ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).

Nauczony doświadczeniem powinien być już mądrzejszy w wiedzę co do tego, że z zadawania się z własnymi pacjentkami można nabawić się co najwyżej srogiego moralnego kaca (akurat nie on sam, ale kto by tam wnikał). Dillon Riseborough bowiem nie był nigdy człowiekiem, który z takich życiowych mądrości czerpie garściami, więc raczej pozostawał przy swoich starych zwyczajach. A te mawiały, że jeśli się czegoś chce, to trzeba za tym dążyć, on sam więc postanowił odrobinę wziąć sprawy w swoje ręce, bo w pewien pokręcony sposób dochodził do wniosku, że ostatnio mocno skrewił. Mógł nawet bezpośrednio powiedzieć, że dał dupy po całości, w końcu tamtego wieczoru odstawił Mię w wybrane przez dziewczynę miejsce i pozwolił jej tak po prostu zniknąć. Nie zostawiając swojego numeru, ani nie oczekując owego od niej. No jak nic, panie i panowie z przed państwem mistrz podrywu.
Może i owszem, okoliczności - kto to widział jakieś flirty nad nadal ciepłą denatką - wcale nie były sprzyjające, a sama dziewczyna pewnie kiedy dzień czy dwa później doszła do siebie, uznała że wtedy przesadzili (choć było naprawdę grzecznie!), ale nadal takie sprawy zapewne powinno się załatwiać inaczej. I pewnie, również owszem, był w końcu dwudziesty pierwszy wiek, on miał dostęp do pełni jej danych osobowych, wiedział jak wygląda i żadnym problemem nie byłoby odnalezienie jej ja facebooku i odezwanie się jak na cywilizowanego człowieka przystało.
Nie.
Dla Dillona tak proste rzeczy okazywały się być najwyraźniej po prostu zbyt proste. On bowiem postanowił jej zrobić niespodziankę i ponownie objawić się w jej życiu od razu z wysokiego C. We własnej osobie. Musiał jednak przyznać, że tak naprawdę niewiele o tej dziewczynie wiedział, poza personaliami, nietypowym zawodem i miejscem pracy, a że szyć umiał jak no kto - był w końcu, do cholery, chirurgiem - postanowił szyć z tego co ma. Nie upłynęło więc wiele wody, a on objawił się w nieszczęsnym (no wszyscy jakoś musieli mu wybaczyć nie za szczęśliwe skojarzenia) zakładzie pogrzebowym i nawet wcisnął kit jednemu z pracowników (to pewnie ma jakąś fancy nazwę, jak consierge w restauracji), do spółki z pięcioma dyszkami (wszystko to takie pazerne). Zadziałało. Czekał sobie w jakimś całkiem gustownym pomieszczeniu, jedynie odrobinę za mocno trącącym liliami i nawet zupełnie nonszalancko zajął miejsce na jednym z krzeseł, choć gdzieś pod skórą wyczuwał jakiś niepokojący vibe.
Wcale nie chodziło o to, że poczuł się w pewnym momencie jak jedna z tych ślicznotek oczekująca grzecznie na konsultację z jedną ze swoich ulubionych kosmetyczek. Czy nie tak fachowo powinno się nazywać go, czym Mia się zajmowała? Że była kosmetyczką? Jedynie taką, huh, nietypową?
Kiedy więc w końcu drzwi się otworzyły i pojawiła się w nich ona omal nie poderwał się z tego krzesła jak jakiś zestresowany uczniak (naprawdę mało brakowało), zamiast tego udało mu się zachować resztki luzu i rzucił tylko:
- Cześć - i nawet się do kompletu lekko uśmiechnął. - Chciałem tylko sprawdzić czy wszystko u ciebie w porządku - uśmiechnął się jeszcze szerzej, i dureń sam nie wiedział czy to po to by zrobić dobre wrażenie, czy tak po prostu na jej widok.
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Chciała powiedzieć, że go pamiętała doskonale i nawet rysowała serduszka z jego inicjałami w swoim zeszyciku dla dziewczynek, ale tak naprawdę trauma skutecznie wymazała jej z pamięci to spotkanie. Inaczej, wiedziała, że była wtedy mocno zafascynowana panem doktorem, który tak profesjonalnie wypisywał akt zgonu i jednocześnie doglądał jej jakby była jakąś dodatkową ofiarą tego wypadku, ale sam przebieg spotkania był dla niej już nieodgadniony. Nawet zatarła w pamięci moment, gdy w ataku paniki uczepiła się niego jak koala, któremu zabrali eukaliptus. Zdecydowanie jednak za dużo ostatnio oglądała filmów przyrodniczych próbując zrównoważyć swoją pracę w zakładzie pogrzebowym i widmo śmierci, które zawisło nad nią i sprawiało, że czuła się następna w kolejce.
Dość abstrakcyjnie, bo przecież była młoda i pełna sił, ale najwyraźniej samobójstwo Mindy wyzwoliło w niej uczucie umierania i to zaraz. Śmierć zdawała się czaić za rogiem i to całkiem dosłownie, bo tam w trumnie czekała na nią kolejna staruszka, która przynajmniej zrobiła wszystko w porządku i umarła zgodnie z biologiczną kolejnością. Good job, girl. Za to jej przyjaciółka najwyraźniej zawsze musiała być taka oryginalna i to dlatego ją pochowali niecały tydzień temu, choć obeszło się bez akcji trumiennej. Spalanie okazało się lepszym wyjściem po tym wszystkim.
To wszystko jednak zostało jednak w głowie Mii tak doszczętnie, że dwa razy musiał ją wołać obsługujący transport, by zrozumiała, że komuś się zmarło i potrzebuje konsultacji w sprawie kosmetyków. Nie, żeby zdarzało się jej to za często, ale ludzie rożne mieli fetysze i sposoby na żałobę, więc najwyraźniej ta rodzinka postanowiła upewnić się, że ich matka, babka czy córka (oby nie, bo nie zdzierży) będzie wyglądać w sposób godny, a nie jak jakaś nieżywa ulicznica. Przez dłuższą chwilę wyobrażała sobie pogrzeb takiej prostytutki i dopiero wyczekujący wzrok Carla sprawił, że się ogarnęła i nawet związała włosy w kucyk, by wyglądać cokolwiek bardziej profesjonalnie na rozmowie.
