ulubiona c i o c i a — z miejscowego przedszkola
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Przykłada się do wychowywania dzieci z miasteczka, rekompensując sobie brak własnych. Często coś upuszcza, przez co przyjaciel okrzyknął ją gapą.
Okazało się, że żyje z nieuleczalną chorobą, co sprawiło, że przestała poczynać plany.
009.
Molly & Megara
There'll be parties for hosting, marshmallows for toasting
U w i e l b i a ł a święta! Wprost nie mogła się doczekać dnia, w którym miasto zabłyśnie tysiącami kolorowych światełek, ludzie zaczną być dla siebie uprzejmi, a ona wreszcie będzie mogła upiec całą masę ciasteczek bez konieczności tłumaczenia, że wcale nie robi tego, aby poradzić sobie ze zmartwieniami. Wprawdzie tak właśnie było, ale w okresie świątecznym łatwiej było to ukryć. Taki bowiem miała zwyczaj; kiedy coś ją trapiło, zaczynała piec. Dom zmieniał się w cukiernię, a ona rozdawała własnoręcznie zrobione wypieki sąsiadom, dzieciom w przedszkolu, rodzinie oraz znajomym, bo gdyby zjadła to wszystko sama, przestałaby mieścić się w ulubione spodnie.
— Molly, tutaj — zamachała ręką, by zwrócić na siebie uwagę. Przepchnęła się między niewielkim tłumem i po chwili znalazła się przy kobiecie. Odetchnęła. — Wiedziałam, że pokaz w Sapphire River przyciągnie tłumy, ale nie sądziłam, że zbierze się aż tyle ludzi — oznajmiła, obrzucając nabrzeże portowe uważnym spojrzeniem. — W ubiegłym roku nie udało mi się znaleźć czasu, by przyjść i podziwiać paradę — dodała, kątem oka zerkając na towarzyszącą kobietę.
Potrzebowała tego wyjścia. Swoją codzienność skupiła na przeprowadzce do domu odziedziczonego po ciotce, którego remont wprawdzie jeszcze nie dobiegł końca, lecz był na tak zaawansowanym etapie, że umożliwiał w miarę wygodne życie. Rozpakowywanie rzeczy pochłonęło ją całkowicie, a przez to mniej czasu poświęcała znajomym czy przyjaciołom i doszła do wniosku, że najwyższa pora to zmienić; stęskniła się za kontaktem z dorosłymi ludźmi. I choć nie mogła zadzwonić do Lennarta, bo wciąż czuła się skrępowana ostatnimi wydarzeniami, na szczęście zdołała namówić Molly na świąteczne spotkanie.
— Przez przeprowadzkę nawet nie mam w domu ubranej choinki Moje drzewko i dekoracje są w którymś kartonie, ale nie mam pojęcia, gdzie tego szukać. Ani siły, żeby się tym zająć — powiedziała, oglądając choinkowe ozdoby na przypadkowym straganie, obok którego przeszły. Gdy wyprowadziła się do rodziców, kupiła niewielką, sztuczną choinkę i każdego roku ubierała ją na długo przed gwiazdką, bo zwyczajnie lubiła tworzący się wokół świąt klimat. W tym roku odpuściła.

Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
#17

Dobrze było mieć swoje hobby, które potrafiło ukoić skołatane myśli, czy uczucia. Nie bójmy się tego powiedzieć, każda forma terapii była dobra, a gotowanie nie było specjalnie drogie, ani kontrowersyjne, najwyżej totalnie niebezpieczne dla spodni - chyba że te były na gumce - ale to też do pewnego tylko momentu. Jednak trzeba było patrzeć na świat jasnymi kolorami. Jeśli Megara przed świętami wpadała w wir pieczenia, to pozostało tylko kupić ozdobne puszki i spakować ciasteczka pod choinkę. Molly totalnie by tak zrobiła, nawet nie po to, aby ukoić nerwy, choć wyrabianie ciasta ręką brzmiało jak możliwość sprania wyimaginowanego przeciwnika, tylko dlatego że brzmiało to jak idealny plan.
Jedna Molly w tej nowej rzeczywistości, jak tegoroczny grudzień wyglądał, miała prawo się nie odnajdywać. Rok temu spędzała całe dnie w apartamencie wynajmowanym przez jej narzeczonego, mając czas od rana do wieczora, kiedy mężczyzna był w pracy, aby dekorować choinkę, wybierać wstążki do pakowania prezentów i tak dalej. W tym roku, połączenie pracy niemal na cały etat, z wychowywaniem samodzielnie dziecka, siostrami, które też miały swoje przeboje w życiu... Zamiast wycinać domki, gwiazdki i piernikowe ludki, musiała jeszcze doglądać kur. Choć to akurat jej sprawiało przyjemność, do momentu kiedy nie zabierała się za sprzątanie u nich w zagrodzie.
Niezależnie od tego, jak propozycja nowej koleżanki wydawała się kusząca, tak wymagała odrobiny logistyki. Na całe szczęście, w grudniu w Lorne Bay byli chyba wszyscy Adamsowie, więc rąk chętnych do rozpieszczania Sally było całkiem sporo. Chwilami architektka wnętrz z przyjemnością z tego korzystała, chwilami miała wielkie wyrzuty sumienia, ale musiała pamiętać także o sobie samej. Więc po drodze na jarmark zostawiła dziecko siostrze, licząc na to, że nie będzie musiała się o nic martwić. Możliwe że to właśnie przez to spóźniła się, choć dosłownie 3 minuty! Rozglądała się za Megarą, bo było odrobinę więcej osób, niż zakładała, ale co się dziwić. Atrakcje wydawały się być naprawdę interesujące!
