każe jej coś robić, nieustannie marudzi, że powinna jeść więcej owoców i warzyw, narzeka na to jak Gabi się ubiera, wierci jej dziurę w brzuchu jeśli chodzi o studia — typowa upierdliwa mata, która przelewa swoje niespełnione ambicje na córkę.
- Nie ważne, nie chcę o niej mówić, mam nadzieję, że nie będziemy spędzać z nią zbyt wiele czasu.- wzruszyła lekko ramionami i uśmiechnęła się lekko zakłopotana. Nikt tak jak rodzice nie potrafi wpędzić dziecka w poczucie wstydu. Ile razy Gabi nie przyprowadzała do domu jakiegoś chłopca to matka wyciągała albumy rodzinne i pokazywała, jaka Gabi była słodka kiedy była maluszkiem, później były lata przerwy i znów zdjęcia podrośniętego dzieciaka w różnych żenujących sytuacjach.
Gabi aż wypuściła słuchawkę z ręki jak usłyszała słowo kutas! Serio, słuchawka walnęła w ściankę, na której wisiała na kablu i zaczęła się o nią obijać a nastolatka zasłoniła usta dłonią, jakby była dziewicą i pierwszy raz słyszała o takich bezeceństwach. Szybko złapała za "telefon" i uniosła do ucha, żeby wysłuchać, co dalej ma do powiedzenia, była teraz tak czerwona, że wyglądała jak truskawka.
- Aresie Kennedy! Prosiłam cię, żebyśmy nie rozmawiali o TYCH rzeczach, bo nas słuchają!- zasłoniła oczy dłonią i pokręciła głową z niedowierzaniem. Czemu to ją tak krępowało, to było chore i głupie, a za jednym zamachem cholernie słodkie. Robili razem takie rzeczy, a ona wciąż ma z tym kłopot... To się chyba nigdy nie zmieni. Kiedy usłyszała pytanie, wypowiedziane tym charakterystycznym głosem, aż jej zaschło w ustach, ciarki przeszły po całym ciele i Angelo mógł dostrzec gołym okiem drobne wypustki na jej ciele, aż się zapowietrzyła i tylko pokiwała głową na znak, że się zgadza i że się go posłucha, będzie grzeczna i nie będzie przychodzić codziennie, choć miała nadzieję, że dziś, jutro, najpóźniej pojutrze ukochany wyjdzie z aresztu i będzie mogła po niego przyjechać swoim czerwonym autkiem.
- Co? Jaki test? Ja nie jestem w ciąży, zwariowałeś...- wywróciła teatralnie oczami i dosłownie witki jej opadły. Przecież implant wydzielających hormony miała dość świeży, więc nie było nawet takiej możliwości, że wpadli, ale widząc jego nieustępliwy wzrok w końcu się zgodziła.
- Dobrze już dobrze, ale i tak wiem, jaki będzie wynik. To będzie pierwszy test, jakiego nie zaliczę pozytywnie.- westchnęła cicho i przysunęła się z nosem do szyby. Porozmawiali jeszcze dość luźno na mało znaczące tematy i klika minut później strażnik kazał im kończyć. Gabi nie chciała jeszcze tego robić, chciała tu siedzieć kilka godzin i tak rozmawiać bez końca, a może nawet sobie wspólnie pomilczeć i tylko tak siedzieć i się na siebie patrzeć, ale czas płynął nieubłaganie. Kazano im odwiesić słuchawki po krótkim pożegnaniu.
- Kocham cię skarbie...- powiedziała na dowidzenia i poczekała, aż jej ukochany zniknie za drzwiami prowadzącymi do cel. Dopiero jak jej zniknął z oczu uroniła łezkę, którą otarła wierzchem dłoni i już mniej radosnym krokiem opuściła budynek, żeby dojechać do domu, przygotować matkę na to co miało niedługo nadejść, bo podobno dziś miała wrócić z Sydney.

zt x2
rozbrykany dingo
Gabi
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
/ start!

