lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Nie zapomniała. To były pierwsze urodziny Viper od kiedy Amalia wróciła do Lorne Bay. Aż za dobrze pamiętała ten dzień, kiedy w lipcu młodsza siostra przyszła do niej na plażę, na której w tamtym momencie mieszkała i podarowała jej wszystkie zaległe prezenty z ostatnich pięciu lat. Do tej pory niedowierzała, że Viper je wszystkie trzymała tak długo, że tak jej zależało. Oczywiście, zapytana nigdy by tego w taki sposób nie określiła, ale Amalia miała swoje zdanie na ten temat. Była pewna, że tej wrednej, zapatrzonej w swoją nienawiść do świata, siostrzyczce trochę zależało na niej.
Teraz, po nieudanej próbie samobójczej w przyczepie, zbliżyły się do siebie jeszcze bardziej, choć żadna nie przyznałaby tego na głos. Spędziły razem święta naśmiewając się z każdego po kolei, od Saula zaczynając a na tym gówniarzu robiącym za niańkę kończąc. Amalia dawno się tak świetnie nie bawiła jak właśnie na świętach.
Była dłużna Viper pamiętanie o jej urodzinach. Musiała coś zorganizować, choć z początku zupełnie nie miała pomysłu na prezent. Adam miał kończyć szopę, robaków miała pod dostatkiem, książek o insektach jeszcze więcej.
Siedziała w sklepie zoologicznym Adama próbując dojść do tego, które zwierzę będzie najlepsze do kupienia, jednak nie mogła się na żadne zdecydować. Królik był zbyt słodki, a jaszczurka nie wymagała dostatecznie dużo opieki. Amalia uznała, że zwierzę będzie najlepszym prezentem, bo gdy Viper będzie musiała się skupić na dbaniu o kogoś to może nauczy się dbać również o siebie, o swoją psychikę. Może zrozumie, że czasami trzeba sobie trochę odpuścić, że trzeba poświęcić czas dla samego siebie, zrozumieć siebie i swoje potrzeby. Może to pomogłoby jej się odnaleźć w tym świecie.
-Myślisz, że gekon byłby w porządku?- zapytała Adama stojącego za kasą i sprzątającego jakieś pudełeczka z żywymi robakami na karmę dla węży czy innych gadów. Po chwili naszło ją oświecenie i zamiast czekać na odpowiedź Adama wstała ze stołka, na którym siedziała i rzuciła:- Nie ważne, mam pomysł!- i tak jak stała, tak wyszła ze sklepu.
Pojechała do pobliskiego schroniska i przemierzając pomieszczenia z kotami i psami w końcu natknęła się na tego wyjątkowego. Mały, czarny kot z oczami niczym dwa węgle patrzył prosto na nią, wzrokiem, którym mógłby zabić jeśli tylko miałby taką zdolność. Eva kiwnęła na kociaka i wpłaciła określoną kwotę na rzecz schroniska.
Trzymając drobne zwierzątko zawinięte w kocyk wróciła do sklepu Adama skąd kupiła zapas karmy i całą kocią wyprawkę.
-Możesz zawieść autem te wszystkie pierdoły, a ja wezmę kota i już pojadę do Viper.-rzuciła w kierunku brata i ponownie go zostawiła samego ruszając w drogę do domu Samuela.
Zapukała trzy razy i nie czekając aż ktokolwiek jej otworzy weszła do środka.
-Viper! Chodź tutaj! Mam coś dla ciebie!- krzyknęła na cały dom bo głupio było jej się przyznać, że w sumie to nie pamięta, który pokój jest jej siostry, bo gdy w nim ostatnio była to alkohol mącił jej w głowie.

