pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.
001.
Six feet in the dirt, still breathing
Don't give a fuck if my heart stops beating
{outfit}

Arthur był zmęczony ostatnimi wydarzeniami w swoim życiu. Nic zresztą dziwnego, bo sporo się działo, ale starał się przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego i nie zadręczać się jakoś przesadnie. Najgorzej znosił to, że poza partnerem, narzeczonym i przyszłym mężem stracił też odwiecznego przyjaciela, którym przecież był Monroe... Prawda jednak była taka, że nie obwiniał o rozpad ich relacji ani jego, ani siebie. Najwidoczniej po prostu tak miało być.

Tak czy inaczej - ostatnio nie było mu łatwo. Sporo czasu spędzał sam ze sobą i swoimi myślami, jedynym wyjątkiem tutaj była księgarnia, do której chodził w miarę normalnie, starając się dbać o swój interes. Nie chciał tracić przychodów, nie chciał tracić klientów. Chodził więc do pracy, uśmiechał się do ludzi, a później wracał do swoich nowych czterech ścian, które postanowił kupić i urządzić według swojego widzimisię, chyba trochę na poprawę ogólnego nastroju. Sprzedał też mieszkanie w pobliżu księgarni, które miał po swoich rodzicach i właśnie za otrzymane pieniądze udało mu się kupić ładny, niewielki apartament.

Odzywał się czasem do Saula, to fakt i chyba Saul był jedyną osobą, z którą utrzymywał w tym czasie w miarę regularny kontakt i na ten kontakt nie musiał się specjalnie wysilać. Naprawdę go lubił, pokusiłby się nawet o stwierdzenie, że kochał go braterską miłością i mimo że nie był w stanie za często go odwiedzać, to jednak odzywał się chociażby w sposób telefoniczny, czy to dzwoniąc, czy pisząc.