-Cześć, miło Cię widzieć! Dzięki za propozycje, bo nie wiem, czy sama bym się zmotywowała do tego, by się wybrać na którykolwiek z jarmarków. Choć na tym w Tingaree byłam w ramach spaceru-zauważyła. Naprawdę, dorosły człowiek potrzebował impulsu, aby wyrwać się z szarej codzienności, mycia garów, góry prania i pracy. Tamten sms totalnie tym był. -Nie byłam na tej paradzie od... O matko, czasów liceum?-pewnie, odwiedzała rodzinne strony od tamtej pory, ale nie zawsze udało się wycyrklować wszystkie plany, by akurat w odpowiednim czasie pojawić się na wybrzeżu. Z reguły jednak pojawiała się, aby wziąć udział w loteriach. Czasem wygrywała wielkie nic pokroju pierdzącej poduszki, bo kupiła los w złym okienku i prezenty były przeznaczone dla dzieci, czasem były to coś znacznie ciekawszego
-Ja nawet o tym nie pomyślałam jeszcze. Zwłaszcza, że trochę boję się stawiać choinkę kiedy Sally zaczyna chodzić a dopełźnie w każde miejsce.-przyznała, choć to był tylko jeden z powodów, dlaczego jeszcze tego nie zrobiła. Brak czasu był drugim. A najpoważniejszym, wstyd się przyznać, był brak pomysłu jak udekorować domek w Tingaree.-Będę musiała najpierw zaopatrzyć się w choinkę, ale to chyba najlepiej w Carnelian Land? Zwłaszcza, że jakieś drobne dodatki do prezentów, jak marmolada czy coś takiego na pewno mi się przyda-powiedziała. Miała wielką nadzieję na to, że przez lata nieobecności niewiele się zmieniło w temacie tego, z czego dana dzielnica jest znana. Miasteczko było małe, ale różnorodność była... olbrzymia. Cairns ze swoim malutkim jarmarkiem w centrum mogło się schować. -A w przedszkolu macie już choinkę? Ubieraliście razem z maluchami, robili jakiś łańcuch, jak za naszych czasów? Która grupa będzie mieć dłuższy?-zaśmiała się, jak przez mgłę pamiętając tamte czasy. Bardziej to, jak jej młodsze siostry chodziły do przedszkola.

megara w. beveridge
ulubiona c i o c i a — z miejscowego przedszkola
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Przykłada się do wychowywania dzieci z miasteczka, rekompensując sobie brak własnych. Często coś upuszcza, przez co przyjaciel okrzyknął ją gapą.
Okazało się, że żyje z nieuleczalną chorobą, co sprawiło, że przestała poczynać plany.
Znacznie trudniej było cieszyć się świętami, gdy problemy ciążyły na ramionach. W przeszłości, gdy była dzieckiem, nie wyobrażała sobie, by świąteczny okres mógł wiązać się z kłopotami codzienności. Wtedy wierzyła – naprawdę głęboko – że w tych dniach nic poza radością nie ma znaczenia. Teraz wiedziała, że to nieprawda, ale próbowała zakłamywać rzeczywistość, udając, że dookoła nie działo się nic złego, że nie popełniła żadnego b ł ę d u. Dlatego uśmiechała się szeroko, ciepło; z radosnym nastrojem zamierzała zakończyć ten d ł u g i rok.
— Za życia moich dziadków, dużą część świąt spędzaliśmy w Tingaree. Teraz dom po nich przejął mój starszy brat, a ja właśnie sobie uświadomiłam, że nie odwiedziłam go od dwóch miesięcy, mimo że wreszcie mieszkamy w jednym mieście — powiedziała. Zrobiła to praktycznie jednym wdechu, z każdą chwilą uzmysławiając sobie, jak mocno zaniedbała w ostatnim czasie obu braci a nawet rodziców. Tych ostatnich wprawdzie odwiedzała dość regularnie, bo ze względu na posuwający się wiek, potrzebowali coraz więcej pomocy, a jednak czuła, że robi za m a ł o.
— To będziesz zachwycona! Łodzie każdego roku wyglądają coraz lepiej. Dwa lata temu, a może było to trzy lata temu, w każdym razie jedna zaczęła się palić. Doszło do zwarcia przewodów przez te wszystkie kolorowe światełka. Inne łodzie rzuciły się na pomoc, ale sztuczny bałwan przymocowany do dziobu jeden z nich też zaczął się palić — wspomniała z wyraźnym rozbawieniem. — Koniec końców nikomu nic się nie stało, nikt nawet nie został poparzony, a łodzie ugaszono, ale chwila strachu złapała za gardło wszystkich w porcie — stwierdziła, chcąc wskazać, że wszystko dobrze się skończyło, a ludzie wcale nie zrazili się do pomysłu ozdabiania łodzi świątecznymi lampkami. Oczywiście, gdyby sytuacja zakończyła się t r a g e d i ą, Megara nie wspominałaby tego z uśmiechem rozbawienia.
— W niektórych sklepach można kupić drzewko na wysokim pniu. Sally nie sięgnęłaby wtedy do żadnych ozdób. A pomyśl o zdjęciach, jakie na pamiątkę mogłabyś jej zrobić — podrzuciła, pamiętając, że podobne choinki kupowała jej koleżanka, która miała bardzo ciekawskiego kota. – Tak, wydaje mi się, że w Carnelian wciąż ustawiają się z takimi większymi straganami — zastanowiła się jeszcze, ale nie obiło jej się o uszy, by w tym roku miała nastąpić jakaś zmiana. — Napijemy się czegoś? — spytała, zerkając na Molly, kiedy przechodziły obok niewielkich stoisk z przekąskami oraz zimnymi napojami. Niektórzy sprzedawali koktajle w świątecznych, ozdobnych kubeczkach – wszystko, byle dać namiastkę klimatu świąt w środku upalnego lata.
— Tak, na początku grudnia ubieraliśmy choinki. W tym roku dzieciaki robiły bombki. Zamówiłyśmy styropianowe kule, dałyśmy maluchom farby i brokat, żeby je ozdobiły. Większość wygląda… źle. Ale to małe dzieci, ważne, że mają z tego frajdę.
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Nie bójmy się powiedzieć, kto nie miał jakiś problemów w życiu, ten oszukiwał nie tylko siebie, ale głównie innych. A jeśli ktoś się łudził, że na grudzień i okres okołourodzinowy problemy wybywają i dają człowiekowi się nacieszyć tymi uroczymi dniami, to też był niesamowicie naiwny. Molly od dobrych paru miesięcy nie mogła opędzić się od mniejszych czy większych zmartwień, a także różnych życiowych zawirowań. Nie zamierzała się jednak nad sobą użalać - widziała pewne plusy w porównaniu do tego, jak grudzień poprzedniego roku wyglądał w jej życiu. Przynajmniej nie spędza go tęskniąc za swoją rodziną, bo tą miała na wyciągnięcie ręki, a to na pewno jej trochę osładzało jej życie. Trzeba było cieszyć się z małych rzeczy i nie rozdmuchiwać je.