Swoja pierwszą wizytę w tym miejscu pamięta w zasadzie jak przez mgłę. Nie chodziło tu o wizytę czysto służbową, bo te nigdy nie wywoływały u niej tego typu reakcji, ale to, co miało miejsce cztery lata temu... Tylko z opowieści wie, że wpadła w lekką histerię, gdy proteza lewej nogi zaczęła piszczeć na bramce. Dziś wchodziła tu niemal jak do siebie, od razu okazując swoje prawo wykonywania zawodu i delikatnie unosząc nogawkę spodni, by zaoszczędzić wszystkim czasu. Tak, to ona pika. Nie, nie wnosi bomby. I nie, zdecydowanie nie będzie czekała, aż ktoś zaprowadzi ją do biura agenta, któremu będzie mogła wygarnąć brak postępów w śledztwie dotyczącym zniknięcia jej syna.
Podobne "wizyty" składała regularnie we wszystkich budynkach związanych z działaniem służb mundurowych. Na początku miesiąca zajrzała na komisariat w Lorne Bay, w połowie miesiąca odwiedziła komendę policji w Cairns, dziś przyszedł czas na budynek AFP. W okolicach świąt wybierze się pewnie do stolicy, by pomęczyć trochę swoją osobą wysoko postawionych przedstawicieli stanu Queensland, ale w jej sytuacji, w jej położeniu... Chyba wszyscy rozumieli to, że w jej położeniu człowiek chwyta się dosłownie wszystkiego, każdego, nawet najmniejszego szczegółu, a że Fitzgerald niejako była "z branży", to nie spławiano jej bez słowa wyjaśnienia, tylko znajdowano dla niej chociażby chwilę, nawet jeśli funkcjonariusz znów powiedziałby jej, że śledztwo nie drgnęło nawet o krok.
Dziś postanowiła być bardziej stanowcza. Kiedy tylko przecisnęła się przez ochronę i otrzymała identyfikator z napisem "Gość", od razu zaczęła dobijać się do biura agenta Blackmana (to chyba jakiś daleki kuzyn Pinkmana). Szkoda tylko, że akurat nie było go w gabinecie. Znaczy... Dla niego to dobrze, bo Gwen była w bojowym nastroju i po prostu musiała się na kimś wyżyć.

Kieran Montgomery
agent federalny — Australian Federal Police
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci rodziców wyjechał bez słowa z Lorne Bay i zaciągnął się do wojska, a po zakończonej misji wstąpił w szeregi federalnych. Odkąd wrócił do rodzinnego miasta układa sobie życie z Caitrioną. Pracoholik, który od niedawna ma nową partnerkę, Annie, z którą skaczą sobie do gardeł. Mrukliwy, gburowaty i sarkastyczny typ, który na klatce schodowej nie powie ci "dzień dobry".
Kieran nie znał szczegółów sprawy zaginięcia małego Fitzgeralda. Tak naprawdę ledwo o niej słyszał, głównie za sprawą zasłyszanych rozmów między swoimi kolegami z biura. 4 lata temu Kieran był jeszcze na misji i być może nawet jeszcze nie myślał o powrocie do Queensland. A już na pewno nie myślał o powrocie w stricte rodzinne strony. W każdym razie, do spraw zaginięć AFP miało osobną jednostkę, dlatego nawet dostęp do akt nie był dla Montgomery’ego tak oczywisty. W AFP wszystkie jednostki miały swoje tak zwane chińskie mury, dlatego nikt bezpośrednio nie zaangażowany w sprawę nie mógł ot tak przeglądać sobie jakichś akt aby samemu pogłowić się nad rozwiązaniem zagadki. Poza tym, jeśli Kieran miałby być całkiem szczery – sprawy zaginięć były największym szlamem nierozwiązanych spraw w tym biurze. Zaledwie kilka procent zaginięć kończyło się odnalezieniem poszukiwanej osoby. W przypadku dzieci ten odsetek wyglądał jeszcze gorzej. To była akurat prywatna opinia, ale według Kierana był to skutek tego, że malutkie, dziecięce ciałko łatwiej było ukryć tak, aby nikt go nie odnalazł.