Dopiero wtedy wyszła i stanęła jak wryta, bo Dillon wcale nie przypominał jednej z tych zatroskanych o makijaż wieczny idiotek, a ona sama nie wiedziała, czego ma się spodziewać po jego wizycie. Na dodatek, dziwne, ale ktoś nagle odblokował jakąś przegródkę w jej mózgu i dochodziło do niej, że rzuciła mu się na szyję i że to uczucie było niepodobne do wszystkiego, co przeżyła wcześniej. Niemal erotyczne i omal nie zrobiło się jej duszno od tych całych lilii, które wydzielały tak mocną woń, że niemal upajającą.
Randka.
W zakładzie pogrzebowym.
Zdecydowanie ten, który steruje jej życiem, powinien przestać łykać te magiczne grzybki, bo srogo go popierdoliło. Odwzajemniła uśmiech, skoro to jednak nie była randka, a jedna z tych kurtuazyjnych wizyt. Może Dillon w przysiędze Hipokratesa miał zapisane, żeby sprawdzać co słychać u takich pacjentek i to określał jako wizyty domowe. Nie znała się zbytnio na tym, więc nie wiedziała jak to wygląda.
- Tak. Nie. Nie wiem. Udzieliłam ci trzech różnych odpowiedzi - parsknęła w końcu i rozpuściła włosy przyglądając się mu. Nie byli tu sami, więc wskazała na mały pokoik, w którym zwykle trzymała zwłoki, ale teraz był pusty. - Chodź, mam chwilę wolnego, więc postaram się to trochę ogarnąć - i sama zamknęła za nim drzwi czując, że to jedna z tych konwencjonalnych wizyt i nie powinna się nią tak podniecać.
Ani nim.
Usiadła na krzesełku obrotowym, którym zwykle podjeżdżała do zwłok i spojrzała na niego wyczekująco.
- Zawsze tak robisz? Wpadasz do pacjentek?
ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).

Gdzieś pod skórą czuł, że stary jest a głupi i tak naprawdę chyba sam nie wie co najlepszego w tym momencie wyprawia. Przecież spotkał tą dziewczynę jeden raz, ich drogi powinny się rozejść już dożywotnio (chyba, że miałaby kolejny raz pecha by utrafić akurat jego na np. oddziale ratunkowym). Zamiast tego, jak ten zauroczony gówniarz zaplanował dla niej niespodziankę - w jakiś pokręcony sposób chyba nawet całkiem romantyczną - i latał po mieście, w jeden z tych nielicznych dni, kiedy miał wolne, aby ją zrealizować. Już dawno temu podejrzewał, że nadchodzi szaleństwo, ale chyba nie spodziewał się, że objawi się w osobie ślicznej dwudziestolatki. Dwudziestolatki, która właśnie rzucała mu się na szyję, i czym zaskoczyła go tak mocno, że lekko stracił równowagę, przez co jakoś tak, zupełnie jakby odruchowo objął ją w pasie mocniej, przyciskając jej drobne ciało bliżej swojego i faktycznie musiał przyznać, że zapowiadało się na oryginalne randki w ich wykonaniu. Sam nadal nie wiedział, czy to, że się tutaj dzisiaj pojawił można było w ogóle definiować jako randkę, czy raczej niezobowiązujące spotkanie nadal przypadkowych znajomych, ale nie zaprzątał sobie tym głowy. Zamiast tego zapatrzył się jej dłużej w oczy i dopiero jej, mocno niezdecydowana musiał przyznać, odpowiedź, sprowadziła go z powrotem na ziemię.
- Zauważyłem - zaśmiał się w ślad za nią, musiał przyznać, że zupełnie nie mógł sobie jednak wyobrazić jakiejkolwiek wypadkowej tych jej trzech odpowiedzi, więc dodał gwoli uściślenia: - Ale bliżej tak, czy bliżej nie, bo to w sumie kluczowe - i dopiero wtedy postanowił pozwolić jej z siebie zejść - jakkolwiek to dwuznacznie nie zabrzmiało - odstawił ją więc z powrotem na ziemię, uśmiechając się całkiem szeroko. - Ja też się cieszę, że cię widzę.
Dopiero wtedy zreflektował się, że tak właściwie to nie do końca dopracował swój szalony/romantyczny/uroczy/niepotrzebne skreślić plan, bo ona nadal była w pracy - co wymagało jakiś widełek czasowych od-do - i zamiast wspólnie spędzonego popołudnia będzie co najwyżej krótka przerwa, ale słowo się rzekło, nie będzie się teraz wycofywał. Ruchem głowy podążył za jej ręką, wskazującą małe pomieszczenie, gdzie mieliby dla siebie więcej prywatności. Każdy kąt domu pogrzebowego co prawda budził w nim nie najbardziej udane skojarzenia, ale jej towarzystwo wynagradzało wszystko. Ruszył więc za nią i w końcu zajął miejsce naprzeciwko niej.
Zaśmiał się lekko, słysząc jej pytanie. Pewnie powinien w tym momencie zarzucić dość ogólną opowieścią, za przykład powołując jego krótką, ale jakże intensywną relację z Julią, ale nie był przecież szalony (jeszcze!) i nie zamierzał opowiadać jednej dziedzinie o drugiej. Tym bardziej, kiedy anturaż ich spotkań był tak mocno inny.
- Pytasz o wizyty domowe czy takie prywatne, jak ta? - udał więc trochę głupka, do kompletu fundując jej swój firmowy, przebiegły uśmieszek. - Jeśli o te drugie to nie, nie zawsze. Ale mówiłem ci już przecież, że jesteś wyjątkowa - Dillon Riseborough nie był może najbardziej szczęśliwym człowiekiem na świecie, ale w zamian za to Bozia czy inna święta ikona postanowiła go wynagrodzić cudownymi umiejętnościami.
Byk zatem człowiekiem wielu talentów, a czarowanie Mii G. miało okazać się najdoskonalszym z nich.