-Myślisz, że posiada stare ozdoby choinkowe? Mężczyźni często nie doceniają takich bibelotów...-zagadnęła nieśmiało. Podział majątków po przodkach potrafił być skomplikowaną sprawą rodzinną, gdzie niektórym zależy na bardzo wartościowych rzeczach, takich jak dom, czy mieszkanie, za to innym na rzeczach o wartościach sentymentalnych, jak na przykład ozdoby choinkowe, które kojarzyły się z dziecięcą beztroską. -Choć oczywiście, powinnaś go odwiedzić i to nie w celu ozdób świątecznych. -powiedziała. Dla Molly obecność sióstr w miasteczku była niesamowicie ważna i skoro już byli w zasięgu ręki, to trzeba było korzystać z ich obecności. Była tą farciarą, co miała dobry kontakt z rodzeństwem i matką, nawet jeśli były narzeczony Molly działał destrukcyjnie w tych tematach. Więc tak, doskonale wiedziała, że jest w pewnym stopniu szczęściarzem w tym aspekcie. Jednak po ostatnich miesiącach wiedziała, że jest wiele relacji, które da się naprawić. Naprawić, poprawić.... Nie doprowadzić do ideału, ale choć trochę poprawić.
-Wydaje mi się, że o tym pożarze opowiadała mi mama. W końcu to musiało być niemal wydarzenie sezonu-roześmiała się. Na pewno mówiło się o tym szeroko, więc i do Brisbane taka informacja mogła dotrzeć. Zwłaszcza, że jak się nie ma najlepszych relacji, nie chce się rozmawiać o najbardziej bolesnych sprawach, takie gadki-szmatki były często uskuteczniane. -Mam nadzieję, że tym razem nie będzie się nic działo. Na pewno bym się zestresowała i nie wspominała tego wypadku na jarmark z przyjemnością-powiedziała. Wiadomo, że gdyby okazało się, że nic złego jednak nie miało miejsca, to kamień z serca by spadł, ale niesmak by pozostał. W pewnym wieku, czy może w pewnym momencie swojego życia nuda i stabilność brzmi cudownie.
-Jeśli mam być szczera, to trochę mi się one nie podobają. Może postawie na jakieś nietłukące bombki, jeśli w ogóle. Albo postawie ją w kojcu Sally-uśmiechnęła się. A nawet jeśli Molly będzie zmuszona w tym roku zrezygnować z choinki całkowicie, to też przeżyje. Nie należała do osób, którym brak choinki, czy konieczność zmiany planów będzie dla niej problematyczna. Choinki będą na pewno u jej sióstr i mamy, więc nastrój będzie mogła wdychać. -O tak, zdjęć już mamy tysiące. Czasami czuje się jak jakaś matka wariatka, latająca z telefonem niezależnie co się stanie-przyznała, robiąc niewinną minkę.
-Jasne, na co masz ochotę? Ja stawiam-zapewniła, sięgając do torebki po telefon, bo na pewno chciała zapłacić kartą, jeśli tylko się da. Jeśli nie, to... powinna mieć jakąś gotówkę w portfelu. Nie często z niej korzystała, ale starała się mieć ze sobą. Jeśli tylko zabrała portfel. Sama dla siebie wybrała jakiegoś szalonego "świątecznego" drinka, choć bezalkoholowego. Mogłaby poszaleć z tym jednym drineczkiem, lecz nie czuła takiej potrzeby.
-Dzieci i brokat... Brzmi to jak jakiś horror klasy S. Powiedz szczerze, czy wciąż macie ten brokat w podłodze, czy macie go już tyle, że dodatkowy kilogram nie robi wam żadnej różnicy?-zapytała wesoło. Trochę bała się takich wymysłów szatana jakim był brokat i tym podobnych wytworów plastycznych. No i trochę tego, ze nie będzie umiała udawać, że to co Sally stworzy w przyszłości, będzie ładne.-Rozumiem, że Twoja rodzina pochodzi z Tingaree, tak?-w rozmowie wyłapała, że dziadkowie kobiety mieszkali właśnie w tej dzielnicy, co teraz Molly ze swoją małą podopieczną.-Mieliście jakieś szczególne, ciekawe tradycje świąteczne? Coś, co robiliście co rok, nie wiem, kupowanie specjalnej bombki, czy coś takiego?-zapytała. Trochę żałowała, że w jej rodzinnym domu, gdy Molly była młoda niespecjalnie był czas, czy pieniądze aby zajmować się takimi głupotkami. A chciała nie dość, że stworzyć więź z Sally, tak jeszcze kultywować kulturę, do której należeli jej rodzice.

megara w. beveridge
ulubiona c i o c i a — z miejscowego przedszkola
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Przykłada się do wychowywania dzieci z miasteczka, rekompensując sobie brak własnych. Często coś upuszcza, przez co przyjaciel okrzyknął ją gapą.
Okazało się, że żyje z nieuleczalną chorobą, co sprawiło, że przestała poczynać plany.
Zamyśliła się, przez chwilę ważąc w ustach odpowiedź dotyczącą brata. Otto był od niej dziesięć lat starszy, zmierzył się w życiu z trudnymi wyzwaniami, dlatego Megara była przekonana, że bardziej niż ona potrafił doceniać wartość pamiątek. Z drugiej strony, nie wahał się przebudować dom po dziadkach tak, by odpowiadał dzisiejszym standardom. — Myślę, że niektóre zatrzymał — powiedziała w końcu. — Mój brat bywa sentymentalny, choć się do tego nie przyznaje. Inaczej nie wróciłby do Lorne Bay — wyjaśniła, poniekąd przekonując również siebie. Przez lata ich rodzina była rozrzucona po różnych miastach, a nawet krajach. Dopiero niedawno rodzeństwo dziewczyny wróciło na stare śmieci, co niezwykle ją cieszyło. Była rodzinną osobą i wcale się tego nie wstydziła – czasami po prostu nie miała na wszystko czasu.
— Tak, było o tym bardzo głośno. Lokalne gazety nie zostawiły na Lorne suchej nitki. Niektórzy myśleli nawet, że tradycja upadnie, ale zapaleńcy nie przestraszyli się „małym” pożarem — wspomniała. — Jestem dobrej myśli! Tamto wydarzenie na pewno czegoś ich nauczyło — dodała, pełna wiary, że w tym roku nie wydarzy się nic niespodziewanego. Mimo to wraz z Molly miały na to niewielki wpływ; mogły tylko trzymać kciuki za udane spotkanie, niezmącone żadnymi przykrymi wydarzeniami.