Tutaj pojawił się pewniej problem - Arthur nie otrzymał odpowiedzi na kilka ostatnich wiadomości, stąd też postanowił się pofatygować pod drzwi przyjaciela. Miał ze sobą butelkę dobrego, mocnego whisky (jakoś ostatnio rozsmakował się w whisky, co może nie było przesadnie bezpieczne, ale nie musiał się nikomu z tego tłumaczyć). Zadzwonił do drzwi domu Saula, chwilę potem pukając w charakterystyczny dla siebie, melodyjny sposób, mając głęboką nadzieję, że mężczyzna w końcu otworzy, a Fell dowie się z jakiego powodu jego telefon przez ostatnie dni milczał.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Spoiler
Obrazek
Saul ostatnio rzeczywiście praktycznie do nikogo się nie odzywał. Nie chciał nikogo zarzucać swoimi problemami, a od Wigilii posypało mu się dosłownie wszystko, w jednej chwili. Najpierw utrata rodziny: nie sądził, żeby starsi bracia i siostra chcieli się z nim jeszcze jakkolwiek kontaktować, skoro został wyrzucony z domu Sama, Amalia wydawała się być tym zachwycona, a Adam... cóż - był Adamem. Z całej tej trójki jeszcze tylko z Samem chciał porozmawiać, jakoś się dogadać, miał nikłą nadzieję, że brat może się do niego odezwie, wytłumaczy, co się stało i dlaczego zachował się tak, a nie inaczej - póki co Saul nic z tego nie rozumiał. Nie sądził jednak, żeby to nastąpiło, a skoro to on został źle potraktowany i wywalony, to nie zamierzał się odzywać pierwszy.
Były jeszcze oczywiście dzieciaki, ale Felix już dawno się właściwie odciął od rodziny, nie chciał z Saulem rozmawiać. Isaac był w ośrodku i z nim jeszcze czasem Saul próbował się kontaktować, wysyłając mu listy, ale prawdę mówiąc, nie miał do tego głowy od Wigilii i nie zamierzał też zarzucać go tym, co się stało w święta. I Viper... z którą też ciężko się było dogadać. Saul miał zamiar jeszcze próbować nawiązywać z nią kontakt, na przykład wysłać jej prezent na urodziny, ale to jeszcze za chwilę. Na razie prezent czekał gdzieś w szafce, przykryty ciuchami, bo Saul nie mógł na niego teraz patrzyć.
Zah i Ollie zaś mieli zbyt dużo własnych problemów. Arthur też - póki jeszcze związek Saula trwał i wydawał mu się być na dobrej drodze, trzeci w kolejności starszeństwa Monroe'ów starał się jakoś pocieszać Arthura, którego kochał również jak brata i mężczyzna był dla niego ważną osobą w życiu. Gdy jednak Klaus z hukiem również zniknął z życia Saula, ten nie miał już sił, żeby trzymać w ryzach nawet siebie, a co dopiero mówić o próbach podnoszenia na nogi kogokolwiek innego. Przestał się golić, dbać jakkolwiek o swój wygląd i higienę - zachowywał wyłącznie to, co konieczne. No i kiedy chodził do pracy, to zmuszał się do ogarnięcia, żeby nie odstraszać klientów, ale golenie go wciąż przerastało: ograniczał się do przesunięcia grzebieniem po włosach, zakładał jakieś ciuchy nie będące powyciąganymi, luźnymi szmatami, brał córkę ze sobą lub zostawiał z jakąś opiekunką i szedł na kilka godzin do sklepu, na którym mu jednak wciąż zależało. Próbował żyć, chociaż obecnie była to raczej egzystencja, przetrwanie, a nie prawdziwe życie. Gdyby nie Isla - już by nie było i Saula.
Dziś była niedziela, sklep zamknięty - Saul uznał, że nie ma siły dziś się tam pojawić, więc wywiesił kartkę z przeprosinami na drzwiach i został w domu z dzieckiem, próbując wykrzesać z siebie choć trochę siły, żeby jednak zająć się nią jakoś bardziej, niż tylko spełniając jej podstawowe potrzeby. Próbował się z nią bawić, ale nie bardzo mu szło. Chodził po domu w jakichś starych szortach i równie wiekowej koszulce na ramiączka. Chciał zaćpać albo przynajmniej się spić. Jakimś cudem w większości mu się to udawało - jakieś resztki odpowiedzialności w nim pozostawały - jednak coraz częściej miał ochotę jednak skontaktować się z jakimś dealerem i kupić prochy.
Dzwonek i pukanie do drzwi go zaskoczyły, jednak słysząc ten charakterystyczny sposób wystukiwania rytmu na drzwiach przekonał go, że to Arthur. Spojrzał w tamtą stronę niepewnie, zastanawiając się, czy nie udawać, że go nie ma, ale Isla w końcu machnęła rączką i krzyknęła zniecierpliwiona tym, że łyżeczka z jedzeniem zawisła tak w połowie drogi do jej ust. Skoro nie chciała ta trafić, to - jak wyraźnie uznała mała - nie trafi nigdzie. Wystrzeliła z palców Saula i rozchlapała porcję papki wszędzie dookoła - najwięcej wylądowało na ojcu, co małej tak się spodobało, że zaśmiała się głośno i zamachała rączkami radośnie. Monroe spojrzał na nią z wyrzutem, marszcząc brwi, ocierając jedzenie z twarzy.
- No i co? Mówisz, że w tym stanie mam otworzyć Arthurowi? Ech...
Dał małej całusa w czoło, podniósł się od stołu, pozostawiając córkę w specjalnym krzesełku do karmienia, chwycił jakąś szmatę i poszedł otworzyć, próbując po drodze jakoś się ogarnąć. W rezultacie gdy stanął w drzwiach, kilka kropel papki wciąż tkwiło w jego włosach, a jego koszulka była poplamiona. Saul miał podkrążone oczy i wyglądał, jakby niedawno płakał, a jego mieszkanie przedstawiało obraz nędzy i rozpaczy. Wszędzie walały się zabawki Isli, nie pozmywane naczynia i pudełka po jedzeniu na wynos. Gdzieniegdzie były też puszki i butelki po piwie, ale nie tak wiele, jak Saul by chciał wypić.
- Hej... - powitał przyjaciela i wymusił na sobie uśmiech - Wybacz: akurat karmiłem Islę. Wejdź.
Odsunął się, wpuszczając mężczyznę do środka, ale nie bardzo wiedział, co więcej powiedzieć.
- Napijesz się czegoś? - zapytał po chwili, bo to jedyne, co przyszło mu do głowy.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Tak naprawdę nie musiał się długo zastanawiać nad milczącym przez jakiś czas telefonem Saula, bo gdy tylko ten mu otworzył Arthur z łatwością dostrzegł, że nie jest z nim najlepiej. Westchnął ciężko, wchodząc do środka i mimowolnie rzucając spojrzenie dookoła; nietrudno było dostrzec panujący w mieszkaniu mężczyzny bałagan, który raczej nie zwiastował niczego dobrego. Jasne, bywały już takie chwile, gdy Saul miał nieporządek, bo ogólnie był dość chaotyczną osobą, prawdopodobnie posiadającą ADHD lub inne cuda, natomiast w tej chwili mieszkanie wyglądało... no, tragicznie. Póki co nie miał jednak pojęcia co konkretnie się stało i jak doszło do tego, że to wszystko wyglądało tak jak wyglądało: i Saul, i mieszkanie, i ogólnie cała ta sytuacja, w której go zastał. Planował się jednak tego dowiedzieć.

- Kiepsko wyglądasz - oświadczył w końcu tonem oczywistości, przytulając go krótko na powitanie, ale uważając przy tym, żeby nie pobrudzić się znajdującym się na Saulu jedzeniem. Nie lubił chodzić w poplamionych ciuchach, może nie był jakimś przesadnym czyściochem czy coś, też zdarzało mu się robić bałagan, ale zwykle jednak dbał o wygląd swoich ubrań. Przytuliłby go nieco mocniej i dłużej, ale no, sami rozumiecie. - Co się stało? - zapytał po chwili, patrząc na twarz przyjaciela i dostrzegając zarówno wory pod oczami jak i dość długi jak na niego zarost; chyba nie pamiętał jeszcze, żeby widział go w tak złym stanie, a trochę razem przeszli, zwłaszcza lata temu, w Wenecji.