viper monroe Samuel Monroe Happy Bright adam monroe
amalia
lachmaniara
uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
murder party
Literally slay me
What else is this knife for
{outfit}
No tak, te pieprzone urodziny. Viper praktycznie o nich zapomniała, dzięki popisowi kretynizmu zaprezentowanemu przez Happy’ego dzień wcześniej. Nie wiedziała, czego może się spodziewać po swojej rodzinie, która zazwyczaj miała ją w dupie i szczerze nie miała pojęcia czy wolała już bardziej zwykłe olanie, czy jakieś ich żenujące pomysły. Na wszelki wypadek postanowiła zaprosić tego dnia Brighta na chatę - trochę po to, żeby mieć go pod kontrolą, trochę dla moralnego wsparcia w przypadku, gdyby wszystkim nagle odwaliło, trochę po to, żeby mieć pretekst do wydarcia na kogoś mordy, jeśli przyjdzie któremukolwiek z tych idiotów do głowy potraktować Happy’ego tak jak dziwkę Saula.
No bo tak - to przy okazji była całkiem niezła okazja do zaprezentowania swojego patałacha (chyba jakieś inne słowo na to było? nie była pewna) rodzinie. Nie, żeby Viper uważała, że kogokolwiek z nich w ogóle to interesowało, z kim ona się prowadza, ale chyba wszyscy dawno już zgodnie uznali, że nie nadaje się do życia między ludźmi, a tym bardziej do tworzenia jakieś bliższej r e l a c j i z drugim człowiekiem, także przydałoby się ich czasem pozaskakiwać trochę, żeby nie myśleli sobie, że nagle znają ją na wylot wszyscy. Oczywiście, w poważaniu miała zamiar mieć wszelkie ich opinie na temat Brighta, nawet jeśli ten - cały poharatany - faktycznie nie prezentował się zbyt dostojnie.
Oczywiście wszystko nie mogło pójść tak gładko, bo problem pojawił się już na samym początku, kiedy Sad nie chciała wypuścić brata z domu. W końcu zgodziła się odszoferować ich pod same drzwi i zostać w samochodzie. Viper zaraz powiedziała Happy’emu, że to trochę pojebane, bo jakoś sobie nie wyobrażała, żeby ktokolwiek z jej rodziny tak jej pilnował - i nie potrafiła jakoś dostrzec, że to wszystko było w pełni uzasadnione, i że sama przecież z podobnego powodu chciała mieć Brighta pod ręką. Chyba trochę, mimo wszystko, Sad nie ufała, po tej całej wczorajszej histerii i nic dziwnego, że od razu weszła w tryb, w którym to ona odpowiadała za to, żeby Happy’emu do głowy nie strzeliło ponowienie próby (bez niej).
Dom świecił pustkami, co przyjęła z pewną ulgą. Przemknęli wspólnie do jej pokoju i przez jakiś czas Viper po prostu próbowała udawać, że nic takiego się nie stało i wcale nie czuła się wciąż zraniona tym, jak Bright nie odzywał się do niej tygodniami. Głównie siedzieli obok siebie i scrollowali dziwne filmiki, wynajdowane przez Happy’ego, komentując je sarkastycznie. Trochę chciała zacząć temat tych wszystkich niewyjaśnionych waśni, ale jedyne wyznanie, na jakie się zebrała, dotyczyło terapii hormonalnej.
- Zaczęłam brać estrogen w zeszłym tygodniu - rzuciła bez głębszego kontekstu i być może powiedziałaby nawet coś więcej o tym, jak się z tym czuła, ale w tym momencie do jej uszu dobiegł krzyk Amalii, na którego dźwięk się wzdrygnęła. Czyli jednak - c o ś ją czekało. Westchnęła krótko i spojrzała na Happy’ego. - Idziesz ze mną, sama tego nie zniosę - zawyrokowała, niespecjalnie mając w głowie jakiekolwiek pytanie go o zdanie, a potem z ociąganiem podniosła się z łóżka i odczekała aż Bright zrobi to samo. Zatrzymała się przy lustrze tylko po to, żeby poprawić włosy i zirytować się, że nie widziała nadal żadnych zmian - pomimo, że wiedziała doskonale, że parę dni to było zdecydowanie za mało, żeby cokolwiek w jej ciele zaczęło się przeobrażać.
Zeszli w tym niemrawym duecie na dół (Viper z pokazowo skrzyżowanymi ramionami) i kiedy tylko spojrzała na Amalię, jej wzrok zaraz ześlizgnął się na małe stworzenie, które trzymała na rękach. Zamrugała kilkukrotnie, nie będąc pewną jak ma traktować tę całą farsę.
- Co to jest. - To nie zabrzmiało ani trochę jak pytanie, ale zupełnie się tym nie przejęła, wskazując małym palcem na dzierżonego przez siostrę kota i wciąż trzymając ramiona blisko siebie. Zerknęła na Happy’ego, zastanawiając się czy to czas na rozpoczęcie tej farsy z przedstawianiem, ale uznała, że odczeka aż pytanie samo padnie - a paść musiało, bo nie miała w zwyczaju przyprowadzać do tego domu kogokolwiek. No tak, Eva miała pełne prawo zupełnie nie zdawać sobie z tego sprawy, ale Viper czuła w kościach, że to wcale nie był koniec. Jakoś nie docierało do niej, że ten maluch mógł być w istocie prezentem dla niej.


Happy Bright Amalia e. Monroe adam monroe Samuel Monroe
lorne bay — lorne bay
17 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
outfit