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Ostatnio czuła się na tyle wytrącona z równowagi swoich codziennych obowiązków, że nawet to najście potraktowała jak coś zupełnie normalnego. Żadna z czerwonych lampek nie zapaliła się jej na myśl, że ktoś za nią chodzi i to niekoniecznie w ten moralny sposób. Wręcz przeciwnie, witała tego lekarza jakby łączyły ich jedne z najdoskonalszych wspomnień, a nie trup, którego widziała tylko podczas pijackich imprez. Najwyraźniej nic nie wypłukuje żałoby z organizmu tak bardzo jak czysty alkohol etylowy, zwłaszcza w towarzystwie ludzi, którzy na wspomnienie zmarłej plują za siebie. Pewnie dlatego tak zachłannie uczestniczyła w tych wszystkich stypach i nie ogarnęła, że z Dillonem ma równie pokręcone stosunki.
Stosunki, dobre sobie, jak na razie rzucała mu się na szyję jak niewinna piętnastolatka, której chłopak właśnie wrócił z wojska i należało go należycie przyjąć. Sama panna Ginsberg nie wiedziała jak trafne jest to porównanie, jeśli chodzi o tego nieznośnie wysokiego mężczyznę, który pachniał jeszcze lepiej, gdy nie był otoczony wydzielinami z ciała jej przyjaciółki. A poza tym umiał się całkiem dobrze śmiać, co sugerowało, że nie jest takim psycholem, więc powinna dać mu szansę.
- Czuję się tak jak chyba każda po śmierci osoby, której nie darzyłam zbyt dużą sympatią- wzruszyła ramionami próbując szczerze przedstawić to, co przetaczało się przez jej głowę przez ostatnie tygodnie, ale z jego obecnością nie było to zbyt łatwe zadanie. - Czasami żałuję, że nie lubiłam jej bardziej. Potem sobie przypominam, że była podłą zdzirą i nie było za co- wzruszyła ramionami, choć zagryzła przy tym wargę, bo przecież to nie tak, że Mia była pozbawiona ludzkich odruchów. Raczej usiłowała się ich pozbyć na rzecz już bardziej szczerego uśmiechu, gdy stwierdził, że cieszy się, że ją widzi.
Pewnie miał na końcu języka sugestię o miejscu spotkania, które zabijało (dosłownie) najbardziej romantyczną atmosferę, ale starała się jak mogła fundując im mały pokoik, w którym zazwyczaj rzewnie płakały wdowy przy organizacji wesela. Te same, które dwa miesiące później widywała już w objęciach innego.
Może dlatego uniosła brwi z niedowierzaniem, gdy próbował przekonać ją, że jest jedyną pacjentką, którą raczy wizytami domowymi. Musiałaby nie znać mężczyzn, a kto ich znał lepiej niż dwudziestolatka, która właśnie zakładała ręce na piersi i posyłała mu jedną z tych groźnych min, sugerujących, żeby się wstrzymał i nie fundował jej tekstów o tym, że jest taka wyjątkowa.
- Myślę, że jedynie okoliczności były dość nietypowe, a cała reszta to jedna z tych historii, której nawet nie zapamiętają gazety- oparła się o dłoń i spojrzała na niego z zaintrygowaniem. - I co zazwyczaj się robi na takich wizytach? Nie, żebyś na nich bywał i potrafił mi o tym opowiedzieć- podsumowała rozbawiona wpuszczając go lekko w maliny z odpowiedzią, bo przecież paradoksem było to, że nie było żadnej dobrej, ale przecież to wcale nie tak, że chciała urządzić mu jakiś turniej wyzwań wszelakich, podczas których mógł sprawdzić się jak jeden z tych rycerzy.
Najwyraźniej i Ginsberg bywała romantyczką, choć nic nie mogła poradzić na to, że jej zawodowe zboczenie nakazywało raczej myślenie o jego głowie na pice, a nie słodki happy end, w którym na samym końcu zostaje jego żoną.
Dillon byłby ładnymi zwłokami, musiała to przyznać.
ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).

Jeszcze na etapie ledwie pomysłu - kiedy jedynie przez jego myśli przetaczała się wizja tego, że mógłby zobaczyć ją ponownie - powinien pewnie wziąć na wstrzymanie i w końcu zacząć zachowywać się jak przystało na porządnego człowieka, na dodatek lekarza. W końcu nie każdy przedstawiciel jego zawodu zdaje się tracić głowę dla kolejnej pięknej pacjentki, która pojawiła się na jego drodze, prawda? Wróć - na razie jedynie starał się być w porządku i dorabiał do wszystkiego całkiem sympatyczną historyjkę o tym, jak to realnie przejął się losem dziewczyny, którą zupełnie przypadkowo (mniej ważne przecież, że w pracy) poznał jakiś czas temu. I według kart rozdanych pod to bycie sympatycznym zamierzał grać.
- Mówisz zatem, że nie przepadałyście za sobą? - okazał zainteresowanie, bo w końcu jeśli czegoś się przed trzydzieści kilka lat egzystencji na tym świecie zdążył dowiedzieć, to tego że kobiety uwielbiają być wysłuchiwane. Spojrzał na nią z zainteresowaniem, jakby mógł w samej jej postawie czy ślicznej buzi wyczytać trochę jak wyglądają jej relacje międzyludzkie. Zajął wskazane przez nią miejsce i przez chwilę skupiał się na obserwowaniu miejsca w jakim się znalazł. Nie dość, że wszędzie był ten nieznośny zapach lilii (podejrzewał, że dostanie od tego uczulenia), to miał jakieś niepokojące wrażenie że zajął jedno z tych przeklętych miejsc, gdzie członkowie rodzin snują ostatnią, oczywiście zupełnie idealizującą opowieść o swoim zmarłym bliskim. Gdyby był tylko odrobinę na cały ten szajs wrażliwszy, pewnie by go otrząsnęło. Zamiast tego wrócił spojrzeniem do swojej dzisiejszej towarzyszki i jak gdyby nigdy nic kontynuował rozmowę. - Gdybyś chciała.. potrzebowała o tym pogadać to wal - poinformował ją poważnie, ale do kompletu uśmiechnął się całkiem ciepło. Taki był z niego dobry wujek.