Chwilę później oderwał jednak wzrok od Saula i przeniósł spojrzenie na siedzącą w krzesełku do karmienia Islę. Uśmiechnął się na jej widok, a ona ewidentnie też się ucieszyła, bo wyciągnęła rączki w jego stronę, śmiejąc się i coś gaworząc. Arthur bez większego zastanowienia podszedł do niej i ostrożnie wziął ją na ręce, unosząc z krzesełka i trzymając tak, żeby na pewno nie stała jej się żadna krzywda. Zawsze dbał o małą i zachowywał się w stosunku do niej delikatnie i ostrożnie, chociaż wraz z kolejnymi wizytami był coraz bardziej swobodny i chyba dziewczynka to czuła, bo również zachowywała się przy nim tak, jakby był jej dobrym kompanem.

- Cześć, skarbeńku - z ciepłym uśmiechem pocałował małą w czubek głowy, tuląc ją do siebie delikatnie i razem z dziewczynką na rękach obrócił się w stronę Saula, znów posyłając mu czujne spojrzenie. - Piwa, jeśli masz. I powiedz mi co się stało, zanim zacznę bardziej drążyć; nie chciałbyś tego. - zmrużył oczy ostrzegawczo, łagodnie gładząc małą po pleckach, co było dość ciekawym kontrastem.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Odwzajemnił przytulenie, ale bez większego przekonania - nie dlatego, żeby miał jakiekolwiek pretensje do Arthura, bo akurat on był obecnie jedną z niewielu osób, które pozostały w jego życiu i były dla niego dobre. Kochał go jak przyjaciela czy brata i był mu cholernie wdzięczny za wszystko, co od niego dostał - ostatnio najbardziej za obronę w Wigilię. Ale po prostu był teraz w takim stanie, że nie potrafił okazywać większych emocji, poza bólem, który z kolei starał się w sobie tłumić.
Zamknął za nim drzwi i ruszył do kuchni.
- Nic takiego... - wymamrotał, obejmując się ramionami. Nie chciał mu dokładać, nie chciał mu opowiadać o rozpadzie swojego związku, skoro Arthur chwilę temu przeżył to samo i z pewnością jeszcze się nie pozbierał. Saul starał się go do tej pory wspierać, ale od kiedy Klaus od niego odszedł, Monroe nie był w stanie wspierać nawet samego siebie, a co dopiero kogoś innego - i nie wymagałby od Fella, żeby ten zrobił dla niego coś, na co sam Saul nie był w stanie się zdobyć.
Pociągnął lekko nosem, bo przez wiecznie zapłakane oczy, okazjonalnie ciekło mu również z nosa. Patrzył smutno, jak mężczyzna bierze małą na ręce i jak oboje cieszą się na swój widok: jego do niedawna takie obrazki też niezmiernie cieszyły, bo widział, że Arthur coraz lepiej czuje się z Islą i że ją pokochał.
Mruknął krótko w odpowiedzi na stwierdzenie, że nie chciałby, żeby księgarz zaczął drążyć. Wyjął z lodówki piwo dla niego i dla siebie, po czym oparł się biodrami o blat, wciąż obejmując się ramionami. Nie uważał, żeby opowiadanie mu o rozpadzie swojego związku było dobrym pomysłem, ale faktycznie: Arthur z pewnością będzie drążył.
- Klaus odszedł - rzucił więc tylko krótko i napił się, odwracając głowę w stronę okna: samo powiedzenie tego na głos sprawiło mu ogromny ból i wycisnęło kilka łez, które na szczęście zdołały się zatrzymać tuż pod powiekami - Jak się trzymasz? - dodał po chwili, kierując spojrzenie na przyjaciela - Potrzebujesz w czymś pomocy? Przepraszam, że się nie odzywałem, tak jakoś... - wzruszył ramionami - No, smutno mi, ale mi przejdzie. Ale mów, jeśli czegoś potrzebujesz.
Nie, stanowczo nie był na siłach mu pomagać, ale gdyby usłyszał, że Fell czegoś potrzebuje, to Saul by to faktycznie zrobił. Być może zresztą jemu samemu by to jakoś pomogło, odciągnęłoby to jego myśli od wydarzeń ostatnich dwóch miesięcy.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

To prawda, Arthur niedawno przeżył rozstanie i wciąż nie był "pozbierany", ale powoli czuł się coraz lepiej. Z jednej strony widział coraz więcej cech Samuela, których nie dostrzegał wcześniej, z drugiej zaczynał rozumieć jak bardzo był zaślepiony miłością do niego, a z trzeciej... cóż, chyba zaczynał odnajdować spokój w towarzystwie pewnego policjanta. Nie powiedziałby jeszcze, że wszystko jest z nim w porządku i że wszystko mu przeszło, ba, był też przekonany, że miłość do Monroe'a nie minie mu nigdy, bo jednak kochał go przed praktycznie całą ich znajomość, która bądź co bądź trwała ćwierć wieku, więc raczej szanse na to, że całkowicie wybije go sobie z głowy były znikome. Powoli jednak odzyskiwał równowagę, jeśli można to tak nazwać, o czym świadczyło choćby samo to, że przyszedł dzisiaj do Saula i że wyglądał jako tako znośnie.