Pokiwała głową ze zrozumieniem. W mieszkaniu, które wynajmowała zanim wprowadziła się do Lennarta, by u przyjaciela przeczekać remont odziedziczonego domu, miała tak mało miejsca, że inne drzewko nie zmieściłoby się w ogóle. A że była tradycjonalistką, wolała choinkę na wysokim pniu niżeli żadną. — Teraz plastikowe ozdoby robią tak piękne, że trudno odróżnić je od szklanych na pierwszy rzut oka — zgodziła się. — Koniecznie mi jakieś pokaż! — poprosiła, wbijając nieustępliwe spojrzenie w Molly. Absolutnie nie dziwiła się, że biegała za dziewczynką, by robić jej zdjęcia. Dzieci rosły tak szybko! Nawet ona – jako przedszkolanka – to widziała.
Na stoisku zamówiła dla siebie kolorowy koktajl – poszła w ślad za Molly i również poprosiła coś bez dodatku alkoholu, mimo że nic nie stało na przeszkodzie, by takiego wypiła. Z drugiej strony, wciąż miała w pamięci to, co odwaliła podczas Halloween i może moralny k a c ją powstrzymywał? Zdecydowanie powinna się komuś wyżalić, ale nawet gdyby chciała, nie potrafiła ubrać tego w słowa.
— Tak. Nie zgadniesz, ile razy znalazłam brokat w kawie lub herbacie — rzuciła pół żartem pół serio. — Rodzina ze strony mojego taty pochodzi z Tinagree. W naszym domu mieszały się kultury, ale głównie przejmowaliśmy zwyczaje katolickie w kwestii świąt i nic dziwnego to miłe tradycje. Rdzenni Aborygeni nie uznawali naszej religii, ale teraz coraz częściej uczestniczą w obchodach. Dziadkowie dawali nam w prezencie amulety albo własnoręcznie strugane figurki. I babcia zawsze robiła ciasto z prawdziwego kakao, nie pamiętaj, jak je nazywała… — wspomniała, notując w pamięci, by zapytać o to brata przy następnej okazji.
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Molly absolutnie nie miała nic złego na myśli, bo przecież nie znała ani rodzeństwa Megary, ani historii ich życia. Może mężczyźni faktycznie nie rozróżniają czerwonego od ceglastego, ale to nie znaczyło, że nie doceniali pamiątek rodzinnych. W końcu każde małe dziecko, niezależnie od płci, w którymś momencie swojego życia uwielbiało wpatrywać się w kolorowe ozdoby, tak inne od przedmiotów, które przystrajały dom czy mieszkanie na co dzień. -To dobrze, że zachował, bo pamiątek nie da się zastąpić niczym innym. Nawet jak kupisz coś podobnego, to jednak nie to samo-stwierdziła. Sama niespecjalnie miała wiele jakiś rodowych pamiątek, rzeczy po swoich dziadkach czy pradziadkach. Żałowała trochę tego, choć nie była wielką fanką kurzołapów - jednak jedną rzecz mogłaby mieć. Może w jej rodzinnym domu coś było? -Wszystkich ciągnie w rodzinne strony, zwłaszcza jak coś się dzieje-powiedziała mając na myśli siebie i swoją siostrę. Może były dorosłymi kobietami z Atheną, ale ciągnęło je do mamy.
-Pewnie się burmistrzowi dostało, choć to nie była wcale jego wina-pokiwała głową. No wiadomo, że to on firmował swoją twarzą takie wydarzenia, ale na pewno nie wybierał ręcznie łódek do parady, czy cokolwiek innego. Tylko pewnie podpisywał czeki dla wystawców i gwiazd. -Tradycja to tradycja, musi być parada statków, w końcu po to turyści przyjeżdżają w grudniu-przytaknęła. Może jarmarki, kilka jarmarków w pięknym miasteczku, jakim było Lorne Bay były tak naprawdę niczym przy europejskich, ośnieżonych targach z pieczonymi kasztanami i grzanym winem, ale nie można było narzekać. I tak było to lepsze niż w takim Cairns!
Mała ilość miejsca małą ilością miejsca, nie tylko wielka choinka z pięknymi, szklanymi ozdobami oddawała ducha świąt. Molly miała co najmniej miliard pomysłów na to, jak przystroić domek, aby było pięknie, świątecznie i bezpiecznie dla małego dziecka. Choć trzeba powiedzieć, że taka myśl była w jej głowie tylko dlatego, że u pani Adams, gdzie na pewno będą spędzać święta, będzie piękne drzewko, pod którym zmieści się naprawdę wiele prezentów.
Molly poczekała do momentu aż zajmą miejsce ze swoimi drineczkami i dopiero wtedy wyciągnęła telefon, pokazując naprawdę mnóstwo zdjęć, nie tylko małej dziewczynki, szczerzącej swoje pojedyncze zęby, ale także kur, które cóż, były dla Adamsówny wciąż ciekawą zajawką. Zwłaszcza że z jej małych kurczaczków powoli robiły się prawdziwe, dorosłe kury!
-Dlatego Sally będzie mieć szlaban na brokat. I zdania nie zmienię-zaśmiała się, wiedząc, że to pewnie nie będzie prawdą i dziewczynka będzie miała swobodny dostęp do farb, ciastoliny, slajmu i brokatów, by się wyrażała artystycznie jak tylko ma ochotę. Niech tylko się nauczy, że takich rzeczy się nie je!-Cóż, nie powiem, że my byliśmy jakoś specjalnie religijni, ale taka komercyjne spędzanie świąt zawsze miało miejsce-przyznała. Może nie było chodzenia na pasterkę czy ustawiania żłóbka, ale choinka, prezenty i piżama w czerwoną kratę była wręcz obowiązkowa. -Hm, muszę popatrzyć, czy w Tingaree sprzedają może jakieś ozdoby, to byśmy kupowały sobie jedną co roku...-zaczęła myśleć na głos. Była to jakaś myśl! Nawet na pewno dało się nadrobić poprzednie święta, kiedy jeszcze żyli rodzice Sally... -Ciasto brzmi nieźle. Mam nadzieję, że mama upiecze coś pysznego!-powiedziała, wiedząc że sama nie jest dobra w wypiekach, ledwo gotowanie obiadków ogarniała. Dobrze, że Sally pluła wszystkim tak samo, niezależnie czy było to ze sklepu czy gotowała to Molly, albo jej matka.