Siedział w gabinecie Blackmana, bo był to jeden z niewielu wolnych pokoi dzisiejszego dnia. A Kieran potrzebował w ciszy i skupieniu przejrzeć od początku wszystkie dokumenty, jakie zebrali w sprawie Jovića. Az podskoczył, kiedy z zamyślenia wyrwało go dobijanie się do drzwi pokoju. Wstał i podszedł do drzwi, zobaczyć kogo to piekło znowu niesie.
– Oszalała pani? To nie jest stodoła – fuknął na nią, uważnie przyglądając się jej twarzy. Miał wrażenie, że gdzieś już ją widział, ale nie był w stanie dopisać jej do niczego konkretnego. – Skoro już pani się tu dobiła, to w czym mogę pomóc? – spytał krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
Nie wymagała, by każdy stróż prawa słyszał coś o zaginięciu jej dziecka. Zależało jej jedynie na tym, by nikt nie zapomniał o chłopcu i nigdy nie przestawał go szukać. Przecież każdy, nawet najmniejszy trop, mógłby doprowadzić do jakiegoś przełomu w śledztwie. To dlatego blondynka wciąż węszyła, wciąż podpytywała, kogo mogła i nie traciła nadziei, chociaż czasami dopadały ją myśli niemal tak czarne, jak te, które towarzyszył Kieranowi. Być może przez to, jaki wykonywała zawód, nieco się już na to wszystko uodporniła, ale tym razem chodziło o jej dziecko. O jej syna, którego nie było przy niej już od czterech lat.
Jak miał się odnaleźć, skoro Blackmana nie było przy biurku i nie pracował ciężko nad sprawą zaginięcia jej dziecka? Nic dziwnego, że zaczęła dobijać się do jego gabinetu, kompletnie nie licząc się z tym, że w pomieszczeniu moje przebywać ktoś kompletnie inny. I szczerze? Niezbyt jej to przeszkadzało. Spojrzała na mężczyznę. Ani trochę nie przypominał jej agenta, którego znała. Nie wyglądał również na miłego (pewna blondynka na pewno by się z nią zgodziła) i na pewno nie pracował w jednym zespole z funkcjonariuszem zajmującym się dochodzeniem.
- To akurat zauważyłam - odparła, ani trochę niezrażona jego słowami i zachowaniem. - Chciałam porozmawiać z agentem Blackmanem o braku postępów w prowadzonym przez niego śledztwem. Dlaczego nie macie niczego nowego? Przecież ostatnio dałam wam namiar na sklep, w którym cztery lata temu mieli monitoring. Być może przechowują gdzieś kopie ostatnich nagrań, koniecznie trzeba je przejrzeć.
Oczywiście nie czekała na zaproszenie, tylko "przepchnęła" mężczyznę i wcisnęła się do gabinetu. Nie będzie jej tu żaden "nowy" mówił, jak ma żyć i co ma robić. Bo owszem, wzięła go za nowego członka zespołu dochodzeniowego. Co innego robiłby w tym gabinecie?

Kieran Montgomery
agent federalny — Australian Federal Police
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci rodziców wyjechał bez słowa z Lorne Bay i zaciągnął się do wojska, a po zakończonej misji wstąpił w szeregi federalnych. Odkąd wrócił do rodzinnego miasta układa sobie życie z Caitrioną. Pracoholik, który od niedawna ma nową partnerkę, Annie, z którą skaczą sobie do gardeł. Mrukliwy, gburowaty i sarkastyczny typ, który na klatce schodowej nie powie ci "dzień dobry".
Niestety bywało zazwyczaj tak, że sprawa – pomimo, że nigdy nie została oficjalnie zakończona – z biegiem czasu uciekała w zapomnienie. Nikt nie powiedziałby tego na głos żadnemu rodzicowi czy innej bliskiej osobie zaginionego, ale takich jak oni byli mnóstwo. Przychodzili tu pełni nadziei, że w sprawie nastąpi jakiś przełom. Najgorsze było to, że trwało to latami. Latami rodzice karmili się złudną nadzieją, nie mogąc przez to ruszyć do przodu. Kieran myślał wtedy czasami, że lepiej, aby w końcu ciało dziecka się odnalazło – przynajmniej rodzice mieliby jakiś konkret i mogliby pochować godnie swojego malucha.