Nie uwierzył mu w to jego "nic takiego"; uniósł jedynie brwi, przyglądając mu się znad okularów w grubych oprawkach i podrzucił lekko Islę, poprawiając ją sobie na rękach. Mała wciąż sięgała do jego brody, co robiła dość często, praktycznie za każdym razem, gdy tylko się widzieli - najwidoczniej była fascynująca. Lubiła też bawić się jego okularami, więc po chwili jedna z jej pulchnych rączek wystrzeliła jak z procy w stronę oprawek, ale Arthur dość szybko zrobił unik głową, chcąc zachować okulary na nosie i nie ryzykować rozbiciem szkieł. Zacmokał na dziewczynkę krótko i popatrzył na nią znad oprawek, podobnie jak na Saula chwilę wcześniej, na co rozbawione dziecko wybuchło śmiechem. Fell uśmiechnął się do niej szeroko, rozczulony, po czym przytulił dziewczynkę do siebie, akurat w momencie, kiedy Saul odezwał się ponownie.

W pierwszej chwili go zatkało, spojrzał więc na Saula szeroko otwartymi oczami, spodziewając się chyba, że ten zaraz powie, że żartował, ale nic takiego się nie stało. Po chwili Fell zmrużył oczy i podszedł do niego, wciąż z małą na rękach. Dłoń, którą trzymał na jej pleckach, miał zabandażowaną i nie do końca miał w niej jeszcze pełną mobilność, ale wiedział, że musi jej dać czas na powrót do dawnej formy.

- Jak to odszedł? Kiedy? Co się stało? - po chwili wahania odłożył dziewczynkę do łóżeczka, choć ta jeszcze przez chwilę wyciągała do niego rączki i zgarnął piwo, które chwilę wcześniej z lodówki wyjął Saul. Nie był w stanie jednocześnie trzymać małej i piwa, bo z jedną sprawną ręką nie było to wykonalne. - Pokłóciliście się o coś...? - zapytał po chwili, pociągając wcześniej łyka piwa, chyba głównie po to, żeby zająć czymś ręce i usta. Nie spodziewał się takich rewelacji.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Spojrzał na Arthura wreszcie, kiedy ten się do niego odezwał. Cholernie trudno mu było zachować teraz jako taką stabilność i nie posypać się znowu - tak, jak przy Leo, w kościele - nie zacząć opowiadać o wszystkim i nie zarzucać Arthura swoimi problemami. Naprawdę nie chciał mu dokładać, nie chciał, żeby ten go wspierał, kiedy sam był w kiepskiej sytuacji i miał dużo własnych problemów: nawet zabandażowaną rękę, podobnie, jak Saul. Tylko u Monroe'a było to lewe przedramię, a nie prawa dłoń.
Poruszył niespokojnie szczęką, przygryzając wargę i marszcząc brwi. Napił się i odetchnął lekko, starając się jakoś trzymać i udawać, że nie przeżywa tego wszystkiego tak mocno, jak było w rzeczywistości.
- No, odszedł - powtórzył i wzruszył ramionami - Pokłóciliśmy się, tak. Czy raczej: on pokłócił się ze mną, wygarnął mi, jakim złym facetem jestem, że się nim nie interesowałem, że on mi dużo poświęcił, a ja jemu niczego, że nie zwróciłem uwagi na to, że on nie chce Isli w swoim życiu, a w ogóle, to okłamywałem go, że nie ćpam, kiedy na pewno ćpam. To dlatego, że zobaczył u mnie prochy, które faktycznie chciałem w tamtym momencie wziąć, ale wreszcie tego nie zrobiłem. On uznał, że skoro one w ogóle u mnie są, to na pewno ćpam i okłamuję go, że nie.
Przewrócił oczami i wywołał na twarz wymuszony uśmiech, sugerując, że to nic takiego: po prostu sprzeczka.
- A jak ty się trzymasz? Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Co z twoją dłonią?
Skinął głową w stronę bandaży i napił się, naprawdę robiąc wszystko, żeby zachowywać się, jakby prawie nic się nie stało. Zupełnej normalności nie był w stanie z siebie wykrzesać, zwłaszcza, że wyglądał jak siedem nieszczęść i od dawna się nie golił; bandaż na przedramieniu też wypadałoby już dawno temu zmienić, ale Saul jakoś nie miał do tego głowy.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Upił jeszcze parę łyków, słuchając go uważnie i co jakiś czas tylko unosząc brwi coraz wyżej. Nie uważał ich za idealnie dobraną parę, miał jakieś tam zdanie wyrobione na temat Klausa po spotkaniu w bibliotece, ale też nie widział powodu, żeby od razu skreślać ich związek. Zresztą, naprawdę w nich wierzył, dlatego między innymi stanął w obronie Wernera w czasie pamiętnej wigilii...

- Nie jesteś złym facetem - pokręcił głową, decydując się wreszcie odezwać po jakimś czasie milczenia. - To znaczy nigdy nie byliśmy parą, ale uważam, że jesteś dobrym przyjacielem i wiem, że zależało ci na nim, więc jakoś ciężko mi uwierzyć w to, że go olewałeś. - wywrócił oczami, upijając kolejnego łyka. - Nie chciał Isli w swoim życiu...? Czyli nie wydawało mi, że na Wigilii jakoś dziwnie się zachowywał w stosunku do niej... a myślałem, że to tylko moje wrażenie. - prychnął pod nosem i spojrzał w stronę łóżeczka; dziewczynka nie odpuszczała, wciąż wyciągała rączki i coraz głośniej dopominała się do powrotu na wysokości. - No już, skarbie, wujek już idzie - uśmiechnął się lekko i odstawił butelkę na stolik w pobliżu kanapy, po czym podszedł do łóżeczka i ponownie wyjął z niego małą. Ta jak na zawołanie przestała krzyczeć i machać łapkami, złapała go za brodę i wtuliła się w niego, coś gaworząc pod nosem. Arthur zabrał ją ze sobą na kanapę, gdzie usiadł wygodnie, z małą na kolanach i sięgnął po swoje piwo, przenosząc spojrzenie na Saula.