megara w. beveridge
ulubiona c i o c i a — z miejscowego przedszkola
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Przykłada się do wychowywania dzieci z miasteczka, rekompensując sobie brak własnych. Często coś upuszcza, przez co przyjaciel okrzyknął ją gapą.
Okazało się, że żyje z nieuleczalną chorobą, co sprawiło, że przestała poczynać plany.
Po tych słowach Megara zaczęła zastanawiać się, czy sama zachowuje wystarczająco dużo rzeczy, by w przyszłości móc pochylić się nad nimi i powspominać dawne czasy lub nieżyjących bliskich. Łatwo było pozbywać się staroci niepasujących do wystroju, kurzących się na strychu i zajmujących miejsce. A Megara stała przed wyzwaniem jakim było udekorowanie nowego domu – odziedziczonego po ukochanej ciotce. Może jednak powinna podejść do tego z większym rozsądkiem, by później nie żałować swoich decyzji.
— Założę się, że dosłownie p a l i ł mu się tyłek przez tę sytuację — zażartowała z burmistrza.
W grudniu ludzie zjeżdżali na wybrzeże również po to, by skorzystać ze wspaniałej pogody. Środek australijskiego lata zachęcał przede wszystkim do surfingu, który był tutaj niezwykle popularny; blondynka nigdy nie spróbowała swoich sił na desce choć była dobrą pływaczką. Nigdy również nie była w zaśnieżonym miejscu i to akurat chciałaby zmienić, by choć raz móc poczuć zimową magię świąt.
Rzeczywiście cieszyć oko mogło znacznie więcej rzeczy niż samo udekorowane drzewko. Bo choć było jednym z ważniejszych – jeśli nie najważniejszym – symbolem świąt, mogło zostać zastąpione. Dla bezpieczeństwa dziecka warto było poświęcić choinkę! Istotne, by dziewczynka miała wokół siebie najbliższych ludzi, tworzących atmosferę bliskości i ciepła.
— Jest rozczulająca! — rzuciła, nie szczędząc przy tym szerokich uśmiechów. — A twoje k u r y są bardzo duże! To szaleństwo, że się na nie zdecydowałaś. Zajmują ci dużo czasu? Ja pewnie nie wiedziałabym, jak się nimi odpowiednio zajmować — mówiła, jednocześnie oglądając zdjęcia oraz popijając alkoholowy koktajl. Czuła się świetnie i pierwszy raz od dawna mogła zapomnieć o trawiących ją problemach.
Z doświadczenia widziała, że dziewczynki k o c h a j ą wszystko, co się błyszczy, migocze i świeci – brokat w czystej postaci. Ale rozumiała, że dla rodziców to przekleństwo.
— Nie uważam, że to coś złego. Przeciwnie, tradycje są ważne w życiu każdego człowieka, nadają mu pewne ramy. I wcale nie muszą wiązać się z religią, mimo że od nich pochodzą. Miło mieć pewne przyzwyczajania i rodzinne zwyczaje. W przyszłości Sally z pewnością będzie za to wdzięczna — rzuciła, doskonale rozumiejąc położenie Molly. Nie lubiła podejścia niektórych zatwardziałych ideologów, głoszących, że ateiści nie powinni brać udziału w celebracji.
— Uwielbiam piec! Gdybyś kiedyś potrzebowała ciast, ciasteczek, babeczek lub tortu, daj mi znać — wyszła ze szczerą propozycją, bo podczas pieczenia bardzo się relaksowała. W przeciwieństwie do gotowania, które było jej zmorą.
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Na pewno nie ma szans trzymania wszystkiego na siłę, tylko dlatego, że jest to po kimś, kogo się kochało. Wtedy domy zmieniałyby się w muzea, w których trudno byłoby się dobrze czuć, bo nie byłoby miejsca na siebie - a to nie byłoby dobre. W końcu Megara na pewno dobrze wiedziała, że chciała w swoim nowym domu mieć tak jak ona sobie zamarzy. A nie tylko odświeżyć ściany w czyimś domu. Dlatego też warto sobie coś zostawić, ale na pewno nie wszystko. W tym temacie, jak w każdym innym, liczył się umiar. I zmysł, bo czasem można było wpasować stare rzeczy w nowe wnętrze tak, że będzie wnętrze niczym z magazynu, a czasem to będzie wyglądało źle. A zupełnie przypadkowo Molly zajmuje się wykańczaniem wnętrz zawodowo.... Może posłużyć pomocą. W zamian za wspomniane na końcu posta ciasto, czy babeczki. Jak ktoś chce, to na pewno się dogada.
-Albo pozostał z tego sam dym...-uśmiechnęła się, totalnie doceniając taki żarcik. Może sama nie była w takie rzeczy dobra, ale potrafiła docenić! Zdecydowanie nie zazdrościła burmistrzowi w sytuacji nieudanych jarmarków... Ani w żadnej innej. Totalnie nie widziała się w tak poważnej roli, choć naprawdę nie chodziło o fakt, że musi zadowolić ludzi, ona w swojej pracy też to robiła.
Dla chcącego nic trudnego. To chyba było motto Molly w ostatnim czasie. A może "jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz"? Trudno stwierdzić, ale była rzucona na głęboką wodę w naprawdę wielu sytuacjach w życiu. Zawodowo, osobiście, jak widać również zoologicznie jak i świątecznie. Powoli zaczynała być w tym profesjonalistką. Choć jak już sypiemy tutaj frazesami, to totalnie była przykładem powiedzenia "co cię nie zabije, to cię wkurwi". Aż dziw, że jeszcze nie osiwiała!
-Totalnie uczę się wszystkiego, a Internet jest moim największym przyjacielem!-zapewniła z rozbawieniem. Kury to nie były jednak skomplikowane zwierzęta, na całe szczęście! -Nawet nie... Dwa razy dziennie rzucić ziarno, wymienić wodę... Co parę dni zmienić im miejsce kojca na drugi koniec ogrodu. Nie trzeba głaskać, ani wyczesywać.-uśmiechnęła się, starając się zażartować. Może mało kto rozumiał jej decyzje, choć przemyślaną to dość niespodziewaną. Jej to nie podcinało skrzydeł.