- A co, wolałabyś żeby twoja śliczna buzia zaczęła zdobić okładki lokalnych dzienników? - zaśmiał się z tego lekko, ale na tyle na ile wydawało mu się, że już ją poznał, raczej nie należała do tego specyficznego gronia ludzi, którzy z własnej nieprzymuszonej woli pchają się na świecznik. - Sądzę jednak, że niezależnie od rozmachu sprawy to i tak gawiedź szybko o tym zapomina. Ktoś mądry mi kiedyś powiedział, że dzisiejsze gazety wyściełają następnego dnia śmietniki, więc najwyraźniej coś w tym jest - wzruszył lekko ramionami i nawet klasnął bezgłośnie w dłonie, uważając to chyba za najlepszy komentarz dla całej sprawy. Owszem, on sam również spodziewał się, że miejscowe pismaki mocniej zainteresują się sprawą, ale najwyraźniej nawet jego prywatne statystyki musiały wszystko zaniżać, bo skoro gwałtowna i brutalna śmierć młodej dziewczyny w żaden sposób nie wzruszyło społeczeństwa ile ludzi musiało ginąć w podobnych okolicznościach? A to była tylko australijska prowincja, na Boga.
Uśmiechnął się jednak, gdy zapytała o te wizyty i wyciągnął w jej stronę rękę, machając przy tym zapraszająco dłonią.
- Chodź, pokażę ci - i rozsiadł się do tego jakoś wygodniej. Czy nadmierną pewnością siebie było w tym momencie przekonanie o tym, że ona właśnie na tą jego propozycję przystanie? Możliwe. Z pewnością ta myśl była lepsza niż zastanawianie się nad tym, jak atrakcyjnymi zwłokami by był.
Na samą myśl przeszłyby go ciarki.
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Tyle, że Mia może i była głupią dzierlatką, ale umiała przejrzeć ten mechanizm, który polegał na łapaniu zainteresowania czymkolwiek, co wyjdzie z jej ust. Kiedyś mocno upalony kolega stwierdził, że to dla mężczyzn wysiłek wręcz niebotyczny, bo większość z nich skupia się głównie na czymś takim jak obraz jej warg i wyobrażanie sobie ich w bardziej dwuznacznych sytuacjach. Wówczas stwierdziła, że chłopcy są głupi (jak przystało na piętnastolatkę) i choć akurat o Dillonie tak wcale nie myślała, przewróciła oczami lekko się uśmiechając.
- Dobra, dobra, przecież wiem, że cię to wcale nie interesuje. A jeśli nawet to powinnam uważać komu sprzedaję takie informacje, bo jeszcze wezwą cię jako świadka w tej sprawie i wiesz… Mogę mieć kłopoty- ale wypowiedziała to takim tonem jakby właśnie za tego rodzaju atrakcjami przepadała od zawsze, choć może chodziło głównie o jej towarzysza, który pewnie sam w sobie był problematyczny jak jasny gwint. Innych mężczyzn Mia Ginsberg nie przyciągała i to było jedno z tych praw grawitacji. To samo, które też sprowadziło Mindy na dół.
- I dobrze, panie doktorze. Będę pamiętać, choć muszę przyznać, że lubię rozmawiać z trupami. Nie sprzeciwiają się za często- i również posłała mu jeden z tych sympatycznych uśmiechów, który świadczył o tym, że dziewczę zdecydowanie traci dla niego głowę. Może i to właśnie był sens śmierci jej przyjaciółki?
Boże, jak tak dalej pójdzie, dopisze sobie w zeszyciku szczęśliwe zakończenie ze złamanym karkiem i na pamiątkę dołączy jedno z tych właśnie żałosnych zdjęć, które wytargała z gazety czując, że to coś wyjątkowego. Nie ze względu na nią, bo przecież ona nie z tych faktycznie, by kiedykolwiek fetować wątpliwą sławę, ale dla potomności.
Pewnie dzieciom pokaże jak to bawiła się za młodu. Sam sens tego działania był podobny do tego z malowaniem Mindy, czyli tak naprawdę nie istniał. Nie dało się tego usprawiedliwić, jak i faktu, że gdy Dillon po prostu zaproponował jej pójście do niego na kolana, nie przywoływała (jak to zazwyczaj miała w zwyczaju) jakiegoś tekstu o śmierci, przemijaniu i o tym, że pachnie zwłokami i w ogóle jad trupi. Nie budził on w niej żadnego obrzydzenia jak dotąd chłopcy w jego wieku i choć uderzało ją poczucie, że to za niewinne nie jest, nie mogła opanować tej wręcz przekornej chęci, która doprowadziła do tego, że wreszcie usiadła delikatnie na jego kolanach kierując wzrok w jego stronę.
Było miło, przez moment naprawdę szło zapomnieć, że nie tyle jest w pracy, ale że właściwie są w miejscu, gdzie zwykle rozgrywają się tragedie. A może to tak naprawdę była ich rzecz? Gdzieś zawsze miał palić się świat, a oni siedzieli niewzruszeni zajmując się swoim towarzystwem.
Objęła jego szyję delikatnie dłonią, zupełnie jakby sprawdzała jego granice, choć przecież chodziło o jej. To ona była tą niewinną, o czym nawet on nie wiedział.
- Co chciałbyś mi pokazać?- zapytała z niecierpliwością, którą oznaczała się niemal od małego i która teraz zamieniała się w jakąś trudną do zidentyfikowania pulsującą ekscytację, choć przecież Mia wiedziała, że bierze się ona głównie z jego obecności.
I bliskości, która uderzała do głowy jak jedno z tych tanich win, które smakowała swojego czasu z chłopcami. Teraz jednak siedziała z mężczyzną i to z takim, któremu za często spoglądała w oczy.
ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).

Chyba już dawno się tak nie czuł. Fakt, był - a przynajmniej tak głosiła legenda - człowiekiem dorosłym i dojrzałym, z czego powinno wynikać, że na pewne zachowania nie powinno być już miejsca, ale cóż... stało się i czuł się teraz jak totalnie zauroczony, zadurzony gówniarz. Wpatrywał się w nią z tym rodzajem uwielbienia i atencji, które pewnie stawało się już zauważalne dla samej zainteresowanej i owszem, w pewnym momencie musiał już odwrócić wzrok by nie wyjść na ostatniego desperata.