- Trzymam się jakoś, jak widać. Ostatnio jest... trochę lepiej. Od Walentynek. - uśmiechnął się do niego łagodnie. Wyglądał znacznie lepiej niż pod koniec grudnia i na początku stycznia, miał bardziej ułożone włosy, jego broda była skrócona i przystrzyżona, nie miał też wiecznych worów pod oczami, więc wyglądało na to, że zaczął w miarę normalnie spać. Jedynie zabandażowana ręka nieco odstawała od dawnego, uśmiechniętego Fella, którym był jeszcze parę miesięcy wcześniej. - Cóż... - spojrzał na bandaż na swojej dłoni, którą przytrzymywał Islę na swoich kolanach. - Miałem dość kiepski moment, w którym nawet moje własne obicie w lustrze zdawało się mówić mi, że jestem do niczego i... cóż, próbowałem je uciszyć - prychnął krótko. - Takie tego efekty.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Nie bardzo wierzył w to, że nie jest złym facetem - wiele wskazywało na coś dokładnie odwrotnego - jednak powstrzymał się przed wywróceniem oczami i zrobieniem miny pełnej powątpiewania: już i tak rozmawiał na ten temat z Leo (a wcześniej również z Klausem, który - jak się okazało - wewnętrznie miał jednak na jego temat inne zdanie, niż mówił) i nie potrafił uwierzyć, że jest dobry, kiedy z tak wielu stron słyszał, że jest porażką.
- Ja tego nie widziałem - powiedział cicho, gdy Arthur już skierował się w stronę jego córki - Znaczy widziałem, ale nie aż tak wyraźnie, wmawiałem sobie, że jest coraz lepiej. Że jest dobrze i że się układa.
Zamrugał, bo oczy go zapiekły i znów się napił, patrząc, jak Arthur zajmuje się "bratanicą" - Saul od dawna już myślał o Fellu jako o swoim bracie. Cieszył się, że księgarz lubi jego córkę - a przynajmniej tak to wyglądało. A może wcale jej nie lubi, tylko (podobnie, jak Klaus) zajmuje się nią, bo kiedy ma z nią styczność, to "trzeba"...? Może to, że mu z nią dobrze, to jedynie takie wrażenie, zakłamywanie rzeczywistości, jak w przypadku Wernera...?
Z drugiej strony też też go trochę serce zabolało, że on nie potrafi się do małej odnosić tak, jak Arthur, czy nawet jak Klaus - oni obaj zawsze mieli z Islą lepszy kontakt, zawsze potrafili z nią lepiej rozmawiać, zabawiać ją. On nie potrafi, a teraz już w ogóle miał wrażenie, że ją zaniedbuje, skoro jest w stanie wyłącznie zaspokajać jej podstawowe potrzeby, jak jedzenie, utrzymanie czystości i usypianie, a nie potrafi zdobyć się na nic więcej. Czuł się złym ojcem, miał wrażenie, że Klaus miał rację i jednak nie trzeba było brać małej do siebie, bo tylko zniszczy jej życie.
Poszedł za Arthurem do salonu, zabierając ze sobą swoje piwo i oklapł na fotel, opierając łokcie o kolana i patrząc na mężczyznę smutno.
- Hm. To podobnie, jak u mnie - skomentował odbicie w lustrze - Też się niechcący okaleczyłem, kiedy się pokłóciłem z lustrem. To wtedy chciałem wziąć prochy, ale kiedy zobaczyłem siebie ze strzykawką w lustrze i pomyślałem, że przecież mam dziecko, mam Klausa, któremu obiecałem, że już nie będę, że zawsze mu powiem, kiedy będę chciał wziąć... Cóż, chciałem herą zagłuszyć ból, ale moje odbicie powiedziało mi, że jestem śmieciem, jeśli wezmę. Trochę się o to pokłóciliśmy i też mam w związku z tym poranioną łapę. Już nie mam szwów, ale... no. Nie mam szwów, nie mam odbicia w swojej łazience i nie mam Klausa - parsknął niewesołym śmiechem - A co się takiego stało w Walentynki? Święty Walenty postanowił coś zdziałać w dniu swojego święta?
Widać po nim było, że ta informacja nieco go ożywiła - kochał Arthura i dobrze mu życzył, więc gdy usłyszał, że coś dobrego zdarzyło się w jego życiu, to szczerze się ucieszył. Jego oczy nieco pojaśniały i nawet pojawiły się w nich iskierki - pierwsze od dawna.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

- Przykro mi, że wam nie wyszło. Naprawdę, Saul. Szczerze życzyłem wam szczęścia.