Nie dało się ukryć, że Happy Bright czuł się jak uwięziony w własnym piekle, otoczony przez ściany własnego cierpienia. Ostatnim, na co miał ochotę tego dnia, było opuszczenie mieszkania. Od kilku – a może nawet kilkunastu – tygodni nie wyściubiał nosa dalej niż do drzwi, by odebrać paczkę od kuriera; a teraz Viper postanowiła, że ma wyjść i już. Jakby było to tak łatwe...
Spojrzał na drzwi z nieukrywanym lękiem, który paraliżował jego ruchy. To była bariera między nim a światem zewnętrznym, ale jednocześnie była to także klatka, która go więziła. Wszelkie próby ucieczki zakończyły się fiaskiem, a teraz nawet myśl o opuszczeniu tego schronienia wywoływała falę niekontrolowanego przerażenia. Fobie społeczna, agorafobia i milion innych – wszystkie te fobie były jak łańcuchy, które go przywiązują do tego miejsca. Nawet myśl o wyjściu spod koca przyprawiała go o mdłości i potężne drżenie ciała.
Jednak wydarzeniach z poprzedniego wieczoru, gdy jego plany zakończyły się niepowodzeniem, Happy wiedział, że chociaż tyle – a może aż tyle – powinien zrobić. To nie tak, że prosił o pomoc – bo sam nie chciał przyjąć wsparcia, które mu oferowały. To nie tak, że był za nią wdzięczny, gdyż jego umysł tonął w czarnej otchłani, gdzie brakowało miejsca na wdzięczność. A już na pewno nie było tak, że nieudana próba samobójcza oznaczała, że odnalazł iskierkę nadziei, dzięki której optymistycznie zacznie patrzeć na świat i cieszyć się każdą chwilą jaką zyskał. Nie. Nic z tych rzeczy. Wręcz przeciwnie, oznaczało to kolejne pogrążenie się w mroku własnych myśli, które coraz bardziej przypominały mu, że ten świat nie jest miejscem, w którym chciał zostać. Wiedział, że teraz musi udawać, że nic się nie stało. Musi odgrywać rolę, jaką narzucił mu świat, aby nie ujawnić swojej prawdziwej słabości. Lepiej było zaplanować wszystko, dobrze przemyśleć każdy krok, aby uniknąć kolejnego potencjalnego upokorzenia i spróbować ponownie.
Wcisnął się więc w jedne z normalniejszych i mniej rzucających się w oczy ciuchów – co prawda potrzebował przy tym pomocy, bo jego pocięte ręce odmawiały mu trochę posłuszeństwa i każdy ruch wywoływał falę pieczenia, a ból przeszywał go jak tysiące ostrzy wbijających się w skórę. I po tym, jak Viper, jakimś cudem, przekonała Sad do racjonalności tego pomysłu (chociaż Happy w duszy modlił się do wszystkich szatańskich pomiotów, by zabroniła im tak niedorzecznych planów), wsiedli w jej auto. Kiedy silnik zadrżał, wydawało mu się, że usłyszał chichot diabła w umyśle – przerażający, nienaturalny dźwięk, który przypominał mu, że nie tu powinien być. W trakcie jazdy jego myśli krążyły wokół upiornej wizji tego, co może ich spotkać. Widział obrazy najgorszych koszmarów, które mogą go spotkać, gdy tylko przekroczą próg domu najstarszego z Monroe. Czuł się jak ofiara rytuału składanego na ołtarzu cierpienia, gdzie jego własna nędza była używana jako ofiara w obrzędzie nieznanej mroczności. Chociaż nie, bo akurat składanie w ofierze podczas satanistycznych obrzędów było czymś na co chętnie by się zgodził.
Milczał więc całą drogę.
- Jak tu jasno… – stwierdził tylko, gdy przekroczyli próg jej pokoju. Po czym pozostał w milczeniu większość czasu, chociaż akurat to było zupełnie normalnym zachowaniem w ich gronie. Skupił się więc na telefonie, próbując jak najbardziej odciągnąć własną uwagę i myśli, od tego, że nie otaczają go własne, czarne ściany.
- Starszy ci pozwolił czy na nielegalu? – rzucił tylko, chociaż dało się wyczuć minimalną nutkę zaciekawienia w jego pozbawionym emocji głosie. W odpowiedzi doczekał się jedynie skazania na kolejny koszmar, w postaci ludzi… i to nie byle jakich ludzi, bo rodzeństwa Viper…
Przełknął głośno ślinę, czując jak sucha chropowata tkanina połyka mu język. Jego gardło było stłumione, jakby starało się zatrzymać każde słowo, które chciało wydostać się na zewnątrz. Siląc się na podniesienie swego drżącego ciała, Happy Bright poczuł, jak każdy mięsień w jego ciele protestuje przeciwko tej próbie.
Gdy jednak schodzili, a Happy zobaczył tę obcą mu osobę, która w dodatku na nich czekała, instynktownie złapał Monroe za rękę. Potrzebował jakiejkolwiek stabilizacji, jakiegokolwiek uziemienia, które mogłoby go utrzymać na tych schodach, które zdawały się falować pod jego nogami jak fale na burzliwym morzu.
- O… Neko… – rzucił półgłosem, co przez maseczkę było ledwie dosłyszalnie; wciąż ściskając rękę dziewczyny, w kościstych objęciach swych palców, próbując skupić swój wzrok tylko i wyłącznie na zwierzęciu, a nie na osobie, która je trzymała.
viper monroe Amalia e. Monroe adam monroe Samuel Monroe
we'll play love games
hepi
weteran / właściciel sklepu — petbarn cairns
42 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
You go down just like Holy Mary
Mary on a, Mary on a cross
Not just another Bloody Mary
Mary on a, Mary on a cross

Uroczystości w domu Monroe zawsze niosły za sobą fale konsekwencji, niekoniecznie przyjemnych dla domowników. Adam nie przepadał za świętowaniem urodzin głównie ze względu na traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa połączone z okropnie nietrafionymi prezentami, które dostawał od matki. Grace była osobą wierzącą, która udawała kochającą rodzicielkę, a w rzeczywistości nie potrafiła zadać paru podstawowych pytań jakiemukolwiek dziecku i wysilić się na coś więcej, od tabliczki gorzkiej czekolady. Mężczyzna nie chciał popełniać jej błędów, dlatego zanim postanowił zaplanować prezent dla Viper, postawił na dogłębny [nie przesadnie, choć niektórzy członkowie rodziny brali to słowo nader poważnie] research i tym sposobem parę miesięcy spędził na budowaniu szopy w ogrodzie. Tak, szopy specjalnie przygotowanej dla młodszej siostry, która lubowała się w wypychaniu martwych zwierząt. W pewnym sensie dopełniali się hobbystycznie, bo Adam bardzo lubił polowania różnego rodzaju, choć w Australii ciężko było o dobre miejsca łowieckie. Kiedy stacjonował w Europie jako najemnik - a było to okresem parumiesięcznym około dziesięciu lat temu - lubił przechadzać się leśnymi gęstwinami o chłodnym poranku i strzelać do zajęty czy dzików, a później zbierać trofea. Do dziś ma doczepioną do kluczy, szczęśliwą zajęczą łapkę.

Gdyby nie Ewa, prawdopodobnie zapomniałby o konkretnej dacie. Dziewczyna krzątając się po sklepie zoologicznym przypomniała mu, że musi podjechać po klucze do domu, zanim pojawi się na imprezie urodzinowej. Obarczyła go dodatkowym balastem w postaci zakupionych produktów dla kota, bo jakimś cudem wspaniałomyślnie uznała, że wręczenie pomiotowi szatana czarnego sierściucha sprawi, że stanie się bardziej odpowiedzialną jednostką. Starszy Monroe nie komentował wyborów Amalii, choć sam był pasjonatem innych czworonogów, które niestety musiał zostawić w domu ze względu na potencjalny konflikt międzygatunkowy.

Z własnych pieniędzy dokupił sporej wielkości drapak i na wszelki wypadek zabrał ze sobą profesjonalną miarę, co by Samuel nie musiał wysłuchiwać próśb o stworzenie dla kota półkowej dżungli na ścianach. Jego starszy brat ostatnio przeżywał rozstanie, zachowując się jak nastolatki w emo teledyskach z początku XXI wieku. Brakowało mu jedynie czarnego cienia na powiekach oraz grzywki zaczesanej na bok, aby zwieńczyć wygląd chodzących siedmiu nieszczęść.