- A nie masz ich już wystarczająco dużo, zadając się ze mną? - posłał w jej stronę swój zupełnie najdoskonalszy z uśmieszków i znowu musiał mocno ze sobą walczyć, by nie zapatrzyć się na nią za długo. Było w niej coś tak uroczo innego, że po prostu nie mógł się oprzeć. Może faktycznie, odrobinę działała tu różnica wieku między nimi, ale cała reszta - chemia, która grzała wszystko od pierwszych minut pierwszego spotkania, nośność tematów rozmów, jej uśmiech czy to jak w oczach tańczyło jej regularnie to coś wystarczyło. Zapewne przepadł. I to, również zapewne, na dobre. - I wiesz, ja mam naprawdę bardzo krótką pamięć... Tak krótką, że często... Hej, to o czym właściwie mówiliśmy? - pozwolił sobie trochę zażartować, ale na Boga - co byłby z niego za świadek? Tym razem nawet nie miał zdjęć (trochę tęsknił za ich niepisanym zakładem z Remingtonem), długo na miejscu zdarzenia nie był, jedyne co widział i z kim rozmawiał to Mia. Był zatem w opór stronniczy. Bo co miałby niby powiedzieć? Że obściskiwali się w karetce a po wszystkim jeszcze wyciągnęła od niego fajkę?
- Na swoją obronę powiem, że również jestem z tych, którzy nie sprzeciwiają się zbyt często - nawet dłońmi wykonał jakiś teatralny gest przysięgi, przez chwilę mocno silił się na bycie śmiertelnie wręcz poważnym, ale w końcu kąciki ust mimowolnie podjechały mu do góry.
Sam nie wiedział, czy z powodu żartu, czy dlatego że Mia wylądowała na jego kolanach. Dał jej się objąć po czym pozwolił sobie porządzić się jej drobnym ciałem tak, by tym razem siedziała mu na kolanach, owszem, ale okrakiem. Była sporo bliżej, i jakby to jeszcze było za mało, przysunął ją do siebie jeszcze bliżej, tak blisko że jego brzuch stykał się z jej brzuchem. Delikatnie zadarł głowę do góry i ustawił się tak, że ich usta w tym momencie dzieliły dosłownie milimetry. Wróć, co najwyżej milimetr. No może, półtora.
- Nie wiem czy tutaj możemy - uśmiechnął się leciutko, najwyraźniej ten drobny gest wystarczył, by zupełnie przelotnie ich usta na moment się spotkały. Niby zupełnie przypadkiem, niby zupełnie w niezamierzony sposób, niby wcale nie chciał jej pocałować, niby to robił. Ułożył sobie dłonie - póki co bardzo nadal grzecznie - po obu stronach jej talii i w ten sposób na chwilę zastygł w jednej pozycji, wpatrując się w jej śliczne oczy zupełnie delikatnym spojrzeniem, nie odsuwając się choćby trochę, jakby bał się, że tyle wystarczy by zepsuć intymność tego momentu. Trochę pewnie trącącego kliszą, bo czuł się właśnie jak jeden z tych bohaterów komedii romantycznych (aż był ciekaw ile dziewczyn byłoby w stanie do niego wzdychać), ale nawet mimo to, nie przestał.
Bardzo tą dziewczynę polubił. Może za bardzo?
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Wiedziała dlaczego tak bardzo się boi. Do dziś miała w swoich szpargałach jeden z listów swojej matki, która głosiła, że powinna unikać mężczyzn. Może obecnie patrzyła na te zapiski przez palce, bo która samobójczyni robi kilka kopii swojego pośmiertnego testamentu nie mogąc się zupełnie zdecydować na jedną wersję, ale wciąż miała w pamięci słowa, że prędzej czy później panna Ginsberg dołączy do sekretnego klubiku kobiet zniewolonych.
Jak dotąd całkiem nieźle jej szło unikanie tego stowarzyszenia, ba, miała niezliczone sukcesy w wyciąganiu z niego koleżanek, ale najwyraźniej na każdy kamień przypada jedna kosa i ta jej właśnie uwodziła ją z łatwością.
Nie wiedziała czym to było spowodowane- podpowiadał jej rozum, że Dillon był z nią w obliczu największej traumy, więc naturalnie dystans między nimi zmniejszył się i potem zniknął, ale to nie było zdecydowanie jedynie wyjaśnienie.
Był przystojny i to w tak nieoczywisty sposób, był absolutnie wręcz pewny siebie wpadając tutaj i zakładając, że będzie go pamiętać i wreszcie zupełnie przejmował nad nią kontrolę. Może z tego powodu postanowiła jednak zamknąć się, jeśli chodzi o Mindy, a może zwyczajnie nie chciała dawać tej suce więcej atencji, bo przecież na nią nie zasługiwała, a ludzie dziwnie ją wrzucali do worka australijskich it girl.
Nie wiedziała, że można było zostać taką po śmierci, choć o branży funeralnej wiedziała całkiem sporo. To dlatego teraz sama przyłożyła palec do swoich warg, tych kapryśnie pociągniętych błyszczykiem i lepiących się nieznośnie. Czuła się w takich chwilach jak jakaś brokatowa księżniczka, choć okoliczności były mizernie.
Tyle, że przynajmniej był książę i to taki z gatunku już wymierających, bo w Dillonie kotłowało się pewne zdecydowanie, gdy tak zwyczajnie przyciągał ją do siebie i zmuszał, by usiadła na nim okrakiem w ten jeden sugestywny sposób, który budził w Mii pewne określone odczucia, których dotąd nie eksplorowała znacznie.
Jak i jego twarzy, teraz praktycznie na wyciągnięcie dłoni, ale nie było czasu na badanie ją opuszkami palców, gdy przysuwał do niej wargi i gdy padało pytanie, które sprawiało, że o mały włos, jeszcze trochę, a pocałowaliby się po raz pierwszy.
- Pieprzyć to, co możemy- odrzekła cicho, ale dobitnie, bo przecież Mia Ginsberg nigdy do grzecznych dziewcząt nie należała i matka mogła ją prosić o pewną rozwagę, ale przecież to nie tak, że będzie słuchać trupów, gdy żyła i czuła to każdą komórką ciała, gdy zmysły wariowały z jego nieznanej dotąd bliskości. Pachniał nieziemsko, zdawał się ją tym zapachem przyciągać do siebie, ale to nie tylko o to chodziło. Była w tym jakaś nieznana dotąd chęć poznania go bliżej, wbicia się w te roześmiane wargi i wreszcie zakosztowania tego nieznanego dotąd owocu. Przecież całowała się dotąd, ale nijak miało się to do tej ochoty, do tego absolutnego wręcz pożądania, z którym dość sugestywnie kręciła się na jego kolanach. Na chwilę jednak zastygła, bo przecież bała się, że uzna, że za bardzo chce, że tak nie wypada, że zrzuci ją i zostaną jedynie wspomnienia.