– Blackama nie ma. I nie wiem kiedy będzie – odparł od razu krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. Wysłuchał w ciszy jej tyrady. Coś takiego nie było dla niego żadną nowością – ludzie byli pewni, że wpadli na jakiś ślad, który wcześniej został olany przez policję, a tymczasem okazywało się, że ten potencjalny dowód już dawno został odrzucony z jakiegoś powodu. – Pani… – próbował sobie przypomnieć jej nazwisko, niestety bezskutecznie. – Nie prowadzę i nigdy nie prowadziłem tej sprawy, więc nie udzielę teraz z marszu żadnej odpowiedzi. Przykro mi – dodał. O dziwo z ludźmi takimi jak ona potrafił się obsługiwać. Być kiedyś na szkoleniu z dobrej komunikacji, gdzie uczyli ich takich ładnych, okrągłych zdań na każdą okazję. Cierpliwie wodził za nią wzrokiem, kiedy ta wpadła do gabinetu. – Dobrze, skoro pani już tu jest… Proszę usiąść. Spiszę wszystko, co pani powie i przekażę Blackmanowi, dobrze? – zerknął na nią i skinął głową na krzesło na znak, by na nim usiadła. Sam zajął miejsce przy biurku i odpalił jakiś plik w wordzie. To nie tak, że chciał ją zbyć. Naprawdę miał zamiar zrobić notatkę z tego spotkania. Ale jednocześnie wiedział gdzieś w głębi, że kobieta liczyła przede wszystkim na wysłuchanie jej.
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
Chciałaby tego. Wiadomo, wolałaby odzyskać swoje dziecko i nadrabiać te wszystkie stracone lata, ale gdyby w grę wchodziło najgorsze... Wciąż nie dopuszczała tego do głowy, ale gdyby jednak... Tak. Zdecydowanie chciałaby zakończyć wszystko godnie.
Zakończyć to też złe słowo. Dla niej byłby to dopiero początek prawdziwej osobistej krucjaty i nawet przez moment nie wątpiła w to, że zarówno ona, jak i jej mąż, zrobią dosłownie wszystko, by odegrać się na sprawcy ich nieszczęścia. Jeśli będzie trzeba, również na tych, którzy stanowili przeszkodę lub byli nieobecni w pracy w momencie, gdy powinni tkwić na posterunku i analizować dowody.
- Jak to nie ma? O tej porze zawsze był w gabinecie - bo owszem, Gwen nawiedzała go regularnie i miała go na oku. - Fitzgerald. Gwen Fitzgerald - przedstawiła się, chociaż zazwyczaj nigdy tego nie robiła. Blackman doskonale ją znał, znali ją ludzie z jego zespołu i naprawę nie uśmiechało jej się wtajemniczanie we wszystko kolejnej osoby, w dodatku takiej, która powinna znać każdy szczegół śledztwa. Boże, dlaczego ona znów musiała przez to przechodzić? Dwa lata temu również trafiła na kogoś, kto kompletnie nie wiedział, o co chodziło. Wtedy jeszcze wykazała się cierpliwością, ale dziś... Dziś zdecydowanie jej nie miała. Dziś nie zawaha się wytoczyć sprawy całej agencji, tym bardziej, że jej mąż pracował w prokuraturze.
- No to co tu robisz? Dlaczego wiecznie zatrudniacie amatorów? Boże, nic dziwnego, że z wami wygrywam - od jakiegoś czasu już tego nie robiła, ale powoli wracała do zawodu i była jeszcze bardziej zawzięta, niż dawniej. - Tak? Proszę pisać. Agent Blackman jest kutasem i nie bierze pod uwagę nowych okoliczności, o których został poinformowany już jakiś czas temu. Liczę na to, że to zdanie znajdzie się w oficjalnym raporcie z naszej rozmowy, bo osobiście tego dopilnuję.
O tak. Jeśli będzie trzeba, to pójdzie na wojnę z AFP, z policją z Cairns, z glinami z Lorne Bay, bo nie miała już chyba nic do stracenia.