-Zdecydowanie się z Tobą zgadzam, myślę też że fajnie z kimś tworzyć własne tradycje...-tutaj trochę poczuła, że mówi o swoim byłym narzeczonym. W końcu z nim miała stworzyć rodzinę i parę lat spędzili razem, więc na pewno mieli jakieś swoje przyzwyczajenia, czy tradycje. Teraz to było wszystko przeszłością i czuła, może niesłusznie, że musi je rzucić i wymyśleć coś nowego. -Muszę przyznać, że spadłaś mi z nieba, bo dla mnie Tingaree jest trochę tajemnicą. Mam nadzieję, że nie masz i nie będziesz mieć nic przeciwko temu, by czasem zadać Ci jakieś pytanie, co i jak...-To nic, że Megara była jedynie w części związana z Aborygenami. To i tak było więcej, niż w przypadku Adamsów. Plus, chyba jako przedszkolanka mogła się czegoś nauczyć w przedszkolu, od swoich pociech.
-Chciałabym umieć piec... Wiele rzeczy chciałabym umieć-zaśmiała się. Nie znosiła nic nierobienia, ale na brak zadań i planów nie mogła narzekać. Choć bliżej jej było do zrobienia nieplanowanego przemeblowania - w końcu posiada własny zestaw narzędzi, w różowym kolorze, niż upieczenie czegoś więcej, niż mac'n'cheese. To może nie były wypieki, ale skoro wkładało się to danie do piekarnika, to można było uznać za pieczenie, prawda?-Powiedz, co tam pieczesz na święta i co najbardziej lubisz piec. Pocieknie mi ślinka i będę musiała zajrzeć na inne stoiska, czy mają jakieś substytuty dla Twoich wspaniałych wypieków.-przyznała z rozbawieniem. Była naprawdę ciekawa, lubiła słuchać o tym, co innych kręciło, o pasjach innych osób.

megara w. beveridge
ulubiona c i o c i a — z miejscowego przedszkola
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Przykłada się do wychowywania dzieci z miasteczka, rekompensując sobie brak własnych. Często coś upuszcza, przez co przyjaciel okrzyknął ją gapą.
Okazało się, że żyje z nieuleczalną chorobą, co sprawiło, że przestała poczynać plany.
Będąc na progu dorosłości, wybierając ścieżkę kariery, nie podejrzewała, że jako p r z e d s z k o l a n k a będzie zmagała się z presją odpowiedzialności za żywe dzieci, cudze dzieci. Poznając prawdziwą twarz tego zawodu, przestraszyła się ciężaru, jaki miał spocząć na jej barkach, ale z czasem przywykła. Nauczyła się, a przede wszystkim zrozumiała, że dzieci zasługują na najlepszą opiekę i taką właśnie zamierzała im zapewnić. Z dorosłymi sprawa wyglądała zgoła inaczej i gdyby to za nich miała ponosić odpowiedzialność – jako burmistrz – prędzej podcięłaby sobie żyły (nie dosłownie, nie była aż tak odważa, by targnąć się na swoje życie!).
Kiedy chodziło o rzeczy n i e w y k o n a l n e, okazywało się, że kobiety są do tego stworzone! Molly z pewnością miała w sobie więcej zawziętości niż niejeden mężczyzna; oni lubili przedwcześnie rezygnować, poddawać się, w przeciwieństwie do kobiet, które potrafiły walczyć do samego końca.
Nie powiedziałaś mi, jak w ogóle doszło do tego, że stałaś się kurzą mamą — powiedziała i z zaciekawieniem spojrzała na koleżankę. — Kiedy tak o tym opowiadasz, rzeczywiście nie wydają się mocno angażujące — pokiwała głową, choć w żadnym razie nie rozważała hodowli drobiu na swoim podwórku; prędzej zdecydowałaby się na posadzenie za domem krzaczka pomidorów, posiadania marchwi lub pietruszki i koniecznie c e b u l i, by mieć dostęp do świeżego szczypioru, który wręcz kochała jako dodatek. Im dłużej o tym myślała, tym lepszym pomysłem się to wydawało.
Oczywiście! Jeśli tylko będę znała odpowiedź, chętnie pomogę. Dziadkowie nie żyją, ale myślę, że w razie czego mój tata mnie wspomoże — zapewniła, zakładając, że zdoła poradzić sobie z prostymi, podstawowymi kwestiami, ale te bardziej zaawansowane mogłoby ją przerosnąć. Nigdy bowiem w Tingaree nie mieszkała, ale za to… — Babcia zabrała mnie kiedyś do w r ó ż k i. Miała domek niedaleko potoku i przepowiedziała mi, że w przyszłości będę miała bardzo dużo dzieci. Miałam wtedy czternaście lat i nie wierzyłam w żadne jej słowo. A tu proszę! Sprawdziło się — zaśmiała się wesoło i upiła kolejny łyk koktajlu, który w taką pogodę ratował przed przegrzaniem.
Ja chciałabym podejmować lepsze decyzje. Może w przyszłym roku stanę się rozsądniejsza? A pieczenia można się nauczyć. Podążanie za przepisami wcale nie jest takie trudne, ale wymaga czasu i odrobiny cierpliwości — stwierdziła, wierząc, że Molly poradziłaby sobie z zabawą w cukiernika. — Najsłabiej radzę sobie z pieczeniem tortów, a najbardziej lubię babeczki. Relaksuje się dekorujące je. Na święta pewnie upiekę bezę, kokosowe lemingtony i szarlotkę, bo mój tata ją uwielbia — wyliczyła, zgodnie z tym, co ustaliła wraz z mamą. Zawsze pomagała jej w świątecznych przygotowaniach.
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Bycie przedszkolanką było niesamowicie odpowiedzialnym zawodem. Odpowiedzialnym, męczącym, wymagającym, ale na pewno też dawało wiele satysfakcji, w końcu można było niemal każdego dnia przyglądać się temu, jak z niemalże bobasków, wyrastają mądre i rozsądne dzieci, jak uczą się kolejnych umiejętności i tak dalej. Może to równoważyło i sprawiało, że było to jednak całkiem przyjemne zajęcie? No, ale wiadomo, nie każdy był do tego stworzony. I miłość do dzieci, czy chęci macierzyństwa absolutnie o niczym nie świadczyły. Molly bardzo chciała od lat zostać mamą, ale jednego dziecka i to 24/7, a nie całej gromadki pięć dni w tygodniu. Ona była artystyczną duszą... Poniekąd. Lubiła działać, być w ruchu i wykorzystywać swoją kreatywność.