Przechyliła więc głowę nieco bardziej nieśmiało dotykając wreszcie jego ust na dłużej i dając mu tym samym zachętę do tego, by tak jak ona starł w puch wszelkie ograniczenia i wreszcie pocałował ją tak jak on tylko zapewne potrafił.
A potem ona pozwoliła sobie poczuć ten nieznany dotąd dreszcz, który będzie zapowiedzią czegoś, co mu kiedyś odda. Tylko niech ją w końcu pocałuje.
ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).

Dillon Riseborough przez te wszystkie lata, jakie przyszło mu przeżyć na tym świecie zdążył się już wykazać w wielu rolach - był najlepszym starszym bratem jakim potrafił, był osiedlowym zabijaką, był tym cwaniakiem co to nigdy nic nie umie, a potem ma dobre stopnie, był studentem, kumplem, chłopakiem, byłym-chłopakiem i byłym-kumplem, w końcu był nawet lekarzem, czy w jakiś pokręcony sposób nawet żołnierzem, ale nigdy jeszcze nie aspirował do tytułu księcia czyjejś bajki. A zauroczony tą dziewczyną był z pewnością do tego stopnia, że czuł się właśnie jak w tych niedorzecznych komediach romantycznych, gdzie czas wokół zwalnia, wszystkie filtry i efekty powodują, że robi się romantycznie i mało brakuje, a nad głowami głównych bohaterów pojawiłyby się nieznośnie ekscytujące serduszka, oznajmiające jak bardzo, i jak świeżo zakochana jest to para. O mało się do tej wizji nie roześmiał, bo musiał z drugiej strony przyznać, że i oni, i okoliczności w jakich się spotykali tak pasowali do opisywanej wizji jak kwiat do kożucha, ale było w tym coś tak ujmującego, że po prostu nie potrafił się temu nie poddać.
Mia zdawała się być małym promyczkiem słońca w całym jego nieznośnie ciemnym życiu, i może jeszcze o tym nie wiedziała, ale on zamierzał jej za to podziękować. Najlepiej jak umie.
Zachęcony był dodatkowo, gdy rozsiadała się na jego kolanach w najlepsze, tak jakby była u siebie, tak jakby może i był to pierwszy raz, ale z pewnością nie ostatni i nie mógł opanować odruchu przyciśnięcia jej do siebie jeszcze bliżej - jeśli w ogóle było to możliwe - i na moment przesunął dłoń na środek jej pleców by faktycznie przesunąć ją tak, że teraz ich ciała idealnie stykały się ze sobą. A te ich usta, błądzące póki co mocno na czuja, mocno rzekomo przypadkowo, zetknęły się mocniej - już n i e przypadkowo - i może było za wcześnie, może nie powinni, może (na Boga!) byli w zakładzie pogrzebowym i było to najgorsze z najgorszych miejsc na pierwszy pocałunek, ale stwierdził, że najgorsze co może mu się przytrafić to rozczarować odtrąceniem, ale w tym miał już w ostatnim czasie spore doświadczenie, postanowił więc zaryzykować.
I po prostu ją pocałował, tak jak najlepiej potrafił.
Zmysłowo, czule, delikatnie i powoli, nieznośnie rozmazując jej ten dziewczyński błyszczyk, który zresztą smakował jakimś owocem, ale dla Dillona właśnie był to najdoskonalszy ze smaków jaki był w stanie stworzyć sam Stwórca, choć tak był oszołomiony dotykiem jej miękkich warg, że nie był nawet w stanie zarejestrować o jaki smak chodzi. Zaczepnie, niby kończył, niby przedłużał, zachęcając ją do j e s z c z e, do tak błogiego więcej i więcej, że gdyby to tylko było możliwe, zapomniałby na ten moment o konieczności oddychania, a jedynie pozwalał, by ich języki spotykały się - póki co zupełnie niewinnie, jakby jedynie sprawdzając czy jednak mogą - w nieśmiałym tańcu kochanków, dopiero uczących się jak tańczy się pierwsze tango.
Pewnie powinien przestać, ale zupełnie nie potrafił się od tej dziewczyny oderwać, może nawet bojąc się odrobinę tego, że tym wszystkim ją wystraszy? Znalazł jednak doskonalszą wymówkę i ułożył sobie w głowie założenie, że skoro on zaczął, to ona musi skończyć.
On nie miał by z pewnością do tego serca.
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Mia Ginsberg zawsze bała się tego pierwszego pocałunku. Wiedziała, że nie ma z kim porozmawiać na ten temat, bo jej mama nie kwapiła się do dobrych rad z zaświatów, a ojciec preferował raczej kokainę niż córkę, więc pozostawały tylko starsze koleżanki, a te patrzyły z wyższością i upewniały ją w przekonaniu, że będzie w tym beznadziejna. Cóż, we wszystkim była, więc nic dziwnego, że i tu miało być tak samo. Oczekiwała więc na ten pierwszy całus i jednocześnie miała nadzieję, że nieprędko on nastąpi, bo przecież jak odciągnie się w czasie to przynajmniej zdąży się nauczyć.
Zawsze lubiła się uczyć, choć marna była z niej uczennica, bo nie przewidziała Jerry’ego, który dosłownie jej ten pierwszy pocałunek ukradł i sprawił, że przestała się obawiać.
Może dlatego, że dotąd niewiele czuła i zdecydowanie nie rozumiała o co ludzie robią tyle hałasu, skoro to tylko muśnięcie warg i czasami praca języka. Bywało wilgotno, nieprzyjemne (studentom niejednokrotnie śmierdziało z ust) i miała wrażenie, że kilka razy ją ugryźli i nie w ten przyjemny i erotyczny sposób.