Adam pojawił się modnie spóźniony, wbijając do domu rodzinnego, jak do własnego. Nie pukał, co było nowością zważywszy na cierpliwe oczekiwanie gospodarza podczas wigilii, jednak tutaj wyjaśnieniem okazywał się brak wolnej ręki - w końcu niósł rzeczy dla zwierzaka, a nie Ewę zawieszoną przez ramię.

— Sto lat, sto lat! — krzyknął niskim barytonem, nie spoglądając na domowników, dopóki nie przyniósł wszystkiego z samochodu. Dopiero później otrzepał dłonie - wytarł je w swoje stare, uwalone smarem jeansy - i podszedł do wesołej gromady, niezwłocznie zauważając intruza. Już jeden brat próbował przedstawiać rodzinie wybranka serca, co nie wyszło najlepiej, dlatego Monroe miał nadzieję, że ten delikwent nie spał z połową rodziny.

— Ojej, trzymacie się za rączki. Jak słodko. To twój chłopak? I nic nam nie mówisz? Wygląda jak ci wszyscy ładni chłopcy z chińskich teledysków — powiedział, poklepując Viper po głowie.


viper monroe Amalia e. Monroe Happy Bright
ambitny krab
Lumberjack
brak multikont
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Zależało jej. Chciała to okazać, na jeden z niewielu sposobów jakie znała. Chciała pokazać, że nie wszystko jeszcze w tej relacji stracone, że może posunęły się o krok za daleko jeszcze niedawno w jej przyczepie, że może przez ostatnie lata nie było między nimi najlepiej, że może i Viper widziała ją w stanie przedawkowania, że może... wiele rzeczy się wydarzyło. Ale nie wszystko musiało być stracone. To właśnie małe gesty pokazywały, że jednak im na sobie zależy, takie jak przyjście Viper na plażę i wypicie tej durnej herbaty u boku Evy i tak jak trzymany przez Evę w ramionach kociak.
Nadal niedowierzała, że Samuel na to przystał, ale gdy się głębiej nad tym zastanawiała przychodziła świadomość, że przecież najstarszy z Mornoe był w bardzo podobnej sytuacji do jej własnej. Również przechodził żałobę, choć jego wybranek jeszcze kroczył po tym świecie. Tylko w innym kierunku niż on. Czasami miłość, mimo że bardzo silna, okazywała się niewystarczająca do przetrwania relacji. Trzeba było stawić czoła smutnej rzeczywistości, w której nadal się kogoś kochało, ale wiedziało się, że osobno będzie im lepiej. To mogło być nawet bardziej bolesne niż utrata najbliższej osoby w wyniku wypadku. Gdy ktoś umierał to przynajmniej posiadało się tę świadomość, że to na stałe, na zawsze, że już nic nie da się zrobić, a gdy ktoś po prostu odchodził zawsze pozostawały wyrzuty względem samego siebie, że można było więcej, bardziej, lepiej, że dało się to uratować, nawet jeśli to nie była prawda.
Nie spodziewała się, że u boku Viper zobaczy kogoś obcego. Chyba wszyscy doskonale pamiętali jak tragicznie przebiegło przedstawianie Klausa rodzinie, ale też nie podejrzewała młodszej siostry o całą otoczkę bycia słodką, gejową rodzinką z małym bomblem, a jedynie (może aż?) nastoletnią miłostkę. Gdy nieznajomy chłopak złapał jej siostrę za rękę coś w sercu Amalii przeskoczyło. Viper sobie na to pozwoliła, Viper nie odskoczyła, nie nakrzyczała, nie nafurała, nie wyskoczyła z nożem. Coś musiało ich łączyć, być może sami jeszcze nie wiedzieli co. Niesamowite. Jej siostra potrafiła czasami okazać ludzką twarz. Potrafiła nawiązać relacje międzyludzkie bazujące na zaufaniu. A może po prostu Eva dopisywała zbyt wiele do tego drobnego gestu.
-Twój prezent, Viper.- odpowiedziała jakby to była najoczywistsza z oczywistości i podeszła do Monroe wraz z zawiniętym w kocyk kotkiem. Wyciągnęła ręce chcąc przekazać zawiniątko na dłonie siostry.-Tylko, błagam, dbaj o niego, nie zabij go, a przynajmniej nie od razu, i czyść na bieżąco kuwetę bo jak będzie jebało to Samuel zabije mnie.- wyrzuciła z siebie po czym spojrzała na kota oczekując aż siostra przejmie prezent. I, aż na litość boską, okaże ludzkie emocje zamiast się wkurwić, że Amalia w ogóle pamiętała o jej urodzinach.