Zdecydowanie kobiety należały do grupy osób, które rzeczy niewykonalne robią od razu, a na cuda trzeba odrobinę poczekać. Molly totalnie się z tym utożsamiała i gdyby było to jakieś kolejne spotkanie z Megarą, to może i by przyznała się do tego, czemu uważa, że jest silną kobietą. Nie było to wcale takie popularne, czy częste, aby mówić o sobie w superlatywach, czy zdawać sobie sprawę z własnych wartości.
-Kurzą mamą...-przez moment aż się wzdrygnęła, bo myślała, że Meggie pyta o to, jak to się stało, że Molly została mamą Sally. Choć w sumie, to chyba nawet nie wiedziała, że nią nie jest, więc tym bardzie była nieco zaskoczona tym pytaniem. -Dlaczego akurat kury, to sama nie mam pojęcia, jakoś tak wyszło. A po prostu chciałam mieć coś, co będzie moje, moim pomysłem, inicjatywą. Coś, przez co poczuje się bardziej jak u siebie. -zaczęła tłumaczyć, zdając sobie sprawę z tego, że nie wiedząc o tym, że przyjechała tu nagle, z wielkiego miasta, było zasadniczą informacją, by to miało sens. Właściwie, to brunetka absolutnie się tego nie wstydziła i nie miała zamiaru udawać przed swoją przybraną córką, że nie jest jej biologiczną matką. -Sally jest córką moich zmarłych przyjaciół, więc wprowadziłam się do ich domu, by ich zastąpić-rzuciła krótko, gotowa na zasyp pytań, bo jednak nie była to codzienna sytuacja. Choć akurat temat rodzin zastępczych czy opieki nad dziećmi był mocno rozwinięty i radził sobie dobrze.
Tak, w porównaniu do kur to warzywniak wydawał się być łatwiejszą opcją, ale czy tak naprawdę było? Trzeba by było to zmierzyć i ocenić. Niby mając ogródek, trudno było się wybrać na urlop, bo trzeba tu podlać, tu nawieźć, tu zebrać - lecz przy zwierzętach też trzeba było mieć kogoś, kto się tym zajmie. Niby coś zupełnie innego, a jednak nad wyraz podobnie. No i w przeciwieństwie do psa, czy nawet kota, kur się ze sobą na urlop nie zabierze! Chyba że w postaci kanapki... Jednak warzywa w takim wypadku też można było!
-Byłabym wdzięczna! Niby nie powiem, że mam wrogów w postaci sąsiadów, jednak nie nawiązałam żadnych przyjaźni. A chętnie dowiedziałabym się czegoś o historii, kulturze i tak dalej, nawet jeśli w zamian miałabym robić tej osobie zakupy, czy nawet odkurzać-zaśmiała się. Cóż, może jednak ktoś z sąsiadów, zwłaszcza tych starszych by na to poszedł? Może powinna zamieścić gdzieś takie ogłoszenie? Powinno to połechtać ego rdzennych mieszkańców, że ktoś szanuje ich kulture i ofiaruje pomoc w codzienności w zamian! -O proszę, a mogłoby się wydawać, że takie słowa nie mogą mieć nic prawdziwego w sobie!-rzuciła. Przecież każdy by pomyślał, że chodzi o własne dzieci i posiadanie własnej gromadki. A przecież takie przewidywania można interpretować na miliony sposobów i wtedy to się to okaże prawdziwe.
-Ja w sumie nie robię żadnych postanowień w tym roku, nie bardzo mam czas na bycie idealną panią domu...-już miała powiedzieć, że dla jednej osoby nie opłaca się wyciągać miksera, ale miała siostry i mamę, aby je tuczyć swoimi wypiekami albo truć. Może kiedyś, jak już się bardziej pogodzi z rolą samotnej matki.
-Torty chyba są mega skomplikowane i cóż, raczej nikt nie spędza trzech dni aby mieć co zjeść w sobotę do kawki-zaśmiała się. Muffiny to pewnie da się w trzy kwadranse ogarnąć i mieć coś pysznego a tort? Zanim się upiecze biszkopt, ostudzi go, przełoży, zanim to się zsiądzie, aby móc zacząć tynkować, zanim tynk stężeje, aby móc dekorować... Jak nic trzy dni lecą. -A ja.... Nie wiem, muszę się dopytać, czego mama ode mnie oczekuje. Może moje siostry mnie wyręczą i ja tylko przyprowadzę siebie?-zaśmiała się, wiedząc że nie będzie tak łatwo, będzie musiała się dołożyć do rodzinnych świąt i na pewno sobie da z tym radę.-Wszystko brzmi doskonale, aż zazdroszczę Twojej rodzinie takich frykasów!-powiedziała z pełnym podziwem.

megara w. beveridge
ulubiona c i o c i a — z miejscowego przedszkola
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Przykłada się do wychowywania dzieci z miasteczka, rekompensując sobie brak własnych. Często coś upuszcza, przez co przyjaciel okrzyknął ją gapą.
Okazało się, że żyje z nieuleczalną chorobą, co sprawiło, że przestała poczynać plany.
Nie pytała o to, jak p o c z ę t o Sally, ponieważ wiedziała, skąd biorą się d z i e c i. Zwyczajnie nie podejrzewała, że historia pojawienia się dziewczynki w życiu Molly była bardziej skomplikowana niż standardowa opowieść o tym, jak dwoje dorosłych ludzi decydujących się na współżycie, nagle dowiaduje się, że zostanie rodzicami. Natomiast w kwestii ojca dziewczynki, nie czuła się wystarczająco bliską osobą dla Molly, by zadawać tak osobiste pytania. Bo przecież miały w przyjemny sposób spędzić ze sobą trochę czasu, nie zaś stawiać się w niezręcznym położeniu i zasypywać intymnymi pytaniami.