Nic więc dziwnego, że nabrała dziwnej niechęci, a nawet odrazy, która teraz sprawiła, że chyba wolałaby dłużej droczyć się z nim swoimi ustami i szukać jego warg powoli, by nie burzyć magii. Bardzo chciała ją poczuć, choć nie sądziła, że to akurat pocałunek ją wznieci.
Myliła się i to tak bardzo.
Całował ją inaczej jak wszyscy, miała wrażenie, że całe ciało poddaje się temu tańcu, że nareszcie ktoś potrafi zgrać z nią swoje tętno, które na dodatek galopuje. Zapomniała na moment o zakładzie pogrzebowym, o tym, że wszędzie były trupy (choć Szekspir uważał to za romantyczne) i że wreszcie może w każdej chwili wejść szef i zapytać, czemu spalili przez przypadek te zwłoki.
Nic nie było tak istotne jak usta tego mężczyzny, który wreszcie trzymał ją tak blisko jak tylko się dało i zapewniał jej takie fajerwerki,że w mig zrozumiała, że przecież nie chodziło wcale o nią czy o jej brak doświadczenia, ale o odpowiedniego partnera, który potrafiłby dorównać jej kroku, choć przecież tempo mieli mistrzowskie i można było się w nim zagubić.
Tak jak i w jego oczach, które wreszcie dojrzała, gdy uchyliła swoje powieki i spojrzała na niego dłużej po pocałunku. Mogłaby pewnie rzucić mu jakieś bardzo nieśmiałe cześć, ale nadal była kiepska w sztuce uwodzenia, więc wolała delikatnie przejechać dłonią po jego włosach zachęcając go znowu, by się w niej zatracił.
I znowu.
I jeszcze raz.
- Takie usługi też gwarantujecie?- usłyszała głos starej raszpli, która wreszcie zatrzasnęła drzwi z głośnym hukiem i świętym oburzeniem, co jej poprawiło humor tak bardzo, że parsknęła w usta Dillona.
- Widzisz, teraz mam przez ciebie przerąbane- zauważyła rozbawiona czując, że powinni porozmawiać, choć nie bardzo chciała. Pragnęła jeszcze się z nim całować jak jedna z tych małolat, która powoli przekracza bramę do dorosłości. Może i była opóźniona w stosunku do swoich rówieśników, ale chciała naprędce nadrobić, choć przecież nie robili nic zdrożnego, prawda?
To były tylko pocałunki w zakładzie pogrzebowym.
- Chyba musisz zabrać mnie na prawdziwą randkę- dodała, bo przecież może i miała kiepskie doświadczenie w całowaniu, ale nie zamierzała zgrywać takiej nieśmiałej.
Powinien wiedzieć, że robi to z Mią Ginsberg.
ortopeda | lekarz wojskowy — szpital w cairns
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
zawieszony. gdzieś między wojną a cywilem. w pracy za przekroczenie uprawnień i złamanie procedur. w zupełnej wściekłości po tym jak skrzywdzono jego siostrę. między dobrymi zamiarami a chęcią dania swojemu najlepszemu kumplowi w zęby. i między mią a totalnym zauroczeniem jej osobą (nie liczy się).

Ze wszystkich złych rzeczy na świecie - a na Boga do tej pory dopuścił się ich wcale nie tak mało - ostatnią na jego małej, prywatnej liście zdawało się być sprawianie Mój Ginsberg kłopotów. Naiwny może i był w tym założeniu maksymalnie, w końcu zdawał się być dla tej jednej uroczej dziewczyny jedną, wielką, chodzącą, czerwoną flagą już od momentu ich poznania (choć starał się zatuszować to wrażenie jak tylko najlepiej mógł), ale przynajmniej dopóki ona sama zdradzała jeszcze zamiarów uciekania przed nim z krzykiem, zakładał że całkiem się w tej swojej niepisanej misji spełnia.
Miał być przecież niczym ten rycerz na białym koniu, a czy przypadkiem sprawa nie wyglądała tak, że oni byli od tego żeby bronić czci i honoru swoich dam? Nie był jeszcze co prawda do końca pewny, czy może Mię tytułować s w o j ą damą, ale cholera jasna, skoro dziewczyna z takim zaangażowaniem odwzajemniała jego pocałunek (on również czuł przecież te fajerwerki, ale o tym akurat tajemnica), to musiało przecież coś w tym być, prawda?
Poczuł się odrobinę zdezorientowany, kiedy sytuacja zmieniła się tak gwałtownie, że z całkiem romantycznego swoją drogą (nawet jak na okoliczności zwane całowaniem w zakładzie pogrzebowym) momentu wpatrywania się sobie namiętnie w oczy - przecież to był właśnie t e n moment - przeszli jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki do jakieś slapstickowej komedii. Nie zdążył nawet zarejestrować kto pojawił się w drzwiach, a tym bardziej kto obrzucił ich takim nienawistnym komentarzem (owszem, przeszkadzanie parze zupełnie świeżo zakochanych ludzi powinno być karalne), ale przecież nie był akurat w temacie seniorów żadnym świeżakiem i bez pudła mógł ocenić, że kobieta ta z pewnością jest jedną z towarzyszek jego ulubionej pacjentki Dot Roberts, w trakcie jej weekendowych wypadów do klubu seniora. Biedna, zapewne ledwo co została wdową a pierwsze co ją spotyka to para napalonych na siebie gówniarzy.
Okej. Dillon Riseborough nie był już gówniarzem. I nie wiedział czy może tak śmiało szafować w tym momencie określeniami dotyczącymi tego, że jego mózg powoli zaczynał przeprowadzać się w mniej wymowne okolice jego rozporka. Ale czuł, że coraz bliżej im do momentu, kiedy to p a r a stanie się bardziej dosłowne i właśnie szczerzył się do tej myśli niemiłosiernie.
- A. szefowa, B. klientka czy C. obudziliśmy zwłoki w kostnicy? - zapytał więc zaczepnie, nie odsuwając od swojej aktualnej towarzyszki choćby na krok i obejmując ją jeszcze mocniej, co by przypadkiem nie pomyślała sobie że jedna stara raszpla wystarczy, bo pozwolił by ot tak po prostu opuściła jego kolana. Podobała mu się ta ich bliskość, nie zamierzał z niej wcale łatwo rezygnować. - Jeśli potrzebujesz pomocy, jestem do twojej dyspozycji. Mam doświadczenie z ludźmi w tej akurat kategorii wiekowej - mówił cicho, wręcz szeptem, niby żartując, niby nie, ale tak właściwie wszystko zrobiło mu się jedno, kiedy odrywał się od jej ust i przesuwał odrobinę niżej, zaczynając na linii żuchwy i niczym milimetr po milimetrze przesuwając się w dół, na delikatną skórę jej szyi, składając na każdym fragmencie wyjątkowo czuły, krótki pocałunek.