Westchnął cicho, przyglądając się mężczyźnie ze smutkiem. Współczuł mu, zwłaszcza że chwilę wcześniej sam przechodził przez to samo i doskonale wiedział jak bolesne bywają rozstania - zwłaszcza, jeśli się kogoś kochało i jeśli pokładało się w nim nadzieje. Jeśli myślało się, że jest to osoba, która zrobiłaby dla ciebie wszystko, która szczerze cię kocha, która świata poza tobą nie widzi. Jeśli widziało się w jej oczach ten piękny błysk za każdym razem, gdy na ciebie patrzyła. Jeśli przygotowywała ci kakao zupełnie odruchowo, gdy tylko widziała, że wchodzisz do domu. Gdy dzwoniła lub pisała do ciebie za każdym razem, gdy byłeś w pracy i gdy zdawała się myśleć tylko o tym, kiedy wrócisz i kiedy będzie mogła cię uściskać, pocałować... Zwłaszcza, jeśli kochało się tą osobę od niemalże dwudziestu pięciu lat i nie przeżyło się praktycznie dnia bez jej obecności.

Gdy zaczął o tym myśleć nieprzyjemnie zakręciło mu się w głowie i poczuł pieczenie pod powiekami. Saul na pewno zauważył, że Fell odpłynął myślami na moment i zapewne mógł się też domyślić o czym konkretnie myślał, zwłaszcza że rozmawiali o przyczynach swoich uszkodzeń na rękach. Podczas tego rozmyślania księgarz automatycznie głaskał małą po plecach, pilnując, żeby nie spadła z jego kolan i przynajmniej raz sięgnął do palca, na którym jeszcze niedawno lśnił piękny pierścionek zaręczynowy od Samuela. Jeszcze niedawno do pierścionka miała dołączyć obrączka, piękna, z ich inicjałami, zaprojektowana przez Saula...

Kurwa, kurwa, kurwa! Nie teraz, Fell!

Zamknął na moment oczy, biorąc dwa głębokie oddechy i próbując pozbyć się tego pieprzonego pieczenia pod powiekami. Naprawdę nie chciał ryczeć, no! Najwidoczniej jednak rozmowy o rozstaniu i ukochanych osobach sprzyjały powracaniu myślami do Samuela.

- Przepraszam - wymamrotał po chwili, gdy nieco się ogarnął, wcześniej dla pewności ocierając dłonią oczy, żeby przypadkiem nie popłynęły z nich łzy. Isla najwidoczniej wyczuła, że coś się z nim dzieje, bo przez chwilę przyglądała mu się z ustami ułożonymi w dzióbek, po czym zaczęła lekko uderzać rączką w jego klatkę piersiową, chyba chcąc odwrócić jego uwagę; przynajmniej tak to dla Fella wyglądało. Popatrzył na dziewczynkę i uśmiechnął się do niej lekko. - No już, już, nie załamujemy się, tak? - pochylił się do niej i trącił nosem jej głowę, po czym popatrzył na Saula, zachowując uśmiech na twarzy.

- Sam nie wiem co się stało w Walentynki, ale... być może Święty Walenty faktycznie postanowił, że ześle mi kogoś, kto sprawi, że przestanę płakać w kącie - parsknął śmiechem, kręcąc głową. Gdy Saul o tym wspomniał to nagle wydało mu się to wręcz oczywiste, mimo że niespecjalnie wierzył w Boga i innych Świętych. - Znamy się krótko, więc pewnie zabrzmię teraz jak jakiś nastolatek, ale... No, dobra, od początku. - wywrócił oczami, śmiejąc się znów, a jego oczy powoli zaczęły odzyskiwać blask. Blask, którego nie było w nich od jakiegoś czasu.

- Poszedłem do baru, żeby zatopić smutki w alkoholu, bo Walentynki, wszędzie czerwień, róż i serduszka, wiesz jak jest. Usiadłem przy barze, patrząc na te wszystkie zakochane pary dookoła i burknąłem do siebie "pieprzone Walentynki". Odpowiedział mi facet, który siedział obok, ale którego wcześniej nie dostrzegłem, bo widziałem tylko tych zakochańców dookoła. Rzucił tylko "pieprzone imieniny", no i jakoś tak zaczęliśmy rozmawiać. O Walentynkach, o tym że wszędzie są serduszka i że to straszne, takie tam. Potem... w sumie nie pamiętam, ale jakoś nam się rozmowa zaczęła kleić, rozmawialiśmy też o książkach, o mojej księgarni... Poszliśmy na górę, w sensie do stolika na piętrze, żeby trochę się gdzieś zaszyć. Rozmawialiśmy jakiś czas, nie wiem nawet ile, wydaje mi się że kilka minut, ale pewnie była to jakaś godzina albo i lepiej - parsknął krótko, zerkając kontrolnie na Islę, po czym znów powrócił wzrokiem do przyjaciela. Teraz jego oczy iskrzyły jeszcze mocniej, a na ustach błąkał się coraz szerszy uśmiech. - Coś mi odjebało, zacząłem go porównywać do Willa Grahama, bo w zachowaniu mi go trochę przypominał i palnąłem też coś o jego pięknych oczach. - zaczerwienił się na samo wspomnienie tamtej sytuacji. - Jezu, myślałem że zapadnę się pod ziemię - znów się zaśmiał, kręcąc głową. Mówił coraz szybciej, z coraz większą ekscytacją.