adam monroe Happy Bright viper monroe
amalia
lachmaniara
uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
J a s n o ? No tak, bo kilku tygodniach spędzonych w tej norze, którą Happy tylko z sentymentu chyba nazywał pokojem, nawet pokój Viper musiał jawić się jako jasny, dlatego tylko, że nie zaciągnęła żaluzji. W czasie, kiedy Bright pogrążał się we własnej rozpaczy, ona zajmowała się głównie przearanżowaniem swojej szafy i przestrzeni życiowej; ta pierwsza wypełniła się ubraniami, którym daleko było od typowo męskich krojów, których Monroe miała już serdeczny przesyt po siedemnastu latach funkcjonowania jako chłopiec, natomiast ściany pokoju zapełniły się różnymi plakatami i własnoręcznie wykonanymi szkicami. W domu rodzinnym nie miała specjalnego pola do popisu, bo wszystkie te rzeczy, którymi obecnie obłożona była jej sypialnia, zarówno Bart jak i Grace zakwalifikowaliby z pewnością jako satanistyczne. Samuelowi daleko było do ideału, ale trzeba mu było przyznać, że przynajmniej nie wpieprzał się w rzeczy, które nie leżały w jego interesie.
- Pozwolił - zdążyła jeszcze przytaknąć, ale na wyrażenie zniesmaczenia tym, że Happy określił jej brata mianem starszego, zupełnie jakby ten był jej ojcem, już nie miała czasu, bo wzywała ich cała ta wesoła eskapada, która czekała przy schodach.
Wesoła, bo Amalia zdawała się jakoś podejrzanie mało przybita i Viper aż zaczęła podejrzewać, że jej siostra znowu się zwyczajnie nafurała i stąd ten stan odchyłu od normy. Dlatego też spoglądała na nią tak podejrzliwie, kiedy dziewczyna stała z tym kotem i już chciała skomentować, że jak to jakiś żart ma być, to wyjątkowo nieśmieszny, ale w tym momencie poczuła jak palce Happy’ego owijając się wokół jej dłoni i kompletnie ją zamurowało. Dosłownie aż otworzyła szerzej oczy, ale ani myślała na niego w tym momencie spojrzeć. Nie była pewna czy bliżej jej było teraz do zbesztania go za to, że jej dotykał bez pytania, czy może jednak spytania, co to miało znaczyć, co on sobie myślał i jak to świadczyło o ich pokręconej relacji - żadnej z tych rzeczy i tak nie zrobiła, bo przecież nie byli sami, a towarzystwo Amalii zaraz zostało urozmaicone przez Adama, który zaczął znosić do domu jakieś graty. Dopiero po chwili zrozumiała, że to rzeczy dla kota.
W krótkim odruchu odwzajemniła uściśnięcie dłoni Brighta i została tak już, czując się niezmiernie dziwnie i miło jednocześnie - niewykluczone, że to pierwsze było z drugim ściśle powiązane. Nie pamiętała już kiedy ostatnio było jej zwyczajnie przyjemnie, tak więc teraz - nawet jeśli ta przyjemność podszyta była stresem, co do dalszych poczynań nieobliczalnego rodzeństwa - starała się wycisnąć ten ochłap pozytywnego uczucia do cna. Oczywiście, wszystko musiał zrujnować nie kto inny, tylko Adam, który zaraz zaczął ironizować i jeszcze ośmielił się jej dotknąć, a o ile Happy’emu była w stanie coś takiego wybaczyć, tak temu kretynowi już zupełnie nie.
- Łapy precz, bo odgryzę ci palce - zagroziła surowo, krojąc go spojrzeniem wpół. - To jest Happy i gówno mnie obchodzi czy ruchał się z tobą - wskazała na Adama - czy z tobą - kiwnęła głową na Amalię - czy może z tamtym złamasem na dmuchańcu w basenie - machnęła ręką w bliżej nieokreślonym kierunku, który miał wskazywać teren za domem, gdzie ostatnio widziała Samuela. - Więc darujcie sobie te napompowane, dramatyczne sceny, bo nie mam zamiaru wysłuchiwać tu kolejnych pedalskich kłótni - zażądała, bo skoro miała urodziny, to należały jej się chyba jakieś życzenia do spełnienia, tak?
No i ten kot. Kiedy Amalia podeszła do niej ze zwierzakiem, Viper ostrożnie wysunęła dłoń z uścisku Happy’ego, żeby odebrać od siostry swój prezent. Znowu to dziwne uczucie. Coś, co być może aspirowało na radość, ale wydawało jej się tak nienaturalne, że niemal uwierające. Puściła słowa Evy mimo uszu, unosząc delikatnie malucha, żeby obejrzeć go z każdej strony. A potem się uśmiechnęła. Płytko i niemrawo, na ułamek sekundy, a w dodatku jednym tylko kącikiem ust, ale ta drobna zmiana w mimice nie mogła umknąć uwadze każdemu, kto znał ją dłużej niż pięć minut.
- To naprawdę dla mnie? - spytała, choć zaraz ochrzaniła w myślach samą siebie, bo było to doprawdy idiotyczne pytanie. Dopiero teraz zerknęła na Happy’ego, zupełnie jakby chciała upewnić się, że chłopak też go widział. - Jasne, że będę sprzątać; w przeciwieństwie do niektórych umiem wokół siebie ogarnąć - odpowiedziała w końcu, po dłuższym czasie, na błagalne prośby siostry. Jeszcze przez chwilę przyglądała się kociakowi, aż wreszcie uśmiechnęła się pełniej. - Wiem jak go nazwę. - Przeniosła spojrzenie na Adama. - L u c y f e r .