Kieran Montgomery
agent federalny — Australian Federal Police
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci rodziców wyjechał bez słowa z Lorne Bay i zaciągnął się do wojska, a po zakończonej misji wstąpił w szeregi federalnych. Odkąd wrócił do rodzinnego miasta układa sobie życie z Caitrioną. Pracoholik, który od niedawna ma nową partnerkę, Annie, z którą skaczą sobie do gardeł. Mrukliwy, gburowaty i sarkastyczny typ, który na klatce schodowej nie powie ci "dzień dobry".
– Przykro mi, nie wyczaruję go teraz – rozłożył bezradnie ręce. Swoją drogą Blackman dobrze wiedział, kiedy akurat pójść się wysrać, czy gdziekolwiek on się tam teraz podziewał. Kiedy usłyszał jej nazwisko, przytaknął głową na znak, że tak, już kojarzy sprawę. Ale to nie zmieniało faktu, że był tu teraz randomowym gościem, który akurat napatoczył się na huragan zwany zrozpaczoną i wkurwioną matką. Kiera rozumiał tę bezradność i bardzo jej współczuł, ale jednocześnie zdawał sobie w duchu sprawę z tego, ze prawdopodobnie znowu odbije się ona dziś od drzwi. Dlatego rozmowa z nią i zapisanie potencjalnych nowych faktów do sprawdzenia były czymś, co mógł zrobi aby okazać jej w tym wszystkich choć odrobinę empatii.
– Proszę bez takich personalnych wycieczek, dobrze? Jesteśmy podzieleni na różne zespoły, to nie jest tak, że każdy zajmuje się każdą sprawą. Ale spróbuję pani pomóc – odparł, choć szczerze mówiąc miał ochotę ją teraz wyprosić. Nie był gościem, który znosiłby wylewanie mu na głowę wiadra pomyj, niezależnie od tego jaka krzywda tę osobę spotkała. Kiedy zaczęła mówić, zawiesił się na chwilę nad notatnikiem. Miał ochotę narysować teraz na kartce papieru penisa i podpisać go „Blackman”, ale uznał że to jednak byłoby bardzo nie na miejscu, nawet jeśli słowa te padły od Fitzgerald.
– Pani Fitzgerald, mogę panią zapewnić, że robimy wszystko co w naszej mocy, aby w sprawie pojawił się jakiś postęp. Niektóre nasze działania odbywają się po cichu, co nie znaczy że ich nie ma – odparł spokojnym tonem. Wiedział, że takie okrągłe zdania czasem potrafią tylko bardziej rozwścieczyć człowieka, ale przecież musiał stać po stronie swoich. Nawet jeśli ktoś co zjebał, nie mógł jej teraz tego powiedzieć tak wprost. – Oczywiście spiszemy raport, który dam pani do sczytania. A teraz proszę mi powiedzieć, jakie okoliczności rzekomo nie zostały sprawdzone, czy chodzi tylko o ten sklepowy monitoring – zachęcił ją do mówienia lekkim uśmiechem.
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
W takim razie co tu robił? Po jaką cholerę tu siedział? Czy ktokolwiek mógłby winić ją za to, że podjęła temat w pokoju, który należał do agenta, z którym zazwyczaj rozmawiała?
- Będę robiła personalne wycieczki, bo jesteście beznadziejni. Przychodzę do człowieka, który zna sprawę, a ty mi mówisz, że się tym nie zajmujesz? Nie, to nadaje się do pracy albo telewizji, a już na pewno do waszego przełożonego.
Zapewne nie posunęłaby się (jeszcze) do tak daleko idących środków, jak zawiadomienie mediów, ale jeśli całe śledztwo ma wyglądać w ten sposób, to blondynka nie zawaha się przed niczym. Póki co chyba jednak postanowiła spuścić nieco z tonu. Nie dlatego, że tak wypadało, bo wciąż była gotowa urządzić agentowi prawdziwe piekło, ale buzujące w niej emocje chyba nieco już opadły i chyba była gotowa (CHYBA) na rzeczową rozmowę.
- To znaczy co? Co robicie? - spytała bez zastanowienia. Uznała jednak, że powinna dodać coś od siebie, skoro agent chciał jakoś jej pomóc. - Ja naprawdę mam już dosyć tego typu teksów, bo słyszę je od czterech lat. Jestem adwokatem, okej? Wiem, że tego was uczą, że właśnie to macie mówić, kiedy nic nie wiecie, ale ja naprawdę nie oszalałam.