- No i jakoś tak nie wiem, rozmawialiśmy o mojej powstającej książce, o jego pracy - jest policjantem, niedawno przyjechał do Lorne i zajął stanowisko szefa szefów w policji, potem nie wiem jak, ale wrócił do mnie Samuel we wspomnieniach i trochę mi odwaliło, więc poszedłem do łazienki, żeby się ogarnąć, ale skończyło się jak się skończyło. - ruchem głowy wskazał na swoją zabandażowaną dłoń. - Wystraszył się jak mnie zobaczył z zakrwawioną ręką pełną odłamków szkła, chyba potem rozmawiał chwilę z barmanem, bo pamiętam, że dostałem jakiś opatrunek, a potem zaciągnął mnie na SOR, chociaż się uparłem, że sobie poradzę sam i że nie chcę nigdzie jechać. No a potem, jak już mi założyli szwy i opatrunek, to pojechaliśmy do niego. Gadaliśmy... właściwie sporo gadaliśmy. Dawno z nikim tyle nie gadałem. - zagryzł na moment dolną wargę, a w jego zielono-szaro-niebieskich oczach wybuchło milion iskierek. - No i... hm. Nie wiem, chyba można powiedzieć, że mam nowego znajomego. Siedziałem w jego ciuchach, bo nie chciałem być w tych zakrwawionych, to mnie przepraszał jeszcze, że sam nie pomyślał o tym, żeby dać mi ręcznik i ubranie na zmianę. Jest trochę... autystyczny, chyba, tak myślę. Ale uważam, że to jedna z rzeczy, które są w nim słodkie. No, więc dostałem taką bluzkę z misiem i w niej siedziałem. - gdy powiedział to na głos i zdał sobie sprawę z tego jak to brzmi parsknął śmiechem. - Wróciłem w niej do domu i jeszcze mu jej nie oddałem, ale... no, niedługo to zrobię. I wcale nie brzmiałem teraz jak piętnastolatka, w ogóle! - pogroził mu palcem, na wszelki wypadek, gdyby Saul zamierzał coś takiego zasugerować.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Poruszył krótko ustami w geście mówiącym "no, cóż, co się stało, to się nie odstanie", ale nie odezwał się jeszcze przez jakiś czas. Jego też bolało to, co się stało, a poza tym widział, że Arthur odpłynął w stronę Sama. Saul zastanawiał się, czy powinien jakoś mu pomóc, a jeśli tak, to jak - czy wstać, przytulić go, pogłaskać? Poklepać po ramieniu? Powiedzieć, że będzie lepiej? Wszystkie te gesty wydały mu się bezsensowne, prostackie i sztuczne, dlatego ostatecznie został w fotelu, patrząc na niego ze współczuciem i nie komentując. Doskonale wiedział, jaki to ból, bo choć on z Klausem był znacznie krócej, to zdążył się naprawdę mocno zaangażować, pokochać go, uwierzyć, że to już na zawsze - w dodatku był to trzeci taki raz w jego życiu, więc ból był naprawdę spory, dający mu poczucie beznadziejności i braku perspektyw na stworzenie jakiegoś normalnego związku.
Pokręcił głową na znak, że Arthur nie ma za co przepraszać, a gdy usłyszał, jak mężczyzna mówi do Isli, że "nie załamujemy się", zwiesił głowę między ramionami, starając się ogarnąć. Jemu się w tym momencie nie chciało płakać akurat, ale ból wciąż w nim tkwił. Ożywił się jednak, gdy Fell zaczął opowiadać o swojej Walentynce; jego głowa nagle się podniosła, a oczy zalśniły zainteresowaniem. Spijał każde słowo z ust pisarza, żywo zaciekawiony jego opowieścią i zupełnie szczerze życząc mu szczęścia. Opowieść o Valentinie budziła w nim nadzieję na to szczęście, a facet wydawał się być naprawdę interesujący dla Fella. Co prawda Saul miał gdzieś z tyłu głowy obawę o to, że i tak to się skończy fiaskiem, ale to była bardzo nikła obawa, spowodowana doświadczeniami z własnym bratem, który okazał się chujem, co było zaskakujące nawet dla Saula, który przecież znał Sama całe życie. A przynajmniej sądził, że go znał. W każdym razie w przeciwieństwie do obaw związanych z jego własnym życiem nie sądził, żeby to Arthur cokolwiek zawalił, bo według Saula Fell był dobrym człowiekiem, wrażliwym, mądrym, inteligentnym i ciepłym. I przede wszystkim dojrzałym i rozsądnym, w przeciwieństwie do niego samego.
- Wow, szef policji! - wyrwało mu się, gdy to usłyszał - Brzmi poważnie!
Słuchał coraz bardziej zainteresowany i - o dziwo - ta opowieść odciągnęła go od myślenia o Klausie na tyle, że na chwilę w ogóle o nim zapomniał.
- Szef policji ma bluzkę z misiem? - parsknął śmiechem, ale życzliwym, a nie złośliwym - Brzmi faktycznie jak słodziak. I co, widzieliście się potem?