Wrócił jednak do swojej poprzedniej pozycji i jakby zupełnie się niczym nie przejmując - okolicznościami, starą raszplą, tym że Mia powinna za nią zapewne gonić - pocałował ją raz jeszcze, tym razem trochę mocniej, bardziej sensualnie, namiętnie, jakby mógł jej w ten jeden sposób składać jakąś obietnicę. I przedłużał ten pocałunek jak tylko długo się dało, po czym odsunął się od niej z zadziornym uśmieszkiem i wyjątkowo z siebie zadowolony - co aż z niego wręcz emanowało - zapytał:
- Panno Ginsberg, czy uczyni mi panna taki honor i umówi się ze mną na p r a w d z i w ą randkę? - spojrzał na nią pytająco, posyłając w jej stronę jeden ze swoich najbardziej ujmujących uśmiechów.
Gdyby mu teraz odmówiła, z pewnością złamałaby mu serce.
tanatokosmetolog — The Last Goodbye
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
jedna z tych miłych dziewcząt, ale...
pracuje w zakładzie pogrzebowym, wie coś o śmierci przyjaciółki, gustuje w starszych mężczyznach i na domiar złego jeszcze prowadzi wojnę przeciwko krasnalom ogrodowym
Nie całowała się tak z nikim- nagle zapomniała jak to jest oddychać, otwierać oczy, istniały tylko wargi Dillona, który okazywał się być jednym z tych, o których kiedyś szeptała jej babcia. O mężczyźnie, który nauczy ją odpowiednio całować i poczuje to całą sobą. Długo czekała na ten moment i bodaj spodziewała się bardziej romantycznych okoliczności niż ten przeklęty zapach lilii, ale z drugiej strony musiała docenić, że ktoś ją brał taką, jaką była.
To znaczy może niedosłownie brał, choć wiedziała, że robi się jej gorąco nie bez powodu i jej koleżanki miały rację i czasami trudno było się opanować. Tyle, że te idiotki takiego rodzaju emocje lokowały w jakichś niedorośniętych surferach, którzy palili trawkę i załatwiali kegę z piwem.
Mia nie pasowała do tego wzorca i nie pasował do niego Dillon, który raczej prezentował się jak jeden z tych seryjnych morderców, którym zakład pogrzebowy musiał być wdzięczny za nieustanych klientów. Mało brakowało, a bez namysłu szepnęłaby mu na uszko, żeby ofiary nie traktował za ostro, jeśli chce, by skończyła przed dwudziestą. Do jej nienormowanego czasu pracy też powinien przywyknąć… I halo, czy ona już robiła jakieś plany po zaledwie jednym muśnięciu jego warg i na dodatek, przerwanego przez obecność jakiejś wdowy?
Podejrzewała, że szef ją zabije, więc w ramach ostatniego życzenia przejechała szczupłymi palcami po jego karku patrząc mu głęboko w oczy, zupełnie jakby po raz pierwszy je studiowała. Te żywe były najpiękniejszym cudem na całym świecie.
- Chyba najciekawsza byłaby opcja C, ale przypuszczam, że jest to niemożliwe, bo jesteś za wcześnie i zwłoki wychodzą tylko o północy- pouczyła go ze śmiechem, bo przecież cholera, działał na nią i to tak bardzo, że nagle wszystkie emocje pokroju wstydu rozpierzchły się niemożliwie i pozostało jedynie to uczucie beztroski.
Poprawka, akurat ono pojawiło się, gdy Dillon okazał się jednym z tych ludzi, którym nie przeszkodziłaby trzecia wojna w całowaniu jej. To było chyba najbardziej romantyczne ze wszystkiego, co ją w życiu spotkało, więc nie zamierzała oponować, a wręcz przeciwnie, przysunęła się jeszcze bardziej zderzając swoje wiotkie, ale rozpalone ciało z nim i czując, że to byłby dobry początek czegoś, co do tej pory rzadko przychodziło jej do głowy.
Może inaczej, wiedziała, że to kiedyś nastąpi, ale zazwyczaj zareagowała na ten fakt alergicznie do momentu, gdy nagle Dillon wziął jej wargi w posiadanie i robił to bardzo wolno i sensualnie.
Tak bardzo, że gdy wreszcie przestał, nagle jej zabrakło tchu i poczuła, że tym razem jej przydałoby się świeże powietrze, a przecież była jedną z tych, które nie rusza byle co.
Jak na przykład, zaproszenie na randkę na spółkę z jednym z tych uśmiechów, który sprawiał, że jej dziewczęce serce zachybotało niebezpiecznie w jej piersi i była przekonana, że to zawał i zapewne zaraz sama skończy w kostnicy, choć pod ręką miała wybitnego specjalistę.
- Ewentualnie mogę się zastanowić, ale niech to będzie randka z winem- i aż korciło, by dodać, że u ciebie, ale sądziła, że do tego stanu rzeczy dojdą za jakiś czas, bo przecież jak na razie całkiem jarało ją samo całowanie.
Tak bardzo, że wreszcie wstała, by opanować drżące ręce, którym nagle najwyraźniej zabrakło jego dotyku. Co on z nią robił, że zachowywała się jak gówniara?
Jakoś była na tyle nieprzytomna, że nie odnotowała faktu, że wciąż miała to dwadzieścia jeden lat i jeszcze nigdy nikt na nią tak nie patrzył.
Jeszcze nigdy też nie chciała tak bardzo, by ktoś na nią tak patrzył.
- A teraz muszę iść pocieszyć tę wdowę, chyba że zaczekasz jakieś pół godziny… - spojrzała na zegarek. - I możemy iść na spacer w ramach tej randki- z nim w zasadzie obecnie poszłaby do piekła i z powrotem, gdyby zaproponował.
ODPOWIEDZ