Oczywiście, że oszalała, ale na swój sposób. Jakby na to nie patrzeć, stosunkowo niedawno wróciła do zawodowych obowiązków, bo wcześniej po prostu nie potrafiła na niczym się skupić. Dziś nawet jej się to udawało. Wciąż nie brała na siebie zbyt ciężkich spraw; musiała jednak pracować, bo inaczej skończyłaby w domu wariatów, w izolatce, w kaftanie bezpieczeństwa.
- Nie mam pojęcia, czego nie sprawdziliście - odparła z równie czarującym, ale jednak znacznie bardziej kąśliwym uśmiechem. - Chodzi o monitoring. To sklep w pobliżu wesołego miasteczka. Rozmawiałam z właścicielem, do tej pory nikt z was u niego nie był.
Gdyby to od niej zależało, wszyscy agenci zostaliby skierowani do tej sprawy. Oczywiście nie miała takich kompetencji, a jednak zdecydowanie poszłaby tym tropem.

Kieran Montgomery
agent federalny — Australian Federal Police
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci rodziców wyjechał bez słowa z Lorne Bay i zaciągnął się do wojska, a po zakończonej misji wstąpił w szeregi federalnych. Odkąd wrócił do rodzinnego miasta układa sobie życie z Caitrioną. Pracoholik, który od niedawna ma nową partnerkę, Annie, z którą skaczą sobie do gardeł. Mrukliwy, gburowaty i sarkastyczny typ, który na klatce schodowej nie powie ci "dzień dobry".
– Liczba zwyzywania nas od beznadziejnych ani trochę nie przekłada się na działania, jakie podejmujemy i jakie podejmiemy w przyszłości – odparł ze stoickim spokojem. Kieran potrafił być naprawdę opanowany, kiedy wymagała tego sytuacja. Wiedział też, że z pewnymi osobami po prostu się nie negocjuje i niektóre zdania należy powtarzać niczym zdarta płyta. – Jak pani słusznie zauważyła, Blackmana obecnie nie ma. Jestem ja i proponuję pani pomoc. Więc śmiało, proszę iśc gdziekolwiek pani uważa za stosowne, ale obawiam się że usłyszy pani, że wybrała pani po prostu zły moment na wizytę tutaj – dodał. Już dawno przestał liczyć ile gróźb tego typu słyszał. Na szczęście w AFP pracował z lojalnymi osobami, które cóż no, po prostu kryły sobie wzajemnie dupy. Naprawdę nie wiedział co innego mógłby na ten moment zrobić, oprócz wysłuchania jej. A to, co zrobi z tym, co usłyszy, to już osobna kwestia.
– Dobrze, chce pani prawdy? Sprawy zaginięć dziecis ą jednymi z najtrudniejszych. Często zajmują się tym profesjonaliści. Do tego stopnia, że czasami cała policja jest bezradna. Przykro mi, tak to działa. Ale może być pani pewna, że Blackman i jego zespół stanęli na rzęsach, żeby odnaleźć pańskiego syna. I dalej robią wszystko co w ich mocy, aby dokończyć tę sprawę -wyjaśnił Być może był brutalny, ale co miał innego powiedzieć tej kobiecie? Żeby się nie przejmowała, bo wszystko będzie dobrze? Co za bzdury.
– Dobrze. Obiecuję pani, że skontaktuję się z którymś z policjantów z Lorne Bay badających wówczas tę sprawę. Jeśli okaże się, że i oni nie byli w tym sklepie, przejdę się tam osobiście i osobiście porozmawiam z właścicielem – zapewnił, podsuwając jej swoją kartkę, na której zapisał to, co powiedziała. – Proszę zapisać mi tu swój numer. Skontaktuję się z panią jak tylko stamtąd wyjdę – dodał. Nie było to czcze gadanie, naprawdę miał zamiar dotrzymać słowa. Co jak co, ale pracę traktował poważnie. A jeszcze poważniej dane przez siebie słowo.
Gwen E. Fitzgerald
ODPOWIEDZ