Happy Bright Amalia e. Monroe adam monroe
lorne bay — lorne bay
17 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
loading...
Happy nawet nie brał pod uwagę scenariusza, w którym po chwyceniu Viper za dłoń, ta miałaby się odsunąć lub zareagować w jakiś negatywny sposób. To, że złapał ją za rękę, było czystym odruchem, wynikiem desperacji i potrzeby jakiegokolwiek oparcia w tym straszliwym momencie.
Jego umysł był zaćmiony przez lęki i obawy, które paraliżowały jego myśli. Nie było w nim miejsca na racjonalne przemyślenia czy analizę sytuacji. Był tylko impuls, tylko chęć zatrzymania się na chwilę, żeby nie stracić równowagi w tym mrocznym labiryncie, który nazywali życiem.
Kiedy jego dłoń zetknęła się z ręką Viper, było to jak uderzenie prądem, jak iskra w ciemnościach. Było to jedyne, co mogło go przytrzymać na powierzchni, gdy wokół niego roztaczała się otchłań niepewności i zagrożenia. Ale nawet w tym jednym geście nie było pewności, czy to wystarczy, czy nie spadną wraz z nią w dół tego bezdennego krateru emocji.
I to, że Viper odwzajemniła ten jego niepewny gest, sprawiło, że Happy poczuł, jakby kawałek ciężaru, który od dawna nosił na swoich barkach, został nagle podniesiony. W tym prostym akcie wzajemnego wsparcia odnalazł ciepło, które zdołało przegnać choć trochę jego ponure myśli. Chociaż było to tylko chwilowe, to jednak w tym krótkim momencie jego serce zadrżało z ulgi. Przynajmniej było tak do czasu, aż drzwi do mieszkania otworzyły się i wparował jakiś mężczyzna ze stosem rzeczy, a potem wykpił te ich nastoletnie zachowanie, na co Bright chciał wycofać się na krok. Uścisk Viper powstrzymał go jednak od tego, a kolejne jej słowa odebrał jako najpiękniejszą obronę, jaką usłyszał. Nie pamiętał by ktoś inny niż jego siostra, kiedykolwiek się za nim wstawiał. I nie był pewien jak to odebrać. Było to coś zupełnie nowego, coś niespodziewanego. Był zaskoczony i zdezorientowany. Z jednej strony to było całkiem miłe uczucie, poczucie wsparcia, ale z drugiej strony czuł do siebie odrazę, że ktokolwiek musi mu pomagać, musi go bronić przed światem.
Generalnie rzecz biorąc, gdyby Bright wiedział o tym, co stało się w tym domu w wigilię, gdyby świadomy był całej tej afery, która nastąpiła w związku z przedstawieniem partnera innego z rodzeństwa, to nigdy w życiu nie wyszedłby z pokoju Viper, nawet gdyby groziła mu śmiercią.
- Koty potrafią zachowywać się z niezwykłą obojętnością wobec śmierci swojego właściciela i nawet po twoim zgonie może przez długie godziny siedzieć obok ciała, pozostając zupełnie niewzruszony. – wyrzucił z siebie nagle i bez większego kontekstu, unikając z kimkolwiek kontaktu wzrokowego.
Uśmiechnął się dopiero, słysząc imię kocura, podniósł nawet spojrzenie na zwierzaka, które wcześniej wbite było w jeden punkt podłogi.
- Złożymy go w ofierze? Czy będziemy myszy składać w ofierze mu?
we'll play love games
hepi
weteran / właściciel sklepu — petbarn cairns
42 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
You go down just like Holy Mary
Mary on a, Mary on a cross
Not just another Bloody Mary
Mary on a, Mary on a cross

Odkąd pozbyli się drażniących monrołowe środowisko śmieci, nawet Viper wydawała się bardziej znośna ze swoimi kaprysami. Nie przejmując się sianiem rodzinnej narkomanii i niezrozumiałymi zabawami w dom - co mogło być tylko przykrywką dla pedofilskich rytuałów picia krwi dziewic - spokój zdawał się nawiedzać ich depresyjną gromadę i tworzyć obraz pozornej sielankowości. Ewka częściej wychodziła do ludzi, skubała jedzenie z mniejszym obrzydzeniem, co bardzo cieszyło starego weterana. Samuel cierpiał w tym momencie najbardziej, ale wychodząc z ciągu alkoholowego na pewno zauważy plusy wigilijnej dramaturgii. Pozbył się balastu w postaci kompletnie nielojalnego kochanka, który wykorzystując najdrobniejszą wolność darł na niego pysk, udając tego in charge. Przyjaźń z młodszym bratem ważniejsza od małżeństwa? Trochę to przykre, ale Adam nie znał się na homoseksualnych związkach i nie potrafił postawić się na miejscu Sama. Jeśli jednak hipotetycznie znalazłby się w podobnej sytuacji, to doszłoby do rękoczynów.

Tak, jak doszłoby do nich, gdyby Viper nie miała dwudziestu kilo żywej wagi, drobnych rączek i rosnącego garbu. Monroe musiał akceptować jej agresję na dotyk oraz brak normalnego poczucia humoru, dlatego odsunął się od niej pod groźbą pogryzienia z potencjalnym złapaniem wścieklizny.

— Już się uspokój, ty mała glisto — burknął, robiąc krok w tył. Grzecznie odczekał aż dziewczyny zakończą oficjalne przekazanie sierściucha, obserwując reakcje najmłodszego rodzeństwa. Rzadko zdarzało się, że wykazywała jakieś emocje. Była obrzydliwie obojętna, co było jeszcze gorsze od płaczu i wiecznego niezadowolenia.

— Mogłabyś być bardziej oryginalna — przewrócił oczami, czując jak spomiędzy jej warg poza imieniem kota sączą się hektolitry trucizny. Na pewno naoglądała się Kopciuszka i zerżnęła imię od pupila złej macochy, który próbował gonić myszy-pomocnice po całej posiadłości rodzinnej. Wtem, Adama poruszyły słowa jej towarzysza.

Chłopaka.
Narzeczonego.
Jakiegoś pizdowatego przybłędy, który był równie dziwny, co ona. Mężczyzna zacisnął szczękę w widocznym NIEZADOWOLENIU i stanął przed chłopcem blisko, zdecydowanie za blisko.

— Zrobisz temu kotu krzywdę, a połamię cię jak suche badyle pod stos dla czarownic — powiedział, kompletnie nie kontrolując wylewających się ostrzeżeń. Adam był bardzo uczulony na krzywdę zwierząt, bo w jego mniemaniu były bardziej wartościowymi kreaturami od ludzi. Zajmował się sklepem zoologicznym jak małym skarbem, zapewniając każdemu sprzedawanemu egzemplarzowi najwyższą jakość życia. On przynajmniej potrafił zajmować się organizmami niezdolnymi do samodzielnego funkcjonowania, bez trzymania narkotyków w kiblu "na wszelki wypadek". Nie był słabą kupą gówna, która potrzebowała dodatkowego motywatora w postaci napełnionej dragami strzykawki. Był odpowiedzialny, samodzielny i nie użalał się nad sobą, gdy mentalnie gorsze dni przysłaniały niebo czarnymi chmurami.
Dlatego zgromił spojrzeniem kolegę małej żmii, a następnie przeniósł wzrok na siostrę i wyjął z kieszeni mały pęczek kluczy zakończony różowym puszkiem.