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Gdy Arthur zaczynał mówić nawet nie spodziewał się, że aż tak się rozgada, ale najwidoczniej perspektywa podzielenia się z przyjacielem historią pewnej znajomości z Dnia Świętego Walentego była zbyt kusząca i nie mógł się powstrzymać przed paplaniem. Prawdopodobnie mógłby mówić jeszcze więcej, bo często gdy już zaczynał mówić, to buzi nie zamykała mu się przez dłuższy czas i czasem sam gubił się w tym jaki był pierwotny temat jego wypowiedzi, bo u niego zwykle dygresja goniła dygresję i... no, jakoś tak wychodziło, że czasem musiał zrobić przerwę, wziąć oddech i poukładać sobie w głowie to, co mówił i to od czego się zaczęło, żeby zorientować się do czego w ogóle dążył. Tym razem jednak doskonale wiedział co mówił, co chciał opowiedzieć i cholera, na samo wspomnienie tego mężczyzny poczuł szybsze kołatanie serca, a to chyba o czymś świadczyło. Iskierki w jego oczach i uśmiech, który teraz nie schodził mu z ust - również o czymś świadczyły.

- No, jest słodziakiem, chociaż mam wrażenie, że gdybyś go zobaczył, to nie odniósłbyś takiego wrażenia - parsknął śmiechem i podrapał się po brodzie, na moment znów skupiając spojrzenie na Isli, która aktualnie znalazła sobie nową zabawkę, a mianowicie pasek od jego zegarka i usilnie próbowała go odpiąć. Póki co jednak jej to nie wychodziło, więc ponownie przeniósł swoje jasne, błyszczące oczy na Saula.

- Tak, widzieliśmy się później i prawdopodobnie będziemy się jeszcze widzieć - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Wyjątkowo dobrze nam się ze sobą rozmawia i... no, nie wiem, jakoś tak po prostu dobrze się przy nim czuję. Tak, jakby na świecie nie było żadnych problemów. - zawahał się chwilę, gładząc delikatnie plecki dziewczynki. - Tak jakbyśmy byli tylko my.

To ostatnie powiedział nieco ciszej, trochę jakby zawstydzony. Naprawdę czuł się teraz jak nastolatek opowiadający o swojej pierwszej dziewczynie, ewentualnie nastolatka, bo też chłopcy raczej nie rozmawiali ze sobą w takim tonie... Ale Arthur był specyficznym "chłopcem", cóż poradzić. Valentine i Saul zdawali się jednak go akceptować takim, jaki był, nie wymagając, żeby się zmieniał i podporządkowywał pod otaczający go świat.

- No dobra, bo zacząłem pierdolić o sobie. - wywrócił oczami. - Potrzebujesz może pomocy z małą? Jeśli tak, to ja chętnie się nią zajmę, jeśli np. potrzebujesz pobyć sam albo... nie wiem, ogarnąć coś w pracy. To żaden problem.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Podobało mu się, z jakim zachwytem Arthur opowiadał o Valentinie - wyglądało na to, że faktycznie dobrze się czuje w jego towarzystwie i mężczyzna pomaga księgarzowi ogarnąć się po zerwaniu z Samem. Wielu pewnie by powiedziało z niechęcią, oceniająco, że "szybko znalazł pocieszenie", ale Saul tego tak nie postrzegał - wszak Arthur nie szukał nikogo, mówił, że Valentine sam się napatoczył. Wyglądało też na to, że nie byli jeszcze razem, a jedynie podobali się sobie; czy też - Fellowi podobał się pan glina, być może nawet nie szło to w drugą stronę. Chociaż sądząc po entuzjazmie i zaangażowaniu pisarza można było odnieść wrażenie, że czuje on, że z drugiej strony też jest jakaś chemia: jakoś zwykle takie rzeczy chyba się czuło podskórnie, prawda?
Chyba. Czasem to bywało złudne, jak wiadomo.
- To super! - szczerze się ucieszył. Według niego nie istniało coś takiego, jak "szybkie pocieszenie", bo różnie się w życiu zdarzało, a on sam doskonale wiedział, że Arthur kochał Sama i że ciężko mu się będzie z niego "wyleczyć". Dobrze, że poznał kogoś, kto był w stanie dać mu wsparcie i podnieść go z kolan, otrzeć łzy i przywołać jego uśmiech. To było ważne, tym bardziej, że Saul nie był w stanie mu teraz takiego wsparcia udzielić.
Potrząsnął głową w odpowiedzi na propozycję Arthura, że ten zajmie się małą.
- Nie, dziękuję, poradzę sobie - powiedział z uśmiechem, ale w jego oczach pojawił się wyraźny strach o to, że Arthur jedynie tak mówi, bo czuje, że Saulowi to jest potrzebne, że czuje się w obowiązku chociażby zająć małą, jeśli nie zbierać Monroe'a z podłogi, ale tak naprawdę wcale tego nie chce. Co innego: przychodzić do przyszywanego brata i tulić małą przez chwilę, a co innego - zajmować się nią, kiedy ojciec był w pracy - Ty też masz pracę, masz swoje obowiązki, czas wolny, czas dla Valentine'a, a ja mogę wynająć opiekunkę. Nie trzeba.
Uśmiechnął się, próbując pokazać tym, że wszystko jest w porządku i że faktycznie sam sobie poradzi. Co prawda - owszem, poradzi sobie, ale w tej odmowie nie o to chodziło. Mimo wszystko dzięki wyrzutom Klausa nie ufał już, że ktokolwiek całkiem szczerze mówi o chęci zajmowania się małym człowiekiem, który znienacka pojawił się w otoczeniu.

Arthur C. Fell
ODPOWIEDZ