Tym większe było jej zaskoczenie, którego w żaden sposób nie próbowała ukryć, gdy Molly wyznała, że nie jest biologiczną mamą Sally. Omal nie zgubiła szczęki na ziemi, gdy usłyszała prawdę. — Musi być ci naprawdę ciężko. Straciłaś przyjaciół, Sally straciła rodziców… Potworna historia! — powiedziała, próbując złożyć myśli, które rozbiegły się w różnych kierunkach, powoli tworząc spójną historię. — To bardzo szlachetne z twojej strony, że zdecydowałaś się nią zaopiekować. I odważne. Boże, Molly, jesteś naprawdę odważną babką — przyznała, wciąż nie mogąc wyjść z szoku. — Teraz już rozumiem. To bardzo ważne, żebyś stworzyła dom nie tylko dla Sally. Sama również musisz czuć się dobrze w miejscu, w którym żyjesz. To może oklepany frazes, ale szczęśliwy rodzic to szczęśliwe dziecko — dodała, bazując na doświadczeniach, jakie wyniosła z pracy z dziećmi oraz z wielu konfrontacji z ich rodzicami. Zdarzało się bowiem, że niektórzy rodzice kłócili się między sobą, co widocznie odbijało się na dziecku, które w związku z tym przejawiało różne (często nieprzyjemne) zachowania w przedszkolu. Absolutnie się temu nie dziwiła! Niektórzy dorośli nie potrafili skutecznie radzić sobie z problemami, a co dopiero dzieci!
Molly większe szanse miała zaskarbić sobie sympatię młodszych członków Aborygeńskiej społeczności, gdyż byli oni bardziej otwarci na obcych. Starszyzna natomiast wyraźnie opierała się napływowej ludności. — Chyba przede wszystkim musisz być cierpliwa — poradziła, bo nic lepszego nie przyszło jej do głowy odnośnie ułatwienia Molly sąsiedzkich dylematów.
Nikt nie mówi tutaj o ideałach — rzuciła, bo zupełnie nie to miała na myśli. — Dobrze jednak jest się rozwijać. Choćby w pieczeniu — dodała, bo najgorsze – jej zdaniem – było popadanie w marazm. Człowiek stojący w miejscu musiał mieć bardzo, bardzo nieszczęśliwe życie, czego poniekąd Megara była przykładem. Niby doświadczała wielu zmian, ale żadna z nich nie popychała jej na przód, a niektóre wręcz ciągnęły ją w dół.
Sekret tkwi chyba w dobrych kremach. Niektórzy wolą gdy są maślane, inni wolą bazę z mascarpone… Możliwości jest wiele, a ja mam tylko dwie ręce — zaśmiała się. — Poświęcam się więc tylko dla najbliższych. Dla nich torty robię z przyjemnością, bo nawet jeśli coś się nie uda, nie będą mieli mi tego za złe — dodała, nie kryjąc uśmiechu.
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Skąd się wzięła Sally, to było jasne, nie trzeba było opowieści o motylkach i pszczółkach, o latających bocianach, fasolkach ani kapuście. Choć faktycznie, jeśli temat nie wyszedł w rozmowie samoistnie, nie zostało z jakiegoś powodu wspomniane, to pytanie mogło być odebrane źle, jako wtrącanie się w nieswoje życie. Choć istniała szansa na to, że Molly po prostu by uznała, że musiała coś na ten temat wspomnień a ciekawość ludzka była rzeczą normalną. Ona nigdy, przed nikim, w tym przed samą Sally, nie zamierzała udawać, że jest biologiczną matką dziewczynki.
-Nie będę ukrywać, nie było to komfortowe, lecz ważniejsze w tym momencie jest dobro małej, by jak najmniej to odczuła-Może nie była biologiczną matką, więc nikogo by mocno nie zdziwiło, że jej instynkt macierzyński nie był jakoś wybitnie rozwinięty, ale było wręcz przeciwnie. Od pierwszej chwili, jak o tym koszmarnym zdarzeniu się dowiedziała, przestała martwić się o to co ona sama czuje, a trochę tego było. -Oj przestań, bo się jeszcze zarumienię!-zaśmiała się, chcąc sprawić, aby atmosfera pomiędzy nimi nie stała się taka poważna, czy tragiczna. Tak los sobie wymyślił, jednak nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. -Osobiście uważam, że zrobiłam to, co powinnam. Jeśli nie ja, to Sally trafiłaby do kogoś innego. Być może do pełnej rodziny, ale do kogoś, kto nie znał jej rodziców. -wyjaśniła. W Australii system opieki był rozwinięty i państwo interesowało się każdym dzieckiem, chcąc mu zapewnić jak najlepszą rodzinę, czy warunki.
-Tak,  teraz, kiedy wiem, że wszystko jest w porządku, jak się nią zaopiekować, mogę trochę pomyśleć o sobie. Dlatego też cieszę się, że zaproponowałaś wyjście. Mogę pomyśleć też czasem o sobie-przyznała. Złapanie tego balansu między myśleniem o sobie, o przybranej córce, o pracy, rachunkach i milionach innych rzeczy, które w dorosłości trzeba ogarniać było skomplikowane. Chwilami też czuła, ze nie bez powodu natura stwierdziła, że rodzina to dwie osoby plus ewentualne dzieci. No, ale nie zamierzała narzekać, robić z siebie cierpiętnicy czy kogoś, kogo trzeba wychwalać za to, co zrobiła. A przecież to było takie normalne zachowanie, większość ludzi o dobrym sercu zachowałaby się dokładnie tak samo! Nie chciała być uważana za bohaterkę.
-Cierpliwość jest potrzebna do każdego aspektu życia, pieczenia również-zachichotała.  Trzeba czekać aż coś się wychłodzi, upiecze, zsiądzie... A jak się rozkroi zbyt ciepłe ciasto, to kaplica. Megara musiała mieć anielską cierpliwość, skoro wybrała taki zawód i takie hobby.  Pewnie jeszcze lubi układać puzzle!
-Oczywiście, że tak. Należę jednak do tych osób, którym jak coś nie wychodzi, to nie mogą się zmusić do powtarzania ...-dużo osób tak miało, że porażki ich mobilizowały do kolejnych prób, by stać się lepszym. Brunetka jednak do takich osób nie należała. -Rozumiem, bliskich obowiązują zupełnie inne zasady. Tak powinno być w rodzinach-przytaknęła. Najbliższych traktuje się zupełnie inaczej niż kogokolwiek innego. Ich chce się zawsze uszczęśliwić czy zadowolić. -Z pieczeniem ciasteczek poczekam aż Sally będzie mogła mi pomóc....-właśnie wymyśliła i stwierdziła, że to była całkiem miła myśl. I jakiś rok, jak nie dwa spokoju, kiedy mogłaby się wykręcać od pieczenia czegokolwiek!-Macie jakieś zajęcia tego typu w przedszkolu, czy to dopiero w szkole na zajęciach gospodarskich człowiek uczy się takich rzeczy?-zapytała z ciekawością. Ona już mało co pamiętała ze swojej edukacji.

megara w. beveridge 
ODPOWIEDZ