— Skończyłem dla ciebie szopę, Viper. Przywiozę ją na dniach, bo dzisiaj Ewa zmusiła mnie do zabrania pierdół twojego nowego niewolnika. Chyba, że wolisz przyjeżdżać do mnie, żeby z niej korzystać. Sam nie będzie musiał znosić zapachu kleju — powiedział, trzęsąc pomponikiem przed jej oczami.


viper monroe
Happy Bright
Amalia e. Monroe
ambitny krab
Lumberjack
brak multikont
lorne bay — lorne bay
23 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
Prześpię się i zapomnę; mam własne życie, własne smutne, łachmaniarskie życie już na zawsze.
Uśmiech. Dostrzegła uśmiech na twarzy Viper. Ten mityczny grymas, który nie miał miejsca praktycznie nigdy. Przez cały czas, który spędziła w Lorne Bay od powrotu z Ameryki Południowej mogła zauważyć jedynie niezadowolenie i skwaszenie. Jednak nie tym razem, teraz dostrzegała prawdziwą radość. A to znaczyło, że misja się powiodła, że udało jej się ucieszyć młodszą siostrę. Naprawdę sądziła, że jeśli Viper nauczy się opiekować inną istotą żywą to nabierze też umiejętności opieki nad samą sobą. Czasami to właśnie zwierzęta uczyły nas więcej niż ludzie.
-Myślę, że Happy jest zbyt młody na ruchanie z Adamem. A przynajmniej wolę tak sądzić, jeśli jest inaczej to mi o tym nie mów, Adam.-skwitowała przytyk o pedalskich kłótniach. Faktycznie, po świętach, na których Saul postanowił bawić się w rodzinę z jakimś gówniarzem, lepiej byłoby, gdyby nie rozpętywały się kolejne kłótnie związane z osobami towarzyszącymi członków rodziny. Amalia nawet cieszyła się, że Viper kogoś znalazła, kogoś z kim potrafiła znaleźć wspólny język.
Parsknęła jedynie na imię, które siostra postanowiła nadać kociakowi już znajdującemu się w jej rękach. No tak, do przewidzenia. Jednak uśmiech z twarzy zszedł jej zaraz po słowach tego całego Happy'ego. Zmarszczyła brwi w niezadowoleniu i odpowiedziała stanowczo:
-Spróbuj zrobić temu kotu krzywdę, a pożałujesz, że się urodziłeś. I to samo tyczy się mojej siostry. Nie próbuj nawet skrzywdzić Viper.- wzięło jej się na siostrowanie. W porę, Amalia, w porę. To wcale nie było tak, że to właśnie Eva zraniła Viper swoim zniknięciem w czeluściach świata, swoim kokainizmem i tym chorym przedawkowaniem, które ciągnęło się za nią jak smród po gaciach. Nie powinna odwalać teraz poważnej i groźnej starszej siostry, ale nie potrafiła się powstrzymać.
-Nie marudź, Adam, dobrze wiesz, że sama nie mogłam tych rzeczy przewieźć swoim autem...-gdy tylko to powiedziała przed jej oczami zatańczył obraz zgniecionego ciała narzeczonej. Nie, nie, nie, nie teraz. Powinna się skupić na tym co jest tu i teraz, a nie wspominać okrutnych wydarzeń, które wyciągnęły ją z życia na długie tygodnie. To nie był dobry moment. Teraz musiała stać stabilnie, a nie rozlatywać się niczym domek z kart. Przełknęła ślinę, wstrzymała łzy niebezpiecznie kręcące się w kącikach jej oczu i przybrała na usta uśmiech, zupełnie tak, jakby wcale nie widziała teraz jedynie martwego ciała ukochanej.
-Kim właściwie jesteś?-skierowała słowa do Happy'ego próbując wybadać sytuację.-W sensie, dla Viper. Jesteście parą czy coś?- Viper w związku to była rzecz, której prawdopodobieństwo porównywała do apokalipsy jutrzejszego dnia, ale przecież nie szkodziło zapytać.

viper monroe
adam monroe
Happy Bright
amalia
lachmaniara
uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Jak zwykle, utwierdzała się tylko w przekonaniu, że jej rodzina to banda chorych, apodyktycznych pojebów - co tłumaczyło też, dlaczego była z nimi spokrewniona. Kiedy więc Amalia poczyniła komentarz o wieku Happy’ego i potencjalnym ruchaniu z Adamem, myślała, że się porzyga, czemu dała wyraz odpowiednią mimiką. To nie tak, że nie podejrzewała brata o podobne rzeczy (bo po wydarzeniach z wigilii owszem, podejrzewała), ale wątpiła szczerze, żeby Bright celował tak nisko, w to zakompleksione, bogobojne straszydło, które jakimś cudem wypchnięte zostało tą samą macicą, co istny ósmy cud świata (ona, znaczy się). I tak, w tym miejscu musiała zgodzić się z Evą, że ona również nie miała ochoty dowiadywać się o tym, jeżeli jej chłopakowi przyszło kiedyś przespać się z Adamem. Możliwe, że doszłoby do zabójstwa. Możliwe, że ich obu. Lepiej było chyba oszczędzić wszystkim zgromadzonym tego widowiska, prawda?
Trochę czuła się w tej sytuacji jak adwokat diabła, bo miała przecież do obrony Happy’ego, który z pewnością nie spodziewał się takiego nagłego natarcia, jakie zafundowało mu nagle jej rodzeństwo. Widząc, jak Adam zbliża się do Brighta, zastąpiła mu jednak drogę, uznając, że tylko ona miała prawo znęcać się nad tym przychlastem, którego tak bardzo lubiła.
- Łapę na nim połóż, to czarownica rzuci na ciebie klątwę - syknęła na brata, wciąż z diabelskim pomiotem na ramionach, co z pewnością czyniło ją groźniejszą w odbiorze. - Oczywiście, że to jemu będziemy składać ofiary, duhh - mruknęła, dużo łagodniej, zwracając się do jedynej osoby w pomieszczeniu, której nie dosięgła klątwa nazwiska Monroe. Zaraz jednak do tych gróźb pod adresem Happy’ego dołączyła także Amalia, a Viper naprawdę nie mogła pojąć, co im wszystkim nagle odwaliło. Co, uważali, że sama by sobie nie poradziła z takim Brightem na kiju, gdyby była potrzeba? A nawet jeśli - co ich wszystkich nagle tak bardzo interesowały jej osobiste relacje z przedstawicielami grupy rówieśniczej? I dlaczego uznali, że w tym duecie zagrożenie miałby stanowić Happy, a nie ona? Czuła się tym wszystkim głęboko oburzona, aż na chwilę zupełnie zabrakło jej słów, więc tylko mierzyła Evę oceniającym spojrzeniem.
- Viper jest tu obok i słyszy cię d o s k o n a l e - przypomniała w końcu tylko, uznając, że siostra najwidoczniej się zapomniała. - Mnie się nie da skrzywdzić - dodała to oczywiste kłamstwo z taką stanowczością, że może gdyby nie znali jej od siedemnastu lat, faktycznie mogliby w to uwierzyć. Cóż, Happy’ego wciąż mogła tak oszukiwać, więc nie miała zamiaru rezygnować z tego przywileju, a jak ci debile do pary dobrani mieli zamiar jej to utrudniać, to ona im z chęcią pokaże drzwi - z nieswojego domu, ale kto by się tym przejmował? Jeszcze by pewnie coś dodała o kruchym ego, interesowaniu się własnym życiem i tak dalej, ale w tym momencie Adam przypomniał sobie, że to dzień dawania jej prezentów i zamachał jej przed oczami różowym pomponikiem od kluczy.
Oczy znowu zaświeciły jej się na moment, a Lucyfer zdawał się zafascynowany brzęczącym pękiem równie mocno jak ona, ale udało się jej ubiec kocura i jako pierwszej pochwycić za breloczek.
- Masz na myśli przydomowy warsztat? - uściśliła, bo takim profesjonalnym nazewnictwem zdecydowanie podbijała sobie ego. - Nigdzie nie będę jeździć, zwariowałeś chyba... Wiesz, ile ja mam gratów w pokoju? Musiałabym to wszystko jakoś przetransportować, to się zupełnie nie opłaca logistycznie - oznajmiła, z prychnięciem wplecionym gdzieś pomiędzy te słowa, chcąc dać mu do zrozumienia, jak absurdalny był to pomysł. W czasie, kiedy ona tłumaczyła Adamowi, że ma przywieźć tę szopę na miejsce, Amalia za to zdecydowała się przemaglować Happy’ego i Viper załapała się tylko na końcówkę tego pytania, a to już wzmogło jej czujność.
- A ty się nie interesuj, bo Lucyfera mordy dostaniesz - podsumowała siostrę, bo oni dzisiaj naprawdę przeginali z tym wciskaniem się w jej życie!


Happy Bright Amalia e. Monroe adam monroe
weteran / właściciel sklepu — petbarn cairns
42 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
You go down just like Holy Mary
Mary on a, Mary on a cross
Not just another Bloody Mary
Mary on a, Mary on a cross

Od czasu sytuacji na wigilii starał się być naprawdę wyrozumiały względem rodzeństwa, którego jeszcze nie wydziedziczyli. Viper miała cięty język, który powinien kiedyś zostać odcięty, ale w urodziny pozwalał jej na odrobinę szaleństwa zanim zdecyduje się na założenie żelaznego kagańca. Ostatnio widział jakieś video na Youtube związane ze starymi metodami kneblowania pyskatych kobiet. Gdyby była mężczyzną, dostałaby co najwyżej luja ogłuszacza, jednak w przypadku samic metody musiały zakrawać o odrobinę kreatywności i fantazyjności.

— Mogę ci wszystko przetransportować jeszcze dzisiaj, jak będę wracał do siebie. Mój samochód na pewno zniesie to lepiej od całej szopy — westchnął ciężko, widząc jak nieugięta jest w pomyśle postawienia pracowni na tyłach domu Samuela. Basen zajmował dużo miejsca, a szopa nie należała do najmniejszych. To nie był wychodek, który można było przewozić ze sobą w potrzebie. Nie wspominając o wypełnieniu wnętrza stołem, półkami i szafkami na przedmioty, które będzie tam przechowywać młoda Monroe.

— Wiemy, że jesteś odważna, samodzielna i silna, Viper. Jednak, gdyby coś się działo i twój chłopak zacząłby być za bardzo męczący, to daj znać — powiedział, spoglądając ostrzegawczo na tę dwójkę. Młodość rządziła się swoimi prawami, ale nie mogli zapominać o ludzkiej naturze i zepsuciu, które prędzej czy później wychodziło z człowieka. Adam po akcjach z Ewą musiał być bardziej uważny, obserwując obie siostry oraz ich relacje. Nie mógł pozwolić na powtórkę z rozrywki, kiedy starszy chłop wykorzystywał młode dziewczę jak ostatni oblech. Dwóch. Właściwie to dwóch samców, których powinno się powiesić za jaja na moście. Nadal nosiła go sama myśl o przeszłości, co doprowadzało ciało do wrzenia - w ten zły sposób, dla precyzji.



viper monroe
Amalia e. Monroe
Happy Bright
ambitny krab
Lumberjack
brak multikont
ODPOWIEDZ